(Odnoszę się do posta Klarki TU (klik). Przeczytanie go ułatwi zrozumienie, o czym piszę.)
Klarka na swoim onetowym blogu opublikowała ostatnio scenkę, której była świadkiem w galerii handlowej. Scenka dotyczyła zachowania rodziców w stosunku do dziecka. Z coraz większym zdumieniem czytałam komentarze, z których wynikało, że niektórzy ludzie kompletnie nie rozumieją, w czym rzecz i co takiego oburzyło autorkę. Osoba podpisująca się jako "mama"(!!) uważa np., że żeby ocenić tę sytuację, trzeba mieć więcej danych, np. czy dziecko choruje kilka razy do roku itp., itd. To bzdura, bo żadne "dane" nie usprawiedliwią zachowania tych rodziców. Klarka musiała włączyć moderację komentarzy pod tym wpisem, bo lobby oburzonych kobiet (!!!) obrzucało ją obelgami.
Stoję po stronie Klarki, czyli tak naprawdę po stronie dziecka. To, co je spotkało, to przemoc (nie ma trafniejszego słowa) w dwóch rodzajach. Która gorsza: psychiczna czy fizyczna? Jestem pewna, że ta pierwsza, choć nie można lekceważyć drugiej.
Wystarczyłoby zamienić w tej scenie dziecko na dorosłego i na wszystkie oburzone spłynęłoby zrozumienie. Spróbujmy. Powiedzmy, że jest pracownik (dziecko), kierownik (tata) i dyrektor (mama) i że lody to premia. Kierownik daje pracownikowi wymarzoną premię. Powiedzmy 10.000 zł. Coś niesamowitego! Wyobrażacie sobie radość pracownika? Niestety zanim ten, rozanielony i szczęśliwy, dobrze przeliczy kwotę, zjawia się dyrektor i krzyczy na pracownika, aby ten natychmiast oddał premię! Natychmiast! Do tego krzyku przyłącza się kierownik. Oddaj - krzyczy, słyszysz, co mówi dyrektor?! Dyrektor podbiega, wyrywa kopertę z pieniędzmi, wyciąga z nich 20 zł i daje pracownikowi. Czy to, że ten - wkurzony i rozczarowany - rzuca tym banknotem na ziemię, kogoś dziwi?
Mnie wcale. Jestem pewna, że nie znalazłaby się ani jedna obrończyni niezrównoważonego psychicznie dyrektora i bezwolnego kierownika. Podniosłoby się larum, głosy oburzenia nie milkłyby. Pracownik poszedłby do sądu i wygrałby sprawę! Czemu w takim razie tak trudno zrozumieć postawione w takiej sytuacji dziecko? Dziecko, które nie rozumuje jak dorosły, więc jest o wiele bardziej bezradne i zagubione.
Jeżeli tak zachowali się jego rodzice w tym wypadku, to nie ma się co łudzić, że w innych zachowają się mądrze i wyważenie. Dziecko z takiej rodziny będzie miało w przyszłości kłopoty ze sobą i być może jak wiele osób nie będzie ich wiązać z przeżyciami z dzieciństwa. Jego ciało, jego umysł będzie o tym pamiętać. Może jak wielu dorosłych cierpiąc w duszy i pijąc, paląc, ćpając, biorąc leki uspokajające, nasenne, antydepresyjne, okaleczając się, hazardując, bijąc swoje dzieci, dręcząc swoją rodzinę, i tak dalej, i tym podobne, a na wszelką sugestię, że to cierpienie wewnętrzne jest wynikiem takich właśnie przeżyć z domu rodzinnego, zareaguje oburzeniem. Powie, że to "atakowanie rodziców", bo oni przecież zadbali o to, by nie wolno było pomyśleć o nich źle. Dziecko z przykładu Klarki nie umie myśleć jak dorosły i choć poczucie krzywdy i niesprawiedliwości jest reakcją najbardziej prawidłową ze wszystkich na to, co je spotkało, to przecież potem usłyszy jeszcze, że jest niedobrym, niegrzecznym dzieckiem, a mamusia i tatuś mieli rację i postąpili słusznie. Takie dziecko pomyśli, że jest złe, że wina leży po jego stronie, że jest w nim.
I ja byłam świadkiem sceny, która wciąż do mnie wraca. W Lidlu tatuś wiózł synka w wózku sklepowym. Mały, powiedzmy 5-letni chłopiec był rozdrażniony, zmęczony, znudzony i prosił o picie. Tatuś miał na to sposób. Mówił „nie słyszę cię, nic nie słyszę, mówisz coś?”. Mały powtarzał głośniej, za trzecim razem już w histerii, a tatuś wciąż trąbił na cały sklep „głośniej, bo nic nie słyszę, głośniej!”. Ta „zabawa” trwała i trwała. Dziecko szlochało zdezorientowane… Mamusia szła obok i próbowała wyjąć dziecko z wózka, ale tatuś usadził ją stanowczym „zostaw go”. Zostawiła. Dziecko płakało, wyciągało do niej rączki, tatuś zadowolony z siebie pchał wózek wypełniony flaszkami z piwem. Matka szła obok jak bezwolna kupka nieszczęścia. Czy odważy się powiedzieć dziecku, że jego ojciec postąpił źle? Wątpię, a to mogłoby małego uratować i pokazać mu, że świat nie stanął na głowie, że jego głos jest słyszalny, że nie stal się niemym dzieckiem i że należy mu się coś do picia, że jego oczywiste potrzeby są ważne i powinny być zaspokajane. Że rodzice powinni dać mu opiekę, chronić go i troszczyć się o niego.
Ten temat jest dla mnie poruszający. Mogłabym tak długo. Całym sercem i rozumem zgadzam się z Alice Miller, która w jednej ze swoich książek napisała w dwunastu punktach kodeks potrzeb dziecka.
1. Wszystkie dzieci rodzą się po to, aby rosnąć i rozwijać się, aby żyć i kochać, wyrażać swoje myśli i uczucia oraz chronić siebie.
2. Do swego rozwoju dzieci potrzebują szacunku i ochrony dorosłych, traktujących je serio, kochających i gotowych do rzetelnej pomocy - aby mogły stać się zdolne do poruszania się w świecie.
3. Kiedy te żywotne potrzeby pozostaną niezaspokojone, a zamiast tego dzieci służą dorosłym do zaspokajania ich potrzeb - są wykorzystywane, bite, karane, nadużywa się ich i manipuluje nimi, są zaniedbywane i oszukiwane - i żaden świadek się temu nie przeciwstawi, to taka sytuacja trwale narusza ich integralność.
4. Normalną reakcją na krzywdę powinny być złość i cierpienie, ponieważ jednak dzieciom w tak raniącym środowisku nie wolno wyrażać swojej złości, a nie da się znieść takiego bólu w pełnej samotności, są one zmuszone tłumić swoje uczucia, wypierać wszystkie bolesne wspomnienia i idealizować krzywdzicieli. Później nie będą pamiętały krzywd, jakie im wyrządzono.
5. Oddzielone od swojej pierwotnej przyczyny, przeżywane przez dzieci uczucia złości, beznadziejności, rozpaczy, tęsknoty, lęku i bólu znajdą w przyszłości ujście w destrukcyjnych działaniach wymierzonych w innych ludzi (przestępstwa, masowe morderstwa) lub w siebie samych (narkomania, alkoholizm, prostytucja, zaburzenia psychiczne, samobójstwa).
6. Jeżeli taki człowiek zostanie rodzicem, będzie często akty zemsty za złe traktowanie w dzieciństwie kierował przeciwko własnym dzieciom, z których zrobi kozły ofiarne. Nadal w naszym społeczeństwie krzywdzenie dzieci - jeśli się je uważa za wychowywanie - jest akceptowane, a nawet poważane. Tragedia polega na tym, że rodzice biją swoje dzieci, aby uniknąć uczuć, których źródłem jest to, jak sami byli traktowani przez swoich rodziców.
7. Jeśli krzywdzone dziecko nie ma zostać przestępcą albo pacjentem psychiatrycznym, najważniejsze jest, aby przynajmniej raz w życiu zetknęło się z kimś, kto wie i nie ma żadnych wątpliwości, że to otoczenie jest winne, a nie bezradne bite dziecko. W tym sensie od poziomu wiedzy lub ignorancji w społeczeństwie zależy to, czy jego życie zostanie uratowane, czy zniszczone. To wielka szansa dla krewnych, pracowników socjalnych, terapeutów, nauczycieli, lekarzy, psychiatrów, urzędników i pielęgniarek - wspierać dziecko i wierzyć mu.
8. Dotychczas społeczeństwo chroniło dorosłych i obwiniało ofiarę. Było współwinne w swojej ślepocie, usprawiedliwianej przez różne teorie, wciąż trzymając się zasad pedagogicznych pradziadków, zgodnie z którymi dzieci są postrzegane jako przebiegłe i złośliwe istoty, opanowane przez złe skłonności, które wymyślają kłamstwa i atakują swoich niewinnych rodziców albo pożądają ich seksualnie. Tymczasem w rzeczywistości dzieci mają skłonność do obwiniania siebie za okrucieństwo rodziców i rozgrzeszania tych, których mimo wszystko kochają i całkowicie zwalniają od odpowiedzialności.
9. Od jakiegoś czasu można już dzięki nowym metodom terapii udowodnić, że wyparte traumatyczne przeżycia z dzieciństwa zapisują się w ciele i poprzez nieświadomą część naszej psychiki wywierają wpływ w dorosłym życiu. Wiemy już, że nawet niemowlę od pierwszych chwil swego życia reaguje zarówno na czułość, jak i na okrucieństwo, i że się ich uczy od samego początku.
10. W świetle naszej najnowszej wiedzy, kiedy urazy z dzieciństwa już nie muszą pozostawać pod osłoną ciemności, nawet najbardziej absurdalne zachowania odsłaniają swoją dotąd ukrytą logikę.
11. Nasze uwrażliwienie na okrucieństwo, z jakim traktuje się dzieci - okrucieństwo, któremu dotychczas powszechnie zaprzeczano - i na jego skutki już niedługo doprowadzi do tego, że przekazywanie przemocy z pokolenia na pokolenie zostanie przerwane.
12. Osoby, których integralność nie została naruszona w dzieciństwie, które były chronione, szanowane przez rodziców i z którymi postępowali oni uczciwie, będą - zarówno w młodości, jak i w dorosłości - inteligentne, wrażliwe, współczujące, otwarte. Będą cieszyć się życiem i nie będą mieć żadnej potrzeby zabijania czy choćby krzywdzenia innych ani siebie. Tacy ludzie będą korzystać ze swojej siły, żeby się bronić, a nie żeby atakować. Nie będą w stanie robić nic innego, jak szanować i chronić słabszych od siebie, również dzieci, ponieważ tego nauczyli się z własnego doświadczenia i ponieważ taka wiedza (a nie doznane okrucieństwa) gromadziła się w nich od początku. Dla nich będzie czymś niepojętym, że poprzednie pokolenia musiały zbudować gigantyczny przemysł wojenny, aby poczuć się wygodnie i bezpiecznie na tym świecie. A ponieważ nie będzie nimi podświadomie kierował impuls bronienia się przed zastraszeniem, którego doświadczyli bardzo wcześnie, będą radzić sobie z obawami i zagrożeniami w dorosłym życiu bardziej racjonalnie i twórczo.
[na podstawie www.alice-miller.com]
Chciałabym dziś z Wami na bieżąco podyskutować, jednak nie mogę tego obiecać. Zapowiada się pracowity dzień. Proszę o wyrozumiałość.
http://www.youtube.com/watch?v=aWWxHm-Wg4A
OdpowiedzUsuńTeoria Łazariewa, bardzo ciekawe spojrzenie na przyczynę wszystkich ludzkich problemów.
Znalazłam przedwczoraj i jestem pod wrażeniem, ale brzmi optymistycznie, że w każdej dziedzinie życia można wiele więcej zrobić, pod warunkiem, że się naprawdę chce.
I.
Osobiście nie lubię takich ogólnych teorii, które obiecują rozwiązanie wszystkich problemów, no i nie widzę związku z tematem dzisiejszego posta. Jest jakiś?
UsuńJa dostrzegłam, ale wczoraj obejrzałam wszystkie odcinki dostępne na you tube.
UsuńPracuję od 30 lat z dziećmi i też ten problem leży mi na sercu. Ale czasem jest tak, że dziecko jest dobrze traktowane, a problemy tkwią w nim samym, i to już w bardzo młodym wieku, kiedy trudno jest mówić o niszczącym wpływie środowiska. Dlatego ucieszyłam się, że są ludzie, którzy szukają "praprzyczyny".
I.
Moim zdaniem nie ma zbyt młodego wieku na niszczący wpływ środowiska. Już niemowlęta odbierają uczucia i emocje, a nawet dzieci w łonie matki. Pewnie, że mogą być różne przypadki, nie wierzę jednak w złe bez powodu dzieci, co nie znaczy, że zawsze powodem jest złe traktowanie przez rodziców. Czasem są to głębsze problemy które niełatwo zauważyć, a jeszcze trudniej naprawić. Przecież ci rodzice też mają swoją przeszłość! Dlatego bardzo bym chciała skupić się na przykładach z dzisiejszego posta. Inaczej łatwo zabrnąć w ślepą uliczkę przypuszczeń i możliwości.
UsuńNo, faktycznie, ja też dziś nie mam siły na szukanie przyczyny zła w ludziach, bo wszyscy wiedzą o tym, ze przyczyną jest bądź całkowity brak miłości, albo jej złe ukierunkowanie (np.na pieniądze lub coś innego). Lekarstwem jest miłość, także wobec tych rodziców. tylko jak ona powinna wyglądać?
UsuńI
Moim skromnym zdaniem, upraszając sprawę, oni powinni pokochać najpierw siebie.
UsuńAle żeby siebie pokochać, trzeba najpierw wiedzieć, czym jest miłość.
UsuńTu tkwi problem, bo niby wszyscy kochają, a świat wygląda, jak wygląda.
Mi się na dzień dzisiejszy wydaje, że "pokochać siebie", znaczy chcieć dla siebie wszystkiego, co jest korzystne. Jeśli kocham swojego psa, to nie dam mu czekolady, która powoduje hemolizę krwi zwierzęcia, ale dam mu to, co mu służy. Również kochanie dzieci niestety nie powinno wiązać się z zaspokajaniem tylko ich zachcianek. Zachcianki spełnia się najłatwiej i najszybciej otrzymuje się w nagrodę czyjeś zadowolenie. Matki kupują dzieciom na śniadanie czipsy i colę i twierdzą, że bardzo kochają swoje dzieci. Wiedza na temat śmieciowego jedzenia nie pomaga, ludzie jej nie chcą po prostu przyjąć. Miłość jest uczuciem, a wiedza i uczucie to dwa różne gatunki.
I.
Przeczytałam tekst Klarki. .
OdpowiedzUsuńMamy odpowiedź skąd się biorą niesforne, nbiewychowane maluchy! Czasami największym problemem dla dziecka są włąśnie jego rodzice. Serdeczności.
A mój przeczytałaś, DD?
UsuńJest on o tym skąd się biorą skrzywdzone dzieci, z których wyrastają potem nieszczęśliwi i agresywni dorośli. O tym jak brak nam empatii w stosunku do małych ludzi.
Nie wszystko jest jednoznaczne...
OdpowiedzUsuńI tu masz rację.
Mam dość Rodziców wychowujących źle dzieci ,
a następnie rozczulania się nad dorosłymi , bo mieli ciężkie dzieciństwo.
Ostatnio jechałam tramwajem, gdzie chamski nastolatek zachowywał sie skandalicznie.
Gdzie maluch siedział a mamusia stała ...
Za parę lat będzie następny cham...
Mam dość malucha , który jak przychodzi z wizytą do nas to lata dosłownie po ścianach
demolując wszystko co się da i którego wyrzucono z 3 przedszkoli.
Chyba bardzo dużo Rodziców nie umie wychowywać swoich dzieci
a wolność w wychowywaniu poszła za daleko...
Współczuję tym , którzy mają doczynienia i muszą żyć z takimi rodzicami i ich dziećmi.
Dziwi mnie to wszystko, bo tyle programów w TV jak wychowywać dzieci,
tyle podręczników do przeczytania,
Dostęp do wiedzy szeroki i głęboki jak ocean a wychowanie dzieci o wiele gorsze niż kiedyś niestety...
W moim poście przedstawiłam swoje stanowisko, które wobec opisanych scenek jednoznaczne.
UsuńPoruszyłaś, Krysiu inne tematy, oczywiście też ważne, dziś jednak chciałabym się skupić na empatii wobec dziecka, o wyobrażeniu sobie tego co czuła dwójka tych maluchów i wykrzesaniu z siebie współczucia. Z tak traktowanych dzieci wyrastają potem chamscy nastolatkowie, o których pisałaś. Muszą oddać agresję, która dostali.
Bardzo zgadzam się z tobą, że jest teraz ogrom wiedzy, która jest dostępna i można zmienić swój schemat, można nie podawać dalej tego co się dostało, bo nic nie bierze się znikąd.
Niestety najpierw trzeba by wychować tych rodziców...
UsuńCo jest nierealne..
A poruszyłam inne tematy,
bo akurat ostatnio przejechałam się tramwajem w godzinach szczytu no i zjeżyłam się..
Współczuję dzieciom, ale moje współczucie niczego nie zmieni...
Myślę ,że to jest szerszy problem, dlaczego tak się dzieje..
Rozumiem, że cię to wkurzyło i nic dziwnego. :)
UsuńA współczucie zmieni tylko tyle, że z nim może ludzie będą łatwiej dostrzegać takie sytuację i reagować, choćby to było tylko "gapienie się".
Jasne, że to szeroki problem, nie sposób tu omówić tego, co zawierałyby tomy opracowań!
Pozdrawiam serdecznie :)
Ludziom po prostu brakuje empatii. To widać po sposobie traktowania własnych dzieci, zwierząt , osób o innej orientacji. Nie trzeba czytać wielu mądrych ksiażek. Wystraczy patrzeć sercem. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTak, brakuje empatii i szacunku do własnych dzieci, a bez tego nie ma mądrej miłości.
UsuńGosiu, posłużyłaś się świetnym przykładem dyrektora/kierownika/pracownika, trudno o lepszy i bardziej obrazowy. Takie to proste przecież. Codziennie widzę takie obrazki - tutaj na wsi może jeszcze gorsze. Poniżanie dziecka, mówienie źle o nim samym i w jego obecności, naśmiewanie się z niego w celach "wychowawczych" - że gupie takie, rysować nie umi, że gupie, bo psa się boi, a jeśli niegrzeczne, to tym psem się je straszy, a potem wrzeszczy się na nie, że gupie, bo przecież tyn pies ci nic nie zrobi, lanie jest na porządku dziennym. Dziecko na każdym kroku dostaje sprzeczne komunikaty. Jakie współczucie? Zawsze wtedy pada argument: ja w jego wieku tego nie miałem(-am), ma wszystko i jeszcze mu źle. Itd. itd. Sąsiad do 5-letniego syna wrzeszczy tak: Damian, ku... jak jeszczy roz to cię zaje... Ale chyba zboczyłam nieco z tematu.
UsuńWcale nie zboczyłaś. Jesteś w temacie. Opowiadasz jak się z pokolenia na pokolenie przekazuje się przemoc i skąd się biorą potem nieszczęśliwi ludzie. Straszne, przykre, tragiczne.
UsuńChodziło mi o poniżanie, wyśmiewanie, co też jest poniżaniem, dyskredytowanie dziecka w oczach innych i własnych, co na przyszłość dziecka rokuje koszmarnie. Nie tylko na wsi, oczywiście. Tutaj to bardziej widać, nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, że coś jest nie halo.
UsuńCzy człowiek dorosły pozwoliłby, aby ktoś mówił o nim takie rzeczy? Że głupi, czytać nie umie, brudasem jest i nie wiem, co jeszcze? Jeśli ten dorosły dostał to w dzieciństwie, to po prostu przyleje komuś. I niekoniecznie będzie to ten ktoś, kto wkurzył go bezpośrednio. Agresję przeniesie na kogoś słabszego.
Dokładnie tak! Tak jak mówi punkt 9 listy Alice Miller - psycholog, która o tym trąbiła już 20 lat temu. O tym jestem przekonana! To też jest przemoc: poniżanie i wyśmiewanie.
UsuńAgresję takie dziecko odda, pewnie swoim dzieciom i swojej żonie/mężowi, albo same sobie zrobi kuku...
Zapomniałam dodać, że ten od "Damian, ku..." to żadna patologia, to tutejsza norma. "Normalna" rodzina.
Usuń"Normalna, ku..."
UsuńJeszcze jedno, zgodność i konsekwencja rodziców. Jak mama nie pozwala to tata też i odwrotnie. Czasem nóż się w kieszeni otwiera, kiedy widzę jak rodzice odzywają się do dziecka po prostu chamsko. I co się potem dziwić?
OdpowiedzUsuńDzieciaki świetnie obserwują i czerpią wzorce z otoczenia, można to wykorzystać, ale trzeba chcieć.
Zwróciłaś uwagę na zdanie z posta Klarki: "tata, który siedział obok, zwrócił mu uwagę – uważaj, żebyś się nie popaprał. Dziecko odparło – uważam, przecież nie jem jak świniak."? Ktoś go nauczył, że je jak świniak. dzieci szybko się uczą :)
UsuńSzczerze mówiąc masz Ewo rację, ta konsekwencja, tak przez pedagogów wychwalana, też może mieć zgubne reperkusje.
UsuńBo można też nie zawsze zgadzać się ze sobą, tak w życiu bywa, ale da się to przeprowadzić uczciwie wobec dziecka. Po prostu.
UsuńPoczątkowo myślałam, że napiszę coś innego... Na koniec do tego wrócę.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie, bez dwóch zdań, zachowanie rodziców z posta Klarki i tych z Lidla jest oburzające. Jeśli ten zabawiajcy się tatuś chciałby pić to co by zrobił? Podszedł do półki z napojami i by się napił! A dziecko, co? Gorsze? Nie musi? :/ I co to za durna zabawa - głośniej, głośniej! Boszeeee.... Matka boi się ojca dziecka, że nie może zareagować? Dramat :(((
W poście Klarki dodatkowo zadziwił mnie brak porozumienia między rodzicami. Czy mąż nie wie, że żona nie chce dawać synowi loda?? Czy ona mu nie powiedziała? A może on nie chciał usłyszeć? A może żonie chciał zrobić na złość, albo pokazać synkowi, że "to ja jestem tym dobrym rodzicem!". Poza całą okropnością wobec dziecka, oburzyło mnie właśnie to! Brak porozumienia między dorosłymi ludźmi.
Pomijam fakt, że ja osobiście starałabym się małemu dziecku nie dawać słodyczy i lodów. No ale to już inny temat i moje osobiste zdanie.
A co chciałam napisać na wstępie?
Mam koleżankę, mamę 3-letniego dziecka. My znamy się niemal od zawsze i oni tworzą dobrą i szczęśliwą rodzinę. Choć żywienie dziecka mnie oburza, a rodzice nie przyjmuję żadnych sugestii i argumentów... Jednak córka jest często baaaardzo pobudzona (kwestia karmienia słodyczami?) i naprawdę ciężko ją ogarnąć i nad nią zapanować. Zdarza się, że na ulicy rzuca się na ziemię i krzyczy w niebogłosy. Koleżanka czasem traci cierpliwość i nerwy, daje klapsa. Potem ma wyrzuty sumienia.
Wiem, że to złe, ale wiem też, że koleżanka po prostu nie wytrzymuje. W życiu nie chciałabym się tak zachować wobec dziecka, ale jak się zachowam gdy będę je miała i nadejdzie taka sytuacja?
Pomijam fakt, że warto by było poczynić jakieś kroki, by dziecko było spokojniejsze... Niech rodzice zaczną od siebie wymagać!
Moja mama wspomina jak byliśmy mali i jej tata mówi do niej "podoba mi się, że swoje dzieci traktujesz podmiotowo". I chyba o to w tym wszystkim chodzi. :)
UsuńTo nawet nie chodzi o to, czy dał czy nie dał pić dziecku, a o to znęcanie się nad nim poprzez udawanie, że go nie słyszy. Kurczę, wyobrażam sobie, że chcę coś powiedzieć ważnej dla mnie osobie, a ona mnie tak brutalnie lekceważy. Dorosły, asertywny człowiek wzruszyłby ramionami, popukał się w głowę i poszedł sobie, ale już mniej pewny siebie wściekł by się i poczuł zlekceważony, cierpiałby. Dziecko jest bezbronne jeśli robi mu to własny rodzic. Może tylko wyprzeć te uczucia, zamienić je na inne najczęściej destrukcyjne dla siebie.
UsuńJa, w tym poście, wczuwam się w sytuację dziecka, nie chcę zajmować się tym czy rodzice mają rację czy nie, co nimi powoduje, nie chcę ich oskarżać czy bronić. Zawsze można wszystko rozwodnić i pozbawić znaczenia mówiąc, że nikt nie jest idealny i tego typu ogólnikami. Twoja koleżanka, mimo, że da klapsa czy krzyczy wcale nie musi krzywdzić swojego dziecka. Wystarczy, że ma potem refleksję i przeprosi (jeśli faktycznie czuje, że powinna), powie, że zachowała się niewłaściwie, wytłumaczy dziecku czemu się uniosła. W ten sposób świat dziecka wróci na swoje miejsce. Najgorsze to w takich sytuacjach (a zdarzają się one każdemu) zwalać winę na dziecko i utwierdzać je, że to ono jest źródłem zła, uczyć, że tak się reaguje na problemy. Ono nie rozumie, że zrobiło coś niewłaściwego jak np. chciało dokończyć loda i chciało się napić.
Jeśli więc tak się zachowasz, a pewnie tak będzie, to jest wyjście. Uczciwość i szacunek obowiązuje też w stosunku do własnych dzieci.
Kluczem jest tu moim zdaniem zwrot zawarty w pkt. 12 kodeksu z posta "z którymi postępowali oni uczciwie". Tacy ludzie są potem szczęśliwymi ludźmi. Alu, o Ciebie nie martwię się wcale! :))
"podoba mi się, że swoje dzieci traktujesz podmiotowo"? Toż to klasyczny przykład "czarnej pedagogiki! Muszę o tym napisać. :))
UsuńTak Gosiu, wiem, że wczuwasz się w sytuację dziecka. Mnie dodatkowo uderzyło jeszcze coś i musiałam o tym wspomnieć. :)
UsuńTak, koleżanka żałuje i ma świadomość, że tak nie powinno być. I to jest ważne. Masz rację :)
Cieszę się, że o mnie się nie martwisz. :)))
A drugiego komentarza nie rozumiem. Podmiotowo, a nie że jak przedmiot. Tylko jak człowieka, równego sobie partnera, z którym się po prostu rozmawia. Ja ten komentarz mojego dziadka odbieram bardzo pozytywnie. :) Cieszył się, że mama z namii rozmawia, a nie wydaje nakazy i zakazy.
No to mój błąd, bo ja zrozumiałam "przedmiotowo" i byłam zdziwiona, bo znam twoja więź z Ajwonką, a tu jej tato i takie kwiatki! Co ślepy nie doczyta, to wymyśli, wybacz, Alu, wszystko cofam! :))
UsuńA o czarnej pedagogice napiszę i tak :)
Buziaki :)
Uff! :)))) Bo wiesz, mój dziadek to był równy gośc i zawsze jak o nim wspominam mam łzy w oczach, bo za wcześnie zmarł. Miałam 10 lat.
UsuńNapisz koniecznie, jestem ciekawa. :)
A masz (bo zapewne znasz) książkę "Żyj wystarczająco dobrze"? To tak abstrahując od dzisiejszego tematu. Jest bardzo fajna. :)
Buziaki :)
Nie znam, ale bardzo podoba mi się tytuł. Już nawet sama na to wpadłam, że wciąż od siebie wymagam, że chciałaby to i tamto, że być taka i owaka, a jak sobie kiedyś wyobraziłam, że wyrzucam to od siebie to od razu poczułam wolność i wyprostowałam ramiona. Tylko, że wciąż jest to cholerne "ale"...
UsuńW takim razie polecam Ci tę książkę. To zbiór wywiadów z róznymi psycho i innymi terapeutami. Tematy przeróżne. Np. Jak być szczęśliwym. Tematy wyjaśnione i opisane po ludzku, fajnym językiem. Każdy w każdym wywaidzie znajdzie coś z siebie i dla siebie. ;) Ja nie mam dobrej pamięci, więc "powinnam" co jakiś czas wracać do tej książki. :)
UsuńNo i właśnie, sam tytuł jest fajny - wystarczająco dobrze. Nie super dobrze. Nie wymagać tyle od siebie, a będzie to poczucie wolności. :)
Gosiu, temat rzeka. Zgadzam się z Tobą, zgadzam się z Klarką. Miałam dobre dzieciństwo, ale pamiętam KAŻDĄ chwilę, w której moi rodzice nie radzili sobie ze sobą i swoimi emocjami. Myślę, że większość z nas ma takie wspomnienia i nie jest to nic przyjemnego. Klarka dobrze zrobiła, wpatrując się w tę rodzinę, bo w ten sposób dała sygnał, że coś jest nie tak, że ktoś się temu przygląda, może dała jakiś impuls do zastanowienia się. Nie wiemy, jaka ta rodzina jest na co dzień, w jakim znajdowali się momencie, można oceniać tylko tę konkretną sytuację, która oczywiście nie powinna mieć miejsca. Być może jednak, spojrzenie Klarki pociągnęło za sobą coś dobrego, czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak nasze z pozoru nic nie znaczące gesty wpływają na innych ludzi. Otwarta interwencja z kolei mogłaby spowodować coś odwrotnego, bo rodzice mogliby poczuć się zaatakowani i to mogłoby odbić się (znowu) na dziecku.
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy czytałaś książkę Jolanty Kwiatkowskiej "Przewrotność dobra". Jeśli nie, bardzo Ci ją polecam. Autorka doskonale pokazała, jaki wpływ na dorosłego człowieka ma to, czego doświadcza w dzieciństwie.
Błędy popełnia każdy. Problem w tym, że wielu rodziców nie zdaje sobie z tego sprawy i to, co jednych jest powodem do wstydu, dla drugich - normą, ba, wręcz dumą czasami. Dorosły za uderzenie dorosłego odpowiada przed sądem. Za zwyzywanie również. Za uderzenie dziecka, za przemoc psychiczną, właściwie nie grozi nic (przynajmniej w praktyce), a jeszcze inni przyklasną, bo robią tak samo. Tu nie chodzi o bezstresowe wychowanie, tylko o zwykłą godność drugiego człowieka. Co włożymy, to i wyciągniemy. Jeśli chcemy mieć w przyszłości fajnych, dobrych dorosłych, musimy im zapewnić fajne i dobre dzieciństwo.
Nie czytałam. Koniecznie to nadrobię. Agnieszko, zawarłaś w swoim komentarzu sedno i w całości się z Tobą zgadzam. Ci dorośli, którzy są dumni jak wspaniale wychowali swoje dzieci np. bijąc je pewnie sami byli bici i mówią "ojciec mnie bił i wyrosłem na porządnego człowieka" nie biorą pod uwagę, że porządni ludzie nie biją dzieci.
UsuńGdzie tu szacunek, ochrona, traktowanie serio, o którym mowa w zacytowanym przeze mnie kodeksie.
Do swego rozwoju dzieci potrzebują szacunku i ochrony dorosłych, traktujących je serio, kochających i gotowych do rzetelnej pomocy - aby mogły stać się zdolne do poruszania się w świecie.
Bezstresowe wychowanie. To przecież powinno być normą. Tak, jak i bezstresowe życie. Niestety, życie to nie bajka.(Choć niekiedy "jebajka".)
UsuńI wcale nie chodzi mi o gloryfikację tego komunału "bezstresowe wychowanie".
Bezstresowe wychowanie jest, moim zdaniem, ogromnie krzywdzącym sposobem wychowywania dzieci.
UsuńCzytałam tamte komentarze i sama się dopisałam.
OdpowiedzUsuńKrew mnie zalewa z jednej strony, z drugiej przerażona jestem, że ludzie niczego nie rozumieją.
I tak nie rozumiejąc, wychowują dzieci, i kolejne pokolenia, i kolejne i tak dalej...
Amen! Tak własnie jest.
UsuńZ dzieckiem można się dogadać ,pod warunkiem ,ze od samego początku traktuje się je jak człowieka ,nie zabawkę albo intruza .Już niemowlę ma barometr prawdziwości uczuć .Rozgryza nas bardzo szybko i widzi znacznie więcej ,niż chcemy pokazać .Jeśli co innego mówimy a co innego robimy pojawia się bunt .
OdpowiedzUsuńSzczerość i szacunek -to filary .Potem trzeba znaleźć złoty środek .I pogodzić serce z rozumem :)
Dziecka nie trzeba uczyć miłości -ono to potrafi ,trzeba NIE UCZYĆ go nienawiści .
Trochę się zmieniło w tym pokoleniu ,Nasz czas ...Ograbiamy z niego nasze dzieci .
Tyle mojego ple ple ple ...:)
To ple ple bardzo zgodne z moimi myślami, dziękuję, Ewo. :)
UsuńBo nie reagujemy. Wystarczy tylko popatrzeć a czasem słownie dezaprobatę okazać, to dużo daje. Empatię okazała kuzynka, widząc jak mamusia z kilkulatkiem płaczącym uczepionym spódnicy poszturchiwanym by szybciej leciał do przedszkola się spóźni. doszła z tyłu i wysyczała, cytuję dosłownie: "a w mordę i nożem gówniarza, się chciało z chłopem sypiać ale dzieci się nienawidzi i dupy pięć minut wcześniej z wyra nie chce podnieść". Kobita szła już spokojnie i co chwila się oglądała czy szalona baba znów do niej nie doleci. :) Moją reakcję w Sel Grosie opisywałam już gdzieniegdzie. Tatuś na delikatne coś, ciche bo nie było słychać słów chłopca tak gdzieś 9 latka na oko, dopadł i wykręcił mu ucho z całej siły aż się dziecko łzami zalało. Dopadłam faceta ale uciekł a Sel Gros duży nie znalazłam a chciałam tylko dokończyć co zaczęłam. Mamusi się trochę dostało ale to jakieś ciepłe kluchy bo tylko pocieszała i to po cichu. No cóż bardzo słodka to ja nie jestem i bywam niemiła także dla dzieci, pasem przylałam bardzo porządnie od serca, w wypięte cztery litery gdy mi furtkę do ogródka kopniakiem zniszczył taki gdzieś 12 stolatek, myślał że nikogo nie ma w domu, bo się przy tej furtce tyłkiem do góry położył. Tatusiem straszył uciekając a leciał prędko bardzo, przyznaję że mocno dostał bo zamach wzięłam spory. :) tutaj uznałam że to też empatia z mojej strony była, zanim zniszczy w przyszłości się zastanowi. Koleżanek synowie się mnie bali i nie lubią do dziś, mimo że to chłopy po trzydziestce. Matkę jednemu popsułam :) wyśmiewając się że pięciolatkowi wiąże sznurowadła. Gosiu żebyś Ty widziała wzrok tego chłopca, jak na mnie patrzył a miał wtedy tylko pięć lat. Doskonale rozumiał że manipulować już nie będzie tak łatwo. To też empatia według mnie. Dlatego uważam ze reagować trzeba zawsze czasem po tej a czasem po tamtej stronie.
OdpowiedzUsuńNo to ja już rozumiem dlaczego ten komentarz zniknął na dole... Elu, jesteś niemożliwa :))
UsuńZ Ciebie to taki Superman w spódnicy! :))
Bardzo chciałabym odnosić się dziś tylko do tych konkretnych sytuacji, bo zaraz dyskusja nam się rozniesie na i wypłynie na szerokie wody! :) Chciałabym pokazać co uważam za przemoc, że to nie tylko bicie, ale też takie traktowanie dzieci, jak opisałam wyżej.
Czytałam kilka dni temu wpis u Klarki i niektóre komentarze i nie dowierzałam, że to możliwe, żeby te mamy, jeśli to były mamy, były aż tak niemądre, żeby nie użyć dosadniejszego określenia. Bo o ile jest raczej oczywiste, że każdy z nas popełnia, także w wychowywaniu dzieci, błędy, to już kuriozalne się wydaje, że nie potrafimy wyciągać wniosków z tak jasno pokazanych przykładów. Jeśli nawet w takich sytuacjach nie przychodzi refleksja, to sytuacja wydaje się beznadziejna. Chociaż nie - takie wpisy jak Twój dzisiejszy to przecież gotowe wskazówki, jak postępować z dziećmi. Dość ogólne, ale można je zastosować w każdej niemal codziennej sytuacji. I tego życzę sobie i innym.
OdpowiedzUsuń♥
Kłopot w tym, że żadne wpisy, książki poradniki nie mogą przynieść skutku jeśli się takie rzeczy nosi w sobie i nawet się nie wie, że przekazuje się swoje traumy następnemu pokoleniu.
UsuńW tych sytuacjach można było zachować się całkiem inaczej chcąc zabrać dziecku loda, czy nie dać mu w tym momencie pić. To nie było trudne!
♥♥♥♥♥
Jasne, ale przecież takie wpisy i dyskusje otwierają nam oczy - jeśli tylko czytamy je z jakim takim zrozumieniem. I jeśli jesteśmy otwarci na przyjmowanie tego, co w gruncie rzeczy jest dość zrozumiałe i oczywiste.
UsuńOczywiście, Jolu. Oby tak było. Ciekawe czy jest ktoś kto mógłby wziąć w tych sytuacjach stronę rodziców, nie widzieć, że powinni zachować się inaczej chcąc osiągnąć swoje cele... I zanim skończyłam to pisać, to przypomniałam sobie, że tak, przecież u Klarki takie kobiety się znalazły!
UsuńPrawdę powiedziawszy, ta szkodliwość lodów jest stanowczo przereklamowana. Pediatra moich dzieci polecała zimną wodę (gazowaną!) w przypadku zapalenia gardła. Mnie też intuicyjnie się wydaje, że w takich razach bardziej szkodliwe byłyby napoje gorące.
UsuńZ moich (jakby nie było, wieloletnich:) doświadczeń wynika, że lody jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
No tak, Errato :) Ale może i to dziecko nie powinno jeść lodów. Czy rodzice mogli to załatwić inaczej? A może lepiej, aby je zjadło niż nauczyło się, że można nie liczyć się z jego uczuciami i że ono staje się powodem konfliktu między rodzicami? Że można je szarpać? Kiepski to efekt nawet jeśli uniknęło anginy.
UsuńSzczerze mówiąc, nie pamiętam kiedy i czy widziałam podobną scenkę. Na pewno widziałam tylko już nie pamiętam. Może nie spodoba się to co teraz powiem, ale to wynika z moich obserwacji. Mieszkam za granicą. Tutejsze dzieci może i są rozwydrzone, może za bardzo swobodnie wyrażają swoje uczucia. Ale jedno co rzuca się w oczy - jeśli widzi się matkę szarpiącą dziecko za rękę (a już nie daj boże dającej klapsa w tyłek) to ze 100-procentową pewnością będzie to matka z Polski, albo z Rosji, bo takie też widziałam. Brytyjskie dzieci nie muszą się pilnować żeby nie pobrudzić koszulki albo nie rozmazać loda na całej buzi, bo nikt na nie za to nie nakrzyczy. Dziecko z plamą na kolanie czy roczochrane po zabawie to nie powód do wstydu, tutaj nie zabrania się dzieciom biegać, skakać, czy krzyczeć. Oczywiście, stosownie do sytuacji, bo przecież nie krzyczy się w muzeum. Jak dziecko chce się napić to się bierze butelkę z półki i daje dziecku, przecież się zapłaci za to przy kasie, jak dziecko nie chce jeść to się go nie zmusza, przecież z głodu nie umrze.
OdpowiedzUsuńSytuacja z posta Klarki - jakoś mam wrażenie że ci rodzice widząc kobietę wpatrującą się w nich nagannnie wcale nie pomyśleli że to ni coś źle zrobili, daję głowę że obwiniali za wszystko dziecko, bo gówniarz się drze niepotrzebnie, co za debil, taki wstyd...
Podobnie w Niemczech. Tu reaguje sie na zle traktowanie dzieci. Jest przepis prawny zakazujacy przemocy wobec dzieci, przed przyjeciem ktorego Polska sie wzdraga, bo to gendery i rozpusta. Dziecko ma byc wlasnoscia rodzica i mozna je nawet zabic, bo mamusia ma stres. Tatusiowi nie podskoczy, bo sama oberwie, wiec przelewa frustracje na dziecko, bo ono sie obronic nie moze.
UsuńA potem polskie mamuski na emigracji dziwia sie i skarza, ze im dzieci zabrano bez powodu(?).
Iwono, nie tylko podoba mi się co napisałaś, ale nawet myślę tak samo jeśli chodzi o przypuszczenie jak zareagowali ci rodzice z posta Klarki. Pewnie jeszcze zwalili całą winą na tego chłopca co chciał być taki grzeczny, że nawet "nie jadł jak świniak"... Ile to zdanie mówi o jego uczuciach!
UsuńPojęcie przemocy wobec dziecka jest wg wielu zawężone do katowania go, podczas gdy to, co opisałam to też przemoc. Groźna w skutkach, obrzydliwa. Mam nadzieję, że coraz więcej osób dostrzega to i u nas, bo przepisy przepisami, ale ważne aby i w zaciszu domów nie działy się takie sceny.
UsuńTeraz zwróciłam uwagę, że mam w poście dwa przypadki. W pierwszym tatuś nie podskoczył mamusi, a w drugim odwrotnie.
Przesadne reakcje na brudzenie się dziecka mają swoje zaszłości w postaci długoletniego zacofania naszego społeczeństwa. Nie tak łatwo bowiem przychodziło utrzymać czystość (która w sposób wizualny świadczyła o standardzie) w przypadku braku odpowiednich warunków domowych i nowoczesnego sprzętu. Kiedyś było tak również i w Anglii, tylko dawno zdążono o tym zapomnieć.
UsuńZawsze powtarzam, że nic tak nie demoralizuje ludzi, jak bieda.
Pewnie tak jest, jak piszesz, Errato, tylko znowu ja nie widzę tu problemu czy ktoś jest wrażliwy na brudzące się dziecko, na kwestie jego postrzegania czystości, tylko w tym jak na to reaguje. Można to zrobić na wiele sposobów, z których wiele jest niedestrukcyjnych.
UsuńIwona, nie wiem gdzie mieszkasz,ale we Francji to Francuzki wymierzaja swoim dzieciom policzki, nagminnie. Nie Polki.
UsuńMam mieszane uczucia na temat dzisiajszego posta... W moim otoczeniu jest rodzinka z dziecmi " z piekła rodem" - i mimo,że dzieci są w wieku 7-10 to nie one sa ofiarami, o nie ... Może to wynika z mojego zbyt małego doświadczenia, ale nie wiedziałabym jak wytłumaczyć krnąbrnemu 7- latkowi że nie powinien wychylać się z okien na wysokich piętrach. A ten im wiecej się mówi tym lepszy ma ubaw i tym skrzętniej wisi za oknem.Sorry, ale ja bym dała klapa.Jak nie boi się, że skręci sobie kark, to niech przynajmniej boi się klapsa.
OdpowiedzUsuńAgnieszka z Ż
I dobrze, że byś dała klapa! To może by zadziałało. Te dzieci jakoś się tego nauczyły, nie urodziły się takie. Wiedzą do czego można się posunąć. Może to właśnie są efekty wychowania bezstresowego, które nie ma nic wspólnego z mądrym uczeniem dziecka życia. Może, bo oczywiście nie będę nic wyrokować nie znając sytuacji. Jakoś jednak nie wierzę, że to się wzięło tym dzieciom z powietrza.
UsuńNo i czego dotyczą Twoje mieszane uczucia, Agnieszko? Co takiego w dzisiejszym poście je powoduje?
Ale tu (u Klary i P. Agnieszki) widzę dwie różne sytuacje.
UsuńStąd i reakcje mądrych rodziców powinny w obu być różne.
Może powiecie, że ja zawsze wsiadam na swego ulubionego konika, lecz do znudzenia będę powtarzać, że (prawie) wszystkie nieszczęścia i wynaturzenia biorą się z biedy i zacofania. Tudzież z braku odpowiedniego poziomu edukacji. Co praktycznie ze sobą się wiąże.
OdpowiedzUsuńRodzice z powyższych przykładów nie wyglądali na biednych ani zacofanych, mimo to zgadzam się z Tobą, że te rzeczy mają wielki wpływ na wszystko.. Można jednak być milionerem profesorem, a i tak dręczyć swoje dzieci. Tu raczej przydałaby się obowiązkowa terapia, np taki przedmiot w szkole, indywidualne zajęcia, dla wszystkich :)
UsuńErrato osunęłam Twój komentarz niechcący. Powtarzam go tu:
OdpowiedzUsuńEmpatia to bardzo przydatne narzędzie oddziaływania. Tylko jest wielką sztuką, by trafnie jej używać.
Starałam się empatycznie pokazać na przykładzie pracownika/kierownika/dyrektora jak poczuło się to dziecko. Użyłam jej trafnie, Twoim zdaniem? :))))
Usuńdziękuję Ci, to mi było bardzo potrzebne, czasem pod wpływem komentarzy wątpię w siebie i mówię "po co to robisz, i tak nikt nie zrozumie a tylko znów dostaniesz".
OdpowiedzUsuńKlarki, ja też się gapię jak Ty. Czasem nawet coś powiem, za co otrzymuję ... 'szczególne podziękowania'. Masz bystre oko, sprawny język i odwagę!
UsuńJa na Twoim miejscu nie ograniczałabym komentarzy, te skrajne właśnie wnoszą wiele w dyskusję. One nie uderzają w Ciebie ale w problem tym jaskrawiej im komentarz jest napastliwszy :))).
Ostatnio czytałam jaką burzę medialną (u mnie, nie w Polsce) otrzymała sprawa upomnienia rodziców wrzeszczącego, kopiącego wszystkich dziecka w sklepie przez kasjerkę, która zrobiła to na prośbę innych klientów sklepu. Zawsze jest wiele stron i aspektów.
Jestem bardzo ciekawa tej burzy medialnej! O co chodziło?
UsuńKlarko, są nierozumiejący, rozumiejący i prawie rozumiejący. Tym nierozumiejącym niewiele pomoże, ale tym prawie rozumiejącym może tak? Może Twoje wgapianie się sprowokuje jakąś refleksję? I ci prawie rozumiejący z komentarzy pod Twoim postem może zaczną coś kumać? Zamienią się w rozumiejących? To byłoby ogromne osiągnięcie, dlatego nie przestawaj.
OdpowiedzUsuńHana ma rację. Nie przestawaj, Klarko.
UsuńUważam, że obie macie rację I Ty Gosiu i Ty ,Klarko. Opisane przez Was przypadki są obrzydliwe i tylko pokazują, jak ci rodzice nie nadają się za bardzo do tej roli. Mają dzieci, bo tak wypada, bo kto poda tę szklankę wody na łożu śmierci, albo najzwyczajniej się wpadło i co teraz? Do schroniska trudno oddać, w lesie się nie zostawi, bo sprawa się rypnie i pójdą siedzieć, tak samo z samochodu na drogę też wyrzucić ciężko, bo - jak wyżej. Te konkretne przypadki nie powinny mieć miejsca.
OdpowiedzUsuńWiadomo, dzieci potrafią człowieka do szału doprowadzić, ale tu nic takiego nie miało miejsca. Chyba. Szkoda, że nie ma kursów "prawa jazdy do bycia rodzicem". Bo to, że ktoś jest dorosły, to nie oznacza, że dojrzały.
Lidko te kursy to powinny być spotkania z psychologiem, aby przypomnieć sobie jak cierpieliśmy/jak nam było przykro z powodu pewnych zachować rodziców i nie robić tego swoim dzieciom.
UsuńOczywiście, każdy powinien je mieć. Słusznie napisałaś, Gosiu, w celu przypomnienia sobie, co nam sprawiało przykrość jako dzieciom, żeby swoim tego nie robić. Żeby mieć świadomość tych uwarunkowań, a to już jest bardzo dużo.
UsuńDobrze, że już nie muszę wychowywać małych dzieci......
OdpowiedzUsuńTwój przykład Gosu jest bardzo dobry, poprzez odwrócenie ról, kto jeszcze nie zrozumiał o, co chodziło Klarce może teraz zrozumie.
Takich przykładów, jak opisuje Hana to nie mam na szczęście okazji obserwować, ale widuję czasem inne...np. nie idź tam, bo tam jest wilk, lis, wąż....a chodzi zwyczajnie o to, żeby dziecko się nie oddalało, albo, żeby nie wlazło w miejsce, gdzie sobie może zrobić krzywdę. Zastanawiam się, po co przywoływac tego nieistniejącego wilka, lisa, węża, zamiast wytłumaczyć dziecku prawdziwy powód??? Że mamusia cię nie widzi i się będzie martwić, albo, że tam są ostre narzędzia i można sobie zrobić krzwdę. Zwracałam nawet uwagę, że to bez sensu, bo po jakimś czasie taki rodzic w oczach dziecka przestaje być wiarygodny, dziecko pierwszy raz nie pójdzie, ale ciekawość dziecka jest ogromna, więc łamie zakazy, a tam żadnego wilka nie ma. Więc, co? Tata, mama kłamie.............
Gorzej jest w przychodni, straszy się dziecko, które np. biega po przychodni, że "pani zrobi zastrzyk" i takie dziecko jak przychodzi do zastrzyku wpada w histerię, bo przecież straszono go tym czymś okropnym. Teraz, gdy się boi okazuje się histerykiem, który przesadza, bo "zastrzyk nie boli". Ciężko jest być dzieckiem!
UsuńZapominamy, ze dzieci to mali ludzie.
OdpowiedzUsuńMnie , tez sie zdarzylo zapomniec. I tego sie wstydze.
Gosiu przyklad z Lidla, bosz....to moglby byc ktos, kogo dobrze znam. Znalam. Tak traktowal swoje i inne dzieci. Brrr.
Każdemu się zdarzyło. I ja rozumiem teraz więcej niż kiedyś. Też się wstydzę, przybij piątkę, Kasiu :)
UsuńŻaden supermen w spódnicy Gosiu bardziej tchórz który zapomina się bać gdy go coś poruszy. A dodam jeszcze że wymyśliłam ripostę na to: co to panią obchodzi pilnuj babo swojego nosa itp odzywki. moja propozycja brzmi: precz na bezludną wyspę bo do społeczeństwa się nie nadajecie, mam prawo reagować na zło i głupotę..
OdpowiedzUsuńMożna wymyślać inne. bo najtrudniej znaleźć w sobie prawo do reakcji gdy ktoś się zachowuje jakby był sam na świecie a swoje dziecko traktuje jako własność. Takie zdarzenia jak opisała Klarka i Ty zawsze poruszają ludźmi dobrymi po prostu.
Ja do tej pory ogromnie żałuję, że nie podeszłam do tego dziecka w Lidlu i nie powiedziałam mu, że jest słyszalne, że doskonale rozumiem co mówi, a tatuś... Tatuś też słyszy tylko udaje, że nie. To mogło mu przywrócić wiarę w siebie. :(
UsuńNie mogę odpowiedzieć, podpiąć się pod pytanie, z jakiejś obiektywnej przyczyny.
OdpowiedzUsuńcd. "Jestem bardzo ciekawa tej burzy medialnej! O co chodziło? "
Moja wypowiedź dotyczyła uwagi Klarki a odpowiedź, Tobie, Gosiu musiałaby wybiec poza ramy Waszych przykładów (loda i głośniejszego wyrażania się dziecka). Krótko, jednak postaram się wyjaśnić. Tutaj (tutaj) nie ma prawa nikt postronny 'amatorsko' (bo mu się to nie podoba) wtrącać się do postępowania rodzica i dziecka w miejscach publicznych. Niestety jest to pułapką. Np w sklepie: zmęczona matka/ojciec/oboje biorą na długie zakupy dziecko również zmęczone/znudzone/może nawet chore i zachowanie jest podobne do zachowania przykładowego z Lidla. Nie wnikam o co ale dziecko wrzeszczy tak, że inni obecni zaczynają tracić nerwy (są też zmęczeni, spieszą się, mają swoje wrzeszczące dzieci w domu, lub są już 'bezdzietni') ale milczą lub skarżą się obsłudze sklepu. Pani z kasy, z urzędu niejako, chciała poprawić atmosferę i stała się obiektem dyskusji w mediach. Jakiś rodzic puścił w eter medialny potępiającą notkę bardzo mocną s obronie dziecka, rodziców stawiając ich po przeciwnej stronie nieempatycznej reszty. (chodziło mi o uprzytomnienie Klarce, że mówienie czegoś wprost choćby przez patrzenie się tylko, może wywołać różne reakcje).
Sprawy traktowania dziecka przez rodziców w zależności od mody zmieniają się (potępia się teraz modną metodę sadzania dziecka za karę w osobnym miejscu, nie odzywanie się do niego, bo to przecież też przemoc fizyczna jak i psychiczna, która pozostawia ślady...)
Przeczytałam posta Klarki. Przeczytałam Twojego. Wróciłam do Klarki przeczytać komentarze. I stwierdzam, że ludzka głupota i brak empatii w głowie się nie mieszczą. Tak jak napisałaś, podstawowe w odnoszeniu się do dziecka są uczciwość i szacunek. Tutaj tego nie było. Poza tym ludzie w ogóle nie rozumieją, czym jest przemoc. Zwyczajnie nie wiedzą. Takie sytuacje są na porządku dziennym i raczej nie poruszają - bo cóż takiego się w końcu stało? Szarpanie, wyśmiewanie, ignorowanie, nie słuchanie, nie mówiąc już o popularnych klapsach - czy oni już zapomnieli, jak się czuli, kiedy im, jako dzieciom, takie sytuacje się zdarzały? Moje pokolenie było uczone, że dorosłym nie wolno się przeciwstawiać, w żadnym wypadku; ale ja pamiętam mój gniew, uczucie upokorzenia, frustrację, których nie wolno mi było okazać. Wiem, co może czuć dziecko i swoich dzieci nigdy tak nie traktowałam. Moi rodzice byli bardzo konsekwentni i nigdy nie pokazywali, że mają w stosunku do nas sprzeczne zdanie. I - jak na tamte czasy i obyczaje - właściwie nie stosowali przemocy, pamiętam tylko kilka klapsów, tak przed dziesiątym rokiem życia. W zasadzie zawsze starali się nam tłumaczyć, dlaczego decyzja jest taka, a nie inna, choć od tej decyzji nie było odwołania. Ale - daleko nie szukając - moja własna siostra, tylko o rok młodsza i wychowywana tak samo, twierdziła, że powinnam wlać mojemu dziecku tylko dlatego, że podniosło głos.
OdpowiedzUsuńNie będę już się dalej rozpisywać, bo mogłabym pisać długo i z pewnością zbyt szeroko, tak wiele mi się tu kojarzy. Napiszę tylko - a propos komentarzy u Klarki - że ja pijam gorącą herbatę przy 35-cio stopniowym upale i na dodatek bardzo to lubię. Lody w zimie też jem i wiem, że lekarze mówią, że zdrowiej je jeść kiedy jest chłodno, niż w upały. Np. taki październik, jak w tym roku jest idealny, żeby jeść lody. Ja jadłam jakieś trzy dni temu. Na ulicy, żeby nie było wątpliwości. Jeśli jednak przy prawie 20-stu stopniach ubierze się dziecko w ocieplaną kurtkę i wełnianą czapkę i takiemu przegrzanemu da się loda, to faktycznie, angina gotowa.
Dzieci trzeba wychowywać MĄDRZE! znaczy z miłością i konsekwencją. To chyba jest najwazniejsze. W wychowaniu nie może być mowy o poniżaniu dziecka, o biciu ani innej przemocy. Lecz nie może zabraknąć nauki szacunku do drugiej osoby (także dzieci), szacunku do osób starszych, niepełnosprawnych i słabszych. Z moich obserwacji - niedawna moda na wychowanie tzw bezstresowe, zaowocowała małolatami którzy np nie ustępują w komunikacji zbiorowej miejsca starszym, rozpychają się w życiu w przeświadczeniu, że im się wszystko należy. Często są bezczelni i roszczeniowi. Mój mąż pracuje na uczelni, zauważył że młodzież przychodząca na I rok ma bardzo wysokie aspiracje nie zawsze poparte umiejętnościami. Oczywiście nie wszyscy są tacy, jednak nie pamiętam żeby kiedyś - lata temu - dzieciak nie ustapił starszemu miejsca, nie pamiętam żeby ktoś w szkole pyskował do nauczyciela... ale to była prehistoria:) To taka mała dygresja, bowiem jestem jak najdalej od wszelkiej przemocy. Przytoczone scenki pokazują słabość rodziców, którzy nie stanowią wspólnego frontu w wychowaniu, przykre to... Kiedyś na przystanku byłam świadkiem, kiedy matka z dzieckiem ok 3 letnim , siedzącym w wózku , szarpała i okładała dłonią po głowie. Po zwróceniu jej uwagi otrzymałam w odwecie potok obelg i przekleństw, po czym 'mamuska' wsiadła do tramwaju a ja stałam jak wryta... i wiecie co? nikt nie wsparł mnie w tej walce o dziecko, i to było straszne...
OdpowiedzUsuńDo prowadzenia samochodu potrzebne jest prawo jazdy,do startu w doroslość niezbędny jest dziś dyplom wyższej uczelni,do zarządzania dorosłymi ludżmi,tudzież przedsiebiorstwem konieczne studia MBA.Natomiast do tego,by miec dzieci...no,tu ,w przeświadczeniu większosci, żadna wiedza jest niepotrzebna:) I efekty są,jakie są.Nie wierzę,ze istnieją rodzice idealni,poza tym wiem( z autopsji),jakie dziecko potrafi wzbudzicć emocje,uruchomić najgłębsze poklady empatii,ale tez jak nikt inny - wkurzyć do bialości;) Poza miłoscią i opieką dziecku jesteśmy winni szacunek.Nie można przekroczyć pewnej granicy, nie wolno dziecka poniżać.I to jest chyba kluczowy problem,ktory zchciała zasygnalizować Klarka.Zdumiało mnie kompletne niezrozumienie przekazu.
OdpowiedzUsuńPoniżanie,bicie dziecka,to nie jest,wbrew temu,co tu niektorzy usiłują sugerować,"polska specjalność".
Opowiadano mi zastraszające historie o poniżajacym traktowaniu dzieci w Stanach,sama natomiast bylam świadkiem na urlopie we Wloszech,jak matka-Niemka wymierzała malcowi sążniste klapsy.
Niestety takich beznadziejnych rodziców jest masa.Kursy rzeczywiście powinny być obowiązkowe,jeśli są szkoły rodzenia to powinny i być szkoły bycia dobrym,rozumnym rodzicem. Każdy popełnia błędy ale nie mogą być drastyczne.Interweniowałam w wielu podobnych przypadkach z różnym efektem ale będę to robić zawsze gdy ktoś krzywdzi słabszych czyli dzieci,chorych,starych czy zwierzaki.Oczywiście odpowiednie regulacje prawne muszą być dokonane.Ale mam wątpliwości czy przemoc kiedykolwiek zniknie z tego świata.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję Wam za dzisiejsze komentarze! Jest mi miło, że zechciałyście się wypowiedzieć. To budujące jak wiele z nas myśli tak samo!
OdpowiedzUsuńDobranoc :)
bezwzględnie zgadzam się z Twoją opinią (i Klarki). Biedny chłopczyk. Biedny chłopczyk w wózku sklepowym,
OdpowiedzUsuńTo niemoralne i nieetyczne tak traktować dzieci...