Dziś znów kąsek dla psiozakręconych. Bo przecież wiemy, że odwiedza to miejsce wcale nie aż tak zakamuflowana opcja psia. :)
Kto czytał, pamięta. A kto nie zna historii Malina, a chce ją poznać, może ją prześledzić tu (klik i tu (klik). A oto aktualności.
Malin zaadaptował się u nas fantastycznie, z wyjątkiem zostawania w domu podczas naszej nieobecności. Pierwsza taka próba (okołogodzinna) zakończyła się zgryzieniem koszyka wiklinowego ustawionego przy drzwiach wyjściowych i zrzuceniem kilku doniczek z parapetu okiennego. Następna (też około godziny) – zrzuceniem doniczek, które i tym razem się nie potłukły, bo spadły na zerwaną z karnisza firankę (jedyną w całej chałupie!) i nadłamaniem akurat kwitnącego storczyka. Nie desperuję, bo może żył będzie. Najgorsze było wciąż przed nami. Nadeszło, gdy Pan Mąż wyszedł zaledwie na kilka minut z domu, ale niefortunnie w porze, kiedy Malin potrzebuje załatwić swoją grubszą potrzebę, o czym zapomniałam uprzedzić. Wydaje mi się, że to z tego powodu tak desperował, bo czy w innym wypadku zrzuciłby znów z parapetu kilka doniczek i słój z nalewką z aronii?! Nawet sobie nie wyobrażam, jaką robotę musiał odwalić Pan Mąż, sprzątając ten ulepek z podłogi, ścian i kaloryfera. W każdym razie Malin życie zachował, ale od tej chwili zaczęłam go zabierać do pracy codziennie. Doskonale się tam zresztą sprawował.
Malinowy zakątek w pracy. Słoneczny - jak sam Malin. :)
Co kilka dni rano odwiedzaliśmy weta, by pobrać zastrzyk i zmienić opatrunek, a potem tylko zmienić opatrunek, po czym udawaliśmy się do redakcji, by oddać się pracy. W przypadku Malina sprowadzało się to do zjedzenia śniadania, następnie wielogodzinnego zalegania w pokoju i jednego lub dwóch wyjść do pobliskiego parku. Raz spróbowałam mu dać śniadanie jeszcze w domu, ale to nie był dobry pomysł, bo Malin po okołogodzinnej podróży samochodem oddał je na wykładzinę w pokoju redakcyjnym w stanie niemal nienaruszonym. :] Szczęśliwie obecny już w pracy kolega S. nie taki znów wrażliwiec i tę niezbyt apetyczną scenkę przetrzymał ze spokojem i zrozumieniem. Podobnym podejściem wykazali się zresztą i inni współpracownicy, z którymi spotykałam się czasem w korytarzu i na schodach, a którzy prędko zaczęli traktować moje codzienne przyłażenie do pracy z psem jako coś absolutnie normalnego i oczywistego.
Ileż mówi to spojrzenie!
Bo koleżanka z pracy przyjęła sobie za punkt honoru wyprowadzić Malina z równowagi.
Nie udało jej się. Nawet przy pomocy tego stworacha zwanego przez nas Bananem. :)
Pewnego dnia jednak odwiedziła nas jakaś ważna delegacja i zachciało im się też zajrzeć do naszego pokoju. Wstrzymałam wtedy oddech, ale ważne osoby nie przemieściły się do tej części pokoju, gdzie akurat „pracował” Malin i pozostał on niezauważony. Za kilka dni jednak sytuacja się niemal powtórzyła, tyle że w skład delegacji wchodziły tym razem jeszcze ważniejsze osoby, bo ze stolicy zjechane w bardzo ważnych sprawach, i tym razem już nie udało się nam Malina zakamuflować, gdyż leżał niemal pod nogami, tuż przy wejściu. Szczęśliwie, bardzo ważna delegacja wykazała się zrozumieniem sytuacji, nie wnikała zanadto w nasze sprawy personalno-pracownicze, nie legitymowano osobników wyglądających odmiennie od pozostałych i strach, który mnie początkowo obleciał, rozszedł się po kosteczkach. Uff!
Wyskoczyliśmy tu sobie na małe co nieco w parku. Ach, jesień, liście!
No a dalej było już właściwie całkiem normalnie i
zwyczajnie. Rana goiła się co prawda dość długo, bo około miesiąca, ale gdy tylko można było
odstawić antybiotyk, Malin został odrobaczony i zaszczepiony (w trakcie
wizyt zgadałam się z jednym z wetów, który wykonuje szczepienia psów na wsiach
w gminie i okazało się, że Niefrasobliwy odmówił szczepienia przeciw
wściekliźnie). Malinek tymczasem zadomowił się u nas doskonale, zaanektował, jak
już wspominałam, kosz Lesi, przybrał na wadze, pod dotykiem dłoni nie wyczuwa
się już prawie żeber, sierść mu się zrobiła gładka i błyszcząca i ogólnie rzecz
biorąc, wypiękniał jeszcze bardziej. W poniedziałek został pozbawiony męskości oraz
zaczipowany (to ostatnie to już własna inicjatywa urzędu) i zaczynamy szukać mu
domu. Właściwie już to się dzieje, gdyż Malin od kilku dni „celebrytuje” na
stronie Urzędu Gminy w Sławnie, do którego to za podpowiedzią osoby
zorientowanej zwróciłam się z prośbą o zrefundowanie poniesionych na leczenie i
kastrację kosztów. W tym celu złożyłam stosowny wniosek, w
którym przedstawiłam sytuację, poparty oświadczeniem pani sołtys, że pies nie
należy do mnie, że rzeczywiście błąkał się po wsi bez opieki, i nie próbuję niedajbuk
naciągnąć urzędu na koszty związane z moim osobistym psem. Ta procedura pozwoliła
pominąć to, co mnie najbardziej niepokoiło, czyli uzyskanie formalnego
zrzeczenia się psa przez Niefrasobliwego, który przez cały ten czas, gdy się
nim zajmuję, ani razu nie przyszedł, żeby o niego zapytać, a jako że na wsi
wieści wszelkie rozchodzą się błyskawicznie, jestem przekonana, że doskonale
wie on, gdzie jest „jego” pies.
No i to byłoby na tyle, gdyby nie to, że jeszcze chcę dodać podziękowanie dla lecznicy w Sławnie, w której byliśmy przyjmowani jak starzy przyjaciele, dla Stowarzyszenia Projekt Zwierzaki za otwartość, życzliwość i deklarację pomocy, oraz dla pracowników Urzędu Gminy w Sławnie, którzy wykazali się empatią i zrozumieniem, zareagowali wzorcowo i także podjęli działania w celu znalezienia opiekuna Malinowi, zamieszczając informację o nim na swojej stronie.
Nie wiem, jak się pogodzę z wyprowadzką Malina z naszego domu, ale od początku przecież przyjmowałam to za oczywiste i nie powinnam się tak przywiązywać. Czy jednak można zaprogramować się na opcję „nie zakochuj się”, opiekując się takim wspaniałym psem? Bo Malin, mimo rozróby, o której pisałam wyżej, zasługuje właściwie tylko na pochwały. To cudowny pies. Wspaniale dogaduje się z kotami, doskonale zachowuje się wobec dzieci (wypróbowane na sześcio- i dziewięciolatku – synach kolegi z pokoju w pracy), jest zrównoważony, grzeczny, posłuszny i mądry. Trzeba go tylko nauczyć pozostawania samemu w domu lub zapewnić mu pobyt np. w ogrodzonym miejscu, ogrodzie, wybiegu, gdzie nie będzie czuł się zamknięty i ograniczony. Trzeba pamiętać, że to pies, który do tej pory jeśli nie był na łańcuchu, był puszczany swobodnie i samopas wędrował po wsi, jak sądzę, także w poszukiwaniu jakiegoś kąska.
Na zupełny koniec jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć z abażurem. I powiem Wam coś: nie spodziewałam się, że ten... wiejski kundelek z taką godnością zniesie uzbrojenie go w coś tak pokracznego - i w jakimś sensie uwłaczającego - jak ten weterynaryjny abażur.
Kochani, niżej jest treść ogłoszenia i zdjęcia do pobrania, gdybyście zechcieli je rozpowszechnić swoimi kanałami. Z góry dziękuję, zwłaszcza tym, co wytrwali i doczytali do końca. ;)
A tutaj poranne siku przy domu - z kotami, a jakże! :) Łażąc tak,
przypominam sobie czas sprzed dwóch lat, kiedy to wyprowadzałam tak Lesię
- nie z obawy, że ucieknie, bo jest powsinogą jak Malin, tylko dlatego,
że zaraz po zabraniu jej z lasu zebrało jej się na rozmnażanie.
przypominam sobie czas sprzed dwóch lat, kiedy to wyprowadzałam tak Lesię
- nie z obawy, że ucieknie, bo jest powsinogą jak Malin, tylko dlatego,
że zaraz po zabraniu jej z lasu zebrało jej się na rozmnażanie.
Znowu do tej roboty... I to za takie marne grosze. :]
Nie wiem, jak się pogodzę z wyprowadzką Malina z naszego domu, ale od początku przecież przyjmowałam to za oczywiste i nie powinnam się tak przywiązywać. Czy jednak można zaprogramować się na opcję „nie zakochuj się”, opiekując się takim wspaniałym psem? Bo Malin, mimo rozróby, o której pisałam wyżej, zasługuje właściwie tylko na pochwały. To cudowny pies. Wspaniale dogaduje się z kotami, doskonale zachowuje się wobec dzieci (wypróbowane na sześcio- i dziewięciolatku – synach kolegi z pokoju w pracy), jest zrównoważony, grzeczny, posłuszny i mądry. Trzeba go tylko nauczyć pozostawania samemu w domu lub zapewnić mu pobyt np. w ogrodzonym miejscu, ogrodzie, wybiegu, gdzie nie będzie czuł się zamknięty i ograniczony. Trzeba pamiętać, że to pies, który do tej pory jeśli nie był na łańcuchu, był puszczany swobodnie i samopas wędrował po wsi, jak sądzę, także w poszukiwaniu jakiegoś kąska.
Na zupełny koniec jeszcze kilka pamiątkowych zdjęć z abażurem. I powiem Wam coś: nie spodziewałam się, że ten... wiejski kundelek z taką godnością zniesie uzbrojenie go w coś tak pokracznego - i w jakimś sensie uwłaczającego - jak ten weterynaryjny abażur.
I co z tego, że mam ten klosz na głowie,
i tak będę tu strażnikiem.
Teraz idę spać, ale mam na wszystko oko.
Porządek musi być! I kolacja o siódmej. Nno!
Bardzo chcę, żeby ten wyjątkowy pies znalazł odpowiedni, kochający dom i stąd moja prośba:
Kochani, niżej jest treść ogłoszenia i zdjęcia do pobrania, gdybyście zechcieli je rozpowszechnić swoimi kanałami. Z góry dziękuję, zwłaszcza tym, co wytrwali i doczytali do końca. ;)
Malin, około 3-letni pies, prawdopodobnie pomieszany owczarek i husky, a może nawet akita, jak mi ostatnio ktoś podpowiedział. Kto wie! Pies z interwencji, przejęty od właściciela, który nie opiekował się nim należycie, a który, gdy został ranny, wybrał sobie nasz dom w celu podratowania zdrowia. Gdyby nie to, że mamy już sześć kotów i dwa duże psy, Malin z pewnością zostałby z nami. To wspaniały pies, mądry, łagodny, o niezwykle zrównoważonym charakterze. Świetnie dogaduje się z kotami i innymi psami w domu, doskonale reaguje na dzieci. Lubi jeździć samochodem i bardzo prędko zaadaptował się do tej konieczności. Natychmiast "załapał" chodzenie na smyczy, choć nigdy wcześniej w ten sposób się nie przemieszczał. Znał natomiast prawie czterokilogramowy łańcuch. Jedynym problemem w tej chwili jest to, że nie potrafi zostawać sam w domu, ale z pewnością można to u niego "wypracować" cierpliwością i sposobem. Między innymi z tego względu nadaje się do domu, w którym przynajmniej początkowo nie będzie musiał zostawać sam. Pies jest przyzwyczajony do swobodnych wędrówek, więc idealny byłby dla niego dom z ogrodem lub przynajmniej z ogrodzonym wybiegiem, w którym nie czułby się zanadto ograniczony.
Pies znajduje się w województwie zachodniopomorskim (okolica Sławna), co nie znaczy, że nie jesteśmy w stanie zorganizować ewentualnego transportu, gdyby zakochał się w nim ktoś np. z woj. pomorskiego lub warmińsko-mazurskiego. :) Jest odrobaczony, zaszczepiony, wykastrowany i zaczipowany. Osoba, która zechce dać temu psu odpowiedzialny, dobry dom, będzie zobowiązana do podpisania umowy adopcyjnej z Urzędem Gminy w Sławnie, który wziął na siebie koszty leczenia, kastracji i czipowania.
Kontakt w sprawie adopcji: jolkam@ct.com.pl.
* Bo już tu Malin bywał - w przerwach w nadawaniu: Malin, czyli przerwa w przerwie oraz Malin po raz drugi, czyli druga przerwa w przerwie. Dziś ma wejście specjalne! :)
JolkaM (jak Malinowa) ;)
Juz Malin "wisi" u mnie na FB, zaraz wkleje go na bloga.
OdpowiedzUsuńBedzie dobrze!
Dziękuję, Aniu. :)
UsuńDobrego domu dla Malina!!!
OdpowiedzUsuńDzięki JolkoM-alinowa za serduszko jakie ofiarowałaś Malinie:)
♥♥♥
UsuńAch ten Malin! Piękny, radosny, szcześliwy... taki jaki powinien być każdy pies! Kawał dobrej roboty zrobiliście :)))
OdpowiedzUsuńWspaniałego domku, Malinie :))))
Jolu, brawa dla Pana Męża za tę nalewkę (biedna naleweczka) ;)
Alu, szczęście, że rozplaskała się "moja" nalewka. Robiliśmy wg różnych przepisów - ja z cukrem, wódką, imbirem i wanilią, a PM z cukrem i... spirytusem. To, pomijając sprzątanie, którego byłoby więcej, bo słój większy, jeszcze kwestia wartości bodajże trzech butelek spirytusu! Nie wypłaciłabym się do końca przyszłego roku z mojej pensji. :] A nie wiem, czy urząd zwróciłby za to kasę, nawet gdybym opisała we wniosku. ;)
Usuń:*
Oj już Ci współczuję JOLU tego niechybnego rozstania :)
OdpowiedzUsuńTo będzie najbardziej dotkliwy element całego tego... przedsięwzięcia. Ech...
UsuńTowarzyski pies i nie lubi być sam najwyraźniej ;) Dosyć tej samotności zakosztował.
OdpowiedzUsuńNiech znajdzie dobry, najlepszy na świecie dom z najlepszymi na świecie opiekunami :))
Dziękuję, Lidio, mam nadzieję że tak będzie. Oby jak najszybciej, bo czas działa na naszą niekorzyść - Malin też się przecież przywiązuje do nas coraz mocniej...
UsuńNajlepszego domu, Malinku!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu. :)
UsuńTy jesteś Jolka Wspaniała. Mam nadzieję, że twój trud nie pójdzie na marne i Malin znajdzie dobry dom.
OdpowiedzUsuńJa też, Ewuniu, mam nadzieję na dobre życie dla Malinka. To jest naprawdę wspaniały pies.
Usuń♥♥♥
Po historii z rozwalonymi doniczkami i ogólnym rozgardiaszem w domu, ciężko będzie mu znaleźć nowy dom. Chyba, że trafi do jakiś emerytów, którzy nie będą musieli go zostawiać samego w domu ani na moment.
OdpowiedzUsuńPrzeczytaj jeszcze raz ze zrozumieniem . Jola bardzo dokładnie okręśliła jakiego domu szukamy dla Malina . A czy to będzie łatwe ,czy trudne to się okaże , więcej optymizmu życzę Anonimie
UsuńPrzyłączam się do Twojej prośby/apelu, Mario, o czytanie ze zrozumieniem.
UsuńA do ciebie, anonimowy, stokrotne dzięki za ten niezwykle mądry, wartościowy i tak wiele wnoszący komentarz i pytanie: może sądzisz, że powinnam była zataić informację o tym, że pies nie umie zostawać sam w domu i wpuścić kogoś na minę?
Po prostu piszę, że psiak nie sprawdzi się u właścicieli, którzy wychodzą z domu na osiem godzin do pracy, bo zdemoluje mieszkanie. Więc albo ludzie, którzy doczekali szczęśliwie emerytury, albo pracujący w domu. Może po kastracji będzie spokojniejszy i miną mu chęci na ucieczki.
UsuńMam coraz większą awersję do osób nieumiejących i niewidzących potrzeby się podpisać.
UsuńTen pies wymaga trochę pracy, zawsze tak jest jak się bierze pasa po przejściach. Trzeba przemyśleć swoją decyzję i zaplanować działania. Nie takie problemy udaje się pokonać. Nagrodą, pochwałą, mądrym postępowaniem z tak inteligentnym psem jak Malin pójdzie raz dwa, może nawet u Joli się już nauczy zanim znajdzie dom. Po kastracji na pewno się uspokoi i doceni urok swojego domu zamiast uroku uganiania się za suczkami po wsi. Zresztą już docenia, a będzie coraz lepiej.
Wiesz, pies po przejściach ale przynajmniej czarno na białym wiesz czego możesz się po nim spodziewać. Biorąc szczeniaka, jeszcze z pseudo hodowli to totalna loteria.
UsuńNie podpisuję się, bo co zmieni, że podam swoje imię. Nie mam konta, więc piszę jako anonimowy.
Ale proszę.
Marta.
Dużo zmieni. Od razu kulturalniej się zrobiło. J
UsuńMasz rację, Jola tak to opisała, że od razu wiadomo czego się spodziewać.
Trzeba pamiętać, że Malin z każdym dniem staje się coraz bardziej wychowanym psem i nowy dom będzie miał łatwiej. Piesek będzie tak wyszykowany, że hej! :))
Jaka to miła wiadomość ,że nie wszyscy urzędnicy są bezduszni i namacalnie widać ,że coś się w podejściu do zwierząt zaczyna zmieniać .
OdpowiedzUsuńTak jak przypuszczałam ,że Niefrasobliwy nie będzie robił żadnych trudności ,bo pewnie jest zadowolony że ktoś zastąpił go w opieca nad psem ,którego wziął bo był ładny i zabawny i nie zauważył tego ,ze to nie zabawka i trzba jej dać jeść i bywa absorbująca .
Jolu wiem ,wiem ,ale jaka szkoda ,że nie może u was zostać taki kochany psiak i że ja też nie dałabym teraz rady z psem , niech ten nowy domek bedzie szyty na jego miarę :))))
Jolu fajną masz pracę i współpracowników ,którzy tak serdecznie przyjeli nowego współpracownika , ale i nie byle jaki to współpracownik i jak się pięknie dostosował do warunków . I w WYSOKIEJ komisji też byli Ludzie , Malin farciarz ,niech ta dobra gwiazda w dalszym ciągu mu sprzyja :)))))
Mario bardzo się cieszę, że to dostrzegłaś. Popatrz jak pięknie zareagowała gmina i jak pomocni okazali się jej pracownicy. Takie rzeczy dzieją się w Polsce, tylko tv tam nie było, a powinna być. Takie rzeczy powinny być pokazywane w dziennikach.
UsuńWidać też, że Ty umiesz wyłapywać te dobre zmiany i za to cię ajlawju!
:***
Wielka szkoda, Mario, że on nie może zostać z nami albo pojechać do Ciebie, bo tak rozumiem Twoje słowa. Po pierwsze, nie miałabym żadnych obaw przed oddaniem go Tobie, odczuwałabym na pewno mniejszy żal niż w przypadku wydania go zupełnie obcym opiekunom, a nawet radość, no i byłby cudowny pretekst do kolejnego spotkania. :)
Usuń♥♥♥♥
Właśnie, szkoda bardzo, że telewizja rzadko pokazuje pozytywne przykłady. Od wieków wszak wiadomo, że motywacja pozytywna czyni cuda. Nie mogę, niestety, powiedzieć na ten temat dobrego słowa o mojej gminie, wręcz przeciwnie...
UsuńI obawiam się, że Niefrasobliwy zaraz będzie miał kolejnego psa, albo już go ma, bo Malin gupi, poszet do obcygo, to co to za pies...
UsuńHana, ale temu psu Jola pomoże. TEN jeden będzie miał zmieniony los.
UsuńWiem Gosia, Ale ciągle mi mało. W tej sprawie moja połowa szklanki jest pusta:(
UsuńHanuś, Kochanuś, :) ja też to wiem, ale takie spostrzeganie odbiera siły! Mam to na co dzień. Jeszcze nie odłowione są kotki dla których się zobowiązałam dać dom i pomoc, a już w tym samym miejscu jest kolejnych 5 i kotka w ciąży... :(((
UsuńOesu.
UsuńLubię takie wielorasowce a Malin wydaje się być mądrym psem szybko się uczy. Za chwilę pozostawanie w domu nie będzie dla niego trudne, tym bardziej że jest wykastrowany uspokoi się. Piękny piesuś i kochany bardzo. Rozumiem Jolu Twoją niechęć do rozstania się z nim.
OdpowiedzUsuńJestem pewna, że Malin szybko się nauczy zostawać w domu. trzeba to z nim przećwiczyć. Ja teraz nie bardzo mogę, mimo urlopu, bo po kastracji ma dość bodźców i stresu, żeby dodawać mu jeszcze takie szkolenie. Wierzę jednak, że znajdzie się ktoś rozważny, ambitny i odpowiedzialny i uda mu się to zrobić. A Malin stanie się dla niego wspaniałym kumplem i przyjacielem.
Usuńale podobny do Miłki... http://chabry-i-rumianki.blogspot.com/2014/02/siedzi-wiec-pies-w-chlewiku.html
OdpowiedzUsuńżyczę, by szybko znalazł dom. a jeśli się wam z tym poszczęści, to może pomożesz mi Gosiu mi jeszcze dla dwóch takich, co się u nas od roku błąkają, znaleźć? ehh marzenia.
pozdrawiam ciepluchno.
Bardzo podobny - pamiętam tamtą akcję, Mamalinko.
UsuńTe błąkające się u Was od roku pewnie nie są tak cięte na kury, to się nimi nikt specjalnie nie przejmuje, co? Oby coś dobrego udało się w ich sprawie zrobić. Dobrego - nie mam na myśli odłowienia ich i umieszczenia w schronisku.
na początku przepraszam, kochana, nie doczytałam, kto pisze i pomyliłam cię z Gosią :)
Usuńna szczęście nie są cięte na kury - na szczęście dla nich samych, oczywiście,
ale zeszłej zimy widać było, że ledwo ją przeżyły. teraz ja je trochę podkarmiam i pewnie zimą też będę. nie są młode, ani jakoś wzruszająco ładne, więc szanse na dom, zwłaszcza w naszych okolicach są marne. a i ja mam nieco mniej czasu, by poświęcić na opiekę nad kolejnymi zwierzętami i szukanie im domu.
mam jednak nadzieję, że może faktycznie gdzieś jakaś iskierka dla nich zabłyśnie :)
trzymajcie się dziewczyny, fajne babki jesteście :) buziaki <3
Wałek ma podobną przeszłość i też bez problemu chodził tydzień w kołnierzu. Może pieski po przejściach noszą, co im damy, bo nie takie rzeczy przerobiły? Moja córka nauczyła swoją znajdkę zostawania w domu w ten sposób, że kilka razy dziennie wykonywała te wszystkie "wyjściowe" rytuały i wychodziła z domu, by za chwilę wrócić. Stopniowo wydłużała ten czas. Doszła już do godziny. Jest spokój, chyba się udało. A Wałek do dzisiaj (po ponad roku) nerwowo gryzie co mu się napatoczy, kiedy chłopaki zostają same. Zostawiam mu do gryzienia miśki z lumpeksu.
OdpowiedzUsuńRozpowszechniam informację.
Dzięki, Hanuś. :)
UsuńJa też czytałam na jakimś psim forum, że w podobnym przypadku doskonale zdał egzamin... ekhm, za przeproszeniem, wałek do ciasta. Stary, dębowy, od którego odcięto uchwyty, bo byłyby zbyt łatwe do zgryzienia. Gdy pies zostawał sam, zajmował się tym, z całym szacunkiem, wałkiem. :) I w ten sposób został "ujarzmiony".
U nas jest jeszcze ten problem, że w domu jest też Lesia, która zawsze, gdy odjeżdżamy (bez względu na to, czy ktoś zostaje w domu), bardzo hałasuje, szczeka, biega od okna do okna, co też może mieć wpływ na rozemocjonowanie Malina. Przy czym Leśna, gdy odjeżdżający obiekt znika jej z oczu, natychmiast się uspokaja, bo zna już rozkład dnia i naszych zajęć i wie, że za kilka godzin ktoś do domu wróci - da jej jeść, wypuści na siku, wyprowadzi na spacer. To po co się rozpaczliwie miotać dłużej niż wymaga tego psia etykieta, czyli przez ten moment odjazdu - żeby pańcia i pańcio pamiętali, że nie ma co przeginać z nieobecnością, bo pies tęskni za nimi.
Hrehrehre! Nie wpadłam na to. Zaraz kupię stosowne akcesorium. Wałek dostanie wałek!
UsuńWiadomość udostępniona, a czarowanie włączone:))
OdpowiedzUsuńMalin znajdzie dobry dom, nie ma innej opcji!
Konwalio, na ciebie zawsze można liczyć!
UsuńCzaruj, czaruj, Magdo. :)
UsuńDziękuję! ♥
Na Malina trafiłam (pewnie nie powinnam sie do tego przyznawać) po raz pierwszy...Dziś odkryłam jak wiele "ukradł mi" szwankujący komputer :-(((
OdpowiedzUsuńPiękny jest, pewnie bym sie w nim zakochała
Niestety 3 koty (tak... to już fakt oficjalny: MAM 3 KOTY ) i brak środków na ich utrzymanie skutecznie powstrzymuje mnie przed przygarnięciem psa o którym marzę ;-)))
ps. od razu rozpoznałam, że to nie GosiAnka pisze... coś mi nie pasowało ;-)))
Uściski dla Ciebie Jolu
Na szczęście dawne posty nie giną i zawsze można zaspokoić swoją ciekawość. :)
UsuńNawet mnie przeraża, że masz tyle kotów, a Ty wspominasz jeszcze o psie?? Zakociłaś się w strasznym tempie! Myszka już nie szuka domu czy szuka, ale nikt nie dzwoni?
Ech, z tym zakocaniem i zapsianiem - dobrze, że u nas PM czuwa, bo inaczej ja już bym chyba miała pokaźne stadko, znaczy się, jeszcze pokaźniejsze niż teraz. ;)
UsuńJaki mądry piesek z Malina,a że nie lubi zostawać sam w domu, no nie ma co się dziwić. Dobry opiekun to zrozumie i być może Malin z czasem nie będzie tak reagował. Trzymam kciuki za dobry,mądry dom dla niego.
OdpowiedzUsuńJolu,szacun dla Twojego męża ,się nieźle musiał urobić przy sprzątaniu .
I ja podziwiam pana M.! Niejeden by zostawił to do powrotu żony, która mu taki kłopot na głowę zwaliła!
UsuńI owszem, medal mu się należy - zdaje mi się, że jedzie niedługo na jakieś zawody, to może se nawet jaki przywiezie, o! A ja mogę mu go uroczyście wręczyć i pogratulować. ;)
Usuń"Malinowy król malowanych róż
OdpowiedzUsuńZawsze nas od złego obroni
Jakbym mogła Ci narysować sny
A w nich dom, drogę, drzwi"
Do domku dla Malina Malinowego Króla :)
O to to! :)
UsuńA jestem pewna, że Malin potrafi także obronić.
Jolko Miłosierna, jaka to przyjemność zobaczyć Malina i poczytać, jak dobrze mu się u Ciebie, u Was wiedzie :))
OdpowiedzUsuńJolko Mądra, dziś sprawiłaś, że zaczęłam lepiej myśleć o urzędnikach, tych powołanych do pomocy zwierzętom (bo muszę przyznać, że moje dotychczasowe doświadczenia z nimi nie skłaniały do tego).
Jolko Malinowa, trzymam kciuki za to, żeby ten wspaniały, mądry i piękny Pan Pies znalazł swoich Dobrych Ludzi gdzieś niedaleko Ciebie. żebyś mogła za nim mniej tęsknić.
♥
Joasiu, Malin jest tak wyjątkowym psem, że cała przyjemność po mojej stronie. Poza nalewką, rzecz jasna. ;)
Usuń♥
Moim zdaniem fajny pies z tego Malina od początku na niego spojrzałam taki husky choć nie dokońca coś z akity, wycierpiał on swoje w życiu(jak to można wziąć psa i się nim nie zajmować sie pytam) zasługuje na nowy dom ja niestety 2 psa sobie wziąć nie mogę już mi mój kot i pies oraz teraz te kociaki starczą.
OdpowiedzUsuńcudny ten Malin i musi mieć dobry dom, na pewno dopilnujesz tego JoluM(alinowa)!
OdpowiedzUsuńNajbardziej podoba mi się, że Malin jeździł z Tobą Jolu do pracy i nikt się o to nie burzył, to znak, że jako naród cywilizujemy się ;-) Kciuki za domek!!!
OdpowiedzUsuń