Nasze-randewu-część-1.
Nasze-randewu-część-2.
Gosia: Jolu, nasze czytelniczki oraz pewien specjalny czytelnik na pewno umierają z ciekawości, jak wyglądał w dalszej części dzień, który zaczął się tak wspaniale - od wspólnego podziwiania wschodu słońca na plaży i picia kawki z widokiem na obudzone mewy, fale i dziką plażę pośród drzew. Ach, jakie to było doskonałe rozpoczęcie dnia! Mimo że zmarzłam i potem musiałam zagrzać się pod kołderką (i zasnęłam), nie żałuję ani sekundy! Tym bardziej że następną atrakcją było śniadanko. Nietypowe, bo jedliśmy na nie... zupę z kurek! Czy możesz o niej opowiedzieć?
Nasze-randewu-część-2.
Gosia: Jolu, nasze czytelniczki oraz pewien specjalny czytelnik na pewno umierają z ciekawości, jak wyglądał w dalszej części dzień, który zaczął się tak wspaniale - od wspólnego podziwiania wschodu słońca na plaży i picia kawki z widokiem na obudzone mewy, fale i dziką plażę pośród drzew. Ach, jakie to było doskonałe rozpoczęcie dnia! Mimo że zmarzłam i potem musiałam zagrzać się pod kołderką (i zasnęłam), nie żałuję ani sekundy! Tym bardziej że następną atrakcją było śniadanko. Nietypowe, bo jedliśmy na nie... zupę z kurek! Czy możesz o niej opowiedzieć?
Jola: Należy się małe sprostowanie: zupa jest głównie z ziemniaków i marchewki, a kurki stanowią w niej właściwie taką... wisienkę. Przepis świsnęłam z jednego z moich ulubionych blogów kulinarnych ze wskazaniem, że uwielbiam go też ze względu na piękne fotografie, w tym żarełka, a mianowicie stąd: http://konwaliewkuchni.blogspot.com/2012/08/kurki-na-obiad.html (klik). Za ten przepis jestem bardzo wdzięczna Magdzie, gdyż zupka jest prosta w wykonaniu, bardzo dobra i niezwykle smakuje mojemu patyczakowi, co do którego jak wiesz mam zalecenie lekarskie, a mianowicie tuczenie. :) No i zawiera ta zupa KURKI, a tych podczas naszego spotkania nie może zabraknąć! To już tradycja. Ale, ale, czy Ty potwierdzasz, że zupa jest pyszna?
Gosia: Jest przepyszna! Gęsta i ma kapitalny kolor! W każdym razie gratuluję Magdzie przepisu, a sobie przyjemności jej zjedzenia. :) Usmażyłam do niej grzanki i całość stanowiła królewski posiłek. Najedzeni poszliśmy na spacer, który jakoś tak naturalnie odbył się w dwóch grupkach. Ujęła mnie męska przyjaźń naszych panów. :)
Jola: A na tych grzankach zalegały usmażone nadmorskie podgrzybki, którym też należy się wzmianka! Ale wracając do tematu, czyli do naszych chłopaków, to powiem Ci, że do dziś mnie zżera ciekawość, o czym oni tak zawzięcie rozprawiali przez cały ten, wcale nie taki krótki, spacer! Chyba wreszcie przepytam Igora na tę okoliczność. ;) Jedno jest pewne, bo tego się przypadkiem dowiedziałam - jednym z tematów był Stanisław Lem.
Gosia: Uau! Jestem pod wrażeniem! Widać było, że dobrze im się rozmawia, ale nie sądziłam, że o literaturze! :) My też pogadałyśmy sobie. Dotknęłyśmy spraw trudnych i poważnych, które w naszej codziennej korespondencji nie wybijają się na plan pierwszy. Ułożyło się to naturalnie i odpowiada mi to. Miałam czas w moim życiu, że umiałam tylko narzekać i żalić się. Cenię sobie, że to jest za mną. Lubię nasze zwykłe rozmowy. Jednak wiadomo, że każda z nas ma swoje bardzo poważne problemy i dobrze było podzielić się tym.
Jola: Każda z nas miewa też gorsze chwile i wtedy od razu da się to dostrzec także w tej codziennej korespondencji. Ale fakt, poza bardzo oczywistymi trudnymi momentami, te bardziej błahe sprawy nie dominują, a na pewno nie wałkujemy ich tygodniami. Bo szkoda na to życia. Mam taką koleżankę, z którą kilkanaście lat temu, zanim wyjechała do Anglii, dość się przyjaźniłam, no więc miałyśmy z Violką takie powiedzenie, że życie jest zbyt krótkie... i tu dopowiadałyśmy coś zgodnie z aktualną sytuacją, np. jest zbyt krótkie, aby się martwić z powodu nieszczęśliwej miłości. ;)
Gosia: Pewnie, że tak! Nieszczęśliwa miłość jest przereklamowana! :) Cieszę się z tej naszej rozmowy, bo wiem, że umiemy rozmawiać i o trudnych sprawach. Tam w nadmorskim lesie, wśród oszałamiającego zapachu sosnowych igieł, w szumie fal, w morskiej bryzie, oglądając chmurki na niebie, ptaki lecące nad wodą, okręty wojenne (!) na horyzoncie, znajdując raz za razem grzyba, czułam się idealnie. Wspaniale. W dobrym towarzystwie i milczy się fajnie. :)
Jola: Noo...
(teraz będzie dużo zdjęć)
Gosia: :) Ponieważ moją dewizą jest powiedzenie "mówić należy krótko, ale smacznie", na tym kończymy. Dziękuję Ci za ten, hrehrehre, wywiad i widzimy się za rok. Obiecujesz, Talibio? :)
Jola: Dopiero za rok?! A gdybym tak... ;) No dobra, bo żeby, ten... no, żeby nie było przesytu. I jeszcze cytat: hrehrehre.
Brama zamknięta. Wczasy zakończone. |
W tę stronę leciał z nami taki sympatyczny stworciu. ( W tamtą też mieliśmy chmurne towarzystwo, jak pamiętacie.) |
Widoczek z trasy. |
Pies ma do wyboru kocyki, dywaniki. Gdzie leży pies? |
To kiedy klasówka?
A ic t tymi klasufkamy! Zadnych takich!!!
OdpowiedzUsuńDaj sie delektowac nastrojami nadmorskimi, sokawkami na wydmach, meskimi rozmowami, i innymi takimi, a nie zaraz obuchem w rozmarzony leb.
No! Qrna! :))))
Ciesz się, że klasówka jest zapowiedziana, a nie zrobiona nagle, ani, że nie musisz odpowiadać przed tablicą, qrna, no!!
UsuńKurczę, Anno, a cóż Ty się tak boisz tej klasufki? Toż to przecież najprostszy sposób na zdobycie jakże wspaniałej nagrody. Nie wiem, czy Ci wiadomo, ale przewidujemy np. rozdanie następujących trofeów i bonusów:
Usuń1. talon na balon
2. zezwolenie na leżenie
3. odszkodowanie za nękanie
4. kupon na poplon
5. blankiet na bankiet
6. paragon na wagon
7. żeton na kabareton
8. kwit na wczesny świt
9. zgoda na małego głoda
10. dwie przepustki do Ustki
11. certyfikat na duplikat
12. list żelazny zawsze ważny
I co? Dalej oporujesz?
To kiedy ta klasówka?
UsuńO, i to jest godna pochwały postawa... blogerska. :)
UsuńJeśli lobby klasufkowe się postara z aplauzem, to się ustali termin i ogłosi, o!
Pytam, bo dobrze wiedzieć, kiedy nie wchodzić na blog. :D :D :D :D. O! Oooo!
UsuńI asygnate na szkocką krate - jako kolejna nagroda ;)) Anais z przyczajki
UsuńTa dodatkowa nagroda to za wagary na czas klasówki. Wygram! Wygram jak nic. Przygotowałam się, dopytałam... :D, wczułam w atmosferę szkolnych lat entuzjazmu sprawdzianowgo.
UsuńSzkocka krata?! A w życiu! Za wagary to może być co najwyżej list żelazny zawsze ważny. :P
UsuńPrzyznaj, Jolu, że masz apetyt na ... wilczy. :))) . Wagary same w sobie to już nagroda, a że z konsekwencjami?. To co? Nic za darmo.
UsuńZara, zara, bo chyba nie ogarniam - że ja mam ochotę na wilczy bilet na apetyt? Czy żeby Tobie wilczy bilet zamiast listu żelaznego? Strasznie się splątałam... To z tego nadmiaru przewidzianych nagród, qrna.
UsuńŻe masz apetyt wilczy na klasówkę :D i rozdawanie 'nagrodów'.
UsuńMoże być klasóweczka ja celuje w 10 dwie przepustki do Ustki ;))))
UsuńChętnie załapię się na jedną - nie będę mieć do celu daleko. ;)
UsuńTa klasufka to pewnikiem jakichś trujący grzyb,którym wciąż nas straszom.:(
OdpowiedzUsuńEeeech morze!:)))
Na takich przyjacielskich spotkaniach można oczyścić swój organizm z brudnych myśli...
Ja tam nie wiem, ja się do brudnych myśli nie przyznaję, he he :))
UsuńCiężkie było zwyczajnie, jak to w życiu :)
Na brudne myśli tylko klasufka! :P
UsuńDo Trzęsacza jeździłam odkąd pamiętam, niesamowite jak za mojego życia morze zabrało kawał lądu, pamiętam jeszcze trzy stojące ściany kościoła!
OdpowiedzUsuńA poza tym-zdjęcia jak zwykle przepiękne:*
Pięknie tam, widać, że gmina dba o to miejsce, warto pojechać.
UsuńJa też pamiętam z jakiejś wycieczki wczesnonastoletniej trzy ściany ruin.
UsuńA nad morzem naszym cudnie! I ta kolorystyka zdjęc, cudna wyrazistosc powietrza, a nade wszystko ciepłe barwy przyjaznych sobie dusz, które tak fajnie razem czas ze sobą spędziły...Wszystko to, ach, ach! Życie potrafi być jednak piękne!:-))
OdpowiedzUsuńDla takich chwili warto żyć, Olu! :)
UsuńOlu ♥
UsuńTrzesacz! Mieszkalam calkiem niedaleko przez 30 lat :D haha, wiedzialam ze bywasz kolo moich starych terenow :D Swiat jest mały, może i kiedyś spotkałam Jolę na swej drodze i o tym nie wiem :D
OdpowiedzUsuńJola mieszka ze 150 km dalej na wschód, ale może i ją kiedyś widziałaś... :)
UsuńJestem pewna, że gdzieś się widziałyśmy - od razu wiedziałam, że skądś Cię znam, Monique. ;)
UsuńNatentychmiast chcę zjeść zupę z kurek! Wspomnienia nadmorskie jak balsam na duszę (przyznaję się bez bicia, że jak mam gorszy dzień, lecę do japońskich wpisów, ale tu wyrosła im konkurencja ;-) ).
OdpowiedzUsuńCo do Rufiego - oto znacząca różnica pomiędzy kotem i psem, poza tymi oczywistymi ;-)))) Kot, mając do wyboru kilka dywaników, wybrałby kanapę ;P Przynajmniej mój ;-)
Pozdrowienia dla obydwu Autorek!
Bardzo trafne! Rufi wytrenowany przez kociamby nawet na wyjeździe ustępuje z lepszego miejsca :)
UsuńNie wiem jak Gosianka, ale ja tam odzdrawiam. :D
UsuńPięknie! Znam te okolice (tylko z opowiadań, szkoda!), a całkiem niedawno był tam mój mąż. I te rozmowy! Chętnie dołączyłabym zarówno do damskiego, jak i do męskiego towarzystwa - Lem był jednym z pierwszych pisarzy s-f, których poznałam; do dziś jestem zafascynowana "Cyberiadą" i chętnie do niej wracam, a jako dojrzała czytelniczka poznałam inne jego książki i też mnie bardzo zainteresowały.
OdpowiedzUsuńA klasówka? Nie mam nic przeciwko, bo zawsze wolałam klasówki od koszmarnego odpytywania przy tablicy :)))
;)) Dzięki, Ninko, jesteś niezastąpiona i duma mnie rozpiera z takiej prymuski!
UsuńNinko, ja tam jestem pewna, że my gdzieś, kiedyś, że nam dane będzie sobie potowarzyskować. :)
UsuńTen Rufi, biedaczek. Tak sie przyzwyczaił, że koty go z kocyka wywalają, że tutaj nie chciał się może do dobrego przyzwyczajać? ;)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia, zupa wygląda smakowicie, fajnie, że mogłyście się spotkać i pobyć w tak pięknych okolicznościach przyrody :)
Zupkę polecam, bo bardzo smaczna. ♥♥♥
UsuńPrzebijam! :P
UsuńLidko ♥♥♥♥
Super! Cieszę się Waszą radością !
OdpowiedzUsuńNio, i my się cieszymy :) ♥♥♥
UsuńPozdrówka, Agajo! :)
UsuńAż miło poczytać :) Zdjęcia piękne bo i tam pięknie. Najbardziejsze zdjęcie, to te z piachiem i śladami. Jak obrazek na ścianę normalnie !
OdpowiedzUsuńAż poleciałam zobaczyć! Faktycznie, fajne! Dzięki, Ewo :)
UsuńA ptaszki na tle fal? I to nie były mewy!
UsuńA KTÓRY NUMER zdjęcia (że się jadowicie zapytam:) z temi ptaszkami ?
UsuńUprzejmie odpowiadam na jadowitość Twą, droga Ewuniu: numer 10 (słownie: dziesięć). :)
UsuńTylko se musisz powiększyć fotkę, bo inaczej ptaszków znów nie dojrzysz. A leciała ich cała chmara! Ładnie się wkomponowały w tło, ale Gosia zdążyła je pochwycić. Bo to miszczyni jest. :)
UsuńO jejuńciu, jak dobrze, że mi wskazałaś ! Ono jest BARDZO CUDNE !!! I prawda to : Gosia jest Miszczynią z refleksem przez duże M ! Rzeczywiście tam ich dużo, klucz jakowyś kaczkowaty, albo chmara. jak mówisz :) Bardzo, bardzo ładne !
UsuńZa diabła ich nie widać gołym, niepowiększonym okiem, co? Jak patrzyłam, gdy Gosia pstrykała, to miałam nadzieję, że coś tam będzie widać, choć była to spora odległość, a ptaki się, kurna, oddalały i za nic nie chciały zawisnąć w powietrzu jak ważki.
UsuńJusz siem uczem :-)
OdpowiedzUsuńO to to. Wyżej wyszczególnienie nagród. ;)
UsuńWspaniały wypoczynek, będzie co wspominać i czym się cieszyć w długie jesienne wieczory :) też coś czuję, że nie wytrzymacie aż roku do kolejnego spotkania ;) i pewnie nastąpi ono dużo szybciej :)
OdpowiedzUsuńA pies oczywiście leży na podłodze, co mu tam po kocykach :D
Cudne zdjęcia, aż żałuję, że nie mogę się teraz przetransportować nad morze...
Jest co wspominać, a na wypadek amnezji wszystko jest tu udokumentowane. :)
UsuńAle miałas światło w Trzęsaczu! pozazdrościłam:)))
OdpowiedzUsuńFakt, wyszła Gosi tak zwana żyleta. :)
UsuńNo proszę... i fotka ze Świebodzina sie ty zapodziała. Mieszkam stosunkowo niedaleko a jeszcze w życiu tej figury nie widziałam na oczy... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńIleż to korzyści przynosi ludziom zaglądanie do ZMD! ;)
UsuńFigurę w Świebodzinie mus zobaczyć. Do dzisiaj nie wierzę, że ona NAPRAWDĘ istnieje:)
UsuńWiesz, że do dziś w sumie też nie wierzyłam... No ale zdjęcie jest! Przecie se Gocha nie spreparowała go chyba w Fotoszopie. ;)
UsuńJa też natychmiast bym chciała zjeść taką zupę, ale po kliknięciu linku - info: strona nie istnieje :(
OdpowiedzUsuńChyba musicie napisać ten przepis osobiście....
Ella-5
Już naprawione, nie pisz sama! :D ♥♥♥
UsuńJakby co, to ja już znam przepis na pamięć, bo gotowałam z dziesięć razy od sierpnia! :)
UsuńA ja spróbuję ugotować. Grzybków w tym roku mnóstwo namawiam na gąski raz warto spróbować. :)
OdpowiedzUsuńZnaleźć przyjaciela w wielkim świecie to wspaniale wydarzenie. Serdecznie was pozdrawiam z uśmiechem od ucha do ucha. :(--------------------------------------------:)
Taką długą przerwę zrobił kituś nadeptując na klawisz na klawiaturze. :)
Taaak, one tak właśnie nadeptują. :] Pół biedy, jak tylko coś nabazgrzą albo zrobią przerwę, ale gdy wywalają coś w kosmos, to już mniej zabawne. ;)
UsuńGąski chyba też się nadadzą do tej zupki. :)
"Specjalny czytelnik" a to faajne :) czyżbym ja widział tam molo w sopocie na jedym ze waszysz JolkuAnku zdjęć?
OdpowiedzUsuńCześć, Specjalny! :)
UsuńZ tym zdjęciem to jakaś zmyłka Ci się zrobiła. Chyba masz na myśli zdjęcie tarasu widokowego w Trzęsaczu - nawet fajne miejsce, tylko strasznie wtedy wiało. Ale widok zacny.
Ja się pytam co zeżarło mój poranny komentarz? Taki był zgrabnie skomponowany i pozdrowienia były dla Panów dyskutantów, zachwyt nad zdjęciami i przyjaźnią obu pań, głaski dla skromnisia Ruficzka.
OdpowiedzUsuńTeraz już aura przytłumiła we mnie wszelkie lotne słowa, więc tylko melduję, że mi się podobało.
Ewo, tu się dzieją dziś takie rzeczy, o jakich się filozofom nie śniło: przez jakąś godzinę albo dłużej nie mogłam wkleić tu swojej odpowiedzi! Na szczęście jednak wreszcie mnie wpuściło. A rano to w ogóle wszystko zniknęło na dłuższą chwilę, aż się bałam, że całkiem wybuchło.
UsuńPozostaje nam więc, na przykład zasypiając, wyobrażać sobie Twoją poranną poezję, Ewuniu. :)
PS. Jednego z dyskutantów zobowiązuję się pozdrowić. :)
Uściski!
Do kitu z tym! Mojego komentarza tez wcielo, a tez byl ladny (ja jestem z lobby buntowniczego...)i pisac znowu nie bede, bo padam na nosek - wrocilam do domku poltorej godziny temu i jestem gotowa na grzede sypialna......zzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz
UsuńKrysiu, machnij ręką na pożarty komć, buziaki na dobranoc! ♥
UsuńFajne to Wasze randewu, ale że mnie na moją zupę nie zaprosiłyście i na te pyszne grzaneczki... foch!
OdpowiedzUsuń;))
A właściwie to ile miałyśmy do Ciebie kilometrów, Magdo? Bo wiesz, jakby co, to uwzględnimy to w planach na przyszły sezon kurkowy. :)
UsuńPewnie ze sto, ale cóż to za odległość w dzisiejszych czasach.:)
UsuńA jakby co, to ja zawsze na kawkę zapraszam, może nie podam jej w butli po maślance
i w takich pięknych okolicznościach przyrody, ale postaram się, żeby była równie pyszna.:))
JolkoM jak będziesz przylatać do Gosianki ,to nawróćcie siem i k mnie ,namiary znacie :))))
OdpowiedzUsuńPięknie i przemiło Wam było nad tym morzem :)))
A klasówki siem nie bojam ,a co ,bo kto powiedział ,że muszę jom napisać celująco ;))) Mozna przecież być dość dobrym :)))
Mary, następnym razem we Wrocku na pewno nie omieszkam się w Twoje strony wybrać, możesz być pewna. A najlepiej to będzie, jak nas gdzieś na swoje szlaki poprowadzisz, bo mnie ciekawią. :)
UsuńW kwestii klasówki - jak najbardziej starczy być dość dobrym. Kujony mają złą sławę. ;)
No tak, ale nie napisac celujaco to znaczy, z e nie czyta sie postow ze zrozumieniem i dokladnie i dwa razy (dla pamieci).....no, obciach, no!
UsuńZa tak spędzonym czasem tęskniłabym całą zimę i jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńHana, ja tam byłam jedną dobę i, nie powiem, tęsknię, a cały tydzień w takich okolicznościach! Ech...
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńpiękne wspomnienia :) i piękna przyjaźń, tak niespodziewana :)
OdpowiedzUsuń