Pokazywanie postów oznaczonych etykietą refleksje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą refleksje. Pokaż wszystkie posty

piątek, 22 stycznia 2016

Dziękuję ci, że jesteś

Każdego dnia, gdy budzę się rano i gdy pierwszy raz w dniu przytulam po kolei puszyste futerka, mówię im "dziękuję, że jesteś" - zamiast "dzień dobry". Fala wdzięczności wpływa w moje serce. Są tu jeszcze, czekają na mnie, na wyścigi lecą na śniadanko, mruczą, jedzą, istnieją. Mają takie kochane pyszczki, mądre, bystre oczy i długie wąsy. Pozwalają się pieścić, poddają się moim rękom. Zamykam oczy wtulona w jedno, potem drugie futro i sycę się chwilą. Niech trwa. 
Co rano uczę się tego od mojej psinki - Fikuni. To ona śpiewa i tańczy w szale radości, w intencji, że ja się obudziłam, że jestem, że może mi opowiedzieć o swojej miłości. I kiedy gładzę jej aksamitne uszka, całuję ciepły, pachnący jeszcze snem brzuszek, przytulam twarz do jej główki, odczytuję w jej oczach "dziękuję ci, że jesteś, nie martw się niczym, zobacz, ja jestem przy tobie, nie pozwolę byś się smuciła, osuszę każdą łzę z twoich oczu, zobacz, wcale nie jestem maleńka, popatrz, jak ogromnie cię kocham - moje serce jest wielkie!".

Każdego dnia do końca świata i jeden dzień dłużej będę im mówiła "dziękuję, że jesteś". Bo są tu tylko przez chwilę; tymczasowość tego jest przytłaczająca i może zasłonić to, co najważniejsze: że są. Teraz są. Tu. Ze mną. Stefcia jest starszą kotką po ciężkim życiu. Już w poprzednim roku miała problemy z trzustką. Hokus to kot z chorymi nerkami. Tylko Fisia jest młoda, zdrowa i całe życie przed nią. Czy na pewno? Amisia miała tylko 9 lat i trzy miesiące... Ona była dla mnie, dla nas, kimś wyjątkowym. Cześcią nas. Naszym życiem. Kosmitką - nie kotem, nie człowiekiem, kimś lepszym. Nie wiedziałam, że tak bardzo ją kocham, że pozostawi po sobie tak wielką pustkę. Dziękuję ci, że byłaś, że jesteś i że zawsze będziesz, moja kosmitko. Dziękuję.    


To fenomen. To naprawdę niezwykłe. Gdyby ktoś jakimś cudem nie wiedział: Amisia była kotem. Mimo to ponad sto dwadzieścia osób pod ostatnim postem wyraziło swój żal i wyrazy współczucia z powodu jej odejścia. Nasza Królowa Ciotka nawet przez ekran komputera sprawiła, że ją pokochaliście. Najwyraźniej umiałam namalować ją dla Was - taką wyjątkową, jaka była. Czytałam te komentarze na raty, z powodu potoków łez nie mogłam inaczej. Czytałam je dwa dni, a Fikunia szturchając mi zimnym noskiem ręce, budziła mnie do rzeczywistości. Trzeba wstać, iść, żyć. Ten ból jest w jakiś sposób bardzo cenny, wzbogaca. Jest jak zmarszczka na twarzy, którą wyrzeźbiło życie. Kim bylibyśmy bez naszych zmarszczek?

Tak sobie myślę: a gdyby tak przenieść ten zwyczaj na ludzi? 
Gdyby każdego dnia zamiast "dzień dobry" mówić "dziękuję ci, że jesteś"... 
Ja w każdym razie z całego serca dziękuję Wam, że jesteście. 




Dla Amisi.

Kotko o sierści księżycowej,
czemu musiałaś odejść
za Most Tęczowy?
Kotko kochana, dobra taka,
tak długo jeszcze przyjdzie
za tobą płakać,
kiedy ty, śliczna, wielkooka
już nie po ziemi chodzisz,
lecz po obłokach...
Pociechą tylko jest myśl słodka,
że gdzieś, wśród tych obłoków,
kiedyś cię spotkam.

(Ninka)

piątek, 20 listopada 2015

Amiterapia

(Gościnnie pisze MCO.)

Kiedy dzisiaj rano jadłem śniadanie, na stół, w niewielkiej odległości od talerza, wskoczyła moja kotka Amisia.
Na ogół siedzi na krześle vis a vis i spoglądając na moją ucztę, czeka na resztki kefiru z plastikowego kubka lub miski, w której zjadam porcję płatków.
Tym razem nie wytrzymała. Wkroczyła na blat stołu.
Przekroczyła granicę.
Weszła na MÓJ teren.


W mojej głowie rozpoczął się błyskawiczny proces.
Takie pojawiły się myśli:
„To niedopuszczalne!”
„Kot na stole?! Toż to ludzka reduta! Ostatni bastion! Miejsce nieskalane!”
„Nie pozwolić im na takie zachowania, zanim wszystko zaświnią!”
„Nas jest coraz mniej. Ich jest coraz więcej!”
„Grozi nam bakteriologiczna powódź! Inwazja nieczystości!”
„Moja miska, mój kubek – w niebezpieczeństwie!”
„Jak wy wychowujecie swoje zwierzęta?!?”
„To nie jest normalny dom!”

W tym momencie przypomniały mi się brzmienia wiadomości o fali uchodźców w Europie. 
O zagrożeniach i terroryzmie.

Wszedłem do mojej głowy i jak najgłośniej potrafię, wrzasnąłem:

„Nie jesteście moimi myślami!!!”
„Jesteście zbiorem obcych mi przesądów i stereotypów!!!”
„Jesteście ksenofobiczną breją!!!”
„Jesteście siedliskiem lęków odgrodzonym wielkim chińskim murem od współczucia!!!”
„Nie jesteście mną i nic wam do mojego kota i mojego stołu!!!”
„Wypierdalać z mojej głowy!!!”

Zrobiło się cicho jak makiem zasiał.

Amisia mruczała głośno tuż obok mnie, na środku stołu, pozbawiona jakiegokolwiek poczucia winy.
W ciszy podbitej subtelnym podkładem kociej mruczanki skończyłem posiłek, po czym podsunąłem jej miskę i spokojnie obserwowałem, jak szczęśliwa wylizuje resztki kefiru.
Obserwując ją jedzącą, ćwiczyłem uważność.
Byłem wolny od obcych myśli.
Byliśmy sobą. Razem u siebie.



PODPIS

Zobaczcie jeszcze TUTU i TU.


środa, 23 września 2015

Z Fisią w raju

Nie ulega wątpliwości: Fikunia "zrobiła" nam wczasy! Rozkoszowanie się nią wypełniło nam cały tydzień. Nie da się nawet solidnie opisać tych wszystkich miłych uczuć generowanych przez nią dosłownie w każdej chwili. Wzruszała, bawiła, uszczęśliwiała nas, począwszy od pierwszych chwil poranka, gdy eksplodowała radością calutką swoją małą osóbką, tak jakby nie widziała nas całe lata, a nie tylko przez noc, poprzez pokazywanie nam, jak można cieszyć się ze spacerów, przez naukę, ile radości może dać bieganie po plaży - tak zwyczajnie, przed siebie, w podskokach pełnych radości lub pędząc niczym pocisk do przodu do utraty tchu, aż do wieczora, gdy piesinka zmęczona i pachnąca wiatrem zasypiała wciśnięta pod kołdrę i przytulona do naszych boków.

Ten piesek to dar z nieba, sama nie wiem, czym sobie na nią zasłużyliśmy. Nie przychodzi mi do głowy nic takiego, by zapracować aż na taką nagrodę. Nie wymyśliłabym jej nawet, gdybym mogła, bo nie wyobrażałam sobie, że piesek może być tak doskonały, tak uszyty na miarę moich najgłębszych pragnień serca. 


Fikunia jest subtelną, delikatną piesinką. Wiele rzeczy ją przeraża, w tym jazda samochodem. Ale dzielnie się przełamuje. To rezolutna panienka. Uczyłam ją trochę przed wyjazdem, ale to była pierwsza tak długa trasa w jej nowym życiu. Wcześniej podróżowała pewnie samochodem do schroniska (jakże musiała być przerażona, gdy została odłowiona, złapana i wieziona!), no i ze schroniska wprost w me ramiona. :) Teraz przez pierwszą godzinę drżała jak osika, ale z czasem uspokoiła się trochę i podróż zniosła naprawdę dobrze. Wprawdzie nie udało się jej zdrzemnąć, nie załatwiła się na postojach, ale i tak wyobrażałam sobie, że będzie ją to kosztować więcej. 



Za to na miejscu: super! Ogromnie spodobało się jej spacerowanie po lesie, a kiedy...




A kiedy zobaczyła plażę i morze, była tylko trochę stremowana.






Szybko odkryła, jak cudownie kopie się w piasku dołki, jak wspaniale się biegnie przed siebie,






Ponieważ to grzeczna piesineczka (zawołana nie idzie, a leci, pędzi na złamanie karku, taka jest kochana), już w pierwszym dniu hasała po brzegu bez smyczy.








Tylko żeby te fale nie były tak napastliwe! Fikunia do końca pobytu nie zamoczyła nawet paluszka u stópki. ;)




Po plażowych spacerach robiliśmy sobie popołudniowe drzemki,


by idąc znów  lasem na plażę, zbierać pachnące podgrzybki.






Tylko znowu te wstrętne,



atakujące fale!


Wszędzie towarzyszył piesiuńce jej cień. Wygląda, że się również dobrze bawił, udając różne stwory i groźne zwierzory.





Najcudowniej było spotkać kolegę chcącego się ganiać! Wtedy gęby śmiały się wszystkim ludziom mającym okazję widzieć to święto psiej, czystej, absolutnej radości!



























Tak, byliśmy w raju. Piękna pogoda, bajeczne okoliczności przyrody, najlepsze na świecie towarzystwo, bo tradycyjnie już, jak co roku, odwiedzili nas Jola i Igor. 
Właściwie to mogłabym tam zamieszkać. Kiedy chodzę po plaży, podziwiam chmury, a wiatr zagłusza każdą głupią myśl, czuję, że żyję. 
Czy marzenia się spełniają? To ja je do spełnienia zapraszam. Chciałabym mieszkać nad morzem, w małym domku wśród sosen. Z MCO i z Fiką. Z kotami. Chodzilibyśmy po plaży (bez kotów!), a ja mogłabym zbierać kamienie. Może malować je, a może zaczarowywać lub... robić coś innego, w co wkładałabym całe serce. I jeszcze mam kilka marzeń. Niech się spełnią. Amen.

Podczas naszego krótkiego pobytu przyroda obdarzyła nas wieloma spektakularnymi pokazami: widzieliśmy kilka pięknych zachodów słońca, na czele z tym zjawiskowym w połączeniu z podwójną tęczą po wschodniej stronie, widzieliśmy na własne oczy niesamowitą trąbę powietrzną - coś genialnego, a wschód słońca z Jolą okazał się w tym roku nie do zapomnienia. Chmury też zasługują na osobną opowieść. Mam w planie się tym wszystkim z Wami podzielić. 

Fikunia pokazuje wciąż swoje kolejne oblicza. Wiedzieliśmy, że jest jak kot - pachnąca i miła w dotyku, że jest jak konik - pięknie się poruszająca i zbudowana, że jest jak małpka z tą myślącą twarzyczką, ale że jest też kozicą morską, to okazało się dopiero nad morzem! O tym też mam zamiar opowiedzieć. Bądźcie. :)


PODPIS


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...