Upiekłam w sobotę dwa chleby. Oba z mojego ukochanego żeliwnego garnka. Swoją drogą, czy to nie jest dziwaczne: kochać garnek? Ale co zrobić, skoro to właśnie do niego czuję! Po pierwsze, jest z Włoch, a ja mam fisia na punkcie wszystkiego, co włoskie, a po drugie, każda potrawa w nim zrobiona jest udana, jakaś taka magiczna.
Szczególnie dotyczy to chleba. Uwielbiamy jego przyrumienioną, a może nawet lekko spaloną, skórkę. Przepis jest inspirowany wpisem u Misi TU, z tą różnicą, że dałam pół porcji drożdży, a dodałam do niego 2 łyżki zakwasu pszennego oraz wsypałam szczyptę ziół prowansalskich i (ponieważ ostatnio używam go do wszystkiego!) szafranu - czego nie polecam, choć w smaku było dość ciekawe. :-)
Piękny chleb :). Jak fajnie popękał.
OdpowiedzUsuńA miłości do gara wcale się nie dziwie. Wcale, a wcale ;)
Choć mój garnek nie ma takiego wspaniałego pochodzenia, to również darze go uwielbieniem i dbam o niego jak coś najdroższego:)) mam jeden taki tylko do wypieku chleba i nie kalam go żadnymi tam gulaszami :) a drugi do innych celów. Chleb z takiego garnka wychodzi rzeczywiście pyszny, też często taki piekę, poza tym ma oprócz smaku tę zaletę że zawsze wychodzi pięknie, a co do treli ptasich - to dzisiaj ptaki śpiewały jak oszalałe, do wiosny coraz bliżej:)) pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńalucha, dzięki:-)
OdpowiedzUsuńKass - natchnęłaś mnie wspaniałą myślą: muszę mieć drugi żeliwny garnek! W końcu miłości nigdy za wiele:-)))
Znałem tylko jedną osobę, która potrafiła piec tak chrupiące i zbrązowione chlebki. Wołali ją "Pyzunia". Ech.... dobre to były czasy....
OdpowiedzUsuńMoże w maju będę we Wrocławiu. Juz teraz piszę się na pajdę takiego chlebka :-)
OdpowiedzUsuńżycie i twój chlebek jest piekny!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie!
Szana-Banana
www.gastronomygo.blogspot.com
Też bym kochała garnek, w którym taki chleb się rodzi... :-)))
OdpowiedzUsuńKawiarenko, miło by było:-)
OdpowiedzUsuńSzana - na pewno będę Cię odwiedzać!
rzeka - tego ci życzę:-)
Chleb zapowiada się niesamowicie, a miłość do garnka to nic dziwnego, ja też miewam dziwne uczucie do moim kuchennych gadżetów! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPiękny, swojski chleb, naprawdę podziwiam! ;) A ja kocham mojego kuchennego morgensterna, czyli mątewkę; nie umiem się bez niego obyć! :D
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za wizytę i miłe słowa. Do Ciebie też będę wpadać, bo poza morgensternem bardzo kocham koty... :)
Kasiu, to jesteśmy jak siostry! Bo ja też poza żeliwnym garnkiem bardzo kocham koty;-))))
OdpowiedzUsuńCudny chlebuś! I od razu widać, że pichcenie daje Ci szczęście :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!