wtorek, 30 września 2014

Nie tak miała się skończyć ta historia

Chcę to mieć już za sobą. Jestem to winna Wam, którzy mu kibicowaliście co tchu. Muszę zmierzyć się z tą wieścią. Zwlekam i zwlekam, a dostałam ją jeszcze przed wyjazdem nad morze. Sprawiła, że serce mi pękło... I Wam pęknie. Niestety. 

Jego historia jest taka smutna. Oddany po dziewięciu latach bycia domowym kotem, marniejący w schronisku, zabrany przez nas w stanie wyczerpania, trochę odchuchany, błyskawicznie znalazł dom z wymarzonymi, naprawdę mądrymi i dobrymi ludźmi. 

W swoim nowym domu uspokoił się i wyciszył. Adaptował się idealnie. Już nie kąsał znienacka, już tylko się tulił i mruczał. Odzyskał spokój. Uwielbiał kartony i spanie na ciepłym dekoderze. W nocy mościł się na poduszkach przy głowach swoich ludzi, blisko swojego kociego kolegi, który tak dobrze go przyjął. 
Zyskał przydomek Rozdający Buziaki. Miało być tak pięknie! Grzałam się tą historią w złe dni...


Ostatni SMS, który dostałam, brzmiał:

(...) Mimo naszych starań nie udało się Rambo odratować. Śmierć była nagła, zaskoczyła nas i przygniotła. Jest nam ogromnie smutno, bo Rozdający Buziaki ukradł nam serce.

[*] Nie zapomnę twojego mięciutkiego futerka, Rambusiu.... Nie tak miało być. :(

PODPIS

Przepraszam za drugi post dzisiaj, ale koniecznie chcę, aby wrzesień zabrał, co wrześniowe i nie zatruwał nowego miesiąca swoimi smutkami i tragediami. Może się uda zaczarować los.




Zaszłości, ku radości!

Dzień bry! 

Wspominałam o tym jakiś czas temu, że napawam się przesyłką od Hany. Napawałam się, napawałam wciąż zamkniętą (jak lubię), a tymczasem nastał dla mnie trudny czas nieudanej adopcji Janka i stresów z tym związanych. Zmęczona i roztrzęsiona otworzyłam w końcu kopertę i poczułam się, jakby dla mnie specjalnie zaświeciło słońce. Hana kocHana wie, że zbieram ptaszki, że mam ptaszkowy dom i namalowała mi tego Dziędziobka! Tak go nazwałam. Dziędziobek jest uroczy, Hanuś, bardzo dziękuję!

Dziędziobek zimorodek - poprawiacz zepsutych nastrojów. :)
Kilka dni potem przyszła kolejna koperta... Czekała, czekała, i...



się doczekała! :)) To od naszej mistrzyni w nawlekaniu paciorków. Jaki uroczy komplecik! Koci! Będę go bardzo lubić, bardzo! Jestem zachwycona, Anabell, Dzięki Ci, hojna kobieto! A broszkę...




a broszkę dam Mamie. Mamuś, chcesz? :))


Cudo, prawda?

Potem przyszła kolejna paczka, zamówiona tym razem. Zamówiona już dawno, ale coś kurki Oli mają cięższy okres i nieść się nie chcą, a my już nie chcemy innych jaj! Nie macie pojęcia, jak bardzo cieszą nas te dary od szczęśliwych kurek z podkarpackiej wsi, od Olgi Jawor. To klejnoty! Olu, dziękuję!




Przyszła też karteczka od Kiruni z Dżungli. Aniu, podziękuj psince. Jaki ona ma ładny charakter pisma! :)



Wszystkie te niespodzianki i prezenty sprawiają, że mój świat jest piękniejszy i milszy. Nawet w obliczu trudnych spraw łatwiej jest podnosić się, mając tak wiele wsparcia i sympatii w blogowym świecie. Za to wszystko wielkie dzięki! 


PODPIS

I na koniec coś do oglądania z włączonym głosem. Tak jest cały czas! Mamy w domu pieszczocha, przylepę i wielbicielkę MójCiOnego... To ja ją przygarnęłam, odchuchałam, odsztyftowałam, a ona woli jego, buuuuu.... I gdzie tu sprawiedliwość?!




poniedziałek, 29 września 2014

Leniwy urlop

Hej ho! Jest tu kto? :)

Ja jestem, ale wciąż jakby mnie nie było… Nad morzem byłam, mmmmmm… 

Odpoczęłam, wyluzowałam się tak bardzo, że aż mnie cała dusza i wszystkie kości bolą od nicnierobienia! To była orgia lenistwa! Ja to opiszę, a Wy się wczuwajcie, wyobrażajcie sobie, zazdrośćcie, ale z życzliwą nostalgią najlepiej, mmmmmmm... 

Jednak najpierw dojechać nad to morze trzeba! Napstrykałam zdjęć z trasy. Europa, panie, Europa! Teraz to się jedzie! 








Pokup* (od popasu, ale na okazję kupy) na stacji paliw. :)
 *Słówko autorstwa JolantyM.
Popój.





Posik.



"Dbaj o serce"- wyświetliło mi się na niebie. A serce miałam w rozterce, to fakt.




Nad morze jedziecie? Hura! To i ja! - ucieszył się chmurny słonik i pomknął z nami!
No to i ja się udam - żółw na to.
(Zapowiadał się niezły tłum na plaży, ale jakoś to się potem... rozmyło, hrehrehre.)


Zaplute siedem nieszczęść podczas znienawidzonej podróży.


Różne systemy w zgodzie - do celu nie sposób nie trafić. 
Trafiliś! Może to już morze.
To nasz cel. Tu mają domek przyjaciele. Możemy z niego korzystać! Bosko! 

Uwolniony, ufff!
Tą dróżką, potem las, potem plaża, morze, już zaraz, hura!!
Stuk. Puk. W-i-t-a-j-c-i-e! 

A teraz już się tłumaczę z tej orgii lenistwa, o której wspomniałam wyżej. Bo tak:

- Spanie do godziny13! I to niemal co dzień. Tak naprawdę to do 10., ale potem w łóżeczku kawka, śniadanko i kolejna pośniadaniowa drzemka! Około 13. powolne zwleczenie się z łoża, prysznic bądź nie (od brudu w końcu ponoć jeszcze nikt nie umarł) i spacer… 

- Wróćmy jednak do śniadanka. Taka na przykład jajecznica (z jaj prosto od Olgi) z podgrzybkami z nadmorskiego lasu, mmmmm… Albo grzaneczki smażone na masełku (chleb maczany w rozbełtanym jajku z wodą i odrobiną mleka) z chrupiącymi plasterkami z podgrzybkowych kapeluszy na masełku przypieczonych, mmmmmm…

- A ten spacer… Najpierw długaśny pustą plażą, po piasku, po falach mimo chłodu (darmowy piling), potem powrót lasem przy skarpie i mimochodem grzybobranie, mmmmmm… Jak to miło, że grzybeczki chciały współpracować i rosły wprost przy ścieżkach.

- A obiadek? Do wyboru; podgrzybki w śmietanie jedzone eksperymentalnie, np. z pierogami ruskimi (przywiezionymi z domu) lub z camembertem smażonym, mmmmmm, pychota! Orgia smaku najprawdziwsza z prawdziwych! Albo rybka smażona z frytkami i surówką z kapusty kupiona w ostatniej  już czynnej smażalni w miasteczku. Doskonała! Za tym smakiem tęskni się calutki rok! 

- A po obiedzie, wiadomo: lody! To nic, że chłodnawo, że wrzesień, że deszczyk o szyby jesienny… To nic, jak wczasy, to wczasy, a jak one, to lody muszą być. I kropka, mmmmmm... (I wielokropek - dop. Talibia).

- I jeszcze raz spacer - wieczorny, zachodni, choć pozornie niespektakularny, to i tak niezrównany. Subtelne pastele rozsmarowane na zimnym niebie nad chłodnym morzem i mroźną w tonacji plażą to uczta dla oczu, odpoczynek dla ducha, mmmmm... Można się najeść tymi arktycznymi barwami w przytulnym otoczeniu wrześniowego,  niemal ciepłego wieczoru w Polsce, mmmmmmm... 

- Po spacerze NIC. Niczego nie muszę, niczego nie potrzebuję, nic mnie nie goni... Rozmowy,  książki (Opowieść o kocie, mistrzu zen), trochę tv - jakieś stare filmy (Jurasic Park), bajeczki (Bolek i Lolek leciał, i Reksio),  seriale (Rodzinka.pl), jakieś gry na komórce (kierki, pasjans), trochę grzebania w sieci na ajfonie. Zero komputera! Zakurzył się biedaczek nieużywany, mmmmmmm… 

- No i największe miłe zaskoczenie: Rufik! Pies, który nie jeździł donikąd, bo nawet półgodzinna jazda na naszą wieś była dla niego koszmarem. Tym razem zabrany z nastawianiem, że trzeba w końcu spróbować, a przede wszystkim odciążyć Wrocławskiego. Zniósł podróż nie najgorzej, nie najlepiej, ale zniósł, a potem sprawdził się na medal jako pies plażowy, spacerowy i jako samotny zostawacz w domu, gdy my na wycieczkę samochodową (na rybkę). Sprawdził się też jako spacz poranny niebudzący. Do 10. piesek chrapał bez problemu! 

Jakże inny ten urlop od pobytu w Japonii, gdzie całymi dniami zapitalaliśmy, aby zobaczyć jak najwięcej! 
Mimo że pozornie nic się nie działo (niektórzy już wiedzą, że znów widziałam się z Jolą i Igorem! Czy to nie piękne?), to na pewno uda mi się jeszcze wyciągnąć z tych wczasów niejedną ciekawą opowieść. Będzie wkrótce, bo narobiło się wiele zaległości. Przecież o Sysi i Prysiu napisać muszę, i o Janku, i o tym, co dostałam od Hany, od Anabell, od Pantery. To zrobię z radością.

I o innych sprawach też napisać muszę. Niestety. 

Widzę, że dzięki Joli i Wam, drodzy Czytacze, kąty Za Moimi Drzwiami kurzem nie zarosły. Dziękuję! 
Teraz  mocno trzymamy kciuki jeszcze za Malina, już ci bardziej psolubni narzekać nie mogą, że tu tylko koty i koty! 

A kotki cieszyły się ogromnie, kiedy wróciliśmy. Stefka najbardziej. Szalała jak kociak - za myszką, za wędką, już nie wiedziała, co z tej radości robić! Hokus radość demonstrował głośnym mruczeniem, a Amisia nocnym przytuleniem.  :)


PODPIS


niedziela, 28 września 2014

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...