piątek, 28 lutego 2014

Przyleciał do mnie anioł!

Wprost z DAT (Dom Aukcyjny Tymianek's) i Pastelowego Kurnika, stworzony przez Anetę Godyń ze stowarzyszenia StellaPolaris (inne jej cudeńka na stronie www.stellapolaris.org.pl). 
Jak przystało na istotę skrzydlatą, szybko pokonał drogę do Wrocławia i już wita gości, którzy wchodzą za moje drzwi - te prawdziwe, drewniane, domowe. 








Zachęcam do szukania skarbów w DAT, do licytowania i do wspomagania w ten sposób działań Ori, która niestrudzenie ratuje psie bidy, a na to potrzebne są fundusze. 
Myślę, że posiadanie przedmiotów z DAT jest bardzo trendy, tak jak i rozpowszechnianie wszem wobec haseł: 

Cuda-Wianki na Tymianki!
Pokochaj Tymianki, daj cosik u Hanki.

Anioł jest prześliczny, jestem rozanielona, że go wylicytowałam i szczęśliwa, że będzie strzegł moich progów, mimo że bardziej niż w niebiańskie wierzę w ludzkie anioły chodzące po ziemi i robiące te pozornie małe, dobre rzeczy, jak np. założenie Domu Aukcyjnego Tymianek's

Z anielskim pozdrowieniem:

PODPIS

Zmienić?

Cześć!
Ktoś liczył dziś na komiks? Niestety znów będzie na poważnie.
Zastanawiam się nad zmianą logo w tytule bloga. Doradzicie? Może być takie?



Fajnego dnia. No to cześć. :)



PODPIS

czwartek, 27 lutego 2014

O rytmie i... piekarniku

To, myślę, przypadek, ale ostatnimi czasy posty układają mi się w pewne cykle. Był cykl spacerowy, cykl spełnionych życzeń, cykl koci (oczywiście), a teraz trwa cykl artystyczny. Czeka na przekazanie Wam wiele tematów, ciekawych, wzruszających, pięknych, ale ja jestem sercem wciąż na warsztatach Vedic Art i wciąż wracam do emocji, jakich tam zaznałam. To one dekorują te małe dzieła, bez nich to byłoby tylko bazgranie po płótnie, bez sensu.  Dziś odtworzę te łatwiejsze malarskie namiętności, a na później zostawię te dla mnie trudniejsze. 

Czy znacie rytm Waszych dusz? To taki stan, w którym czujecie, że jesteście naprawdę w zgodzie ze sobą, gdy myśli płyną przejrzyście, działania idą rączo, serce jest pobudzone, ale spokojne, bo czuje: TAK, TO JEST MOJA MELODIA, MÓJ RYTM.  
To stan, w którym do niczego się nie zmuszacie, stan wypływający z wnętrza siebie, z poznania i akceptacji siebie. Tak ja to rozumiem. A jak to czuję? Zanim się to okaże, popatrzcie, co gra w duszy Robertowi. 

Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła 100 zdjęć, w lepszym i gorszym świetle, we wnętrzu i w ogrodzie... Może kiedyś nauczę się sztuki umiaru. :)






Podoba mi się rytm MójCiOnego.

A mój? Bez opowieści się nie liczy. Oto więc opowieść. :)
Początek to zawsze tabula rasa i pytanie co dalej. Jakie kolory, forma, treść. Rytm duszy... Hmmm... Wzięłam do ręki okrągłą gąbkę, zamoczyłam ją w pierwszej lepszej farbie i przystawiłam jak pieczątkę do płótna. Okrągła plama okazała się iskrą, za którą poszedł ogień i pożar. Pożar pieczątek! Ciach, ciach, ciach, kolejne kolory lądowały na blejtramie! Jakie fajne uczucie! I ciach, i ciach, i teraz małe pieczątki, a teraz duże, a teraz zakręćmy nimi, każdej w środku zróbmy piruet! Im ta spontaniczna, intuicyjna praca posuwała się dalej, tym bardziej śmiała mi się dusza i... twarz. :) To było jak taniec, jak pluskanie się w wodzie, jak perlisty śmiech dziecka. 
No i proszszsz, oto efekt. 





Lubię ten obraz, dla mnie on śpiewa.

I skoro tak dobrze nam idzie (he, he), to zwiedzajmy galerię, proszę państwa, dalej.

Czym jest nasza indywidualność? Czy taką metką, właściwą tylko nam etykietą, niepowtarzalnym zbiorem cech, skarbem, darem, bogactwem?
MójCiOn widzi siebie dwojako.




Swój obrazek dłubałam skrupulatnie, a to dodałam trochę kaszy jaglanej, makaronu - gwiazdki, ciut kawy, a to przykleiłam chrupki gryczane kupione kiedyś w ferworze postanowień o zdrowym żywieniu, a potem zapomniane...






I co mi wyszło z mojej indywidualności? Piekarnik, kurczę pieczone, piekarnik! Wyjęta wprost z niego blaszka z ciasteczkami! A myślałam, że więcej jestem warta niż tylko dobra piekarka. :) Jednak Vedic Art prawdę ci powie, więc sami widzicie. Piekarnik! 

Na koniec słówko. Proces uczestniczenia w takich warsztatach, w takim intuicyjnym malowaniu jest indywidualny, dla każdego znaczy coś innego. Tematy są najróżniejsze, nie ma dwóch osób, które czułyby tak samo, nie chciałabym, aby ktoś się zasugerował tym, co ja pokazuję ze swoich doświadczeń. Każdy odczuje, wybierze sobie, stworzy coś innego. I to jest najpiękniejsza wartość tego malowania duszą.

Piekarnik! Phi! :)

PODPIS

środa, 26 lutego 2014

Ktoś bardzo ważny

Pozostańmy w temacie sztuki. Trudno po takich przeżyciach tak po prostu wrócić na ziemię.
Dziś jednak nie o mnie. Chcę tym postem podziękować L.B. Abigail ze Słów rozsypanych za niezwykłej wagi prezent. Marzy mi się też, że tym z Was, którzy do Lucyny nie zaglądają, pokażę miejsce, w którym króluje fotografia i poezja.




Abigail porwała się na rzecz dla mnie zdumiewającą. Rzuciła wyzwanie. Zainspirujcie mnie - powiedziała - a ja napiszę do tych inspiracji wiersz. Czytelnicy podjęli rękawicę i Abi dostała wielką różnorodność natchnień. Czego tam nie ma! Są zdjęcia, grafiki, prośba o portret, piosenka z filmu, luźno rzucone hasła (słoń w salonie), przesłania. Wszystkie możecie zobaczyć TU (klik).
Byłam mocno ciekawa, jak poradzi sobie Lucyna z taką obfitością tematów. Byłam zaintrygowana, a potem za każdym wierszem szerzej otwierałam oczy w zdumieniu nad poetyckim kunsztem tej dziewczyny. Co jeden wiersz to piękniejszy. Są tam prawdziwe perełki. Uwielbiam ten o wyższości zwierząt nad ludźmi (będę go tu jeszcze cytować), ten - o tym, co między ludźmi, gdy już się wszystko między nimi stało, te do grafik córki Elki. No i uwielbiam wiersz dla mnie. Do mojego ulubionego zdjęcia.




Ktoś bardzo ważny

Jak masz na imię?
Jesteś księciem?
Czy opowiesz mi swoją historię?

Świetlistość jest tym co cię prowadzi
czasem przebija spomiędzy drzew
czasem zza firanki ale najczęściej
wybierasz ją z dźwięków jak koraliki

Twoje dłonie stworzone są do układania
witraży z rozsypanych szkiełek
splatania palców z gałązkami
dotykania najdelikatniejszych strun

Samotność nie jest ci przeznaczona
chociaż to ją odczuwasz intensywniej
w każdym oddechu oprócz światła
jest przecież cisza umierania




Wróżba dla Małego Księcia. Patrzę na zdjęcie, czytam, znów zdjęcie, czytam i wszystko się dopełnia. Początek drogi i koniec, a pomiędzy tym światło i cień. Mały Książę wybiera światło. Dziękuję, Abi.



wtorek, 25 lutego 2014

Żywa sztuka

Zastanawiam się, jak przekazać Wam to, co wydarzyło się w pewnym momencie z jednym z obrazów w drugim dniu warsztatów Vedic Art, w niedzielę. Już wczoraj kilka osób zwróciło na niego uwagę. Domyślam się czemu. Ten obraz tylko udaje martwy. Tak naprawdę to on żyje. 
To był kolejny dzień naszego malowania i nadszedł czas, aby zmierzyć się z dużym formatem. Największym, na jaki było nas stać. Dla mnie to było właśnie to płótno o wymiarach 80x80. Olbrzymie. Pusta biała przestrzeń do wypełnienia. Sercem. Intuicją. Sobą.
Zanim zacznę malować, zawsze chwilę szukam w sobie odpowiedzi. Jak oswoić taką dużą przestrzeń. Jak sprawić, aby ona nie była tak przerażająca, a ja bezradna. Jak ją ugłaskać... Hmm... Właśnie...
Począwszy od prawej, zaczęłam wyciskać farby wprost z tubki. Fioletową, czarną, srebrną, purpurową, i kiedy biel płótna została przełamana tymi kleksami koloru, zrobiłam to, co podyktowało mi serce: rozmazałam farby dłonią. Gładziłam aksamitną powierzchnię czułymi ruchami tak długo, aż kolory przeniknęły między sobą, wniknęły w siebie, zmieniły nazwy, porodziły nowe barwy, a cała przerażająca bielą plansza zniknęła wypieszczona moją dłonią. Sam proces tego obdarowywania płótna czułością był pierwotnie rozkoszny. Jak masaż, indyjski masaż olejkiem. 
Znów chwilę wyczuwałam, czym "skazić" tę wypieszczoną płaszczyznę i moja intuicja podpowiedziała mi farbę w sprayu. Szarą. Gołębią. To ważne, że pracując nad nim, czułam się zagubiona, niepewna każdej decyzji, przerażona, że zepsuję, że zniszczę, że to nie dla mnie, ale jednocześnie maksymalnie skupiona na tym, co się wyłaniało po każdym ruchu. Skupiona i uważna.
Gotowe dzieło tylko dla mnie oznacza wiele. To wyzwolenie, doprowadzenie sprawy do końca, satysfakcja, radość, ale nie to było w tym obrazie magiczne. 


Postawiony na słońcu nie wygląda zbyt efektownie. Muszą być dziś duże zdjęcia; ci, którzy wolą małe, muszą mi wybaczyć. :)



W cieniu się zmienia, widać więcej koloru.


Ale największą niespodziankę sprawił nam ten obraz na warsztatach w niedzielę.
Kiedy wyniosłam go na słońce, aby wysechł, on OŻYŁ!


Ożył i dał nam zachwycający spektakl światła i cienia.



Trójwymiarowy. 



Subtelny, delikatny, pożądany, upragniony, wyśniony. 



Obawa przed dużym formatem zamieniła się w najczystszą radość, zachwyt i uniesienie. Oglądałam, jak chłopaki noszą go od drzewa do drzewa i jak MÓJ obraz przemawia do mnie najpiękniejszymi słowami.
Oglądałam to, unosząc się kilka centymetrów nad ziemią, z różowymi policzkami i ściśniętym wzruszeniem gardłem. To był magiczny moment. Musicie mi uwierzyć na słowo.

Tu MójCiOn koniecznie chciał uwiecznić na nim tę "kapustę". :)

Duży format - duży rozmach, niespodzianka, nagrodzona odwaga, chwila uniesienia, czystego szczęścia, a przed nim przecież powstał ten malutki. Miniaturka. Skupienie, drobiazgowość, precyzyjność emocji. Plan na życie. Droga. Tyle znaczeń. Tylko dla mnie, ale może i Wy coś w nim zobaczycie. W Vedic każdy czyta po swojemu. 




Z cieniem "artystki". :)


W jej cieniu. :)


I na słońcu.

Nie ma lekko. Inne obrazki też Wam pokażę, ale nie jutro, dam Wam chwilę odsapnąć. :)


PODPIS


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...