sobota, 27 stycznia 2018

O Sylwestrowej Rodzince - realistycznie

Pierwsza uwaga: ten post nie jest proszeniem o pieniądze.

Druga uwaga: ten post nie jest chwaleniem się "ile to ja nie robię"; zdaję sobie sprawę, że ludzie pomagający zwierzętom robią o wiele, wiele, wiele więcej! Czynności, które wymieniam są normalne, nic szczególnego - ten post ma to tylko razem zebrać do kupy. 
___________________________________

Korzystając z tego, że Basia, siostra pani Mirki, która zabiera dziś Cekina z Brokatem, jest weterynarzem, więc doskonale zdaje sobie sprawę z kosztów i trudów leczenia zwierzaków, przedstawię Wam, jakie są realia finansowe niektórych akcji pomagania zwierzętom - konkretnie ratowania Sylwestrowej Rodzinki. Zazwyczaj nawet o tym nie wspominam, bo nie chcę nikogo wpędzać w zakłopotanie. Kotki Zza Moich Drzwi są zawsze wydawane do nowych domów bezpłatnie i z wielką wdzięcznością. 

W ich piwnicy. 




Kiedy 31 grudnia ubiegłego roku, czyli dokładnie w sylwestra, jechaliśmy do Strzelina po, nazwaną tak później, Sylwestrową Rodzinkę, kompletnie nie wiedziałam, jak to się wszystko ułoży i jak zwykle miałam niemałego stracha... Kociaki i mama były bardzo chore. Koci katar nieleczony prowadzi do wielu powikłań, spada odporność, a wtedy mogą się przyplątać inne choroby, w tym ta, której nazwy nawet nie wymawiam! Bałam się tego okropnie!


Jeszcze  tego samego dnia wylądowaliśmy na ostrym dyżurze w całodobowej klinice wrocławskiej Interwet. Tam po odczekaniu 4 godzin w kolejce zostaliśmy wspaniale obsłużeni przez przemiłą i kompetentną panią doktor. Z wizyty wyszliśmy biedniejsi o 345 zł oraz bogatsi o baterię leków do podawania kotkom. Na FB wybraliśmy imiona rodzince; mama - Dosia, od "do siego roku!", bracia Sylwester, Brokat i Cekin. Już dziś nie wyobrażam sobie, że kotki mogłyby się nazywać inaczej. :)

Sylwuś

Brokacik


Cekinek

Dosia
No i zaczęła się codzienna kołomyja, która, w różnym natężeniu, właściwie trwa do dziś:
codzienne mycie, zakrapianie i podawanie maści do oczu  - cztery razy w ciągu doby, czterem kotkom;
codzienne podawanie zastrzyków z lekami przeciwzapalnymi i kolejne z antybiotykiem czterem kotkom. Sylwek 7 dni, Cekin i Brokat 10 dni, Dosia 10 i potem tabletki;
codzienne podawanie środków uodparniających, rano dwóch - lizyny i betaglukenu, wieczorem - tylko lizyny;
codzienne smarowanie Dosinego noska, który od spływających ciągle łez z ropą był całkiem łysy, a od pocierania przez nią łapką - w strupkach...


Po kilku dniach.

Oprócz tego oczywiście normalne codzienne czynności, czyli karmienie, sprzątanie, pieszczenie i zabawianie kociego towarzystwa (i chodzenie do pracy, dom, rodzina, nasze zwierzaki - oczywiście!).

Mniej więcej po tygodniu nastąpiła wizyta z Dosią u weterynarza na usg i testach - na szczęście ujemnych. Ta wizyta i kolejne leki "na wynos" dla rodzinki: antybiotyki, odrobaczenia, krople to kolejne 160 zł. To i tak nieźle, bo nauczyłam się robić zastrzyki i nie musieliśmy latać codziennie do weta, co by oczywiście kosztowało dodatkowo. 

Dosia z powodu zapalenia gruczołów Meiboma (powikłanie po kk) wymagała konsultacji okulistycznej. Byliśmy w klinice Viva - 221 zł + leki 79 zł. Od tego dnia do kropli doszła Dosi maść 3 razy dziennie i nagrzewanie powiek rano i wieczorem; nagrzewanie 10 minut, przerwa - następne 10 minut, krople, 10 minut przerwy - maść. 

Za kolejny tydzień do swojego domu pojechał już pierwszy, najzdrowszy, zachwycający sylwestrowy braciszek - Sylwester.

Cekinek.

Sylwek w nowym domu w Łodzi zachował swoje imię. :)

Brokata i Cekina zaszczepiłam przeciwko chorobom zakaźnym - 140 zł, jednocześnie do dziś podaję im wciąż VetoMune i Felisę, co bardzo gorąco polecam osobom, których koty mają problemy z kocim katarem.

Kolejne dwa tygodnie upłynęły nam na cieszeniu się z niebywałego uroku maluchów, martwieniu się, czy pozostaną zdrowe oraz na oczekiwaniu na operację Dosi.

Ten dzień, jak wiecie, nastał wczoraj i był bardzo ciężki dla tej kochanej i nadzwyczaj spokojnej kotki. Podczas operacji stanęło jej serduszko i tylko natychmiastowa reanimacja sprowadziła ją z powrotem na ziemię. Chyba kocia opatrzność oraz gorące wsparcie blogowych ciotek czuwały nad nią; była operowana pod okiem anestezjologa, podłączona do aparatury monitorującej pracę jej serca. Gdyby nie to... I tak najedliśmy się strachu, bo Dosia chwilowo straciła wzrok. Na szczęście dziś jest dobrze i koteczka widzi. 

Operacja, wraz z RTG zębów, udrażnianiem kanalików, kastracją - kosztowała 1.164 zł. A to jeszcze nie koniec! Jeszcze czeka nas konsultacja kardiologiczna i oby ona pokazała, że był to incydent, a serce Dosi jest zdrowe.
A domku dla Dosi na razie nie widać...

Policzmy jeszcze suplementy (które dostałam od hojnych darczyńców), szacunkowo:
VetoMune - 45 zł.
Felisa - 4 op. - 38 x 4 = 152.

Policzmy orientacyjnie jedzenie (również w dużej części dostałam), szacunkowo:
suche + puszki + RC convalescence dla Dosi po operacji = 250 zł.

Żwirek - 80 zł.

Orientacyjna łączna kwota - 2.636 zł...

A to tylko cztery chore kotki!
Razem to daje wiele troski, wiele strachu o zdrowie, wiele miłości, jaką im dałam i wcale się tego nie wstydzę. ;)

Wszystko to dlatego, że ktoś nie wysterylizował swojej kotki. Mało tego: porzucił ją, kiedy była w ciąży i ona, bidulka, przebywając w fatalnych warunkach, zachorowała, i jej dzieci też zachorowały... Sami widzicie jak to się dla nich mogło skończyć. Dosia jest przykładem ile musi wycierpieć takie niewinne zwierzątko.  

Ten post nie jest proszeniem o pieniądze, ponieważ wszystkie te koszty zostały pokryte z Waszych wpłat bądź ze zrzutki zorganizowanej dzięki uprzejmości Oli z Pręgowanych i skrzydlatych, bądź też z Waszych zakupów i prowizji, którą dostaję za to od sklepu Zooplus.

Ten post nie jest wpędzaniem nikogo w poczucie winy czy coś w tym rodzaju.
Jakoś tak jest, że wielu ludzi po adoptowaniu ode mnie zwierzaka wspomaga mój dom tymczasowy... Część z nich często mogłoby za te wpłaty kupić rasowe zwierzę z wypasionym rodowodem!
Za to inni adoptujący czasem potrzebują chwilowego wsparcia, na kastracje, na jakieś niespodziewane zabiegi. Mogę śmiało powiedzieć, że zawsze je ode mnie dostają. Tak to we wzajemnej wymianie dobra toczą się losy zwierzaków Za Moimi Drzwiami... 
Oby tak dobrze zakończonych historii było jak najwięcej!

Brokat - dziś, w dniu wyjazdu do nowego domku.

Cekin - dziś, w dniu wyjazdu do nowego domku.

Dosia dzisiaj (dzień po operacji).
Nadal proszę o trzymanie kciuków za Dosieńkę, bo od dziś, kiedy to jej cudni synkowie Cekin z Brokatem pojechali na swoje, jest samiutka w kocim pokoju. Przydałby się pomału domek, który byłby na zawsze jej. To bardzo spokojna kicia, kompletnie niekłopotliwa, grzeczna, cichutka, nieruchliwa. Mam nadzieję, że dobrze zniesie rozstanie. Włączę jej w pokoju Feliway, to kolejne koszty, ale skoro mogę jej pomóc - to pomagam, ile się da. 

PODPIS

Pełen album Sylwestrowej Rodzinki TU (klik).




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...