poniedziałek, 31 marca 2014

Przekazanie w Tiutiurlistanie

Obiecałam na dziś dobre wieści, a jakie mogą być dobre wieści Za Moimi Drzwiami? Oczywiście kocie!

Urocza dziewczynka o tymczasowym imieniu Luba (Lubisia, Lubiśka, Lubka, Isia, Iśka) wymyślonym przez Agnieszkę z Białej już znalazła swój stały domek! To cudowna wiadomość ze względu na tę delikatną istotkę, dla której to sto razy lepiej, aby przyzwyczaiła się od razu do domu stałego, zamiast co chwilę zmieniać miejsce pobytu. Isiunia do końca pozostała zdystansowana, przestraszona i potrzeba będzie czasu, aby tę bidulkę przekonać do ludzi. To takie zagubione dziecko, które straciło swój dom i teraz nie wie, co z nim będzie... Koteńka potrzebowała bardzo wyjątkowej, cierpliwej osoby, która odda jej swoje serce i da jej czas. 
Czy muszę mówić, że taką właśnie znalazła? :)


Już od jakiegoś czasu nasza blogowa koleżanka Anais Van Shadow (klik) wspominała u mnie w komentarzach, że szuka kotka dla swojej mamy. Potrzebna była kumpela dla Dandysa, który u mamy już rezyduje. Anais marzyła sobie, że weźmie kotka ode mnie. Odbieram to jako przejaw zaufania i bardzo mi miło. 
Okazało się, że pragnienie Anais to nie było czcze gadanie, tylko bardzo poważne plany. W sobotę dostałam list, potem rozmawiałyśmy przez telefon, a już w niedzielę Iśka pojechała do swojego domu! Ale tempo, co? :)


Rano po raz ostatni nakarmiłam kruszynkę. Jak zwykle na poduszce na kolanach. Zjadła ładnie i chętnie. Jakie ona ma oczy! Nie-sa-mo-wi-te!


Amisia i Kayron synchronicznie pokazały, ile je obchodzi, że koleżanka wyjeżdża. :)


 Hokus nawet nie otworzył oka, taki z niego luzak.


Tymczasem Lubisia przy akompaniamencie własnych syków została zapakowana do transporterka.


I wyruszyliśmy na spotkanie z Anais, jej mamą Ewą i bratem, który obie panie przywiózł (w połowie drogi do miasta docelowego), czyli w Tiutiurlistanie.  Ponieważ Mrumru ostatnio mnie przywołała do porządku, że zdradzam za dużo tajemnic, tym razem nawet słówkiem nie pisnę, dokąd pojechała Lubisia. 


Do Tiutiurlistanu mieliśmy ok. 120 km; kiciunia podczas podróży była bardzo grzeczna i bardzo przestraszona...



Za oknem szalała wiosna.


Choć zazwyczaj nie lubię autostrady, tym razem  z przyjemnością przyglądałam się świeżutkiej, kiełkującej zewsząd zieleni i...




pasącym się stadami sarenkom.



Tak się cieszę, że w naszym okrutnym świecie one jakoś sobie radzą.


Isiunia wtulona w kąt transporterka przyjmowała swoją egzystencjalną karmę ze spokojem. Nie miała bidulka innego wyjścia, choć pewnie gdyby rozumiała, że jej los właśnie się zmienia na lepsze, bardzo by się cieszyła.


Aż w końcu dojechaliśmy do Tiutiurlistanu, czyli miejsca przekazania koteczki. 


Po miłych powitaniach, rozmowach, przekazaniach uwag, sugestii, książeczek zdrowia, podpisywaniu umowy adopcyjnej nadeszła ta doniosła chwila: Luba została przeniesiona do swojego transporterka 


i przekazana pod opiekę swojej nowej pańci - Ewy. Już na tych zdjęciach widać podejście Ewy. Troski Małej nie zabraknie!


Poprzedniego dnia Anais przysłała mi dokumentację fotograficzną z mieszkania Ewy. Widziałam profesjonalnie zabezpieczony siatką balkon. Widziałam też plon zakupów w IKEA, kocyki, miseczki, pudełko - wszystko dla nowej kocóreczki. :)


Kotunia odjechała, zabierając ze sobą kawałek mojego serca, jak zwykle zresztą, ale to dla niej bardzo dobrze, że tak szybko znalazła dom. Im mniej zmian w życiu tej wrażliwej istotki, tym lepiej. 


Mam nadzieję, że Lubisia w swoim domu, będąc u siebie, oprócz stałego imienia, dostanie skrzydeł, mam nadzieję, ze zaprzyjaźni się z Dandysem. Mam nadzieję, że odda Ewie z nawiązką serce jej podarowane wraz z nowym domem i pełną miseczką. 




Kiedy wróciliśmy do domu, przeniosłam Anielkę z kociego pokoju do kuchni, żeby zaczęła oswajać się intensywniej. Kota zachowuje się dość odważnie, nie schowała się do budki, nie boi się Rufiego, wiec myślę, że już dziś zostanie wpuszczona luzem do reszty stada i będzie nam hasać po domku.


Przy okazji warto wspomnieć, że ta kiciunia to też jest łakomy kąsek. Młodziutka, piękna, mięciutka, odważna, po sterylizacji (przeszła ją idealnie), zaszczepiona przeciwko chorobom zakaźnym i wściekliźnie, zaczipowana, odrobaczona... Full serwis. Tylko brać i mieć z niej radość. Oczywiście Anielinka wymaga jeszcze czasu, aby się oswoić. 


Kochana Lubisiu, ty kocie przestraszone dzieciątko, zapewniam cię, że znalazłaś cudowną mamę, dobre miejsce do życia, opiekę ludzi kochających koty, znających się na nich, no i dodatkowo, pięknotko, będziemy wiedzieć, co u Ciebie, bo twoja ciotka z Kotangensów Drapieżnych będzie nam o Tobie na blogu donosić. 


Ja mam lekkie serce, wiem, że będzie dobrze. Dziękuję, Ewo i Anais, że wzięłyście kota Zza Moich Drzwi. 

Pierwsze doniesienia z domu Ewy były takie, jak myślałam: Malutka zaszyła się za kanapą i siedziała tam jak trusia. Jednak JUŻ wieczorem wyszła na chwilę, ZJADŁA, ZBADAŁA TEREN I DRAPAK, więc jest dobrze. Oby tak dalej. Teraz czekam na wieści kuwetowe. To zawsze ważne w nowym domku. :) 

PS1. Dostałam od Anais urocze drobiazgi, pokażę je wkrótce. Ponieważ ostatnio dostałam naprawdę wiele prezentów, będzie to długi post! :)

PS2. Dostałam najnowsze wieści od Ewy: Sumiko nie zrobiła siusiu  chyba że za wersalką. Poznała już wszystkich domowników łącznie z kotem. Zjadła i piła. Jest urocza. Pozdrawiam. Ewa


Koteczka nazywa się więc teraz Sumiko - bardzo do niej pasuje. :)

PODPIS

niedziela, 30 marca 2014

Wiosna radosna!

A z nią miłe dla oka widoki i dobre wieści.
Dziś tylko widoki, a o wieściach jutro. :)

Nad Odrą i w okolicach.
























Miłej niedzieli!

PODPIS
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...