Powrót do tych zdjęć jest jak medytacja, jak odpoczynek.
To już ostatnie obrazki z majowego (!) pobytu nad naszym urokliwym polskim morzem,
które (poza sezonem - bez tłumu ludzi) nie ma sobie równego.
Zdjęć czekało na ten post... 180!
Znalazłam sposób, aby niemal wszystkie tu Wam pokazać.
Niektóre kolaże zachwycają mnie szczególnie, tak jak ten z różnymi śladami na plaży.
Maluję - bo lubię, a nie - bo umiem. To jest mój głęboki relaks.
W domu nie potrafię znaleźć na to czasu, poza tym koty chodzą po farbach 😀,
a tam, w domku czekał na mnie gotowy stół i wystarczyło usiąść, chwycić pędzel i bawić się.
Tu siedziałyś z Jolką. Na pniu zostały potem kudłate ślady jej sweterka w ulubionym kolorze rudo-brązu. |
A podstawę wieży Eiffela znalazł na plaży Igor, syn Joli. |
Czyż nie urocze? |
Mój zmarzluszek. Przypominam, że to był maj - zimny maj. |
Kamienie pomalowane werniksem. |
Gdy odjeżdżaliśmy na plaży był istny raj.
Ciepło, nie gorąco, z leciutkim wietrzykiem.
Woda lśniła w słońcu, falowała łagodnie - jak na jeziorze w spokojny dzień.
Była ciepła. Brodziłam po niej wypatrując bursztynków.
Przyznaję: serce mi wyło z żalu, że muszę opuścić to miejsce.
Jeśli się los odmieni, jeśli plany powiodą, to we wrześniu znów tam będę.
Czego i sobie, i Wam (?), życzę.