Zapowiedziany post o tym, co to znaczy mądrze kochać zwierzęta, nie chce się napisać w mojej głowie. Przede wszystkim wiem, że mogę wypowiadać się tylko o zwierzętach domowych, i to najbardziej o takich trzymanych w warunkach miejskich.
Bo czy mam Wam prawić kazania, że zwierzę to nie zabawka, że nie kupujemy go w prezencie, że to odpowiedzialność na całe życie? Że wymaga odpowiednich warunków, należy je właściwie karmić, leczyć, gdy zachoruje? Eeee, wszyscy odwiedzający to miejsce dobrze o tym wiedzą.
Zastanawiałam się i myślę, że kluczem do mądrego kochania jest WIEDZA. Wiedza, czyli świadomość cech gatunku i potrzeb zwierzęcia, którym mamy się opiekować. Trzeba zacząć od tego, że kot, pies, papuga czy inne domowe zwierzątko to nie jest człowiek! Przerażające jest, jak wielu ludzi wie o tym tylko teoretycznie. Spotkałam ostatnio na spacerze panią, która wygłosiła swojemu psu wykład na temat tego, że "tak się, mój drogi, nie zachowuje" i "proszę już więcej nie odchodzić, bo to nieładnie". Pies oczywiście nie pojmował tego nagłego zainteresowania i machania mu pod nosem grożącą ręką. Czuł, że coś się dzieje, więc patrzył, a potem znowu pognał do innego psa. Pani była oburzona, bo "przecież ci mówiłam", a kiedy zapięła go na smycz, musiała za nim niemal biec, by nie dać sobie wyrwać ręki, tak ją ciągnął!
Ten niewychowany pies stanie się z czasem dla swojej pani wielkim zawodem, bo przecież jest "niegrzeczny", i może wylądować w schronisku. A to przecież absolutnie nie jego wina! Gdyby wspomniana właścicielka zechciała się dokształcić, wiedziałaby, że psy potrzebują tresury rozumianej jako nauka zachowania, i ustalenia hierarchii w stadzie. Niefajnie żyje się z pieskiem, który ucieka, nie przychodzi na wołanie, skacze na innych ludzi, albo po prostu jest agresywny. Niefajnie i niebezpiecznie, i dla naszego zwierzaka, i dla innych ludzi. Wiele z tych zachowań można przy odrobinie pracy uniknąć, trzeba tylko wiedzieć, że psy bardziej od całowania i miziania kochają tresurę. Mądrą tresurę, która powinna być zabawą. Bardziej od spania w łóżku kochają spacery i aktywne przebywanie z człowiekiem. Trzeba się dokształcać, szukać przydatnych informacji, aby wiedzieć, jak nie utrwalać w psie zachowań lękowych tak bardzo potem utrudniających nam i jemu życie. W dzisiejszych czasach zdobycie takiej świadomości nie jest trudne. Internet pęka od porad, mamy książki, specjalistów, kursy, fora, blogi. Co kto woli. Trzeba tylko czuć taką potrzebę.
Tak samo jest z kotami. Rozmawiałam ostatnio z moją panią wet i ona mówi, że coraz więcej ma kocich pacjentów z objawami depresji. Pozbawione bodźców, źle karmione, znudzone domowe tygrysy tracą radość życia i to objawia się u nich kłopotami ze zdrowiem. Samotne lub wręcz przeciwnie, w zbyt dużych stadach, koty czują się źle, są w wiecznym stresie, a za stres płacą. Tymczasem zapewnienie kotom urozmaicenia jest możliwe nawet w małym mieszkaniu. Można np. osiatkować okno, umieścić za nim karmnik dla ptaków, który będzie jak telewizor. Można udostępnić kotom podsufitową przestrzeń, pozwalać im wskakiwać na szafy, zrobić wysoko umieszczone półki, bawić się z nimi... Można wiele. Można nie przygarniać kolejnego kota, fundując swoim stres, tylko poszukać mu innego domu. Ludzie szukają kotów! Naprawdę jest możliwe znalezienie mu opieki!
Ktoś, kto ma podstawową wiedzę o kotach, nie każe im załatwiać się do "wc-kici", jeść ludzkiego jedzenia czy zmuszać ich do czegoś siłą.
Przy tym wszystkim potrzebna jest wola i chęć poszerzania wiedzy, szukania rozwiązań. Nie wiem i nie mam pomysłu na ludzi, którzy ze swoją wiedzą tkwią w ciemnogrodzie i nic ich nie przekona. Wiele jest takich stereotypów, a z nich nie cierpię szczególnie powiedzenia "kot sobie poradzi." To tak jakby mógł żyć powietrzem i miał moc samoleczenia... Tymczasem to takie wrażliwe stworzenia!
Mądrze kochać to również przewidywać. Czy stać nas na kolejne zwierzę? Co będzie z tymi, które już mamy, gdy nas zabraknie? Czy jeśli nas nie będzie stać, przełamiemy się, by poprosić o pomoc, czy w imię swojej dumy pozwolimy im chorować? Czy stać nas na cierpliwość oswajania, czy oddamy zwierzaka przy pierwszej, drugiej lub trzeciej porażce?
Wiedza, rozsądek i miłość - czy to klucze do mądrego kochania?
Jest to temat bardzo obfity, a to tylko jego liźnięcie, dość chaotyczne przebiegnięcie się po nim.
Może Wy odpowiecie, co to dla Was znaczy kochać swoje domowe zwierzęta? Jestem ciekawa.
Poniżej jest kilka komentarzy, które kiedyś sobie skopiowałam spod czyjegoś posta oraz apel Przemka.
Maskotka 3 marca 2014 11:45
Moim zdaniem ludzie bardzo często myślą sobie, że biorąc zwierzaka pod swój dach, dając mu miłość i jedzenie, zaspokoją wszystkie jego potrzeby. A tak niestety nie jest. Psy potrzebują długich spacerów, koty zabawy, niezależności i namiastkę wolności. Ja też nie lubię siatki na balkonie, ale wiesz dlaczego ją mam? Oprócz tego, że daje mi ona spokój ducha, sprawia, że moje koty i pies mogą być szczęśliwe, siedząc latem na balkonie. Uwielbiają nocami tam buszować i cieszyć się nocnym chłodem. Jakie ja mam prawo im to odbierać? Z tego samego powodu chodzę codziennie z psem na długie spacery, bo wiem, że tego potrzebuje. Uwielbiam sprawiać swoim zwierzakom przyjemność, bo je kocham. Sterylizacja pomaga zwierzakom cieszyć się życiem, bo hormony nie rządzą ich ciałem. Również z miłości do moich zwierzaków staram się ich nie przekarmiać, żeby nie miały nadwagi, szczepię je i odrobaczam. To tyle z mojej strony na ten temat.
efka i koty 4 marca 2014 04:03
Ja uwielbiam mieć otwarty balkon i u mnie prawie ciągle jest otwarty, jak tylko pogoda pozwala. Potrzebuję tej dodatkowej przestrzeni i powietrza - mojej namiastki ogrodu. W życiu nie kupiłabym mieszkania bez balkonu, bo tak mieszkałam dwa lata i byłam nieszczęśliwa latem, mimo że poza tym bardzo lubiłam tamto mieszkanie. I wiem, że koty kochają balkon tak samo jak ja. Mamy klapkę i wychodzą tam nawet zimą, jak chcą. Spędzają tam długie godziny. Nie odebrałabym im tej balkonowej radości, oglądania ludzi, ptaków i innych zwierzaków. Powietrza, zapachów i tego całego świata zewnętrznego, do którego ich nie wypuszczam poza balkonem.
A co do siatki, to ja ją uwielbiam - dała mi komfort korzystania z balkonu, luz i spokój, że nie muszę pilnować kotów albo że przez przypadek coś się stanie. U mnie jeszcze plus jest taki, że dzięki klapce mogę mieć na balkonie część kuwet. :-)
Kociafrania 4 marca 2014 06:10
Ja myślę, że potrzebne jest działanie, a nie plakaty czy widowiskowe przykuwanie się do bud z łańcuchem na szyi. Tak robi mój odział TOZ, ale kiedy poprosiłam o pomoc w czasie największych mrozów dla dwóch wolno żyjących kotów, do dziś czekam na odpowiedź i reakcję. Dlatego nie oddam im już mojego 1%, bo dokarmiam kilka kotów ze swojej nauczycielskiej emerytury; wspomagam Centaurusa i Vivę. I uważam, że taka, nawet groszowa, pomoc się liczy, a nie malowanki i słowa.
Co do sterylizacji, uważam, że to jedyny środek zapobiegający niekontrolowanemu rozrodowi zwierząt i związanym z tym ich cierpieniom, chorobom, śmierci. Balkon mam osiatkowany i nieważne, że brzydko to wygląda. Ważne, że moja Frania, która latem tam "dniuje i nocuje", jest bezpieczna. Nie miałaby szans, spadając z 3. piętra. Kiedy tylko zabrałam ją do siebie, po szczepieniach natychmiast wysterylizowałam. Widziałam kotkę w rui, która wyskoczyła do kota z 1 .piętra. Nie zrobiła sobie krzywdy, ale zaginęła.