poniedziałek, 30 września 2013

Po kolejnych badaniach

Wróciliśmy przed chwilą od weta. 
Widać, że studenci wrócili do miasta, bo korki sakramenckie!


Nie tylko Hokusik musi brać kroplówki.


Biorą je jeszcze: Dżidżi, Kicia, Maciek i nowy - Mruczek.


Najnowsze wyniki Hokusa:
12.09.2013: mocznik powyżej 300 - zabrakło skali (norma  do 82), kreatynina 7,44 (norma 1,8).
16.09.2013: mocznik 245 (norma do 82), kreatynina 5,1 (norma 1,8),
23.09.2013: mocznik 177 (norma do 82), kreatynina 2,3 (norma 1,8).

30.09.2013: mocznik 122 (norma do 82), kreatynina 1,6 (norma 1,8). 

Idzie ku dobremu! Długa jeszcze droga przed nami, ale już widać metę, a jest nią pełne zdrowie i normalne życie tego kochanego kocurka. I jak tu nie wierzyć w moc dobrych myśli i trzymania kciuków (no i leków, kroplówek, odpowiedniego jedzenia i dobrej opieki, ale to szczegół :-) )

Wspaniałej nocki i miłego przebudzenia. :)




PODPIS


Nasza siła!

Ona ma siłę. Ona, czyli Ori.

Marka wypracowana przez tę dziewczynę jest gwarancją uczciwej i pełnej oddania pomocy zwierzętom. Fundacja Dom Tymianka pomogła tak wielu psom, że już trudno to nawet zliczyć. Klasa, humor i serce Ori są Wam znane i to wszystko najpewniej otworzyło w Was chęć pomocy. To oczywiste. 

Ona ma siłę. Ona, czyli ja. 

Niedawno ktoś, z kogo zdaniem się liczę i jego opinia jest dla mnie ważna, powiedział mi, że mam moc wywierania wpływu na innych. Najpierw się obruszyłam, że ależ skąd, ależ nie, przecież nie ja, ale potem zastanowiłam się nad tym i wyszło mi, że musi coś w tym być, skoro udało mi się stworzyć poczytny blog, który czytają setki ludzi. To dodało mi pewności siebie, co z kolei sprawiło, że odważyłam się prosić Was o udział w akcji na rzecz KOCIEGO DOMU TYMIANKA.
Odzew przekroczył moje najśmielsze oczekiwania. Cały tydzień trzymałam kciuki, żeby było z 500 zł, którą to kwotę wyznaczyłam sobie za poziom, powyżej którego uznam akcję za sukces...  

Oni mają siłę. Oni, czyli Wy.

Tymczasem kwota, jaka wpłynęła, jest 3 razy większa! Na koty przelaliście 1500 zł! Dodam, że są to tylko pieniądze, które miały wyraźnie zaznaczone KOTY. Przecież wiem, bo pisaliście mi o tym, że część przelewów szła bez tego dopisku. Kwota, która wpłynęła na konto fundacji, jest więc większa! Wiem też, że sporo osób zrobiło zlecenia stałe i pieniądze na zwierzaki będą wpływać co miesiąc. To jest piękne!

Dziękuję Wam. Dziękuję Wam wszystkim razem i każdemu osobno. Kwoty, jakie wpłynęły, były bardzo różne, począwszy od 5 zł (super – będzie na jedzonko dla kotka na parę dni), a skończywszy na 250 (wow, nie wiem, co powiedzieć!)! Jestem pod wielkim wrażeniem. Jestem nawet jakoś osobiście dumna, że moi czytelnicy to są ludzie tak bardzo empatyczni i skłonni do dzielenia się. Niektóre osoby, a wiem o tym z ich blogów, nie powinny nic wysyłać, bo same nie mają. A jednak wysłały… 

Proponuję, mam nadzieję, że się zgodzicie, żeby decyzję co do wydania tych pieniędzy zostawić Ori. Bardzo potrzebne są one Kwiaciarence i liczę na to, że uda się jej uporać z częścią problemów. Wiem, że Ori już obiecała pomóc jej w różny sposób, także szukając domów dla  licznych podopiecznych. 

Jeśli chodzi o mnie, bo wiem, że kilka osób wpłaciło te pieniądze tylko ze względu na mnie, to ja nic wziąć nie mogę. Sumienie by mnie zagryzło. Zresztą Li, niesamowita kobieta, zadbała o to, aby następne koszty, jakie poniosłam na kotki, zostały mi zwrócone. Dam więc radę. 






Dziś pocieszmy się tym sukcesem, ponapawajmy naszą wspólną siłą, a jutro (najdalej pojutrze) wytłumaczę Wam, dlaczego nie zdecydowałam się zostać wrocławskim oddziałem Kociego Domu Tymianka (dlaczego do tej pory nie zrobiłam banerka, co było świetnym pomysłem) i oddałam ten pomysł Ori, żeby go rozwinęła. Oczywiście Ori i jej działania będę popierać zawsze. Tu chodzi o inne kwestie. 

Kochani, karteczki częściowo wysłane, a częściowo będę je jeszcze dopisywać, gdy tylko dostanę przesyłkę od Ewy. Kartki są śliczne, robione z sercem, ja staram się każdemu napisać coś osobistego, więc jeśli jeszcze ktoś nie podał mi adresu, a wsparł akcję, to gorąco zachęcam, żeby to zrobił. Zaręczam, że Ewie i mnie jest tylko miło z powodu tej wzmożonej pracy. I proszę Was, abyście się nie martwili kosztami wysyłki. W tym musicie mi zaufać i już. 


   
PODPIS

niedziela, 29 września 2013

Niedzielny mix

Wczoraj nie było postu, za to dziś będzie za dziś i za wczoraj, i wystarczyłoby pewnie za kilka innych dni. :) Zapraszam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Przedstawiam Wam pewnego małego osobnika płci męskiej o wdzięcznym imieniu BARBUL. 

Przypałętało się toto do pewnej dobrej duszy, do której ostatnio wciąż coś się przypałętuje. Nie powiem, do kogo, bo już i tak zdjęcia publikuję bez pytania. Może przyciągająca pałętające się przypałętacze sama się ujawni.

Pozdrawia Was Barbul (nazwa robocza od "barbe" - broda). Rozumiem, że to z włoskiego? A to italianiec makaroniarz jeden! Widać, że szyk ma we krwi, no i dobrze mu w niebieskim. :)



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Byliśmy wczoraj przez chwilę na rynku wrocławskim. Świeciło słoneczko, i znowu się nim zachwyciłam! Grupka młodzieży też wydawała się być w świetnym humorze. :)





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Potem wstąpiliśmy na przekąskę do restauracji greckiej. Poszłam umyć ręce i widzę nad umywalkami ekran, na którym dzieje się coś kuchennego  Pewnie jakaś tv - myślę, ale patrzę dalej, a to jest podgląd na kuchnię restauracyjną! Ale bajer! Nie chciałam stamtąd odejść!






~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wieczorem za to byliśmy z MójCiOnem na próbie generalnej (z udziałem publiczności) przedstawienia dla dzieci, do którego muzykę skomponował mój syn - Wrocławski. Kiedy reżyser zapowiadał spektakl, oznajmił, że muzyka jest autorstwa młodego, zdolnego kompozytora (tu imię i nazwisko mojego syna), z którym teatr współpracuje już trzeci rok z rzędu. Uczucie, którego wtedy doznałam, nie da się z niczym porównać. To lepsze niż wszystkie lody świata, niż wszystkie wygrane nagrody, niż własne sukcesy. To słodkie uczucie rozlewające się ciepłem w ciele to chyba duma...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wczoraj wypisywałam kartki będące podziękowaniem za akcję KOCI DOM TYMIANKA.
I wiecie co? Zabrakło mi ich! Nie mogło mnie nic milszego w tej sprawie spotkać. Jestem mocno zbudowana! Czekam na nową dostawę od Ewy z Krakowa. 
Ta kochana dziewczyna już w poniedziałek wyśle mi je. :) Część osób będzie więc musiała poczekać, ale cóż to znaczy wobec wieczności! ;) Nie wiem, czy na jutro uda mi się zrobić podsumowanie tymiankowej akcji, czekam na wieści od Ori, a poza tym całą niedzielę spędzę w górach, więc mogę nie zdążyć. 




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kociambry czują się dobrze, może jeszcze nie idealnie, bo oczka łzawią i czasem sobie któryś kichnie, ale w porównaniu z tym, co było, to i tak pełnia szczęścia.
Hokus wygląda jak zdrowy kot i gdybyśmy nie znali jego wyników, nigdy byśmy nie pomyśleli, że jest tak bardzo chory. W poniedziałek kolejne badanie krwi (nienawidzę tego!!) i zobaczymy, co dalej. Może kroplówki będzie brał już rzadziej? Oby!





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Niedawno dostałam maila zaczynającego się słowami:

Dzień dobry!

Na początek przesyłam Ci serdeczne uściski i pozdrowienia, nie mogę się nacieszyć, widząc, co to się porobiło u Ciebie w tak krótkim czasie, ilu zyskałaś sprzymierzeńców dzięki swej miłości  i pracowitości.

Wciąż się w nich grzeję. Na jesienne chłody jak znalazł. Może macie też kogoś, kogo trzeba by ogrzać? Do roboty! :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Już jesień nam plecie kolory swe...








~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

A teraz, żeby już całkiem nie przesadzać z długością tego posta (bo mogłabym tak jeszcze dłużej), wszyscy razem mówimy nowym członkom naszej zwierzolubnej rodzinki WI-TAJ-CIE! :)

126. Marta S. bezblogowa ma dwa cuda!

(Z maila: Ech, nie było tak słodko na początku jak na tych  zdjęciach, tym bardziej że Tekla jak była malutkim kotkiem, przypominała bardziej szczurka niż kota. :) Ale z czasem pokochały się bardzo. Wystarczy, że Tekla zamiauczy i już Tito leci "na pomoc". To takie moje dwa skarby. :) Są jak yin i yang. Zupełnie od siebie różni, znakomicie się uzupełniają.)

Tito to taki koci arystokrata, przepięknej urody, spokojny, ze wspaniałymi kocimi manierami 
Tekla - postrzelony sowizdrzał, wszędzie jej pełno, a drze się niemożebnie. :) Ma w sobie tyle uroku, że ujmuje swoją kocią osóbką. wszystkich. :) Za to obydwoje są równo przeze mnie rozpuszczeni. :)

Oto Tito i Tekla:

127. MIEJSCE DLA CIEBIE... Komu, komu?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Miłej niedzieli!

PODPIS

piątek, 27 września 2013

Na dobry wieczór



Odkąd Mariusz ze Smaku podniebienia pokazał mi ten film, nie mogę przestać go oglądać. :)

Miłego wieczoru :)

PODPIS

Sadystka









PODPIS

Zaglądnijcie, kto komentował, do poprzedniego posta. Ala i ja odpowiadałyśmy Wam. :)

A rok temu Za Moimi Drzwiami: Perfidia.

czwartek, 26 września 2013

Droga Alutko, dlaczego tak krótko? :)

Moje życie towarzyskie za sprawą bloga jest bujne, bardzo bujne, 
a  nawet wciąż coraz bujniejsze.
Ciekawa jestem, czy Wy, moi czytelnicy, lubicie o tym czytać?
Tak czy siak, dla mnie to ważne, więc znów uwieczniam kolejne spotkanie.
Aluchą.


Przyjechałam na dworzec 10 minut wcześniej i cieszyłam się, 
że będę mogła wypatrywać mojej największej gaduły (do dziś 810 komentarzy), 
która towarzyszy mi od początku mojego bloga, która zagląda codziennie
 i zostawia ślad w postaci miłych słów, na podstawie których wiem,
że nadajemy na tych samych falach. :)


Przeczytałam na tablicy informacyjnej, że pociąg przyjedzie na peron czwarty.


Na pustym peronie umilałam sobie czas robieniem zdjęć.


Zafascynowało mnie odbicie w tej wypukłej szybie. 
Świetny efekt!


Pociąg z Zielonej Góry nie nadjeżdżał...


Pstrykałam więc dalej, przy okazji odkrywając, że wszystkie lustra w domu mam zepsute!
W tej szybie wyglądam jak niteczka! Nareszcie!! :)
Pociąg nadal nie nadjeżdżał, więc pognałam znów na halę główną dworca, żeby upewnić się 
co do peronu czwartego i natknęłam się tam na rozglądającą się na wszystkie 
strony dziewczynę z rysopisu przypominającą Alutkę!


To była OnaCiMoja! Wysiadła z pociągu, który przyjechał na... tor czwarty. :)
Śladowe skrępowanie, jakie czułam wcześniej, uleciało w jednej chwili.
Moja Alutka! :) Taka sama, jak ją sobie wyobrażałam. :)
Po wyściskaniu się wzajemnym zostałam obdarowana prezentem 
(własnowypiekowychlebek, własnowykonaneprzetwory, podarunkidlazwierzaków)
i pojechałyśmy do mnie na kawkę, 


po drodze zahaczając o placyk - mój ukochany! :)


Tam zaopatrzyłyśmy się w artykuły pierwszej potrzeby, 
czyli szczypiorek, majonez i wrzos :-)
i nadszedł czas na przedstawienie Alicji bohaterów piątkowych komiksów. 


Ruficzek - przy drobnej Ali wyglądał jak niedźwiedź. 


Kayron zrobił na Niej wielkie wrażenie - puszystością i dostojnością.
Amisia trochę zwiewała, z naciskiem na trochę,
 i na koniec wizyty dała się nawet mojemu gościowi dotknąć 
(wiem, Jolu, że to dla Ciebie cios - cóż zrobić... ).


Ruficzek nie odstępował swojej ulubionej (od teraz) koleżanki na krok, śliniąc jej spodnie,
co Ala przyjmowała ze spokojem właściwym zwierzolubom.


Przedstawiłam jej bandę czarnych zasmarkańców i jeszcze kogoś...
O tym innym razem, bo to długa historia. 


Wypiłyśmy kawkę i zjadłyśmy upieczony przeze mnie serniczek
(nie zrobiłam mu zdjęcia, skandal!).


Po czym nastąpił stały punkt programu, czyli


wizyta w studiu nagrań Wrocławskiego. 
Nawet ważni i mili goście muszą chodzić tam bez butów. :)


Została nam jeszcze godzinka, bo Ala była potem umówiona na różne spotkania i dżamprezy, 


poszłyśmy więc z Ruficzkiem na spacerek, na most Bartoszowicki, 


podziwiając niosący spokój widok


i kolejny egzemplarz wyżła fryzjerskiego (widzisz, Viki?).


Rozmawiałyśmy jak stare znajome, którymi przecież jesteśmy
i mimo dzielącej nas różnicy wieku


sprawiającej, że Ala mogłaby być moją córką,


czułam się w Jej towarzystwie jak z przyjaciółką, nie jak z latoroślą. :)


Niestety czas był się żegnać...
i MójCiOn powiózł tę rozrywaną dziewczynę w ramiona innych
wrocławskich przyjaciół,gdzie, mam nadzieję, bawiła się wspaniale. :)


Dziękuję, Alutko, i jeszcze raz się pytam: dlaczego tak krótko? :)



PODPIS

A rok temu: TU (klik). :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...