Znowu poniedziałek? Jak to się stało? Ożeż, kurna, jak by powiedział Cipiptaszek. :)
W piątek miałam wielką przyjemność spotkać się z moją czytaczką Krysią, znaną w sieci jako Starannie Opakowana. Niezwykłość naszej znajomości polega na tym, że wychowałyśmy się w jednej dzielnicy Wrocławia, mieszkałyśmy od siebie w odległości jednego przystanku tramwajowego, chodziłyśmy nawet do jednej podstawówki, a poznałyśmy się przez przypadek dzięki mojemu blogowi. Krysia jest osobą kolorową i nietuzinkową, co dała już po sobie poznać, komentując moje posty. Komu chciało się przeczytać, z pewnością dobrze się bawił, bo jej pomysły są odlotowe!
(Skopiowałam dwie historyjki z komentarzy pod którymś z moich postów. Są na końcu. Gorąco zachęcam do przeczytania. Szczególnie podoba mi się druga.)
Dodatkowo w którymś komentarzu Kaprysia wspomniała, że widziała się już z Krystyną i nazwała ją „wulkanem energii”. Czy w takiej sytuacji może dziwić, że miałam trochę tremy przed spotkaniem z Nią? Ja jestem raczej „ciepłe kluchy”, ani nie tryskam humorem, ani nie mam szalonych pomysłów, raczej widzę siebie jako stonowaną, spokojną osobę. A tu przyjeżdża Wulkan Energii! O rany! Co to będzie!
Jak myślicie, gdzie umawia się z taką osobą na pierwsze spotkanie? Oszczędzę Wam zgadywania. Umówiłyśmy się bowiem na… cmentarzu! Na naszym dzielnicowym cmentarzu parafialnym, kilka ulic od mojego domu.
Pasowało nam to. Krysia chciała odwiedzić swoich rodziców, a ja czuję się ostatnio w takich miejscach odpowiednio. W ostatniej chwili plany uległy jednak lekkiej zmianie, bowiem tramwaje stanęły z powodu jakiegoś wypadku i Krysia zadzwoniła do mnie, żeby powiedzieć, że nie może dojechać. Ruszyłam Jej na pomoc. Kiedy na przystanku dojrzałam kobietę z ogniem na głowie, wiedziałam, że to Ona!
Ruszyłyśmy na cmentarz. Miasto o tej porze roku wygląda najgorzej jak można. Łyse drzewa, brak jakiegokolwiek śladu zieleni, resztki śniegu, błoto, nawierzchnie dróg wołające o pomstę do nieba, brudno, szaro, ponuro, makabra! Wszechobecna brzydota. Chciałabym, aby było inaczej, chciałabym być dumna ze swojej okolicy. Wyobrażam siebie, że dla kogoś, kto przyjeżdża z bardziej dbającego o czystość kraju, to może być szok. Podzieliłam się tą myślą z Krystyną, a Ona na to, że się „czuje jak w domu”! Mało tego, że bardziej niż to, co złe, widzi nowości i one ją zachwycają! Ulżyło mi.
Na cmentarzu trochę czasu poświęciłyśmy na odszukanie grobów. Okazało się, jak pamięć bywa zawodna. To, co miało być blisko, było dużo dalej, a szukanie po krzewie, co rósł obok, okazało się złudne. Krzew został po prostu wycięty!
Bardziej pomocne stało się biuro cmentarne, gdzie dotarła już nowoczesność i komputeryzacja, i po pierwsze można wyszukać namiary na grobowiec (nawet przez internet), a jeśli to za mało (jak w naszym przypadku), to jest jeszcze dokumentacja fotograficzna. To wszystko było nadal dla nas niewystarczające i po tym, jak nakręciłyśmy się jak dwie sieroty bez żadnej orientacji w przestrzeni, na właściwe miejsce i tak musiał nas zaprowadzić pan Zenek, pracownik cmentarza. :))
Potem porwałam Krysię do siebie na kawę. Dziewczyna ma duże poczucie humoru, bo tuż pod moimi drzwiami oznajmiła mi „a wiesz, że ja jestem uczulona na koty?”. Dowcipna, co? Przecież ja mam teraz 4 koty w domu! Lekko zbladłam i oczami wyobraźni już widziałam, jak lecę po tabletki na uczulenie do pobliskiej apteki. Obyło się jednak bez tego. Chwała moim odkurzaczom. Muszę zrobić o nich post dziękczynny. :)
Przy okazji Krystyna miała możliwość poznania całej (prawie) prawdy o mnie, bo przecież wciąż piszę, jak to lubię gotować i piec, a na obiad była zamówiona pizza, zaś na deser kupny serniczek.
Miałam jednak pewność, że to okaże się drugorzędne. Ważne, że świetnie nam się rozmawiało, Krysia sypie różnymi historyjkami jak z rękawa, ma ich w zanadrzu wiele, co jedna, to ciekawsza i bawiliśmy się z MójCiOnem, który się do nas przyłączył, świetnie.
Ta kobieta gestykuluje i kręci się, opowiadając; wszystkie zdjęcia wyszły zamazane!
Aby uwiecznić ten piękny kolczyk, musiałam ją ustawić przy oknie i zakazać ruchu. Dzięki temu możecie go zobaczyć.
Koty na szczęście przemykały gdzieś obok, a Ruficzek, jak to on, stał się od razu największym przyjacielem Opakowanej. Mam nadzieję, że uratował honor tego domu splamiony tym kupnym sernikiem. :)
To było moje kolejne spotkanie w realu z osobą poznaną w budyniowym świecie. Kolejne udane. Ogromnie się cieszę, Krysiu, że Cię poznałam i jakoś tak czuję, że zobaczymy się jeszcze nie raz.
PS. Zdradzę Wam, że Ona też jest zadowolona, bo przysłała mi mail dziękczynny, w którym określiła nas jako, cytuję: PRZE-MI-ŁYCH! W tym mailu jest jeszcze zapowiedź pewnego babskiego knowania i już się na to cieszę, choć o tym będę milczeć jak grób. ;)
*********************************************************************************
Historia nr 1. O tym, jak syn oświadczył się swojej dziewczynie.
Synuś i dziewczyna grają namiętnie w gry - wszelakie. Mają szafę na gry i teraz muszą dokupić drugą. Kiedy przyjeżdżają, gdy jesteśmy w PL, to jedna waliza jest pełna gier. No i synek się umówił z przyszłymi teściami, że on robi F. niespodziankę pod choinkę i potrzebuje może użyć ich domu i rekwizytów etc. Niczego nie podejrzewali. A on umotał sieć, jak by to powiedzieć, kroków, wskazówek, rekwizytów, rebusów. Najpierw ona musiała odczytać instrukcje, dość kryptyczne, i gdy zrozumie, to musi iść tam, gdzie ją te instrukcje poprowadzą. I w ten sposób chodziła, znajdowała różne rzeczy, ale żadna z tych rzeczy czy wskazówek nie była końcowa, czyli F. nie wiedziała, dlaczego coś robi czy coś znajduje. Instrukcje były zawoalowane, również te, GDZIE szukać następnych wskazówek, były tajemnicze. Jedną z rzeczy, którą znalazła, była kartka papieru z powycinanymi małymi okienkami. Ileś kroków dalej znalazła kartkę z liczbą 59. Potem dużo fałszywych śladów, doszła do jakiejś zupełnie nieważnej książki... Jako doświadczona graczka gier przeróżnych wzięła kartkę i książkę, otworzyła na stronie 59. i przyłożyła kartkę z okienkami, a literki ułożyły się w "Will you marry me?". Ponieważ "gra" trwała już jakiś czas, to ona myślała, że to jej część i przez parę sekund czekała na następne wskazówki, aż do niej dotarło! A pod choinką był cudny pierścionek. :)))
Historia nr 2. O tym, jakie pomysły mają, czy też miały, matka z córką.
Córeczka jest ruda od ponad roku. ;)) Dorudza się i już właściwie ma to samo co ja na głowie, ale dłuższe. Obie razem mamy głupie pomysły cały czas i wprowadzamy je w życie z energią. Przez parę lat chadzałyśmy na lotnisko odbierać tatusia przebrane w coś na temat kraju, z którego tatuś wracał. Ona raz była babuszką w gumiakach rozm. 45, dwóch spódnicach, bluzce w spódnicach, chustce na głowie, a ja byłam kozakiem, w czerwonych spodniach od piżamy męża, jego gumiakach, koszuli spiętej paskiem, czarnym kapeluszu a la kozacki, z dzieciątkiem Lenin na froncie, i miałam Z PAPIERU takie kombo wąsów i brody w jednym; taśmą klejącą miałam przyklejone nylonowe kłaki z peruki. Na lotnisku WSZYSCY się gapili na nas, a nie na wychodzących. Jedna baba nam nieznana wyszła, rozejrzała się, zobaczyła nas i zawołała uradowana: Aaaa, wiem! Wyście były tu 2 tygodnie temu przebrane za greckich bogów!! Na koncie mamy słonia dwuosobowego (Tajlandia), koty syjamskie (Tajlandia). Gdy ślubny miał jechać do Arabii Saudyjskiej, to miałyśmy zakupione arabskie brody i wąsy a la szejk. Moja była ruda! Miałyśmy w zanadrzu ruski balet na różowo, ale wyjazdy zakończone były na Men in Black - ja miałam garnitur o 3 numery za duży, a walkie talkie to były zabawki. Security lotniska już nas znało... To jest tylko fragment tego, co robiłyśmy. Szkoda, ze Dzidzia już nie mieszka w domu....
Po pierwszej odsłonie to aż się nie mogłyśmy doczekać następnych występów! Tylko raz Kasia powiedziała, że czuje się jak odrzut ze szmateksu... Była 8 rano, niedziela, myśmy jechały na lotnisko jako koty. Pomijam namalowane wąsy i nosy (z Michałkiem, gdy miał 3 lata, chodziliśmy tak po Wrocławiu, czyli lat temu 30), ale nasze kocie stroje lotniskowe pozostawiały wiele do życzenia... Szarobeżowe spodnie od dresów, ze skarpetkami na wierzchu i za dużymi starymi czarnymi półbutami, z szalika i wieszaków drucianych - ogony i czapki z uszkami z kawałka beżowego polaru... Swetry ze szmateksu straszne, ale musiały być syjamskie koty.
PS. Ślubny komuś powiedział, że gdy samolot lądował, to on się zastanawiał, czy ma dzielnie stawić czoła wariatkom, czy cichcem się przemykać ku metru. :P
Dzień dobry Aniu. jak ja Cię dobrze rozumiem = też jestem "ciepłe kluchy", cicha i raczej nieśmiała ze mnie istota. Totez spotkania czy rozmowy telefoniczne z poznanymi na blogu osobami zawsze mocno przeżywam i boję się, jak to wszystko wypadnie?Ale jak na razie wywarliśmy na sobie wzajemnie raczej pozytywne wrażenie.Uff! Czyli nie warto martwić sie na zapas (przynajmniej aż do nastepnego razu), co i u Ciebie z Krysią sie spełniło!
OdpowiedzUsuńDobrego dnia dziewczyno serdeczna!:-))
Ja też mocno to przeżywam, choć przyznaję, że mam coraz mniej tremy. Trening czyni mistrza :)
UsuńMnie sie u Was bardzo, bardzo podobalo. patrzcie czytacze - przyjeli w progi, sreber rodzinnych nie pochowali, napoili, nakarmili!
OdpowiedzUsuńTesknie za Biskupinem, jak przyjezdzam , to wole polamane ulice i chodniki i rozne inne - innej Ance (bo nie jestem pewna czy Tobie tez) powiedzialam, ze jesli plot i furtka przy domu, w ktorym sie wychowalam, i jej plot i furtka bylyby wymienione, czulabym sie jakos zubozona i oszukana - to czesc mojej tradycji i historii, a ja jestem sentymentalna baba - az do takiego stopnia, szczegolnie biorac pod uwage, ze jadac na dworzec autobusowy zza Wroclawia wczoraj jechalysmy jakas ulica, ktorej nazwy nie rozpoznawalam, wsrod budynkow tak nowych, ze nic mi nie mowily i nie wiedzialam, gdzie jestem
Po cmentarzu bylabym byla Cie zmusila do latania dluzszego, bo i grob ortografii tam jest i Alibek Alibekov i jest troche znajomych (przez przypadek, szukajac maminego grobu, znlazlam grob...krawca mojego Taty!
Rufi za to jest psem niezwykle zdyscyplinowanym, o wiele bardziej niz ja ;)) jednego zaluje, ze cipiptaszka nie poznalam. To moze nastepnym razem?
No właśnie! Nie widziałaś też mojego pokoju - kociarni, który często występuje na blogu.
UsuńOstatnio przeżyła chwilę grozy, bo nie mogłam znaleźć Cipiptaszka! Okazało się że wciąż jest w kurtce narciarskiej :)
Jest tak pięknie za oknem, że jakbyśmy się spotkały za tydzień, to już byłoby dużo ładniej, ale rozumiem, co masz na myśli. Mnie też bywa szkoda jak coś się zmienia, nawet na lepsze...
druga opowiastka mnie rozbawiła do łezów:)))))))))))))))))) jak ja kocham takich wariatów:)))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńPróbuję to sobie wyobrazić i pękam ze śmiechu!
UsuńCieszę się Aniu, że poznajesz w realu kolejne osoby :-)
OdpowiedzUsuńDwie historie Krysi rewelacyjne, w szczególności ta druga, co można napisać, zazdroszczę córce Krysi takiej mamy :-)
To prawda. Ile ta dziewczyna musi mieć teraz odwagi w życiu!
UsuńPowiem nieskromnie, z e moje dziecko ma coraz wiecej odwagi w zyciu. Ma tez i te cala reszte, co i my ja mamy, zahamowania, watpliwosci, zalamania, pomylki. Znaczy jest normalna :). Ale chyba obcowanie ze stuknieta mama dalo jej dobry start np. w niezauwazniu takich niewidzialnych barier, jakie potrafia stworzyc ludzie wokol innych ludzi, bo sa to Wazne Osoby - dyrektorzy, pisarze znani, bogowie w branzy, w ktorej pracuje dziecko na przyklad, znaczy respekt to sie ma dla wszystkich. Rowno. Jesli na to zapracujaStrasznie metnie pisze wiem, ale to Cos na pewno pomaga jej w karierze :). No i ma ogromna doze pokory, bo to jej wbilam do rudej (teraz) glowy :)
UsuńNoooo Krysia ma fantazję...nic, tylko zazdrościć :))))Tacy ludzie mają zbawienny wpływ na otoczenie :))))))
OdpowiedzUsuńOd razu żyje się weselej:)
UsuńFajne to blogowanie i jego skutki uboczne;-) Uśmiałam się do łez czytając zacytowane przez Ciebie opowiastki "Opakowanej".
OdpowiedzUsuńBuziaki ślę i udanego tygodnia życzę.
Ano, fajne i zaskakujace:) I ja pozdrawiam.
UsuńSłonecznego dnia i samych miłych spotkań w realu.Rufi bardzo elegancko przyjął gościa.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Tak, Ruficzek nie chciał się odkleić :)
UsuńOpowiastki rewelacyjne :) Tę pierwszą zresztą pamiętałam.
OdpowiedzUsuńA kupny sernik - jak z dobrej cukierni, czy piekarni, to nawet warto weń zainwestować, zamiast robić u siebie i się denerwować, wyjdzie, czy nie wyjdzie.
Fajne są takie spotkania :) Kiedyś nawet miałam takowe we Wrocławiu z dwiema koleżankami z pewnego forum. A dlaczego tam? Żeby sprawiedliwie z dojazdem było :)
Jakby Anka nie powiedziala, ze to niedomowy sernik to bym sie i tak nie poznala - bardzo zacny byl on!
UsuńKiedys byly zuper zjazdy grupy newsowej kuchennej. a na naszej parapetowie pode Warszawa to duza grupa ex-kuchennej sie zebrala - zwyczajny zlot czarownic. I sporo ludzi sie spotykalo w ten sposob i powstaly, a moze upewnily sie rozne przyjaznie co przezyly grupe kuchenna i inne. DO TEGO - tu musze wytlumaczyc dlaczego - uwaga! uwazam, ze *kazda* kobieta powinna miec zone (albo dwie) - takie mile osoby, co w domu z herbata sa, pomoga przescielic lozka, dzieci pomoga nianczyc, mozna posiedziec z nimi pod baobabem bez koniecznosci robienia czegokolwiek poza tym, co sie akurat chce robic (moj slubny jest w tym wzgledzie bardzo dobra zona :P ) etc etc - poza tym jest to rola wymienna...pomysl nabral ognia i ja mam DWIE RZony (to dla odroznienia od defaultowych Zon :P ), z ktorych jednej jeszcze mano a mano nie poznalam! to tak o poznawaniu ludzi ;)
No proszę, ja też zawsze twierdzę, że chciałabym mieć żonę, a nawet, że mogłaby by być taka niedobra jak ja :)
UsuńBardzo pożyteczne stworzenie :)
Coś jest na rzeczy z tymi żonami żon ;)
UsuńFajne takie spotkania :)!... Pozdrawiam obie Was ciepło :). U mnie wreszcie słońce!!!
OdpowiedzUsuńU mnie też :)
UsuńFajnie, że spotkanie się udało:) A co do historyjek - pamiętam obie ; druga jest rewelacyjna! Sama miewam takie ciągoty, ale dużo mniej odwagi. Oj, pod tym względem dogadałaby się Krysia z moim mężem - jemu nie trzeba wiele zachęty do takich wariactw!
OdpowiedzUsuńNinka.
Miło, że pamiętasz Ninko, cieszy mnie że takie fajne sprawy nie idą w zapomnienie.
UsuńDwie takie szalone osoby! To by było coś :)
:)
Historyjki czytałam w komentarzach - ubawiłam się wtedy do łez :D
OdpowiedzUsuńTakie spotkania w realu to jednak są emocje i pewne obawy - co, jak, czy dobrze będzie...
Najważniejsze, że obie pozytywnie siebie odebrałyście :D
No właśnie. A jak to będzie z nami? Hmmm :)
UsuńNooooo! No jak? Strach się bać! ;)) Od razu mam mówić Te?
UsuńSzanowna Pani Te! Może też być Łaskawa Pani. :)
UsuńAlbo zaciągnę po śląsku i wyjdzie Tej :P
UsuńA może byście wpadły do Warszawy , co? :))) Też kupię sernik:)
OdpowiedzUsuńUściski dla Was obu:)
No ja jestem akuratnie! siedze wlasnie w pizamie i patrze na snieg i slonko na naszej wsi. Trzeba jeszcze sciagnac Anke! Odsciskuje (patrzylam wlasnie na Lesia - serce sie topi!)
UsuńKaprysiu, masz szansę! Ja też kiedyś może dołączę, bo mamy przyjaciół w Wawie i bywamy u nich. :)
UsuńTo sie trzeba bedzie skoordynowac zsynchronizowac...plany na nastepny [rzyjazd sa na razie metne i wychodzi, z e moze sierpien....ech....
UsuńTo pozostańmy w gotowości synchronizacyjnej;))) A w ogóle to najlepiej z zaskoku:)
UsuńSerdeczności
Zaraz, zaraz, czy te "ciepłe kluchy" to jakaś prowokacja? Stonowana osoba bez poczucia humoru? To co ja tu robię nagminnie już od roku prawie? Z kim ja się zadaję? Z "ciepłymi kluchami"?! A w życiu! Nie ze mną te numery, Anno, i ja się sprowokować nie dam, o!
OdpowiedzUsuńKrysiu, a do Ciebie mam pytanie, które już kiedyś padło od Ani i ode mnie, ale widać po czasie i do niego nie dotarłaś: co to są HOHONIE?
JolkaM - chwilowo bez kontam, bo coś sobie w nie porobiłam :]
Ona nie jest zadne cieple kluchy, taka reklame sobie tylko robi :P
UsuńHohoni nie znasz? Toz to na to zasadzail sie Prosiaczek i Puchatek!
Cóż ja mogę powiedzieć... Nie będę się kłócić o kluchy!
Usuńa hohonie zwane inaczej hefalumpami (boska nazwa!) są tu: http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Hefalump
i dowcip:
– Dlaczego hefalumpy mają czerwone oczy?
– Żeby mogły chować się na jarzębinie.
O ja gupia zapomniałam! Znaczy się, że trzeba odłożyć Andrusa i Czubaszek i przypomnieć sobie Puchatka i hohonie. :)
UsuńPozdrówka, Krysiu Wulkaniczna. :)
J.
Uwaga, to jest test na konto - bo może już je sobie naprawiłam. A poza tym okazja do zachwycenia się kolczykiem Krysi, który ogromnie mi się spodobał. Wygląda na ciężki, ale z drugiej strony (bo ja się dobrze przyjrzałam, a co!), ucho nie wygląda na jakoś specjalnie mocno obciążone. No to jak to z nim jest, Krysiu, z tym ważkim uchem? Opowiadaj. :)
UsuńWidze, ze nowe sygnaturki beda...wystepuje m.in. tez jako Trykot (bo mam trzy wirtualne koty...chyba...)
Usuńwazkie ucho lekkim jest, wazki sa leciutkie, tylko sznurek od okularkow mi sie czasem wplatuje i musze sie z wazek chwilowo rozbierac.
Poza tym ja ciezkie a necace kolczyki zamieniam na klipsy i tak i tak, bo wlasnie nie chce mic porozwloczonych uszu.
O to to, bo ważka piękna, ale porozwłóczone uszy to już byłoby nadto. :)
UsuńKrysiu, czy ja dobrze zrozumiałam? Że Ty występujesz też jako Trykot? A czy Ty wiesz, że ja mam kotkę Trykot, bo ona jest trikolorka. :) Znaczy się wszystko się zgadza, bo w tych trzech kolorach jest i rudy, a jakże! :)
Uściski!
No tak , Krysia :-)))
OdpowiedzUsuńAle włosy miała extra...i kolczyk też extra...
Myślę ,że takie spotkania są bardzo fajne i nie o sernik chodzi :-)
Rufi pięknie pełnił honory psa domu :-)
Trafiłaś w sedno. I ja tak sobie pomyślałam. Sama też nie chciałabym być podejmowana ze zbytnią atencją i zaangażowaniem. Źle bym się czuła!
UsuńMieszkam za daleko od Waszych szlakow, na perypetiach zycia i nawet, kiedy zawituje do Polski, tez mam do Was nie po drodze.
OdpowiedzUsuńAle podobno wiosna zbliza sie wielkimi krokami, wiec nie trace nadziei, ze do mnie zjedziesz z TwojCiOnym, zeby miasto pozwiedzac.
Historyjki Opakowanej staly sie powodem mojego dzikiego kwiczenia ze smiechu, juz sobie wyobrazam miny innych czekajacych i silne wspolczucie dla dwoch wariatek, ktore zerwaly sie z psychiatryka. Jak ja kocham takich szalonych ludzi! Bez nich swiat bylby calkiem do d***y.
Zjadę Pantero, obiecuję.
Usuń:)
Panterko - ludzie, z galami wywalonymi oraz takimiz gebami skierowani byli owymi galami i gebami na nas, a nie na oczekiwanych! raz nas zaczepla obstawa a security gosciu stanal sam z geba w pol slowa urwana, jak bylysmy Men in Black z walkie talkie - ze sklepu z zabawkami, w czarnych garniturach (moj byl o jakies 3 rozmiary za duze, wiec wlokl sie za mna), sluchawkami w uszach i wielkimi ciemnymi okularami (poznym wieczorem). pies w tym czasie siedzial w samochodzie i zatruwal powietrze (dostala wtedy niechcacy reszte kalafiora z obiadu). Ale raj! hrehrher
UsuńI tak cud, ze Was nie aresztowali lub co najmniej w gustowne kaftaniki z za dlugimi rekawami nie wsadzili. He he he !!!
Usuńz gleby szczeki zdrapywali, to moze dlatego ;))
UsuńBardzo miło jest poszerzyć swój krąg znajomych o znajomych poznanych przez bloga :)
OdpowiedzUsuńMam również podobne bardzo miłe doświadczenia i dlatego rozumiem, jak przyjemnie spędziliście czas.
My też byliśmy w ten weekend na grobach.
pozdrowienia!
Już widziałam Twoją relację, pozdrawiam również :)
UsuńTacy wariaci są światu do życia koniecznie potrzebni :)))
OdpowiedzUsuńKolczyk przecudowny i cała Krysia zdaje się, że też :)
A jak do Warszawy zjedziesz, to może ze mną zaryzykujesz spotkanie?
Ojej, a jak Cię zawiodę? :(
Usuń;)
To niemożliwe :)
UsuńTo ja się boję....;)
Mam wrażenie, że będziecie potrzebować... negocjatorki. ;) Ekhm, jeszcze nie mam doświadczenia, ale co mi szkodzi poszukać... ;)
UsuńNo to rozsądź, proszę, kto się boi bardziej :)
Usuńtakie spotkania sa troche jak randka w ciemno - nigdy nie wiadomo, czy ta mila osoba z neta okaze sie rowniez mila w realu :) moje dotychczasowe "randki w ciemno" okazaly sie w stu procentach udane :) widze piekny kolczyk w uchu :) pozdrawiam cieplutko!
OdpowiedzUsuńMoje też. Buziaki:)
UsuńOpakowana jest niesamowita - już mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńTakie poszukiwania cmentarne przechodzę za każdym razem na Powązkach - na szczęście jeździ tam człowiek na rowerze i pomaga zagubionym.
Wulkan jest ujarzmiony ?! O nie..... on tylko odpoczywa i czeka na okazje!
OdpowiedzUsuńA co do cmentarzy to zaraz poszukam , ciekawe....
Jak to wulkaniczny vulcano :))
Usuń