Ci, którzy śledzą dzieje wyprawy marzeń Roberta na
Oswajaniu Drogi, wiedzą, że dobiegł końca kolejny etap jego podróży. Znów nie wiadomo, kiedy minął miesiąc. Nie do wiary! Kiedy to się stało? Przecież dopiero trzęsłam portkami przed wyjazdem, przed chwilką dopiero wróciłam stamtąd sama, a tu już przed moim mężem ostatni samotny miesiąc w Kraju Kwitnącej Wiśni.
Kiedy przypomnę sobie swoje wczesne reakcje na jego plany, to robi mi się wstyd. Po pierwsze, pomyślałam, że to jakieś fanaberie, po drugie, że to zbyt ryzykowne, po trzecie, że na tak długo to już stanowczo przesada, że ja rozumiem dwa tygodnie, ale trzy miesiące?? Po co? I co on tam będzie robił sam przez dwa miesiące?? Ja tu będę chodzić do pracy, a on… Myślałam też, przyznaję to z zażenowaniem własną ograniczonością, że właściwie mogłabym nie jechać, że to tylko jego marzenie, nie moje. Mnożyły się przede mną wątpliwości i trudności, jak mi się wydawało nie do pokonania. Co z pracą? Co z domem? Ze zwierzakami? Jak ja zniosę taką długą podróż? Jak zniosę tęsknotę? Prawdziwe i wyimaginowane przeszkody mnożyły się przede mną jak grzyby po deszczu. Na szczęście MCO się uparł i przekonałam się, że ograniczenia były tylko w mojej głowie. Wszystko dało się załatwić i zorganizować, a miesiąc poza domem minął mi szybciej niż błyskawica. Pisałam to już wielokrotnie, że jestem oczarowana tą wyprawą, że pobyt w Japonii wzbogacił mnie wewnętrznie i zapisał się na zawsze w mojej pamięci i sercu, a nawet mogę powiedzieć, że złapałam już japońskiego bakcyla i wszystko, co jest związane z tym krajem, fascynuje mnie ogromnie. Przeciwnie do mojego męża, który poświęcił cały rok na przygotowania, na czytanie książek japońskich i o Japonii, oglądanie filmów dokumentalnych i fabularnych i na dokształcanie się przed wyprawą, mnie wzięło dopiero teraz i czytam, chłonę, cieszę się każdą nową informacją. Jestem oczarowana nawet językiem japońskim, który w moim wyobrażeniu był twardy i szorstki, a okazał się śpiewny i miły w odbiorze. Doceniam teraz niesamowicie, że Robertowi chciało się tego języka uczyć. To, jak to się przydało, jest nie do przecenienia. Jasne, że moglibyśmy sobie radzić i bez niego, a jednak to on niesamowicie nam pomógł w dziesiątkach sytuacji. Z angielskim jest tam naprawdę kiepsko, a to, że mój mąż trochę mówi, a przede wszystkim, że ma odwagę mówić to, czego się nauczył, bardzo ułatwiło nam życie. Czasem wystarczyły tylko pojedyncze słowa czy proste zdania, ale czasem to były całe dialogi. Padłam na kolana z podziwu w niejednej sytuacji, ale była taka szczególna, że mój podziw wzleciał do nieba. W ryokanie - japońskim hotelu, kiedy zeszliśmy do holu skorzystać z internetu, podszedł do nas mężczyzna z obsługi. Nie dość, że chyba sobie trochę wypił, nie dość, że był zakatarzony i nosił maskę, która mu zasłaniała całą twarz aż do oczu, to jeszcze z natury mówił niewyraźnie, nawet bez maski nie można go było zrozumieć. Teraz zaczął pogawędkę z MCO, mamrotał tam pod nosem, po japońsku, oczywiście, że patrzyłam ze współczuciem na Roberta. On jednak wyłapał jedno słowo z tego bełkotu, potem drugie i panowie przeprowadzili rozmowę o naszych planach na dzień następny i o... hodowli słynnych byków z Kobe! O tym, że się masuje, poi piwem, że pasą się na wspaniałych pastwiskach. Wszystko to oczywiście po japońsku! Siedziałam z opadniętą z podziwu szczęką.
|
Na dworcu kolejowym w Tokio. |
|
W informacji na lotnisku. |
|
W pociągu. |
|
Na stacji metra na Tateishi. |
|
W metrze. |
|
Co robi chłopczyk? Wyjaśnia to filmik poniżej. |
|
W sklepie. |
|
W kawiarni. |
|
Przed restauracją. |
|
Przed świątynią. |
|
W Skytree w Tokio. |
|
Na parkingu rowerowym. |
|
Wszystkie napisy i cyfry były w krzakach, i weź i zapłać za parking... |
|
W sklepie sportowym. |
|
Poszukiwanie słynnej rinko bukuro (torby na rower). |
|
W tym sklepie została kupiona |
|
z możliwością zwrotu - ustalone po japońsku! |
|
Czasem trzeba się dogadać... |
|
inaczej. |
|
Pan chciał nam przekazać, że z powodu wypadku jest zablokowana droga
i pociąg spóźni się, i żeby wybrać inny. |
Dla tej wyprawy Robert sporo zmienił w swoim życiu i sporo poświęcił. Postawił wiele na tę kartę i teraz wygrywa! Ja w każdym razie jestem mu bardzo, ogromnie wdzięczna, że mnie zabrał, bardzo mu kibicuję i podziwiam, jak to sobie obmyślił i realizuje. W kontekście tego, co napisał o mnie u siebie na blogu, niepokoi mnie tylko jedno: że ze mnie taka muza jak wiadomo co z wiadomo czego. Ale nie mówcie mu, może się nie zorientuje... :)
Czasem warto być posłuszną żoną :))) ;)
OdpowiedzUsuńPoza tym warto wzbić się ponad przeciętność i spełnić swoje marzenia, a wątpliwości to rzecz normalna. Jestem pełna podziwu dla Twojego Roberta, że dopiął swego, no i ten japoński .... :))
Posłuszeństwo czy zależność to są uczucia, które znoszę dość ciężko, ale tym razem masz rację, warto było! :))
UsuńJa też ciężko, toteż tylko w tym wypadku pozwoliłam sobie napisać o posłusznej żonie ;)
UsuńJa pamiętam, że TCO pięknie pisał o Tobie! :)) Teraz Ty o nim. Ach. Takie rzeczy można czytać. A nie narzekania na drugą stronę.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Twoim początkowym myślom o tym wszystkim. Często tak jest, zwłaszcza w kobiecych głowach. ;) Dobrze, że później przychodzi refleksja. ;)
Tak jak Lidka jestem pełna podziwu dla TCO! I zazdroszczę mu tej determinacji. :)
Przed chwilą dostałam mejl. Podzielę się nim, choć jest do mnie, ale rozpływam się po prostu. Czytając go nietrudno zrozumieć, że łatwo mi teraz podziwiać i wspierać...
UsuńHej M(...)!
Znalazłem kemping zaszyty pośród jezior i lasów. Cudo! Był miły pan i przywitał mnie. Będę całkiem sam pośrodku niczego. Jak tu pięknie mówię Ci! Misiów nie ma, pytałem. Są sarny albo jelenie i przychodzą tam się napić. Może rano zobaczę.
Pojechałem teraz do sklepu kilka kilometrów i tu jest zasięg, a tam nie wiem. Jakbym się do jutra nie odezwał, to się nie denerwuj :)
Buziaki!
(...)
:))))
UsuńNiestety musisz przyjąć to na klatę - JESTEŚ MUZĄ!
OdpowiedzUsuńGdyby nie ciepło waszego domu, pasje które podzelacie, wsparcie,"ciągniecie się" nawzajem w górę, Japonia zostałaby tylko marzeniem....
I jeszcz ten samotny miesiąc TCO - to dopiero... !!!
Podziwiam szczerze
Agnieszka z Żyrardowa
Agnieszko, kiedy muzy są eteryczne, pięknie, wiotkie i intrygujące. Gdzie mnie tam... Mogę tylko chwilę poudawać, ale to tak jakbym założyła nieswoją skórę!
UsuńA kto Ci powiedział o eterycznych muzach??? Skoro TCO tak mówi, to tak jest! Eteryczna muza jest schematem i stereotypem oraz przesądem i przereklamowaną sprawą!
UsuńPodziwiam Was oboje, do bólu. Zwariowałabym na myśl o podróży do Japonii, a na myśl, że Mężczyzna Mojego Życia jest tam sam, ino z rowerkiem, dostałabym palpitacji, globusa i waporów.
Jest jeszcze z niedźwiedziami, więc spoko. :)))
UsuńMyślisz, że nie są zainteresowane rowerem?
UsuńOj tam, taki dowcip :) Jest z żabą, a ona go chroni i nawet niedźwiedziom da radę. Będzie dobrze, to bezpieczny kraj. A gdybyś widziała gdzie on dziś śpi! Bajka! Pewnie zobaczysz :)
UsuńNiezwykły człowiek z Twojego męza Gosiu! Ale i Ty nie jesteś taką sobie swykła Gosią, lecz osobą z ogromną pasją i sercem a przy tym dobrym towarzyszem podrózy i sprzymierzeńcem w realizacji marzeń (a mnóśtwo jest zon, któe tego nie potrafią na skutek czego świat męza i zony to całkiem osobne swiaty i czasem aż sie człowiek zastanawia, po co taka para jest razem?)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne zasyłam z naszego ustronia, gdzie też we dwoje realizujemy proste marzenia, zarażajac sie nimi wzajemnie!:-))***
Powiedziałabym, że "mnóstwo jest żon i mężów..." Kiedy czasem słyszę dyskusje, czy też czytam artykuły na temat wolności w związku, a potem widzę u konkretnych osób, co pod płaszczykiem wzniosłych haseł z tą wolnością robią, to nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. W końcu jest się z kimś (nieważne, czy po ślubie, ale po ślubie chyba tym bardziej), żeby być RAZEM, tworzyć coś wspólnie, wspólnie przeżywać, dzielić się... Masz rację, Olu, całkowicie.
UsuńMyślę też, że to polega na daniu sobie wolności, co jest bardzo, bardzo trudne i my wciąż do tego dochodzimy, bo mimo tego, że nazywam żartobliwie Roberta MCO, to on wcale nie jest "mój". Jest swój i ma obowiązek realizować siebie, a nie moje oczekiwania. To teoria, bo w życiu nie jest tak łatwo dojść do tego, odnaleźć swoją drogę i podążać nią.
UsuńOczywiście, to też, ale to chodzi moim zdaniem o to, by się nie tylko nawzajem nie ograniczać, ale i brać pod uwagę i tę druga osobę, a nie działać na zasadzie: "robię, co chcę, a tobie nic do tego".
UsuńOch! Też tak mam, niestety! Potrafię znaleźć sto tysięcy przeszkód! A potem okazuje się, że nie taki diabeł straszny :) A poza tym, fajnie jest podziwiać swojego mężczyznę, prawda? No, w ogóle, partnera lub partnerkę.
OdpowiedzUsuńNaprawdę fajnie, ciepło przy sercu i mokro w oczach.
UsuńNooo, też mam takiego do podziwiania :)
UsuńTo miło :)
UsuńZa każdym sukcesem mężczyzny stoi jakaś kobieta. Jesteś Jego muzą, jesteś....I nie miej co do tego wątpliwości :)
OdpowiedzUsuńTa muzność (no bo przecież nie muzyczność, ani muzealność) to z powodu innego spojrzenia na rzeczywistość dookoła i pewną spostrzegawczość, i to tego mogę się przyznać. Ewentualnie. :)
UsuńTo już? Niemożliwe, ale ten czas szybko płynie :(
OdpowiedzUsuńMiło tak czytać o Was :) Pozdrawiam
Prawda? Niemożliwie wszystko szybko mija...
UsuńPodziwiam ludzi z taka pasją, jak TCO. Fajnie ogląda się te zdjęcia :):) A Ty nie marudz, tylko przyjmuj z radością, to co pisze o Tobie :):):) Agnieszka z Lublina
OdpowiedzUsuńKiedy nie mogę! Buuuu
UsuńGosiu, piękne to Wasze małżeństwo:)
OdpowiedzUsuńCudnie się razem spełniacie, wspieracie i dopełniacie i życzę Wam, by tak była zawsze, aż do końca świata :)
O to to! :)))
Usuń...podpisuję się pod tym racami i nogami... :))
UsuńDziękuję za te życzenia, i ja o tym marzę, o niczym więcej.
UsuńMoja ulubiona definicja miłości brzmi "działanie dla dobra drugiego człowieka". Dawanie. Wy bardzo wiele sobie nawzajem dajecie i wspieracie się w swoich planach i działaniach (pamietam ile TCO robi w związku z Twoją pasją pomagania zwierzakom). I to jest piękne. :))) Uściski.
OdpowiedzUsuńDziękuję. Agaju :)
UsuńOj Gośka Gośka, bo Ci nakopię i kwiatków nasadzę... i będziesz donica - kwiatowa, jak muzą być nie chcesz :-))) Jesteś, jesteś, pogódź się z tym i kropka.
OdpowiedzUsuń"muzy są eteryczne, pięknie, wiotkie i intrygujące" - a Ty to niby jaka jesteś? A chude to niech sobie będą nastolatki, my babki w kwiecie wieku mamy być kobiece, a tego Tobie to już na pewno nie brakuje. No!
Iwono, sugerujesz, że Gosia jest gruba ???
Usuń;p
ewa .
No pewnie, że tak. Teraz to już pobiłam wszelkie życiowe rekordy :((
UsuńA wręcz odwrotnie. A gdzie ja napisałam że gruba? Napisałam że kobieca, a kobieca nie oznacza wcale gruba. A wiotka niekoniecznie oznacza patyczaka :-) Zrozumiałam to pewnego dnia patrząc w lustro. I Ty Gosiu też przestań się już zadręczać tym żeś nie jak nastolatka, nastolatką już byłaś. Teraz jesteś muzą :-) I zaręczam, większość z nas chciałaby być taką muzą dla swojego wybranka.
UsuńJesteście oboje fantastycznymi ludźmi, cieszę się, że Was spotkałam w swojej internetowej wędrówce. A muzy wcale nie muszą być eteryczne, piękne i intrygujące, ale akurat Ty spełniasz te warunki.
OdpowiedzUsuńAkurat! Raczej antymuza ze mnie :)
UsuńJesteście wyjatkową parą :-)
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego Wam życzę :-)
Pod Iwony koment się podpisuję dokładnie tak a muzą się jest na wielu poziomach, bo przeciwieństwa się przyciągają. Tak jak i Ty podziwiam u mojego że się uczy zawzięcie i umie tak dużo z dziedzin dla mnie zupełnie obcych. Ale i on docenia moje odmienne spojrzenie na świat. A więc przeciwieństwa się przyciągają bo wzajemnie się od siebie uczym. :))
OdpowiedzUsuńTo graululuję ci związku!
UsuńJestem ciekawa co miałas na myśli pisząc komentarz na Oswajaniu
"W podróży postaw na ciszę wewnątrz by za długo nie rozmawiać sam z sobą."
Czy jest coś złego w rozmowie samego z sobą?
Nooo, Gosia, kiedy TCO wroci do dom, bedziesz musiala wcielic sie w role poslusznej gejszy. Obawiam sie, ze Wasz stol wyladuje na wysypisku i odtad bedziecie jadac na podlodze. Lozka tez wyrzucicie, bo kto to slyszal sypiac tak wysoko? Rzucicie futon na parkiet i juz macie w domu druga Japonie. :)))
OdpowiedzUsuńA wracajac do Twoich watpliwosci, ze muza z Ciebie jak wiadomo co z wiadomo czego, to pamietaj, ze kazda zona jest inspiracja i motorem napedowym dla meza. Bez Ciebie nie byloby tej wycieczki, Ty meza wspieralas, nawet majac watpliwosci i obawy co do powodzenia tej ekspedycji. Jestes jego muza, czy Ci sie to podoba, czy nie. :)))
Ale ja się nie poczuwam! :D
UsuńGosiu, jesteście jednym jabłkiem, a nie dwiema połówkami ! Pięknie o sobie mówicie, piękne rzeczy razem robicie. Widać miłość, szacunek, zrozumienie. Podziwiam Was, teraz takie pary to rzadkość. Serce roście !
OdpowiedzUsuńA co do Japonii, to Twoje wynajdowanie trudności i niedogodności związanych z wyjazdem spowodował to, że tak doskonale TCO to zorganizował :) Fajne z Was Łyse :)
ewa .
MCO nawet ogolił się na zapałkę przed wyjazdem, więc pasuje do niego jak ulał. :)
UsuńNie ma co, udał Ci się TCO. :)
OdpowiedzUsuńPS. A jeśli chodzi o tajemnicze zajęcie, któremu oddaje się chłopiec w metrze, to mnie tam filmik niczego nie wyjaśnił... ;)
No przecież coś tam zjada coś tam! I to w szybkim tempie. :)
UsuńA słyszałaś jak fajnie słychać zapowiedź następnej stacji? Asakusa. Pani mówi na którą stronę otworzą się drzwi i prosi o ostrożność. :)
Jeju, obejrzałam na pełnym ekranie i dalej nie widzę, żeby coś zjadało inne coś, ale skoro tak mówisz... Z takich gierek to najlepszą, jaką widziałam, była ta, którą zabawiał się Igor w urządzeniu Roberta w domku nad morzem w zeszłym roku, ten taki stworach jakby z przyssawkami czy wypustkami, już dokładnie nie pamiętam. Ech, rozmarzyłam się...
UsuńA zapowiedź Asakusy wysłyszałam dokładnie - po Twojej instrukcji (czyt. zapowiedzi). :)
Piękny wpis, a TCO rzeczywiście boski!!! :D.
OdpowiedzUsuńNo bez przesady! Ludzki jak najbardziej :)
UsuńPodziwiam oboje za odwagę, MCO za konsekwencję w dążeniu do zrealizowania marzenia, Ciebie, że Go wspierasz, Jego, że się mimo odległości o Ciebie troszczy.
OdpowiedzUsuńA już tak mniej górnolotnie, to Oboje jesteście siebie warci i strrrrrasznie fajni.
Różnie to bywa, Ewo. :))
UsuńHe, he, strrrasznie - bo przecież nikt nie jest doskonały. :P Niech mi ktoś natychmiast przypomni tytuł filmu, plissss, bo mam niepamięć totalną!
UsuńOkej, już wiem, Pół żartem, pół serio. Ale nie powiem, że nie wspomożyłam się wujaszkiem. ;)
UsuńNo ja na pewno nie jestem, Ty to co innego, Talibio! :)
Usuńwprawdzie nie mojcion, ale jestem z niego dumna, jak i Tu. I z CIEBIE tez!, ze zamknelas oczy i wystawilas te noge i zrobilas krok w to cos jak Indiana Jones w ostatniej krucjacie jak mial przejsc gdzies tam, byly instrukcje zakamuflowane i on doszedl do brzegu dziury w skale i tam dalej byla wielka dziura i nie bylo widac sciezki, a sciezka nad przepascia w jaskini czy czyms tam byla, znalazla sie, ona byla tylko nie bylo widac zwyklym okiem i on popatrzyl nie zwyklym okiem i przelazl (i jaki sliczny w tym byl, to tak nawiasem). Bo uwierzyl. I Ty tak samo.
OdpowiedzUsuńDo czego to dojszło, że Kryśka/Opakowana z UK jest ze mnie dumna!
UsuńIndianka Jonesa ze mnie :))
a dlaczeguz by nie????
UsuńBądż dumna z siebie i męża, bądż zadowolona i szczęśliwa, ale tak po cichutku, nie chcialabyś aby TCO juz wrócił i był z Tobą ?
OdpowiedzUsuńOdpowiem dyplomatycznie: nie zabrałabym mu ani jednego dnia z jego wyprawy marzeń. Już zaraz wróci, nawet się nie obejrzę. Już miną jego trzeci dzień na Hokkaido...
UsuńBo wiesz, co? TCO miał rację, tylko, że nawet gdyby Ci tą rację wałkiem próbował wbić to głowy to byś nie dała się przekonać, że wyjazd do Japonii to nie lot na Marsa, że da się to wszystko ogarnąć. Masz świetnego faceta, odpowiedzialnie się przygotował i, jak z relacji wynika mogłaś spokojnie w jego towarzystwie zwiedzać nie martwiąc się zbytnio. Brawo Robercie. Panowie tak mają, my niestety bywa zachowujemy się, jak mądry Polak po.......
OdpowiedzUsuńNie martw się, nie ty jedna z takimi obawami w świat ruszałaś,jestem taka sama, kiedy prawie 30 lat temu mieliśmy lecieć do Holandii i to był pierwszy wyjazd poza demoludy to też myślałam, że ze strachu umrę, ile to było obaw. A tam??? Nawet gdyby się nie banglało żadnym językiem i tak wszędzie się trafiło. Kibicuję TCO w dalszej podróży, niech jego drogi będą proste, a przygody cudne. I szczęśliwego powrotu życzę.Buziaki
O, tak! Podróż była przygotowana perfekcyjnie. Musiałam tylko wydolić kondycyjnie i jakoś dałam radę. :)
UsuńDzięki, Mnemo, masz rację - stawiasz kolację :))
Mam nadzieję, że mnie to doświadczenie czegoś nauczy.
Po japońskiej zaprawie,myślę, że będzie to dla Was pikuś skoczyć do mnie, do Kaczorówki, rowerkami na grila:)))
UsuńZ Wrocka? Pikuś! :)
Usuńjak dobrze to czytać, aż serce rośnie :)
OdpowiedzUsuń:))
UsuńNic tylko sie załamać..
OdpowiedzUsuńTaka para sie nie zdarza :)
Dobrze, że pojechałaś, teraz podzielasz Jego zainteresowania i bardziej idealnie to juz naprawdę nie można!
:)
Pozdrawiam cieplutko :)
Basiu, całość jest bardziej złożona, wierz mi nie masz się co załamywać. Teraz jest dobrze, ale różnie bywało, jak u wszystkich. Nie ma idealnych związków.
UsuńJak już tak rozpaczasz ,że taka roztyta nie możesz być muzą ,to przypomnij sobie Rubensa ;)
OdpowiedzUsuńA następna wspólna wyprawa do Indii ,tam kanony kobiecego piękna nakazują żone utuczyć ;) Nie wiem tylko czy to są najnowsze tryndy ;))
Ech Gosianka ,Gosianka ,wróciłaś z takiej pięknej wyprawy . Ciesz się :) Napawaj i ciesz :)))))))
Tak jest, pani kierowniczko! :)
Usuńłał! ależ zdjęcia! bardzo ciekawie się czyta!
OdpowiedzUsuńOdpowiadam:
OdpowiedzUsuńCzy jest coś złego w rozmowie samego z sobą?
Każdy z nas rozmawia sam z sobą, czyż nie prowadzimy dialogu wewnętrznego? Podróżując samotnie, nie mając się z kim podzielić wrażeniami, tym bardziej prowadzi się wewnętrzny dialog. Cisza wewnętrzna uwrażliwia i otwiera umysł, nauczenie się tej ciszy to wielkie i ważne zadanie, możliwe wtedy gdy jest się samemu przez dłuższy czas. Tak ja to rozumiem i dlatego takie zdanie napisałam. :)
Teraz rozumiem, dziękuję, Elu. :)
UsuńTęsknisz prawda?
OdpowiedzUsuńJuż niedługo :))