Co zrobić w takiej sytuacji? Prosimy o pomoc koleżankę/siostrę/mamę/innąbabkę i...
Proste? Do dzieła więc, drogie panie! :)
Miłego piąteczku i nie grajcie w piłkę nad rzeką! :)
PS. Polecam nowy post na Oswajaniu Drogi. Myślę, że kto jest tam na bieżąco, wiele zyskuje, np. świetną lekturę, dobrą rozrywkę (bo momentami można boki zrywać), no i możliwość uczestniczenia w podróży rowerowej po Japonii bez ruszania się z domu. Polecam gorąco, nie dlatego, że pisze to MCO, a dlatego, że to jest naprawdę bardzo dobre!
Nooo, potwierdzam! Na mojego podzialala dopiero Orka. Przekupstwem podzialala. :)))
OdpowiedzUsuńA wczorajsze zdjęcia koleżanka widziała? :) Twój jest tam wspomniany w komentarzach :)
UsuńWidziala, pozno co prawda i bez komentarza, na ktory sil juz braklo, ale widziala.
UsuńI doszla do wniosku, ze choc gamoniaki sa slodziutkie, jednak nie siegaja do aksamitnych rozowych poduszeczek pewnej uroczej koteczce.
Lece czytac, co tez o moim pisza... :)
No, uzupelnilam braki wiedzy, a nawet sie wpisalam.
UsuńWybaczam ci tą zniewagę dla gamoniaków, bo jako matka masz prawo wyróżniać swoje dziecię, ale innym nie wybaczę! To najnajnajnajpiękniejsze kociaki w galaktyce!
Usuń:)))Panterko,ale nie było by Buły to byś się zakochała w tych paskudnych/lepiej być ostrożnym z tymi zachwytami/umorusanych po końce wąsów,koteczkach.Ja to się ciężko zastanawiam czy Bułowata koteczka czasami nie towarzyszyła Tobie przy malowaniu jakowegoś arcydzieła.Wygląda tak jakbyś pędzel o nią wycierała i to na pyszczku:)))
UsuńBardzo obiecujący dziś tytuł w Oswajaniu... ale nieee...
UsuńSpodziewałaś się golasów w ofuro? :))
UsuńE tam, golasy to przereklamowana sprawa. Ogólnie intryguje mnie co tam się dzieje - poza ablucjami rzecz jasna!
UsuńNawet japońskie dyndasy? :) Dzieje się, dzieje, a głównie... leje!
UsuńOjtam, ojtam. Golas jak golas, dyndas jak dyndas. Obyczaj mnie nurtuje, obyczaj!
UsuńByłabyś taka odważna i do ofuro byś poszła?
UsuńJa bym poszla, niech sie inni martwia, ze padna na moj widok trupem. Buhahaha!!!
UsuńOrko, ja nie wiem, co by bylo gdyby. Ja w ogole juz nie pamietam czasow bez Bulczyka (byly w ogole kiedys takie czasy?)
W tamtych czasach Bulczyk był u cioci Gosi :))
UsuńNo i pewnie by nie padli, bo ty jesteś zgrabna bestia!
Motylem bylam, ale... utylam he he he!!!
UsuńMuszę wiedzieć, co tam się dzieje, to może i poszłabym:)
Usuńsposobem jest też nie mieć faceta i rzondzić ;PPP
OdpowiedzUsuńdobrego weekendu dziewczynki i chłopcy :)
Sposobem jest mieć faceta i rzondzić!!! :PPPP
UsuńDobrego, Viki!
a ja wolem mieć i przyzwyczajać do kotecka :D ale zarzondzić czasem trzeba! tak dla zdrowotności ;)
UsuńDobrego, Viki i Anko, no i Jolko ;))
Na Oswajanie wchodzę i staram się być na bieżąco, bo to teksty tak świetnie skrojone, że ach! Sama przyjemność. Gorzej z czasem :(
to dla zdrowotności bardzo się mi podoba ;PPP
UsuńSposobem jest mieć faceta i nie musieć rzondzić!
UsuńHana, ale tak nic?? Ktoś musi być w końcu tą szyją, co kręci głową gdzie ma się obrócić :))
UsuńNo ale czasem trzeba zarzondzić: pobaw się z kotem! Przecież mężczyzna ma tyle na głowie i może bidulek zapomnieć o tej PRZYJEMNOŚCI. :D
UsuńA nie, tak całkiem to znów nie! Czasem chłopina zapomni że rzondzić mus. To wtedy się włączam w proces i podejmuję stosowne procedury.
UsuńI to jest ciekawy temat: procedury! Jakby tak zrobić o tym post, jakbyśmy się podzieliły doświadczeniem i sposobami... :))
UsuńO to to! Jestem za przygotowanie procedur, wytycznych wręcz! :D
UsuńAluszka: temat jest twój! hi, hi, hi ;D
UsuńJestem gotowa na tę wymianę doświadczeń.
UsuńAluszka dziś nie może, bo niepowołane oka jeszcze coś dostrzegnom przez ramionko me. ;)
UsuńJasne, to musi być tajny post napisany szyfrem :) Poczekamy! :)))))
UsuńPo japońsku może?
UsuńHai!
UsuńJa do pomocy ulubioną siostrę menża wzięłam, ale na razie efektów nie ma. Ciężka praca mnie czeka, ale co mi tam, każdy sposób jest dobry, jeśli prowadzi do celu. :)))
OdpowiedzUsuńSłuszna koncepcja! Ciekawe czy weźmiesz kotka zza moich drzwi...
UsuńJuż do nie jednego się przymierzałam :)))
Usuńjak na razie to wszystkie zwierzaki akceptowalne w domu to znajdy sprowadzane przez dzieciaki, więc chyba syna najmłodszego musisz zawołać do pomocy ;)
UsuńNa pewno nie będę grała w piłkę nad rzeką :))) A kobiety sprytne, sprytne ;)
OdpowiedzUsuńCo do piąteczku to będzie intensywny z towarzyszącym mi lekką reisefiberą ;)
Będzie dobrze! Ja też zawsze się denerwuję, a potem nazachwycać nie mogę. Warto gdzieś się ruszyć. Do zobaczenia, Lidko!
UsuńJa o drugim kotku też marzę, o niebieskim dachowcu dziewczynce dla Rudego Andrzeja - pracuje nad tym i pracuje, efektów brak ale podobno dobra propaganda musi trochę trwać ;) Więc czekam cierpliwie na efekty :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia! I Polecam się, oczywiście :)
UsuńNie mam warunków na drugiego, tym samym moje kocisko nudzi się na potęgę. Każe się po mieszkaniu na rękach nosić!
OdpowiedzUsuńBiedne kocisko... :)
UsuńPamiętam to zdjęcie z Instagrama, chi, chi! Ja też nie mam warunków na drugiego, bo mamy, co prawda na "tymczasie", trzy młode króliczki, jeszcze nie sterylizowane, a już trzeba je rozdzielać. A Songo z Fruzią swego czasu się, owszem, bawił, ale na te małe ananaski patrzy z góry, a nawet, powąchawszy, otrzepuje łapki!
OdpowiedzUsuńTaki obrzydliwy?? Psecie klólicki to fajne chłopaki! :)
UsuńDrugiego mamy z przypadku, najpierw córki usłyszały rozpaczliwy płacz kociątka, ale nie mogłyśmy zlokalizować gdzie. Kiedy płacz nie ustawał wyruszyłam na poszukiwanie i znalazłam . Jest z nami już 4 lata, przekochany,cudny szaraczek.Zupełnie inny charakterek niż nasza 10 letnia czarna kotka. Luzak i ciepła klucha:)
OdpowiedzUsuńNie było czasu na zastanawianie się.
Owszem próbowaliśmy szukać mu domu, ale nikt odpowiedni się nie znalazł, więc kitek został z nami. Maz jakoś za bardzo się nie buntował,to ja starałam się być rozsądna, i wyszło jak wyszło:))))
Paczaj, Dora, to całkiem jak u nas. Z tą różnicą, że to Mój znalazł płaczka w krzakach i nie musiałam nad nim pracować:) Nawet niemrawo szukałam domu dla płaczka. Bardzo niemrawo i bardzo krótko, właściwie tylko ze strachu, że płaczka zjedzą moje psy. O ja gupia...
UsuńHana, ja wczoraj głaszcząc mojego paskuda Majtucha, który akurat leżał sobie grzecznie, powiedziałam do niego... Czajnik... No i co Ty na to sądzisz? :)
UsuńTen Ci ma osobowość! Czajnik znaczy! Nawet na odległość działa! To, co wyprawiał dzisiaj rano, przechodzi koło ludzkiego pojęcia i słów nie starczy, by opisać:). Firanka-łóżko-szafa-pies-ściana-firanka...
UsuńAaaaaa! Szczególnie szafa-pies-ściana mnie pobudza do wyobraźni! Co na to ściana to wiem, ale co na to pies???
UsuńMniejszy chroni się pod łóżkiem, jak tylko usłyszy ostrzenie pazurów bynajmniej nie o drapak, bo zaraz potem zaczyna się jazda - już to wie. Większy mniej więcej zachowuje spokój, wydaje tylko zaniepokojone odgłosy paszczą. Ja się uchylam i schodzę z linii lotu. Grażynka śpi w jakimś zacisznym miejscu. Mój się zachwyca:)
UsuńAch, ten nasz Czajniczek blogowy kofany!
UsuńTo teraz imaginuj sobie, Hana, i poproś Twojego, żeby sobie też poimaginował, co się dzieje, kiedy do Czajnika przyłączają się dwie cudaczne dziewczynki. Jaki to musi być wyzwalacz zachwytu! Taki guru jak Czajnik to musiałby je wyprowadzić na prawdziwe akrobatki. Bo z Grażynki to widzę, że on pocieszenia żadnego nie ma... Dobrze, że choć ten duży pies, dzielny Frodini, go tak całkiem nie obchodzi na paluszkach, tylko nawet czasem grzbietu życzliwie nadstawi. ;)
UsuńImaginuj imaginuj, Hana! Co to za akcje by się działy!
UsuńZa grosz imaginacji nie posiadam w tym temacie. Dzisiaj ledwo z życiem uszłam przy zmianie pościeli. To jest zabawa najlepsza z najlepszych! Skoki, atak, wpełzanie pod prześcieradło, zawijanie się w nie, włażenie do środka powłoczek, wyskakiwanie niewiadomoskąd. Ręce mam podrapane do łokci, bo za cholerę nie da się wtedy złapać! Zwabiłam go na miseczkę i musiałam internować, bo nie zmieniłabym tej pościeli.
UsuńChcecie chyba, żebym do końca życia zalegała w brudnej:)))
PS. Czajnik z Wałkiem pięknie się bawią, turlają się jak dwa koty. Ale zawsze dochodzi do sytuacji, że Czajnik się nakręci bardziej. I zawsze jest górą - Wałek wieje wtedy pod łóżko.
UsuńOczywiście opowieści TCO czytam i codziennie sprawdzam,czy jest nowy wpis:)
OdpowiedzUsuń:))
UsuńBo te menże to zimne dranie som.
OdpowiedzUsuńNiby nie pozwala, bo koty to paskudy przecież, a kto to będzie jeszcze jedną gębę karmił i dodatkowe kłaki po domu zbierał (tak jakby to ON karmił i zbierał!), ale jak się już kociarstwo w domu pojawi to do kogo najpierw biegnie? Do tego nadąsanego, udającego obrażonego i naburmuszonego osobnika płci męskiej, bo przeciez koty najbardziej lgną do tego kto na nie nie zwraca uwagi, prawda? No a jak już taki przylgnie, to jak go nie pogłaskać, nie potarmosić...
Ech te menże... Dużo nad nimi nie trzeba pracować, zapewniam...
Wyjątkowo szybko tracą głowę dla (chciałam napisać: kociaków, ale jak to brzmi!) futrzków :)
Usuń...bo chłop to jest urządzenie proste, tutaj nie ma co tłumaczyć, wystarczy tylko przecinak i młotek 15 kg... :))
OdpowiedzUsuńWiesz co mówisz, jakeś chłop! :))))
UsuńO, nie już mam wystarczającą ilość koteczków :-)))
OdpowiedzUsuńAle dobra rada dla tych co nie mają.
Działać w zespole :-)
No tak, jakaś granica zakocenia jest. Każdy ma swoją :))
Usuń:))))
OdpowiedzUsuńjejku, Konwalio, co tak oszczędnie? Martwię się :((
UsuńTo za tę szarą kotkę wczorajszą :P
UsuńTaka pamiętliwa ta nasza Konwalia??
Usuńja nie wiem czy u mnie istnieje granica zakocenia. ale staram się ją wreszcie ustalić. a mój taki sam kociarz jak ja.
OdpowiedzUsuńNo tak, co za dużo to nawet w kociej kwestii niezdrowo.
Usuń:))
Jest to jakiś pomysł :)
OdpowiedzUsuńMasz lepszy? :)
UsuńPomoc "innej babki" może przynieść nieoczekiwany, a opaczny skutek... ;-))
OdpowiedzUsuńWtedy to nie jest "inna babka", a "wstrętna pinda" :)
UsuńWywłoka.
OdpowiedzUsuńLafirynda!
UsuńZdzira.
OdpowiedzUsuńJa też cię lubię! :*** :)
UsuńPiszę jeszcze raz, bo na komórce pisałam i zjadło..
OdpowiedzUsuńIle facetów tyle sposobów :), mojego musiałam zmęczyć.
Chciałam dwa kotki od początku, ale mój facet twierdził, że mieszkanie za małe.
Fakt, Rudi nawet rozpędzić się nie mógł bo trafiał od razu na ścianę.
Mędziłam dwa lata, czyli czas trwania budowy i kiedyś zmęczony facet powiedział "dobra, jak zbuduję dom".
No to zaczęłam mędzić, żeby nie zapomniał co obiecał - bo oczywiście tak najprościej.
Jak się przeprowadziliśmy zaczęłam szukać, ale że zaczęłam leczyć się nic z tego szukania nie wyszło.
Pół roku po przeprowadzce pojawił się Pizdryczek, oczywiście facet zapomniał już co obiecał więc zaczęłam szukać dla małego domu.
Ale tak skutecznie opowiadałam mu negatywnie o każdym zgłoszeniu, że po póltorej miesiąca niechętnie stwierdził że Młody może zostać!
Zapraszam na szkolenie ze skutecznego męczenia :)
Co dwa koty to nie jeden, z dwoma jest po prostu sto razy lepiej, i im i mnie, choć oba się nie kochają tylko leją aż pierze fruwa:)