Na każdym zebraniu jest taka sytuacja, że ktoś musi zacząć pierwszy... Podobnie jest z postem. W przypadku każdego jest taka sytuacja, że trzeba go zacząć. Tylko jak! No jak zacząć, jak nie wiem, jak zacząć! A Gocha ponagla, a Hana pyta, a Hersylia pyta jak echo Hany, nie mylić z TYM Echem. ;) Siadam więc i plotę słowa trzy-po-trzy, raz-dwa-trzy, Gosia-nie-patrzy, to-idę-spać! Ha! Poszłabym, ale musowo napisać, bo w sobotę zrywając białe porzeczki, uświadomiłam sobie przy pomocy przebłysku (bez wątpienia od jasności porzeczek powstałego) pewnego zapóźnionego impulsu nerwowego, że minął cały tydzień, odkąd nasze stopy tknęły zachodniopomorskiej ziemi po błyskawicznym pobycie na ziemi dolnośląskiej. A żeb to, że ona tak daleko położona!
Więc cały tydzień! Cały tydzień? Ale się ociągam... Zatem przystępuję do posta, któren dotyczyć będzie dnia drugiego pobytu pamiętnego, na któren to dzień niezobowiązująco zaplanowaliśmy sobie między innymi zwiedzanie Dzielnicy Wzajemnego Szacunku Czterech Wyznań. Czy jakoś tak. Nazwa szumna niemal jak informacja o tym, że można ją zwiedzić z pomocą przewodnika, który oprowadzi chętnych dzięki wspaniałomyślności Urzędu Miasta Wrocławia. Choć plany były niezobowiązujące, tośmy jednak na czas wstali i pojechali. A niepotrzebnie! Było iść tam bez przewodniczki. Ta, która nam się przytrafiła (nomen omen) z urzędu, nie zdołała nas porwać. Zdecydowanie zabrakło jej tak zwanego czegoś. I nie chodzi tu pewnie o motywację, tylko o dar, który nie każdemu jest dan.
Kierunek zwiedzania.
O, konik! |
Kościół św. Antoniego przy ulicy św. Antoniego.
Rower. Hm, czyżby św. Antoniego? :)
Synagoga Pod Białym Bocianem.
W synagodze wystawa "Babiniec", przez którą przemknęliśmy.
Ujęło mnie to epitafium. |
Kosa w twoich rękach... Ekhm!
Pani Gosia z przodu. Pani Gosia z tyłu. |
Pani Rzeźba z przodu. Pani Rzeźba z tyłu. |
Komplet pań - z przodu.. :) |
Zbłąkani wędrowcy.
Symbole czterech religii.
Obrazek ze ściany przy synagodze. Lubię sowy.
Tylko dlaczego nie bocian?
Ale nie czepiajmy się sów ni bocianów, ani nawet przewodniczki z urzędu; połaziliśmy, posmażyliśmy się, powachlowaliśmy, popstrykaliśmy, aż odłączyliśmy się po angielsku i skończyliśmy na lodach i chłodzących napojach.
Zimne, mniam! :) |
Resztę niewątpliwie interesujących informacji o historii czterech kościołów czterech różnych wyznań umiejscowionych w niewielkiej od siebie odległości doczytaliśmy lub doczytamy w bardziej sprzyjających warunkach atmosferycznych. Zainteresowanym polecam stronę, którą sobie wynalazłam, żeby zgłębić temat i która na mój gust okazała się na początek w sam raz: http://www.miasto-dialogu.wroc.pl/czym_jest.html.
Lody i zimne napitki błyskawicznie postawiły nas na nogi, więc ochoczo zawróciliśmy w stronę Rufika, którego młodszy Rufiowy miał za zadanie wysikanie (i to drugie też), w stronę kuwet, które czekały na sprzątanie (starsza kuwetowa to ja!), a zarazem w stronę Żwirka i Muchomorka, które to kociaki-szczęściaki poprzedniego dnia zaklepały sobie do usług dwoje fajnych, młodych ludzi, chwilowo niezmotoryzowanych, którym Gosia obiecała przetransportowanie Leśniaków do ich nowej siedziby.
Muchomorek na przedpolu. |
Ciekawski, co? |
W głębi zalega Żwirek.
Zbliżenie na zaleganie. :)
Kotki nie były jakoś specjalnie rozemocjonowane podróżą (upał, upał, upał), która zresztą nie trwała zbyt długo. Skróciliśmy ten punkt programu do niezbędnego minimum (patrz wyżej: słowo na "u") i czym prędzej udaliśmy się do następnego punktu programu, żeby nim właśnie przyćmić skutki poprzedniego (czytaj: osuszyć łzy rozstania). Następnym zaś punktem programu były odwiedziny u Mamy Gosi, gdzie zostaliśmy podjęci po królewsku, bo pysznym obiadem, deserem, kompotem, kawą i oczywiście... LODAMI! A żeby było do rymu, to jeszcze i gniazdem z osami. Te sprytne owady zbudowały je w takim miejscu, w którym trudno je było sfotografować bez narażenia się na ich potencjalnie ostry protest, toteż odmówiłyśmy sobie z Gosią ryzykownego pstrykania. Odważniejszy okazał się gospodarz mieszkania, któremu pięknie dziękuję za użyczenie zdjęcia zrobionego kilka dni temu, z narażeniem na gniew owadów zresztą. Mimo oburzenia os, panu E. udało się złapać budowlę w kadr. Dziękuję! :)
Piękne, misterne dzieło sztuki... użytkowej. |
Tymczasem niepostrzeżenie zbliżył się wieczór (nie wiem, jak on to robił, ale tak się działo we Wrocku każdego dnia!) i trzeba było lecieć do Rufika oraz jego doniosłych spraw w parku (tu znów wykazał się młodszy Rufiowy). I chyba właśnie w drodze do domu wpadliśmy na genialny pomysł, żeby dzień drugi zakończyć z przytupem, czyli udając się na Ostrów Tumski, i zrealizować punkt programu, którego nie udało się odhaczyć w zeszłym roku – spacer po uroczych uliczkach w porze zapalania gazowych latarni przez uroczego, stylowo odzianego Pana Latarnika.
Ale zanim Pan Latarnik, bo jeszcze nie dość ciemno było, to pospacerowaliśmy po uliczkach, po lodach (to te słynne, na które nie dałam się już namówić po uczcie u Mamy Gosi), po moście, na którym poszukaliśmy zeszłorocznych kłódek, które wtedy zwróciły naszą uwagę:
i jakichś świeżych:
Porobiliśmy też okolicznościowe zdjęcia wspaniałym okolicznościom,
znów natrafiliśmy na lody, których (jedynie przez sentyment!) nie mogliśmy pominąć (w tym ja!), bo już rok temu zostały odkryte jako smakowite,
posiedzieliśmy leniwie na ławce nad Odrą, po czym zawróciliśmy i zaciągnęliśmy wyraźnie już zmęczoną Gosię na szlak Pana Latarnika. A ten jakoś nie nadchodził, i nie nadchodził...
Snuliśmy się, słuchając pana nastrojowo przygrywającego na gitarze jakieś hiszpańskie melodie, ażeśmy przysiedli przed katedrą upojeni tym miłym wieczorem i zmęczeniem.
I wtedy nadszedł On!
Wyrwaliśmy z Igorem, nie oglądając się na Gosię (jeszcze raz, oficjalnie, proszę o wybaczenie) ani na wyżej wspomniane upojne zmęczenie. Aparaty mieliśmy niby w gotowości,
ale z tego wszystkiego (i z zapadającego zmroku) niewiele mi ze zdjęć wyszło, bo Pan Latarnik szedł żwawym krokiem,
a biec mi za nim jakoś nie uchodziło w tem romantyzmie, więc że tak niby mimochodem i z niemal absolutną obojętnością i od niechcenia pstrykałam fotki, mając wszak nadzieję, że Igor długonogi i zwinny, uzbrojony w lepszy niż mój sprzęt Gosi, uratuje sytuację. I uff-uratował!
Kto je jeszcze pamięta? :) |
Tej rok temu nie widziałam... |
O, jaka świeża! To przecież zdziś! Czyli wtedy zdziś - zdzisia zapożyczam.od JCO,
którego można już chyba tłumaczyć jako JapońskiegoCiOnego, co nie? ;)
którego można już chyba tłumaczyć jako JapońskiegoCiOnego, co nie? ;)
Ta jakaś dziwna. Jak... czajnik? :)
Czy jest na sali Hana od Czajnika?
Tańczą panowie, tańczą panie na moście we Wrocławiu? |
Miniatura romantyczna o smaku różanym; w tle lekko zróżały nieboskłon. Poezja! |
Z tego oczekiwania wynajdowaliśmy dziury w całym
oraz krzywe wieże na niebie. :)
I wtedy nadszedł On!
Wyrwaliśmy z Igorem, nie oglądając się na Gosię (jeszcze raz, oficjalnie, proszę o wybaczenie) ani na wyżej wspomniane upojne zmęczenie. Aparaty mieliśmy niby w gotowości,
ale z tego wszystkiego (i z zapadającego zmroku) niewiele mi ze zdjęć wyszło, bo Pan Latarnik szedł żwawym krokiem,
Tymczasem Pan Latarnik robił nam różne zmyłki, pojawiał się i znikał, a mając na jego punkcie bzika, nieco zapomniałam o Gosi, gdzieś jednak w podświadomości mając przecież nadzieję, że nas tu na pastwę nocy i noclegu na ławce nie pozostawi, i cierpliwie poczeka. Trwało to wszystko dobry kwadrans i gdyśmy wróciliśmy tam, skąd… wybiegliśmy, to jeszcze Gosię na kamiennej ławce, owszem, zastaliśmy.
I tu miało być zdjęcie, jednak z przyczyn technicznych (o których może kiedy indziej) musimy się obejść tym... znaczkiem pocztowym, który marnie, bo marnie, ale przecież cokolwiek zobrazuje miejsce,
w którym Gosię zastaliśmy - hm, to mało powiedziane. My ją nakryliśmy! I to z niejakim Zenkiem. Tylko posłu… poczytajcie. Bo otóż na Gosię, gdyśmy się od niej oddalili porwani Panem Latarnikiem, spłynął był błogostan w postaci zenu (nie mylić ze snem, choć stany te mogą mieć pewne punkty styczne), i była nam tam Gosia przeżyła bardzo zenne (z niemiecka czytając, będzie to chyba cenne) chwile, pozbywszy się na moment dwojga zaabsorbowanych latarnikobiorców, a oddając się medytacji i absolutnie niezobowiązującej obserwacji czynników otaczających. A więc to jest ten słynny Zenek!
Tak więc skoro wilk był syty, a Gosia cała w skowronkach, nie wspominając o wieczorze, któren już całkowicie zapadł, postanowiliśmy wrócić do domu i najzwyczajniej w świecie zasnąć.
Obraz zapadniętego wieczoru.
Ale, ale, nie od dziś wiadomo, że przed snem zdrowo jest zadać sobie nieco kotów. Zadanie to (i ich, tych kotów) nie było zbyt skomplikowane. Wystarczyło wejść do psedskola. Jaki tu ruch! Aż się zdjęcie poruszyło. :)
Fago.
Figo.
A oto konstatacja na dziś (na jutro i na zawsze): nie ma to jak kot (najlepiej w liczbie mnogiej oczywiście) na dobranoc. Może z nim konkurować co najwyżej kot na dzień dobry. Szczególnie gdy kotem tym jest słynąca ze swej niedostępności Królowa Amisia wystająca przed drzwiami gościnnie użyczonej sypialni, a następnie ta sama Królowa dająca popis zapasów z Hokusem, po czym na deser i w swej arystokratycznej wspaniałomyślności łaskawie pozwalająca się zanieść pod drzwi własnej Łysej.
Zdjęcie zmanipulowane - z barku chronologicznie odpowiedniego
powyższe jest z dnia pierwszego. Ale fakty się zgadzajo. :)
I to by było na tyle wef drugiem dniu wef Wrocku Anno Domini 2014.
Koniec, kropka i bomba, kto doczytał, ten… Bromba!
Miłego dnia wszystkim Brombom!
PS. Autorem zdjęć Pana Latarnika i kilku innych (zgadnijcie których) jest Igor. Moim zdaniem się spisał. :)
PS 2. Przepraszam za z postem opóźnienie i dziękuję za pogłaski w dniu losu niełaski, czyli wczoraj. Dobre z Was ludzie. :)
Na wszelki wypadek i dla mniej (tutaj) bywałych: to pisałam ja, JolkaM.
Posta można posłuchać.
PS. Autorem zdjęć Pana Latarnika i kilku innych (zgadnijcie których) jest Igor. Moim zdaniem się spisał. :)
PS 2. Przepraszam za z postem opóźnienie i dziękuję za pogłaski w dniu losu niełaski, czyli wczoraj. Dobre z Was ludzie. :)
Na wszelki wypadek i dla mniej (tutaj) bywałych: to pisałam ja, JolkaM.
****
Posta można posłuchać.
Łomatkoboska jaki długi post!!!!! :)))))))))))) Będę czytac na raty, Jolando! :D
OdpowiedzUsuńHa! Przeczytałam!
UsuńJestem zachwycona Panem Latarnikiem - nie wiedziałam, że taki o to występuje we Wrocku. Przy najbliższej okazji też go będę tam szukać, wypatrywać, fotografować. :))) Igor spisał się na medal jeśli chodzi o zdjęcia. :)
Jak zobaczyłam kłódki to myślałam, że sobie zrobiliście własną. :D
Szkoda, że pani z urzędu miasta nie porwała tłumów, a raczej Waszej trójki. To bardzo ciekawy temat przecież! :)
A zdjęcia z przodu i z tyłu (Gosia i pani pomnikowa) super! :D
Jolu, brawo za ten post! Ogórki i porzeczki nie ucierpią? ;)
Jolu, piękną masz spódnicę :) A Gosia kapelusz :) też taki kcem!
UsuńJa tesz, ja tesz - cała się pod nim zmieszczę!
UsuńNie oddam! To jedyna trwała rzecz jaką przywiozłam sobie z Japonii! Kocham mój kapelusz, love, love, love!
UsuńSkseruj nam na kopiarce 3D :D (jest fogle taka?)
UsuńPono jest.
UsuńAlucho, ogórki chyba trochę cierpią, ale mimo wszystko liczę na ich... wyrozumiałość. ;) Porzeczki już w zasadzie zrobione. Te białe, jeszcze zmierzę się z czerwonymi.
UsuńDziękuję za spódnicę. :) Ostatniego dnia pomazałam ją sobie dudopisem, który wystawał mi z torebuni, o czem nie wiedziałam, ale zlazło, uff!
A mój kapelutek to co? Takiego byś nie chciała? Bo foch!
Hana, drukarka 3D jest, ale o kopiarce żem nie słyszała
UsuńUfff, dobrze, że sprał ten długopis! Oczywiście, że Twój kapelutek też jest przeuroczy :)))
To czeba kapelutek do pendrajwa, a z niego na drukarkę i załatfione!
UsuńNo racja! Anka wyślij kapelutek na mejla, my se drukare 3D skołujemy
UsuńJa też na razie obejrzałam zdjęcia i poczytała podpisy pod nimi :) Miłego!
OdpowiedzUsuńKamila, nagana w wpisaniem do akt! To Jola pracuje nad tym postem od tygodnia, a tu takie kfiatki!
Usuń;)
Kamilo, ale wrócisz, żeby doczytać? :)
UsuńWracam co chwilę, już prawie kończę :)
UsuńI nabrałam wielkiej ochoty by wrócić do Wrocławia :)
Jaka nagana, się pytam grzecznie! Rok w aktach, to ci kara okrutna :(((
UsuńNo, to się nazywa siła perswazji. :)
UsuńBędę u Gosi zabiegać o złagodzenie kary dla Ciebie. ;)
Pięknie :)))) wspaniały ten nasz Wrocław a jeszcze wspanialsze WY kochane dziewczyny:) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWłaśnie, Kasiu, piękny ten nasz Wrocław. ;)
UsuńUściski! :)
Pierwszam?
OdpowiedzUsuńAle fajowy post. juz wszystko wiemy, a to cos w miescie to Dzielnica Czterech Swiatyn...zawsze byla ale nei jest dzielica... po prostu ku pokojowi meidzyreligijnemu tak zrobili i bardzo dobrze! a u Sw Antoniego chrzczony byl moj synek nie u Sw Rodziny, bo tam mi odmowiono...
Fajnie, z eposzliscie na Ostrow wlasnie wieczorem....wtedy to dopiero nastrojowo jest. a z tymi zdjeciami to tak, jakbym tam szla z(a) Wami...zamykam oczy i jestem!
na dobranoc i dziendorbry dobry jest rowniez pies!
eeee, do kitu! jak to jest, ze jak pisze komentarz to w tym samym czasie ktos szybciej wysyla swoj.... hrehrh
OdpowiedzUsuńOpakowana, to przez te Twoje dwie ręce, co się kłócą o palmę pierfszeństwa!
UsuńSłusznie mówisz, Krysiu, administracyjnie to nie jest dzielnica, tylko obszar umowny tak nazwany dla podkreślenia różnorodności religijnej na stosunkowo niewielkiej powierzchni miasta.
UsuńW sprawie psa na dobranoc i dzień dobry nie będę specjalnie protestować, a nawet wcale nie będę protestować, o!
Buzia, Krysia! :)
to jest takie dziwne miejsce we Wroclawiu - dla mnie scisle z centrumem zwiazane a jednak z boczku, a tam zaraz sund i za swietym antonim urzad stanu cywilnego, zaraz Rynek, a jednak nie centrum...
Usuńwroclaw wogle niesamowity jest, jako ze sobie na rzece siedzi i na trasie, nie - na skrzyzowaniu tras...ja mam troche hopla na temat miasta rodzimego i na stale mam pozaczynane rozne ksiazki o. stad widze encyklopedie wroclawia i Davisa Mikrokosmos, kolo lozka sa dwie male ksiazeczki o historii nazw ulic i o jakichs legendach czy cus...
Hana - o te palme to bitwa pod Grunwaldem normalnie jest!
Kto prowadzi aktualnie?
UsuńPrzeczytałam z ciekawościa i usmiechem. Cudne zdjęcia zrobił Twój Igor Jolu! A Wrocław jest bajeczny. I ten latarnik tyle nastroju dodaje. Kotków mnóstwo wszędzie słodkich. Lody apetyt od rana pobudzajace. Szczęsliwe, bliskie sobie dziewczyny. Cudne letnie chwile w niezwykłym miescie.
OdpowiedzUsuńCałusy gorące ślę dla utalentowanej literacko Joli - autorki posta i miłej Gosi w ślicznej sukience, co to wciaz sie ma za grubą a nogi ma takie, ze aż mnie zazdrosć bierze! Wrrr! Musze sie dalej odchudzac i już!:-)))***
W tym niemałym przecież poście znalazły się zdjęcia całej naszej trójki, ale przyznaję Ci, Olu, rację - Igorowe są bardzo udane. :)
UsuńOgromnie się cieszę, że wyrwałam Ci tę troszkę dłuższą chwilę na spacer po Wrocku. I powiem Ci, że najszczerzej zalecam też osobisty. Najlepiej w terminie, w jktórym znów tam pojadę. Zróbmy nalot na GosiAnkę. ;)
Ściskam mocno, Olu! :*****
A ja przeczytałam z przyjemnością. Na spacerze o którym napisałam byłam również. Ale chyba w drugiej grupie. Było dużo chętnych i spacer podzielono na 2 grupy. Piękne zdjęcia, świetny post i urocze kociczki: Fago ustawił się do zdjęcia:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńI jaka była przewodniczka? Byłaś w niedzielę 20 lipca?
UsuńO, właśnie, Izo, czyżbyś była tam tego samego dnia? Nasza wycieczka też była podzielona na dwie grupy.
UsuńPozdrawiam Cię i dziękuję za bardzo miłe słowa. :)
tak byłam 20 go , bo chodzę na te spotkania przeważnie w każda sobotę i niedzielę a jeszcze czasami w niedzielę na Ostrowie Tumskim. Były dwie prowadzące - A. Ignasiak i A. Oryńska . Ja byłam w grupie. z panią Oryńską- blondynką. a ja to taka wariatka , ciągle robię zdjęcia a jeszcze notuje:))))
UsuńPrzez moment wydawało mi się że widziałam Cie Gosiu ale później mi już zginęłaś. O moich spacerach czasami coś skrobię na blogu- http://tubylami.blogspot.com/ . Na powyzszy temat jeszcze nie pisałam:) czasu brakuje. Pozdrawiam serdecznie
Właśnie, ten czas!
UsuńNo to ta sama wycieczka, tylko chyba różne grupy, bo w naszej nie zauważyłam nikogo notującego. :)
I pani przewodniczka miała raczej ciemne włosy, długie. I okulary.
A to numer! Następnym razem trza się rozejrzeć i głośno zapytać, czy jest tu ktoś z odwiedzających Za Moimi Drzwiami. :)
Pozdrówka, Izo! :)
No pięknie, pięknie, a podróż z KaliMali? O-bie-caaa-łaś!
OdpowiedzUsuńPani Rzeźba z tyłu wygląda jak kuń, z przodu obleci.
Zazdraszczam ilości pochłoniętych lodzików, ech...
I wogle.
No własnie, obiecałaś! Dobrze, że Hana o tym napisała, bo ja się stydziłam upominać po tak długim poście...
UsuńAle zaraz zaraz... jeszcze Igor ma napisać post, to pewnie on nam opowie o podróży!
Dziewczyny, dajcie się Joli nacieszyć tym postem, bo nam dziewczyna w wariatkowie skończy bez te posty! Już zapowiedziała, że więcej nie przyjedzie, bo te posty i posty, i kiedy i kiedy... :((
UsuńNo dlatego żem się nie chciała upominać, co nie? :P
UsuńNo ale z drugiej strony... takie jest życie blogera, ot co! A Jola to blogerka przecież ;))))
Jolu, ściskam :***
No masz, szfystko teraz na mnie! Jolka się ze mną na bank rozwiedzie:(((
UsuńHana, Ty się nie boj! Ja do Ciebie tako miłościo pałam, że rozwód nam nie grozi.
UsuńO kotkach w podróży i u nas będzie wkrótce i miejmy nadzieję, że uda się odzyskać zdjęcia z dysku, który się zbuntował, bo bez zdjęć to jakoś tak... Sama wiesz.
Pani Rzeźba nazywa się Kryształowa Planeta i piszą o niej, że ma być symbolem jedności współczesnego świata, ale zważywszy na to, co się we współczesnym świecie dzieje, to już sama nie wiem, czy to znaczy, że ona nieudana i zapesza/zaburza tę jedność, czy świat nasz raczej jakiś taki dziwny...
I zobaczyłam dzięki Tobie kolejny kawałek Wrocławia :))
OdpowiedzUsuńA podoba Ci się chociaż ten kawałek? :)
UsuńTo ja jestem Bromba! Chociaż najbardziej lubię Kota Makawitego :):):):):)
OdpowiedzUsuńPiękny jest Wrocław! Zdjęcie zapadniętego wieczoru - super! Choć przyznam, że miałam nadzieję na więcej takich, jak zapowiadające post - takie przemyślane, fajnie skomponowane. Ale domyślam się, że czasu na takie zabawy było trochę mało, a i modelki pewnie niezbyt chętne, co?
Wiesz, Ninko, Makawity by mi się nie rymował, więc może innym razem :)
UsuńZdjęcie zapadniętego wieczora zrobił Igor, ale ujęcie wg moich zaleceń. :) I słusznie domniemywasz, że czasu na zabawy fotograficzne nie było, zdaliśmy się raczej na przypadek i szczęście. Chwilami nam nam bardzo sprzyjało. :) A modelki, zwłaszcza jedna, wiadomo - wiertu, wiertu. ;)
Pozdrówka! :)
Ależ to bardzo dobrze że z takim opóżnieniem się post pojawił :). Siedząc już w pracy miło było sobie powspominać razem piękny Wrocław, który odwiedziłam dwa tygodnie temu będąc tam na urlopie. Tylko pana Latarnika nie widziałam :( dziękuję i pozdrawiam!!
OdpowiedzUsuńOj, to się cieszę, że wpasowałam się terminem i tematem wspominkowym tak ładnie, że być może mogłaś się poczuć, jakbyś tam znów była. :)
UsuńA Pan Latarnik wciąż przed Tobą. :)
Co ten uśmieszek może znaczyć na końcu zdania ... "A Gocha ponagla, a Hana pyta, a Hersylia pyta jak echo Hany, nie mylić z TYM Echem. ;)"
OdpowiedzUsuńJolu, wpis ZENNY, kolory na kilku fotach cudne (pierwsze i rower przykładowo). Najudańsze zdjęcie to to z psetskola, te kociątka tańczą w kółeczku labadę :) : .... Male mamy główki to trzymajmy się za łapki.... i koci koci łapci ...
Igor się spisał z latarnikiem ... i nie tylko. Reszta teksto-zdjęci niech się odbija innym niż TYM Echem :D.
Koteczki tańczące lambadę to dzieło Gosi. :) Drugiego wieczora już ich tyle nie było, bo Leśniaki wyjechały do swoich domków, ale i tak było gęsto. :)
UsuńA znaczenia uśmieszku się domyślaj, domyślaj... :) Ale uprzedzam lojalnie, mam już co najmniej dwie żony. ;)
Jola pacz ,tyle żon ,a te wszystkie przetwory sama musisz robić ??? ;)
Usuń:) Jola stara się być lojalna (Jolalojalna- jolajolajna-lolajojajna-tra-ta-laaaa). Jola pewnie zakłada harem :).
UsuńJolu, kotki nie tańczą lambady lecz walczyk labada, bo to pseckolacki :).
Ty, Mary, popatrz, że ja na tę rozsądną i rzeczową konkluzję nie wpadłam! Alem zaślepiona, fiu, fiu! Dobrze, żeś mi oczy przetarła na świat, dobra kobieto.
UsuńA ten, no.... Umiesz Ty jakie przetwory porabiać? Bo że galaretkę pyszną robisz, to już wiem, mniam, mniam! :D
Echo, jeju, ale ze mnie gapa, toż to labada!
UsuńWszystko przez te kobity, to one mnie tak zaślepiły... Alem popadła!
Jolka, wiesz co? Wiesz co? Żeb za słoiczek konfitur, to Cię nie posądzałam. Nie, żeby ten, ale dzisiaj uwarzyłam jabłkowo-brzoskwiniowe z kardamonem, cynamonem i cytrynkom. I co Ty powiesz na to?
UsuńOblizałam się na to, już czytając w Kurniku, ale wtedy jeszcze nie wiedziałam o kardamonie, cynamonie i tej drugiej na cy. Tera to się już chyba obśliniam... A nie, to pasta do zębów jest...
UsuńTo co, wybaczasz mi, Hana? Tak na zgodę, na dobranoc? :)
Taki długi ten post, że mi kawy zabrakło;)
OdpowiedzUsuńWszystko pięknie, ładnie, ale ja na Twoim miejscu Jolu
nie dałabym się za chiny ludowe wyciągnąć z psedskola;)
A co zrobiłaś z białych porzeczek?:)
Oj, żebyś wiedziała, Magdo, to była przyjemność! Włącznie z kuwetami i zachwytem nad ich zdrową zawartością. :)
UsuńBiałe porzeczki stały się... brązową galaretką, bo eksperymentuję z brązowym cukrem. Co to będzie! :)
:***
JolkoM-"posty"dobrze wpływają na...figurę/po tych lodach i inszych pychotkach/:)))
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam od początku do końca,następnym razem jak będę we Wrocku to tyż se każem tego od zapalania:)
Na sprawozdanie z transportu KaliMali wcale się nie obrażę:)
Będzie sprawozdanie, bo warte jest opowiedzenia pod różnymi względami. :) Zalecam jednak cierpliwość i trzymanie kciuków za dysk ze zdjęciami.
UsuńPana Latarnika bardzo polecam, a jakby się jeszcze trafił w taki cudowny wieczór, jak nam, to samo fajne! :)
Ależ się swojsko poczułam :)
OdpowiedzUsuńO, jak miło! :)
UsuńPięknie napisane i Jolko M masz talent! Igor zdjęcia robił nawet w biegu i super wszystko wyszło. Bardzo miło się czyta i ogląda. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, Elko. Bardzo przyjemnie się czyta, że komuś się spodobało i od razu czuje się satysfakcję. Warto było włożyć w to trochę wysiłku. :)
UsuńIgor mówił, że kiedy tak biegał za Panem Latarnikiem, to ten się do niego uśmiechał. Następnym razem chyba i ja jednak pobiegam. :)
Bardzo fajnie zrelacjonowane :):):) Najbardziej podobają mi sie lody, KAPELUSZE, i oczywiście koty :):):) Agnieszka z Lublina
OdpowiedzUsuńDziękuję, Agnieszko. :)
UsuńPozdrawiam Cię gorąco!
Oooojjjjjj, jak ja uwielbiam biale porzeczki !!!! A u siebie nigdzie nie mogę kupić ! Jak przyczytałam, że z KRZAKÓW (czyli nie jeden) ją zbierasz, to aż mię wyrwało,żeby się zachwycić, pozazdrościć i okazać swe łakomstwo na te dorodziejstwa przyrody :)
OdpowiedzUsuńTo lecę czytać dalej :)
Mam otóż, Ewo, całe dwa krzaczki białych i chyba z cztery czerwonych. Czarne też, ale tych w tym roku wcale nie ma. :( W zeszłym roku odkryłam, że z czerwonych jest pyszna galaretka i w tym roku zrobię z jednych i z drugich. :)
UsuńLUBIEM DŁUUUUGIE POSTY !!!
OdpowiedzUsuńZachwycona jestem Panem od latarni. Nie wiedziałam, że we Wrocku takie fajne rzeczy siem dziejom. Relacja bardzo BARDZO !
Zdjęcia tyż, ale ale ... oglądałam przy czytaniu pobieżnie, teraz lecę powiększać, i oglądać DOKŁADNIE ! Bo jak dziefczyny som takie zgrabne i chude ( Gosiu-nic nie mów naprzeciw ! ) to chociaż może jakiegoś pryszcza znajdę, by ulżyć swej zazdrości !
To lece OGLĄDAĆ !
Jesteś urocza z tem pryszczem, Ewunia, jak ja Cię lubię! :)
UsuńNo żesz chorera jaśnista, ŻADNEGO pryszcza nie majom. Czarownice jedne ! W kapelutkach !
Usuńpees. noooo doooobra, też Cię lubię, i Gośkę też !
:) To Ci zdradzę w tajemnicy, że pod kapelutkiem zamaskowałam trochę znoszone hery. ;) Widać je gołym okiem na zdjęciu z lodami, do których go zdjęłam. :] A co tam! ;)
UsuńEwa, Jolka ma za długą spódnicę. Coś ma do ukrycia, mówię Ci.
UsuńTeż tak pomyślałam ! Tak, gołe ramiona odwracają uwagę od tego, co się pod spódnicą dzieje. Sprytna jest ! Mam pewne podejrzenia !
UsuńCiekawe, czy takie same mamy. Podejrzenia znaczy:)))
UsuńPantalony ma na upały pod tą spódnicą! O!
UsuńO, Wy, takie tu knowania knować?! Za moimi plecami i pod moją spódnicą! Ależ maupy. Nie powiem Wam więc, co tam mam, i czy to pantalony, czy może giry obwłosione aże po kolana, o! Się domyślajcie, se pazureiry z tych domysłów ponadgryzjacie, a nie powiem!
UsuńPazureiry nie, bo widziałam. Ale nogi?
UsuńHanuś, taaaa, to nóg dotyczy. Myślę, że nad kolana nawet. Tak dla zmyłki niby mówi, że ma kudły, a to niby, że nie ma. I tu jest pikuś, bo pewnie ma ! Bo gdyby nie miała, i taka chudzina, to w mini raczej powinna. W taki goronc jeszcze ! Zobacz, i od maupów nas wyzywa ! A Ty z nio prawie zaślubiona ! Ja bym się obraziła !
UsuńEwa, jestem blisko sfochania. Wyżej dała Marii do zrozumienia, że gdyby, że gdyby czasem kąfitury umiała zrobić... To dopiero maupa, nie?
UsuńOczywiście, masz rację w sprawie nogów.
O, widzisz, a ja nie zauważyłam z temi kąfiturami. Że gdyby ! ... No strasznie jest niestała. Wogle nie możesz mieć poczucia bezpieczeństwa.
UsuńNo tak, to ja polazłam do Prezeskury nadrabiać zaległości, a ta przyszła tutaj, żeb mnie z Ewko obmawiać od niestałych noguf strony, no! Ja się chyba naprawdę rozejrzę za jakąś Marysią, bo wszak ogórasy czekajo i jak się do nich nie dobiere, to mi się same zakiszo w oczekiwaniu.
UsuńCzy na sali jest jaka wolna (ale nie za wolna, bo z niemi to już trochu gwałt jest) Marysia, co umi ogórasy? :D
Zacna wycieczka, a post jeszcze zacniejszy. Ze tez Wam sie w ogole chcialo latac po tym upale, ale obie jestescie szczawiki, a Igor to juz wogle, wiec pewnie skwar Wam az tak mocno nie daje sie we znaki, to przychodzi dopiero z wiekiem. Qrna! :)))
OdpowiedzUsuńAniu, chciało czy nie chciało, się latało, bo się jakieś wrażenia z Wrocka mieć by zdało. ;)
UsuńI jeszcze cosik, Ty tu, qrna, o tem wieku to może nie bluźnij, co? Nno!
Warto było czekać, relacja porządna, kapelutki urocze, lody wyglądają baaaardzo smakowicie, ale niech se Jolka nie myśli, że ma roczną przerwę od pisania. Wpisy mogą być krótsze, ale częściej proszę Jolki, proszę. A Gosianka też niech se nie myśli, że tu się nie pamięta o pewnych niedopowiedzeniach... Się pamięta i się wygląda wyjśnień jak kania dżdżu. Uściski dla Was, kochane dziewczyny!
OdpowiedzUsuńHersi, nie wiem nic o niedopowiedzeniach Gosianki, chociaż śledzę przecie na bieżąco, ale w takim razie teraz i ja ciekawa jezdem. Dawać wyjaśnienie mi tu!
UsuńDziękuję za zachętę do pisania! Natentychmiast więc zbieram siły i tematy. I uściskuję Cię mocno! :)
Hersylio, może w końcu o tym napiszę, ale powiem ci już, że chodzi o to, że Malusia, nie wiem czy pamiętasz tę kotkę wraca z adopcji.. Po kilku miesiącach... To przykra sytuacja, ale o tym będzie.
UsuńPozdrawiam
Pamiętam Malusię - to ta biedulka od Basika - nie pamiętam tylko gdzie powędrowała. Przykra sprawa, poczekam cierpliwie na opowieść o powodach jej powrotu z adopcji.
Usuń...pięknie się czytał i oglądało. Pozdrafffiam Bromba i inni... :))
OdpowiedzUsuńBromba i inni książka, dzięki której zaliczyłem sprawozdanie w czwartej klasie SP... :))
Dziękujemmmy! Odzdrawiamy. Ciekawiśmy tego sprawozdania, he, he. Bromba jest gites! :)
UsuńDziewczyny i chłopaku, że też wam się chciało w ten pioruński niedzielny upał latać do tych świątyń ;)
OdpowiedzUsuńLatarnika do tej pory nie widzialam i nie wiedziałam ,ze tak malowniczo wygląda . Trzeba by z jakimiś gośćmi zapolować na niego .
Jola piękny ten twój wachlarz i jak fachowo się z nim obchodzisz ,to finezyjne ułożenie wachlarza i dłoni :) Gosianka pewnie mnie wydziedziczy ,ale ona nie wachluje się tak malowniczo ;)
Tych graffitowych sów było mnóstwo u nas na murach . Moja bratanica ,zanim wyjechała w świat ,fascynowała się murialami i graffiti ,robiłyśmy razem zdjęcia , tez nas zastanawiało dlaczego akurat sowa .
Mary, żeby to jeszcze do świątyń! A to tylko wokół i obok. :) Miejsce jest bardzo ciekawe, ale następnym razem wybierzemy sobie lepszego przewodnika. Na ten przykład JCO wraca niedługo. Ten by się nadał, gawędziarz urodzon! :)
UsuńA że wachlarz fachowo, to zasługa Gosi - uczyła mnie, strofowała, poprawiała, korygowała, to w końcu załapałam. Widać z tego wszystkiego, że samą profesorkę przerosłam. :)
Były tam i inne ptaki, cała chmara jakichś czarnych, ale ta sowa tak na mnie spojrzała, że nie mogłam się oprzeć. Zakochałam się prawie jak w żurawiach. :)
Jak się coś ciekawego dzieje, to mnie na pół dnia wyłączają prąd! Przeczytałam cały, bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńChyba jednak znów muszę się do Wrocławia wybrać, bo widzę że niewiele widziałam.
Już pisałam i powtarzam Igor smykałkę do zdjęć ma.
Dziękuję, Ewo. :)
UsuńNie wiem, w jakim stopniu udało mi się przekazać urok tego dnia, ale naprawdę, nawet mimo upału, było warto. A już wieczór to było zwieńczenie - lody w zasięgu, upał zelżał, muzyk grał, wieczór zapadał, latarnik zapalał, nastrój się snuł - bardzo mile wspomnienie. :)
Pozdrówka! :)
Nam 2 lata temu popadało, pogadało się i bardzo fajnie było.
UsuńTakie chwile zawsze warto wspominać i jeszcze jak ktoś ze swadą opisze...
I ja pozdrawiam z dusznej stolicy Małopolski.
Ale Wam tam fajowo było :)!!!
OdpowiedzUsuńTak jak mówisz, Abi, w całej rozciągłości potwierdzam. :)
Usuń:*****
A moze nastepna wizyte zrobicie tropem krasnoludkow? Jola - Igor, pakujcie walizy!
OdpowiedzUsuńMatko, Krysiu, przeczytałam "trupem krasnoludków" i o mało sama nie padłam - trupem krasnoludków. :)
UsuńAle, ale, tych jest tam od cholery, to nie wiem, czy mam taki długi urlop... ;)
nigdy nie byłam we wrocławiu, jakoś kierunek nie ten. ja nad morze jeździłam i raczej na wschód lub południe.
OdpowiedzUsuńa teraz, dzięki twojej relacji jolko jedna czuję się tak, jakbym to wszystko widziała sama. i nawet wieczorny, latarniowy nastrój czuję. pamiętam te czasy, kiedy na mojej ulicy stały gazowe latarnie a pan z patykiem je włączał...
:) To chyba miłe wspomnienie. A jaka to ulica, i w jakim mieście? Pamiętam, chyba u Ciebie czytałam lub w jakimś Twoim komentarzu, że mieszkałaś w Warszawie, Ewo. Czy to tam właśnie chodził latarnik z patykiem?
Usuńtak, tam chodził latarnik. wiele ulic było tak oświetlonych, ale ciebie jeszcze na świecie nie było, ani w planach nawet jolko jedna:)))
Usuńno no no - to żeś się... popisała ;-)))
OdpowiedzUsuńTo nie Twoja wina, że napisanie posta zajęło Ci tydzień... to wina czasu, że tak szybko biegnie przeskakując po kilka dni na raz (wiem... wiem na pewno bo u mnie też tak się dzieje)
Faaajnie się z Wami wędrowało po Wrocławiu i latarnika pierwszy raz widziałam ;-)))
Uściski zasyłam
Oj! U mnie z czasem zupełnie tak samo...
OdpowiedzUsuńczytałam, podziwiałam, wpisać się nie miałam jak bo co chwilę mała terrorystka mnie od kompa goniła - wnuczkę miałam od niedzieli z noclegami ;)
OdpowiedzUsuńfajne macie kapelusze :))
OdpowiedzUsuńdzięki, Jolko, za spacer po Wrocławiu. za Pana Latarnika (też bym za nim poleciała, tym bardziej, że na mojej ulicy z dzieciństwa były podobne gazowe latarnie, ale nie było takiego ładnego pana). i za Panią Rzeźbę, i za wszystko. zaostrzyłaś mój i tak już spory apetyt, i mam nadzieję, że w końcu, kiedyś ruszę Waszymi śladami :)
dzięki za świeżą porcję fotek kociambrów (i zauważ, że fcale ale to fcale nie dopraszam się relacji z podróży Kali i Mali. trzymam kciuki, żeby dysk dało się okiełznać)
oj, czy te osy nie wymagają interwencji straży pożarnej?
i UWAŻNIE obejrzałam WSZYSTKIE zdjęcia, więc jak mi tu Gosianka będzie marudzić o jakiejś WADZE, to, się chyba wkurzę.
p.s. to pisałam ja - brombotromba z dopalaczem. ale po co mi ten dopalacz?! bez sensu, bez sensu..
Usuńmiło popatrzeć na miasto, i że się wam podoba:-)
OdpowiedzUsuńDlaczego sowy? To oczywiste, sowy są tak wrocławskie, jak krasnale (http://fotoswiat.pl/galeria/list.php?exhibition=85, np.)
A pan latarnik chodzi o tej porze roku o 20.30- widziałam go tydzień wcześniej. Myślałam, że powinien o zmroku?
Ktoś ma za długą spódnicę, a ktoś za krótką?;-)
Przy nas chodził o zmroku. Widać na zdjęciach?
UsuńSpódnice mamy w sam raz!
O sowach dobrze wiedzieć :)
;-) bo byłam ciekawa, czy autoryzowałaś focie:-)
UsuńPewnie ma dużo tych latarni po prostu, zaczyna przed, kończy po.