Pisałam niedawno o pewnych stereotypach dotyczących ludzi kochających i pomagających zwierzętom. Aneta na pewno pod nie nie podlega. To młoda dziewczyna, która od ponad dwóch lat swój czas i serce wkłada w pomoc kotom z wrocławskiego schroniska, gdzie bywa kilka razy w tygodniu! To również jej (bo takich osób jest dużo więcej) wielka zasługa, że tak mało jest tam teraz rezydentów.
Aneta wsparła i w znacznej części przejęła tę pracę od Kamili - założycielki portalu Przygarnij Kota - kolejnej wyjątkowej osoby, z którą też, mam nadzieję, uda mi się porozmawiać, a efekty przedstawić Wam tutaj.
Dziś wywiad z Anetą - wolontariuszką z wrocławskiego schroniska dla zwierząt. To tak skromna osoba, że niełatwo było mi ją na to namówić i dopiero myśl, że pomoże w ten sposób kotom, przekonała ją do tego przedsięwzięcia. :).
Jak to się stało, że podjęłaś się pracy w schronisku jako wolontariuszka?
Od pewnego czasu zastanawiałam się nad zapisaniem się do wolontariatu w schronisku albo do jakiejś innej organizacji pomagającej zwierzakom, ale jakoś nie mogłam się do tego zabrać. Były wakacje, dużo wolnego czasu, spontanicznie wybrałam się z koleżanką do schroniska z myślą o wyprowadzaniu psów na spacery. Nie doczytałam na stronie internetowej, że wolontariuszem może zostać osoba pełnoletnia, a mnie do osiemnastki brakowało dwóch miesięcy. Więc pomyślałam, że za te dwa miesiące spróbuję jeszcze raz. Kilka dni później przypadkowo na stronie Przygarnij Kota trafiłam na ogłoszenie, w którym założycielka strony, Kamila, napisała, że szuka osoby, która jeździłaby raz w tygodniu do schroniska i robiła zdjęcia kotów. Napisałam do niej, spotkałyśmy się i właśnie tak to się zaczęło.
Jaka była w tamtym momencie Twoja wiedza o kotach?
Nie będę udawać, że od zawsze kochałam koty, ponieważ przez całe życie w moim domu były tylko psy, a z kotami miałam do czynienia tylko u rodziny czy znajomych. Koty wydawały mi się bardzo niezależne, chodzące własnymi ścieżkami i zajmujące się tylko łowieniem myszy. To psy były moimi ulubieńcami i najlepszymi przyjaciółmi, a o kotach nie miałam zielonego pojęcia i myślałam, że praca z nimi w schronisku będzie tylko chwilowa. W dość krótkim czasie całkowicie zmieniłam podejście i wiedziałam, że już na pewno nie odejdę z kociarni, chociaż psy kocham równie mocno.
A co Cię tak ujęło w tych stworzeniach?
Nie sądziłam, że koty mogą tak wiele czuć i rozumieć, że mają tak różne charaktery. Większość bardzo przeżywa utratę domu, właściciela, bardzo tęsknią, a gdy trafiają do schroniska to całkowicie się załamują, chociaż niesamowite jest to, iż mimo że są to koty po przejściach, niektóre kiedyś skrzywdził człowiek, wciąż mają ogromną wiarę w ludzi i są spragnione kontaktu. Bardzo lubię patrzeć również na przemiany kotów. Czasem trafia do schroniska kot nieufny, dzikawy, płochliwy, a gdy zaufa i się przełamie, to zmienia się nie do poznania. Dlatego ważna w wolontariacie jest systematyczność, regularna praca i przebywanie z nimi.
Jakie było Twoje pierwsze wrażenie, gdy weszłaś do schroniska?
Ogrom smutnych oczu wpatrujących się ufnie w człowieka, zwierzaki wręcz błagające o domy i patrzące z nadzieją, że któregoś zabiorę do domu. Początek był trudny, każdy kot/pies miał swoją smutną historię, którą bardzo przeżywałam. Często płakałam, a po powrocie do domu byłam bardzo przybita. Myślałam, że nie dam rady... Ale zrozumiałam, że gdyby każdy człowiek myślał tylko o sobie i uważał, że wizyta w schronisku jest zbyt trudna i bardzo bolesna, to w schronisku nie byłoby żadnych wolontariuszy.
Jesteś w schronisku kilka razy w tygodniu od dwóch lat. Jak oceniasz warunki, w jakich mieszkają tam koty?
Warunki w schronisku są naprawdę dobre, jest czysto, koty mają zapewnione jedzenie, opiekę weterynaryjną, ciepłe pomieszczenia. Niestety nawet najlepsze schronisko nie zastąpi kotu prawdziwego, kochającego domu.
Co sądzisz o ludziach, którzy się nimi zajmują?
Co jakiś czas na schronisko i ludzi pracujących tam spada fala krytyki, przeważnie od osób, które przyjeżdżają rzadko, w schronisku były kilka razy w życiu. Ja jestem tam na co dzień i, fakt, są rzeczy, które nie działają tak, jak działać powinny. Uważam na przykład, że dużo by dały wizyty przed- i poadopcyjne, ale przy tak dużej liczbie zwierzaków nie jest to możliwe, musiałoby zostać zatrudnionych dużo więcej osób. Dobra by była „czarna lista” ludzi, którzy oddali z jakiegoś śmiesznego powodu zwierzaka albo go skrzywdzili - żeby już nigdy nie spotkało to żadnego innego zwierzęcia. Osoby pracujące w schronisku naprawdę kochają i dbają o zwierzęta, jak tylko się da. Starają się zapewnić zwierzakom namiastkę domu, już nie mówiąc o dużej grupie stałych wolontariuszy, którzy spędzają w schronisku każdą wolną chwilę.
Powiedziałaś mi, że ładne, czyste schronisko i dobre warunki nie zastąpią zwierzakom kochającego domu. Dlaczego tak uważasz?
Często ludzie przychodzą i mówią, że zwierzaki mają tu dobrze - taka duża przestrzeń, wyglądają na szczęśliwe, a nikt nie widzi tych, które siedzą zestresowane pod budami czy na belkach pod sufitem. Fakt, jest wiele kotów, które przebywają w schronisku latami, zdziczały i nie są zainteresowane człowiekiem - nie chorują, normalnie, fajnie funkcjonują i one rzeczywiście są szczęśliwe, bo przyzwyczaiły się do takiego życia. Ale są też koty, które całkowicie sobie nie radzą - zaznały miłości, szczęścia i nagle trafiły do schroniskowej rzeczywistości, do stada kotów, które muszą walczyć o przetrwanie, o uwagę człowieka. Wcześniej wychuchane, zadbane, wpadają w depresję, zamykają się w sobie, stają się wycofane i smutne, nie chcą jeść, przez stres mają obniżoną odporność i łapią różne choroby. Zawsze najbardziej się martwię o kocich seniorów, takich w wieku 10+ (kiedyś trafił 22-letni kotek, który został oddany, ponieważ… jest stary), które przeważnie zostają oddane przez rodzinę po śmierci właściciela. Takie „dziadki” najgorzej znoszą schronisko i ciężko znaleźć im stały dom.
Opowiedz nam Twoją ulubioną schroniskową historię, coś, co szczególnie napawa Cię radością, a może dumą.
Takich historii jest wiele, ale chyba najbardziej lubię, gdy ktoś przychodzi i mówi, że chce adoptować najbiedniejszego, może być stary, problematyczny, chory - i właśnie takiego wybiera. Zdarza się to rzadko, ale bardzo się cieszę, że są osoby, które nie patrzą na wiek czy wygląd kota. Po prostu chcą pomóc. A jeśli chodzi już o konkretną historię kotka, to pamiętam, że na samym początku, gdy zaczęłam przychodzić do schroniska, trafił tu 6-letni Karmelek. Nigdy wcześniej nie widziałam tak chudego, zabiedzonego kota. Był wyłysiały i przeraźliwie sterczały mu kości, ale kotek miał ogromne zaufanie do ludzi, chciał być noszony na rękach i przytulany. Trafił pod opiekę fundacji Ebra, doszedł do siebie, wyzdrowiał. Za jakiś czas, gdy zobaczyłam jego aktualne zdjęcie, w pierwszej chwili nie poznałam go. Z kota-przecinka zmienił się w kota z nadwagą. Karmelek ma już dom stały.
Tak wyglądał w schronie - LINK.
A tak w DS - LINK
To zdjęcie jest najlepsze. :) |
Kolejną wspaniałą i ważną dla mnie jest historia mojej ulubienicy, 12-letniej Samanty. Dzikawa, płochliwa, w schronisku niezauważalna. Przez kilka miesięcy próbowałam ją wyciągnąć spod budy, mówiłam do niej, dawałam smakołyki. W końcu nastąpił przełom i mi zaufała. W stosunku do mnie była bardzo miła, tuliła się, dawała się wziąć na ręce, a gdy słyszała mój głos, od razu wychodziła spod budy, ale niestety wszystkich innych osób się bała. Spędziła w schronie przeszło pół roku, zaczęła chorować, chudnąć, w końcu udało mi się dla niej znaleźć wspaniały DT, który stał się domem stałym.
Samanta. |
W ostatnim czasie bardzo przeżywałam historię 13-letniej Geni (klik), która w schronisku spędziła aż 5 lat. Bura, trochę płochliwa, ale przy bliższym poznaniu ufna i kochana. Znalazła wspaniały dom aż w Zgorzelcu!
Facebook ma ogromną moc i dzięki kliknięciu „Udostępnij”, które zajmie ci jedną sekundę, o kocie może się dowiedzieć ktoś z drugiego końca Polski. A już było kilka przypadków, w których koty z wrocławskiego schroniska pojechały między innymi do Poznania, Opola, Krakowa czy Koszalina.
Największą dumą Przygarnij Kota jest album „Pozdrowienia z nowego domu” (klik), w którym jest opisanych sporo szczęśliwych zakończeń.
Ja wciąż płaczę za Rambem, kochanym kotkiem, który tak bardzo przeżył oddanie go do schroniska po 9 latach w domu, że wychudł, zmarniał i w końcu, już w swoim nowym domu, umarł... Smutnych historii masz pewnie na pęczki. Czy ostatnio zdarzyło się coś takiego?
Też przeżyłam śmierć Ramba, ale tłumaczę sobie, że najważniejsze, że chociaż przez chwilę był wśród osób, które go kochały, dbały o niego, nie odszedł w samotności w schroniskowej klatce.
Tak jak już wcześniej wspomniałam, najgorzej znoszą schronisko koty, które do niego trafiają z domów, od opiekunów, z którymi były zżyte. Załamują się. Jakiś czas temu zostały oddane przez właściciela cztery 10-letnie czarne koty, wszystkie chore, ale niesamowicie łagodne i ufne. Dwóm mimo długiego leczenia nie udało się pomóc, odeszły w schronisku, dwa trafiły do DT, są już zdrowe i czekają na nowe domy.
Pamiętam też przykrą historię dwóch staruszków, które trafiły do schroniska po śmierci właściciela. Maciek i Kuba - bardzo duże, zadbane koty. Wpadły w głęboką depresję, w ciągu krótkiego czasu okropnie zmizerniały, nie chciały jeść. Trafiły do DT, gdzie powoli dochodziły do zdrowia, ale tak długi pobyt w schronie zrobił swoje i odeszły. Najpierw Kuba, potem Maciek.
Mam też drażliwe pytanie: czy w ciągu tych dwóch lat Twoich wizyt (kilka razy w tygodniu) w schronisku spotkałaś się z usypianiem zdrowych kotów? Mówi się, że w sezonie są usypiane całe mioty maluchów. To prawda? Pytam o to, bo spotkałam się z opinią, że lepiej dla małych kotów, aby chore i głodne umierały na wolności, niż żeby miały trafić do schroniska.
Też się spotkałam z takim opiniami. Ludzie mówią, że w schronisku zwierzaki są usypiane, żeby pozbyć się problemu czy też ot tak, z „przyjemności” (?!), co jest całkowitą bzdurą. Ja osobiście nigdy nie byłam świadkiem takiej sytuacji, wręcz przeciwnie, widzę, że weterynarze walczą o zwierzaki do końca. Zdarza się, że zwierzę jest usypiane, ale tylko wtedy, gdy już nie da się mu pomóc. Wiadomo, że w domu, przy indywidualnej opiece, miałyby lepiej niż w schroniskowych klatkach w izolatce, ale przy tak dużej liczbie zwierząt (ok. 250 psów i 150 kotów na jedynie trzech weterynarzy) idealna opieka nie jest możliwa. Może i zdarzyły się przypadki błędów (nie celowych!) weterynarzy, ale chyba nikt nie jest idealny. Przy czym przeważnie nikt nie mówi o tych zwierzakach, które zostały wyleczone w schronisku i które normalnie funkcjonują, tylko wytyka się, doszukuje się jakichś błędów, nawet jeśli jest wszystko OK.
Dlaczego warto wziąć kota ze schroniska? Czy trzeba się jakoś szczególnie przygotować, na co trzeba się nastawić, biorąc stamtąd kota?
Ja zachęcam wszystkich do adopcji dorosłego kota. Adopcja łączy się często nawet z uratowaniem życia, no i zyskuje się wspaniałego, oddanego przyjaciela. Do schroniska najlepiej przyjechać wcześniej (a nie na ostatnią chwilę, przed samym jego zamknięciem), aby na spokojnie obejrzeć wszystkie koty i podjąć dobrze przemyślaną decyzję. Trzeba wziąć ze sobą transporter, 15 zł i dowód osobisty. Gdy już kotek będzie w domu, należy pamiętać, że dla niego to ogromna zmiana. Czas i cierpliwość są najważniejsze i działają cuda, już nie mówiąc o tym, że wspaniale jest patrzeć, jak kot rozkwita w domu, jak się zmienia i nabiera zaufania do nowych opiekunów.
Powiedz krótko, na czym polega Twoja praca w schronisku.
Gdy do kociarni trafia nowy kot, muszę go dobrze poznać (sprawdzam, czy da się wziąć na ręce, jak reaguje na inne koty, czy jest miziasty, czy charakterny itd.), żeby potem napisać w ogłoszeniu jak najbardziej trafny opis charakteru kota. Jednak kot w domu może zachowywać się zupełnie inaczej, a ja nie przebywam w schronisku 24 h na dobę i czasami nie jestem w stanie odpowiedzieć na wszystkie pytania dotyczące konkretnego kota. Oprócz opisu kotów robię mnóstwo zdjęć, żeby każdy był pokazany w różnych pozycjach. To wszystko jest potem dodawane na stronę i facebook Przygarnij Kota, czasem na facebook schroniska i na portale typu olx, gumtree. Staram się również oswajać koty płochliwe, dzikie, przekupuję je smakołykami i po pewnym czasie niektóre zaczynają mi ufać i dają się głaskać. Nie jestem jakimś wielkim ekspertem od kotów, ale gdy przychodzą ludzie z myślą o adopcji, to staram się coś doradzić i pomóc.
Masz jakieś zwierzaki w domu?
Mam dwa psy - 10-letniego Bafiego i 5-letniego Tośka, które wzięliśmy jeszcze gdy miałam zupełnie inne podejście i uważałam, że zwierzak musi być w domu od małego, no i jeszcze wtedy nie interesowałam się ani nie wiedziałam, że w schronisku są tak wspaniałe kundelki. Bafi to cavalier king charles spaniel, a Tosiek miał być yorkiem, ale trochę mu się wyrosło. Mocno je kocham, ale wiem, że w przyszłości moje zwierzaki zawsze będą adoptowane, a nie kupowane. Rok temu dołączył do nich 9-letni kot Gabryś - ze schroniska. Został oddany razem z jedenastką innych kotów, ponieważ właścicielka została eksmitowana z mieszkania. Wszystkie koty miały kaliciwirozę, świerzb uszny i były przerażone. Wszystkie poszły do adopcji, Gabryś został jako ostatni. Siedział bidulek pod budą na dworze, wyciągnęłam go na siłę i zabrałam do domu. Bałam się reakcji moich psów, ponieważ nigdy nie miały styczności z kotem, ale cierpliwość się opłaciła i cała trójka żyje teraz w zgodzie, a Gabryś jest panem domu.
Tosiek i Bafi. |
Gabryś. |
Słyszałam, że dostałaś ostatnio od TOZ we Wrocławiu miłą nagrodę za swoją pracę. Co to takiego?
Na to pytanie pozwolę sobie nie odpowiedzieć, ponieważ miało być więcej o schronisku, a nie o mnie. Nie lubię się przechwalać.
Aneta, dziękuję za tę budującą i uświadamiająca rozmowę, ale przede wszystkim dziękuję Ci za Twoją pracę, dzięki której setki kotów znalazły swoje domy.
PS. Nie śpieszcie się, drodzy czytacze, ten post powisi tu dwa dni, aby każdy mógł go sobie na spokojnie przeczytać. :)
wow!
OdpowiedzUsuńAnetko jesteś wielka:)))))))))))))))))))))))))))))
OdpowiedzUsuńCo za dojrzała osoba mimo tak młodego wieku! Bardzo się cieszę, że usłyszałam o warunkach panujących w schronisku. Nie ukrywam, że miałam mieszane uczucia co do tego, a także co do opieki. Swego czasu adoptowałam koty z wrocławskiego schroniska i niestety zetknęłam się z nieodpowiedzialnym podejściem pracownika. Marysia
OdpowiedzUsuńA na czym to polegało? I kiedy to było?
UsuńJeden raz oddali mi dorosłą kotkę, nie pouczyli jak się z nią obchodzić, a ona była tak zestresowana, że wcisnęła się za szafe i siedziała tam, nie pamiętam jak długo. Kiedy ją znależliśmy wyscielilismy jej w wersalce i niestety w pokoju było uchynie otwrte okno i przez to okno uciekla. Moje wrażenie z tej adopcji było - Byle tylko oddać, nieważne komu, nieważne jaki kot. Tobyło w 1995r. Potem znaczne póżniej, kiedy przyjechałam odebrać dwa koty,oddane do schroniska po wyjezdzie ich opiekuna, obiecywano mi, że intensywnie poszukuje się dla nich domów,ja miałam je tylko przetrzymać.Okazało się, że jak tylko koty zniknęły ze schroniska nic w ich sprawie nie było robione. Zostałam sama z problemem.No i kolejny raz byle tylko oddać. Tym razem to był chyba 2008/2009. Marysia
UsuńDobrze, że zapytałam, bo teraz to mnie bardziej jasne. W schronisku rzeczywiście nie przeprowadza się selekcji osób, którym oddaje się kota (nad czym faktycznie Aneta ubolewa) czy mają wiedzę o tym jak się zajmować świeżo wziętym kotem, który zazwyczaj jej zestresowany gdy znajdzie się w nowym domu. 20 lat temu nie wiem jak było, ale dziś o każdym kocie jest wyraźna informacja; jaki ma charakter, ile ma lat, jaki jest stan jego zdrowia, skąd się wziął, a obsługa i wolontariuszki udzielają szczegółowych informacji (również zalecają osiatkowanie okien i balkonu). Przed każdym pawilonem na ścianie wiszą karteczki ze zdjęciem, numerem i dokładnym opisem kota. Sama byłam świadkiem odradzania wzięcia dzikiego kota do domu z dzieckiem. Osoby, jak Aneta, bardzo się przywiązują do swoich podopiecznych i na pewno nie zależy im na tym "byle wypchnąć", a wręcz przeciwnie.
UsuńBardzo mnie też dziwi oddanie komuś kotów na tymczas. Ja, gdy biorę stamtąd koty zawsze muszę podpisać umowę adopcyjną, bo nie można inaczej. Widocznie po prostu się zmieniło.
Ważne dla mnie z Twojej wypowiedzi, że to było dawno.
A teraz? Ileż serca wkłada ta dziewczyna! Nie bywam tam często, ale za każdym razem jestem zbudowana osobami, które zajmują się kotami - bardzo im na nich zależy.
Jeju, Marysiu, to Ty chyba wtedy zupełnie nie znałaś kotów, co? Każdy kot, ze schroniska czy skądkolwiek, w nowym miejscu jest zestresowany i zajmuje strategiczną pozycję - za/pod/na szafie, za/ pod łóżkiem itp. Taki kot, dopóki się nie oswoi z miejscem i opiekunami, patrzy tylko, jak prysnąć, więc nic dziwnego, że i ten zwiał przez uchylone okno.
UsuńTo fakt nie znałam takich kotów, dałam jej szansę życia w wersalce i nie spodziewałam się, że szpara w uchylonym oknie wystarczy, żeby wydostać się na wolność. Teraz, po kilku kotach jestem już mądrzejsza. Jednak nie wiem jak spowodować, żeby kot, który jest z nami od 2011 pozwolił się dotknąć. Taki problem mamy z naszym Filipem.
UsuńMarysia
Zdaje się, że trzeba go po prostu pokochać takim jakim jest...
UsuńA mnie się wydaje, że Marysia robi sobie z nas jaja i tz tego jak sama pisze jest ostatnią osobą, która powinna miec koty. Dała szansę życia kotu w wersalce? Zostawiła uchylone ono ? A co to znaczy"teraz po kilku kotach" w takim okresie czasie było kilka kotów i ich nie ma ? To znaczy, że pomiędzy 2008/2009 a 2011 było kilka kotów ! Też uciekły? I na koniec - kot nie daje się dotknąc od czterech lat ?
UsuńGosiu, to coś przedziwnego!
Anka, nie oceniajmy nikogo pochopnie. Faktycznie 20 lat temu, co sama przyznaje, Ona nie znała się na dzikich kotach, a sformułowanie o życiu w wersalce jest na pewno skrótem - chodzi na pewno o azyl w wersalce.
UsuńMarysia jest osobą, która zareagowała na apel o pomoc dla kotów w Miękini, poświeciła wiele swojego czasu, aby wozić tam Martę - osobę, która się tamtą tragiczną sytuacją zajęła, a nie ma samochodu. Zawsze można było liczyć na Marysię, i nadal tak jest. Ostatnio osobiście mi dowiozła swój niemały wkład do Skarpety. Wiem, że koty mają u niej bardzo dobrze, dużo miłości i dobre warunki, a że któryś jest nadal dziki - zdarza się. Dobrze, że znalazł dom i opiekę, to przecież niełatwo dla takiego kota.
Świetna dziewczyna, oby jak najwięcej takich ! :)
OdpowiedzUsuńTakie osoby jak Aneta przywracaja mi wiare w mlodych ludzi.
OdpowiedzUsuńJa generalnie wierzę w młodych ludzi. Patrzę na moich synów, ich znajomych, kolegów i nie mam powodu nie wierzyć. Raczej starzy mnie ostatnio załamują. :)
UsuńJak to dobrze, że są tacy ludzie jak Aneta. Do takiej pracy potrzebna nie tylko miłość do zwierząt, ale i wielka odporność psychiczna. Wspaniały człowiek z tej Anety.
OdpowiedzUsuńŻyczę Anecie, żeby znalazł się dla niej etat w schronisku i żeby mogła żyć z pracy która daje jej satysfakcję.
OdpowiedzUsuńDobrze płatny etat - dodam. :)
UsuńGosiu, buziaki za wydobycie na światło dzienne tej człowieczej perełki. :) Wspaniała dziewczyna. Podziwiam jej determinację, odpowiedzialność, odporność, pracowitość, rozwagę, empatię, po prostu dobroć. Taka młoda osoba! Ja wiem, wbrew temu, co przeważnie mówi się o młodych ludziach, że są wśród nich też cudowne osoby, może nawet większość, tylko mniej o nich słychać niż o tych negatywnych przykładach. Pokazywanie tych pozytywnych ma tym większy sens.
OdpowiedzUsuńAneto, dziękuję za otuchę, że ten świat chyba jednak jeszcze się nie kończy, skoro, jak mawia tak zwany kultowy redaktor Piotr Kaczkowski, młodzi rosną na robocie. :) On co prawda mówi tak przeważnie o artystach (muzycznych), ale cóż to ma za znaczenie.
:*
Aha, i szkoda, że Aneta nie chce nam zdradzić, co to za nagroda. Może jednak pęknie. ;)
UsuńPęknij Anetka :) Bo mnie też skręca :))) A nawet skręcywa !
UsuńMnie już skręciło. Ale jeśli Aneta puści farbę, to może mnie rozkręci?
UsuńAneta dostała medal za zasługi na rzecz zwierząt od wrocławskiego TOZ. Niestety nic więcej od niej nie wyciągnę. :)
UsuńMedal z kruszcu? :) A w kształcie kotka chociaż? :) No dobra, dobra, żarty na bok. Ogromnie doceniam tę cudowną dziewczynę, jeśli mogę tak trochę poufale...
UsuńPiękna z Ciebie Osoba Anetko ! O tym, co robisz w schronisku mów, opowiadaj swoim koleżankom, kolegom. Twoje opowieści, to najlepsza edukacja dla Twoich rówieśników. I może nie będzie z każdego z nich wolontariusza, ale może zwróci im uwagę, a może i zmieni postrzeganie zwierząt, i ich życia. Niech każde następne pokolenie ma większą świadomość, że życie zwierząt jest tak samo ważne, jak życie ludzkie. I że trzeba o nie dbać, jak się je kiedyś tam oswoiło. Niech wiedzą, że życie ze zwierzętami daje tak dużo, nieporównywalnej z niczym radości ! Anetko, robisz tak dużo ! Dziękuję Ci za to ! Ściskam Cię najserdeczniej :)
OdpowiedzUsuńEwo, nie tylko dla rówieśników. Ja z największą przyjemnością poczytałam. Zresztą na co dzień widzę wielką pracę i Anety, i Kamili, które genialnie prowadzą swoją stronę. Nie można zliczyć ilu kotom pomogły!
UsuńBardzo budujący post!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Aneta, mimo młodego wieku jest osobą nadzwyczaj świadomą.
Z podobną empatią spotkałam się na portalu dogomania, kiedy zabierałm Munię ze schronu i szukałam wsparcia u wolontariuszki.
Wielkie brawa dla Anetki!
Człowiek po prostu Człowiek. Za mało człowieczeństwa w ludziach, tylko poprzez przykład możemy podnieść poziom w innych małodusznych i poprzez gadanie :) a celne trafianie słowem rzecz jasna. :))
OdpowiedzUsuńAneto ♥
Przepiękna Dziewczyna.
OdpowiedzUsuńJestem jednocześnie wzruszona i przygnębiona. Nie można się nie wzruszyć słuchając Anety i nie ulec przygnębieniu na myśl o wszystkich pokrzywdzonych zwierzętach. Anetko, podziwiam Cię bardzo i dziękuję!
Hana, działajmy, wtedy przygnębienie nie będzie uczuciem dominującym. Ileż może taka jedna Anetka! Uczmy się. :)
UsuńZłota dziewczyno,wielki szacunek dla Twojej pracy!
OdpowiedzUsuńCzasami wśród ludzi trafi się Człowiek.Obyś nim została na zawsze.Wszystkiego dobrego Aneto.:)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to bardzo dziękuję za ten wywiad, serce rośnie kiedy się czyta wypowiedzi młodej osoby która zamiast hasać po klubach i piś piwo w bramie oddaje swoje serce i cenny czas dla zwierząt - kochana jesteś Aniołem. Po drugie, bardzo mnie cieszy, że tak się mają obecnie sprawy w schronisku. Byłam w nim 10 lat temu i nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Koty młode siedziały w małych klatkach na gazetach i płakały lub się kuliły, koty wolno biegające panoszyły się wszędzie samopas i wszystkie były po porostu brudne. Psy w boksach, też nie najpiękniejszych. Każdy wchodził i wychodził jak chciał i którędy chciał bo płot był średnio szczelny. A kiedy brałam stamtąd moją Lunę to najpierw nie chcieli mi jej dać bo niby wredna... co to znaczy wredna? A potem jak stwierdzili, że nie wezmę innego kota to dali mi ją z książeczką zdrowia i umową. Nikt nie zapytał o to co planuje z nią zrobić nawet a przed chwilą rozmawiały przy mnie o tym że ktoś brał od nich kociaki dla węża na karmę. Nikt nie zwrócił mi uwagi, że nie mam transportera i niosłam ją ot tak na rękach. po drodze wstąpiłam do sklepu po szeleczki bo się bałam, że mi ucieknie. Ja byłam głupia jeszcze i decyzja o adopcji Luny była spontaniczna podczas spaceru nieopodal schroniska i dla tego nie miałam ze sobą kontenera. Mam zdjęcia z tamtego okresu i zastanawiam się czy nie napisać posta o zmianie jaka zaszła w naszym Schronisku.
OdpowiedzUsuńA na koniec dodam, że pracując w kakadu poznałam kierowniczkę schroniska i wydała mi się bardzo konkretną osobą, kupującą zabawki dla rezydującego u nich białego lisa. Nasłuchałam się też wielu nieciekawych opowieści o kociarni - umieralnie gdzie koty nie są leczony tylko bytują do śmierci. Ale to było przed przeprowadzką. I nie wiem ile w tym prawdy.
Jeszcze raz dziękuję za wywiad i mocno ściskam Anetę - Anioła o złotym sercu.
Nie znam tamtego schroniska, też słyszałam o nim niepochlebne wieści, ale też nie wiem ile w tym prawdy.
UsuńCzasy się jednak zmieniają i mamy to szczęście, że w naszym mieście schronisko jest jednym z najlepszych w Polsce. Oczywiście, jak mówi Aneta, to nie zastąpi zwierzętom prawdziwego domu. Wciąż jest i będzie tam wiele nieszczęścia, jednak zwróć uwagę jak Aneta wyraża się teraz o ludziach tam pracujących, lekarzach i o tym jak traktowane są tam zwierzęta. Oczywiście schronisko jest siedliskiem zarazków i miejscem stresogennym, stąd tam umieralność jest niestety dużo większa niż gdzie indziej.
Napisz post, Luno, może być bardzo ciekawy.
Z przyjemnością przeczytałam ten wywiad. Strasznie fajnie, że są w Polsce schroniska jak to we Wrocławiu. Najbardziej mnie wzruszyła historia Karmelka! Co za metamorfoza!
OdpowiedzUsuńAneta, bardzo ci dziekuję za to, że jesteś z tymi zwierzakami.
Ania z FB
Serce sie raduje, ze sa na swiecie tak wspaniale osoby jak Aneta))))) wszystkiego co najlepsze Pani Anetko! )))
OdpowiedzUsuńPrawda? :)
UsuńA jak zajączki, Aga?
Gosiu, zajaczki sa tak rozkoszne ze tylko je tulic i calowac))) rozrabiaja w dzien a w nocy tak od 24 godz spia jak aniolki do rana))) leos wykazuje juz cechy prawdziwego mezczyzny czyli najbardziej lubi jesc i spac, a Abi to prawdziwa trzpiotka, wybredna niezwykle na jedzenie, bardzo delikatna ale podczas zabawy demon sie w niej budzi i to ona prowokuje leosia do psot. A sprobuj sie z nia nie bawic to bedzie chodzic po calym domu i dopraszac sie miauczeniem zeby sie z nia bawic. Abi to ulubienica meza )))) a leos czarus jeden tylko mnie kokietuje jak chce cos))) juz niedlugo beda miec swoj wybieg na tarasie wiec beda szalec na swiezym powietrzu bo narazie to tylko w zasiatkowanym oknie sie dotleniaja)))Podesle ci troche ich zdjec)))
UsuńWłaśnie? Zajączki? Chcemy zajączków! Chcemy zajączków! Chcemy zajączków!
OdpowiedzUsuńHana, podesle Gosi zdjecia niebawem )))
UsuńDziękuję i czekam nóżkami przebierając!
UsuńSuper fajna dziewczyna. Robi kawał dobrej roboty. A jej Tosiek jak mój Mopek, też przerośnięty York:)
OdpowiedzUsuńZuch dziewczyna! Dowód, że nie cała młodzież zeszła (z przeproszeniem) na psy ;-))
OdpowiedzUsuńBardzo budujący wywiad....:)
OdpowiedzUsuńpodziwiam i cieszę się, że są jeszcze takie Anety, Kamile, Gosie, Kasie i inne :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się - są młodzi ludzie, którzy dla zwierząt potrafią zrobić bardzo dużo dobrego.
OdpowiedzUsuń- Młoda dziewczyna prowadzi DT dla 7 kotów i 2-ch psów - jest inspektorem OTOZ. Jeździ na interwencje,
wyłapuje te biedne koty i psy, wozi do wetów, dba o nie jak o swoje własne. Warunki w domu mają
zwierzaczki wyśmienite - byłam widziałam, wzięłam od niej moją Bezę.
Ma małe dziecko, mogłaby inaczej spędzać czas, ale nie - poświęciła się tym skrzywdzonym przez los
i drugiego człowieka.
Musiałam o niej napisać bo mam dla niej wielki szacunek
Pozdrawiam Ania
I wspaniale, że napisałaś! Może się zgodzi na wywiad? :)
UsuńNaprowadzę Ją na tego bloga, bo może nie wie, że takie wspaniałości piszesz.
UsuńNa imię ma Justynka
Pozdrawiam Ania
Trzeba to nagłaśniać, koniecznie. To jeden ze sposobów na zmianę sytuacji. To są młodzi i bardzo młodzi ludzie i to w ich rękach los zwierząt. Gdyby tak udało się wykreować "modę" na pomaganie zwierzętom, taki snobizm. Coś jak "biegam, bo lubię' i "kocham, nie biję".
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy i budujacy wywiad:):):) Na pewno praca wolontariuszy i fundacji jest bardzo potrzebna, ogladam na fb tez prace wolontariuszy z lubelskiego schroniska, i jest tam mnostwo mlodych ludzi. To fajne. ....Ja tez chce zdjecia zajaczkow:):):)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam..... Przeczytała z zapartym tchem. Jeszcze jest szansa dla tego świata, skoro są ludzie z wielkimi sercami. Buziaki!
OdpowiedzUsuńMiło przeczytac te opowiesci z pierwszej ręki. Pozdrawiam cię Aneta i życzę wytrwałości i siły w tym co robisz!
OdpowiedzUsuńPaweł