Pies leży na wysokim lekarskim stole. Jest nieprzytomny. Przed chwilą lekarz podał mu lekką narkozę. Główka mu opadła, powieki zamknęły się i pies zasnął twardym narkotycznym snem. Weterynarzowi chodzi tylko o to, aby pacjent nie poruszył się przy wkłuwaniu do stawów. Komórki macierzyste muszą trafić idealnie w punkt. Tego dnia przyjechały z Warszawy, udało się je pozyskać z tłuszczu tkanki innego zwierzęcia, np. pozostałej po sterylizacji macicy kotki bądź suki.
Trafiają do stawów z misją: odnaleźć problem w stawie, wyłączyć ból, wygoić chore miejsce, zregenerować. Inne, cała strzykawka komórek, przez wenflon w łapce wpływają do krwiobiegu Rufiego z zadaniem: dotrzeć tam, gdzie jest źle, otoczyć opieką, wyleczyć.
Jeszcze wczoraj oczy nam świeciły nadzieją. Cudowna moc komórek i to, że działamy, dodało nam sił. Dwa dni wcześniej, w środę, Rufi wrócił ze wsi, Robert pomógł mu wygrzebać się z samochodu, a pies stanął ze smętnie zwieszoną głową, obolały i apatyczny. Nie zareagował na mój widok. Powtórzę: nie zareagował na mój widok. Nie machnął nawet ogonem. Od rana już nie chciał chodzić. Nie załatwiał się. Nie chciał chodzić, więc nie mógł się załatwić. Cierpiał.
Szukając ratunku, napisałam na FB do sławy w tej dziedzinie - dr. Kemilewa z Warszawy. Proszę zadzwonić, przeczytałam w odpowiedzi.
Komórki macierzyste stały się nadzieją na cud uzdrowienia, jaki spotkał już wiele psów. Oglądałam filmy, na których biedne, połamane, poskręcane, utykające, ledwo chodzące czworonogi kilka dni, tygodni po zabiegu odzyskiwały radość życia i przyjemność ze spacerów. Jeden z nich zaczął lepiej się czuć już po trzech godzinach!
Musi pani być dobrej myśli – przekonywał mnie doktor.– Pani stan mentalny w prostej linii przekłada się na stan mentalny psa i odwrotnie; pani doskonale odbiera jego stany emocjonalne.
Uwierzyłam. Jak cudownie płynie się na fali nadziei!
Należało wytrzymać jeszcze tylko dwa dni. Do piątku. Teraz właśnie ten moment nadszedł, jednak… Dr. Kirsztein (kolejna sława w swojej dziedzinie) dokładnie obejrzał psa, zobaczył, jak chodzi, jak paluszki chorej łapki bezwiednie podwijają się w złą stronę, jak ona sama wisi bezużyteczna i zwisa bądź ciągnie się za zwierzęciem, zawadzając mu, zamiast pomagać. Zadając mu ból.
Ja mogę podać mu te komórki – powiedział pan doktor – jednak pewnie nie pomogą, bo to, co dolega Rufusowi, to zaburzenia przede wszystkim neurologiczne. Owszem, dysplazja jest, ale to nie ona sprawiła, że nagle w ciągu dwóch miesięcy pies stracił niemal całkiem czucie w nodze.
Nadzieja wypadła z serca i z hukiem grzmotnęła o gabinetowe kafle, których tak bardzo boi się Rufi.
- Komórki mu nie zaszkodzą, ale koniecznie trzeba zrobić psu tomograf, a potem rezonans komputerowy. Wtedy będziemy wiedzieć więcej.
- Oczywiście, zgadzamy się, zaryzykujemy, proszę podać Rufiemu te komórki, może zdarzy się cud.
Choroby kręgosłupa, rdzenia kręgowego, miąższu rdzenia, wypadnięcia dysków, guzy na nerwach, guzy… Tu szansa, tam bez szans. Okaże się. Rehabilitacja, leki, operacja stawu, ciężka operacja na kręgosłupie, amputacja. Badania, najpierw badania. Diagnoza. Potrzebna dobra diagnoza.
Rufik leży na stole. Dostał już zastrzyk wybudzający. Patrzy mi w oczy. Znosimy go na kocu na podłogę, niesiemy do samochodu. A jednak nadzieja. Musiała wskoczyć w serce z powrotem. Malutka jak orzeszek, ale jest.
Następnego dnia pies czuje się świetnie. Ma energię, humor, tarmosi swojego misia, śpiewa na mój widok. Uśmiechamy się z mężem do siebie. Pan doktor sam, nieproszony, dzwoni z pytaniem o samopoczucie pacjenta. To niemożliwe, aby działały już komórki. To środki przeciwbólowe. Nie, nie, nadziejo, nie pozwolę ci znowu umierać. Tomograf we wtorek. Jeśli nic nie wykaże, to od razu rezonans.
W niedzielę dobre samopoczucie psa trwa. Noga nie działa, ale Rufi je, na spacerze dziarsko pomyka na trzech. Po schodach go wnosimy i znosimy.
Komórki, mocno w to wierzę, wykonują swoją ewangeliczną misję: idźcie i uzdrawiajcie wszystko, co spotkacie na swojej drodze.
Huśtawka trwa.