Zdecydowałam się na osobny post, aby opowiedzieć Wam o moim sposobie na odczarowanie tej historii. Wybaczcie, że nie odpowiedziałam wszystkim. Każdy ma swój pomysł i nie chcę z tym dyskutować. Przecież znam się tylko na sobie. :)
Pod wpływem Waszych sugestii zmieniłam trochę moją wersję. Dałam wyobraźni dużo więcej przestrzeni. Poszalałam! Rozwinęłam się, rozpisałam. W końcu mogę wszystko! Jestem tu blogiem, tzn.… bogiem. :). To moja trauma, moje wspomnienie i mogę je odczarować, jak chcę.
Nie mam problemu z patrzeniem na różne sytuacje oczami dziecka, choć oczywiście, mimo wielkich chęci, wiele sygnałów i znaków mogę zwyczajnie przeoczyć, tak jak moi rodzice. Nie winię ich za to.
Za swoje uczucia jestem już jednak odpowiedzialna. Również z takimi trudnymi momentami, do których udało mi się dotrzeć, staram się radzić sobie sama.
No to teraz uruchomcie wyobraźnię. Duża i dorosła Kobieta widząc, że mała ma problem, bierze Dziewczynkę, sadza koło siebie i mówi:
- Ach, dałbym ci wszystko, abyś poczuła się lepiej, córeczko, nawet gwiazdkę z nieba!
Zosia zaczęła wtedy chichotać.
- Po co mi gwiazdka z nieba - powiedziała. – Marzę o czymś innym.
- O czym? – zapytał tata.
- Chciałabym zobaczyć coś takiego, czego nikt jeszcze nie widział! Chciałabym zobaczyć królową ryb!
Zmartwił się pan Marek, bo nie miał pojęcia, jak on pokaże swojej córeczce królową ryb. Lecz wkrótce wpadł na wspaniały pomysł. Zabrał ze sobą wędkę, poszedł na brzeg morza i zaczął przywoływać króla mórz, Posejdona. Wołał, wołał i nic się nie działo, aż zrezygnowany wykrzyknął:
- Posejdonie, nie dla siebie cię wołam, a dla mojej córeczki Zosi, którą bardzo kocham. Przyjdź do mnie!
I wtedy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawił się Posejdon. W ręku trzymał harpun, atrybut jego władzy, którego używał często do nabijania nań śmieci wrzuconych do morza, żeby w jego królestwie zawsze panował porządek.
- Czego potrzeba twojej córeczce? – zapytał.
- Czy mógłbyś zawołać tu, Posejdonie, królową ryb i poprosić ją, żeby złapała się na moją wędkę. Ja wtedy zaniosę ją do Zosi, pokażę ją jej i wypuszczę z powrotem do morza.
- Jasne, nie ma sprawy! – ucieszył się Posejdon. – Dawno już nie chodziłem po lądzie. Chętnie się przejdę i zaniosę królową do Zosi. Ty nie masz pojęcia, jak ona ostatnio utyła! Wielka z niej ryba! Sam nie dałbyś rady.
I tak właśnie zrobili. Posejdon niósł królową ryb w ramionach, oboje ociekali wodą, ale maszerowli dziarskim krokiem. Pan Marek wyobrażał sobie, jak ucieszy się Zosia i aż śmiał się sam do siebie! Zaczepił królowej ryb haczyk, żeby wyglądało, jakby ją złapał, ale widzisz przecież, jaka cieniutka jest ta wędka, na poważnie nie dałby jej rady. Królowa się na to zgodziła, bo już dawno planowała mieć w tym miejscu kolczyk. Twoja mamusia też nosi kolczyki, prawda?
Tato Zosi dziarsko maszerował ulicą pierwszy, dumny i blady, a przechodnie się bardzo dziwili. Zobacz, ci dwaj panowie gapią się jak zamurowani, a temu panu aż spadła z głowy czapka i aż upuścił teczkę! Wyobrażasz sobie, jaki był zdziwiony!
W ten sposób wszyscy razem prędko dotarli do domu i pan Marek pokazał zdumionej Zosi swoją zdobycz. Dziewczynka rzuciła mu się na szyję, śmiała się i cieszyła. Od razu poczuła się lepiej. Szybko zawołała mamę. Potem w trójkę długo machali na pożegnanie Posejdonowi, który wrócił wraz z królową ryb do morza.
Widzisz tę scenę, Dziewczynko?
Zdecydowanie odczarowałaś ten koszmarny obrazek! Już nie jest taki okropny :) ZOBACZYŁAM! :***
OdpowiedzUsuńPrawda, że lepiej brzmi, aniżeli pokazane to jest na obrazie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie pokazane na obrazie. :)
UsuńPiękne.
OdpowiedzUsuńta wersja bardzo mi odpowiada. nie ma w niej nic strasznego tylko samo dobro.
OdpowiedzUsuńCieszę się, nawet bardzo.
Usuń:)) Widzimy!
OdpowiedzUsuńPS. Powiedziałaś dumny i blady? Hm, to drugie mi się nie zgadza. ;)
:*
Oj tam, oj tam!
UsuńTak zupelnie szczerze? Nie rozumiem intencji calej tej akcji. Kazdy z nas mial w dziecinstwie cos, czego nie rozumial, co go jakos przerastalo, jakis "rybny obrazek" umownie mowiac. Pozniej sie roslo, madrzalo i rybne obrazki albo byly inaczej rozumiane, albo zapominane.
OdpowiedzUsuńWybacz, Aniu, ale moze ja jestem zbyt pragmatyczna, zeby zawracac sobie glowe takimi drobiazgami jak rybka na obrazku. Dla mnie obrazki byly obrazkami i zawsze oddzielalam je od rzeczywistosci. Na obrazkach dzieci fruwaly (Piotrus Pan), a mnie jakos nie przychodzilo do glowy skakac z okna, zeby sztuke latania wyprobowac.
Mowilam juz, ja sie urodzilam dorosla, dlatego podobne rzeczy sa mi calkiem obce.
Moglabym oczywiscie budyniowo przyklasnac, zachwycic sie szczesliwym rozwiazaniem dreczacego Cie problemu, ale postanowilam napisac, co rzeczywiscie o tym mysle. Nie miej mi za zle.
Ciekawe masz o mnie zdanie skoro tak się tłumaczysz ze szczerości! :)
UsuńWiesz, to nie żadna akcja. To próba podzielenia się z czytelnikami moją refleksją na temat tego, co może stać się dla dziecka traumą i jak można sobie z nią poradzić. Moim zdaniem nie należy takich sytuacji wypierać i lekceważyć. Zasłaniać się dorosłością. Nasze wewnętrzne dziecko wciąż w nas jest i odzywa się w niespodziewanych momentach. Pochylenie się nad nim uzdrawia.
W to wierzę.
Najpiękniej wytłumaczyłaś haczyk. Królowa Ryb z kolczykiem! Widzę jak paraduje wśród poddanych i mówi im o ludzkich istotach, które też noszą kolczyki. (Poniosło mnie i dopowiedziałam ten kawałek.)
OdpowiedzUsuńPrzyznaję że mnie obrazek się nie podobał, nie wiem jak bym zareagowała jako dziecko. Pamiętam że w bajce o Czerwonym Kapturku zawsze mnie zastanawiało jak w brzuchu wilka mogły zmieścić się dwie osoby, przecież było im ciasno i nie było czym oddychać.
Petycja podpisana.
Bajki mogą być powodem koszmarów! :)
UsuńBajka jest bardzo ładna. Ale zastanawiam się, czy nie jest trochę (samo)oszukaniem.
OdpowiedzUsuńCzy jeśli dziecku na widok obrazka ściśnie się serce, czy nie zostanie ono z wrażeniem, że mamie bardzo zależy, aby nie czuło ono już dalej tego, co przecież poczuło i co było prawdziwe. Czy mimo wszystko czegoś nie wpychamy w podświadomość?
Albo dajemy komunikat: to, co poczułaś, było nieadekwatne, pomyliłaś się w odczuciach, córeczko. Czyli co - podważamy emocjonalną kompetencję dziecka? Jak to podziała na przyszłość, czy nie zaburzy zaufania do własnych uczuć?
Opatruję to wszystko znakami zapytania, bo - bo przecież tylko pytam. Trochę siebie, trochę Ciebie.
Myślę dość podobnie.
UsuńGdybym Aniu W Ciebie spotkała jako dziecko i zobaczyła że patrzysz z przerażeniem na obrazek, albo pytasz o niego: co to jest, czemu, czy ją boli?
Spytałabym przede wszystkim co myślisz i co czujesz w związku z tym obrazkiem. To mówiłam, gdy pisałam o "prawdzie' w komentarzu do poprzedniego postu. Nie chodziło mi oczywiście o prawdę w stosunku do tego co przedstawia obrazek, bo jak sama powiedziałaś jest fikcyjny i wywołuje różne skojarzenia, ale chodziło mi o "prawdę wewnętrzną" o tą rzeczywiśtość która pojawiła się w dziecku, które wyraża lęk.
i o tym bym porozmawiała.
Tak jak Ania M, uważam, ze nie ma co "przerabiać" zanim się nie pozna, co dziecko chce wyrazić (niepokój, lek, czuje ból gdy patfzy na cierpiące zwierze) - bo to domaga się i wyrażanie i uznania.
Przecież na świecie jest cierpienie - zaprzeczanie temu co czuje dziecko (Nie, to tak naprawdę szczęsliwa rybka, ona udaje, łezka z oka jej spada bo się spociła a haczyk to ozdoba!) - prowadzi do...szaleństwa, bo dziecko może się zastawiać, czy faktycznie ma prawo coś czuć tak jak czuje.
Inną sprawą jest to, że kiedy już się to obgada, zrozumie, wysłucha uczuc, można zapytać: co można zrobić, aby rybce było lepiej?
Jak byś chciała poprawić ten obrazek, aby bardziej Ci się podobał?
Co by musiało być na obrazku, abyś nie czuła się tak przestrszaona?
itd
Nie czepiam się Twojej bajki, jest radosna i dowcipna, choć motyw taty łowiącego rybkę która przecież żyje w wodzie i bez wody się męczy, ze względu na zachciankę córki też wydaje mi się trochę nie teges, ale to szczegół.
To co jest jakoś dla mnie chyba w tej "akcji" którą tak ładnie przeprowadziłaś najważniejsze, powtarzam dla mnie, każdy może to odebrać inaczej, to to, na co zwróciłaś uwagę. Na to, że dziecko może czuć dużo różnych rzeczy, których nie zauważamy.
UsuńJa sama ostatnio dowiedziałam się od mojego siostrzeńca, że boi się rzeczy, na którą do tej pory w ogóle nie zwracałam uwagi!
Dowiedziałam się tego przy okazji, on coś tam tylko wspomniał, ale mnie to właśnie napomknienie bardzo zaciekawiło. odbylismy fajną rozmowę.
Jak często zdarza mi się czegoś takiego nie zauważać?
Albo jak często sama siebie nie umiem pokrzepić, tak jak Ty to dla siebie zrobiłaś?
Aniu, Mar, zgadzam się z Wami. Poruszyłyście bardzo ważne aspekty. Tu jednak omawiamy konkretny przypadek: obrazek którego nie rozumiałam. Ja. Konkretna osoba. Nie wiedziałam co myśleć. Wytłumaczenie które wymyśliła dorosła ja zupełnie zadawala dziewczynkę. Na obrazku jest fikcja, bajka i ja mogę nadać jej znaczenie. Czyż ta scena nie przedstawia dokładnie tego co wymyśliłam? Tego nie da się sprawdzić. To można poczuć sercem i ja to czuję.
UsuńZrobiłam to, co radziła Mar, poznałam swoje uczucia i wiem, że tu najbardziej brakowało mi wytłumaczenia.
Czasem trzeba zrobić coś takiego dla siebie samej. Zaopiekować się sobą z przeszłości. Wtedy przecież nie rozważamy, czy podważamy emocjonalną kompetencję dziecka, nie martwimy się jak to podziała na przyszłość, czy nie zaburzy zaufania do własnych uczuć, bo jesteśmy już dorosłą ukształtowaną osobą, którą męczą takie zmory przeszłości, jak ten obrazek. Takie zmory wyskakują jak królik z pudełka i reagujemy nieadekwatnie w różnych sytuacjach życiowych. U mnie to są np. sprawy związane ze zwierzętami.
Przy okazji podkreślę, że to demonizujmy tego przypadku. To jest taki przypadek light, o innych nie będę tu przecież pisać.
Inna rzecz, że myślę, że postąpiłabym tak samo do dziecka nie będącego mną. Opowiedziałabym mu taką bajkę. :)
Aniu to ty sama musiałas odczarować ten obrazek ,bo to była twoja trauma .W kontaktach z dziećmi zawsze pamiętam że każde jest inne , dla każdego trzeba znalezć inną odpowiedz i z uwagą obserwować reakcje dziecka.
OdpowiedzUsuńW poprzednich wypowiedziach była mowa o baśniach. Bruno Bettelheim napisał książkę "Cudowne i pożyteczne o znaczeniu i wartościach baśni"
Cytuję"Baśnie dają do zrozumienia, Ze pomyślne, pełne satysfakcji życie dostępne jest każdemu, mimo życiowych przeciwności-lecz jedynie wtedy,gdy nie ucieka się przed pełnymi niebezpieczeństw życiowymi zmaganiami,bo to one pozwalają odkryć nasze prawdziwe "ja"...
...."Baśń konfrontuje dziecko w uczciwy sposób z podstawowymi kłopotami egzystencjalnymi człowieka".
Gdybyś chciała przeczytac całą książkę to mam i mogę pożyczyć.
Niedawno znowu pustółka krążyła nad naszą kamienica :)
Wiesz tak się jeszcze zastanawiam ,że gdyby mnie teraz jakieś dziecko pytalo o ten obrazek to spróbowałabym zwrócić jego uwagę na to jak napisałam samcze samozadowolenie z cudzej krzywdy. Ale rozumiem ciebie kazdy jest inny i ma prawo do swoich własnych reakcji. Nie jestem taka wrażliwa jak ty, walka o życie jeszcze zmniejszyła moją wrażliwość,ale rozumiem że z twoją wrażliwością nie jest łatwo żyć.
UsuńNa pocieszenie dodam że też walcze z demonami przeszłości tylko to są inne demony :)
Znam terapeutyczne działanie baśni i cenię je. Bajka to w ogóle bliska mi forma. Może i poproszę Cię o tę książkę :)
UsuńPowiedz mi Mario, czy dziecko zrozumie "samcze samozadowolenie z cudzej krzywdy", bo jakoś to dla mnie abstrakcyjnie brzmi.
Każdy z czymś walczy, albo wypiera.
:)
To jest skrót myślowy ,chodziło mi o sens nie o słowa ,mówiłabym językiem zrozumiałym dla dziecka ,łatwiej mi się mówi niż pisze.Już i tak przechodzę samą siebie ;)
UsuńCudne to zakończenie :-))
UsuńRozumiem.
A kiedy odczarowałaś ten obrazek? Ile miałaś wtedy lat? Bo odnoszę wrażenie, że napisałaś w pewnym sensie swe pobożne życzenie względem sposobu odczarowania tego obrazka.
OdpowiedzUsuńTraktowałam zawsze swe dziecko niesamowicie serio- zawsze odpowiadałam na wszystkie pytania w sposób możliwie jak najbardziej rzeczowy , prawdziwy, ale jednocześnie brałam pod uwagę wiek i zasób jej wiedzy o otaczającym świecie. Pewnie byłam nudną mamą:)))
Miłego, ;)
Parę lat temu. Ile bym nie miała, byłam dorosła.
UsuńChodzi o wewnętrzne dziecko, o kontakt ze sobą samą, o danie sobie tego, czego się nie dostało. Ech, to nie prosto wytłumaczyć. :)
Nie sądzę, żebyś była nudna! Nie Ty! :)
To jest skomplikowane ,porozumiewamy się tym samym językiem,dobieramy słowa które nie dla wszystkich znaczą to samo.
UsuńCzyż nie jest tak, że nawet taki zwrot jak "wewnętrzne dziecko" jest dla wielu drażniący i niezrozumiały? Takie "zawracanie dupy". I to też rozumiem.
Usuń:)
Oj spodobała mi się Twoja bajka.
OdpowiedzUsuńJeszcze teraz lubię czytać bajki i legendy. Wcale się tego nie wstydzę. Może dziecinnieję?
Pozdrawiam:)
Oj, ja też lubię!
UsuńNie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że traumy z dzieciństwa,
OdpowiedzUsuńnawet te 'błahe' i te, o których pozornie nie pamiętamy,
mają ogromny wpływ na nasze dalsze życie.
W niektórych przypadkach, trzeba mieć nie lada odwagę,
żeby cofnąć się do dziecięcych lat i przywołać to,
co było dla nas nieprzyjemne, przeanalizować, postarać się zrozumieć...
Czasami wystarczy popatrzeć na coś z innej perspektywy,
czasem pomaga, gdy komuś wybaczymy,
ale najważniejsze jest to, że jesteśmy pewnych rzeczy świadomi,
że potrafimy usiąść obok tej małej dziewczynki,
przytulić ją i pokochać taką jaka jest.
Ja nadal widzę na tym obrazku cierpiącą rybę,
mimo pięknej opowieści i choć nie jest łatwo z tym żyć,
to chyba nigdy się nie zmienię;)
Magdo, jak pięknie mnie rozumiesz, dziękuję!
UsuńI ja to także chciałam ci powiedzieć tylko nie potrafiłam.
UsuńPewnie, że widzimy! Ja to nawet widzę jak KS byłby w Ciebie wpatrzony gdyby tego słuchał :D. Uwielbia wszelkie opowieści.
OdpowiedzUsuńA ciocia Ala nauczyła go mówić "gapa", która w jego ustach brzmi "tapa" :D a jaki przy tym szczęśliwy! I Aja też mówi :). Nno! ;))
Aju, opowiedz mu tę bajkę :)
UsuńBuziaki :)
Wiesz,lepiej tego nie mogłaś wymyślić:)Ja wiem, że teraz budyń wciskam, ale kiedy widzi taki obrazek małe dziecko to rzeczywiście grozi mu to traumą. Zresztą nie tylko małe dziecko jest na to narażone, bo mną dorosłą przecież babą też wstrząsnęło. Nie wierzę, żeby dorosły człowiek przeszedł obojętnie obok i nie odczuł chociaż przykrości na widok takiej scenki. Chyba ktoś naprawdę mało wrażliwy. Podoba mi się Twoja wersja. Nie każdy potrafiłby tak ładnie wytłumaczyć takie okrucieństwo.
OdpowiedzUsuńNie ma już okrucieństwa na tym obrazku, jest dobry uczynek, miłość, dobro :)
UsuńTraumę to Ja miałam z poważniejszego powodu. Jak miałam 4 lata zaciągnał mnie zboczeniec na strych i chciał zabić - ściągnął mi rajstopy i pchał do gardła ale moje jęki usłyszała sąsiadka . Przez wiele lat bałam się ludzi - szczególnie mężczyzn - więc obrazek to dla mnie mały pikuś. A tu baby się jarają. Przepraszam - może cię uraziłam ... zresztą każdy ma swoją traume
OdpowiedzUsuń"Baby się jarają" - być może.
UsuńAle mam wrażenie, że to Twój wpis na na celu szokować i zdewaluować powyższe.
Nikt tu nie mówi o proporcjach. Każdy ma w życiu poważniejsze traumy niż obrazek - chyba umknął Ci cel całego przedsięwzięcia.
Raczej zastanawiam się na ile ma sens mówienie o scenie gwałtu w kontekście omawiania obrazka. Nie widzisz pewnej nieadekwatności?
Czy chodziło o stramatyzowanie innych "swoim obrazekiem" z dzieciństwa. oczywiście bardzo przykrym i ohydnym, czego szczerze współczuję.
Czyli, co tam twoja trauma, ja to dopiero mam!
UsuńJasne, że tego nie da się porównać. W żadnym razie. Przeżyłaś koszmar i to jako taka mała, bezbronna dziewczynka... Nie będziemy się jednak licytować. Nie o to chodzi aby się jarać, ale o to, aby zobaczyć, że taka pozornie mała rzecz też może być dla dziecka obciążająca, przykra i traumatyczna. I aby zobaczyć jak sobie można pomóc.
Czy ty jakoś sobie pomogłaś?
Przepraszam Cię , ale jak czytałam o tym obrazku miałam ochotę zrobić taki znany gest z palcem w gardle - dla mnie to za słodkie - roztkliwianie się nad obrazkiem a babeczki rozkminiają historyjkę na czynniki pierwsze . Czy Ja sobie pomogłam ?? - po prostu wymazałam to gumką myszką ze swojej pamięci
UsuńSory, to Twoja sprawa, ale nie wierzę w to wymazanie. Zobacz jak to z Ciebie wylazło. Masz wciąż wielkie poczucie krzywdy. Nie dziwię się. Po czymś takim, brrrrrr
UsuńTego jednak nie da się załatwić taką bajką jak moja.
Właśnie to jest ta różnica.
UsuńZ bajką możemy coś zrobić, mamy na nią wpływ. Możemy używać wyobraźni.
Doświadczenie które opisała w taki szorstki i brutalny sposób Retro jest nie do wyobrażenia. To się nie powinno zdarzyć.
Myślę, że jest tu więcej takich osób, którym wydarzyło się coś, co jest niewyobrażalne. Co było złe. Brutalne. a co wydarzyło się dziecku.
Mi się podoba ta próba odczarowania obrazka.
Choć wiem, że są takie wydarzenia, których odczarować się nie da.
Ale wymazywanie ich myszką też nic nie daje - bo jak widać - tkwią na samym wierzchu.
pozdrawiam
Cieszę się, że poruszyłam ten temat. Ile cennych komentarzy!
UsuńPewnych wspomnień nie da się wymazać...
Usuńwiem o tym... wracają w najmniej oczekiwanym momencie...
ale nie o to przecież chodziło...
Małe dzieci patrzą na świat całkiem inaczej niż my - dorośli...
Twoja historia bardzo mi się spodobała... szkoda, że gdy byłam mała nikomu się nie chciało "użyć wyobraźni" Pewnie dlatego zamiast patrzeć w obrazki zaczytywałam się w książkach
Bardzo podoba mi się opowieść i teraz już mogę patrzeć z przyjemnością na obrazek. I wyobraziłam sobie że cudownie by było taką historię opowiedzieć dziecku, sama, gdybym była dziewczynką chętnie bym ją usłyszała. Nie uważam że jest to przekłamanie, czy oszukanie - bolesnej rzeczywistości pewno nie da się tak zinterpretować, a z obrazek można śmiało.
OdpowiedzUsuńElla-5
Właśnie, Ella. Trafiłaś w sedno tego co myślę. :)
UsuńMasz rację Aniu, traumy wyskakują jak diabeł z pudełka i nieważne, czy jesteś dorosla, czy jeszcze nie, czy jesteś w domu, czy na wakacjach.
OdpowiedzUsuńMyslę, ze Twoja opowieść jest wyjściem z tej sytuacji, odwróceniem okrucieństwa, które przecież nie przestało istnieć, ale na tę chwilę tak. Na tym obrazku go - tego okrucieństwa nie ma. I to jest chyba najważniejsze - odczarowanie obrazka. Bo przecież ta mała dziewczynka doskonale wie, że na świecie istnieje zło, tylko w tym konkretnym miejscu go nie ma?
To są oczywiście moje odczucia, może trochę skrótowe, ale temat traum jest mi ostatnio dość bliski.
A tak poza głównym wątkiem - doniesiono mi, że Twoja przesyłka dotarła :) Za co dziękuję :)
Byłaś przedostatnia. Jeszcze jedna osoba nie potwierdziła :)
UsuńOczywiście, że ona to wie i przed tym nie ucieknie. Tego jeszcze pewnie nie wie, ale ja już tak.
:)
Jakoś w tygodniu dotarła, póki co, nie jestem do końca na bieżąco z wszystkim ;)
UsuńTak właśnie, mniej więcej zrozumiałam Twoje posty.
Anko, wywołałaś moją traumę z dzieciństwa dotyczącą cyrku. Myślałam nad tym czy udało mi się odczarować tamte czarne myśli.
OdpowiedzUsuńDługo myślałam nad komentarzem co by daleki był od budyniu i znalazłam coś co będzie po stokroć lepsze od moich słów.
Kolorowanka edukacyjna wydana przez vivę. Do znalezienia tu. Myślę, że to dobry sposób na odczarowanie jeżeli ktoś ma traumę cyrkową taką jak ja :)
Dobry sposób aby dzieciaczkom wytłumaczyć co jest dobre a co należy potępiać:
http://www.blog.viva.org.pl/wp-content/uploads/2010/10/kolorowanka1.pdf
ŚWIETNE. Wykorzystam to. Dziękuję i dobranoc :)
Usuń...pięknie odczarowałaś, widać masz w sobie jeszcze coś z dziecka. Niestety ja widziałem tylko faceta który złapał gruba rybę bo miał na nią haka - smutne, ale jak prawdziwe w naszym kraju. Chyba gdzieś zgubiłem swoje dzieciństwo. Podlinkuję sobie twój post i będę czytał kiedy będzie źle, taka dawka protein - pozytywnej energii. Pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńNie zgubiłeś, nie wierzę. Popatrz oczami dziecka które jest w tobie, taki mały XXXelek :)
Usuń...no a ile lat było potrzeba żeby odpowiedz stała się tak piękna
OdpowiedzUsuńIgo, wobec odczarowania, to staje się nieważne. Ważne, że żyje się lepiej, łatwiej i świadomiej.
UsuńNo i to właśnie był mój dylemat; opowiedzieć dziecku bajeczkę, czy powiedzieć prawdę, ale ją jakoś wytłumaczyć, powiedzieć, że wcale nie musi tak być i jak mogłoby być... Po tych wszystkich komentarzach zobaczyłam jeszcze kilka innych stanowisk w tej sprawie i myślę, że postawiłabym raczej na tłumaczenie. Najważniejsze jednak, co podkreślasz sama, jest to, żeby nie zostawiać dziecka samemu sobie z jego problemem.
OdpowiedzUsuńNinka.
Mówimy o naszym wewnętrznym dziecku. To jest różnica, naprawdę!
UsuńWiem, że to różnica, ale nie mogę się uwolnić od pewnej dwoistości, która (być może paradoksalnie) pomaga mi jednak ogarnąć tę sytuację; zastanawiam się nie tylko jak ukoić moje wewnętrzne dziecko, czyli co bym jako dziecko chciała usłyszeć, ale również nad tym, co powiedziałabym mojej córce, gdyby zadała mi takie pytania. Wychodzi mi to samo. Zawsze, kiedy miałam jakiś, powiedzmy, problem z dziećmi, odwoływałam się do wspomnień; myślałam, jak się wtedy czułam i dlaczego, i starałam się postępować tak, żeby moje dzieci nie poczuły tego, co ja wówczas czułam, oczywiście, jeśli było mi z tym źle. Czyli, w tym konkretnym przypadku, różnica nie jest zbyt wielka.
UsuńNinka.
Hmm, Twój sposób podchodzenia do swoich dzieci bardzo mi imponuje, jest empatyczny i słuszny.
UsuńBędę się jednak upierać, że nasze wewnętrzne dziecko potrzebuje czegoś innego. Powiem to bardzo schematycznie i umownie. Jeśli nie dostało zainteresowania, to musi je dostać teraz od nas samych, jeśli nie dostało miłości, to musimy je nią obdarzyć. Tu nie wchodzą w kwestę elementy wychowania, jak to wpłynie na to dziecko, bo przecież my już jesteśmy dorośli. Chodzi o wypełnienie braku, o danie sobie samej tego, czego się nie dostało. Najczulsza matka może nie wiedzieć o takich dylematach jak u mnie z tym obrazkiem. Ja dotarłam do tych uczuć, ja już teraz wiem, że to tylko jakiś tam obrazek, ale pamiętam swoje uczucia i mogę dać tej małej Gosi takie wytłumaczenie, żeby już ich nie czuła. Mogę jej powiedzieć tak: nie dziwię się, że to czułaś, nawet ja teraz odbieram ten obrazek jako smutny i przerażający, ale zobacz, można na to spojrzeć tak... I tu jest czas na moja bajkę. Bajka ma cudowne przesłanie o córeczce co jest ważna dla tatusia. To są moje czary, one maja działać na mnie. Każdy musi to zrobić po swojemu, ale cel jest jeden. Dać sobie to, czego się nie dostało, a potrzebowało się w swoim czasie.
To przecież jest tylko taki przykład. Nie demonizujmy tego obrazka, choć dokładnie pamiętam swój smutek w związku z nim. Jednak w wielu poważniejszych przypadkach nasze wewnętrzne dziecko potrzebuje jedynie wsparcia, otuchy, miłości.
Czy ja piszę w sposób zrozumiały, umiem przekazać myśli, czy zaplątałam wszystko?: ))
Bardzo zdolna odczarodziejka z Ciebie... Tylko dlaczego ta ryba nadal płacze?...
OdpowiedzUsuńPłacze? Nie widzę. To woda z niej spływa kroplami.
Usuń:)
Nie... Ten czar na mnie nie zadziałał... Ma takie smutne wąsy :(...
UsuńAle ok... Może jakbym się uparła...? :). Tylko wiesz... Czasem nie trzeba odczarowywać. Napiszę o tym u siebie kiedyś... Tak, czy inaczej jestem pełna podziwu dla Ciebie :)!. Ja się tego zadania wystraszyłam i na widok ryby miałam ochotę wyłączyć Twojego bloga, przeglądarkę, komputer i zwiać jak najdalej...
Może to dlatego, że za dużo w życiu już "czarowałam"..., a po prostu przyjąć rzeczywistość taką jaka jest nadal nie potrafię. I trwam pomiędzy. Dziękuję Ci.
Widzisz, Abi, przyjmowanie rzeczywistości a to doświadczenie, które zrobiłam, to dwie różne sprawy. Ty dorosła faktycznie powinnaś przyjąć rzeczywistość, ale Twoje wewnętrzne dziecko wcale nie tego potrzebuje.
UsuńNie jestem przekonana..., ale pewnie masz rację. Może jeszcze nie dojrzałam tak jak nie dojrzałam do Le Quatro Volte... :)
UsuńŁadnie odczarowane, najlepszy ten motyw z kolczykiem :)
OdpowiedzUsuńI w ogóle bardzo przyjemnie czytało mi się tę bajkę!
Miło mi.
UsuńMnie zabraklo .. jeszcze... moralu/nauki/wniosku/puenty. Nie jest to chyba tak, ze jak chorujesz to mozesz sobie zyczyc co chcesz... panie Marku. A gdyby Zosia zapragnela byc krolewna? Jako dorosla kobieta z dziewczynka w srodku by zapragnela 'krokodyla' od lubego? A jako starsza kobieta z dziewczynka w srodku - abdykacji krolowej?
OdpowiedzUsuńEcho, przecież to bajka, a w bajce wszystko jest możliwe. Kopciuszki zostają królewnami, a dobro zwycięża. Morał? Raczej przekaz: jesteś, córeczko, ważna, cenna, kocham Cię, zrobię dla Ciebie wszystko, zależy mi na Tobie. Czy dziecko które czuje taki przekaz wyrasta na samoluba, czy może na pewną swojej wartości osobę, która ma to w sobie, nie potrzebuje szukać potwierdzenia u męża, innych ludzi.
UsuńTo, że ona nie może wszystkiego doskonale pokaże jej realne życie.
No i jeszcze słowo: każda z nas ma w sobie tę małą dziewczynkę, nie które dziewczynki dostały od rodziców/opiekunów/środowiska taki przekaz jak wyżej, a niektóre wciąż płaczą z niepewności i rządzą nami w dorosłym życiu.
No dobrze, ta mala dziewczynka, ktora powinnam miec w sobie, podpowiada mi, ze masz racje. We wszystkim: w bajce i w bajce (zyciu) :D.
UsuńSpotkalam taka nawiedzona pania, ktora organizowala kursy dla doroslych pt: 'Odnalez w sobie dziecko', posilkujac sie jakimis danymi na ten temat amerykanskiego guru w tej dziedzinie. Harror ale w jednym miala racje: chcac byc bogatym nalezy sie obracac wsrod bogatych, propagowala wiec swoje kursy w duzych firmach (sama zmarla na nowotwora w osamotnieniu, po wyprzedaniu wszystkiego co mialo jakas wartosc). Samo zycie z dziewczynka w srodku: chciala byc bogata do konca.
Czyli, że co, hę? :) Że ja nawiedzona jestem, czy że szukanie w sobie wewnętrznego dziecka jest drogą do bycia zjedzoną przez koty (bo umrę w samotności)? ;)
UsuńA tę dziewczynkę w sobie masz, czy chcesz, czy nie i to wcale nie dlatego, ze powinnaś, tylko dlatego, że byłaś kiedyś dzieckiem. Może też czułaś się zagubiona na widok jakiegoś obrazka i może teraz dlatego reagujesz wg. pewnego skryptu, sama o tym nie wiedząc. Ja poszukałam w sobie i wiele wiem. Ten obrazek to taki mały pikuś oczywiście, nie będę tu wywnętrzać się z poważnych rzeczy, choć już kiedyś napisałam coś ważnego...
Ech, jadę na wieś, papapa :)
Aniu, nie do Ciebie to slowo 'nawiedzona'. Wybacz wiec niescislosc wyrazenia. To chodzilo o znana mi sprzed 10 lat pania, ktora mnie namowila wtedy na swoj kurs i spowodowala sceptycznosc odnosnie tego powszukiwania w sobie dziecka :).
UsuńAniu, Ciebie nie znam az na tyle, zyjesz i ciesz sie zdrowiem jak dlugo tylko chcesz. :D
Cd. Oczywiscie, kazdy byl kiedys dzieckiem, wazne jest to jakie sie mialo dziecinstwo, wazne jakie wartosci zostaly zasiane itd. Doroslosc polega na zdystansowaniu sie do siebie z dziecinstwa. Czlowiek nabiera coraz to wiecej doswiadczen a nawet zaczyna wychowywac nastepne pokolenie wiec musi patrzec troche szerzej bo inaczej... bedzie sie zachowywal jak 'wielkie dziecko', ktoremu od nowa i od nowa nalezy tlumaczyc sprawy podstawowe. Bardziej jestem sklonna uznac, ze w miare starzenia sie, zaczyna sie tracic to co nabylo sie w zyciu najpozniej czyli na koniec zycia pozostaja najtrwalej przezycia z dziecinstwa. Jak dozyje 80-90 lat (kiedys, a moze nie) to znow zobacze te dziewczynke. Ale w pelni wieku nie mam dla niej specjalnego sentymentu ani czasu. Chetniej pomagam w szukaniu tej dziewczynki u starszych a bliskich mi osob...
UsuńEch, ile tu wątków i jak tu dyskutować :)
UsuńPierwsza część - zgadzam się.
Jednak na drugą patrzę inaczej. Dopóki nie "utulimy" tego wewnętrznego dziecka trudno stać się w pełni dorosłym, a przede wszystkim żyć szczęśliwie, bo ono wciąż w nas boi się, płacze, nie rozumie. Danie mu tego, czego nie dostało w swoim czasie powoduje, że się uspokaja, a my z nim... Nie po to się go szuka, żeby stać się znów dzieckiem, tylko aby dziecko pożegnać i stać się dorosłym, któremu nie brzęczy w uszach przekaz: nie jesteś zbyt dobry, jesteś do niczego, nie starasz się, i tak do niczego się nie nadajesz, nie uda Ci się, nie masz szans…
To w wielgachnym skrócie i baaardzo ogólnie.
Przekaz:..."przekaz: nie jesteś zbyt dobry, jesteś do niczego, nie starasz się, i tak do niczego się nie nadajesz, nie uda Ci się, nie masz szans…". Mozna tez zrozumiec, ze inni sa od ciebie lepsi, mlodsi, z lepszym startem, z lepsza motywacja, lepiej radza sobie ze stresem, trafili na lepsze otoczenie lub umieli go sobie zmodyfikowac, sa jacys bardziej 'dzisiejsi' i patrza na siebie rowniez realnie. A tak, to ja sobie nie przypominam aby mi cos takiego dzwieczalo w glowie bez konkretnych podstaw. Jesli jednak slysze cos takiego to analizuje dlaczego to ktos 'brzeczy'- z zawisci, dla motywacji przez antymotywacje, juz nie jestem na fali, czas zmienic otoczenie, czas zmienic stosunek do wlasnych mozliwosci :D. No tutaj musze przyznac ci racje: odszukiwanie w sobie dziecka moze byc jedna z metad ale kazda metoda musi byc dopasowana do osobowosci, wtedy dziala. A ludzie sa rozni (na szczescie) wiec nie wszystkich leczy to samo lekarstwo bo i 'choroby' duszy sa rozne jak to widac na zalaczanym obrazku (nasza rozmowa). Dlaczego nie mozna sie akceptowac takim jakim sie jest, niedoskonalym dla innych ale dla siebie - nie ma sie zbytniego wyboru: jest sie soba.
UsuńPs. Znam osobe troche 'przy kosci'. Ona nie je slodyczy, ana je pochlania twierdzac, ze w dziecinstwie ich nie otrzymywala :O, nie je warzyw ani owocow, bo w dziecinstwie ja tylko tym karmili, kupuje (jest kopnieta na punkcie butow) bo w dziecinstwie miala jedne ciasne albo po bracie starszym, lubi piwo bo w dziecinstwie jej go odmawiano (:O), gra w gry komputerowe nalogowo bo tego w jej dziecinstwie jeszcze nie bylo.... eh! I dziwi sie, ze nie wszyscy chca sluchac jej tlumaczen... tlumaczen 'malej dziewczynki'...
Twoja koleżanka jest idealnym wręcz przykładem na to, że wewnętrzne dziecko w niej płacze, tylko, że ono nie potrzebuje słodyczy, butów i piwa, a wsparcia, miłości, wiary, życzliwości. Tego nie dostała jak dziecko.
UsuńDziecko potrzebuje najpierw tego, a te inne, racjonalne argumenty, które wymieniłaś są właściwe "dorosłemu" sposobowi myślenia. Ani na chwilę nie wyszłaś ze swojej dorosłej skóry, nie stałaś się znowu małą dziewczynką, która chciała być pochwalona, ukochana nie zależnie od tego, że byli od niej lepsi, młodsi, z lepszym startem, z lepszą motywacją, itp. To nie są żadne argumenty dla dziecka.
Twój przykład idealnie to pokazuje, bo ta dziewczyna jest książkowym przykładem na nieporadzenie sobie z traumami dzieciństwa i próbę zasypania dziury uczuciowej zapychaczami. Nigdy jej to nie ukoi, choćby zjadła wszystkie słodycze i kupiła wszystkie buty świata.
Rozmawiamy o czymś zupełnie innym. Będę jeszcze o tym pisać. Zapraszam.
Za zaproszenie dziekuje. Moge poczytac. Ale widze, ze ja nie mialam znow tak traumatycznego dziecinstwa ale normalne: dziwie sie, ze nie widze wiec tej dziewczynki w sobie :D. Zaczynam podejrzewac, ze to byla 'chlopczyca' jakas :D
Usuń:) To zapytam zaczepnie, ale to już sama sobie odpowiedz: skąd w takim razie wiesz jakie miałaś dzieciństwo, skoro nie widzisz w sobie tej dziewczynki? Ona tylko to może wiedzieć. :)
UsuńMiłego dnia:)
Wiem z opowiadan... innych :D, albumow zdjec, filmikow, zapiskow, wspomnien (rowniez wlasnych, pisemnych), listow otrzymywanych i pisanych (zostawialam sobie brudnopisy lub kopie aby pamietac co pisze i komu). :D
UsuńNo, kazdy ma jakies dziecinstwo, jak ono nie 'uwiera' zbytnio to znaczy, ze bylo normalne - to wniosek logiczny a nie wlasna obserwacja oczami 'mojej dziewczynki'. Zreszta pojecie 'wewnetrznego dziecka' powstalo dopiero w latach 70-tych, wiec jest stosunkowo mlode i tylko dla niektorych kierunkow tarapeutycznych :D wazne :D.
Pamietnika nie pisze (pisalam w dziecinstwie) bo nie wiedzialam nic o terapii a lubilam pisac, dilogu ze soba nie prowadze, wymyslam je jak mam fantazje taka albo potrzeba mnie zmusi ale one sie zmieniaja z potrzeba chwili.
Hmm... jest lepiej ale i tak żal mi rybki... bo jakby nie patrzeć ona ma bardzo smutną minę... ale zdecydowanie obrazek jest mniej straszny :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że choć trochę przekonały Cię moje czary:)
Usuń