To, myślę, przypadek, ale ostatnimi czasy posty układają mi się w pewne cykle. Był cykl spacerowy, cykl spełnionych życzeń, cykl koci (oczywiście), a teraz trwa cykl artystyczny. Czeka na przekazanie Wam wiele tematów, ciekawych, wzruszających, pięknych, ale ja jestem sercem wciąż na warsztatach Vedic Art i wciąż wracam do emocji, jakich tam zaznałam. To one dekorują te małe dzieła, bez nich to byłoby tylko bazgranie po płótnie, bez sensu. Dziś odtworzę te łatwiejsze malarskie namiętności, a na później zostawię te dla mnie trudniejsze.
Czy znacie rytm Waszych dusz? To taki stan, w którym czujecie, że jesteście naprawdę w zgodzie ze sobą, gdy myśli płyną przejrzyście, działania idą rączo, serce jest pobudzone, ale spokojne, bo czuje: TAK, TO JEST MOJA MELODIA, MÓJ RYTM.
To stan, w którym do niczego się nie zmuszacie, stan wypływający z wnętrza siebie, z poznania i akceptacji siebie. Tak ja to rozumiem. A jak to czuję? Zanim się to okaże, popatrzcie, co gra w duszy Robertowi.
Nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła 100 zdjęć, w lepszym i gorszym świetle, we wnętrzu i w ogrodzie... Może kiedyś nauczę się sztuki umiaru. :)
Podoba mi się rytm MójCiOnego.
A mój? Bez opowieści się nie liczy. Oto więc opowieść. :)
Początek to zawsze tabula rasa i pytanie co dalej. Jakie kolory, forma, treść. Rytm duszy... Hmmm... Wzięłam do ręki okrągłą gąbkę, zamoczyłam ją w pierwszej lepszej farbie i przystawiłam jak pieczątkę do płótna. Okrągła plama okazała się iskrą, za którą poszedł ogień i pożar. Pożar pieczątek! Ciach, ciach, ciach, kolejne kolory lądowały na blejtramie! Jakie fajne uczucie! I ciach, i ciach, i teraz małe pieczątki, a teraz duże, a teraz zakręćmy nimi, każdej w środku zróbmy piruet! Im ta spontaniczna, intuicyjna praca posuwała się dalej, tym bardziej śmiała mi się dusza i... twarz. :) To było jak taniec, jak pluskanie się w wodzie, jak perlisty śmiech dziecka.
No i proszszsz, oto efekt.
Lubię ten obraz, dla mnie on śpiewa.
I skoro tak dobrze nam idzie (he, he), to zwiedzajmy galerię, proszę państwa, dalej.
Czym jest nasza indywidualność? Czy taką metką, właściwą tylko nam etykietą, niepowtarzalnym zbiorem cech, skarbem, darem, bogactwem?
MójCiOn widzi siebie dwojako.
Swój obrazek dłubałam skrupulatnie, a to dodałam trochę kaszy jaglanej, makaronu - gwiazdki, ciut kawy, a to przykleiłam chrupki gryczane kupione kiedyś w ferworze postanowień o zdrowym żywieniu, a potem zapomniane...
I co mi wyszło z mojej indywidualności? Piekarnik, kurczę pieczone, piekarnik! Wyjęta wprost z niego blaszka z ciasteczkami! A myślałam, że więcej jestem warta niż tylko dobra piekarka. :) Jednak Vedic Art prawdę ci powie, więc sami widzicie. Piekarnik!
Na koniec słówko. Proces uczestniczenia w takich warsztatach, w takim intuicyjnym malowaniu jest indywidualny, dla każdego znaczy coś innego. Tematy są najróżniejsze, nie ma dwóch osób, które czułyby tak samo, nie chciałabym, aby ktoś się zasugerował tym, co ja pokazuję ze swoich doświadczeń. Każdy odczuje, wybierze sobie, stworzy coś innego. I to jest najpiękniejsza wartość tego malowania duszą.
Piekarnik! Phi! :)