Pewnie jesteście ciekawi, co u Bożeny z Pragi i jej dzikiego mechanika samochodowego na czterech łapkach. Mam same dobre wieści! Bożena napisała do mnie już dwukrotnie. Czytajcie i rozkoszujcie się:
16 listopada. Sobota:
Zgodnie z obietnicą posyłam zdjęcia. Oswajanie przebiega powoli, ale już patrzę na to bardziej optymistycznie. Kocik każde głaskanie musi poprzedzić syknięciem, ale już nie jest tak nerwowy i wystraszony. Parapet (tam śpi) okleiliśmy mu wykładziną podłogową, aby mu było wygodniej i cieplej w kuperek. Dzisiaj w naszej obecności nawet kilka razy ziewnął i zaczął myć łapkę. Jeszcze wczoraj był zdecydowanie bardziej spięty i wrogo nastawiony.
18 listopada. Poniedziałek.
Kociątko robi olbrzymie postępy. Dzisiaj po raz pierwszy przybliżenie się do niego nie spowodowało syczenia. Kiedy go wzięłam na kolana, oprócz tego, że siedział tam i mruczał, wstał, położył się po swojemu (dotychczas jak ja go położyłam, tak leżał), umył łapki, ziewnął i próbował zasnąć. Od czasu do czasu spojrzał na mnie i w pewnym momencie pokazał mi brzuszek, który mogłam w takt mruczenia pomiziać. Wydaje mi się, ze był całkowicie rozluźniony i bardzo zadowolony. Tak że jak tak pójdzie dalej, w piątek wizyta u weterynarza. Posyłam Ci zdjęcie (to niebieskie to moja bluza).
Ta nasza Bożena to dopiero jest szczęściara! Przecież trafił się jakiś maine coon, porównajcie z moim Kajtkiem niżej. Wypisz wymaluj! :)
""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""
Kolejne kapitalne wieści i genialne, rozczulające obrazki. Od Hany:
Nie potrafię wybrać, zatem ślę wszystkie. Frodo i Grażynka nie zmieścili się na kolanach. Historia Bożeny z Pragi jest bulwersująca. Spłakałam się jak bóbr, patrząc na tę kupeczkę strachu i nieszczęścia. Zresztą wszystkie Twoje historie takie są. Vitunia paszczaczek wymiata, niewiele odstaje już gabarytami od mlecznego rodzeństwa. Oglądam w kółko i oglądam.
Załączone zdjęcia powinnam wysłać Bożenie z Pragi na dowód, że wszystko się ułoży. Jeszcze kilka dni temu Wałek małego chciał zjeść. Z Frodkiem jest podobnie, tylko zdjęć nie można zrobić, bo malutki (pierwotnie: eślilutki z powodu złośliwej klawiatury ;) dotąd na Frodku nie zasnął. A jak nie śpi, zrobienie zdjęcia graniczy z cudem.
Już sama nie wiem, która szczęśliwsza, Hana czy Bożena. Te dwie znajdy Hany są po prostu darami z niebios! Cudne! To jak w końcu nazywa się ten kot?? Zgubiłam się, ratunku! :)
,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,,
Podzielę się jeszcze z Wami czymś fajnym. Napisałam Joli, że jedziemy z Kajtkiem na USG skontrolować mu pęcherz, bo przeszedł niedawno dwukrotnie jego zapalenie, a ja nie mogę złapać mu moczu do badania. Jolka odpisała mi tak:
Jeju, łapanie moczu u kota to jest dramat. :( Ja już dawno powinnam go zbadać kontrolnie Śliwce, ale robiłam już kilka podejść i dupa. Ona nie przepada za załatwianiem się do kuwety, pcha się rano na dwór. Tam trzeba za nią chodzić po chaszczach i weź tu upoluj u takiej siku. Łażę za nią i łażę, a ona zasuwa np. na drzewo i sobie gania po gałęziach. :]
A nie napisałam Ci, że od sobotniego wieczoru mamy na podwórku Malina. Znów się chyba zerwał panu sąsiadowi. Wczoraj zabraliśmy go (a raczej sam się zabrał) na spacer. A najpierw jeszcze asystował mi razem z Pudelsem i Lesią przy wykopywaniu i oczyszczaniu marchewki w ogrodzie (wyobrażasz sobie, żeby marchew wykopywać 17 listopada! Pomijam już to, że w niedzielę.) Kłopot z nim o tyle, że koty się płoszą i nie mogę ich regularnie wypuszczać. Normalnie robię to zawsze rano zaraz po tym, jak wstanę. One sobie poganiają, posiusiają i zaraz je nawołuję na śniadanie. Chętnie przychodzą, bo wiedzą, że będzie żarełko. I przed naszym wyjściem z domu koty są wysikane, najedzone i zadomowione. Podobnie wieczorem, tyle że odwrotnie. A kiedy Malin waruje na zmianę na ganku i na werandzie, to kociska nawet jeśli wyjdą, boją się wracać i trzeba robić niezłe podchody, żeby je do domu sprowadzić. Najbardziej boi się Bazyl i... Majtek. I to nie żeby był przecież taki tchórzliwy jak Bazyl, on po prostu nie zna Malina. Malin kotów nie gania, nie robi im krzywdy, zachowuje się tak jak Lesia, chce się z nimi bawić. Majtka wczoraj musiałam pod brzozą nawoływać, podczas gdy Igor "zagadywał" Malina na werandzie. Podobnie się dzieje z nawoływaniem Bazyla. Glizda i Trykot przyzwyczaiły się do Malina na tyle, że nie panikują, tylko czekają na jakiś dogodny moment i przebiegają (lub wręcz przechodzą) do domu. Glizda to potrafi sobie siedzieć na ławce na wysokości nosa Malina, a kiedy otwieram drzwi, zeskakuje i wchodzi do chałupy. Mietek przedziera się przeważnie tyłami, czyli przez werandę. Śliwka mi wczoraj nawiała i najpierw nieco wystraszona wdrapała się na brzozę nad stawkiem, ale potem zeszła i gdzieś sobie ganiała. Kiedy ją chciałam nawoływać i wyszłam na ganek, prosząc Igora, żeby jednocześnie wywołał Malina na werandę, ta sobie przebiegła dość swobodnie za jego zadkiem do domu (akurat był zajęty podjadaniem swojej porcji czy też piciem wody). Malin jest łagodny, gdyby te nerwusy to rozpoznały i zapamiętały, to byłby spokój z tymi podchodami. :)
Biedny Kajtuś, miejmy nadzieję, że już ma zdrowy pęcherek.
Jola to ma dopiero pełnię szczęścia z tymi zwierzakami! :)
Kajtuś podczas badania był grzeczny jak anioł.
Pani doktor powiedziała, że, uwaga, cytuję: śledzionę na śliczną, wątrobę piękną, a nereczki cudowne! :))
Pęcherz też wygląda zdrowo.
Pęcherz też wygląda zdrowo.
Nie ma to jak takie dobre wieści, i to w dużych ilościach! :)
Finał zabawy urodzinowej Amisi - w piątek. Zapraszam.
Takie historie od samego rana to jest to! I kawusia jak smakuje wybornie i buźka się cieszy. :)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkie dobre dusze z tego posta ;))))
:)))))) Aż się serce raduje :)))))
OdpowiedzUsuńDawka dobrych wiadomości na początek dnia i można udać się w kierunku własnego Matrixu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam wszystkie szczęśliwe zwierzaki tych cudownych bab ;)
Baby też :***
Dawka dobrej aury na cały dzień. Wszystkim miłego dnia życzę!
OdpowiedzUsuńCudowne wieści! :))) Od razu mi lepiej z rana, zwłaszcza, że za oknem świeci dziś słońce!
OdpowiedzUsuńJa wiem, że początkowe problemy z oswajaniem zwierzaków wydaje się czymś nie do przeskoczenia a potem adaptacja przebiega szybciej niż nam się śniło. Pamiętam swoje początki Sama i Lucka... wydawało mi sie, że miesiące potrwa zanim zrobię im wspólne zdjęcie, nie mówiąc już o spaniu koło siebie. A wszystko trwało 5 dni i zwierzaki zwierzaki spały koło siebie! ;)) Ich zdolności adaptacyjne potrafią nas zaskakiwać.
5 dni dla psa z ADHD! Niesamowite. :)
UsuńCudne wiadomości :)) Wszystkie, chociaż ta pierwsza od Bożeny była pewnie jedną z najbardziej wyczekiwanych. Miałkunek robi niesamowite postępy w oswajaniu.
OdpowiedzUsuńZdjęcia Hany są rozczulające, te dwa "znojdory" na kolanach, ledwo się mieszczące i Grażynka, która bawi się z ... no własnie, z kim? Ma już swoje imię?
Biedny Kajtuś, ale pocieszające, że wszystko ma na swoim miejscu i w doskonałym stanie :)
Miłego dnia wszystkim :)
Czyżby rodzina Joli miała się powiększyć o kolejnego rezydenta?
UsuńJolu? :)
UsuńLidio, kto wie, czy gdyby mi się po drodze (nomen omen) nie przytrafiła Leśna, czy wówczas Malin już nie byłby naszym psem. Miałam takie zakusy, bo żal mi go było, gdy patrzyłam, jak marnie opiekuje się nim jego właściciel. :( Póki co mamy dwa psy rezydujące i jednego dochodzącego. :)
UsuńMalin wie, gdzie jest dobrze :), szkoda tylko, że koty tak się go boją.
UsuńTo na prawdę dobre wieści, aż serce rośnie! :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie te wszystkie dobre wieści ucieszyły; pozdrawiam zwierzaki i ich personel :)
OdpowiedzUsuń"Dziki mechanik samochodowy"! Dobre!
UsuńDziewczyny Kochane, dziękuję za te wszystkie ciepłe słowa, moje znajduchy też. Grażynka bawi się z CZAJNIKIEM, przysięgam, to wyszukane (długo) imię już zostanie. Pasuje do Wałka, poza tym urodziło się spontanicznie: "I co się czaisz, jak czajnik?". Na razie oba mylą sprzęty. Wołam Wałek, mam Czajnika, wołam Czajnik, mam Wałka, a przeważnie wszystkie 4 naraz.
OdpowiedzUsuńJakaś dziwaczna literówka wkradła się do mojego pisania cytowanego przez Ankę. Miało być "malutki", a nie "eślilutki". Posługuję się ostatnio inną klawiaturą, stąd wychodzą mi te dziwne rzeczy.
Wieści od Bożeny to miód na moją duszę! Kociak rzeczywiście wygląda na arystokratę.
W sprawie JolkiM to się pogubiłam - kto, skąd i którędy. Ważne, że Jolka nad tym panuje!
Pięknego dnia!
Nooo, imię jest faktycznie wyszukane. :) Jesteś mistrzynią w wymyślaniu imion, jak Jola, możecie sobie rękę podać. Ona też ma talent i potem rodzą się z tego różne Glizdy, Majtki i Pudelsy. :)
UsuńMiło patrzeć na te zwierzaki, Hano. Jaki gładziutki i śliczniutki jest Wałek! Co za cyc z niego!
Może wymyślisz jakieś imię dla mojej nowej kotki (tymczasowej). Jak zdążę to na jutro zrobię mini konkurs bez nagród. :)
Imiona Jolczynych zwierząt rozśmieszają mnie za każdym razem, kiedy o nich czytam. A tymczaska jaka jest w przybliżeniu?
UsuńNo tak bym sobie chciała z Wami pogawędzić o różnych takich... Ale miałam totalną zajezdnię w fabryce, tfu! Wychodzę pół godziny później, nie czując pleców, i niczego. :(
UsuńA w domu nie ma jeszcze komputera. :(
Pozdrawiam Was, kochane dziewuszki-fariatuszki. :**
Z ostatniej chwili: jest komp w domu! :)
Usuńno i fajnie że wszystko jest fajnie :) wiesz co kociak Hany przypomina mi Sercową Panienkę, to nie ten sam zwierz, bo mi się wydaje, że i owszem?? :) a z tego co z Listu od Hany wyczytałem, to kot jest raczej Grażynką no chyba, że Frodem?! :)
OdpowiedzUsuńprzepis dla Bożeny z Pragi
Droga Pani
teraz to tylko miziać to cudowne futro i będzie git majonez, :) a przepraszam ma już kotek jakieś imię??
PS
No to se Aniu Kayron porządzi w zdrowiu długie lata jeszcze,:)
to pisałem ja lipton_ER :)
Kociak jest facetem! To Czajnik. Frodo wielgachnym psem (nie ma go na zdjęciach, ale jeśli zajrzysz do Spisu Powszechnego, to tam go znajdziesz). Na zdjęciach jest Wałek. Grażynka to kotka-rezydentka - na zdjęciach bawi się z Czajnikiem. Nie martw się, mnie też się trochę plącze.
UsuńBożeno! Fantastyczne wiadomości! Tak się cieszę. Gdy pomyślę, jak ta biedna kulka się tam przeraźliwie bała i jak bliska była nieszczęścia, to aż... Ech!
OdpowiedzUsuńUściski dla Was, dobrzy ludzie z mojej ulubionej Pragi mojego ulubionego Bohumila H. :)
A teraz do Hany: najpierw pytanie o tajemniczego... eślilutkiego. Bo pierwsze słyszę. Czy to nowe imię Brodatego Mamonia? :)
OdpowiedzUsuńDoskonale rozumiem Twoją niemoc w wyborze zdjęć, też bym miała kłopot z wybraniem najważniejszych z TAKICH scenek. Skąd ja to znam... Calutką ferajnę pogłaskuję, a Ciebie bardzo ciepło pozdrawiam, Hano. :)
Aha! Już doczytałam w komciu Hany, kto zacz tajemniczy eślilutki. :)
OdpowiedzUsuńGdyby nie trudność z wymową, niechby był Eślilutki. Gdyby ktoś chciał, to imię jest wolne!
UsuńI ja pozdrawiam!
Dobre wiadomości z rana to to co lubimy najbardziej:)Bożenkowy Kotek już od pierwszego rzutu okiem robił wrażenie zagubionego/zgubionego Księcia-może akurat?Samych dobrych rzeczy dla wszelkiego rodzaju zagubionych-znalezionych Zwierzaków:)
OdpowiedzUsuńCudowne wieści w potrójnej dawce :-)) Tego mi było dziś trzeba ;)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ten malec Bożenki to całkiem jak Kajtulo :-D
Ps.
Dzięki że umieściłaś banerek o fajerwerkach !
:) O takie wiadomości na początek dnia są super :)
OdpowiedzUsuńAleż ten Bożenki Kitek jest cudny. Rzeczywiście identyko Twój Kajtuś. Na początku wydawał mi się do norweskiego podobny. Ale najfajniejsze jest to, że już nabrał zaufania :) Dalej to już tylko lepiej i lepiej :)
No, i fajnie, że Kajtek zdrowy :) Moja kotka też niedawno miała usg pęcherza. Wszystko w normie :) Jedynie są lekko pogrubione ścianki pęcherza. Ona ma nawrotowe idiopatyczne zapalenie pęcherza. Taki z niej cykorek i wrażliwiec, że każde wiercenie remontowe w bloku odchorowuje. Więc mam ciągle na podorędziu kalm aid. I przechodzi często bez dodatkowego leczenia. Pozdrowienia wszystkim Futerkom :) I ich Dużym :)
Właśnie o tym dużo wczoraj rozmawialiśmy u lekarza. Może i Kajtek też to ma, choć ja uważam, że to wina jego siedzenia gołym dupskiem na zimnym. :(
UsuńEwo, a co to jest ten kalm aid? Bo moja Śliweczka też ma to paskudztwo, czyli kłopoty z pęcherzem - wet zdiagnozował to jako idiopatyczne zapalenie, a to, jak pewnie wiesz, jest nawracające. Śliwa dostawała preparaty żurawinowe, no i cały czas (już ponad rok) specjalną karmę. Ale o tym kalm coś tam nie słyszałam.
UsuńI my Ciebie pozdrawiamy, wlącznie z Mietkiem, który akurat na podorędziu, czyli śpi niemal z nosem na klawiaturze. :)
Więc tak : chyba długo będzie. Mniej więcej w rok po sterylizacji zauważyłam, że Frania często wchodzi do kuwety, piszczy i sika po kropelce. Jako, że ja sama mam skłonności do kamicy, więc moja wybitna inteligencja :) natychmiast skojarzyła fakty, więc pędem do weterynarza. I tak latałam z nią przez 1,5 roku po różnych weterynarzach. Wszyscy kazali mi karmić karmą nawet nie urinary, a tą specjalistyczną - od kamicy, żeby zmieniała ph moczu. Kupiłam też sama paski do badania moczu, łapałam mocz w kuwecie, i sama robiłam to badanie, sprawdzając wynik na skali. I po pewnym czasie zauważyłam, że zawsze ph jest dobre, natomiast zawsze w moczu była krew. Weterynarze mówiłi struwidy, że nie trzeba usg, i takie tam różne pierdoły, że widać taka jej uroda po sterylce. A ja se myślałam - jakie struwidy, jak ph dobre, nie pasowało mi to w ogóle. Aż zaczęłam sama czytać i się uczyć. I stał się cud :) Na moim osiedlu powstał gabinet weterynaryjny. Na spacerze z Kają (sunia) zaszlam do nowego weta zbadać teren. Po całkiem niedługiej gadce, poleciałam ze psem do domu, by wrócić do niego z kotem. Po pierwszej wizycie, postawił diagnozę, że to idiopatyczne zapalenie pęcherza. Jest to na tle nerwowym. Mają tak wrażliwcy. Jak mi opowiedział, jak mam obserwować kotkę, to później wszystko się sprawdziło. Naodbijał mi na ksero, nadrukował różnych materiałów na ten temat, żebym wiedziała z czym mam do czynienia. Ale podstawową sprawą jest to, że wypisał mi kotu lek - właśnie ten Kalm Aid Kot (bo jest i opcja Pies) Jest to zupełnie nieszkodliwy specyfik dla kotów z problemami behawioralnymi. Jest to w formir żelu. 50 ml kosztuje ok.50 zł. Jest delikatny, nie otumania kota, tylko wycisza. Stosuję to już z 1,5 roku. I jestem zachwycona. Owszem choroba nawraca, i trzeba kota badać, czasem trzeba przeleczyć stan zapalny. I lekarz kazał odstawić mi wszystkie karmy urinary i te specjalistyczne, a zalecił podawanie dobrej karmy dla kotów sterylizowanych. Jako, że Frania upasła się po sterlce, to teraz jest na karmie Royala Obesity. I już schudła. Konkludując, zalecam ten specyfik. Można go kupić bez recepty w hurtowniach weterynaryjnych. Ten, który ja stosuję jest produkcji irlandzkiej, a dystrybuuje go polska firma ScanVet (www.scanvet.pl - spisuję z opakowania :) Dziewczyny, naprawdę polecam. W tej chwili właśnie załapałam, że nie byłam z Franią u weta prawie rok. Nie faszeruję kota żurawiną (horror - podanie), nie daję jej niepotrzebnie karm obniżających ph (bo nie ma co obniżać) Obserwuję też, co się wokół dzieje. I tak np. nawet latem wychodząc z domu zamykam okna na głucho, spodziewając się hałasów np remontowych, czy innych z zewnątrz - smaruję jej przednie łapki tym lekiem. Ona zlizuje i SPOKÓJ :) a tak w ogóle, to trzeba kota cały czas obserwować. I aplikować wtedy, kiedy wiemy, że jest zaniepokojony. Ja też kontrolnie co parę dni podcieram jej dupkę papierem toaletowym, czy przypadkiem nie ma podbarwionego krwią moczu. I jak zauważe, że jednak jest, to czasem po dwu, trzydniowym zaaplikowaniu tego specyfiku obywa się bez wizyty u weta. Ale wtedy konsultuję się z nim telefonicznie. Ale ja mam teraz NARESZCIE cudownego weterynarza, takiego, który kocha swoich pacjentów :)
UsuńI jescze tak na koniec : nie opłaca się weterynarzom diagnozować idiopatycznego zapalenia, bo tracą "klientów". Bo z taką diagnozą można sobie samemu nauczyć się radzić, tak jak ja :)
Uf, wybaczcie że tak długo :) Aha, i nie jest to wpis sponsorowany :)))
A do Anki/Gosi - podaj Kajtkowi przez dwa trzy dni, to jest zupełnie nieszkodliwe. Jak nie przejdzie to będziesz wiedziała, że to nie to. Ja też myślałam, że moja Frania ma to od leżenia dupskiem na gołym balkonie ( a wełniana poduszka obok :)
UsuńEwo, dzięki wielkie. Oczywiście, że skorzystam z twoich wskazówek. Teraz akurat jest z Kajtkiem ok, byliśmy tylko na kontroli, ale kupię to i będę miała w pogotowiu. To bardzo się zgadza z tym co mówiła lekarka u której byliśmy.
UsuńNajgorsze, że te stresy u niego to może być wynik prowadzenia przez nas domu tymczasowego...
Może jednak jakoś damy radę. Dzięki, Ewo! Wielkie dzięki!
Nie za ma co :)
UsuńAniu,
OdpowiedzUsuńjak długo trwa taka wizyta u weterynarza z kotem, łącznie z badaniem usg i ile kosztuje wizyta? Nie chodzi mi o jakieś dokładne szczegóły. Chciałabym poznać rząd wielkości.
Bez szczegółów to Ci niewiele powie. Zapłaciliśmy 80 zł za godzinę w gabinecie, ale...
UsuńByliśmy z dwoma kotami. Z koteczką działkową na kontroli. Miała ona badanie zwykłe i badanie USG, podaną tabletkę na odrobaczenie, a do domu zabraliśmy antybiotyki na tydzień.
Mój kot, Kajtek, miał zrobione USG.
Najwięcej czasu zajęła rozmowa o przyczynach i sposobach radzenia sobie z nawracającymi zapaleniami pęcherza. Poznałam fajne sposoby relaksacji kota.
Mam plan leczenia i zapobiegania tej chorobie. Będziemy musieli iść jeszcze raz w celu pobrania mu krwi, bo nie był na czczo.
Mam nadzieję, że skorzystasz z tych wyjaśnień.
Możesz coś powiedzieć na temat relaksacji kota? Grażynka to nerwuska, przydałaby się relaksacja czasem. Tyle, że ona nie daje się miziać zbyt długo.
UsuńTo jutro o tym napiszę, ok? Pokażę też zdjęcie nowej szarusi, będzie można zabłysnąć z propozycjami imienia. :).
UsuńDobra, dwie (propozycje) już mam.
UsuńJuż cała drżę z niecierpliwości. :))
UsuńKurczę, to ja też chcę te informacje o relaksacji i o pęcherzach.
UsuńJa też chcę, kurcze o relaksacjach ! Koniecznie :)
UsuńZauważyłam USG na zdjęciu i po przeczytaniu całego posta pomyślałam, że gdyby lekarze tak przyjmowali pacjentów w przychodniach, tak diagnozowali, tak pobierali badania i tak rozmawiali ze swoimi pacjentami nawet za ciut większą opłatą, to niewielu by było chorych w Polsce :) I jeszcze lekarstwa były w tej cenie! Chcę być kotem :))
UsuńBardzo miło się czytało wieści o kotach. To radość, ze są tylko dobre. Piesek z kotkiem na kolanach właściciela to cudowny widok :)
OdpowiedzUsuńMatku bosku! Taka kupa samych dobrych wiesci od samego rana? zawrot glowy i usmiech na facjate :)))
OdpowiedzUsuńu nas za to jest slonko i...wirujacy snieg ale dziwne. ale szalik mam tylko luzno narzucony na kurtke...dalej jest cieplo jakby :) to dobre wiesci u mnie tez od samego rana :)
A ja się właśnie wczoraj przed snem zastanawiałam co u Bożenki i jej Mechanika ;-)))
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że zaczynają się dogadywać ;-)))
Mały łobuziak to prawdziwy słodziak...zapewne okaże się też prawdziwym pieszczochem ;-)))
Zdjęcia od Hanki też rozczulają ;-))) i zazdrość wzbudzają... bo ja tez bym chciała żeby Venus miała rodzeństwo psowo-kotowe :(
A Jolka ;-)))))))
Cóóóż... wiem, że nie powinnam się śmiać z cudzego nieszczęścia ale... jak z wizualizowałam sobie te podchody i zabawy z Malinem i resztą ferajny to... jednak się uśmiałam - Przepraszam Jolu ;-)))))
Same dobre wieści - u Ciebie też - więc cieszę się ogromnie
Pozdrawiam Was wszystkie :*
Wiedziemko droga, cała przyjemnosć po mojej stronie, jeśli się uśmiechnęłaś (nawet na glos, a może tym bardziej). Samą mnie to przeważnie rozśmiesza, poza momentami, kiedy takie wariackie okoliczności zdarzą się nie w porę, bo trzeba do pracy, szkoły czy innego miejsca zaplanowanego, a tymczasem mus to całe towarzystwo rozpracować. ;)
UsuńUściski, a dla Venus bardzo czułe pogłaski. :)
No domyślam się, że może to czasami w życiu przeszkadzać ale jednak dla tych co z boku... komiczne jest niezmiernie ;-)))
UsuńVenus wymiziana ;-)))
mruczy z wdzięcznością ;-)))
Całkiem duże te małe szczęścia dnia dzisiejszego:))
OdpowiedzUsuń:)
UsuńZawsze się zastanawiam, skąd pomysł na Twój nick. Może kiedyś nam opowiesz. :)
Jolu ,ten Malin to mi wygląda na bardzo towarzyskiego psa i ciągnie do ferajny ,co oczywiście nie ułatwia ci życia ,ale widzę że ty to lubisz :))
OdpowiedzUsuńLos tego maleńkiego mechanika jest bardzo tajemniczy , z jakiego powodu rasowy kociaczek znalazł się na ulicy ,to przenośnia . Ale najwazniejsze ,że mu się fuksło i wyszedł z tego z życiem i trafił na takich fajnych ,zaangażowanych ludzi :)
Patrząc na Wałka to jakbym widziała Morusa ,nie chodzi o wygląd ,ale o swoiste poczucie wygody ,ten łepek na tym biurku :) . Dla Morusa też najważniejsza była bliskość kochanego człowieka .
Gosianka fajnie że Kajtek jest zdrowy ,próbowałaś przyczepić mu rogi ;)
Próbowałam, ale o mało nie straciłam ręki! Zgadnij kto dał sobie przymierzyć bez protestu...
UsuńO Malinie tez bym pogadała, ale jak wyżej. :(
UsuńLecę na chatę po tym ciemaku. Jak ja nie lubię jeździć od listopada do stycznia...
Kajtek pewnie uznał że jemu już takie dodatkowe atrybuty niepotrzebne hi,hi ,ale Rufi pewnie nie protestował :)
UsuńMario, Malin jest bardzo fajnym psem, lubimy, kiedy do nas przychodzi, mimo pewnej dezorganizacji, jaką nam wprowadza do obejścia. A już Igor to go uwielbia. Ma też związane z Malinem pewne bolesne wspomnienie, kiedy to Malin na spacerze zimą z nagła wyskoczył wprost pod nogi Igora, podciął go i ten upadł na twardą drogę. Długo go bolała kostka ogonowa. Ale nie miał pretensji do Malina i nadal go bardzo, bardzo lubi. :)
UsuńWiedziałam, że historia o koteczku z Pragi dobrze się skończy:) i jak cudownie, że i inne też się dobrze skończyły:) a te piesy to dobrze mają z tymi kociakami, jak ja bym chciała by mój pies też tak kochał kotki:)
OdpowiedzUsuńDobre wieści - cudownie jak się patrzy na takie zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńNo to ja mam jeszcze jedną dobrą wieść: kompter naprawiony! :)
OdpowiedzUsuńHura!! :)))
UsuńO rany totalnie się się zaplątałam, te kociaki i psiaki to istny węzeł gordyjski :-)
OdpowiedzUsuńEee, nie taki on gordyjski, na jaki wygląda, Edi. ;)
UsuńChciałabym móc taki rozplątywać-nie ma nic fajniejszego, jak mnóstwo zwierzów wokół człowieka:-)
UsuńDodam tu komentarz od Doroty, bo tam gdzie go dała nikt go już nie znajdzie, a szkoda by było.
OdpowiedzUsuńNowy komentarz do posta "Vitka otworzyła oczka!" dodany przez Dorota :
Witam cały czas z zapartym tchem śledzę losy maluśkiej Vituni i na początku serce drżało czy da radę, teraz to serce się raduje, nie ma takich słów które wyrażą to co tu się działo tą kocią matczyną bezwarunkową miłość, tą kocią urodę te najsłodsze minki, to macierzyństwo, którego my ludzie możemy się uczyć od zwierząt i Waszą wytrwałość po prostu chylę czoła Dzięki za takich ludzi jak Wy. A teraz parę słów do Pani Bożenki, ja też 2 lata temu znalazłam taką malutką młodziutką bidulkę z urwanym kawałkiem łapki z zaropiałymi oczkami od kociego kataru zakrwawiony zdziczały szybszy niż błyskawica i prychający na wszystkich, po długich polowaniach złapaliśmy to zagłodzone prawie nie przypominające kotka stworzonko i zaczęło się sikanie pod siebie ze strachu prychanie na każdy ruch, jednak kot szybko zaakceptował jedzenie ale nie nas,jednak wytrwale co chwile wchodziłam do niego i wciąż stonowanym głosem mówiłam później głaskałam gorzej ze zmianami opatrunku, ale pomału przekonał się do mnie,choć wciąż prychał czasami to widziałam zmęczenie u niego od tego prychania. Czas, czas, czas i nasza praca i udało się choć dość długi czas zajęło aż zaczął wychodzić najpierw z posłanka potem z pokoju no a najdłużej zajęło oswajanie go z dworem, nadmienię, że mam 2 inne koty dorosłe jeden stał się jego mentorem ojcem i idolem śmialiśmy się ze mały jest ogonkiem starszego. Dziś po 2 latach toż to dumny domowy kocurek czasami przy gwałtownym ruchu zrywa się, ale jest dobrze choć wszyscy mówili że już zostanie dzikim kocurem ależ się mylili ,jedno tylko co zostało mu to,to że nie zje nic innego czego nie jadł jako małe kocie dziecko jeśli czegoś nie spróbował wcześniej to teraz nie tknie. ale tego już nie zmienię, ale za to jest pieszczochem i bardzo mądrym i ślicznym dumnym kocurkiem.Pozdrawiam i warto wytrwałym być bo przynajmniej człowiekowi serce się raduje i szczery uśmiech gości na twarzy.
Autor: Dorota , blog: *Za Moimi Drzwiami*, 19 lis 2013, 20:32:00
Dorota, dziękuję za tę opowieść. To bardzo budujące. :)
UsuńSkoro tak bardzo kibicujesz Vituni, to powiem Ci w sekrecie, że jutro wieczorkiem powinnam dostać nowe zdjęcia. :)
To kolejna piękna historia, która udowadnia mi, że są ludzie, którzy bezinteresowni i wytrwali w swoich zmaganiach, gotowi są naprawiać nasz pokręcony świat.
UsuńDużo miłości życzę.
Ahoj, wybaczcie mi,ze pisze dopiero wieczorem. Wszystkim kochanym komentatorkom i Ani za posty serdecznie dziekuje. Wasze rady bardzo mi pomogly a po tylu slowach otuchy i ja uwierzylam, ze musí byc dobrze. Dzisiaj minely dwa tygodnie od wyjecia kociatka z samochodu. Przyznam sie Wam drogie dziewczyny, ze pierwsze dni byly koszmarem az nie chce mi sie wierzyc, ze starczylo tak malo czasu a kicia jest jak wymieniona. Wrocilam wlasnie od niej (nadal nie jestem pewna plci, jest tak kudlaty, ze ciezko cokolwiek dojrzec ale dzisiaj chyba cos….udalo mi sie podejrzec wydaje mi sie, ze to chlopczyk). Takze Ewuniu bedzie Bentley. Masz racje musí miec samochodowe imie. Trzy godziny spedzone na mizianiu i glaskaniu zlecialy nie wiadomo kiedy. Jak on sie wygina u mnie na kolanach, wystawia brzuszek i patrzy w oczy. Moze nie widac tego na zdjeciach, ale jest strasznie malutki, gdyby nie to dlugasne futerko to zmiescilby sie w dloni. Caly czas sie zastanawiam w jaki sposob tak piekny kociak mogl sie znalesc na ulicy. A przebywal na dworzu chyba dosyc dlugo, bo mial niesamowita ilosc kleszczy. Jeszcze raz dziekuje wszystkim zwierzolubnym za trzymanie kciukow a Ciebie Aniu bede na biezaco informowac. Przesylam usciski i calusy z Pragi. Bozena
OdpowiedzUsuńCudownie :)
UsuńJes! Jes! Jes!
UsuńPoproszę jego zdjęcie na dłoni! :))
UsuńBardzo się cieszę, Bożenko, bardzo!
Nie mogę uwierzyć w tę całą historię.
To naprawdę nieprawdopodobne zdarzenie.
I żeby jeszcze taki długowłosy się trafił!
Wszystkim opowiadam, a oni myślą, że zmyślam. :))
Bentley, niby samochodowe imię, a jakże brzmi dostojnie! :))) Podoba mi się straszecznie! :)
Usuńja to wchodzę tu do Ciebie w ramach terapii przeciwdepresyjnej :))))
OdpowiedzUsuńA Kajtuś cały śliczniutki jest :))))
piękne te Wasze koty:))))
OdpowiedzUsuńJejku, jakże lubimy dobre wiadomości! ;-))
OdpowiedzUsuńNo proszę jak poszło :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękny kot!
urocze zwierzaczki! dużo zdrówka dla nich :) i Ciebie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło!
Jaka piękna przyjaźń, aż miło popatrzeć na takie zdjęcia, Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKociaczków i psiaczków moc,każdy ze swoją historią.Ten- od Bożenki z Pragi- z wręcz nieprawdopodobną.Jak się w tym połapać?To bardzo absorbujące zajęcie,żeby być na bieżąco.Wiktoria.
OdpowiedzUsuńA jakie żeby to na bieżąco pisać! Wierz mi, że jest co robić. :)
UsuńWyobrażam sobie i podziwiam Twoje zorganizowanie.A może warto pomyśleć o jakiejś fundacji czy innej formie prawnej?Bierzesz takie działanie pod uwagę?Wiktoria.
UsuńBiorę, choć tak jak już pisałam lubię pracę u podstaw, czyli za kotami :) Za to mój mąż to urodzony organizator. :)
UsuńU podstaw,też mozna w formie organizacyjnej,wspólnie połaczyć siły.Anko,jezeli chodzi o mój poprzednią odpowiedz,tą o moim Wnuczki,chyba nie zrozumiałyśmy się.Pozwoliłam sobie jeszcze raz odpisać,post zapisał się na końcu i przepraszam za te wprost,ale to z życzliwości bo odwalasz kawał dobrej roboty.Dobranoc.Wiktoria.
Usuń