Ninka, moja (i nie tylko) bezblogowa, miła komentatorka wspominała coś od czasu do czasu o bezdomnym kotku, którym się zaopiekowała wraz z córką i znajomą. Historia Tofika utkwiła mi w pamięci. Wiedziałam, że nie ma stałego domu, ale kiedy usłyszałam od Ninki, że on wylądował w schronisku, postanowiłam zaangażować Was do wielkiej akcji pomocy dla tego biednego kotka. Nie zdążyłam! To wspaniale! Dlaczego? Wszystko jest w tej historii opisanej przez Ninę. Publikuję jej pełną wersję, a dla leniwych zrobiłam skrót pogrubionymi literami. Miłego czytania ;-)
Tofik |
Zeszłego lata w zaroślach za jednym z budynków na naszym osiedlu zauważyłam trójkę podrośniętych kociąt - szare, rude i czarne.
Wyglądały na dwu-trzymiesięczne. Pokazałam je mężowi i dzieciom, a przy okazji opowiedziałyśmy o nich z Dorotą, moją córką, naszej znajomej, która dokarmia okoliczne koty, leczy je, wyłapuje do sterylizacji, jednym słowem - opiekuje się nimi, współpracując ze schroniskiem. Pogadałyśmy sobie o niekontrolowanym rozmnażaniu się kotów, pani Jola westchnęła i powiedziała, że gdy tylko uda się wypożyczyć specjalną "kotołapkę", trzeba będzie je stamtąd zabrać. Czarnego, Rudego i Szarego (tak je tymczasowo nazwałyśmy) widziałam jeszcze kilka razy. Matki - nigdy, najwidoczniej przychodziła je tylko nakarmić. Gdy maluchami za bardzo zaczęły się interesować bawiące się na podwórku dzieciaki, kocie rodzeństwo zniknęło. Powróciło jesienią w okolice śmietnika – tam łatwiej zdobywać jedzenie.
Kiedy zrobiło się chłodniej, zaczęłyśmy z Dorotą regularnie, na zmianę, dokarmiać koty. W listopadzie Dorota zauważyła, że Czarny kuleje.
Wspólnie z panią Jolą ustaliły, że trzeba go złapać i zawieźć do Kortowa (to nasze miasteczko akademickie) do kliniki weterynaryjnej, która leczy schroniskowe koty. Dorota zastawiła pułapkę na kotka – nic skomplikowanego, wystarczył otwarty transporterek i trochę pokrojonej parówki. Dla potrzeb ewidencji lecznicy kotek dostał imię (od postaci ze skeczu kabaretu "Ani mru-mru") i Dorota pojechała z kotkiem do Kortowa, gdy tymczasem pani Jola usiłowała się skontaktować ze schroniskiem, żeby uzyskać zlecenie na leczenie Tofika, co jednak się nie udało (niełatwo się tam dodzwonić). Ostatecznie miał go zbadać weterynarz schroniskowy. Do tego czasu należało Tofika gdzieś umieścić - pani Jola użyczyła nam piwnicy przystosowanej do pomieszkiwania przez koty w trakcie ich leczenia lub sterylizacji. Podczas wizyty w schronisku weterynarz zalecił prześwietlenie łapki w klinice, dokąd miała zawieźć Tofika Dorota, gdyż schronisko miało trudności transportowe.
Kociak znów znalazł się w piwnicy, a prześwietlenie wykonane następnego dnia wykazało, że łapka jest złamana. Trzeba było ją zespolić przy pomocy tzw. gwoździa. Operacja okazała się możliwa dopiero za kilka dni, pozostało więc przechować kotka w tymczasowej piwnicy - w domu nie miałabym możliwości odizolowania Tofika od Songa.
Tofik nie miał apetytu, więc Dorota zaczęła mu kupować różne przysmaki. W ciągu tych kilku dni nie obyło się bez przygód - raz udało mu się uciec, ale pani Jola go znalazła i złapała, bo nie wyszedł na zewnątrz (prawdopodobnie ktoś otworzył piwnicę, ale to cała osobna historia). Po operacji Dorocie udało się załatwić Tofikowi lokum u bardzo dobrych znajomych w sąsiednim budynku, w aktualnie nieużywanym pokoju po studentce, gdzie mogła bywać często, opiekować się nim i zabierać na wizyty kontrolne do kliniki. Tymczasem weterynarz ze względu na kłopoty z brzuszkiem zalecił podawanie Tofikowi karmy dla kotów wrażliwych. Łapka goiła się dobrze i "gwóźdź" został wyjęty wcześniej, niż przewidywano. Dorota uznała, że kot będzie zdrowieć lepiej pod jej opieką niż w schronisku, więc Tofik dalej rezydował w niezamieszkanym pokoju. Intensywne poszukiwanie domu, niestety nieskuteczne, zaczęło się, gdy okazało się, że pokój ma być wynajęty. Zgłosiły się dwie osoby, jednak zrezygnowały. Każdy chce mieć bezproblemowego kociaka, a nie kulejącego biedaka z wrażliwym brzuszkiem. A życie na wolności nie wchodzi w grę. Nie miałyśmy innego wyjścia, jak umieścić Tofika w schronisku. Bardzo nas to zmartwiło…
Kiedy mój post proszalny był już gotowy, dostałam od Ninki następujący list:
Ostatnio albo nie mogłyśmy z Dorotką dodzwonić się do schroniska, albo osoba, która odbierała telefon, nie potrafiła udzielić nam informacji. Jednak dziś postanowiłyśmy próbować do skutku, aby napisać Ci dokładnie, jaki jest stan zdrowia i sytuacja Tofika. O dziwo, telefon odebrano od razu i na dodatek usłyszałyśmy, że Tofik został adoptowany! Powiedziano nam również, że dom, do którego trafił, jest znany pracownikom schroniska i że to dobry dom. Ogromnie się ucieszyłyśmy; mnie kamień spadł z serca. Tofik przebywał w schronisku krótko i teraz może w końcu będzie miał dobre życie.
Dziękuję Ci bardzo, że chciałaś nam pomóc. Jeśli chcesz, możesz oczywiście opisać tę sytuację i wykorzystać zdjęcia, choć pewnie masz wiele innych tematów na posty.
Jestem trochę mało spontaniczna w tej mojej pisaninie - gdybyś była obok, chętnie bym Cię uściskała. :) Jednak odległość pozwala mi tylko na wirtualne uściski - przytulam Cię więc wirtualnie, ale bardzo mocno i z całego serca.
Bardzo się cieszę na te dobre wieści! Oby takich jak najwięcej.
W tym tygodniu postaram się też przekazać Wam wieści o Sercowej Panience Wisience i o czekoladowej Goplance Wrocławiance. Zapowiada się koci tydzień, choć może urody majowego świata też ciut przemycę...
Dobrego poniedziałku.
Również się cieszę, że Tofik ma dom :) Oby jak najwięcej takich wieści!!
OdpowiedzUsuńTo bardzo dobra wiadomość :) Oby więcej zwierząt znalazło swój dom.
OdpowiedzUsuńA wczoraj byłam u kuzynki, a u niej dwa koteczki - rodzeństwo, przywiezione z interwencji przez jej męża kilka miesięcy temu. Śliczne buraski, widać, że im tam dobrze, mają piękną sierść i lubią być głaskane :)
Cudownie! :-)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam całą historię, mając w tyle głowy wspomnienia z odnalezienia naszego Franka; znalazłam go jakieś 7 lat temu, przed firmą, w której pracowałam, biedaczek miał złamanie otwarte tylnej łapki, a konował (tak, KONOWAŁ) z pobliskiej lecznicy zaproponował mi uśpienie kota, bo cytuję: "z taką łapą będzie problem, a operacja na pewno się nie uda, zresztą, to bardzo duży koszt". Dzięki cudownemu doktorowi Gierkowi z Katowic (tak, tak, z TYCH Gierków, hihi), kocur ma cztery zdrowe, sprawne łapy, a mój portfel też nie ucierpiał, bo kiedy doktor dowiedział się, ze to znajdek, zrobił zabieg za połowę ceny :-) Franko do dzisiaj mieszka z moimi rodzicami - nie chcieli mi go oddać i musiałam sobie poszukać własnego kota ;-))) Mamy Kitkę, też po przejściach, chyrchającą straszliwie (po kocim katarze została jej taka pamiątka), ale wzięliśmy ją świadomie wiedząc, ze będzie problem z adopcją takiego kota.
Ach! Rozpisałam się ;-))) Ale jakos tak... Ruszyły wspomnienia :-)
Uściski!
Agnieszko i nie ma Cię wśród zwierzolubnych? Zapraszam!
UsuńSPIS
Miło by było tam gościć taka osobę, jak Ty.
Ochhh, to poszukam zdjęć Franka albo strzelę mu jakieś nowe wyjściowe i wyślę cały zwierzyniec hurtem :-))) bardzo chętnie dołączymy, dziękuję! :-))
UsuńMiłego, Aniu :*
OdpowiedzUsuńPodziwiam Was za to zaangażowanie!!!
OdpowiedzUsuńMiłego poniedziałku :)
Jak Ja lubię takie historie,szkoda że psiaki tak łatwo domów nie znajdują:/Już słyszałam o porzuconych,przywiązanych czyli wakacje blisko wrrr
OdpowiedzUsuńMnie też to boli.
UsuńJak to dobrze, że historia jest z happy endem :)))
OdpowiedzUsuńCałe śniadanie czytałam tego posta ;)
A Tofik do Goplanki jest bardzo podobny :)
Całe śniadanie? Bohaterka!
UsuńFajnie by było, gdyby wszystkie kocie historie miały takie zakończenie...
OdpowiedzUsuńDobrze przeczytać w poniedziałek taką optymistyczną historię. Powodzenia Tofiku!
OdpowiedzUsuńLubię takie historie! Miłego tygodnia!
OdpowiedzUsuńCudne są takie piękne zakończenia... i oby faktycznie dom do którego trafił Tofik okazał się dobrym domem...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i słonecznie
Nic w sprawie Quuin? Pisałam też z zapytaniem i mam obiecaną odpowiedź. Buźka
UsuńNIC :(
UsuńMnie zignorowali...
Co rusz uaktualniam info na FB... ale... :(
Jak tylko otrzymasz odpowiedź daj znać proszę
Buziaki zasyłam
He, he, jak się tam w najgłówniejszym centrum dowodzenia kocimi adopcjami dowiedzieli, że sama Ty zamierzasz wkroczyć do akcji, to się natentychmiast ogarnęli. No to niech się Tofikowi teraz już tylko dobrze dzieje.
OdpowiedzUsuńNinko, Doroto - uściski i pozdrówka. :)
coś mnie ominęło przez tą majówkę ?:)
UsuńNie, nie, żadnych nowych kotów nie ma ;-)
UsuńWszystkim Paniom, ktore bezinteresownie i z wielkim poswieceniem angazuja sie w pomoc stworzeniom, ktore wylacznie przez glupote czlowieka pojawily sie na tym swiecie, skladam szczery hold i wyrazy ogromnego szacunku.
OdpowiedzUsuńJa też. I miło mi że podzielasz mój punkt widzenia, że to głupota i nieodpowiedzialność ludzi przyczynia się do takie stanu rzeczy. Aż dziw bierze, że niektórzy wolą pozostać "głupi" dla własnej wygody.
UsuńPiszac "Wszystkie Panie" Ciebie mialam rowniez na mysli.
UsuńGdyby w Polsce wiecej myslano, zamiast sie modlic, wiecej zwierzat poddawano by sterylizacji, przez co na ulicach zyloby mniej sierot, a schroniska nie pekaly w szwach.
Lubię takie zakonczenia historii o zwierzakach. :) Podziwiam osoby, które poświęcają swój wolny czas, energię i fundusze na lepszą zmianę życia chociaż jednego kociaka. Widziałam gdzieś zdanie, że ratując jednego kota świata się nie zmieni, ale życie tego kota tak.
OdpowiedzUsuńA tak jeszcze dodam, że faktycznie zwierzak, który ma problem ze zdrowiem, albo w wyglądzie odbiega od tego "normalnego" przyjętego przez człowieka ma ogromny problem ze znalezieniem domu. :( Moja Lunka długo czekała na adopcje bo ma jedno oczko zamglone i ludziom się poczucie estetyki od tego rujnowało... ale to dobrze, że jej nie chcieli, bo dzięki temu trafiłam na nią.
UsuńDrui, widzę, że i na Twojej obecności w SPISIE> mi zależy. Gdybyś tam była już moglibyśmy tu wszyscy zobaczyć jak wygląda Twoja Lunka.
UsuńA widzisz, jaka gapa ze mnie, że do tej pory nie zauważyłam tego spisu. Na dniach dostaniesz meila ode mnie i Lunki. ;)
UsuńFantastycznie! Czekam :-)
UsuńPastelowy barwa włosów 2013 Cool odcieni
OdpowiedzUsuńWidziałyśmy owe nuże w 2012 roku kalendarzowego na łepetynie Kelly
Osbourne and Katy Perry. Pastelowe barwy na głowie pozostaną hitem w 2013 roku.
Zupa pokazy popularności w 2013 roku kalendarzowego powinny pokazać że to trend kto stanie się
się pogłębiał. Pastelowe pasemka na czaszce dodadzą
waszym fryzurom delikatności. na czasie fryzur 2013
My webpage; fryzury 2013
Hę?! To jakaś blogonowomowa? Aaaaaaa! Ratunku! Czy ja zwariowałam...
UsuńNo i dałam się sprowokować. :(
Usuń"Zupa pokazy" - aż żal to usuwać ;-))
UsuńNie usuwaj, nie usuwaj. To znak czasu. Trochę pokręcony. Ale, hm, jakie czasy, takie znaki. ;)
UsuńHa,ha chyba się skuszę, pastelowe pasemka na mojej czasce powinny równie dobrze wyglądać jak na łepetynie Kelly
UsuńA ta trendy zupa na czaszce z pastelowymi pasemkami to, pardon, jaka? Bo w pomidorowej się jeszcze widzę, ale rosół odpada. Mam do niego uraz od pewnej soboty.
UsuńJoanna
:-))))) Dobrze, że tego nie usunęłam ;-))
UsuńHm, a ja nie mogę przestać myśleć o tym, jak to bym się pogłębiała tym tryndem, tym hitem, tą delikatnością na czasie i... na czaszce. I te nuże, cokolwiek to znaczy, ale przecież na pewno to muszę mieć! ;)
UsuńBardzo miło na sercu się robi czytając takie zakończenia! Moja Dyńcia też jest zgarnięta z ulicy! Pozdrawiam nowych właścicieli!
OdpowiedzUsuńA Ciebie Aneczko zapraszam na moje urodzinowe candy, jako właścicielki Rufusia nie może Cię zabraknąć:D
Już lecę!
UsuńOby takich dobrych wieści jak najwięcej :-)
OdpowiedzUsuńZawsze się cieszę , kiedy czytam ,
że historia kocia kończy się dobrze...
Domyślam się, Krysiu ;-)
UsuńJestem tego samego zdania co Jasna 8 :)
OdpowiedzUsuńSuper,super,super :)
:-)
UsuńBardzo dobra historia :). Dobrze, że Tofik nie musiał być długo w schronisku... A u nas znów kociaki na osiedlu :(, małe i już chore...
OdpowiedzUsuńOjej...
UsuńOby Tofikowi dobrze się wiodło. Z takimi wieściami to i poniedziałek nie straszny. Za cztery dni weekend, lalala. :)
OdpowiedzUsuńJoanna
To cieszy, choć dla mnie czas mógłby stanąć w miejscu. Ta zachwycająca mleczna łąka! Mleczna, bo pełna złocistych mleczy ;)Cudo świata!
UsuńDziękuję Ci za ten wpis. Teraz Tofik jest sławny!:):):)
OdpowiedzUsuńI dziękujemy z Dorotą za wszystkie wyrazy zadowolenia z powodu szczęśliwego zakończenia historii Tofika. Sprawiają, że cieszymy się jeszcze bardziej.
Ninka.
Ninko, nareszcie jesteś :-) Już się martwiłam, że nie zobaczysz sławy Tofika :-)
Usuńwszystkie takie historie i ludzie w nie zaangazowani sprawiaja, ze moje serce zaczyna mocniej bic i napelnia sie radoscia, bo okazuje sie, ze mimo calego okrucienstwa tego swiata, stanowimy dosc pokazna grupe ludzi wrazliwych na los nie tylko przedstawicieli tego samego gatubku co my, ale rowniez naszych braci mniejszych :) brawo!
OdpowiedzUsuń