piątek, 31 października 2014

Uchylam rąbka

Uchylam rąbka tajemnicy w sprawie pewnego FANTASTYCZNEGO (nieprawdaż?) pomysłu. 

Otóż wiedziona chęcią stworzenia czegoś WYJĄTKOWEGO poprosiłam o współpracę naszą PREZESKURĘ z Pastelowego Kurnika. Mam już taką starą świecką tradycję, że na kolejny rok przygotowuję sobie kalendarz ze zdjęciami kotków tymczasowych z ubiegłego roku. Jak on wyglądał w zeszłym roku, można zobaczyć TU (klik)

Teraz zapragnęłam czegoś SZALONEGO, a jak szalonego, to gdzie szukać? Kogo prosić? Wiadomo!
Tak jak wszyscy zachwycam się rysunkami Hany. No i gdyby tak... 

Myślałam, zastanawiałam się i napisałam petycję. Pani Prezeskura rozpatrzyła ją POZYTYWNIE!! Jak to Ona! Zapaliła się od razu, WSPARŁA MNIE, roztoczyła wizje, zrobiła śmiałe plany (mam nadzieję, że o nich napisze też u siebie), a przede wszystkim wzięła kredki do ręki i zaczęła RYSOWAĆ! Hura! Kura! :)

Pomysł jest taki, aby połączyć talent Hany z moimi zdjęciami, bo one jednak, wybaczcie, muszą być, aby tradycji stało się zadość. 

Jestem pewna, że same rysunki zrobiłyby furorę, ale to kalendarz i miejsce na moje kotki! To nie podlega negocjacjom, hrehrehre. :) 

Was wraz z Haną prosimy o opinie, rady, porady, krytykę, no i o... namiary na drukarnię - jakąś niedrogą! Oferty, które znajduję, są za drogie, mniej niż 20 zł (z dostawą) przyzwoitej jakości nie da się uzyskać. A gdzie jakiś plusik uzyskać...

Jakie plany co do tego kalendarza, co tam chodzi nam po głowie, to się jeszcze okaże. Najpierw pogadajmy. 


Każda strona będzie inna! Na każdej zostanie wykorzystane moje zdjęcie z tymczaskami, do którego Hana zrobi rysunek, a potem będzie to zmiksowane w całość. 

Dziś SZCZERZE się wypowiedzcie,  drodzy czytacze: 
-  czy Wam się podoba taki pomysł?
- co myślicie o tym przykładowym zdjęciu? 
- w kierunku jakiej okładki iść, kolorowej czy spokojnej?
- proszę o pomysł na napis na tym zdjęciu, ruszcie głową i sypnijcie dowcipem :)
- kupilibyście taki kalendarz, żeby wesprzeć szczytny cel? Zwierzęcy rzecz jasna. :) 
- pomysły proszę jakieś jeszcze inne, ale w konwencji tego podstawowego

- kto ma (lub ma znajomą) drukarnię i wydrukowałby to dzieło wielkie i ważkie w jakiejś miłej cenie, przyznać się, proszę!

A przede wszytkim, nie chcę tu nic mówić, ale czas odkładać do skarbonki zaskórniaki, bo... Czy muszę pisać bo co? On NADCHODZI po prostu:))

Hana, dziękuję ci, kokocHana!

PODPIS

PS. Dziękuję za wczoraj. Niech żyją blogi, niech żyje Internet, niech żyją cudowni ludzie, którzy tu zaglądają. Mamy moc, mamy siłę! To niesamowite!!
(Niełatwa) Reszta należy do Joli.

**********************

ZDJĘCIA JAKO BARDZO NIEUDANE PROJEKTY USUNĘŁAM Z TEGO POSTA.
NIECH NIE STRASZĄ.

czwartek, 30 października 2014

Wspieram ogłoszenie matrymonialne!

Nie będzie dziś posta (oprócz tego króciutkiego), za to ci, którzy jeszcze nie byli w Pastelowym Kurniku, niech poświęcą dziś swój czas (co go mają zarezerwowany na wizytę Za Moimi Drzwiami) i polecą tam przeczytać 

OGŁOSZENIE MATRYMONIALNE (klik).

O Malina chodzi!

Trzeba chłopakowi dom znaleźć!

Pomyślcie, ruszcie głową, rozejrzyjcie się wokół siebie, miejcie oczy i uszy otwarte. Ktoś szuka przyjaciela? To bardzo mądry i kochany pies! 

Jola wykonała całą najgorszą, najbardziej pracochłonną część pracy nad nim!
A było co robić, bo psiak był zaniedbany.

Teraz Malin jest gotowy do zamieszkania w swoim domu na zawsze. 
Jest piękny!



Inne zimowe zdjęcia są TU


Pomóżcie, proszę.


PODPIS



środa, 29 października 2014

Niespodzianka

Niedługo, trzeciego listopada minie rok, jak się urodził. Pamiętacie te dramatyczne chwile? To wszystko było i straszne, i piękne. Radość, łzy, rozpacz, nadzieja, szczęście... Wszyscy zaglądający Za Moje Drzwi mocno to przeżyli, pamiętam, co się tu działo... Ileż było kibicowania, trzymania kciuków za to maleństwo! Np. w TYM dniu (klik). Potem dostarczył nam wielu wzruszeń i radości. 

Niemal po roku od tamtych chwil dostałam dwa zdjęcia wraz z informacją, że jest on bardzo szczęśliwym kotem. 
Nic więcej nie wiem, nie pytajcie, proszę.
Poznajecie?

Kto to?



Zmarnotrawiłam wczoraj czas na wspominki:


Niezapomniane emocje.

Miłego dnia!

PODPIS

I jeszcze coś, co zawsze mnie rozbawia - mimo oglądania po raz setny. :)



wtorek, 28 października 2014

Przed Moimi Drzwiami

Wstęp:

Miałam ci ja kiedyś ambicję, aby dogodzić moim kotom. Kupiłam im wiklinowy koszyczek, wsadziłam do niego poduszeczkę, i co? I spały w nim. Dwa razy! Całe dwa. Wrrr! 
Koszyk wylądował na strychu w kociarni. 
Potem znów na mnie pomroczność jasna spłynęła i za punkty w Zooplusie wzięłam kocie spanko, mięciutkie, wygodne. I co? Zostało olane... Dosłownie! Po kilkukrotnym praniu wylądowało w kociarni. No tak.
W kociarni żaden koci dziad nie interesował się ani jednym, ani drugim. 


Rozwinięcie:

Dziewczyny w nocy śpią grzecznie. Stefa troszkę pochrapuje, Amisia od 5. rano zaczyna się wiercić i sygnalizować, że jej w brzuszku burczy, ale da się wytrzymać. 





Z Hokusem nie da się spać, niestety. Chłopak urządza sobie galopady po twarzy człowieka. Musieliśmy eksmitować go z sypialni. Któregoś wieczoru zastałam go pod drzwiami śpiącego na dywanie. Szybciutko rzuciłam mu jakiś kocyk, za chwilę do kocyka przymierzyła się Stefcia, za chwilę zjawiła się Amisia... Poszłam więc po rozum do głowy, a właściwie na strych po posłanka, i proszę! Proszę patrzeć i podziwiać. :)

Moment kulminacyjny:





Zakończenie:

Czyż życie Przed Moimi Drzwiami nie wygląda kojąco? :)

Uzupełnienie:

Kocie Hospicjum wydało kalendarz na 2015 rok. Piękny, no i cel szczytny. Może ktoś?
http://allegro.pl/kotografika-2015-kalendarz-charytatywny-dla-kotow-i4737413103.html

I ja się przymierzam do swojego kalendarza. :)

PODPIS


poniedziałek, 27 października 2014

Wilcze dzieci

Dzień dobry, czy wierzycie w to, że październik dobiega końca? To nie do uwierzenia!
Dziś notka kinowa. :)


Pewnie to z tęsknoty za Japonią wybraliśmy się do kina na animę pt. „Wilcze dzieci”. To było bardzo miłe półtorej godziny. Wyciszyłam się, wyluzowałam i przeniosłam w inny wymiar rzeczywistości. Obraz sprawił, że znów, przez chwilę, pobyłam w Kraju Kwitnącej Wiśni, tak wiele w tym filmie realiów japońskich. Fabuła jest, jak na bajkę przystało, nierealistyczna, jednak im dłużej trwa akcja, tym bardziej okazuje się, że ona jest tylko pretekstem do pokazania trudności w wychowywaniu indywidualności, jakimi są dzieci i jak zaskakujący może być tego koniec. Innymi słowy, jak bardzo mylące może być prorokowanie przyszłości dzieci z ich zachowania we wczesnym dzieciństwie. Film jest o potędze miłości, o przeznaczeniu i o ciężkiej pracy dającej wyniki. Jest o dorastaniu, uczeniu się, dokonywaniu wyborów. Wreszcie o tym, że dzieci nie są nam dane na zawsze, że mamy zaszczyt być z nimi przez pewien krótki czas, a potem możemy tylko przyglądać się ich drodze z oddali, szanując ją i wspierając mimo naszych rodzicielskich lęków. 
Czy będąc odmieńcem, można znaleźć swoje miejsce w życiu? Reżyser Mamoru Hasoda prowadzi swoją opowieść prostym językiem zaprawionym dużą dawką humoru i odrobiną magii. Mnie zaczarował, ale ja pasjami uwielbiam i bajki, i bezkrwawe, spokojne opowieści, gdzie nikt nie narusza mojej wrażliwości. 
Film jest pełen szacunku, który widać w każdym momencie. Szacunku ludzi do siebie nawzajem, szacunku do pracy, do przyrody. To wydaje mi się bardzo japońskie i ten klimat miałam na myśli, pisząc o tym, że wiele w tym filmie realiów japońskich. 

Myślę, że film jest bardziej dla dorosłych niż dla dzieci. Jeśli będziecie mieli okazję - polecam.




Lubicie bajki? Macie swoje ulubione filmowe? Może z dzieciństwa, a może z czasów oglądania ich z dziećmi? Polećcie coś bajkomaniaczce. :)

PODPIS


niedziela, 26 października 2014

Opowieść tysiąca i jednego dnia

Ostatnio na blogu wciąż jest jakaś okazja do wzmianki. A to jakiś czas temu doliczyłam się tysiąca postów i pięćdziesięciu tysięcy komentarzy, a to pękł niedawno pierwszy milion wyświetleń, a to minęło tysiąc dni, od kiedy możecie zaglądać Za Moje Drzwi. Wczoraj minęło.

Pozostaje mi w takim razie kontynuować, co zaczęłam i zaprosić Was na opowieść tysiąca i jednego dnia. Przemek pokazał na swoim blogu filmy dla kotów, wypróbowałam i...



















Dziewczyny bardzo się zainteresowały. Patrzyły zafascynowane! Niestety na patrzeniu się nie kończyło, musiałam ich bardzo pilnować, aby nie zaczęły naprawdę polować na nieprawdziwe ptaki, co mogło skończyć się tragicznie dla prawdziwego telewizora... W każdym razie to działa i już miałabym sposób na ich nudę, tylko teraz pancernego tv mi brak. :)
Laptopa do tych celów też nie można im udostępniać, bo skaczą po klawiaturze (a jak to się może skończyć, można zobaczyć na końcu TEGO posta). Ktoś musi wymyślić teraz specjalny odbiornik dla kotów, ech!

Najbardziej podobały im się te filmy:



Inne filmy można zobaczyć w Tawernie TU (klik).

Miłego popołudnia!

PODPIS


sobota, 25 października 2014

Luizjana

Witaj, ludu sobotnio odpoczywający!

Rozłożyłam się. Zapadłam w śpiączkę. Biję rekordy w liczbie godzin snu na dobę. W stanie niesnu wytrzymuję góra godzinkę i znów śpię... Przespałam noc od 20:30 do siódmej rano, a potem znów rano od ósmej do dwunastej w południe! Co za dziwaczna choroba. Czy są na sali inni chorzy? 
Mam coś, co poprawi im humor, tak jak i mnie poprawiło. Od razu poczułam się lepiej! 

Wieści od Gai, która ma już swoje nowe imię w nowym życiu.

Mała retrospekcja. Gaja urodziła się na osiedlu Gaj we Wrocławiu jako bezdomna kotka. Kiedy za sprawą dobrych dusz, którym leży na sercu los podwórkowych kotów, trafiła Za Moje Drzwi, już była zapchlona i zarobaczona. Miała początek kociego kataru. Za parę miesięcy wydałaby na świat kolejne piwniczne bidy. Zdjęcia na osiedlu robiłam 9 sierpnia, było cieplutko, zielono. Teraz idzie zima i kotom tam mieszkającym będzie dużo ciężej. Czy można wątpić, że los kici zmienił się na lepszy? Na pewno nie po przeczytaniu mejla od Marysi.  

Krótka retrospekcja. Gaja z mamą na Gaju:





 A teraz już dzisiejsze wieści od Marysi, której wysłałam powyższe zdjęcia i tak mi odpisała:

Jedna piękniejsza od drugiej. Pokazałam jej. :)

Kicia otrzymała imię Luizjana - na cześć kota z jednego z najpiękniejszych moim zdaniem filmów, "Kochankowie z Pont Neuf" 

(http://www.filmweb.pl/film/Kochankowie+na+mo%C5%9Bcie-1991-7253) . 

Ale i tak "w praniu" wychodzi sto zdrobnień. :)
Oswajanie idzie bardzo dobrze, są ogromne postępy w kwestii kontaktu  z człowiekiem, przyrzekam, że ona jest największym pieszczochem, jakiego widział świat! 
Mruczy, wije się z rozkoszy i wtula we wszystko, w co się da (najchętniej w moją twarz). 
Ale wciąż jest dość płochliwa i niestety dopóki nie wezmę jej sama na kolana i nie przypomnę o tym,  jak bardzo lubi być drapana za uszkiem, to sama  z szafy nie wyjdzie. 
Bo w szafie sobie zrobiła kryjówkę, na najniższej półce z piżamami. 
I niechętnie opuszcza to miejsce, chyba że jest w mieszkaniu absolutna cisza, tj. mnie nie ma albo śpię. 
Bo po nocy, a także po powrocie z piątkowych zajęć, zastaję zawsze miski wylizane do czysta i piękne kupy w kuwecie. :) 
Jednym słowem praca wre tutaj, nad zaufaniem i zapewnieniem o bezpieczeństwie. 
Ale wszystko jest na dobrej drodze.

Obie pozdrawiamy serdecznie Panią i Męża! :)

Marysia i Luizjana. :)
Jest w tej historii coś chwytającego za serce. Przysięgam, że u mnie, mimo moich licznych starań, Luizka tak się nie zachowywała. Owszem, kładła mi główkę na dłoni i mruczała, ale to wszystko! 
One obie, i Marysia, i Luizjana, od pierwszej chwili poczuły do siebie wzajemną sympatię - patrzyłam na to z niedowierzaniem, jak szybko mała zaczęła się tulić, a to, co dzieje się między nimi teraz, w pierwszym i drugim dniu razem, to znak, że dziewczyny odnalazły się w wielkim świecie, bo były sobie przeznaczone.

Marysia pochodzi ze zwierzolubnej rodziny, jej rodzice mają i kochają zwierzęta, a kilka lat temu spotkała ich przygoda taka jak Hanę i Wałka (klik). Przybłąkała się do nich porzucona psina i teraz jest najwspanialszym przyjacielem domu. Nawet podobna do naszego blogowego ulubieńca. :)


Marysiu, jestem szczęśliwa, dziękuję Ci bardzo za te rewelacyjne wiadomości i to niesamowite, urocze zdjęcie! Proszę o jeszcze. :) Imię wymyśliłaś świetne!

To idę spać, bo czuję, że ta radość pozbawiła mnie sił. :) Dobranoc!

PODPIS

PS. Najnowsze wieści sprzed chwili dosłownie: malutka Lui zaczęła bawić się wędką, to przełom! Kiedy kotek zaczyna szaleć w zabawie, oswajanie idzie już lawinowo. Hura! :)

PS 2. Nowe zdjęcia.




Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...