poniedziałek, 30 listopada 2015

Koci weekend

Tak wiele się działo podczas ostatnich dwóch dni! 
Spaliłam się niemal w mrowiu emocji, tych dobrych i tych złych, ale na koniec wszystko ułożyło się wyśmienicie i niech tak już zostanie! Nno!!

*****

Najpierw przyjechała z Krakowa Joanna. Przyjechała po swoją uszytą na miarę dziewczynę dla rezydenta o manierach łobuziaka - Ozzy'ego. To była przemiła wizyta. 
Joasia była tak przygotowana, że mucha nie siada! Miała ze sobą wszystko na każdą ewentualność! Poza tym przywiozła pełną torbę podarków. Dla nas, dla Fiki, dla rezydentów i dla tymczasków. Kochana dziewczyna pomyślała o wszystkim. Jak myślicie, jak ja się czuję, oddając kotka pod opiekę kogoś takiego? Taka Joasia to spełnienie moich marzeń. :)

Szczęśliwe dziewczyny dwie. Nareszcie razem. 
Dostałam ptaszka. Przecudowny!! Jak pasuje!
Tyyyle prezentów! 
Szaga (która szybko została księżniczką Shilą) wtopiła się w nasz dom jak w masło. Ze świecą szukać aż tak odważnego i bezproblemowego kota! Zostanie w naszej pamięci na zawsze jako cud nad cudy. Jej przyjaźń z Fiką była wprost niesamowita! Czy ktoś jeszcze nie widział tego?   


Jej losom przed przybyciem do mnie oraz po opuszczeniu naszego domu poświęcę jeszcze jeden dłuuuugi post. 

Teraz tylko wspomnę, że obawy Joasi, że Shila nie przeżyła konfrontacji z Fiką oraz jej kością, okazały się nieuzasadnione. :)


Shila zapakowała się do transporterka i dziewczyny pojechały...



To były same dobre, wspaniałe chwile. 
Podszyte wzruszeniem, trochę żalem, ale przede wszystkim radością. 
Bardzo dziękuję, Joanno!

Teraz trzymamy kciuki, aby gagatek Ozzy zaakceptował malutką księżniczkę. 
W końcu dla NiegoCiOna!

cdn.

*****
Kolejna weekendowa historia.
W piątek opublikowałam na fejsie post o treści:

Czy ktoś z Państwa myśli o kocie? Do adopcji jest dwuletnia kotka, po kastracji, domowa, spokojna i jak to kot, ciut niezależna (na kolanka przychodzi wtedy, gdy ona chce). Kotka jest bardzo ładna. Niestety musi znaleźć nowy dom. Sprawa pilna. Kotka szuka domu niewychodzącego, chętnie będzie chodzić na spacerki pod opieką kochającego właściciela. Najlepiej dom bez małych dzieci. Wrocław i nie tylko. Proszę o kontakt na priv.

Nie zareagował nikt. Gdyby wiedział... Celowo nie dałam zdjęcia, bo jestem pewna, że telefony by się urywały. A ja szukałam kogoś, kto ją pokocha pomimo...

Gdybym dała tę fotografię, wiecie, co by się działo?


Pewna pani napisała do schroniska, że musi oddać kota. Kiedy Aneta zobaczyła, co to za kot, zdębiała. Maine coon! Rudy! Przecudowny! Jak takiego kota dać do schroniska?! Przecież stamtąd może go zabrać każdy, bez sprawdzenia, bez gwarancji, że nie robi tego tylko dla urody, że nie po to, aby go zaraz sprzedać dalej! 
Anetka napisała do mnie, a ja zdecydowałam: biorę i znajdę tej piękności nowy dom!

Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego rodzina pozbyła się tej kotki. Jest zachwycająca, rasowa, młoda, zdrowa, po kastracji... Nie jestem w stanie zrozumieć, ale stało się. Kotka trafiła Za Moje Drzwi w sobotę po południu i została za nimi przy akompaniamencie płaczu swojej byłej pani...

Zabrałam ją do kociego pokoju. Była zaniepokojona, ale jeszcze chyba nie przeczuwała, co ją czeka...



Pogłaskałam aksamitne futerko, zachwyciłam się lwią głową i zostawiłam ją samą, aby poznała pokój. Kiedy przyszłam za jakiś czas, kotka była już przerażona. Wciśnięta w kąt, z rozbieganymi oczami, posykująca, trzęsąca się jak osika. Na ten widok łzy od razu stanęły mi w oczach. Kayronek, on pewnie też to przeżył... 

Jeszcze rano miała dom, miała rodzinę, dziewczynkę do towarzystwa, a teraz została oddana jak rzecz. W nieznane miejsce, nieprzyjazne i wrogie. Ja jawiłam się jej jako ta, która ją uwięziła. Patrzyła na mnie z nienawiścią w oczach. 


Już poprzedniego dnia uruchomiłam wszelkie możliwości, żeby znaleźć jej zaufany dom bez konieczności ogłaszania jej w internecie i przeżywania nawału chętnych jak w przypadku Raviego (kota tajskiego). Napisałam też Hanie o tej historii, ryzykując przerwanie jej czasu żałoby. 

I stało się coś niesamowitego. Kolejny raz! Znowu Za Moimi Drzwiami pod rękę z Pastelowym Kurnikiem takie czary i cuda!
Bardzo dobrze znani Hanie Maciek i Asia - kochani, cudowni ludzie z genialnymi warunkami dla kotów (dom z zabezpieczonym ogrodem - marzenie!), z jednym już kocurkiem maine coonem IDENTYCZNYM, też rudym, zaoferowali się dać dom tej biednej dziewczynie! Nie można było znaleźć lepszej opcji!

Namówiłam ich, aby przyjechali spod Poznania już dzisiaj. Widząc strach i przerażenie tej kotki, nie chciałam, aby przyzwyczajała się do mnie, a potem znowu musiała przechodzić kolejny raz rozstanie i szok.

Wczoraj rano było z nią fatalnie. Wcale się nie uspokoiła. Wręcz przeciwnie. Była jeszcze bardziej roztrzęsiona i agresywna. Bezustannie warczała i symulowała ataki na mnie. Nie mogłam nawet zbliżyć się na dwa metry. Natychmiast rzucała się w moją stronę. Nic nie zjadła, nie piła, nie załatwiła się. Całą dobę. Pękało mi serce. 

Czy to ślady po łzach? Na zdjęciu wyżej, z poprzedniego dnia, nie ma ich...
Maciek z Asią przyjechali w niedzielę w południe. Zamartwiałam się, jak ją wsadzimy do transportera. Rzeczywiście zajęło nam to sporo czasu i wymagało kombinacji, ale w końcu ci dobrzy i mądrzy ludzie pojechali ze swoją tak bardzo skrzywdzoną nową podopieczną do swojego, a teraz też już jej, domu. 




Ku naszej niesamowitej radości kotka po dojechaniu na miejsce napiła się, skorzystała z kuwety i otarła o nogi swojej nowej pani! Co za radość! 
Dziękuję Wam, kochani! Dawajcie znać, co z piękną kotą. Wierzę, że będzie już wkrótce szczęśliwa (klik). 

*****

I to jeszcze nie koniec. 
Jak może wiecie, mam teraz pod opieką trzy kocie bidy, a właściwie to już... dwie. :)



W piątek byli oglądać kota - na zdjęciu wyżej w środku - Dibusia (bo złapany na ulicy Dubois we Wrocławiu) młodzi ludzie. 


Okazali się bardzo fajni. Ciepli, mądrzy, kochający koty, no i zauroczeni tym kotkiem, mimo że on jeszcze potrzebuje sporo czasu do zaufania. Dogadaliśmy się i przyjechali po niego dzisiaj! 


Ufam, że kotek będzie miał u nich dobrze. Oczywiście będę raportować. :)

****

Przyjazd Joasi, jej wyjazd za kilka godzin z kochaną Shilą, potem przybycie ludzi z kotką maine coon, patrzenie na jej szok i ból, a kolejnego dnia oddanie jej Maćkowi i Asi, i znów kolejna adopcja Dibusia. W międzyczasie spacerki z Fiką, podawanie leków bidom i wizyta u mamy. Taki to był koci weekend. 

Teraz szukają domu tylko dwie bidy.

Słodka, grzeczna, miła dziewczynka (potrzebuje imienia).
Dzikowaty chłopczyk, który nie wie, że zaraz go udomowię. :)
Potrzebuje imienia. 
Pamiętajcie o nich, proszę. Strumień potrzebujących wciąż płynie...

Moje koty podróżują: do Krakowa, pod Poznań, do Wrocławia. A jak Wam minął weekend? :)

PODPIS

KUPUJĄC PRZEZ TEN BANER, POMAGASZ MI POMAGAĆ!


:)

***

Najnowsze wieści:
Jest fantastycznie! Niewiarygodnie!
Kocia jadła, piła, umyła się, zachowuje się jakby nigdy nic!
Dwa razy wskoczyła Asi na kolana! Mizia się, ociera i BAWI!!!
:)))))))))))))))

***

I jeszcze na koniec wieści od Zuzy o Milence:



Milenka wczoraj skończyła 5 miesięcy. 
Dziś byliśmy na wycieczce w parku w Powsinie. 
Niestety ciągle nie nadaje się na spuszczanie ze smyczy w miejscu nieogrodzonym. 
Wszystko ją interesuje. Chce się ze wszystkimi ludźmi i pieskami witać. 
Sheltie to pasterski pies. Goni wszystko co ucieka.
 Ostatnio ma manię gonienia samochodów.

sobota, 28 listopada 2015

Wyprzedaż!

Kochani Czytacze, zaraz zobaczymy, czy jesteśmy dobre w marketingu. Zostało jeszcze trochę kalendarzy. Niedużo, naprawdę. Ważne, aby je wszystkie sprzedać, bo niesprzedane zjadają zysk. Wiadomo. Niby jest jeszcze dużo czasu, jeszcze grudzień przed nami, ale ja bym chciała już sprawę pomału zamykać. Sprawę i firmę. :)

Ogłaszam więc uroczyście:

TRZY DNI WYPRZEDAŻY! 

Promocja potrwa od teraz do poniedziałku, do godziny 24. Każdy, kto zamówi je w tym czasie, zapłaci mniej. 

Oba kalendarze kosztują jedynie tylko po 22 zł/szt. wraz z ceną wysyłki! 

Biała Kura.


Uwaga, jeśli ktoś jeszcze nie wie, do Białej Kury powstaną bajki, które będą ukazywały się pierwszego dnia każdego miesiąca! Każdy może napisać bajkę. :) Poczytajcie, jak zarządziła szefowa akcji "Bajki Białej Kury" Mika: Baju, baju, baju.(klik)

Poetyckie Koty.




A ja proszę Was o rzucanie tu hasłami reklamowymi mającymi zachęcić potencjalnych kupujących.
Tym razem parodiujemy znane z tv i radia slogany reklamowe.

Ja zaczynam:

1. Poetyckie Koty  - nie dla idiotów!

2. Twój kot kupowałby... Białą Kurę!

3. Biała Kura doda ci skrzydeeeełłłł! :))

4. 

Dawajcie, pośmiejemy się. :)


PODPIS

No i zapraszam do zakupów. :)
Zamówienia:

 bialakura527@wp.pl i zamoimidrzwiami@gmail.com

PS. Szaga, która została Shilą, jedzie właśnie do Krakowa ze swoją cudowną mamą Joanną. Jakie ja mam kochane czytelniczki!
W domu pustka, Fika odsypia ostatnie dni szaleństwa. Shila to jeden z najcudniejszych kotów, jakie do mnie trafiły. Trochę smutno, trochę tęskno. Niech no tylko Ozzy się zachowa! :)


piątek, 27 listopada 2015

Najprościej

Najprościej, jak można: podziwiam Anię M. Anię-artystkę.

Anię M.-fotografkę, która widzi więcej. Jej spojrzenie ujawnia mi istnienie innych światów, tak nieprawdopodobnych, że aż nierealnych. Światów warszawskiej Ursinovii, światów śmietników, kałuż, zardzewiałych rur, studzienek kanalizacyjnych, wnętrz, zewnętrz, struktur, faktur, błysków, lśnień, kolorów. Pięknych bądź intrygujących, albo przykuwających uwagę. Często wszystko naraz. I więcej, dużo więcej. Te zdjęcia nie zostawiają mnie obojętną. Policzkują mnie, aż policzki mi płoną, a w oczach stają łzy. 
Któregoś wieczoru, tu, w naszym domu, spędziliśmy z Anią cudowny wieczór, oglądając jej prace na dużym ekranie telewizora. To była prawdziwa uczta dla oka i ducha. Odpoczynek, poruszenie, zachwyt bez końca. 
Kiedyś, na początku pisania bloga, planowałam zrobić post "Widzieć jak Ania M.". Chciałam skopiować jej sposób fotografowania. Przecież to nie może być trudne, tak myślałam. 
Szybko się poddałam. Ani M. nie da się skopiować, nie da się podrobić. 
Ania - artystka, fotografka - jest jedna. Jak dobrze!

Zdjęcia Ani pożyczyłam z jej bloga: http://bloganiam.blogspot.com/. Jest ich tam dużo więcej, a w zakładkach na blogu są zdjęcia z kolejnych wystaw.







Najprościej, jak można: podziwiam Anię M. Anię-artystkę.

Anię M.-poetkę. Wyciągnęłam ze skrzynki zamówiony u niej tomik wierszy wydany przez wydawnictwo Miniatura. Tytuł popieścił moje zmysły. "Czułość liter"... Ile znaczeń otwiera się w tych słowach.
Ze wzruszeniem pogładziłam prostą lnianą okładkę. Zatrzymałam wzrok na fragmencie obrazu Jacka Puczela. Przeczytałam dedykację, zachwyciłam się autorskimi zakładkami, na których Ania ujawnia kolejny swój talent - rysunkowy. Znalazłam odręczną poprawkę. Na moje życzenie egzemplarz, który dostałam, był tym z drobnym błędem drukarskim: dwa wiersze połączone w jedność. Otworzyłam na chybił-trafił i przeczytałam. 






Czułe litery wpadły mi do serca, ścisnęły je w bolesnym skurczu. "Boję się, że otworzę lodówkę, a tam też...". Uchodźcy, zamachy, wojna, strach, nienawiść, ból. Choroba w rodzinie, ktoś z przyjaciół umiera. Nie ma ratunku. "... małe końce świata; poutykane w kątach". Kotek na kwarantannie ciężko oddycha. Dlaczego musisz cierpieć, mała, niewinna istoto. "Powstają chyba przez podział albo są dziećmi miłości." Ja już kocham cię, malutki. Jutro czeka mnie ciężki dzień. Czy kogoś zawiodę, czy zawiodę siebie. Niedługo święta, znów koniec roku. "Małe końce świata wytrzepuję z kieszeni". 


Najprościej, jak można: podziwiam Anię M. Anię-artystkę. Jestem dumna, że znam Anię M. Jestem dumna z Ciebie, Aniu.
Dziękuję, że dzielisz się ze mną sobą.

PODPIS



czwartek, 26 listopada 2015

W jaki sposób w naszej rodzinie zaczęliśmy obchodzić Dzień Znajdy

MójCiOn pisze:



Znajomy pojawił się obok łóżka, a wtedy kilkuosobowa delegacja, lustrująca dotychczas moją sypialnię, w niejasny sposób rozpłynęła się w powietrzu. Wystarczyło, że zwróciłem głowę w jego stronę, a wszyscy ci dziwni goście przestali istnieć. Wraz z ich dematerializacją zniknęło krępujące poczucie wstydu, że, z jakiegoś nieokreślonego powodu, zmuszony byłem przyjąć ich w stroju Adama. Może zaskoczyli mnie w czasie porannej toalety? Nie pamiętam.
Kiedy ponownie nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, uśmiechnął się i skinął głową.
Na szczęście codzienny strój zdążył już szczelnie zakryć profanum mojego ciała, a i otoczenie przybrało bardziej publiczny charakter - cokolwiek to znaczy.
Mogłem poczuć się swobodniej.

- Wie pan, że dzisiaj jest Dzień Znajdy? – zapytał z retoryczną intonacją.
- Przepraszam. Nie. Nie wiedziałem… – urwałem w pół zdania, lekko uszczypnięty przez poczucie winy.
– A co to za dzień? – zainteresowaniem próbowałem podtrzymać konwersację.

Zdziwienie dźwignęło lekko jego brwi:
- Ludzie w Dniu Znajdy znajdują różne ważne rzeczy.
Miałem kompletną pustkę w głowie. Nie było innego wyjścia niż przykrycie swojej ignorancji kolejnym pytaniem:
- Co ludzie znajdują w tym dniu?
- Kody albo hasła, ciągi liczbowe i masę innych przydatnych przedmiotów – cierpliwie wprowadzał mnie w głąb tematu.
Hasła? Ciągi liczbowe? Jakoś wcale mnie to nie zdziwiło. Przeciwnie, połączenie tworów matematycznych z praktyczną przydatnością wydawało mi się logiczne.
- Tylko dlaczego te znaleziska nazywa się znajdami? Przecież to słowo odnosi się raczej do żywych stworzeń – drążyłem dalej.

- Ależ znajda nie odnosi się do przedmiotów! – zdziwił się. – Znajda to fakt znalezienia czegoś, a nie przedmiot. Jeśli znajdziesz coś cennego w tym dniu, to przytrafiła ci się znajda. Znajda jest jak fart, który ci się przydarza, jak szczęście. Jest niematerialna. Jej skutkiem jest wejście w posiadanie czegoś wartościowego.
Jego wzrok niósł w moim kierunku nadzieję na zrozumienie.

A więc znajda jest wydarzeniem… Znaleźć coś w Dniu Znajdy to właśnie jest znajda… Taki skrótowiec... nietypowa forma gerundialna… A właściwie to skąd ja znam tego człowieka... jak się tu znalazł... dlaczego pierwszy raz słyszę od niego o tym dniu… 

Kiedy otworzyłem oczy, w drzwiach stała moja żona.
- Ty wiesz, że jest już po dziewiątej? – spytała z lekkim wyrzutem w głosie.
Leżałem w łóżku zagrzebany pod kołdrą, gdzieś między świtem a południem. Co mogłem jej powiedzieć?

- Kochanie, wiesz, że dzisiaj jest Dzień Znajdy?

PODPIS

Pamiętacie o Zooplusie? Są kolejne cztery paszcze do wykarmienia i wyleczenia. Dziękuję!



wtorek, 24 listopada 2015

Dziewczyna dla Ozzy'ego?

Pamiętacie posty o Ozzy'm? Zaledwie 10 dni temu wspólnie radziliśmy, jak ma postąpić Joanna w jego przypadku. TUTAJ i TUTAJ są te posty. 

Ozzy w różnym wieku.
Dopiero co złożyłam zamówienie do losu na towarzyszkę szaleństw dla Ozzy'ego, prosząc wprawdzie, aby się nie śpieszył, ale ten najwyraźniej wcale nie chciał czekać i jakimś dziwnym trafem Za Moimi Drzwiami znalazła się ona - Szaga, dziewczyna uszyta na miarę dla tego energicznego kota. 



Pisałam niedawno tak o preferencjach:

Jeśli chodzi o portret psychologiczny towarzysza dla Ozzy'ego, to najwłaściwsza byłaby moim zdaniem:
- kotka, bo z kocurem by rywalizował,
- młoda, w równym wieku z dokładnością do dwóch miesięcy w dół i pół roku do góry,
- najlepiej po sterylizacji, aby nie trzeba było jej przechodzić na początku znajomości kotów,
- odważna, przyjazna, energiczna,
- dobrze żyjąca z innymi kotami.
Wszystkie te cechy da się sprawdzić, biorąc kotkę z domu tymczasowego.


Co do Szagusi, to nie zgadza się tylko wiek, bo kotka ma około trzech-czterech miesięcy, bliżej trzech, ale myślę sobie, że los nie jest głupi, zsyłając ją do mnie. Przecież Ozzy'emu będzie łatwiej zaakceptować przyjaciółkę, która jeszcze jest dzieckiem (a do sterylizacji jest jeszcze wystarczająco dużo czasu, aby koty zdążyły się poznać i zaakceptować). 

Ozzy.
Poza tym Szaga spełnia wszystkie moje założenia. Jest niesamowita. To wspaniała, odważna i bardzo zabawowa koteczka. To, co one wyprawiają z Fiką, utwierdza mnie w przekonaniu, że kota nie da sobie w kaszę dmuchać nawet starszemu kocurkowi. Ona jest kotem wprost idealnym na dokocenie. Ot, teraz właśnie wypuściłam ją z kociego pokoju na dom - niech już nie siedzi sama, skoro jest zdrowa, a ta mała od pierwszej chwili czuje się jak u siebie i niezrażona niczym szaleje z Fiką na całego. Naprawdę sto uciech z nimi! Taka kotka to skarb. Jak to możliwe, że takie otwarte na ludzi cudo koczowało gdzieś w piwnicy? Nie mieści mi się to w głowie. 



Stefcia jak zwykle - gościnna niezwykle. :)


 Możecie harce dziewczyn zobaczyć. Koniecznie to zobaczcie! :)
i
TU.

Obie z Joanną z Krakowa bardzo to przeżywamy. Piszemy i piszemy do siebie...

Gosieńko,

(...) Szaga - piękna pod każdym względem.
Jak Ty to robisz, że masz zawsze  takie niezwykłe, cierpliwe,  kotolubne psy?

Pozdrawiam,
Joanna

Joanno, (...)
Co do Szagi...
To ona. Tak, to ona. To na nią składałam zamówienie do losu.
Nie będę więcej na razie tego uzasadniać, ale jestem pewna, że ona jest odpowiedzią.
Spokojnie. Nic na siłę. ;)

Gosiu,

(...)
tak bardzo chciałabym, żeby Ozzy'emu było z nami dobrze. I każdemu innemu kotu-domownikowi. (...) Może brakuje mu kociego towarzystwa, a może nie będzie umiał się dogadać? Ja chcę mieć dwa koty, ale nie chcę ich unieszczęśliwić taką sytuacją.

A może ja za bardzo to wszystko roztrząsam? W pracy, w codziennym życiu, jestem osobą zdecydowaną, a w tej kwestii budzi się we mnie coś w stylu: chciałabym, ale się boję.

Dzisiaj wszyscy oglądaliśmy Szagę. Przed chwilą zajrzał do mnie syn i zapytał, do kogo piszę. Gdy odpowiedziałam, zapytał: Jak myślisz, pani Gosia zechce nam powierzyć dzisiejszą  kicię i czy już ją "zaklepałam". I co ja ma robić? Jak żyć? :))

Joanna

Mój Boże, Joasiu, normalnie się wzruszyłam tą końcówką listu. :) Muszę się teraz uspokoić. :) Napiszę potem.

Gosiu, mnie też towarzyszą ogromne emocje dotyczące rozszyfrowania-uszczęśliwienia Ozzy'ego i nieskrzywdzenia jego potencjalnej towarzyszki.

Ozzy patrzy na "tak" czy na "nie"?
Kochana Joasiu, wgapiam się w zdjęcie Twojego kota i moim zdaniem Ozzy spojrzeniem mówi, że chce Szagę.(...) Na moją intuicję będzie dobrze. Ozzy potrzebuje towarzystwa. Pamiętasz, że zamówiłam u losu kotkę dla Ozzy'ego, i nie do uwierzenia, ale Szaga jest właśnie taka, jak pragnęłam. Odważna, wesoła, bez kompleksów, od pierwszej chwili niebojąca się człowieka. Szaleje z Fiśką po całym pokoju, a jak się zmęczy, to kładzie się koło mnie i mruczy. Na razie nie ma ochoty zbyt długo siedzieć na rączkach, bo nie to jej w głowie. Reasumując, charakter ma uroczy i szyty na miarę. Nie wiem, czy trafi się taka druga. Aż taka. Jest trochę młodsza niż ta w "zamówieniu", ale może los ma rację i Ozzy nie poczuje się zagrożony dorosłym kotem? Myślę teraz, że ma rację. Szanse, że przyjmie młodziutką kotkę, są większe. Szaga ma apetyt. (...) ma ładne proporcje i ten szary (a nie bury) kolor jest ciekawy. Ja już nie patrzę obiektywnie, ona jest taka kochana, że uważam, że jest śliczna.
Kotki będą szaleć, będą się bawić, gonić, gryźć, ale jak to koty - to nigdy nie trwa jednorazowo długo. Byłoby bosko, gdyby się zaprzyjaźniły. Oddałabym za to wiele.
Kotka pięknie zdrowieje. Już wcale po niej nie widać choroby. Za tydzień będzie do adopcji. Decyduj, Joasiu.  
Jeśli pozwolisz, to zrobię post o tym i zobaczymy, co dziewczyny powiedzą.
Mocno cię pozdrawiam.

Gosia :)


Takie brewerie czekają Joannę i jej rodzinę. :)

Gosieńko,

(...) Oczywiście zamieść post, ale my w zasadzie zdecydowaliśmy się na Szagę od pierwszego zobaczenia. Zrobimy dziś późnym popołudniem (bo dopiero wtedy syn wraca z uczelni) naradę kocio-rodzinną i dam Tobie ostateczną odpowiedź. Bardzo się cieszę, że wzięłaś nas pod uwagę jako kochającą służbę Szagi i Ozzy'ego jako, miejmy nadzieję, przyjaciela.

Pozdrawiam,
J.







I tak to się Za Moimi Drzwiami plecie. Czyżby Szagunia była TĄ dziewczyną dla Ozzy'ego? Jak myślicie?
Jejku, jejku, czasem myślę, że to wszystko, co się dzieje wokół "moich kotków", to jakieś czary!

PODPIS

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...