poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Luna do ciotki Gosianki

Tym razem post pisze gościnnie jedna z moich byłych podopiecznych: LUNA. To to niedzisiejsze maleństwo wyrzucone w zaklejonym pudle na pobocze drogi zostało uratowane przez dziewczynkę, której zachciało się siusiu (klik)! Tatuś stanął na poboczu, a tam pudło... W pudle cztery szczeniaczki! Do mnie trafiły dwie z nich: Luna i Brzusia.
Luna jest wymarzonym i wyśnionym przez Madzię (którą rodzina nazywa Perełką) pieskiem. Madzia-Perełka jest po prostu niesamowita. To, jak zajmuje się Luną, jak ją kocha, jak jest z nią szczęśliwa, wyciska mi łzy radości z oczu, bo i ja byłam taką dziewczynką, która boleśnie chciała mieć swojego psa, ale mnie udało się to dopiero w liceum. Madzi mama posłuchała mojej opowieści i zrobiła córeczce niespodziankę, z całą pewnością zmieniającą całe jej życie!
A teraz? Czytajcie i radujcie się ze mną wszyscy, którzy kochacie historie adoptowanych zwierzaków!
List Luny publikuję bez żadnych zmian. Zdolna bestia!
Luna do ciotki Gosianki:


Mój ANIELE, postanowiłam napisać, co się u mnie wydarzyło przez ostatni rok. Jestem tak zabiegana, że nie mam za wiele wolnego czasu. A więc jestem już poważną "dziewczyną" po cieczce i sterylizacji (do której Madzia dołożyła się - oddała stypendium otrzymane na koniec roku). Przeżywała ze mną te ciężkie chwile i była przy mnie cały czas. 
Jestem niesamowitym psem! - tak o mnie mówią. Nabyłam pewne umiejętności, np. świetnie skaczę z dziećmi na trampolinie, jak i umiem perfekcyjnie zjeżdżać na zjeżdżalni. Nie myśl sobie, że zawsze byłam grzeczna. Często robiłam podkopy pod ogrodzeniem, jak i opanowałam perfekcyjnie rozplątywanie siatki ogrodzeniowej. Byłam szczęśliwa, jak sobie uciekłam do sąsiada. Niestety opiekunowie zabezpieczyli ogrodzenie i nie uciekam już. Zresztą gdzie byłoby mi lepiej? 
Potrafiłam zjeść ugotowane jajko, które pani przygotowała sobie na śniadanie. Po zjedzeniu uciekłam i się nie przyznałam. Pomyślałam, że wina spadnie na dzieci. Słyszę niekiedy, że też na mnie zrzucają winę, np. gdy zniknął wafel Madzi z opakowaniem - Bartek powiedział zjadła go Luna. Ale jak?

Uwielbiam spędzać czas na trawce. Leżę jak królowa na trawniczku, obgryzam kość,




lub obgryzam patyki przyniesione ze spaceru znad Odry. 




Jestem żywą ozdobą podwórka.



Spaceruję wzdłuż Odry z Bartkiem.




Tak, z tym chłopczykiem, który strasznie płakał na początku, że się mnie boi. 
Teraz wyznaje mi miłość i gdy woła, przybiegam na komendę.




Codziennie rano biegam z moją starszą panią ok. 4 km. 
Dla sprostowania powiem: ja biegnę, a pani jedzie na rowerze ;-). 
Podczas spacerów spotykam paru kumpli Reksia: 
Barego, Kubę - który czeka zawsze na mnie przy Jazie Janowice, i Rudą. 






Uwielbiam jeździć samochodem w lecie, jak i w zimie. 
Niestety mam też chorobę lokomocyjną.


Luna z Bartkiem, który się jej na początku bał!


Luna ze swoją Madzią-Perełką.
Jesienią chorowałam. Miałam kaszel kenelowy. Wzywali lekarza do mnie, bo Madzia narobiła rabanu, że mogę umrzeć. Lekarz dał zastrzyki i przeszło mi. Tak naprawdę nie było mi w głowie "odchodzić z tego świata", bo kto zabawiałby wszystkich? No kto? 

Od roku mam ulubioną zabawkę - niebieską gumę, którą przynoszę, gdy mi daleko rzucą.




Bardzo tęskniłam na wakacjach, jak i podczas wyjazdów Perełki. 
Nie mogłam uwierzyć, że jej nie ma. Kopałam i o mało nie wykopałam dziury w jej łóżku. 
Zawsze budzę Madzię, a wtedy jej nie było. Nie mogłam w to uwierzyć. 
Gdy odpoczywam, wyciągam się w moim legowisku.




Fajnie mi u tej rodzinki. Dzieci szalone, to i ja sobie pozwalam na co nieco. Dbają o mnie. Dokarmiają, smakołyki dają, wożą i wyprowadzają, lekarz na telefon. 
Żyć i cieszyć się tylko. Jestem w dobrych rękach. 
Pozdrawiam Cię serdecznie. Luna. Łapka dla Fiki i Miki! 


PODPIS

Wzruszyłam się, rozpłynęłam, dziękuję! 
Jestem szczęśliwa, że się przyczyniłam do tego rodzinnego szczęścia, a w szczególności, że Madzia ma swoją Lunę!



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...