345. Szyszka
Szyszka to szylkretowa piękność znaleziona we Wrocławiu. Kotka była zadbana i ewidentnie domowa, jednak ogłoszenia o poszukiwaniu opiekuna nie przyniosły żadnego rezultatu. Podczas pobytu Za Moimi Drzwiami Szyszunia przeszła wszelkie badania i testy, które potwierdziły, że koteczka jest zdrowa, przeszła więc zabieg kastracji i już była gotowa do adopcji. Okazała się kotką bardzo miłą i miziastą, a także zaprzyjaźniła się z moimi pieskami - FikiMiki. Koteczka miała kilka poważnych propozycji domu, ale ostatecznie zamieszkała z Klaudią i jej 4-miesięcznym kocurkiem Rambo. Było trochę obaw, jak Szyszka zachowa się do młodszego kolegi, jednak pierwsze wieści z nowego domu napawały dużym optymizmem. Kotki szybko się dogadały i już wiemy, że bawią się wspólnie, szaleją, kochają się po prostu!
346. Śrubka
Śrubka to kotka, która przez wiele lat żyła w magazynie jednej z fabryk. Radziła tam sobie najlepiej, jak potrafiła. Gdy los zetknął jej z Kingą, która skontaktowała się ze mną, zapadła decyzja by dać kotce szanse na lepsze życie w drugiej połowie jej życia. Marzyłyśmy by Śrubka poznała życie domowego kotka, kochanego i zadbanego, który nigdy nie zazna głodu i chłodu. Mimo posiadania w magazynie wielu przyjaciół, życie tam było po prostu niebezpieczne. W momencie trafienia Za Moje Drzwi kotka miała ok. 7 lat. Od samego początku okazała się koteczką bardzo ostrożną, trochę przestraszoną, ale robiącą piękne postępy. Gdy zaufała, że nie grozi jej z mojej strony żadne niebezpieczeństwo okazała się słodką istotą, rozdającą baranki i mruczącą głośno z radości. Śrubeczka była nauczona ostrożności, inaczej pewnie by nie przetrwała w takim nieprzyjaznym kotom środowisku. W ramach tymczasowej rezydentury Śrubka przeszła przegląd weterynaryjny, łącznie z badaniami krwi w kierunku chorób zakaźnych, wątroby i nerek. Wyniki krwi wskazały na dobry stan zdrowia koteczki. Kotka została odpchlona, odrobaczona. Nie było żadnego powodu by Śrubka kolędowała w domu tymczasowym, a dom stały wciąż nie dzwonił. Tak ciężko było wierzyć, że nikt nie interesował się tą cudowną kocią dziewczynką. Gdy powoli traciłam nadzieję, zamartwiając się nocami, stał się CUD. Skontaktowała się ze mną Joasia wyrażając chęć adopcji Śrubki. Jej dom to dom sprawdzony, dom zaprzyjaźniony, dom z innym kotem ode mnie - kotką Dimką, i jeszcze drugą kotką Trikką. Wiem, że Joasia na pewno da Śrubeczce czas i wszystko, co jest w tej sytuacji potrzebne. Jestem przekonana, że jest to dom szyty na miarę dla Śrubki.
347. Filiżanka
348. Spodek
Spodek i Fliżanka
Filiżanka i Spodek, to kocie rodzeństwo, które przyjechało Za Moje Drzwi od pani dr wet, z którą już kilka razy współpracowałam. Koteczki zostały odebrane przez panią doktor z pewnego domu, gdzie były niechciane i nie najlepiej traktowane. Pochodzą z Bolesławca, więc otrzymały imiona "ceramiczne". Zostały od razu odpchlone, odrobaczone, przebadane w kierunku chorób zakaźnych - zdrowe. Porcelanki okazały się rokującymi dzikuskami i po krótkim czasie tymczasowej rezydentury w ZMD znalazły swoje domy. Spodek został adoptowany przez wspierającą nas Beatę, która od dłuższego czasu rozważała adopcję kolejnego kotka. Gdy zobaczyła pierwsze zdjęcia chłopaka, decyzja zapadła. Spodek ma w swoim domu młodego kolegę Tymona i starszą koleżankę Szuszu. Filiżanka znalazła dom u Pauli, która interesowała się koteczką, gdy ta przebywała jeszcze u pani doktor. W swoim domku ma psiego przyjaciela Hektora. Porcelanki od pierwszego dnia w swoich domach robią postępy i przełamują lody ze swoimi opiekunami. Dużo szybciej poszło im nawiązywanie przyjaźni ze zwierzęcymi towarzyszami. Trzymamy kciuki za ich dalsze dobre życie!
349. Miauczi
350. Pablo
Miauczi i Pablo to kocie rodzeństwo, które zostało uratowane przez Panią Beatę z Koty u Beaty. Kocurki przez kilka miesięcy mieszkały w domu tymczasowym w Ścinawie, aż w wieku ok 7. miesięcy znalazły wspólny dom we Wrocławiu. Bracia to kotki subtelne, łagodne i delikatne, ale każda zmiana wprowadzała ich w poczucie ogromnego lęku i strachu. To takie kotki, które potrzebują czasu i cierpliwych, kochających opiekunów. W nowym domu niestety nie było zrozumienia dla ich wrażliwej natury i kotki po 6 dniach zmuszone były go opuścić. Ponieważ dom ten znajdował się blisko mnie, zdecydowałam się przyjąć chłopaków na tymczasową rezydenturę. Nie było sensu wieźć ich z powrotem do Ścinawy. Od razu rozpoczęłam poszukiwania domu stałego dla braci ponieważ uważałam, ze najlepiej, gdyby z kolejną stresującą zmianą uporały się we własnych czterech kątach. Za wszelką cenę chciałam uniknąć oswajania kocurków w domu tymczasowym, po to żeby za chwilę przechodziły to samo w swoim domu. Niestety szczęście mi nie sprzyjało i koteczki spędzały swoje życie w kocim pokoju. Odizolowani od życia codziennego ludzi bracia nie robili żadbych postępów, toteż zdecydowałam się poprosić Patrycję i Łukasza, aby przyjęli ich do siebie do domu tymczasowego, gdzie mieliby zapewniony częsty kontakt z ludźmi i kocimi rezydentami. I choć nie nastąpił jakiś ogromny przełom, to jednak Miauczi i Pablo pięknie się u nich przełamywali. Po raz kolejny umieściłam nowe ogłoszenia o nich na OLX i tym razem zadzwonili CI ludzie! Wkrótce kocurki zamieszkały u siebie, w domu, który da im tyle czasu ile trzeba. Nowa mama pisze na naszej grupie Za Waszymi Drzwiami i... będzie dobrze! Hurra!
Carino trafił Za Moje Drzwi na prośbę pani pani Sylwii spod Strzelina. Został znaleziony z niewładnym tyłem. Jak się okazało maluszek miał połamaną w ośmiu miejscach miednicę i wybitą tylną nóżkę. Konsultacje chirurgiczne wykazały konieczność unieruchomienia go w klatce na ok. 6 tygodni oraz wykonanie resekcji główki kości udowej, którą przeszedł będąc jeszcze rezydentem ZMD. Choć sytuacja zdrowotna Carino nie była najlepsza, to ze względu na młody wiek kotka rokowania od samego początku były całkiem dobre. Po rekonwalescencji i kilku tygodniach spędzonych w klatce, koteczek miał wrócić do całkowitej sprawności. Carino podbił moje serce już od pierwszej chwili. Rozkochał w sobie wszystkich domowników ZMD oraz całą naszą Społeczność. Dał się poznać, jako przesłodkie dziecko pełne radości i dobrego humoru. Carino był u mnie prawdziwym kochaniem, tak jak mówi jego hiszpańskie imię. To łagodny, subtelny, ugodowy, dzielny, grzeczny, mruczący dzieciak.
Carino to też kot magiczny, który wiele nas wszystkich nauczył. Pomimo ogromnego cierpienia, które przeszedł, izolacji w klatce, kotek zawsze tryskał dobrym humorem. Zawsze skory do zabawy, wesolutki, podgryzający moje palce. Nie rozpamiętywał tego, co mu się stało, nie rozbierał na składniki co go czeka, nie analizował zagrożeń, nie projektował problemów, nie płakał nad swoim losem. Mój mały Carino - nauczyciel, dzielny malutki wojownik.
Jeszcze Za Moimi Drzwiami Carino zaczął dochodzić do zdrowia. Pokochałam go tak bardzo, że pojawiła się myśl, by już z nami został na zawsze. Wbrew rozsądkowi to pragnienie rosło we mnie. I choć w głębi serca wiedziałam, że kotek musi znaleźć dom, to nic nie mogłam poradzić, że myśl o jego adopcji kiełkowała w moim sercu i umyśle.
Na szczęście któregoś dnia otrzymałam cudowną wiadomość, od cudownych ludzi, którzy gotowi byli zaadoptować Carino. Od pierwszej chwili moje serce mówiło mi, że to dom idealny, szyty na miarę, taki który będzie kochał Carino i da mu wszystko, czego kotkowi potrzeba. Ich mieszkanie jest przygotowane dla kotów, posiada nawet duży osiatkowany balkon.
Carino został adoptowany przez Joannę i Sławka, którzy sami o sobie mówią, że są kotoholikami. W swoim domu kocio ma starsze rodzeństwo – Maksia (który jest prawie identyczny, jak Carino) oraz czarną kotkę - Kawkę. Od pierwszych chwil Carino znalazł się pod czułą opieką starszego brata, a Kawka bacznie go obserwowała próbując zrozumieć nową sytuację. Jestem pełna nadziei, że wszystko się poukłada.
Trzymamy kciuki za szczęście Carino i jego niezwykłą nową rodzinkę.
352. Belmondo
Belmondo, kot w typie rasy, nazwany później przez moją wnusię Bellusiem to kot, który zapadł mnie oraz całej społeczności ZMD głęboko w serce. Przepiękny kot w typie rasy w czasie pobytu Za Moimi Drzwiami okazał się także kotem niezwykle miłym i miziastym. Każdorazowo witał mnie z radością domagając się pieszczot.
To kocie cudo błąkało się bezdomne po Wrocławiu. Zostało odłowione przez przyjaciółkę ZMD - Marysię i jej sąsiadów i wstępnie ogarnięte, gdyż widać po stanie cuda oznaki długiego szwendania się. Wiek Belmondo został oszacowany na 3-7 lat, a co najdziwniejsze nosił ślady długiej bezdomności. Chłopak był: 1. Masakryczne zmechacony. 2. Pogryziony i podrapany w wielu miejscach, 3. Miał chore oko, które też było najprawdopodobniej zadrapane i całkowicie zamknięte, 4 Miał uraz żuchwy świadczący o upadku z wysokości.
Za Moimi Drzwiami kotek odbył wizytę u fryzjera, a także przeszedł wszelkie badania krwi, w tym testy na FIV i Felv oraz liczne konsultacje związane ze stanem oka, uzębienia i żuchwy. Powoli ustalono plan działania - sanacja jamy ustnej, drutowanie żuchwy, plastyka powiek.
Belmondo piękniał z dnia na dzień i ewidentnie dochodził do siebie. Z każdym dniem zakochiwałam się w nim coraz bardziej i serce mi pękało na myśl, że nie może ze mną zostać. Ze względu na incydenty z posikiwaniem martwiłam się czy znajdzie dom. Przez wiele tygodni o koteczka starała się Monika, której nie zniechęcało nawet posikiwanie naszego kawalera. W tej sytuacji nie pozostało mi nic innego, jak powierzyć jej los tego wyjątkowego kota.
A tak o Monice napisałam zaraz po adopcji:
"Przedstawiam wam, drodzy czytacze, Monikę. To w jej rodzinie zamieszkał dzisiaj Belli. Monika walczyła o niego od kilku tygodni i wyobraźcie to sobie: mimo mojego wewnętrznego radaru nastawionego na znalezienie każdego fałszu czy sygnału ostrzegawczego w jej słowach - nic się takiego nie wydarzyło!
Wyobrażacie sobie, że ona ani razu mi nie podpadła?! :) Ani na żywo, ani na piśmie. :) To wyczyn, bo wiecie jak ja pokochałam tego kota.
Monika jest bardzo kochaną osobą, mądrą, optymistyczną, bardzo zdeterminowaną i silną. Mając całą wiedzę o Belmondo, niczego się nie przeraziła. Mało tego, ona ma świadomość, że kotu może się zdarzać jeszcze jakiś czas nietrafienie do kuwety - dopóki ma te druty w paszczy i odczuwa dyskomfort, może tak być. W następny czwartek na zdjęcie szwów z oka Belli pojedzie już z nową rodzinką, bo Monikę wspiera mąż i synek.
Ja wam życzę wiele, wiele radości z tego cudownego kota. Obyście byli szczęśliwi i obyście dużo pisali. Dużo dobrych rzeczy!"
Historia pobytu Belmondo Za Moimi Drzwiami zasługuje na odrębny post, który możecie znaleźć tutaj: https://zamoimidrzwiami.blogspot.com/2019/03/bellissimo-belmondobellusbelli.html
353. Małgośka - Migotka
Małgośka, zanim trafiła Za Moje Drzwi nosiła imię Migotka. Poprosiłam Panią karmicielkę o jego zmianę ponieważ już jedna z byłych podopiecznych nosiła to imię, a staram się by imiona się nie powtarzały. Pani Ilona nie wiedząc, że sama mam na imię Małgorzata, nazwała kotkę Małgośką, co wszystkim Czytaczom bardzo przypadło do gustu.
Małgośka była kotką działkową odłowioną na kastrację. W klinice objawiła swoje drugie oblicze – kotki miziastej i mruczastej – stąd zapadła decyzja by dać jej szansę na oswojenie się z człowiekiem. Pełna obaw zgodziłam się przyjąć koteczkę na nauki życia wśród ludzi. Pierwsze chwile Małgośki w kocim pokoju nie dawały mi nadziei na jej oswojenie. Koteczka była bardzo wycofana i przerażona nową sytuacją... Jakie było moje zaskoczenie, gdy już drugiego dnia Małgośka dała się pogłaskać i faktycznie okazała się kotką miziastą i mruczastą. Już po czterech dniach Małgośka została adoptowana przez miłych ludzi. W swoim nowym domu ma kociego towarzysza Władymira, a sama dostała imię... Migotka! Czyli swoje pierwotne! Pierwsze wieści z nowego domu są bardzo pozytywne. Koteczka aklimatyzuje się w swoim tempie, zwiedza i buduje relację zarówno z personelem, jak i kocim kolegą. Powodzenia koteczko!
354. Jaś
Jasiek to brat Małgosi/Migotki. Niespełna roczny kocurek, o prześlicznym szaro-burym, klasycznym ubarwieniu. Zanim trafił Za Moje Drzwi mieszkał na działkach we Wrocławiu żyjąc tam wraz ze swoim stadem, dokarmiany przez panią Ilonę. Pierwsze dni w domu tymczasowym pokazały, że chłopak jest bardzo spolegliwy i mimo stresu zachowuje się idealnie. Już na drugi dzień można go było głaskać oczywiście ostrożnie. Ponieważ kotek oswajał się bardzo powoli zamartwiałam się czy znajdę dla niego dom, no bo kto chciałby takiego, nawet miłego, dzikuska. Jak zwykle moje obawy okazały się bezpodstawne ponieważ Jasiek rozkochał w sobie Panią Krysię mieszkającą w Ustce. Pani Krysia mieszka z dwoma kotami i nie planowała adopcji kolejnego kota, ale gdy zobaczyła Jaśka, serce zabiło jej na tyle mocno, że nie było odwrotu. Historię pierwszego telefonu od Pani Krysi możecie przeczytać w jednym z postów: TU
Pani Krysia zorganizowała podróż Jaśka i chłopak zaraz po świętach wielkanocnych zmienił adres zamieszkania. Pierwsze chwile w nowym domu przyniosły nam ogrom zmartwień bo gooptasek zaszył się w kącie i ani myślał o jedzeniu czy korzystaniu z kuwety. Kiedy traciłyśmy nadzieję, Jasiek dał się przekupić surowym mięskiem, a potem powędrował do kuwety. Pierwsza koopa ucieszyła nas ogromnie. Zrozumieć to może tylko drugi kociarz. Jasiek powoli otwiera się na nowy dom, a wieści przesyłane przez Panią Krysię napawają optymizmem. Jej miłość do tego kota jest tak wielka, że nie może się nie udać. Powodzenia nowy domku, powodzenia Jaśku.
355. Czapek
Historia Czapka jest kolejną z tych, które głęboko zapadły w serca nam wszystkim. Kocur trafił Za Moje Drzwi po wielu latach ulicznej tułaczki - jego wiek został oszacowany na 10 lat. Czapek całe swoje życie spędził na ulicy, koczując w pustostanie w Legnicy, gdzie był regularnie dokarmiany. O pomoc dla niego poprosiła mnie Pani, która widziała jego niedolę. Kotek od dawna utykał na tylną łapkę, poza tym chudł, bo miał problemy z jedzeniem. Kiedy zjawił się u mnie pokazał się z jak najlepszej strony. To bardzo spokojny, wdzięczny kot. Od razu zabraliśmy się za doprowadzanie go do zdrowia. Przede wszystkim „remontu” wymagała jego paszcza. Ilość bólu, jaką musiał znieść z powodu chorych zębów i różnych zapaleń od kamienia nazębnego, była nie do wyobrażenia. Nic dziwnego, że kot miał problemy z jedzeniem. Nic też dziwnego, że po operacji kot dochodził do siebie dość długo. Podczas pobytu w kocim pokoju Czapek został wykastrowany. Gdy jego stan zdrowia poprawił się, rozpoczęłam poszukiwania domu. Pobyt Czapka Za Moimi Drzwiami zbiegł się z moim corocznym urlopem i gdy już miałam odwołać planowany wypoczynek, postanowiłam zapytać Basię – zaprzyjaźnioną lekarz weterynarii – czy nie przyjęłaby chłopaka na czas mojego urlopu. Kamień z serca mi spadł, gdy Basia się zgodziła. Było to idealne rozwiązanie ponieważ Czapek wymaga zabiegów medycznych – krplówkowania, podawania leków itp. Kto mógłby robić to lepiej niż osoba wykształcona medycznie. Zgodnie z planem kotek pojechał do niej na umówione dwutygodniowe wczasy. Bardzo pięknie wszedł w życie domowe mojej przyjaciółki i od razu się zaaklimatyzował. Wiedział do czego służą łóżko i fotele, choć przy jedzeniu zaczął trochę grymasić. Od razu zaprzyjaźnił się z jednym z rezydentów - Silverem, niestety z drugą kotką – Mrau – do której zapałał ogromnym uczuciem nie udało mu się nawiązać przyjacielskich relacji. Jego nachalność w okazywaniu uczuć tylko zniechęciła dziewczynę. Przez dwa tygodnie Basia dzielnie zdawała relację z życia Czapka. Głęboko w sercu marzyłam, by Czapek został u Basi, choć wiedziałam, że szanse na to są nikłe, zwłaszcza gdy okazało się, że Mrau nie zaakceptowała tymczasowego rezydenta. W międzyczasie znalazł się dom dla Czapusia! Według mojego wyczucia wspaniała rodzina opiekująca się już dwoma niepełnosprawnymi kotami. Po dwóch tygodniach Czapek miał zmienić adres. Pojechałyśmy z Ewą po niego 100 km za Wrocław. Nasz bohater przywitał nas prawidłowo, jak przystało na kota - całkowicie nas olał i nadal wygrzewał się na słoneczku, mając oko na całe obejście. 😉. Basia przywitała nas natomiast słowami, które nas zmroziły:
- Nie dam go wam dzisiaj. Czapi urządził od wczoraj strajk głodowy. Nic nie je. Właśnie przymierzam się do zrobienia mu kroplówki, planuję też jutro wykonać mu badania. Dziś go nie dostaniecie - zakończyła stanowczo pani Wet. 😱 Tak o tym pisałam na FB: TUTAJ
Przez cały pobyt u Basi analizowałyśmy stan zdrowia Czapka i ewentualne scenariusze. Wszystkie doszłyśmy do wniosku, że ze względu na stan zdrowia kota, jego nawracające problemy nigdzie nie będzie mu lepiej niż pod czujnym okiem pani doktor. I tak oto Czapek wkupił się w łaski swojej tymczasowej opiekunki zostając u niej na stałe.
Nikt nie wie ile zostało mu życia, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że będzie to jego najlepszy czas. Basiu, dziękuję Ci z całego serca za twoją dobroć i dom dla Czapusia, Wam kochani Puffacze za nieustające wsparcie, a Tobie Czapku życzymy długich lat w twoim cudownym domu. TUTAJ
Rafinka trafiła Za Moje Drzwi w wieku około ośmiu miesięcy, prosto z piwnicy, a potem lecznicy, gdzie przetrzymywała ją jedna Pani o dobrym sercu. Pani Luiza dokarmia okoliczne koty w swoim rejonie, a koteczka któregoś dnia zaczęła pojawiać się w jej ogrodzie. Od samego początku była bardzo miła i proludzka stąd Pani Luiza zapragnęła odmienić bezdomny los Rafinki. Sama ma 11 uratowanych kotów w różnym stanie, więc kiedy okazało się, że test na kocią białaczkę wyszedł Rafince dodatni, nie mogła jej zatrzymać w domu. I tak po nitce do kłębka Rafinka trafiła do mnie. Od samego początku okazała się słodziakiem pozwalającym mi na buziaczki, tulaski i głaski, a nawet na obcięcie pazurków. Po okresie adaptacji postanowiłam wprowadzić ją na salony ZMD by poznała się z rezydentkami. W związku z białaczką nie było potrzeby jej izolowania. Koteczka bardzo szybko się zadomowiła i zaprzyjaźniła z Bajeczką i Stefcią (po nagłym odejściu nieodżałowanej Ptysi). Pokochała spacery po ogrodzie i leżakowanie na tarasie. Pomimo poszukiwań domu dla koteczki chętnych nie było. Choć nie było to moim zamysłem, a serce bardzo się opierało, po kilku miesiącach zdecydowałam, że ta słodka koteczka zostanie u nas. I tak oto Rafinka stała się rezydentką ZMD.
357. Fiona
Kotka znalazła dom na Śląsku. Koteczka trafiła do cudownej osoby – Uli, a w swoim nowym domu za towarzystwo ma kota Edka i psa Brutusa. Ula niedawno pożegnała adoptowaną z Fundacji Pręgowane i Skrzydlate Pusię – Dymkę i pomimo ogromnego cierpienia zdecydowała się przygarnąć kolejne kocie życie. Fionka to kotka, która potrzebuje czasu na oswojenie, a tego i miłości na pewno jej nie zabraknie. Ula ma doświadczenie w czekaniu aż kot się otworzy dlatego jestem pozytywnie nastawiona do tej adopcji. Niech Wam się dziewczyny i chłopaki wiedzie!
358. Fikołek
359. Fiolka
360. Filutka
Rodzina Filutków - Fiołek, Fikołek, Filutka, Fioleczka trafiła wraz z mamą Fioną Za Moje Drzwi dzięki Marcie, która nieustająco do nas zagląda. Etatowa Puffaczka dostrzegła kocią rodzinkę na jednym z wrocławskich podwórek i postanowiła im pomóc. Przy pomocy Radka „Łapacza” z Grupy pomocy zwierzętom RATUJ kotki zostały wyłapane i zamieszkały w kocim pokoju. Maluszki tym samym otworzyły w ZMD sezon kociakowy 2019, a koci pokój wypełniły charakterystyczne odgłosy małych rozbrykanych łapek. Kociaki powalały swoją urodą – cudowna czarnulka, bura piękność z rudymi przebłyskami, rudasek i srebrny kotek w „typie Whiskas’a”. Od samego początku kotki sprawowały się dobrze, nie chorowały i powoli otwierały się na człowieka. Po okresie kwarantanny rozpoczęłam poszukiwania domu dla całej czwórki. Jak zawsze w przypadku kocich dzieci starałam się znaleźć im domy w parach lub z innym młodym kotem. Ku mojemu zdziwieniu zadanie to nie było takie łatwe, a telefon milczał jak zaklęty. Martwiłam się bardzo, bo kotki potrzebowały swojego domu i kontaktu z człowiekiem by się w pełni oswoić. I gdy, jak zawsze, kiedy zamartwiam się najbardziej i układam w głowie najgorsze scenariusze, skontaktowała się ze mną Beata w sprawie adopcji rudego Fikołka. Od prawie roku była szczęśliwą opiekunką kociej znajdki, dla której szukała towarzysza i kiedy zobaczyła naszego pięknego rudaska wiedziała, że to najlepszy moment. Przed adopcją maluszka osiatkowała balkon, przygotowała się w temacie prawidłowego procesu dokocenia i przyjechała zabrać malucha. Pierwsze wieści z nowego domu są bardzo pozytywne i wszyscy jesteśmy pełni optymizmu, że powiększenie rodziny przyniesie wszystkim wiele radości. Po adopcji Fikołka zanosiłam modły do kociej Bogini by reszta rodzeństwa również znalazła swoje domy. I ku mojemu zaskoczeniu, tak się właśnie stało! Fiolka i Filutka znalazły wspólny dom. Po koteczki przyjechały dwie wspaniałe dziewczyny - pani Agnieszka z córką, a moja radość nie miała końca. Nie mogłam uwierzyć, że moje marzenie spełniło się i to tak szybko. Z tego wzruszenia o mało nie rzuciłam się Pani Agnieszce na szyję. Kocie dziewczyny trafiły do domu, w którym zamieszkują dwa starsze koty i dwa pieski, więc nudy tam nie będzie.
cd. niżej.
361. Fikołek
Niestety wspomnieć muszę, że Fiołek, który jako drugi został adoptowany wrócił Za Moje Drzwi ponieważ ewidentnie nie był jeszcze przygotowany by pójść na swoje. Jego odbiegające znacznie od normy zachowanie zmusiło mnie do podjęcia decyzji o zabraniu go. W całej sytuacji nie było winy Pani adoptującej, która bardzo się starała przychylić kotkowi nieba. Cóż... czasem tak się zdarza. Ponowny pobyt Za Moimi Drzwiami pozwolił Fiołkowi na otwarcie się na człowieka i przygotowanie go do dalszej podróży. Czekamy...
***
Powrót Fiołka Za Moje Drzwi i postępy, jakie poczynił pozwoliły na przekazanie go cudownej rodzinie, w której opiekunką koteczka jest młodziutka Julianna. Kociak bardzo szybko zaaklimatyzował się i stał się częścią rodziny. Pierwsze wieści były dla nas wszystkich zaskakujące – od pierwszych chwil okazał się zabawowym miziakiem, a nawet pokazał brzusio do głaskania. Oby tak dalej!
362. Carlo
Na początku czerwca w kocim pokoju pojawiła się niezwykła rodzinka – Don Carlo i One, czyli Carlo, Rossa i Bianka. Kociaki miały ok. 4-5 tygodni i odznaczały się niezwykłą urodą charakterystyczną dla kotów brytyjskich (zwłaszcza Carlo). Koteczki zostały znalezione samotne, bez mamy w wiejskim rowie. Pani Beata z Koty u Beaty poprosiła mnie o opiekę nad maluszkami, na którą bez wahania się zgodziłam. Transport koteczków ze Ścinawy zapewnił Oskar i jego mama Dorota. Wsiedli w samochód i przejechali 200 km by dać kotkom szansę na nowe życie. Koteczki od samego początku były bardzo proludzkie i miziaste. Ponieważ były bardzo malutkie postanowiłam odchować je przez kilka tygodni, zanim pójdą do adopcji. Od samego początku Carlo wzbudzał ogromne zainteresowanie i ciężko było mi zdecydować się na najlepszy dla niego dom. Po wielu rozmowach, zdecydowałam że kotek pojedzie do Pani Kasi, która ma już suczkę i kotka. Z czystym sumieniem przekazałam jej kotka i od samego początku otrzymywałam same dobre wiadomości. Carlo pokochał swoją nową mame, a nawet zakumplował się z sunią. Teraz nosi imię Mateusz. Powodzenia koteczku! Powodzenia nowa rodzinko!
Siostry Carla, mimo że nie ustępują mu urody, wciąż nie znalazły domu – ze względu na ich wzajemną miłość zależy mi na wspólnym domu, u najlepszej rodzinki, która obdarzy je bezwarunkową miłością.
363. Rossa
364. Bianca
Rossa i Bianca z bandy DonCarloiOne zasiedziały się w kocim pokoju, w którym spędziły aż miesiąc. Koteczki – szczypioreczki zmagały się z różnymi problemami gastrycznymi. Na przemian tyły i chudły spędzając mi sen z powiek. Martwiłam się okropnie brakiem apetytu raz jednej, raz drugiej. Uparłam się, że kotki muszą znaleźć wspólny dom i im dłużej u mnie były, tym bardziej byłam zdeterminowana. Propozycja wspólnego domku nie nadchodziła długi czas i gdy, jak to ja, zaczęłam tracić nadzieję, zadzwoniła Pani Ania. Od samego początku wiedziałam, ze to TEN jeden jedyny domek dla dziewczyn – z ogrodem, kocim i psim towarzystwem, a przede wszystkim z ludźmi kochającymi koty ponad wszystko. Siostry to teraz Warszawianki pełnym pyskiem, a my czekamy z niecierpliwością na wieści.
365. Kluczyk
366. Dziurka
Kluczyk i Dziurka to zamkowe rodzeństwo znalezione przez Panią Monikę w Krobielowicach. Zamiast korzystać z wypadu za miasto, relaksować się i nabierać sił, spędziła weekend łapiąc chore kociaki. Oba kociaki w chwili znalezienie cierpiały na zaawansowany koci katar, zwłaszcza dziewczynka. Po złapaniu kotków, Pani Monika od razu pognała do weterynarza, który wdrożył leczenie. Z każdym dniem koteczki czuły się lepiej i piękniały. Kiedy trafiły Za Moje Drzwi choroba powoli się wycofywała, a dalsze zabiegi przeze mnie przeprowadzane pozwoliły rodzeństwu wyzdrowieć całkowicie. Przepiękny rudo-biały Kluczyk trafił do cudownej rodziny, gdzie za starszą siostrę będzie miał Alicję, która marzyła o kotku. Niech Wam się wiedzie kochani!
Zaraz po Kluczyku, miejsce zamieszkania zmieniła Dziureczka. W kociej dziewczynce zakochała się pani Ania, która namówiła męża, co go namawiać za dużo nie trzeba było. Serce, zaangażowanie, miłość i wszystko co najlepsze - taka to nowa rodzinka Dziurki! W swoim nowym domu koteczka ma starszą kocią siostrę Miśkę. Zaraz po przeprowadzce Dziureczka poczuła się, jak u siebie i odważnie zajęła całe łóżko, nie pytając nikogo o zdanie. Trzymamy kciuki za jej poznanie się z Miśką i wzajemne zaakceptowanie. Czekamy na wieści.
367. Pieczarka
Pieczarka wraz ze swoim rodzeństwem Krokietem, który okazał się dziewczyną – Krokietką, to kotki odłowione z podwórka, gdzie przyprowadziła je dzika kocia mama. Nikt nie wiedział co stało się z pozostałą częścią rodzeństwa, które gdzieś przepadło. Na bezdomny los kociąt nie pozostała obojętna Pani Agnieszka, która złapała rodzeństwo, przetrzymała przez tydzień, a następnie poprosiła mnie o pomoc. Ze względu na planowany już w tamtym czasie pobyt kociej rodzinki (mama z maluszkami) koteczki pojechały na oswajanie do zaprzyjaźnionego domu u Doroty. Pomimo początkowego dzikowania, kotki okazały się bardzo proludzkie i gdy tylko zapominały o strachu przytulały się i pozwalały na mizianie. W trakcie ich tymczasowania u Doroty (http://pieswswetrze.blogspot.com/2019/07/krokiet-z-pieczarka.html) do kotków dołączył Bigos (http://pieswswetrze.blogspot.com/2019/07/krokiet-ka-z-bigosem.html), a Pieczarka znalazła wspaniały dom wraz z inną nieco starszą kicią. Koteczka zawładnęła sercem opiekunów, a na miłość z rezydentką wciąż niecierpliwie czekamy.
368. Krokietka
369. Mamusia Krokietki i Pieczarki
Mamusia Krokietki i Pieczarki, której ZMD opłaciło koszty kastracji, niestety aborcyjnej.
Była to bardzo ciężka decyzja, ale jedynie słuszna, bo dzieci z jej poprzedniego miotu jeszcze nie znalazły domu, a ona znowu była w mnogiej, wielorakiej ciąży. Zabieg się udał, kotka przebywa u pani Agnieszki i tam zostanie. Jest słodką, kochaną kicią.
370. Bigos
Podczas tymczasowej rezydentury Krokieta przysporzyła Dorocie (olbrzymie podziękowania za jej pracę!!!) zmartwień i stała się na pewno powodem kilku nowych siwych włosów na jej głowie. Koteczka cierpiała na różne dolegliwości zdrowotne, których końca nie było. Każda poprawa kończyła się ponownym załamaniem. Razem z Dorotą rwałyśmy włosy z głowy zamartwiając się o stan zdrowia Krokietki. Bigos trzymał się lepiej, ale też nie ominęły nas zmartwienia z nim związane. Sytuacja była tym trudniejsza, że na adopcję tej parki zdecydowała się cudowna rodzina – Pani Ilona z córką Marysią. Strach o to czy kotki wyzdrowieją i czy nowa rodzinka zechce kotki po przejściach spędzał nam sen z powiek. Ileż zmartwień przysparza prowadzenie domu tymczasowego, wie tylko ten, kto choć raz się tym zajmował. Na szczęście koci duecik wyzdrowiał, a ich historia nie wystraszyła przyszłego domu. I tak Krokietka i Bigos zamieszkali razem, dzieląc dom z najlepszym personelem, a my czekamy na wieści.
http://pieswswetrze.blogspot.com/2019/07/krokiet-ka-z-bigosem.html
http://pieswswetrze.blogspot.com/2019/08/kocie-sprawy-dzieja-sie.html
371. Łatek
http://pieswswetrze.blogspot.com/2019/07/kocie-sprawy.html
Łatek został znaleziony przez Dorotę (Pies w swetrze) przy drodze pod Wrocławiem i trafił pod jej opiekę w momencie, gdy stworzyła ona dom tymczasowy dla domu tymczasowego 😊. W ten sposób Łatek stał się także częścią tymczasowych podopiecznych Za Moimi Drzwiami. Jego obrażenia wskazywały na typową ofiarę wyrzucenia z samochodu. Miał lekko pękniętą miednicę, która to jednak nie wymagała żadnych zabiegów. Uraz był na tyle niewielki, że kotek wymagał tylko ograniczenia jego ruchliwości poprzez umieszczenie w klatce. Podczas tymczasowej rezydentury u Doroty, kotek przeszedł diagnostykę i leczenie kociego kataru, a z każdym dniem stan jego zdrowia znacznie się poprawiał. Łatek okazał się mega słodziakiem i miziakiem, spragnionym kontaktu z człowiekiem. Od samego początku był bardzo grzeczny, niewybredny, kochany. To taki kot, który kradnie serce każdemu, kto spojrzy w jego oczy.
Gdy Łatek stanął już na wszystkie cztery łapki ustaliłyśmy z Dorotą, że pojedzie Za Moje Drzwi, gdzie poczeka na swój wymarzony dom. Nie zwlekając, wsiadłyśmy z Ewą do samochodu i pojechałyśmy po słodziaka. Od pierwszego wejrzenia było oczywiste, że Dorota w niczym nie przesadziła, wychwalając koteczka. Łatek od razu rozczulił nasze serca powitalną mruczanką przy pierwszym dotyku. Nie miałyśmy wątpliwości, że ten urokliwy dzieciak znajdzie najlepszy dom. Nie sądziłyśmy jednak, że nastąpi to tak szybko. W Łatku bez pamięci zakochała się Marta, która już na drugi dzień skontaktowała się w sprawie jego adopcji. Zaoferowała że będzie jego opiekunką, pielęgniarką i mamą. Martę znam od czasów Szadudusiów i nie miałam wątpliwości, że jest to najlepsza osoba dla Łatka. Mieszkanie Marty jest przystosowane dla kocich towarzyszy bo mieszka tam już jeden Szazu. Pierwsze wieści z powiększenia kociej rodziny są pozytywne i trzymamy kciuki za ułożenie relacji pomiędzy chłopakami.
372. Karmel
373. Wanilia
Karmel i Wanilia trafiły Za Moje Drzwi w wieku około 4 miesięcy. Kocie rodzeństwo zostało znalezione koło śmietnika na wrocławskim Gaju. Pani, która się nimi zaopiekowała ma dość duże swoje stado więc nie mogła ich zatrzymać. W taki oto sposób kociaki stały się tymczasowmi rezydentami kociego pokoju. Od samego początku było jasne, że zostały porzucone ponieważ nie tylko znały człowieka i nie wykazywały wobec niego lęku, ale przede wszystkim bardzo pragnęły z nim kontaktu. Na szczęście oprócz pcheł nic im nie dolegało i po wizycie u weterynarza, odpchleniu i testach na choroby zakaźne (ujemne) kotki były gotowe do adopcji. Długo na nią nie czekały bo już kilka dni później kociaki pojechały do swojego nowego domku aż pod Jelenią Górę. Od razu się zaaklimatyzowały i podbiły nową rodzinkę, ale to takie koty. Czekamy teraz na wieści z nowego domku!
374. Trawka
Trawka to koteczka, która została znaleziona z czwórką swoich kociąt w trawie na poboczu drogi jednej z podwrocławskich wsi. Całą rodzinkę uratowała Beata z Koty u Beaty, która przetrzymała ją przez kilka dni, a następnie dobra dusza przywiozła je do mnie. Od samego początku jasne było, że kotka jest zwierzęciem domowym, znającym człowieka, nie bojącym się go. Miziasta, ufna, pozwalająca mi na zajmowanie się jej malutkim bo niespełna tygodniowym potomstwem. Ewidentnie została wyrzucona z domu.
Rezydentura Trawek – Trwaka, Słomka, Kłosek, Badylek, Szypułka – trwała dwa miesiące, podczas których byliśmy świadkami rozwoju maluszków i niezwykle oddanej opieki ich mamy. Obserwowaliśmy otwarcie oczu maluszków, ich pierwsze kroki, pierwsze samodzielne spożywanie pokarmu stałego. To był niesamowity czas, pełen emocji, obaw, puffania wznoszenia modłów do Kociej Bogini. Niesamowita przygoda, którą odbyliśmy razem, za co bardzo Wam drodzy Czytacze, Wspieracz, Puffacze dziękuję.
Po kilku tygodniach pobytu kociej rodzinki Za Moimi Drzwiami dołączyła do nich równolatka – Gałązka. Kotka została znaleziona przez Rafała (mąż Eweliny, tata Denara), który wypatrzył ją na poboczu drogi. Kociczka żałośnie miauczała, a mamy lub rodzeństwa nigdzie nie było. Po długich bezowocnych oczekiwaniach na przyjście kociej mamy Rafał zdecydował się odłowić Gałązkę i choć przedarcie się do niej przez krzaki nie było łatwym wyczynem, to nie poddał się i po kilku chwilach zapakował dziewczynę do plecaka i przywiózł na motorze do Wrocławia. Po wizycie u weterynarza i wszystkich niezbędnych testach, Gałązka dołączyła do Trawek. Pomimo początkowego niezadowolenia kociej mamy, dziewczyna wpasowała się w kocie towarzystwo i w rezultacie przez wszystkich została zaakceptowana.
Planowo Trawka i jej 4 + 1 nasionka miały zostać Za Moimi Drzwiami do połowy września jednak, jak to z planami bywa ("Człowiek zaplanował, Pan Bóg się zaśmiał"), uległy one zmianie. Kociej mamie podczas tymczasowej rezydentury przydarzały się regularne epizody gastryczne (wymioty, rozluźnione kupy). Badania nie wykazywały niczego niepokojącego i choć wdrażano leczenie, to niestety sytuacja powtarzała się co 7-10 dni. Okazało się, że Trawka wymagała wprowadzenia diety gastro i odstawienia dzieciaków od cyca. Przebywając z nimi w jednym pokoju podjadała ich karmę, a one oblegały ją, chętnie ciągnąć mleczko. Wraz z lekarzem weterynarii uznałyśmy, że najlepszym rozwiązaniem będzie wydanie kotków do ich rodzin i wprowadzenie zaleceń dietetycznych Trawce. Z ciężkim sercem uznałam, że jest to najlepsze wyjście. I tak oto z końcem sierpnia serial z Trawkami dobiegł końca. Wszyscy bardzo zżyliśmy się z nimi i choć cieszyliśmy się, że kotki pójdą na swoje, to jednak i łzy smutku spłynęły po naszych policzkach. Pocieszeniem niech będzie fakt, że wszystkie kotki znalazły domki w parach.
Słomka i Kłosek znalazły wspólny dom u Pani Marzeny, znajomej Eweliny. Pani Marzena zakochała się w tej dwójce, gdy były jeszcze maluszkami i prawie dwa miesiące na nie czekała przygotowując mieszkanie na przybycie kocich przyjaciół.
Trawka wraz z Szypułką pojechały do domu Pani Joanny, pod Warszawę. Po epizodach gastrycznych Trawki bardzo martwiłam się, czy Pani Asia nie zniechęci się. Nic takiego oczywiście nie miało miejsca, a Pani Asia nie wystraszyła się ani trochę.
Ostatnia parka – Badylek i Gałązka to teraz Warszawiacy pełną gębą. Mieszkają u Pani Kariny, która na przyjazd kotków przygotowała mieszkanie – osiatkowała okna i balkon, zakupiła wszelkie akcesoria.
Z czystym sumieniem oddałam te wychuchane maleństwa, jestem pewna, że znalazły najlepsze domy.
Trzymam nieustające kciuki za aklimatyzację w nowym domu, a nowemu personelowi życzę cudownego życia w kocim towarzystwie. Czekamy na wieści na naszej grupie Za Waszymi Drzwiami. Piszcie do nas koniecznie.
375. Słomka
376. Kłosek
377. Szypułka
378. Badylek
379. Gałązka
380. Figiel (Fikus)
Fraszka, Frajda (niżej) i Figiel to kocie rodzeństwo, które na świat przyszło na jednej z podwrocławskich wsi. Nikomu niepotrzebni, niechciani, niekochani, będący wynikiem ludzkiej głupoty. Gdy trafiły Za Moje Drzwi miały ok. 8 tygodni i były wesołymi rozrabiakami. Od razu dały się poznać jako kotki miłe, proludzkie i miziaste. Po odpchleniu i wykonaniu testów FIV/FeLV (ujemne) kotki były właściwie gotowe do adopcji ponieważ nie wymagały żadnych zabiegów zdrowotnych, ani tym bardziej oswajania. W ekspresowym tempie dom znalazł Figiel. W kotku zakochała się Pani Maria, która kiedyś była moją sąsiadką, a wg słów jej przyjaciółki - „kociara największa na świecie”. W swoim domu Figiel nie będzie się nudził ze swoim kocio-psim towarzystwem.
381. 382. Fraszka i Frajda
Frajda i Fraszka w niedługim czasie po bracie znalazły wspólny domek. Trafiła im się super rodzinka, dla której są pierwszymi kotkami. Pierwsze wieści z obu domów są bardzo dobre, a my trzymajmy kciuki, aby takie pozostały.
Trzy siostry.
Historia trzech sióstr – Kózki, Kurki i Krówki – jest banalna jak… zachody słońca nad morzem. Dzika kotka, jakich wiele, okociła się, odchowała dzieci i zniknęła. Zostały trzy koteczki, które dokarmiane były przez dobre dusze. Dziewczyny z pewnością by pożyły i z pewnością by się rozmnożyły, by na końcu zostać zjedzone przez pchły i robale, jak to bywa w przypadku kotów wolnożyjących. Na szczęście kotki zostały zauważone przez Pana Łukasza, który postanowił odmienić ich los, skontaktował się ze mną i tak siostry stały się tymczasowymi rezydentkami kociego pokoju. Gdy do mnie trafiły, były wycofane i nieufne, ale nie wykazujące agresji. Dzielnie zniosły wizytę u Pani doktor, odrobaczenie i odpchlenie. Koteczki same nie pchały się na kolana, ale nie uciekały też przed dotykiem. Od samego początku ujęły mnie swoją delikatnością.
Cd. niżej.
Jako pierwsza do swojego domu pojechała Kurka, w której bez pamięci zakochała się Agata. Kurka – Maja jest teraz Ślązaczką, a do własnego domu, w środku nocy zawiozła ją Kasia, która bez zastanowienia odpowiedziała na apel o transport. W swoim domu Kurka ma kocie towarzystwo dwóch sióstr. Okazała się ogromnym miziakiem, który domaga się pieszczot w środku nocy lub nad ranem. Personel rezygnuje ze snu by spełnić wymagania podopiecznej.
384. Kózka
Zaraz po Kurce do swojego domu trafiła Kózka. Została adoptowana przez Panią Elę, która jest opiekunką pochodzącego z za moich drzwi Czupurka/Boryska. Po pierwszych dniach zapoznawczych kotki przypadły sobie do gustu i narodziła się między nimi przyjaźń. Dzielą miski, choć trafniej byłoby powiedzieć, że to Borysek dzieli się swoją miską. Kotki urządzają sobie wspólne gonitwy po mieszkaniu, dając dużo radości swojej opiekunce. Kózka nosi teraz imię Sonia i już na dobre zadomowiła się na swoim.
Obu domkom życzymy wszystkiego dobrego na nowej kociej drodze życia.
385. Krówka
Po wyprowadzce sióstr, Krówka, która najgłębiej zapadła mi w serce, została w kocim pokoju sama. Ze względu na chwilową przerwę w działalności ZMD z pomocą przyszli nieocenieni Patrycja i Łukasz, którzy przygarnęli Krówkę na oswajanie. Dzięki temu dziewczyna nie musiała spędzać całych dni w samotności. To bardzo delikatna kicia, która we własnym domku będzie potrzebowała czasu na oswojenie, ale nie mam wątpliwości, że gdy raz się przełamie będzie ogromną radością dla swojego personelu.
Choć Krówka, ze wszystkich sióstr najdłużej czekała na dom, to trafił jej się taki szyty na miarę. W kociej dziewczynce zakochała się Pani Ola, która wraz z narzeczonym przyjechała po nią aż z Poznania. Nasza mała Krówczeka od samego początku doświadczała swój nowy personel. Bardzo źle zniosła podróż, a w nowym domu zaraz się pochorowała. Okazało się, że cierpiała na młodzieńcze zapalenie przyzębia, które wymagało natychmiastowej ingerencji lekarza weterynarii i usunięcia zębów mlecznych. Szybka reakcja Pani Oli, która z zawodu jest lekarzem stomatologiem, uratowała Króweczkę przed dalszym cierpieniem. TUTAJ (klik)
Pani Oli serdecznie dziękuję za tak troskliwą opiekę nad tym wychuchanym przeze i Patrycję (bo i w jej DT przebywała kotka) mnie kocim dzieckiem i oby już teraz docierały do nas same dobre wieści, a co złe zostało za nią.
385. Marcyś
Marcyś, hebanowa piękność, został znaleziony przez pana Łukasza w środku lasu. Co robił tam samotny zadbany kot, tego już się pewnie nie dowiemy. Ze względu na mój planowany urlop, Marcyś trafił do domu tymczasowego dla domu tymczasowego u Marysi :). Przy pierwszym kontakcie z nowym człowiekiem, Marcyś był bardzo płochliwy i wystraszony, ale kiedy tylko przyzwyczaił się do nowego miejsca okazał się kotkiem bardzo miziastym, pragnącym atencji człowieka. Gdy tylko poczuł dotyk ręki, mruczał jak mały traktorek. Okazał się amatorem filmów przyrodniczych, które uważnie oglądał, co jakiś czas pacając łapką biegające na ekranie zwierzęta. Pierwsza próba adopcji Marcysia spełzła na niczym, jako że kocurek zrobił psikusa i ukrył się przed potencjalnym personelem. Drugie podejście zakończyło się sukcesem i Marcyś zamieszkał u przemiłej pary, gdzie towarzyszyć mu będzie starsza siostra. Trzymamy kciuki za dokocenie.
386. 387. Ciufcia i Ciastolinka - panienki CC, które okazały się paniczami CC!
Ciufcia i Ciastolinka, czarne piękności, które los połączył w jednym domu tymczasowym u Justyny. Obie odchowane na butelce od 2 tygodnia życia. Choć nie są siostrami, to bardzo się ze sobą zżyły. Dziewczyny, choć mają różne charaktery to doskonale czują się ze sobą i nie wyobrażałam sobie ich rozdzielenia. Zgodnie z umową, duet CC po odchowaniu miał trafić Za Moje Drzwi. Złożyło się tak, że akurat Pani Ola, która jechała po Krówkę przywiozła dziewczyny do Patrycji, skąd miałam je odebrać. Martwiłam się, że takie żywe sreberka, przyzwyczajone do obecności człowieka zostaną zamknięte w kocim pokoju i nie wiadomo jak długo czekać będą na propozycję domu. Wyadoptować jednego czarnego kota jest ciężko, a dwa to może być wyczyn. Oczywiście los po raz kolejny dał mi pstryczka w nos rozwiązując moje problemy, przynajmniej te dotyczące zamknięcia w kocim pokoju. Po raz kolejny Patrycja i Łukasz zaproponowali swoją pomoc i przejęli tymczasową opiekę nad dziewczynami. Panienki CC pod czujnym okiem wujka Charliego (byłego rezydenta ZMD) czekały na swój wymarzony dom, a ja mogłam poświęcić czas na inne potrzebujące zwierzęta. Nasze maleństwa dość długo czekały, jednak, gdy pojawiła się propozycja dla nich, to był to dom szyty na miarę. W naszym kocim duecie zakochała się Agnieszka z narzeczonym. Jej pierwsza wiadomość ujęła za serce nie tylko mnie, ale i Justynę (to ona zastępowała dziewczynom mamę). Ich nowa kocia mama czytała pilnie nasze porady - jak zabezpieczyć okna i balkon, jak przygotować mieszkanie na przyjście kota, jakich błędów nie popełniać zaraz po adopcji - i zadawała mnóstwo pytań, na które Ewa odpowiadała, by pomóc najlepiej. 30.10.2019 nastąpiło przekazanie dziewczynek nowym rodzicom, no i teraz trzymamy kciuki. Jestem pewna, że nasz duet CC wniesie w ich życie wiele radości. Czekamy na wieści! POWODZENIA!
___
No i zycie napisało niespodziankę, bo najpierw okazało się jedna z panienek CC to... chłopak, a potem i druga okazała się chłopakiem! :P
389. Psotka
Psotka i Zalotka to kocie siostry znalezione na ulicy, które, jak na ironię, trafiły Za Moje Drzwi w Światowym Dniu Zwierząt. Ewidentnie wyrzucone przez człowieka - jedna siedziała wprost na ulicy, a druga kilka metrów dalej na trawniku. Na szczęście przejeżdżał tamtędy Pan Tomek, który nie pozostał obojętny na widok kociaków - zatrzymał się, zapakował je do samochodu i poprosił o pomoc dla nich. Kocie siostry nie stawiały oporu, nie bały się, z łatwością dały się zabrać - ewidentnie znały człowieka. Koteczki od samego początku były oswojone i spragnione kontaktu z człowiekiem. Z radością witały mnie w progu kociego pokoju, a przy dotyku załączały traktorek. Kotki były zapchlone i zarobaczone więc pobyt Za Moimi Drzwiami zaczęły od wizyty u lekarza weterynarii i przeprowadzenia wszelkich niezbędnych procedur medycznych. Od samego początku kudłate siostry wzbudzały zainteresowanie potencjalnych adoptujących, ewidentnie z powodu ich "rasowego" wyglądu. Kiedy traciłam nadzieję na odpowiedni wspólny dom dla dziewczyn odezwała się Pani Ada, która mieszka 200 m ode mnie. Okazała się dobrą kandydatką na kocią rodzinę dla sióstr. W swoim domu koteczki mają liczne kocie towarzystwo oraz ludzką siostrę. Życzymy powodzenia nowemu domkowi.
390. Słonko
Słonko to przepiękna koteczka, o nieczęsto spotykanym umaszczeniu, która Za Moje Drzwi trafiła dzięki Panu Łukaszowi, który uratował już wiele kotów. Wypatrzył on koteczkę z maluszkiem, koczujących w krzakach pod firmą spedycyjną. Koteczka była dość dzika, ale dokarmiana powoli oswajała się, a nawet łasiła. Niestety, gdy kociątko zostało znalezione martwe, Pan Łukasz podjął decyzję o poszukiwaniach pomocy dla kociej mamy i tak oto Słonko stała się rezydentką kociego pokoju. Koteczka od samego początku była dość nieufna, jednak nie wykazywała najmniejszych oznak agresji. Powoli przełamywała się, ale wciąż potrafiła naburczeć na mnie ostrzegawczo, a nawet pacnąć pazurem dłoń. Na początku października kotka przeszła zabieg kastracji. Ta kotka ma wielką chęć zaufać człowiekowi i całkowicie się udomowić, ale zamknięcie w kocim pokoju jej zwyczajnie nie służy. Z tego też względu Słoneczko pojedzie do domu tymczasowego dla domu tymczasowego - do Iwony, gdzie będzie oswajać się w swoim własnym tempie, sama decydując kiedy ma ochotę na kontakt z człowiekiem. Jestem pełna nadziei, że to pomoże naszej kociej dziewczynie stać się kotem domowym, gotowym na adopcję.
Rodzinka z Klasztoru
391. Kajzerka
Po ciężkim czasie, jaki nastał Za Moimi Drzwiami nareszcie pojawił się promyk słońca - do swojego domu pojechała Kajzerka. Dom ten, najlepszy z najlepszych, czekał na nią już niemal od pierwszego dnia jej pobytu w kocim pokoju. Dwie przejęte siostry, w tym stała wspieraczka ZMD - Ilona, zabrały koteczkę do swoich rodziców, którzy to zapragnęli dać jej dom. To domek pełen miłości, sprawdzony w najcięższych sytuacjach. Kajzerka będzie miała towarzystwo kociej siostry, jednak poza się znnią po wstępnej izolacji.
W nowym domku od razu zaczęła mruczeć i chyba od pierwszej chwili pokochała swoją opiekunkę. Kajzerka miała wszystko przygotowane jak królowa!
Wiadomość, którą otrzymałam 3 dni po adopcji zostawiam tu ku pamięci “Pani Gosiu, jestem w szoku jaka to jest kochana kicia! Bardzo towarzyska, miauczy, jak tylko zostawi się ją samą w pokoju, łasi się, barankuje, przychodzi na głaski i jest po prostu przekochana! Bardzo nam przypomina naszą ukochaną Lunę, jest taka bardzo dostojna .😉 Jeszcze trochę płochliwa, bo tyle się wokół dzieje, trochę boi się taty, który postanowił tak planować pracę, żeby częściej być w domu i oswajać kota. 😉 A je najchętniej z ręki, jaśniepani! Dziękujemy jeszcze raz, to była bardzo dobra decyzja! ❤️”
392. Bagietka
393. Obwarzanek [*]
394. Precelek [*]
395. Rogalik (czarny)
Klasztorna rodzinka, czyli mama Kajzerka i jej dzieci - Bagietka, Rogalik, Precelek i Obważanek, trafiły Za MOje Drzwi prosto od sióstr zakonnych, w których ogrodzie okociła się i odchowała swoje dzieci wolnożyjąca kotka. Siostry zakonne postanowiły poszukać pomocy dla kociej rodziny, o czym przeczytać możecie tutaj: TUTAJ
Początkowy plan był następujący - kocia mama zostanie wykastrowana i wróci w miejsce bytowania, a dzieciaki zostaną w kocim pokoju i będziemy poszukiwać im domów. Jak powiadają, człowiek zaplanował, Pan Bóg się zaśmiał. Kajzerka okazała się w pełni oswojoną kotką, kochającą kontakt z człowiekiem i domagającą się miziania. Dotknięta od razu mruczy. W takim wypadku nie było mowy o wypuszczeniu jej. Postanowiłam, że kotka po zabiegu będzie szukała domu. Kocie dzieci okazały się mniej ufne do człowieka i na początku dzikowały okropnie - stroszyły się, syczały i uciekały, gdzie pieprz rośnie. Po kilku sesjach oswajania sytuacja powoli ulegała zmianie, a kociaki zaczęły rokować na znalezienie domów. Pierwsza na swoje poszła Bagietka, w której zakochała się Pani Renata - opiekunka Kizi-Mizi. Po pierwszym nasyczeniu na nową towarzyszkę Kizia pogodziła się z losem i wszystko wskazuje, że dziewczyny się dogadają.
Następny do swojego domu pojechał bury Precelek, któremu trafiła się niezwykła opiekunka, doświadczona w oswajaniu takich dzikich dzików. W swoim domu ma starszą siostrę o podobnym dzikującym temperamencie. Niestety... Stała się tragedia i Precelek/Karmelek zmarł w nowym domu na pp...
___________________
Zaraz po Tygrysku (poniżej) do swojego domu trafił Rogalik, a zdarzyło się to po jego wielkim przełomie, po którym kotek zaufał mi i otworzył się na ludzki dotyk. Rogalik przeszedł u mnie długą drogę, więc oddanie go w momencie, gdy zaufał mi i otworzył się na mnie, było trudne. Nie jestem z kamienia, a jeśli chodzi o tych kociastych drani w futerkach, to myślę, że wręcz przeciwnie. (Co jest przeciwne kamieniowi? Chmurka? Jednak serce mi podpowiadało, że dom pani Beaty jest tym właściwym, że to najlepsi z najlepszych zwierzolubni ludzie, że zrobią wszystko, jak trzeba, z empatią, spokojem i sercem.
Pani Beata tak mi odpowiadała, że od razu się uspokajam. Poza tym skoro Rogalik już się przełamał, to będzie mu teraz łatwiej i szybciej się zaaklimatyzuje. W nowym domu Rogaliczek ma kocią ciotkę i dwoje kochanych ludzi, czasem odwiedziny rodziny na czele z wnuczkiem, który od zawsze jest nauczony miłości do zwierząt.
A do domku Rogalika zawiozła pani Agata z mężem, którzy specjalnie pojechali do Wałbrzycha zawieźć kotka!! Dobrze, że spytałam, bo spodziewałam się, że to przy okazji... Dziękuję, naprawdę nie wiem już, jak mam dziękować. Takich chętnych do jazdy specjalnie było więcej - niesamowite to jest. Bardzo budujące.
396. Tygrysek
W końcu i Tygrysek doczekał się domu! Wyparzyła go pani Magda i zabrała jako towarzysza do swojej też młodej kotki. Teraz drżymy i zaklinamy wszystkie dobre duchy, żeby kotki się dogadały, a najlepiej pokochały! Tygrysek jest łagodny, subtelny, kochany, zgodny, więc myślę, że z jego strony nie powinno być problemu. Tygryskowi życzmy wszyscy, aby stres związany ze zmianą miejsca szybko minął (pomógł sobie, zżerając 3 calmvety o czym możecie przeczytać tutaj https://www.facebook.com/watch/?v=2342654042713803) i oby nowa koleżanka go pokochała jak ja, bo ja go bardzo pokochałam, buuuu.... Tu cieszyć się trzeba, a nie buczeć, ale w tej "robocie" jedno jest ściśle związane z drugim. W każdym razie panią ma bardzo fajną, balkon osiatkowany, koleżankę. Musi być dobrze!
397. Pumek.
Zaraz po Kajzerce, do nowy domek wypatrzył Pumka. Nie było mi łatwo rozstać się z tym łobuziakiem i ciągle zamartwiałam się, bo kotek dzikował. Pierwsze zdjęcia z nowego domu nie napawały optymizmem – Pumek był bardzo zestresowany, co widać było po jego smutnych oczach. Serce pękało, choć oczywistym było, że nie może być dobrze bez tego etapu przejściowego. Na szczęście bardzo szybko zaczęły napływać dobre wiadomości. Już po kilku dniach kotek się przełamał, a wszystkie domowe przedmioty używane są do zabawy. Powodzenia Pumku 😊.
398. Tosiek (w DT u Beaty w Tychach)
Tosiek - czyli kotka Betka, która okazała się kotkiem - został znaleziony, jako czterotygodniowy maluch w okolicy zajazdu pod Częstochową. Samotny kociak obok ruchliwej ulicy, bez matki i rodzeństwa, ewidentnie porzucony przez jakiegoś podłego człowieka. Maluszkiem zajęli się goście zajazdu, a jedna Pani rozpoczęła poszukiwanie pomocy. Obdzwoniła schroniska i różne fundacje w okolicy, jednak nikt nie był w stanie przyjąć malucha. Jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu natrafiła na Za Moimi Drzwiami i wysłała błagalną prośbę o pomoc. Ze względu na mój bardzo krótki urlop i nieobecność nie przyjmowałam zwierząt, a ZMD znajdowało się pod opieką Ewy, która opublikowała to ogłoszenie. I tu stała się rzecz niesamowita, magiczna - Beata, nasza wierna Czytaczka i Wspieraczka odpowiedziała na apel! Skontaktowała się z ogłoszeniodawczynią, ustaliła szczegóły i bezzwłocznie wraz z małżonkiem wsiadła w samochód, by odebrać kocie maleństwo. Nasza radość była ogromna. :)
Nasza Beata odmówiła przyjęcia jakiejkolwiek pomocy finansowej, a poprosiła tylko o pomoc w znalezieniu domu kociakowi, gdy przyjdzie czas. Jeszcze zanim pojechała odebrać kociaka, zakupiła wszelkie preparaty niezbędne do opieki nad takim maluszkiem. Przez kilka tygodni zajmowała się Tośkiem troskliwie: karmiła z butelki, masowała brzuszek, dogrzewała termoforem. Tosiek rósł i rozwijał się prawidłowo pod czujnym okiem Beaty i całej jej kocio-psiej ferajny. Beata pokochała go tak bardzo, że istniały obawy, że żadna rodzina nie sprosta wymaganiom adopcyjnym i nie będzie nadawać się na dom dla Tośka. Na szczęście znaleźli się ludzie godni zaufania, kochający zwierzęta, więc po wizycie i rozmowie z Beatą zostali zaakceptowani. W swoim nowym domku Tosiek ma psie, kocie i ludzkie rodzeństwo, na czym bardzo nam zależało. Kotek jest bardzo towarzyski, wychowany z psami i kotami, więc nie było mowy o oddaniu go jako jedynaka.
Takie oto niesamowite historie wydarzają się tylko Za Moimi Drzwiami.
399. Kruszynka
400. Rysio
Kruszynka i Rysio to kocie rodzeństwo, w co ciężko było uwierzyć, gdy patrzyło się na dysproporcje w ich wielkości. Rysio był trzy razy większy od siostry! 1500/500 gramów! Dzieciaki pochodzą z Krakowa, gdzie wypatrzyła je Monika – opiekunka Bolusia Zza Moich Drzwi, która poprosiła mnie o pomoc. Jako, że Kraków bliżej Tychów niż Wrocław, opieki nad tą dwójką podjęła się Beata, która najwyraźniej zasmakowała w działalności, jako dom tymczasowy. Bardzo szybko wyjaśniły się powody małych rozmiarów Kruszynki. Koteczka nie mogła otworzyć pyszczka, a co za tym idzie, nie była w stanie spożywać wystarczającej ilości pokarmu! Na wolności umarłaby z głodu i to mając jedzonko pod pyszczkiem (kociaki i ich mama były dokarmiane). Na szczęście Beata bardzo szybko umówiła się na wizytę u specjalisty i wprowadziła zalecenia. Pod jej czujnym okiem Kruszynka nareszcie mogła najadać się do woli i przybierać na wadze. Niewyobrażalne szczęście miała ta mała koteczka, że Monika ją wypatrzyła, a Beata przyjęła do siebie! Rysiu od początku był okazem zdrowia, tylko dzikował. Bardzo szybko poznał, co to zabawy z człowiekiem i przekonał się do niego porzucając swoją dzikowatą naturę.
Jako pierwsza do swojego domu pojechała Kruszynka. W naszej dziewczynce zakochała się Pani Wioletta, która jest... rehabilitantem zwierząt. To coś wprost nie do uwierzenia, jako że Kruszynka wymaga terapii manualnej związanej z problemami z pyszczkiem. Takie cuda dzieją się tylko w ZMD. Beata i jej mąż zawieźli Kruszynkę (tearz Melę) do Łomży – 500 km od Tychów!
Zaraz po siostrze na swoje pojechał Rysio, w którym zakochali się Natalia i Kuba. W swoim domu ma nieco starszą siostrę. Pierwsze wieści z domów są bardzo pozytywne, a my nie mamy wątpliwości, że inne nie będą, jako że rodzeństwo trafiło na najlepszych ludzi pod słońcem.
********
Niestety nad kocim rodzeństwem ciążyła klątwa... :( Oba kotki w bardzo krótkim odstępie czasu umarły. Kruszynka niewyobrażanie cierpiała z powodu powtarzających się operacji związanych ze stanem jej żuchwy. Nie zapomnę słów pani Violi, że nigdy więcej nie narazi kotka na takie cierpienie... Konieczna była eutanazja Kruszynki, była ona wręcz wybawieniem dla eeo malutkiego kotka. Ona na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Rysio z kolei zachorował na FIP, który zabrał go, pomimo heroicznej walki jego opiekunki.
W naszych sercach pozostał ogromny żal do kociej bogini.
401. 402. Tiki i Miki
Tika i Mika to malutkie kocie siostry, zbyt wcześnie rozdzielone z mamą. Gdy trafiły pod opiekę Marysi, która od jakiegoś czasu pomaga nam prowadząc „dom tymczasowy dla domu tymczasowego” nie miały więcej niż 6 tygodni. Koteczki podczas pobytu u Marysi zostały przebadane pod kątem chorób zakaźnych – zdrowe, odpchlone i odrobaczone. Koteczki spędziły u Marysi prawie miesiąc i mogliśmy poznać ich charaktery. Tika na początku wykazywała pewną nieśmiałość wobec ludzi podczas, gdy Mika była odważniejsza i skorsza do poznawania nowego. Bardzo szybko obie stały się koteczkami nakolankowymi, pragnącymi kontaktu i miłości człowieka. Dziewczyny bardzo się kochały, spędzały czas na zabawach, a podczas snu przytulały się do siebie. O rozdzieleniu ich mowy być nie mogło. Marzyłyśmy z Marysią o dobrym domu - takim, jaki trafił się panienkom CC. Nasze modły zanosiłyśmy do Kociej Bogini, która ich wysłuchała i przysłała tego jednego jedynego człowieka dla Tiki i Miki. Pani Karolina zakochała się do szaleństwa w tych dwóch koteczkach i jesteśmy pewne, ze obdarzy je miłością i odpowiednią opieką. Powodzenia!
403. 404. 405. 406.
Kotki z Wisły: Maurycy, Maksiu, Milka i Miłka.
O kotkach z Wisły dowiedziałam się od naszej Czytaczki Moniki, która wyjechała na kilka dni urlopu. Kiedy jest się miłośnikiem zwierząt to często nie da się odpocząć w spokoju. Kotki w okresie letnim były dokarmiane przez letników, ale po ich wyjeździe zostały same, głodne i bez opieki. W miejscowościach wypoczynkowych to częste zjawisko - turyści oswajają koty, rozpieszczają je, dokarmiają, a z końcem turnusu zostawiają na pastwę losu, nie myśląc co się z nimi stanie w zimie. Pani Monika nie mogła przejść obojętnie obok cierpienia zwierząt, po nakarmieniu gromadki postanowiła poszukać dla nich pomocy. Od kiedy zobaczyłam to kocie rodzeństwo na zdjęciach, nie mogłam przestać o nich myśleć. Wisła od Wrocławia daleko, jednak pomyślałam, że do kociotki Beaty do Tychów bliżej... I wiecie co? Ta szalona kobieta i jej szalony małż natychmiast się zgodzili, wszystko załatwili i po kotki pojechali!!! U Beaty cała czwórka przeszła odpchlanie i odrobaczanie, a także kastrację. Cała kocia rodzinka od samego początku ujmowała swoim miłym charakterem - to jedne z najmilszych kotów, jakie rezydowały w ZMD, najgrzeczniejsze, najpiękniejsze, po prostu naj, naj, naj. :) Kotki były oswojone, znały i kochały ludzi, stąd poszukiwania domu nie zajęły dużo czasu.
1. Maurycy swoich ludzi znalazł w Łodzi, u cudnej pani Małgosi.🙂 Zamieszkał z drugim kotkiem.
2. Miłeczka mieszka w Tychach u Agnieszki i jej teściowej, która marzyła o kotku. Cała rodzina jest w niej zakochana! 🙂🙂
3. Koci debiut pani Elżbiety: 🙂🙂 Max i Milka zamieszkały w Katowicach. Trzymamy kciuki i zawsze służymy pomocą.
Nowe domki zapraszamy na Za Waszymi Drzwiami - opowiadajcie o swoich kocich miłościach. Dziękujemy!! :)
407. Tymonek/Tymianek
Zgłosiła się do nas Sylwia (którą poznałam już wcześniej jako uczestniczkę naszego bazarku) z prośbą o pomoc dla znalezionej kociej biedy, którą awaryjnie zabezpieczyła. Młody kocurek w ogólnym stanie złym - koci katar, biegunka, odparzenia, błąkał się na jednym z wrocławskich osiedli. Niestety, ze względu na ostatnie wydarzenia nie mogłyśmy przyjąć kociaka, choć serce się krajało, gdy się na niego patrzyło. Wszystkie fundacje były zakocone, więc o miejsce bardzo ciężko. Nie mogąc przejść obojętnie nad kocim nieszczęściem, zwołałyśmy z Gosią naradę i ustaliłyśmy, że jeśli Sylwia zatrzyma kociaka na tymczasie, to ZMD obejmie go opieką finansową. Konto nie świeciło jeszcze pustkami, a przed nami bazarek, więc mogłyśmy sobie na to pozwolić. Jak pomyślałyśmy, tak zrobiłyśmy. Sylwia przystała na naszą propozycję, choć naprawdę moment dla niej nie był najlepszy - w mieszkaniu dwa koty i remont, ale jak sama powiedziała, co ma zrobić? Kotek odbył wizytę u lekarza weterynarii, otrzymał leki i pobrano mu krew do badań. Sylwia rozpoczęła wzmacnianie naszego nowego podopiecznego, podając mu suplementy i probiotyk, za co została pochwalona przez panią doktor. Liczyłyśmy bardzo, że kotek przy odpowiednim żywieniu i leczeniu szybko stanie na łapki i będzie szukał domu. Obiecałam Sylwii, że gdy tylko chłopak się ogarnie, pomożemy w poszukiwaniach odpowiedniego personelu. I tak się stało - gdy Timon wyzdrowiał i przeszedł zabieg kastracji rozpoczęły się wielkie poszukiwania idealnego domu. Bardzo zależało nam na doświadczonych opiekunach ponieważ Timon wymaga specjalistycznej diety ze względu na nietolerancje pokarmowe. Po różnych perypetiach związanych z potencjalnymi chętnymi znalazł się dom zaakceptowany przeze mnie, jak i przez Sylwię. Gdy kocurek miał zmienić adres zamieszkania, Sylwia zdecydowała, że Timona nie odda, że pokochała go miłością wielką i kot zostaje u niej. Nie pierwsza i nie ostatnia taka historia domu tymczasowego, dlatego nikt nie robił problemów. Niestety ta wielka miłość potrwała cały tydzień i Sylwia poinformowała Ewę, że kot musi znaleźć dom. I to natychmiast. Już...
W tempie ekspresowym Ewa zorganizowała dom tymczasowy - u Klaudii, opiekunki Czesia i Milusia. W transporcie do Jeleniej Góry pomogła Kasia. W chwili obecnej Timon przechodzi koszmar zmiany miejsca i adaptacji. Klaudia zajmie się dobraniem odpowiedniej diety dla niego, a następnie będziemy szukać najlepszego domu na świecie.
__________
Nie pierwszy już raz okazało się, że niekażdy może być domem tymczasowym dla kota. :) Nasza Klaudia tak rozkochała się w Timonie, który został przemianowany na Tymianka, w skrócie Tymka, że koci chłopak został przez nią adoptowany. O szczegółach możecie poczytać tutaj: https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2739099886208334?__tn__=-R
Kotki u Sylwii
408. Kotka Misia - ADOPTOWANA
409. Maniuś
410. 411. Jagódka i Borówka - adoptowane
412. Malinka
413. Leoś
414. kocia Mama - Kulcia
Mama Kulka i jej sześcioro kociąt - Leoś, Maniuś, Malinka, Misia, Borówka i Jagódka to kotki znalezione przez Sylwię na jednej z podstrzelińskich wsi, gdzie nie czekało ich nic dobrego. Sylwia zlitowała się nad kocią rodzinką i przyjęła pod swój dach, a ZMD objęło jej działania opieką finansową. Tak Sylwia stała się filią ZMD niosącą pomoc wiejskim kotom, o czym przekonacie się przy dalszych wpisach na blogu. Większa część kociej rodzinki dzikowała okropnie, że czasem strach mnie ogarniał czy one znajdą domy. Jako pierwsza na swoje pojechała Misia, która w swoim domu ma kocią przyjaciółkę. Następnie do Pani Joli przeprowadziły się szylkretowe piękności - Borówka i Jagódka, które teraz noszą imiona Pajton i Dżawa. Dziewczyny dość szybko się oswoiły i już po kilku dniach zaczęły roznosić dom, o czym poczytać możecie na naszej grupie Za Waszymi Drzwiami. Kolejnym szczęściarzem, który znalazł swoje miejsce na ziemi był Leoś, który zamieszkał z Panią Kasią i jako typowy jedynak jest rozpieszczany, a wszelkie wyskoki, jak porwane firanki są mu wybaczane. W międzyczasie, gdy część rodzeństwa zmieniała adresy zamieszkania mama Kulka oraz Malinka i Maniuś pojechali na oswajanie do kociotki Beatki do Tychów. Tam swoje szczęście odnalazł Maniuś, który przeprowadził się do uroczej rodzinki, w której ma ludzkiego braciszka. Państwo wykazali się ogromem cierpliwości i mądrości dając kotu czas na oswojenie, co powoli przynosi rezultaty. Mama kulka trafiła do raju, o którym powstał szereg postów:
https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2623081994476791
Gdy Malinka została sama w kocim pokoju ciotki Beatki bardzo szybko porzuciła dzikowanie na rzecz miziania. I jako ostatnia znalazła dom u Pani Bogusi, gdzie dzieli swoje życie z inną kotką. Na razie są na etapie zaprzyjaźniania się, ale wszyscy jesteśmy pełni nadziei, że dziewczyny się dogadają. Wszystkim rodzinom życzymy dużo szczęścia i miłości.
415. Kicia
Kotka w DT u Bogny. ZMD funduje kotkom szczepienia i kastracje, oraz opiekę ogłoszeniową. Pojechała do Łodzi do młodych ludzi, którzy już wcześniej wspomogli ZMD w wyjątkowy sposób - nazbierali pieniądze na swoim ślubie i przekazali nam!
416. Mama kici
Kotka w DT u Bogny. ZMD funduje kotkom szczepienia i kastracje, oraz opiekę ogłoszeniową.
(Kicia i jej mama to kotki znalezione przez Panią Bognę na wrocławskim Biskupinie, a objęte pomocą finansową przez ZMD – kastracja, szczepienia, odrobaczanie. Rodzeństwo kici dużo wcześniej znalazło swoje domy, a mama z córką wciąż czekały na swój personel, najlepszy na świecie. Kicia to wesoła koteczka, której wszędzie pełno, jak to w przypadku dzieciaków - znalazła dom w Łodzi. Jej mama wciąż czeka na swojego człowieka. )
417. Bazyli
Bazyli to kot, który można by rzec doświadczył cudu. Prawdopodobnie wyrzucony na parkingu, gdzieś w okolicach Szczecina, przy drodze szybkiego ruchu, gdzie niechybnie czekała go śmierć pod kołami, został zauważony przez dwie dobre dusze - Kasię i Grzegorza, którzy za wszelką cenę postanowili mu pomóc. Szczegółową o tym opowieść znajdziecie tutaj: https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2570615039723487?__tn__=K-R
Historia adopcji tego kocurka jest także niezwykła. Została przez mnie opisana tak:
Niesamowita historia, bo wypatrzyły Bazylego rozrzucone po świecie córki pani Grażyny, która jakiś czas temu straciła swojego ukochanego kotka i pozostawała po nim w rozpaczy. Córki wypatrzyły i upatrzyły sobie tego kotka sercem. Tylko Bazyli i koniec! Wszystko więc ze mną załatwiły. Nie było problemu z odległością, niestraszne były tej rodzinie setki km i godziny spędzone w aucie. Brat zabrał mamę z Bialeska-Białej do Wrocławia! Bazyli przywitał liczną gromadę (mama, syn i jego kolega) bez żadnego stresu, łasił się do wszystkich - co za kot! Został spakowany i po łzach wzruszenia moich i pani Grażynki pojechał na jeszcze inny koniec Polski. Co ten kot się napodróżuje!
Serce mi mówi, że tak fajnych ludzi to nawet ze świecą się nie znajdzie. :)
Bazyli będzie rządził samodzielnie, mam ogromną nadzieję, że pozostanie bardzo szczęśliwy i uszczęśliwi również swoich łysych na pyszczkach. Pani Grażyna ma cudowne dzieci, aż miło rozmawiać, aż miło patrzeć. Powodzenia, kocie!
418. Sopelek
Wszystkie koty trafiające Za Moje Drzwi są wyjątkowe, ale niektóre z nich zapadają w sercu wyjątkowo głęboko. Takim tymczasowym rezydentem kociego pokoju był Sopelek – kotek, który pojawił się na wrocławskich działkach i który wg pani karmicielki rokował na udomowienie. Sopelek biegł jej na powitanie, łasił się do nóg, dał się wziąć na ręce, no a najgorsze, że pchał się do bramy, przebiegając wcześniej przez ulicę. Kiedy został złapany i uwięziony w transporterze, okropnie się przeraził! Trząsł się po prostu jak galareta, a dźwięki wydawał takie, jakby był co najmniej jednym ze słynnych Nieumarłych Tygrysów! Krzyczał ze strachu! Czarno widziałam możliwość zbadania i obsłużenia takiego kota, tymczasem... Sopelek okazał się pacjentem idealnym! Rękawice pani wet. mogła szybko zdjąć, krew pobrać, kotka odpchlić (bo pchły miał), odrobaczyć, zajrzeć do zębów i uszu i podać antybiotyk. Kotek początkowo bardzo dzikował w kocim pokoju, co bardzo mnie martwiło ponieważ ewidentnie było z nim coś nie tak. Sposób chodzenia – zataczanie się tylnych łapek sugerowały uraz, który koniecznie trzeba było zdiagnozować. Przy okazji kastracji wykonano RTG, które nie wykazało nieprawidłowości. Okazało się, że Sopelek jest tzw. kiwaczkiem – cierpi na łagodną postać ataksji móżdżkowej. Nie wiadomo było czy cieszyć się, czy martwić bo kto zechce takiego koteczka. Wbrew moim obawom chętnych do adopcji nie brakowało, ale ze względu na stan koteczka, wymagania względem domu bardzo wzrosły i ciężko mi było podjąć decyzję. Wtedy zdarzył się jeden z tych CUDÓW, które dzieją się Za Moimi Drzwiami – Pani Maria, która już wcześniej adoptowała ode mnie kotka-Fikusa zapałała wielką miłością do naszego kociego chłopaka. Bez wahania zdecydowałam się powierzyć jej to cudowne stworzenie! Sopelek to jeden z tych kotów, których nie można nie kochać – jest wyjątkowy – miły, zrównoważony, uroczy. Adopcja Sopelka kosztowała mnie mnóstwo nerwów – czy kotek dogada się z kocimi oraz psimi rezydentami, jak przeżyje stres związany z przeprowadzką… Początki w nowym domu nie były łatwe, ale Sopelek bardzo szybko się przełamywał zarówno do ludzkich, jak i zwierzęcych domowników. Wkrótce zaprzyjaźnił się z Fikusem, co było ogromnym marzeniem Pani Marii. Kotek ma się bardzo dobrze, a jego losy można śledzić na naszej grupie Za Waszymi Drzwiami.
A tu historia o tym, jak Sopelek znalazł dom: https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2615236121928045
Zaraz po Kajzerce, do nowy domek wypatrzył Pumka. Nie było mi łatwo rozstać się z tym łobuziakiem i ciągle zamartwiałam się, bo kotek dzikował. Pierwsze zdjęcia z nowego domu nie napawały optymizmem – Pumek był bardzo zestresowany, co widać było po jego smutnych oczach. Serce pękało, choć oczywistym było, że nie może być dobrze bez tego etapu przejściowego. Na szczęście bardzo szybko zaczęły napływać dobre wiadomości. Już po kilku dniach kotek się przełamał, a wszystkie domowe przedmioty używane są do zabawy. Powodzenia Pumku 😊.
398. Tosiek (w DT u Beaty w Tychach)
Tosiek - czyli kotka Betka, która okazała się kotkiem - został znaleziony, jako czterotygodniowy maluch w okolicy zajazdu pod Częstochową. Samotny kociak obok ruchliwej ulicy, bez matki i rodzeństwa, ewidentnie porzucony przez jakiegoś podłego człowieka. Maluszkiem zajęli się goście zajazdu, a jedna Pani rozpoczęła poszukiwanie pomocy. Obdzwoniła schroniska i różne fundacje w okolicy, jednak nikt nie był w stanie przyjąć malucha. Jakimś szczęśliwym zrządzeniem losu natrafiła na Za Moimi Drzwiami i wysłała błagalną prośbę o pomoc. Ze względu na mój bardzo krótki urlop i nieobecność nie przyjmowałam zwierząt, a ZMD znajdowało się pod opieką Ewy, która opublikowała to ogłoszenie. I tu stała się rzecz niesamowita, magiczna - Beata, nasza wierna Czytaczka i Wspieraczka odpowiedziała na apel! Skontaktowała się z ogłoszeniodawczynią, ustaliła szczegóły i bezzwłocznie wraz z małżonkiem wsiadła w samochód, by odebrać kocie maleństwo. Nasza radość była ogromna. :)
Nasza Beata odmówiła przyjęcia jakiejkolwiek pomocy finansowej, a poprosiła tylko o pomoc w znalezieniu domu kociakowi, gdy przyjdzie czas. Jeszcze zanim pojechała odebrać kociaka, zakupiła wszelkie preparaty niezbędne do opieki nad takim maluszkiem. Przez kilka tygodni zajmowała się Tośkiem troskliwie: karmiła z butelki, masowała brzuszek, dogrzewała termoforem. Tosiek rósł i rozwijał się prawidłowo pod czujnym okiem Beaty i całej jej kocio-psiej ferajny. Beata pokochała go tak bardzo, że istniały obawy, że żadna rodzina nie sprosta wymaganiom adopcyjnym i nie będzie nadawać się na dom dla Tośka. Na szczęście znaleźli się ludzie godni zaufania, kochający zwierzęta, więc po wizycie i rozmowie z Beatą zostali zaakceptowani. W swoim nowym domku Tosiek ma psie, kocie i ludzkie rodzeństwo, na czym bardzo nam zależało. Kotek jest bardzo towarzyski, wychowany z psami i kotami, więc nie było mowy o oddaniu go jako jedynaka.
Takie oto niesamowite historie wydarzają się tylko Za Moimi Drzwiami.
399. Kruszynka
400. Rysio
Kruszynka i Rysio to kocie rodzeństwo, w co ciężko było uwierzyć, gdy patrzyło się na dysproporcje w ich wielkości. Rysio był trzy razy większy od siostry! 1500/500 gramów! Dzieciaki pochodzą z Krakowa, gdzie wypatrzyła je Monika – opiekunka Bolusia Zza Moich Drzwi, która poprosiła mnie o pomoc. Jako, że Kraków bliżej Tychów niż Wrocław, opieki nad tą dwójką podjęła się Beata, która najwyraźniej zasmakowała w działalności, jako dom tymczasowy. Bardzo szybko wyjaśniły się powody małych rozmiarów Kruszynki. Koteczka nie mogła otworzyć pyszczka, a co za tym idzie, nie była w stanie spożywać wystarczającej ilości pokarmu! Na wolności umarłaby z głodu i to mając jedzonko pod pyszczkiem (kociaki i ich mama były dokarmiane). Na szczęście Beata bardzo szybko umówiła się na wizytę u specjalisty i wprowadziła zalecenia. Pod jej czujnym okiem Kruszynka nareszcie mogła najadać się do woli i przybierać na wadze. Niewyobrażalne szczęście miała ta mała koteczka, że Monika ją wypatrzyła, a Beata przyjęła do siebie! Rysiu od początku był okazem zdrowia, tylko dzikował. Bardzo szybko poznał, co to zabawy z człowiekiem i przekonał się do niego porzucając swoją dzikowatą naturę.
Jako pierwsza do swojego domu pojechała Kruszynka. W naszej dziewczynce zakochała się Pani Wioletta, która jest... rehabilitantem zwierząt. To coś wprost nie do uwierzenia, jako że Kruszynka wymaga terapii manualnej związanej z problemami z pyszczkiem. Takie cuda dzieją się tylko w ZMD. Beata i jej mąż zawieźli Kruszynkę (tearz Melę) do Łomży – 500 km od Tychów!
Zaraz po siostrze na swoje pojechał Rysio, w którym zakochali się Natalia i Kuba. W swoim domu ma nieco starszą siostrę. Pierwsze wieści z domów są bardzo pozytywne, a my nie mamy wątpliwości, że inne nie będą, jako że rodzeństwo trafiło na najlepszych ludzi pod słońcem.
********
Niestety nad kocim rodzeństwem ciążyła klątwa... :( Oba kotki w bardzo krótkim odstępie czasu umarły. Kruszynka niewyobrażanie cierpiała z powodu powtarzających się operacji związanych ze stanem jej żuchwy. Nie zapomnę słów pani Violi, że nigdy więcej nie narazi kotka na takie cierpienie... Konieczna była eutanazja Kruszynki, była ona wręcz wybawieniem dla eeo malutkiego kotka. Ona na zawsze pozostanie w naszych sercach.
Rysio z kolei zachorował na FIP, który zabrał go, pomimo heroicznej walki jego opiekunki.
W naszych sercach pozostał ogromny żal do kociej bogini.
401. 402. Tiki i Miki
Tika i Mika to malutkie kocie siostry, zbyt wcześnie rozdzielone z mamą. Gdy trafiły pod opiekę Marysi, która od jakiegoś czasu pomaga nam prowadząc „dom tymczasowy dla domu tymczasowego” nie miały więcej niż 6 tygodni. Koteczki podczas pobytu u Marysi zostały przebadane pod kątem chorób zakaźnych – zdrowe, odpchlone i odrobaczone. Koteczki spędziły u Marysi prawie miesiąc i mogliśmy poznać ich charaktery. Tika na początku wykazywała pewną nieśmiałość wobec ludzi podczas, gdy Mika była odważniejsza i skorsza do poznawania nowego. Bardzo szybko obie stały się koteczkami nakolankowymi, pragnącymi kontaktu i miłości człowieka. Dziewczyny bardzo się kochały, spędzały czas na zabawach, a podczas snu przytulały się do siebie. O rozdzieleniu ich mowy być nie mogło. Marzyłyśmy z Marysią o dobrym domu - takim, jaki trafił się panienkom CC. Nasze modły zanosiłyśmy do Kociej Bogini, która ich wysłuchała i przysłała tego jednego jedynego człowieka dla Tiki i Miki. Pani Karolina zakochała się do szaleństwa w tych dwóch koteczkach i jesteśmy pewne, ze obdarzy je miłością i odpowiednią opieką. Powodzenia!
403. 404. 405. 406.
Kotki z Wisły: Maurycy, Maksiu, Milka i Miłka.
O kotkach z Wisły dowiedziałam się od naszej Czytaczki Moniki, która wyjechała na kilka dni urlopu. Kiedy jest się miłośnikiem zwierząt to często nie da się odpocząć w spokoju. Kotki w okresie letnim były dokarmiane przez letników, ale po ich wyjeździe zostały same, głodne i bez opieki. W miejscowościach wypoczynkowych to częste zjawisko - turyści oswajają koty, rozpieszczają je, dokarmiają, a z końcem turnusu zostawiają na pastwę losu, nie myśląc co się z nimi stanie w zimie. Pani Monika nie mogła przejść obojętnie obok cierpienia zwierząt, po nakarmieniu gromadki postanowiła poszukać dla nich pomocy. Od kiedy zobaczyłam to kocie rodzeństwo na zdjęciach, nie mogłam przestać o nich myśleć. Wisła od Wrocławia daleko, jednak pomyślałam, że do kociotki Beaty do Tychów bliżej... I wiecie co? Ta szalona kobieta i jej szalony małż natychmiast się zgodzili, wszystko załatwili i po kotki pojechali!!! U Beaty cała czwórka przeszła odpchlanie i odrobaczanie, a także kastrację. Cała kocia rodzinka od samego początku ujmowała swoim miłym charakterem - to jedne z najmilszych kotów, jakie rezydowały w ZMD, najgrzeczniejsze, najpiękniejsze, po prostu naj, naj, naj. :) Kotki były oswojone, znały i kochały ludzi, stąd poszukiwania domu nie zajęły dużo czasu.
1. Maurycy swoich ludzi znalazł w Łodzi, u cudnej pani Małgosi.🙂 Zamieszkał z drugim kotkiem.
2. Miłeczka mieszka w Tychach u Agnieszki i jej teściowej, która marzyła o kotku. Cała rodzina jest w niej zakochana! 🙂🙂
3. Koci debiut pani Elżbiety: 🙂🙂 Max i Milka zamieszkały w Katowicach. Trzymamy kciuki i zawsze służymy pomocą.
Nowe domki zapraszamy na Za Waszymi Drzwiami - opowiadajcie o swoich kocich miłościach. Dziękujemy!! :)
407. Tymonek/Tymianek
Zgłosiła się do nas Sylwia (którą poznałam już wcześniej jako uczestniczkę naszego bazarku) z prośbą o pomoc dla znalezionej kociej biedy, którą awaryjnie zabezpieczyła. Młody kocurek w ogólnym stanie złym - koci katar, biegunka, odparzenia, błąkał się na jednym z wrocławskich osiedli. Niestety, ze względu na ostatnie wydarzenia nie mogłyśmy przyjąć kociaka, choć serce się krajało, gdy się na niego patrzyło. Wszystkie fundacje były zakocone, więc o miejsce bardzo ciężko. Nie mogąc przejść obojętnie nad kocim nieszczęściem, zwołałyśmy z Gosią naradę i ustaliłyśmy, że jeśli Sylwia zatrzyma kociaka na tymczasie, to ZMD obejmie go opieką finansową. Konto nie świeciło jeszcze pustkami, a przed nami bazarek, więc mogłyśmy sobie na to pozwolić. Jak pomyślałyśmy, tak zrobiłyśmy. Sylwia przystała na naszą propozycję, choć naprawdę moment dla niej nie był najlepszy - w mieszkaniu dwa koty i remont, ale jak sama powiedziała, co ma zrobić? Kotek odbył wizytę u lekarza weterynarii, otrzymał leki i pobrano mu krew do badań. Sylwia rozpoczęła wzmacnianie naszego nowego podopiecznego, podając mu suplementy i probiotyk, za co została pochwalona przez panią doktor. Liczyłyśmy bardzo, że kotek przy odpowiednim żywieniu i leczeniu szybko stanie na łapki i będzie szukał domu. Obiecałam Sylwii, że gdy tylko chłopak się ogarnie, pomożemy w poszukiwaniach odpowiedniego personelu. I tak się stało - gdy Timon wyzdrowiał i przeszedł zabieg kastracji rozpoczęły się wielkie poszukiwania idealnego domu. Bardzo zależało nam na doświadczonych opiekunach ponieważ Timon wymaga specjalistycznej diety ze względu na nietolerancje pokarmowe. Po różnych perypetiach związanych z potencjalnymi chętnymi znalazł się dom zaakceptowany przeze mnie, jak i przez Sylwię. Gdy kocurek miał zmienić adres zamieszkania, Sylwia zdecydowała, że Timona nie odda, że pokochała go miłością wielką i kot zostaje u niej. Nie pierwsza i nie ostatnia taka historia domu tymczasowego, dlatego nikt nie robił problemów. Niestety ta wielka miłość potrwała cały tydzień i Sylwia poinformowała Ewę, że kot musi znaleźć dom. I to natychmiast. Już...
W tempie ekspresowym Ewa zorganizowała dom tymczasowy - u Klaudii, opiekunki Czesia i Milusia. W transporcie do Jeleniej Góry pomogła Kasia. W chwili obecnej Timon przechodzi koszmar zmiany miejsca i adaptacji. Klaudia zajmie się dobraniem odpowiedniej diety dla niego, a następnie będziemy szukać najlepszego domu na świecie.
__________
Nie pierwszy już raz okazało się, że niekażdy może być domem tymczasowym dla kota. :) Nasza Klaudia tak rozkochała się w Timonie, który został przemianowany na Tymianka, w skrócie Tymka, że koci chłopak został przez nią adoptowany. O szczegółach możecie poczytać tutaj: https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2739099886208334?__tn__=-R
Kotki u Sylwii
408. Kotka Misia - ADOPTOWANA
409. Maniuś
410. 411. Jagódka i Borówka - adoptowane
412. Malinka
413. Leoś
414. kocia Mama - Kulcia
Mama Kulka i jej sześcioro kociąt - Leoś, Maniuś, Malinka, Misia, Borówka i Jagódka to kotki znalezione przez Sylwię na jednej z podstrzelińskich wsi, gdzie nie czekało ich nic dobrego. Sylwia zlitowała się nad kocią rodzinką i przyjęła pod swój dach, a ZMD objęło jej działania opieką finansową. Tak Sylwia stała się filią ZMD niosącą pomoc wiejskim kotom, o czym przekonacie się przy dalszych wpisach na blogu. Większa część kociej rodzinki dzikowała okropnie, że czasem strach mnie ogarniał czy one znajdą domy. Jako pierwsza na swoje pojechała Misia, która w swoim domu ma kocią przyjaciółkę. Następnie do Pani Joli przeprowadziły się szylkretowe piękności - Borówka i Jagódka, które teraz noszą imiona Pajton i Dżawa. Dziewczyny dość szybko się oswoiły i już po kilku dniach zaczęły roznosić dom, o czym poczytać możecie na naszej grupie Za Waszymi Drzwiami. Kolejnym szczęściarzem, który znalazł swoje miejsce na ziemi był Leoś, który zamieszkał z Panią Kasią i jako typowy jedynak jest rozpieszczany, a wszelkie wyskoki, jak porwane firanki są mu wybaczane. W międzyczasie, gdy część rodzeństwa zmieniała adresy zamieszkania mama Kulka oraz Malinka i Maniuś pojechali na oswajanie do kociotki Beatki do Tychów. Tam swoje szczęście odnalazł Maniuś, który przeprowadził się do uroczej rodzinki, w której ma ludzkiego braciszka. Państwo wykazali się ogromem cierpliwości i mądrości dając kotu czas na oswojenie, co powoli przynosi rezultaty. Mama kulka trafiła do raju, o którym powstał szereg postów:
https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2623081994476791
Gdy Malinka została sama w kocim pokoju ciotki Beatki bardzo szybko porzuciła dzikowanie na rzecz miziania. I jako ostatnia znalazła dom u Pani Bogusi, gdzie dzieli swoje życie z inną kotką. Na razie są na etapie zaprzyjaźniania się, ale wszyscy jesteśmy pełni nadziei, że dziewczyny się dogadają. Wszystkim rodzinom życzymy dużo szczęścia i miłości.
415. Kicia
Kotka w DT u Bogny. ZMD funduje kotkom szczepienia i kastracje, oraz opiekę ogłoszeniową. Pojechała do Łodzi do młodych ludzi, którzy już wcześniej wspomogli ZMD w wyjątkowy sposób - nazbierali pieniądze na swoim ślubie i przekazali nam!
416. Mama kici
Kotka w DT u Bogny. ZMD funduje kotkom szczepienia i kastracje, oraz opiekę ogłoszeniową.
(Kicia i jej mama to kotki znalezione przez Panią Bognę na wrocławskim Biskupinie, a objęte pomocą finansową przez ZMD – kastracja, szczepienia, odrobaczanie. Rodzeństwo kici dużo wcześniej znalazło swoje domy, a mama z córką wciąż czekały na swój personel, najlepszy na świecie. Kicia to wesoła koteczka, której wszędzie pełno, jak to w przypadku dzieciaków - znalazła dom w Łodzi. Jej mama wciąż czeka na swojego człowieka. )
417. Bazyli
Bazyli to kot, który można by rzec doświadczył cudu. Prawdopodobnie wyrzucony na parkingu, gdzieś w okolicach Szczecina, przy drodze szybkiego ruchu, gdzie niechybnie czekała go śmierć pod kołami, został zauważony przez dwie dobre dusze - Kasię i Grzegorza, którzy za wszelką cenę postanowili mu pomóc. Szczegółową o tym opowieść znajdziecie tutaj: https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2570615039723487?__tn__=K-R
Historia adopcji tego kocurka jest także niezwykła. Została przez mnie opisana tak:
Niesamowita historia, bo wypatrzyły Bazylego rozrzucone po świecie córki pani Grażyny, która jakiś czas temu straciła swojego ukochanego kotka i pozostawała po nim w rozpaczy. Córki wypatrzyły i upatrzyły sobie tego kotka sercem. Tylko Bazyli i koniec! Wszystko więc ze mną załatwiły. Nie było problemu z odległością, niestraszne były tej rodzinie setki km i godziny spędzone w aucie. Brat zabrał mamę z Bialeska-Białej do Wrocławia! Bazyli przywitał liczną gromadę (mama, syn i jego kolega) bez żadnego stresu, łasił się do wszystkich - co za kot! Został spakowany i po łzach wzruszenia moich i pani Grażynki pojechał na jeszcze inny koniec Polski. Co ten kot się napodróżuje!
Serce mi mówi, że tak fajnych ludzi to nawet ze świecą się nie znajdzie. :)
Bazyli będzie rządził samodzielnie, mam ogromną nadzieję, że pozostanie bardzo szczęśliwy i uszczęśliwi również swoich łysych na pyszczkach. Pani Grażyna ma cudowne dzieci, aż miło rozmawiać, aż miło patrzeć. Powodzenia, kocie!
418. Sopelek
Wszystkie koty trafiające Za Moje Drzwi są wyjątkowe, ale niektóre z nich zapadają w sercu wyjątkowo głęboko. Takim tymczasowym rezydentem kociego pokoju był Sopelek – kotek, który pojawił się na wrocławskich działkach i który wg pani karmicielki rokował na udomowienie. Sopelek biegł jej na powitanie, łasił się do nóg, dał się wziąć na ręce, no a najgorsze, że pchał się do bramy, przebiegając wcześniej przez ulicę. Kiedy został złapany i uwięziony w transporterze, okropnie się przeraził! Trząsł się po prostu jak galareta, a dźwięki wydawał takie, jakby był co najmniej jednym ze słynnych Nieumarłych Tygrysów! Krzyczał ze strachu! Czarno widziałam możliwość zbadania i obsłużenia takiego kota, tymczasem... Sopelek okazał się pacjentem idealnym! Rękawice pani wet. mogła szybko zdjąć, krew pobrać, kotka odpchlić (bo pchły miał), odrobaczyć, zajrzeć do zębów i uszu i podać antybiotyk. Kotek początkowo bardzo dzikował w kocim pokoju, co bardzo mnie martwiło ponieważ ewidentnie było z nim coś nie tak. Sposób chodzenia – zataczanie się tylnych łapek sugerowały uraz, który koniecznie trzeba było zdiagnozować. Przy okazji kastracji wykonano RTG, które nie wykazało nieprawidłowości. Okazało się, że Sopelek jest tzw. kiwaczkiem – cierpi na łagodną postać ataksji móżdżkowej. Nie wiadomo było czy cieszyć się, czy martwić bo kto zechce takiego koteczka. Wbrew moim obawom chętnych do adopcji nie brakowało, ale ze względu na stan koteczka, wymagania względem domu bardzo wzrosły i ciężko mi było podjąć decyzję. Wtedy zdarzył się jeden z tych CUDÓW, które dzieją się Za Moimi Drzwiami – Pani Maria, która już wcześniej adoptowała ode mnie kotka-Fikusa zapałała wielką miłością do naszego kociego chłopaka. Bez wahania zdecydowałam się powierzyć jej to cudowne stworzenie! Sopelek to jeden z tych kotów, których nie można nie kochać – jest wyjątkowy – miły, zrównoważony, uroczy. Adopcja Sopelka kosztowała mnie mnóstwo nerwów – czy kotek dogada się z kocimi oraz psimi rezydentami, jak przeżyje stres związany z przeprowadzką… Początki w nowym domu nie były łatwe, ale Sopelek bardzo szybko się przełamywał zarówno do ludzkich, jak i zwierzęcych domowników. Wkrótce zaprzyjaźnił się z Fikusem, co było ogromnym marzeniem Pani Marii. Kotek ma się bardzo dobrze, a jego losy można śledzić na naszej grupie Za Waszymi Drzwiami.
A tu historia o tym, jak Sopelek znalazł dom: https://www.facebook.com/ZaMoimiDrzwiami/posts/2615236121928045
Pani Małgosiu, numeracja Pani podopiecznych się nie zgadza. Fiona jest 357 a pierwszy z kociaków już 378..
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Panią serdecznie i dziękuję za Pani bloga, bo jest dla mnie inspiracją i źródłem radości...
O! Już poprawiam! Dzięki :))
UsuńFikołek jaki kochany rudzielec :)))))))))
OdpowiedzUsuńAle słodziaki :))
OdpowiedzUsuńPrzepiękne kotki!
OdpowiedzUsuń