sobota, 31 sierpnia 2013

Co powiecie na takie cóś? :)



PODPIS

Zachodni film i nowe zwierzakowe historie

Poznajcie dziś, proszę, zwierzaki Marii, mojej miłej czytaczki i ziomalki.  :) 
Maria napisała bardzo ciekawie o swoich pupilach. Zachęcam do przeczytania. 


120. Maria Nowicka z Wrocławia, bezblogowa. Natchnęło ją w końcu, ku mojej wielkiej radości, żeby zapisać się do Zwierzolubnych.

W moim dorosłym życiu były trzy zwierzaki. Kiedyś w zamierzchłych czasach mieliśmy koty, ale to inna historia.
Piętnaście lat temu moja bratanica znalazła psiaka w parku, przywiązanego do drzewa. Akurat były imieniny mojej mamy, więc wręczyli go mojej mamie w prezencie. Otrzymał imię Podarek, a wołaliśmy na niego Darek. Piesio miał maleńkie ciało, ale duch był w nim ogromny. Był to psi zawadiaka, waleczny jak lew, terroryzował szczeniaka dobermana, prowokował rottweilera. No i był z niego pies na ko... suczki. To go zgubiło, domowi panowie go nie dopilnowali i wpadł pod samochód.
Następnego psa wzięliśmy ze schroniska. Trafiliśmy tam w porze karmienia i jedna sierota stała z boku i patrzyła, jak reszta jadła. Jak skończyli, poszedł wylizywać miski, no to padło na niego. Przez długą sierść czuć było wszystkie żebra. Był cały czarny, jak umorusany, więc mama nazwała go Morus. Morus to był pies ideał, kochający i kochany, mający swoiste pojęcie o wygodzie, co widać na zdjęciu, na którym trzyma głowę pod biurkiem, bo ja siedziałam obok, no i tak mu było wygodnie. Morus w trakcie spaceru z moją mamą stracił oko; wydrapał mu je wielki pies spuszczony ze smyczy na naszym podwórzu, trzeba je było usunąć. Bardzo cierpliwie znosił rekonwalescencję i szybko nauczył się żyć bez oka. Odszedł od nas w Wigilię, stary i schorowany.
AAAAAAAAAAAA teraz mamy KOTA. Mały kociak siedział na drzewie i miauczał, z tego, drzewka raczej, ściągnął go mój brat i przywiózł do nas. Nazwałam go Smyk, co przekłada się na Myk Myk - na to reaguje, albo Miki, w chwilach uniesień - Mykasia. Jest to kot wyścigowy i brykający. Od małego przyzwyczajony do wspinaczki po tkaninach rozpiętych na ścianie i po drabinie ciężkiej, drewnianej, którą zaadaptowałam na kwietnik i jest także drapakiem kota. Ostatnio do zabawy służą mu łodyżki od warzyw; gdy ma ochotę na zabawę, to podchodzi do lodówki i drapie, bo tam przechowywane są gałązki.

Oto Darek, Morus i Myk: 


**************************Witam Cię, miły Myku, wśród nas******************************

Wrócę jeszcze do rodziny, którą już przedstawiłam, ale okazało się, że wpisując ją do spisu, pominęłam cały opis, jaki przysłała mi Hana! Pominęłam jej jedno zwierzę - kotkę Grażynkę, a Ona nawet nie pisnęła słówkiem!  Te historie też są wspaniałe, co jedna, to bardziej łapiąca za serce.


115. Hana  pochwaliła się niezwykłym przystojniakiem: Przesyłam Ci zdjęcia mojego "moskala". Czyż nie jest absolutnie i zabójczo przystojny? A osobowość! Miodzio! Na pierwszym zdjęciu jestFrodo "przed", czyli pierwszego dnia w domu, zaraz po zabraniu go z "tymczasu", trzy, a właściwie już prawie cztery lata temu. Obok to pies "po", sprzed kilku dni.

Frodo ma ok. 3,5 roku, z dokładnością do 2-3 miesięcy. Na pewno był szczeniakiem wtedy. Pałętał się w okolicach Konina (Wielkopolska), aż odłowiła bidusia Alinka. Jak do nas trafił, to długa historia, w każdym razie wylądował w tymczasie pod Sieradzem, a stamtąd już do domu, czyli tutaj. I jest. Prześliczny, mądry, całuśny niesłychanie, uwielbia gości i parówki, kocha wszystkie bez wyjątku stworzenia, a zwłaszcza inne pieski. Chce się z nimi wyłącznie bawić. Nigdy nie okazał cienia agresji, nawet w stosunku do kotki, która była tu przed nim i pokazała mu, kto tu rządzi. Podporządkował się...

A kotka Grażynka przyszła do naszego śmietnika, żeby się pożywić. Znalazłam ją w stanie skrajnego wycieńczenia, miała koci katar, świerzb, gronkowca i paciorkowca w uszach, rany na brzuszku, pchły, że o innych robalach nie wspomnę. I ta przerażająca chudość. To się nie da opisać. Ryczę, jak to wspominam. Do dzisiaj jest tak, że nie mogę zostawić jej karmy, żeby sobie jadła, kiedy zechce. Ona je tak długo, aż zje, choćby miała pęknąć. I nauczona smutnym doświadczeniem je wszystko, co do jedzenia się nadaje. Kalafior, ziemniaki, rzodkiewka, wszystko! Spędza czas głównie na czekaniu na jedzenie i ewentualnie na spaniu. O piątej rano - pobudka, bo Grażynka wskakuje do łóżka i łazi po mnie w tę i nazad, aż wstanę i nakarmię. Wiem dokładnie, skąd przyszła i kto tak ją urządził. Tak więc Grażynka jest ukrywana, chociaż ten skurwiel (wybacz) raczej nie poznałby w niej tamtego kota. Ale wolę nie ryzykować, bo ludzie na wsi mają silnie rozwinięte poczucie, hm, własności, chociaż - jak się domyślasz - nikt jej nie szukał. Jednak wolę nie ryzykować. Teraz Grażynka jest naszym najpiękniejszym koteczkiem, chociaż ma charakterek. Kochamy ją jak szurnięci, nie bójmy się tego słowa.

Oto Frodo i Grażynka:



121. MIEJSCE DLA CIEBIE - zapraszam!

Hana zadała nam wczoraj pytanie:
Moje wielkie psisko ma ocean cierpliwości do "nowego", czyli Wałka - imię przylgnęło i on już pięknie na nie reaguje. Jest dokładnie takim rzepem, uwieszonym na Frodku przez cały czas. A co z nim wyprawia! Tarmosi, podgryza, wskakuje z rozpędu na jego grzbiet. Wszędzie w ogrodzie fruwają Frodkowe kudły, nie trzeba go czesać! Fantastycznie się dogadali. Kotka, niestety, dalej mieszka na szafie i nie podejmuje ryzyka, chociaż Wałek jest tylko ciekawski. Jakie macie doświadczenia w takiej kohabitacji?

I na koniec coś wyjątkowego. Kiedy mój syn, którego nazywam Wrocławskim, zobaczył zdjęcia zrobione przeze mnie nad morzem, spontanicznie skomponował do nich muzykę. W ten sposób powstał ten relaksacyjny filmik. Miłego oglądania i odpłynięcia
w świat marzeń... Polecam przed zaśnięciem. :)



Żegnaj, sierpniu, już za tobą tęsknię...

PODPIS

piątek, 30 sierpnia 2013

Rzep


W dzisiejszej historyjce obrazkowej wykorzystałam fragment wierszyka 
"O TYM, JAK SIĘ RZEP DO PSIEGO OGONA PRZYCZEPIŁ" 
Lucyny Krzemienieckiej


Leci pies, ogonem wywija. Merdnął ogonem koło ostów - nic, dalej biegnie po prostu.

Majtnął ogonem koło szczeci - nic, dalej drogą leci.

Wreszcie merdnął ogonem ponad miedzą, gdzie rzepy siedzą.

I nagle:

- Hau, hau, wypadek się stał! Uczepił się rzep psiego ogona, trzema tuzinami zielonych haczykowatych nóżek wczepił się w Burusiowe kudełki i woła:

- Ho, ho, bardzo jestem rad, pojadę sobie na twoim ogonie w świat! 
Na twoim ogonie, jak w jakiejś karecie, pojadę sobie w podróż po świecie.

- Hau, hau, odczep się rzepie!

- A właśnie, że się nie odczepię, nie jestem kiep, nie odczepię się, jakem rzep!"

***************


PODPIS

czwartek, 29 sierpnia 2013

Krótko czy długo?

To co, ma być długo, jak długa jest podróż z Wu. do Wu., czy krótko - jak krótka była ta nasza przygoda?
Hm, niech więc będzie mniej więcej tak krótko, jak krótko podejmowałam decyzję, czy pojechać. Właściwie to wcale się nie zastanawiałam (oprócz tego, jak ustawić w domu opiekę nad psami i kotami). Gdy więc udało się dogodnie wpasować w czasie mojego krótkiego urlopu w grafik Pana Męża, stanęło na tym, że ruszamy we wtorek przed północą, a żeby w ciągu tych nieludzkich dziewięciu godzin choć trochę się zdrzemnąć i zachować siły na Wrocław, zaszaleliśmy i kupiliśmy na podróż miesta dla leżania.


Dzięki temu dojechaliśmy w stanie zupełnie przyzwoitym i z niemałą adrenalinką (po śniadaniu i kawce) rzuciliśmy się na te wszystkie skarby - i tu każdy wyobraża sobie, co i kogo tylko chce: może to być Rufi, Amisia, Kayron, wrocławskie krasnale, Anka, JejCiOn, Wrocławski, trójkot, kamienice, fontanny, kłódki, panoramy i tak dalej, i tym podobne. A najlepiej wszystko/wszystkich po trochu. :)









Jakie były te dwa dni, każdy kto chciał, widział; częstotliwość relacji przyprawiła chyba nawet niektórych o mały wnerw... ;)
Marszruta obmyślona przez Gosię była dość napięta i ostatecznie coś nam nawet z planu wypadło, ale też z góry zakładałyśmy, że nie trzymamy się go sztywno, bo najbardziej zależało nam na wspólnym smakowaniu chwil w tak pięknych okolicznościach przyrody, jakie zabezpieczył tego cudownego lata Dolny Śląsk.


 
Nie wiem, czy uda mi się nakłonić Igora do napisania własnych wrażeń, mogę jednak chyba zacytować to, co rzekł w chwili, gdy Pan Mąż pobrawszy o świcie z dworca w eS., transportował nas do domu:
No! To teraz tylko kwestia, kto się do kogo przeprowadza. Z czego wywnioskowałam, że parki, zabytki i mosty swoją drogą, ale dobre samopoczucie w obecności Wrocławianki i jej przyległości wysunęło się na plan pierwszy. A poza tym, wiadomo, w sumie to nie ma na co narzekać. Ach, młodość! ;)

A teraz przygarść odniesień do słów. :)

Krysi Opakowanej: Jatki, Rynek, Rynek Solny - zaliczone. Bardzo mi się podobała fontanna na Solnym. A, i bawiliśmy się DOBRZE. :)
 



Edytka 38: Babeczkę naprzeciw Opery, owszem, widziałam. Bezę może następnym razem... ;) A dworzec przecudny! :)


Marii: Z Twojego planu chyba nam wypadł mostek czarownic, ale brama kluskowa - tak, głowa w murze, no i sama katedra, włącznie z wieżą oczywiście, a w niej wesołym Panem Windowym. Nie nabyłam planu rozmieszczenia krasnali, ale kilka z nich namierzyliśmy sami. :)
Aha, i jeszcze, jak to było: rzygacz, panorama, poczta, trochę w lewo i... odmachujemy! :))
A pytanie, czy nabrałam apetytu na więcej, pozostawiam bez odpowiedzi, droga Mario. Zgadnij. ;)



Kasi nurmi: Jeszcze jedno ujęcie kotka na kłódce? Proszę uprzejmie. :)


Przemka z Tawerny Koci Pazur Baldricka: Mam nadzieję, że nam wybaczyłeś... I że lubisz jaszczurki. :)


Mirabelki: I my widzieliśmy fontannowe widowisko. :)




Hany: Na Brueghlów nie starczyło czasu...


Kretowatej: Uniwersytet Wrocławski z dziedzińcami i specjalną stalową szyną na kostce brukowej przed wejściem do Gmachu Głównego (prowadzącym na Wieżę Matematyczną) odfajkowany. :)



 Jestem3xl-a: Twój komentarz o walizie obalił mnie z nóg. :D Ta też niezła, co? Zwłaszcza jej zawartość. ;)



Liptona_eR: Lola mi się bardzo podoba, nawet jeśli to tylko literówka. ;) Ta biała plamka na ścieżce to GosiAnka. Przyjmijmy, że macha też do Ciebie. :)


Ninki: Czas był wypełniony fantastycznie, jak sama zauważasz, i formą, i treścią, i cudownymi emocjami. :)




Rybeńki: Dopiero po kilku dniach zrozumiałam Twój komentarz o kocie i pudeukach - kiedy doczytałam u Ciebie, że już po przeprowadzce. :) Czy baniek na zdjęciu jest więcej niż pudeuek?


Pantery i Maskotki: Oj, nie marudzić, dziewuszki, nie marudzić na liczbę postów, bo pojadę jeszcze raz, i to na dłużej. ;) A wiecie, co to jest to wysokie i chude na środku? Pręgierz. Nno!


Ani M.: Gróbelki we Wrocku jak malowanie. :)


 Agai: Na trawniku była wrona siwa. Niejedna. :)


Viki: To zielsko rośnie w parku, o którym napisałaś, że tak blisko Twojego domu. :)


Dawnego Basika: Park Szczytnicki, owszem, ale już do Ogrodu Japońskiego nie zdążyliśmy przed zamknięciem, Jaz Opatowicki z oddali, Panorama Racławicka tylko zewnętrznie i też z oddalenia ;), ale kościół garnizonowy, o tak! Podobno 304 stopnie. Dosłownie w ostatniej chwili. :)
A poza tym powiem Ci, Basiu, że skoro Karłowice piękniejsze od Biskupina, którym jestem zachwycona, to aż boję się myśleć, co by było, gdybyś mnie po nich oprowadziła - czy nie zabrakłoby mi skali na wskaźniku emocji i podobactwa? ;)









Zaraz, co to ja mówiłam na początku? Że będzie tak krótko jak... Żartowałam! :)
Ale żeby już nie nadużywać Waszej cierpliwości, konkluzje z wyjazdu zostawiam na czas przyszły najbliższy, choć nie aż tak blisko określony, bo, nie mając takiej biegłości w postowaniu jak Anka, sama też jestem wyczerpana. Uff! Jeszcze tylko bardzo ciepło podziękuję wszystkim Wam za Waszą obecność - to było naprawdę fajne wrażenie, trochę jak łażenie tam z Wami, choć bez ścisku. ;) Przyznaję, że trochę tchórzliwie podeszłam do pomysłu Anki bezpośredniego relacjonowania, ale tak pięknie się rozczarowałam... :) Z wiadomych przyczyn nie do wszystkich Waszych słów się odniosłam, ale to nic nie znaczy - uściski dla wszystkich po równo, Alutko, Tempo i pozostałe dobre, przyjazne dusze.:)
  
Komu w drogę, temu czas na peron. 





JolkaM
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...