sobota, 17 listopada 2018

Historia Sówek


Kocia rodzinka została przez panią Julitę zauważona w pewnej piwnicy i pani Julita wszczęła alarm, szukając pomocy dla tych maleństw - w końcu idzie zima.


Napisała do mnie, dogadałyśmy się i złapała na raty wszystkie (przy pomocy sąsiadów - ku jej zbudowaniu). Już następnego dnia trzy cudne kocięta czekały na mamę w kocim pokoju nr 2, Za Moimi Drzwiami. Oko mi zbielało, gdy je zobaczyłam. Nie miałam pojęcia, jakie kotki zgodziłam się przyjąć. A to cuda! Co to za kociaki! Tatuś musiał być rasowy jak nic!





Koteńki były przestraszone nową sytuacją, ale spokojne. To takie umiarkowane dzikuski - raz dwa się oswoją, pomyślałam. Czekały w klatce na mamusię, ale zanim przyjechała, zabrałam je do weta, bo ich futerka aż się ruszały od pcheł... Bidulki kochane.


No i cóż, standard: pchły jak konie, świerzb w uszach, nadęte brzuszki. W tej swojej zrujnowanej piwnicy, gdzie mieszkały, nie miały lekkiego życia. Na szczęście są na to metody, więc jakieś tam pchły nie mają szans! Nie będą mi żreć moich podopiecznych! :)







W końcu przyjechała mamusia dziewczynek. Bardzo ładna kotka, z ciemnobrązowym noskiem i białymi dodatkami. Baaardzo przerażona, wręcz bojąca się spojrzeć na mnie, ale też spokojna. Jest w niej coś takiego, co mnie od razu kupiło. Widać, że to kochana istota. Bardzo źle czuła się w klatce, jednak nie mogłam jej puścić, najpierw musiałam zabrać ją do weterynarza, bo i ona, tak jak jej dzieci, miała bogate życie zewnętrzne i wewnętrzne.


Córeczki na widok mamy bardzo się ucieszyły; to dla nich skarb - mieć karmicielkę i opiekunkę przy sobie.
Sówki i ich mama trafiły do mnie w niedzielę, a w poniedziałek, mimo niespodziewanego wolnego dnia (12.11.18), gabinet wet. był czynny. Na szczęście, bo należało wyczyścić mamie uszy, zakropić tam lek na świerzb, podać tabletkę na odrobaczenie, pobrać krew na badania i ogólnie kota oglądnąć.
Próbowałam utrzymać mamuśkę Sówek podczas badania, ale wyrwała mi się i uciekła pod biurko, gdzie się zsikała ze strachu... Biedna. Kiedy pomyślę, ile te biedne koty muszą znieść w takiej sytuacji, robi mi się słabo... Z trudnością złapałam ją z powrotem i niestety podjęłyśmy z wet. decyzję o umieszczeniu jej w specjalnej torbie... To dopiero jest dla kota trauma, ale za to wszystko trwa krócej i jest skuteczne.




Kocia mama została zważona - 3,75 kg, odrobaczona, uszy wyczyszczone, zakropione, krew pobrana. Testy na choroby zakaźne wyszły ujemne - to zawsze jest stres, więc radość wielka. Ogólny stan zdrowia dobry, wyniki krwi wskazują na lekki stan zapalny, ale może to być związane z raną, która zaczęła już ropieć, a powstała po wyrwaniu sobie pazurka w przedniej łapce - tego najwyższego - wewnętrznego. Oczywiście antybiotyk został podany.
Kiciunia zniosła jakoś te wszystkie konieczne zabiegi, ale potem, już w domu, gdy wróciła do klatki, wpadła w okropną depresję, w stupor... Leżała w jednej pozycji kilka godzin. Nie reagowała na moje delikatne dotknięcia - miała takie oczy, że bałam się, czy oddycha!





Na szczęście to były ostatnie chwile w klatce. Już wieczorem rodzinka wprowadziła się do kociego pokoju. Ależ te małe szalały! Biegały, prawie się mnie nie bojąc! Mama też od razu odżyła! Zwiedziła pokój i znalazła sobie fajne miejsce w pudle. Radości nie było końca. A żarłoki z nich!




Po wnikliwym przymierzaniu wybrałam imiona, mając nadzieję, że wybaczą mi wszyscy, którzy zaproponowali swoje typy na FB. Wiele było naprawdę super, ale kiedy zaczęłam nazywać kotki „sówkami,” Kasia napisała:
Skoro "sówki", to może sowie imiona - Płomykówka, Włochatka, Sóweczka i Pójdźka? 😻🦉

Troszkę to zmodyfikowałam i oto mamy Sówki:
czarno-biała to od dziś (od puchacza) Puchatka,
brązowy nosek to Uszatka (a dlaczego, widać na filmie),
czerwony nosek to Włochatka,
a mamusia Sówek to... Pójdźka. 😃

To polskie gatunki sów. No i pasuje chyba?

Włochatka

Uszatka

Puchatka
Niestety mija tydzień, a mama nie wykazuje chęci do żadnego kontaktu, szalenie się boi, siedzi w pudle przerażona...


Ona najmocniej mi weszła do serca. Żal mi bidulki. Nie będę jej na siłę oswajać, już niezbędne podanie zastrzyku skończyło się kolejnym oddaniem moczu ze strachu... pod siebie.

A maluszki rosną w wielkim tempie, są coraz śliczniejsze, bawią się i dokazują. To małe dzikuski, ale szybkie do oswojenia.

















Maluchy szaleją i czekają na domek.

**************************************

Warunki adopcji dwóch biało-burych dziewczynek, które są długowłose w typie maine coona lub kota norweskiego - Włochatki i Uszatki:

1. Szukam im wspólnego domu.
2. Dom musi być niewychodzący - bez wypuszczania kotów na dwór.
3. Bardzo pożądany jest ogrodzony-zabezpieczony ogród, woliera lub osiatkowany balkon.
4. Dom musi być przystosowany dla kota - siatka w co najmniej jednym otwieranym oknie, zabezpieczenie na okno uchylne.
5. Obowiązuje umowa adopcyjna, która będzie podpisana ze Stowarzyszeniem Pomocy Zwierzętom - EKOSTRAŻ.
6. Ważne jest zobowiązanie do kastracji kotek, gdy osiągną wymagany wiek.
7. Adopcja jest darmowa.
8. Prosimy o wieści i zdjęcia kotów z nowego domu!

**************************************

Trzecia, czarno-biała Puchatka jest zarezerwowana. Kotki będą do adopcji za ok. 2-4 tyg.

Niech Sówki rosną zdrowo, kibicujcie im na FB. Niesamowite, prawda? :)

PODPIS


środa, 24 października 2018

A może by o morzu?

Pomyślałam sobie: a może by o morzu? Sama lubię sobie z czasem popatrzeć na nie choć na zdjęciach... FikiMiki też mają swoje wielbicielki, a więc umilą moim gościom oglądanie tej masy zdjęć.
Jak mi było? Nie do końca tym razem dobrze. Wspomnę tylko, że znam już sporo gabinetów dentystycznych w pobliskim Kamieniu Pomorskim, a zrozumiecie brak entuzjazmu. No i większość czasu byłam tam sama z pieskami, bo ktoś musiał pracować na chrupki. :)
Ale morze, ono mnie nie zawiodło, a pieski miały radochę. Myślę czasem, że te wczasy to głównie dla nich. Męczą się podczas jazdy, ale na miejscu - przeszczęśliwe!




























 









 































Jak widać miało nie być żadnych kotów, ale jakieś się trafiły. ;) Miałam wszystko: czasem słońce, czasem deszcz, a nawet sztorm. Kawiarnia na (nie)szczęście została zamknięta, więc o xx lodów mniej! Stworzyłam dwa wiekopomne działa z kamyczków i innych znalezisk, teraz chodzę z nimi po domu i miejsca na nie znaleźć nie mogę, buuu... Nalepiłam też trochę skorup z gliny, jednak wciąż są w procesie, są już wstępnie wypalone, teraz będę szkliwić, a potem Was olśniewać ich pięknem, ha. ha. :)

Dziękuję za uwagę, przesyłam całuski i dwie rybie łuski! :P


PODPIS


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...