Temacik wakacyjny.
Jeździłam na kolonie od pierwszej klasy podstawówki, a nawet jeśli mnie pamięć nie myli, byłam na pierwszym takim wyjeździe przed rozpoczęciem szkoły podstawowej. Raz było fajnie, raz beznadziejnie. Pamiętam najróżniejsze kolonie. Na pewno nigdzie nie uczyłam się tak dobrze jak tam klnąć i rozrabiać. Bywało, że źle się czułam i okropnie tęskniłam do domu. Zdarzało się i tak, że bawiłam się świetnie i czas mijał mi błyskawicznie. Można to było najtrafniej poznać po listach, które pisałam do rodziców.
Jeśli było dobrze nie miałam czasu na takie głupoty jak listy. Najcudniejszy tekst napisałam na pewniej fantastycznej dla mnie kolonii i potem stał się on anegdotką rodzinną. List ten brzmiał:
Kochani rodzice.
Przyślijcie mi kalosze, bo u nas bardzo padają deszcze. Tylko nie zapomnijcie przysłać mi kaloszy!
Gosia
Czy może być dla rodziców fajniejsze przesłanie? :) Znak to oczywisty, że latorośl kapitalnie spędza czas. Nie ma go na marnowanie w celu wypisywania elaboratów.
Inaczej było na innym wakacyjnym, kolonijnym wyjeździe. Choć ciężko mi było się w listach do tego przyznać, bo wiedziałam, że i tak nie mogę wcześniej wrócić do domu, to pamiętam, że źle się tam czułam. Zapisałam się do grupy starszych dziewczynek, a wśród nich nie mogłam znaleźć swojego miejsca. Poza tym wielu z "kolonistów" było z domów dziecka i nie to, żebym coś miała przeciwko takim dzieciom, ale takiej ilości przekleństw i bijatyk nie słyszałam i nie widziałam wcześniej nigdy. Pamiętam też, że łykałam każde ich kłamstwo, a byli w tym mistrzami.
Nie czułam się tam dobrze, choć bardzo starałam się tego nie pokazać nikomu i w dniu swoich dwunastych urodzin tak pisałam do rodziców z kolonii (list jest przepisany poniżej):
PISOWNIA ORYGINALNA (błędy muszą zostać :-))
Kuźnice, 10 sierpień 1974 rok.
Kochani rodzice
Na wstępie chciałam Was pozdrowić i zawiadomić że jestem zdrowa, czego i Wam życzę. U mnie każdy dzień jest coraz ciekawszy. Wczoraj rano byliśmy w kinie „Odrodzenie” w Boguszowicach na filmie” Godzilla kontra Khedorra”. Film był o potworach walczących między sobą. Przedstawienie trwało do obiadu. Po obiedzie było ognisko na które przybyli goście z żeglugi. Po ognisku była zabawa.
Dzisiaj bawiliśmy się w podchody. Starsza grupa dziewczynek (my) uciekała a po 30 minutach za nimi szli chłopcy ze swoim wychowawcą gdzieś w połowie drogi zobaczyliśmy że brakuje jednej z dziewczyny – Bożeny. Zaczęłyśmy ją wołać. Nikt nie odpowiedział. Równierz szukanie z chłopcamy (którzy już przyszli) nic nie dało. Mokrzy zmęczeni wróciliśmy na kolonie. Wchodzimy do Sali, a tu siedzi sobie Bożena i uśmiecha się. Okazało się że zachciało się jej pójść do budynku, a nie spytała się pani bo by jej nie pozwoliła.
Za karę wystąpiła na apelu wieczornym i dostała naganę.
***
Pogoda tu nie najlepsza ale mimo to chodzimy na wycieczki na następne dni w planie jest:
a) wycieczka krajoznawcza
b) –II- na górę (nie pamiętam jaką)
c) podchody
d) kino
e) zabawy
Na tym kończę mój list.
Pa, pa, pa
Causów 102
Mam bardzo fajne kolerzanki. Najwięcej lubię Basię która chodzi do 1 liceum we Wrocławiu. Mam nawet kolerzankę która tańczyła na święcie Kultury Fizycznej.
Wieczorem opowiadamy sobie o duchach i śpiewamy piosenki.
Jest KLAWO.
Dopiero teraz kończę mój list.
Odpiszcie bo umieram z tęsknoty za wami.
„Córcia”
Minęło zaledwie dwa dni, a ja pisałam znowu, rysowałam szlaczki i bardzo, bardzo domagałam się odpowiedzi:
12 sierpień
Kochani rodzice
Jak u was, bo u mnie bardzo fajnie. W dalszym ciągu chodzimy na wycieczki. Koleżanki uważają mnie za siódmo klasistkę ponieważ powiedziałam im że zdałam do siódmej klasy i mam 13 lat.
Inaczej uważałyby mnie smarkacza. Jak przyjedziecie po mnie, albo do mnie to się nie wygadajcie.
Na wieczornych apelach wciąż czekam na list od was. Czekam aż pani kierowniczka powie: „Małgorzata …”… Tylko na kopercie nie adresujcie Wielmożna Pani, bo się wszyscy będą ze mnie śmiali.
Napiszcie mi ile idzie list z tąd do Wrocławia.
Kiedy mam czas wolny to pisze do was, ale nie otrzymałam jeszcze odpowiedzi.
Dzisiaj w nocy było Święto Zabicia Gerdy. Gerda to dawna właścicielka tej leśniczówki. Którą zabili Niemcy w czasie II Wojny Światowej i żeby się zemścić Gerda sraszy w tym domku, bowiem wierzy, że ci Niemcy tu jeszcze tu wrócą.
Związku z tą Rocznicą o 12:)) w nocy chłopcy ze starszej grupy i zaczęli nas straszyć z tego powodu zaznęłyśmy dopiero o w pół do trzeciej oczywiście w nocy.
Hura!!!!
Schudłam
o
1 kg
ale nie dlatego że mniej jem ale dlatego że bardzo dużo chodzimy.
Ważę teraz 42 kg ale to też dużo.
xxx
Czekam na was w czwartek.
Gosia
Odpiszcie. Czekam.
Te listy są dla mnie dziś dobrą okazją do zrozumienia tamtej dziewczynki, do wspomnień. Są też cudownym świadectwem obyczajowym tamtych czasów.
Jeździliście na kolonię?
PS. Jakoś trzeba żyć do jutra wieczorem, kiedy to po raz pierwszy zobaczę na własne oczy moją śliczną sunię. Dom czeka w gotowości, czekają szeleczki (nie wiem, czy rozmiar dobry) i nowa zabawka. Czeka jedzonko, koty czekają, choć o tym nie wiedzą, ja czekam, i dobrze o tym wiem, oj, dobrze! Nie gadajmy dziś o tym, i tak się denerwuję i nie mogę spać, skupić się, pracować...
"Najwięcej lubię Basię" - aż mi się moje listy przypomniały z obozów i kolonii :D
OdpowiedzUsuńUśmiałam sie.
Chociaż przekreśline na tym kończe i Dopiero teraz kończę mój list mnie rozbroiło :D
Kosmiczna pamiątka, szkoda, że moja mam nie zachowała listów.
Ps!
UsuńCzy ja to mogę sobie podkraść (udostepnic) na tablicy LP?
:)) A co to tablica LP?
UsuńJeśli to fanpejdż twojego bloga to jasne, że możesz. :)
UsuńCudneeee:)
OdpowiedzUsuńMoje listy sie nie ostaly. A na kolonie wyjezdzalam co rok .fajnie bylo:)
I tylko raz wyslalam telegram z prosba o kase;)
O, to też było. Słałam nie raz prośby parę groszy, bo wydawało się na głupoty; gumy, lody, różne maskotki, i takie tam wspaniałości. :))
UsuńA przyjechali w czwartek?
UsuńNo przecież piszesz "czekam na was w czwartek"!
UsuńNie pamiętam, Hana, zdaje się, że nie. W tamtych czasach taka podróż to było wyzwanie. :)
Usuńjeździliśmy, całą trójką, do końca podstawówki - dłuuugie były te kolonie, coś koło miesiąca trwały chyba! pamiętam, że jeden miesiąc wakacji był zawsze na koloniach, a drugi u dziadka na wsi, a jak dziadka zabrakło to u innej rodziny! listy szły w obie strony, ale raczej żaden się nie zachował, chociaż kto wie? Twoje są cudne! widać jak byłaś wrażliwym dzieckiem
OdpowiedzUsuńDługie były te kolonie, okropnie tęskniłam za domem, za to jak wracałam to rodzice nie poznawali mojej mowy. Uczyłam się świetnie języków obcych, np. łaciny. :)))
UsuńPewnie wrażliwym, ale nie wiem czy jakoś szczególnie. :)
Pewnie że jeździłam na kolonie i zawsze mi było na nich dobrze :))) Jeśli pisałam jakieś listy, to były one bardzo krótkie, żadne zresztą się nie zachowały. Pamiętam konkurs rysunkowy, na historyjkę kolonijną. Narysowałam jak myjemy się pod pompą, bo od czasu do czasu zdarzała się awaria wodociągowa. W konkursie tym zdobyłam pierwsze miejsce :)) Na innej kolonii też zdobyłam pierwsze miejsce, za strój na pochód przebierańców. Nazrywałam kępek takiej miotlastej trawy, nawlekłam to na nitki , w ten sposób zrobiłam spódniczkę i pelerynkę i bransoletki na ręce i nogi. Przeszłam w pochodzie, wręczono mi nagrodę i kazano iść się przebrać, bo z mojego przebrania sypał się piasek i nasiona traw :)))
OdpowiedzUsuńNie wiem, Mario, czy przebiłaś krótkość mojego listu. :))
UsuńCzytając o twoich przygodach kolonijnych żal mi, że pewnie ma ani jednego zdjęcia z tamtych wydarzeń. Co za czasy, młodzież musi być w szoku. :)
Byłam raz,bardzo mi się nie podobało i po 2 tyg przyjechano po mnie, napisałam list,a w nim, że jak po mnie ciotka nie przyjedzie to wrócę sama i że już jestem spakowana.
OdpowiedzUsuńI ja chciałam wracać i molestowałam rodziców nieraz, ale oboje pracowali, nie miał ze mną kto zostawać w domu, no i musiałam sobie radzić. :(
UsuńByłam dwa razy- pierwszy raz gdy szłam z I do II klasy. Całe 28 dni przepłakane.Warunki sanitarne były koszmarne, bieżąca woda tylko zimna, sławojki jako toalety. Jedzenie - koszmar. Nie pisałam do domu, bo w każdą niedzielę do nas przyjeżdżali z wizytą rodzice. Kolonia była blisko W-wy. Jedyny plus - to był wyjazd organizowany przez szkołę, więc była z nami nasza wychowawczyni i dzieci były znane.
OdpowiedzUsuńPodstawowa rozrywka- musieliśmy w pobliskiej cukrowni w Błoniu dać występ z okazji 22 Lipca więc codziennie były próby, czyli tańce ludowe, śpiewy i wiersze "ku czci".
Nigdy więcej nie dałam się wypchnąć na kolonie.
Miłego,;)
:) Takie czasy, występy z okazji 22 lipca musiały być. Nawet w tych moich listach widać ducha tamtego czasu. Ta opowieść o Gerdzie zabitej przez Niemców, no i delegacja z żeglugi, która "przybyła". :))
UsuńJa nie lubiłam tych pierwszych koloni bardzo, potem zamieniłam je na obozy harcerskie i te lubiłam już bardzo, bardzo. :)
Potem to już jezdziłam rok w rok do rodziny do Gdyni i to bardzo lubiłam.
UsuńNigdy nie byłam na koloniach...
OdpowiedzUsuńNic nie straciłaś, no może możliwość pisania takich listów. :)
UsuńOesu! 42 kilo!!! Chcialabym tyle wazyc i wcale bym sie nie odchudzala. :)))
OdpowiedzUsuńAle ze tyle lat sie Twoje listy uchowaly... no no! Moje dawno juz poginely.
Czy mając 12 lat ważyłaś więcej? Nie wierzę. :)
UsuńMam trochę takich pamiątek, ale ostatnio Hokus mi w nich zaprowadził porządek, w związku z czym wypadł własnie ten list, no i wszystko sobie przypomniałam. :)
Nie pamietam, ile wazylam wtedy, ale teraz moglabym tyle wazyc.
UsuńCo za luksus moc bezkarnie sobie przytyc! :)))))
Zapomniałam, jakie to fajne słowo "klawo" :D
OdpowiedzUsuńKlawe jak cholera. :) (skąd jest to powiedzenie? )
UsuńEgon klawo jak cholera
UsuńAnia
Jeździliś, ale nie lubiliś.
OdpowiedzUsuńSiostro :)
UsuńGosiu, z nieukrywaną przyjemnością przeczytałam Twoje listy ( ale nie szłam na łatwiznę, czytałam te w oryginale ;)). Kiedy Ty byłaś na tamtych koloniach moi Rodzice nie mieli mnie jeszcze pewnie nawet w planach. Jeździłam na kolonie w okolicach 2000 roku, niestety w dobie telefonów i nie pisałam takich pięknych listów. Wielka szkoda.
OdpowiedzUsuńAniu, dziecko :))
UsuńMoje dzieci już na kolonię nie jeździły. Inne czasy. Za moich jeździli wszyscy wokół. :)
Święto Zabicia Gerdy ..... dobre!!
OdpowiedzUsuńListy świetne :) Ja byłam raz na zimowisku w III klasie podstawówki i raz na koloniach chyba z V do VI klasy. Z zakładu pracy rodziców były te kolonie. Wspomnienia mam nie najgorsze, jakoś rewelacyjnie nie było, ale strasznie też nie, więc dało się przeżyć ;) Milej wspominam wyjazdy na wczasy z rodzicami do Darłówka, bo tam była cała masa dzieciaków, plac zabaw, świetlica z piłkarzykami i jakby więcej luzu niż na koloniach. Zakład pracy rodziców miał tam swój ośrodek, który znałam jak własny dom, a obok były inne ośrodki z fajniejszymi jeszcze placami zabaw ..... ehhh .....
Święto Zabicia Gerdy też mnie spiorunowało! Biedna Gerda... Żadnych urodzin, tylko, święto zabicia:(
UsuńI straszy czekając na złych Niemców... :)
UsuńLidka, u nas na koloniach luzu było za dużo. działy się rzeczy o których strach myśleć. Nikt nas czasem nie pilnował, kąpaliśmy się w jeziorach, rzekach, łaziliśmy po krzakach, w nocy robiliśmy podchody. Mało było wychowawców, a dzieciaków dużo. Spaliśmy w klasach szkolnych po 30 łóżek w jednej sali. Działo się czasem naprawdę okropnie.
Teraz się dobrze wspomina, jednak bywało ciężko, jeśli się np. nie było popularnym, albo jak ja jednym razem dzieckiem nielubianym przez panią. Nie wiem czym jej zawiniłam, ale to było przykre. Ale, co tam. Taką przeszłość ma większość dzieci z tamtego czasu. Mam też fajne wspomnienia, ale już z lat gdy byłam starsza.
Nienawidziłam szpetoty takich miejsc, zbiorowych sal i żadnej prywatności, chociaż wtedy tak tego nie umiałam nazwać. Uwierało mnie, ale nie wiedziałam, co to jest. Nie lubiłam i już. Nie znosiłam tego drylu, apeli, porannej gimnastyki, sprawdzania łóżek, porządku itd., gromadnych zabaw zorganizowanych i głupawych konkursów. Najbardziej lubiłam tzw. ciszę poobiednią. To były dwie godziny względnego spokoju i namiastka prywatności. No i zawsze próbowałam jakoś oswoić i przyozdobić ten "swój" kąt, czyli łóżko i kawałek ściany nad nim. Wieszałam jakieś drewienka, liście, girlandy z papieru...
UsuńAle jeździłam, nikt mnie specjalnie nie pytał, czy chcę...
I mnie nie pytał. Potem, na obozach harcerskich już mi się bardzo podobało, ale to też dlatego, że tam była większa dyscyplina, zajęcia zorganizowane, a nie takie na przetrwanie, byle jakie.
UsuńNa obozach też bywałam i nienawidziłam jeszcze bardziej. Te warty nocne, dyżury w kuchni i mokre namioty, bleee...
UsuńDo dzisiaj nie cierpię namiotowego życia. Fuj!
Na moich koloniach tych jedynych, byłam w Bachotku, w takim ośrodku nad jeziorem. Pokoje były takie, jak w hotelu, czy domu wczasowym, na szczęście. Nas były 4 osoby, potem 5 w pokoju, wszystkie sie znałyśmy skądś tam, albo poznałyśmy bo rodzice pracowali w jednym zakładzie pracy. A zimowisko było w Darłówku, w pokojach po dwie, trzy osoby, tylko że zimno, bo to ośrodek na lato bardziej był przystosowany, a nie na zimę. Zresztą wrocławskiej firmy Zakładów Sprzętu Grzejnego, jeśli dobrze pamiętam. Wychowawcy też byli z Wrocławia i cała chmara dzieciaków stamtąd.
UsuńKoleżanka mi kiedyś opowiadała, jak pojechała na kolonie do Bułgarii. Wychowawców widziała zaraz po przyjeździe, a potem dopiero przed wyjazdem. Niezły hardcore ....
A ja później jeździłam na obozy wędrowne i te się mi podobały, mimo dość prymitywnych, czasem warunków. Ale co kilka dni byliśmy gdzie indziej.
moich listów nie ma....tyle lat. a na kolonie jeździłam dwa razy w czasie wakacji: jeden miesiąc w górach, drugi nad morzem. i też były różne, fajne i mniej fajne. ponieważ poszłam do szkoły w wieku sześciu lat to na pierwszych koloniach byłam najmłodsza. byle jakie one były, bo chodziliśmy się myć do potoku ( lata pięćdziesiąte) i na kartofliska zbierać stonkę. za mała byłam, nie umiałam się przystosowac i rodzice zabrali mnie wcześniej. pamiętam jak przed ich przyjazdem kucharki szorowały mnie z brudu w kuchni. tego samego roku pojechałam na kolonie nad morze do łukęcina i było cudownie. listy były raz długie, raz krótkie...ot, życie.
OdpowiedzUsuńO, to, to! My też do potoku! A w tym potoku, a właściwie strumyczku pływały kaczki, chłopcy łapali żaby i robili im krzywdę, co było dla mnie okropne. :((
UsuńA bród panował straszny, wszy bywały...
Wszy to ja kiedyś z obozu wędrownego do domu przywiozłam ...
UsuńTo były szkoły przetrwania, jak się tak czyta i wspomina ....
Piękne listy! Szkoda, że moje się nie zachowały. Na kolonie nie jeździłam, ale listy czasem pisałam. Teraz zastanawiam się, jak to będzie, kiedy moje dzieci pojadą na kolonie. Pierwsze wycieczki klasowe już przeżyłam:)
OdpowiedzUsuńSunia jutro będzie w domu:)
Oj, wielka szkoda! Jaka to jest teraz wspaniała pamiątka!
UsuńPopatrz jak to dziecko może starać się być dzielne, pisać, że jest klawo, a tak naprawdę to strasznie źle się czuć: kiedy odpiszecie, czekam, tęsknię, ile idą listy, napiszcie...
Pamiętaj, że szczęśliwe dziecko nawet zadzwonić nie ma czasu do domu. :)
Sunieczka, już jutro... Oby wszystko poszło dobrze, bo wymyśliłam plan, że... teraz się martwię. Guupia jezdem!
Dziewczyny, Kawka pojechała, buuuuuuuuuu
OdpowiedzUsuńAle jej ludźmi jestem oczarowana! Będzie mieć królewskie życie. :)))
Nie puakaj! Jak wyglądało zapoznanie? Jedno słówko chociaż...
OdpowiedzUsuńJuż wczoraj byli ją poznać. Przynieśli zabawki i smakołyki. Są oczarowani Kawką, zachwyceni. Patrzą na nią jak na ósmy cud świata. Ochają, że ta kotka "gada", że wypina doopkę do głaskania, że jest taka miła i mądra, i że nic się nie boi.
UsuńA pamiętasz jak siedziała taka smutna w szafie? Siedziała na łóżku piętrowym ze trzy tygodnie. Wcale nie schodziła. Bała się. A teraz to królowa domu! Odważna, wesoła, miziająca się, szalejąca (ale z umiarem). Sama radość.
Dziś będzie miała stres, ale jestem spokojna o jej żywot.
Gosia, przecież ty wszystkie koty zamieniasz w złoto, że się tak górnolotnie wyrażę :)
UsuńGosia, wyznałabym Ci miłość, ale się trochę wstydzę:) I boję się wydziedziczenia.
UsuńI słusznie. Miejcie się, dziewczyny na baczności. Nno!
UsuńJest jeszcze jedna niezwykła rzecz związana z tą adopcją. Państwo Kawkowstwo straciło na nowotwór swoją kotkę. Pani wciąż jak o tym mówi to płacze.
UsuńTamta kotka miała uszko lekko uszkodzone. Lewe. Jak Kawka! To cudowne! I jak tu nie wierzyć w znaki! Oni byli zdumieni i ja też. :)
No popatrz, ja taka sceptyczna,ale jednak tez widzę dobre zrządzenie losu .
UsuńWspaniali opiekunowie dla Kawki a ona da im tę radosc,której im tak brakowało. Cudownie.
Będą meldunki?
Usuńno to teraz wszystko jasne! Kawka nie mogła być wcześniej wyadoptowana, bo musiała zaczekać na TYCH właśnie człowieków :)
UsuńBędą meldunki i inne fajne sprawy. :)
UsuńDwa razy byłam na koloniach jak szłam do IV i do V klasy nad morzem. Raz w Paprotnie , a drugim razem w Dziwnowie - od nas to bardzo daleko /podkarpackie/. Drugim razem było super, bo byliśmy o ośrodku kolonijnym Hut Szkła i była nas zbieranina z całej Polski - nas z Podkarpacia było ok. 50 osób. Zapamiętałam jedną odwiedzinową niedzielę - siedzimy na plaży i przez megafon słyszymy " wszystkie dzieci z K. proszone są na stołówkę" Przywieźli nas prezenty w postaci słodyczy w szarych, papierowych torbach - pamiętam to jak dziś, a minęło już 45 lat. Od tamtego czasu morza nie widziałam i pewnie już nie zobaczę.
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia śle Ania
Te słodycze to pewnie były najpyszniejsze na świecie! :)
UsuńPrzykro mi, że nie zobaczysz. Może jednak?
Dobrze, że w dzisiejszych czasach świat można zwiedzać nie ruszając się z domu. Morze oglądać, szumu fal słuchać... To nie to samo, ale kiedyś nawet tego nie można by było.
Buziaki, Aniu> :)
Niestety zdrowie nie pozwala na takie dalekie wyjazdy - nawet samolotem nie dałabym rady, ale dzięki WAM wszystkim - Tobie, Panterce i wielu innym można zwiedzić wszystko - DZIĘKUJĘ WAM.
UsuńAnia
Ja jeżdziłam co roku od pierwszej klasy do ósmej .Mój tato pracował w WPBP nr 1 ,i co rok jeżdziłam ja i moje dwie siostry.Na początku aż do piątej klasy bardzo tęskniłam.Moja listy były w podobnej tonacji,a na końcu była zawsze pa pa całusów 102.Ja pisałam bardzo często i czekałam na apel bo tam były rozdawane listy.Moje siostry już wtedy były bardziej zainteresowane chłopcami niż pisaniem listów.Gosieńko aby do juterka. Gosia z Jelcza
OdpowiedzUsuńI masz może jeszcze te listy?
UsuńMasz rację. najgorzej było do 5 klasy, potem juz się było w grupie "trzymającej władzę" i jakoś to biegło inaczej. :)
Oby jutro się cały mój plan udał...
Niestety nie mam żadnych listów a szkoda bo się wraca pamięcią do beztroskich lat.Z koloni z zaoszczędzonych pieniędzy przywoziłam zawsze jakąś pamiątką dla rodziców sióstr, babci i cioci i też tego już nie ma.A cha i piosenka z koloni hitem był W prosektorium trup na trupie, medyk grzebie palcem w kościach bo to już nie boli gościa. Czekam na wieczór na Was
UsuńGosiu, piękne listy, aż mi się żal zrobiło, że nie zadbałam o to aby moje przetrwały. Mam jednak w pamięci wiele wspomnień kolonijnych i obozowych.:)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz na kolonie pojechałam do Warszawy przed rozpoczęciem nauki w pierwszej klasie, byłam najmłodszą kolonistką. Na początku koloni zrobił mi się czyrak na nodze w okolicach kostki i wylądowałam w izolatce. SAMA! Myślałam, że umrę ze strachu, chyba ze trzy dni byłam w tej izolatce, pamiętam też jak mi ciążyło to, że kłamałam, że noga już mnie nie boli, żeby tylko wrócić na normalną salę.
W końcu wróciłam. Miałam takie pantofle "wywrotki", czerwone a spód był z ceraty (stąd chyba wywrotki, bo śliskie) i chodziłam w nich bo buta ubrać nie mogłam a jeden miał piętę przyklepaną i tak chodziłam z grupą na wycieczki. Wybraliśmy się do domu towarowego żeby mieć okazję zjechać po schodach ruchomych i ja ofiara losu, zaaferowana schodami zgubiłam wywrotkę z tej nogi z czyrakiem - spadła mi z nogi i zwyczajnie ją wciągnęło ! Czarna rozpacz! Pamiętam jak pisałam list do mamy, list niestety się nie zachował ale był napisany mniej więcej tak(przez koleżankę , trochę starszą) : Kochana Mamo, Wars i Sawa porwali moją czerwoną
wywrotkę, tę z czyrakiem. Wszystkie imprezy rodzinne przez wiele lat były okraszane tą kolonijną anegdotą.:))
Ja się nie nadaję, bo wszystko mnie wzrusza do łez, i tak się stało z Twoją historią, Alu, buuuuuuuuuuuuuuu
UsuńTaka piękna historia, taka biedna Ala, buuuuuuuuuuu
oj, przypomniałaś mi, Alu, te "wywrotki" :)
Usuńszkoda twojej pięknej, czerwonej. chyba też takie miałam i je uwielbiałam, bo można było w nich kręcić piruety.
Takie wywrotki przed wu-efem na sali gimnastycznej fundowały wiele atrakcji, można było się ślizgać
Usuńi robić piruety i demonstrować jak sukienka się kręci, można też było nogi połamać.:)
Wspaniałe listy Gosiu! :))) ja jeździłam na kolonie, albo obozy i bardzo miło je wspominam. Na pewno po 4 klasie wysłałam list (jutro będę ZaRzeką - postaram się go odnaleźć), a później to już chyba nie pisałam. Zawsze podobało mi się podczas tych wyjazdów, zwłaszcza na obozach, kiedy spaliśmy pod wojskowymi namiotami. :)
OdpowiedzUsuńGosiu, czy już w latach 70. była moda na odchudzanie w wieku dziewczęcym? Zdziwiło mnie to zdanie z Twojego listu :) jak ja byłam w podstawówce (lata 90.) to nikt o odchudzaniu nie mówił i chyba nie myślał. Fakt, na wsi inaczej było niż w mieście. :)
Buziaki!
I ja jestem tym zaskoczona! Nie pamiętam, aby miała jakieś kompleksy. Byłam szczupła, zgrabna, ładna, ale najwyraźniej nie miałam tej świadomość... Już nic z tego nie rozumiem.
UsuńListu szukaj. :)
jeździłam, jeździłam.. w sumie ze trzy razy byłam, bylo różnie, od koszmarnie do fantastycznie. o koszmarnie nie ma co gadać, a fantastycznie było na koloniach w Lubiejewie. mieszkaliśmy w tamtejszej szkole ogrodniczej, mieliśmy własny park i własny basen! i był tam Adam P., który bosko wyglądał, bosko pływał i bosko tańczył (oczywista, że ze mną :P). i miał takie cudne oczy.. i głos..
OdpowiedzUsuńale kompletnie nie pamiętam, żebym pisała jakieś listy. za to pamiętam, że najlepsze chwile na koloniach (przed, że tak powiem, erą Adama) to była cisza nocna! co to się wtedy nie działo! obowiązkowe były strrraszne opowieści, najczęściej o duchach, oraz strzyżenie uszami, czy korytarzem nie zbliża się wychowawczyni, bo wtedy trzeba było natychmiast wrzucić latarki pod kołdry i "zapaść w głęboki sen". ech.. :)
..trzeba było natychmiast wrócić do swoich łóżek, wrzucić latarki pod kołdry.. :))
Usuńaa.. szata graficzna Twoich listów mnie powaliła. szczególnie koperta. a ta doklejona taśma wygląda jak pet w kąciku ust :D
UsuńGosiu, jak przeczytałam dzisiaj Twoje listy i wspomnienia kolonijne, to natychmiast , bez pytania stanęły mi przed oczami, jak żywe różne wspomnienia i prawie poczułam ten sam ból, strach i smutek, co wtedy i wyobrażałam sobie, że gdyby żył tata, to na pewno przywiózł by mi tę wywrotkę. Idealizowałam obraz nieżyjącego ojca nie rozumiejąc wtedy rozterek mamy. Ech, życie...
OdpowiedzUsuńAle bywało też na koloniach fajnie i wiele fajnych historii też pamiętam.:)
Ja moich rodziców zabiłam taką oto treścią listu z kolonii :Kochana mamo jest tu bardzo fajnie, siedzimy w krzakach i jaramy szlugi.....wydawało mi się to wówczas bardzo zabawne.....mniej mojej mamuśce :-) Inspiracją dla mnie była piosenka Rewińskiego, niestety rodzicielka jej nie znała.....
OdpowiedzUsuńomatkobosko! dobrze, że moje dziecko nie pisało do mnie z obozów :)
UsuńOj to prawda! Dałaś czadu, Anka.:))
UsuńJa za to katowałam moich, po powrocie z jednej kolonii, cudowną piosenką, której się tam nauczyłam. Darłam się na cały regulator bez końca:
Wesoło było na moim pogrzebie
słońce świeciło wysoko na niebie
ptaszki śpiewały na melodię tą:
w mogile ciemnej, usiasiusia,
w mogile ciemne, usiasia
w mogile ciemnej trup się rusza
bo go za uchem gryzie pchła!
:)))
:D
Usuńi znowu sobie coś przypomniałam.. też piosenkę przywiezioną z kolonii:
panie Dodek, panie Dodek,
panie Dodek, panie Dodek, gdzie wychodek,
bo ja chodzę ciągle tu i tam
i pełno w gaciach mam.
tam na lewo, tam na lewo,
tam na lewo, tam na lewo rośnie drzewo,
a pod tym drzewem stoi kadź,
gdzie wszyscy chodzą..
i to wszystko z miękka, kresową wymową.
wiecie może, czy to nie jest z jakiegoś przedwojennego filmu?
:)) Cudo!!
UsuńMuszę iść lulu, dziewczynki. Jutro mam od 4 rano zajęcie.
A Fikunia dopiero po południu, albo może wieczorem.
Pa, pa.
śpij spokojnie i nic się nie martw!
Usuńa jutro pod wieczór biere piwo albo cóś i zasiadam przed kompem jak przed telewiorem ogladać transmisję na żywo :)
Wontpie:)))
OdpowiedzUsuńJa się tak nie bawię! Uwielbiam czytać nie tylko Twoje posty, ale i komentarze. Tymczasem znów mnie nie było i musiałam przebrnąć przez ponad 60..... Ale dałam radę.
OdpowiedzUsuńNa kolonie nie jeździłam jako kolonistka, tylko jako przyczepka do Cioci Intendentki. Raz byłam w Poroninie, a mama wychowawczynią i 3/4 pobytu miałam rozstrój żołądka i tylko mama miała kłopot.
Świetne Twoje listy, czytałam i podziwiałam. Ładne pismo miałaś i wiesz, zastanawiam się czy dzieci teraz potrafią takie listy pisać.
cześć, Ewka!
Usuńno to się rozstroiłaś.. lepiej się było wystroić, albo nastroić :)
Ewa, w życiu never, esemesy ślą. Np. takie: "jest ok".
UsuńZ wystrojeniem byłby kłopot, małolata była ze mnie wtedy. Nastroiłam się płaczliwie, bo mnie kozim mlekiem leczyli, pomogło ale nie lubiłam.
UsuńWłaśnie, esemesy....wyobrażasz sobie rozmiar katastrofy gdyby tak nagle padły wszystkie komórki, powiedzmy na dobę?
UsuńOgnio padua komórka przedwczoraj. Masakra i kombinacje alpejskie!
UsuńCzekam z Tobą na sunię... ;)
OdpowiedzUsuńCmok, cmok :)
UsuńJasne, że jeździłam na kolonie. Każdego roku, aż do ósmej klasy włącznie.
OdpowiedzUsuńW tym roku, z którego jest Twój list, byłam akurat kierowniczką obozu wędrownego szlakiem Orlich Gniazd.
To od dziś mówię do Ciebie "pani Kierowniczko!" :)
UsuńFajne listy! Z moich kolonijnych zachowała się na pewno jedna pocztówka - pierwsza napisana przeze mnie z pierwszych moich kolonii, strasznie rozpaczliwa - i nawet doszła bez znaczka (który, pamiętam jak dziś, przyklejałam pasta do zębów, bo nie przykleił się normalnie) - widocznie poczta się zlitowała nad biednym dzieckiem. Jak chcesz, zrobię zdjęcie i wyślę Ci mejlem.
OdpowiedzUsuńPamiętam dobrze jeszcze dwa listy - jeden, na którym "podpisał się" również nasz pies, Kleks (mama odcisnęła jego łapkę - chyba odbitą tuszem do pieczątek?) i drugi, jedyny, który napisał do nas ojciec. Strasznie się zdziwiłyśmy; potem okazało się, że mama miała wypadek i dlatego tata pisał. Dawno nie zaglądałam do moich papierzysk; może jeszcze gdzieś są i te dwa listy...
A w ogóle, poza tym pierwszym razem (a właściwie poza pierwszym tygodniem), bardzo lubiłam jeździć na kolonie. Ponieważ zawsze ,poza jednym razem, jeździłyśmy z siostrą i z tego samego zakładu pracy (najpierw mamy, a potem ojca), miałyśmy swoją zaprzyjaźnioną paczkę - w autobusie razem, w sali łóżka obok siebie, potem wspólny domek campingowy, zawsze razem przy tym samym stoliku w jadalni - czekałyśmy niecierpliwie na spotkanie z koleżankami. Najlepsze były ostatnie kolonie, nad morzem, na które pojechałam trochę nielegalnie, bo byłam o rok starsza, niż dzieci, które można było objąć dofinansowaniem kolonijnym (była jeszcze jedna taka koleżanka). Było super, mogłyśmy nawet z naszą kolonijna paczką, jako najstarsze, wychodzić nawet same, poza teren kolonii, do sklepiku.
Czekam z niecierpliwością na Twoją nową rezydentkę i na relacje ze spotkania :)))
Ninko, koniecznie proszę o tę kartkę! To fantastyczna pamiątka. Może i ja coś jeszcze wygrzebię. :)
UsuńZabieram się za post o Fice, bo jeszcze jej nie ma, ale już się dzieje. :))
Ale musiało być super! Takie listy to wspaniała pamiątka!
OdpowiedzUsuńHmm, tak jak napisałam wyżej nie wspominam tej kolonii miło. :)) A takie listy są faktycznie bezcenne. :)
UsuńCzy Ona już jedzie?
OdpowiedzUsuń