W sobotę przed śniadaniem Śliwa wypuściła się na obchód terenu. A tak ją zajęły ważne kocie sprawy, że nie raczyła przyjść z innymi kotami. Wypuściłam się więc i ja za nią. Łaziłam po naszych hektarach, potrząsając pudełkiem z chrupkami i nawołując - najprawdopodobniej ku uciesze gawiedzi (czytaj: sąsiadów), ale ani śladu po niej.
Pojawił się za to ładny ptaszek. I dość odważny, bo dreptał kilkanaście metrów ode mnie i mojej asysty, czyli Leśki, Mietka i Glizdy. W końcu odfrunął i przysiadł na wierzbowej gałęzi. Nie umiałam go rozpoznać, spróbowałam więc zrobić zdjęcie, żeby po powrocie do domu go zidentyfikować. Zdjęcia wyszły słabe, bo mój aparat nie z tych, co to wiecie, ale coś tam przecież widać. Przewertowałam przewodnik i wyszło mi, że to trznadel.
Czy ktoś to potwierdza?
Poszukałam jeszcze i w sieci zdjęcia, a przy okazji odgłosu, a gmerając w jej przepastnych zasobach, natknęłam się na pewnego ptaszka, do posłuchania którego zachęcam szanownych czytających. To ponad pięć minut, ale kto wysłucha, nie będzie zawiedziony. Co za ptaszyna! Jakie zaangażowanie! Doczytałam się, że to maleństwo potrafi naśladować głosy około 200 gatunków ptaków! Panie i panowie, oto łozówka!
Aparat, co to już wiecie, że nie jest z tych, wpędza mnie czasem w niemały żal, a nawet, nie bójmy się tego obmierzłego słowa, frustrację. Zdarzyła mi się ona na przykład tydzień temu, kiedy wreszcie wybrałam się w upatrzone miejsce, które podejrzewałam, że jest obłożone (dosłownie) moimi ukochanymi żurawiami. Zaobserwowałam je kilka tygodni wcześniej z drogi nr 6 (którą codziennie przejeżdżam około 100 km), ale a to zapominałam, a to nie było czasu, a to inne dooperele. W końcu się zebrałam i popedałowałam - z lornetką i aparatem w plecaku.
Widok z "szóstki" na miejsce zasiadki.
Rower zarzuciłam w rowie i przedarłam się przez pole jakichś bliżej mi nieznanych motylkowych do kępki drzew, które miały stanowić doskonałe maskowanie przed tymi niezwykle płochliwymi i czujnymi ptakami. I owszem, stanowiły, ale że rosną w pewnym obniżeniu, to w zasadzie niczego z ziemi i spomiędzy nich nie widziałam. Eksponować się zanadto nie mogłam, podchodząc bliżej ptaków, więc postanowiłam się nieco... wznieść. Głóg, na który się wdrapałam, okazał się niedogodny widokowo, więc przesiadłam się na klon. Tu było już znacznie lepiej i wygodniej, tyle że mrówki - duże i czarne. Całe ścieżki mrówek! Lecz ja nieustraszona jestem, a mrówki na szczęście okazały się niezbyt jadowite, bo przez dobrą godzinę, podczas której sterczałam na klonie, dziabnęła mnie tylko jedna, i to zapewne w obronie koniecznej. Kochane mróweczki!
Cóż z tego jednak, że przez godzinę gapiłam się przez lornetkę, skoro nie mogłam zrobić porządnego zdjęcia gromadce żurawi. A liczyła sobie ona około 28 ptaszków! Oczywiście zrobiłam im kilka ujęć, ale co tam na nich widać... Ech!
Nie udało mi się też pstryknąć zdjęcia przemykającemu pod drzewami zwierzowi, który zaszeleścił w chaszczach i nieźle mnie wyskjaszył, zanim się zorientowałam, że to tylko lis, nie zaś, dajmy na to, niedźwiedź zachodniopomorski.
Wracając z tej żurawiej zasiadki, napotkałam jeszcze sarnę z dwoma maluszkami, które dzielnie za mateczką poskakiwały w wysokim zielsku. Cudowne zwierzątka - pierwszy raz widziałam takie sarnie maleństwa! Ciekawe, czy to one przychodzą na podżeranie mojej fasolki w ogrodzie. Jakby co, to już im wybaczyłam ten niecny występek. Co prawda przez chwilę miałam im też złe, że i one były za szybkie, a ja zbyt niespodziewana, znaczy - niespodziewająca się, i zanim odbezpieczyłam aparat... Ale tylko przez chwilę! Za to dostatecznie długo się w nie wgapiałam, zanim całkiem zanurkowały w trawach, więc mam ich zdjęcie w głowie.
Ale, ale, są jeszcze takie ptasie obiekty na świecie, które dają mi się sfotografować, o!
Chyba że w kadr wlezie mi jakaś złośliwa, różowa flora...
PS. Śliwa, jak się okazało, nie po raz pierwszy zresztą, stacjonowała w zagajniku blisko domu, ale zapewne nie mogła przerwać czynności, polegającej najprawdopodobniej na wgapianiu się w jakiegoś ptaszka lub motyla. Nie wiem, po kim ona to ma... Odnalazłam ją po pół godzinie i była głodna, więc ptaszek raczej uszedł z życiem.
Coś jakby zasiadka w durszlaku.
Miłego dnia i udanej... zasiadki - jeśli nie przy żurawiu, to może przy kawce. ;)
To pisałam ja, JolkaM.
no nie co za kocio ;)
OdpowiedzUsuńO tak, kocio Śliwko to już takie jest - piękne i pomysłowe. :)
UsuńJolu. czy dziś na obiad Śliwka w sosie pomidorowym, świeżo odcedzona? ;-)))
OdpowiedzUsuńJa raz w życiu trafiłam na bociani sejmik - było ich trzynaście klekoczących sztuk - wspaniały widok. Trznadla nie znam, a aparatowe frustracje przeżywałam w zimie próbując sfotografowac ptaki objadające jabłonkę ;-) Pozdrowienia i głaski dla zwierzyńca (dla niedźwiedzia zachodniopomorskiego - jak go spotkasz - też) :-)
Aniu, ja mam te ptaszory cudowne niemal w zasięgu wzroku. Zresztą kilka lat temu, kiedy jeszcze nasze drzewa nie były tak dorodne, mogłam obserwować żurawie na pobliskim polu. W naszej okolicy jest ich naprawdę sporo, widuję je w kilku niemal stałych punktach na mojej codziennej trasie do i z pracy. Ze dwa razy udało mi się podejrzeć coś jakby godowy taniec lub raczej wstęp do niego. Starczyło, że się zatrzymałam na szosie, ptaki były jakieś trzysta metrów od niej, a już je to zaniepokoiło i zaniechały. Dlatego jestem teraz taka ostrożna w podchodzeniu do nich. Bardzo mi się marzy ujrzenie ich w tym niezwykłym tańcu. Nie tracę nadziei. :)
UsuńDziękuję za pozdrowienia i głaski, odzdrawiam i odgłaskuję. :)
:**
Czytam i czytam, o tych 100 km dziennie, o Sliwce i zupelnie nic mi do Goski nie pasuje. Ani na chwile nie pomyslalam, ze pisze ktos inny, tylko sie goopio dziwowalam. :))) Blondynka, wiec co sie dziwic! ;)
OdpowiedzUsuńSzfystki drup fajnie spiewa, wiec i lozufka nie odbiega za bardzo od kanonu. :)))
Ha, ha, ale zmyłka! :)
UsuńPozdrówka, Anno Mario!
Mialam dokladnie to samo, czytam, czytam i mysle,cos mnie ominelo, nie znam takiego kotka u Gosi......:):)Agnieszka z Lublina
UsuńPomyślałam na początku czytania posta, że Gosia nowego lokatora ma i zaczęłam się zadziwiać, zadziwienie to przeszło mi na szczęście po przeczytaniu drugiego akapitu :))
OdpowiedzUsuńNa klonie zdecydowanie wygodniej niż na głogu, wyobraziłam sobie Ciebie Jolu, jak mykasz tym polem, a potem kombinujesz, gdzie tu się zasadzić :)))
Jakieś zdjęcia wyszły, a co się napatrzyłaś, to Twoje. Na pewno było warto :)
Lidko, z tym nowym lokatorem u Gosi to trafiłaś w dziesiątkę, ale o tym to pewnie Gosia któregoś dnia napisze.
UsuńA ja tylko jeszcze dodam, że po polu mykałam tak, żeby nie zdewastować roślin, więc nogi zadzierając i stąpając między roślinami. No i w powrotnej drodze nie mogłam odnaleźć roweru w tym rowie, bo odbiłam trochę w bok. ;)
No proszę ;) mam nadzieję, że Gosia się pochwali nowym lokatorem :)
UsuńFajnie musiałaś wyglądać na tym polu :)) A z rowerem to normalne, mój kiedyś do lasu pojechał i mimo dobrej orientacji w terenie, roweru musiał szukać.
Wiesz, zadzwoniłam z tego klonu do Igora, żeby mu się pożalić, że tyle żurawi widzę, a zdjęcia nie będzie. I mówię mu, że siedzę na drzewie. A on na to, że kierowcy w samochodach muszą mieć ubaw, bo myślał, że ja z drzewa rosnącego bezpośrednio przy "szóstce" je podglądam. Oj, to byłby widok! :D
UsuńNapatrzyłyby się chłopy, potrąbiłyby sobie ;))
UsuńSpałam ja sobie kiedyś na Mazurach i śniło mi się, że jestem w ZOO. I gdzie w tym ZOO nie poszłam tam był słoń i trąbił. Aż się ze złości, że żadnego innego zwierza tam nie ma, obudziłam. Obudziłam się a słoń dalej trąbi! No żeby mi jeszcze słoń na Mazurach był to już przesada! Zerwałam się z wyrka, wyleciałam przed domek a na łące za domkiem... żurawie trąbiły :) Aż mnie zatkało jakie piękne...
OdpowiedzUsuńA Śliwka w durszlaku może chciała się umyć? No bo gdzie się myje śliwki? ;)
Ach, to trąbienie! To odgłos, na który czekam każdej wiosny. W tym roku usłyszałam je pierwszy raz już 10 lutego, na spacerze z psami. Słyszę je też często z domu, ale nie o tej porze roku, tylko wiosną, no i jesienią, przed odlotami. Teraz żurawie zacichają i odzywają się dość rzadko i bardziej dyskretnie, pewnie dlatego, że żerują z młodymi i chyba się bardziej konspirują.
UsuńA jeśli chodzi o mycie śliwek, to akurat nasza lubi w wannie, kiedy biorę prysznic. :) Taka to kocica!
:***
To chyba te "moje" żurawie jakieś bezwstydniki mało płochliwe bo to było pod koniec lipca :)
UsuńOleno, te "Twoje" to jakieś zblazowane i rozzuchwalone. ;)
UsuńZasiadka w durszlaku:DDD
OdpowiedzUsuńMoje koty nie dostarczają mi takich tematów do zdjęć,
zasiadki zwykle robią w fotelach, ale mi to atrakcja;)
Jolu, ja myślę, że trzeba jakąś zrzutę dla Ciebie na ten aparat, co to wiemy, zrobić!
Szkoda, żeby widoki, o których piszesz zostawały tylko w Twojej głowie:)
A fasolkę na bank sarnie maluchy podjadły, ale jak im tego nie wybaczyć;))
Miłego dnia!:)
Tak, Magdo, na bank sarny, dziś mam nawet świeże stempelki na zagonie z fasolką. Chyba trzeba będzie jednak kiedyś zainwestować w płot. ;)
UsuńCo do aparatu, to dojrzewam do tego, żeby zacząć wrzucać grosiki do skarbonki. Muszę sobie tylko dla większej motywacji skombinować taką, jaką zrobiła Marija, a można ją ujrzeć tu: http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/07/genealogia-gumno-i-ogniomistrz-w-kapieli.html#comment-form :)
Uściski, Magdo! :)
W mojej świNiusi Jolu to byś na kilka aparatów uzbierała ,chyba że jakiś niemożebnie wypasiony ,albo groszówki tylko zbierala :))) Ciężaru groszówek to by świniątko nie udzwigneło ;))))
UsuńTrzeba jednak przyznać ,że zbieranie do niej ,dostarczałoby doznań estetycznych ;)
...ale uczta, za te ptaki to na rekach nosić Ciebie trzeba. Pikne jak nie ma co a żurawi zazdraszczam.
OdpowiedzUsuńŻurawi to ja czasem sama sobie zazdraszczam. :) Nie mogę się nimi nacieszyć.
UsuńTen ptaszek, malutki to 'pajulintu' (Phylloscopus trochilus) najprawdopodobniej.
OdpowiedzUsuńPhylloscopus trochilus zzwany po polsku 'piecuszek'.
UsuńŻe niby ten, co go wzięłam za trznadla, to piecuszek? Hm, może... Ale czy nie za żółty na piecuszka? No i ma jakieś takie cętki-kreski. Zrobię chyba i wstawię zbliżenie.
UsuńDodałam zbliżenie.
UsuńJolkoM jesteś kobietą pełną poświęceń ,na żadne drzewo bym już nie wlazła po prostu z fizycznej niemożności ;) Co do fotografowania tych żurawi z takiej odległości to i aparat z duzym zoomem nie dal dy rady do tego niestety trzeba specjalny obiektyw ,no i statyw . Ale wyprawę miałaś wspanialą ,więc było warto :))) Po za tym te wszystkie przyrodowe istotki szybkie z reguły som ,za szybkie ,dotyczy to liska i sarenek ;)))))
OdpowiedzUsuńWprawiłaś mnie w bardzo dobry chumor z samego rana :)))))
Śliwka w tym druszlaku bardzo dorodnie wygląda ,no i komicznie ,ale te koty tak mają ;))))
No tak w dobry humor ,pewnie jest jeszcze jakiś byk ,ten wychwyciłam od razu ;)
UsuńMary kochana, powiem Ci, że i Ty mnie wprawiłaś w dobry chumor. ;) Bo ja już wiem, że to się Tobie zdarza, te ortograficzne perturbacje, i mam wielki dystans i margines tolerancji ogromny. Nie wiem, jak to zrobiłaś, ale tak jest i już. :D
UsuńDrzewa rosną tam takie, że przy pewnym wysiłku udało mi się wdrapać - na łysy pień buka albo sosny by mi się wejść nie udało, ale ten klon był całkiem... przychylny moim odwiedzinom. :)
Uściskuję! :)
PS. Pisząc dorodnie, masz na myśli, że się Śliwka trochę "wylewa"? ;)
Z tym marginesem tolerancji to może dlatego ,że ja po prostu kurna zdolna i sympatyczna jestem ;)))) No a przecież jakieś wady mieć trzeba ,toż przecież jestem człowiekiem :)))))
UsuńZ moją ortografią to jest różnie ,nieraz mam tak że nachodzi na mnie coś jakby pomroczność ;)))
Po prawdzie to w szkole podstawowej nie było najlepiej , ale że duzo czytalam ,ogarniałam to wzrokowo , no a teraz też czytam ,ale przeważnie blogi he,he ;)
O to,to dorodność Śliwki na tym wylewaniu polega :))))
Śliwka w durszlaku- no normalnie jak fotomontaż :)
OdpowiedzUsuńSłucham tego ptaszka i aż mi lepiej w ten upał, jakbym na łące gdzieś była.Dzięki :)
Buziaki:***
Ptaszek mnie też wprawia w dobry nastrój, szczególnie gdy oprócz słuchania patrzę na niego. Jak on się stara, aż się nastroszył na głowie! :)
Usuń:****
Jolka, on nie dla Ciebie tak się stara:)))
UsuńA może dla Ciebie, co? :P
UsuńEch, niestety... dla jakiejś jeszcze piękniejszej samiczki...
UsuńPtaszek niesamowity, takie to małe a repertuar imponujący. Jestem pełna podziwu dla sprawności fizycznej i cierpliwości. Ja się do zasadzek nie nadaję, a frustracje sprzętowe doskonale rozumiem, też tak mam.
OdpowiedzUsuńSprawność fizyczna niestety pomału uchodzi ze mnie, ale jeszcze się nie poddaję całkiem. :) Oby tylko ten mój złośliwy łokieć trochę odpuścił, bo jak nie...
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Ewo. :)
Zasiadka piękna, z przygodami:) Też bym się chętnie zasadziła...
OdpowiedzUsuńA fasolki to sarna obgryza, u moich rodziców też, i to same najświeższe gałązki.
Oczywiście, że najświeższe, delikatne, młodziutkie i pewnie soczyste. Ech, te zwierzorki!
UsuńAniu, a zgadnij, o kim myślałam, gdy tak sobie na klonie zasiadałam. Szczególnie gdy próbowałam uchwycić te czarne mrówki, uchwycić w kadr oczywiście, a nie w dłonie. :) Nie udało się, bo zmierzch już był za duży pod liśćmi i mam tylko jakieś fantazyjne mazy. :)
:***
Mrówki są trudne.
UsuńSzybkie są bardzo. :)
Usuńorzesz, dwa razy mi komentarz wcięło! jolka nie martw się, nie tylko ty masz aparat taki sobie. mnie czasem z bliska nie wychodzi...
OdpowiedzUsuńNo masz, i mnie wcięło! Tylko jeden i krótki, ale to wkurza, fakt. Ileż to powodów do frustracji, kurna - jak nie aparat, to Blogger. ;)
UsuńPozdrówka, Ewo. :)
Jolu, jestem oczarowana twoim postem, twoja determinacją i zachwytami nad przyrodą.
OdpowiedzUsuńŚliwka jest taka piękna i taka kuchenna powiedziałabym :)
Dzięki, szefowo! :)
UsuńA co Ty tu w ogóle robisz? Sio do menażerii, miałam Cię przecież odciążyć, żebyś złapała oddech. :)
:***
Jak to śliwka...
UsuńPoczucie humoru JoluM masz cudowne a stałam z tyłu za Tobą gdy Twój wpis czytałam i wszystko wszyściuteńko widziałam :)) Żurawia nigdy z bliska ani z daleka nawet nie widziałam bom miastowa, tylko czasem na wyjeździe pola lasy podziwiająco oglądająca. Natomiast mam też kotka i pieska i te stworki oglądam doma a i w kocim pyszczku żabę wczoraj obejrzałam ale ją wytrząsłam z niego za co mnie podrapał i chciał ją znowu dopaść. :) Słodkie niewinne puchate stworzonko. :))
OdpowiedzUsuńTak, tak, cholery jedne słodkie i puszyste. Dokładnie z niej, z tej Śliwy w niedzielę wytrząsałam prawdopodobnie kosa, bo nawet w całej akcji nie zdążyłam się mu przyjrzeć. Udało się i tylko na niego popatrzyłam, jak się unosi wysoko nad drzewami. A Śliwa została, otumaniona z lekka i szukała go jeszcze jakiś czas w trawie. Słodkie, niewinne, puchate stworzonko... Wrr!
UsuńDziękuję, Elko, za miłe słowa. :) I cieszę się, że pooglądałaś moje scenki razem ze mną. :)
łocho, widże że bloga powoli przejmujesz :-)
OdpowiedzUsuńJa też po pierwszym zdjęciu myślałam: łomatko a co to?
A kto to się włamał, a kto to się wdarł Za Jej Anki Drzwi?! Kto śmiał! Haker jakiś! :D
UsuńJam ci to! Niegdyś szara eminencja, wyciągana przez Gosię za uszy z dyskretnej... szarej strefy. :)
Pozdrówka, Iwono. :)
:-)))
OdpowiedzUsuńNawet w durszlaku koty siedzą...
Fantastyczne zdjęcie :-)))
Felis durszlakis. :)
UsuńI Ty wlazłaś na te drzewa?? To ja jednak jestem leń patentowany!
OdpowiedzUsuńA zdjęcie Śliwki w durszlaku jest perfekcyjne! Mimo, że aparat nie tego ;D W ogóle jak ona się tam umościła? Jakoś odstaje... ;)
A skarbonka na aparat niech się zapełnia jak najszybciej :D
Alutko, przecież ja na czubek nie weszłam, tylko na pierwsze pięterko. :)
UsuńA że Śliwka trochę odstaje? Wielkie mi co! Sierść ma taką bujną. :)
Jak to nie na czubek???? Co to ma znaczyć? ;P ;)
UsuńNo tak, Helko-Śliwo-Bułki tak już mają z tą sierścią :D
Jakieś trzy, może dwa lata temu widziałam żurawie z okien autobusu - były całkiem blisko, ale zdjęcia zrobić nie mogłam z braku aparatu. I nie wiadomo, jakby wyszły . Śliwka wygląda w tym durszlaku zupełnie jak Songo, kiedy mościł się w za małym pudełku po butach :)
OdpowiedzUsuńTo typowe dla żurawi, że żerują np. na polu przy ruchliwej drodze. Nie przeszkadzają im przejeżdżające samochody, to dla nich normalne. Ale jak się który zatrzyma, to już nie. Zaraz wyczuwają, że to nietypowa sytuacja i fruuu.
UsuńŚliwka bardzo lubi się mościć w za małych koszykach, miskach, pudełkach, z których się siłą rzeczy nieco wylewa. ;)
Pozdrawiamy Songusia. :)
I jeszcze ptaszek; to zdecydowanie trznadel, wskazuje na to ubarwienie i kształt dzioba. Oczywiście ornitologiem nie jestem, ale znalazłam świetny atlas i zawsze zaglądam do niego w razie wątpliwości. Poza tym dzwońce przylatują na drzewa tuż za moimi oknami i to na pewno nie jest dzwoniec. A to ten atlas: http://www.bird-watching.pl/index.php?/page/8
UsuńZasiadka w durszlaku powalająca!
OdpowiedzUsuńŻurawi u nas dużo, zaraz za płotem bywają, ale wczesną wiosną. Wydłubują sobie, co tam wzejdzie. To je widzę przez okno. Teraz stacjonują trochę dalej, na łące.
Kiedyś drogę mi zastąpiło kilkadziesiąt jeleni z porożami, takimi już sporawymi. Wszystkie prawdopodobnie w tym samym wieku, jednakowego wzrostu i tuszy, tzw. niedorostki - do pierwszego rykowiska trzymają się w męskim gronie. Widok to był jak ze snu jakiego!
Jolko, to raczej jest trznadel, chociaż zdjęcie mało wyraźne. Może to też być dzwoniec.
Oj, ten obrazek z jeleniami to rzeczywiście majakowo-senny, nierealny. Mnie się kiedyś zdarzyło na jeździe konnej w terenie spotkanie z jeleniami. Kilka ich było, wyłoniły się z zagajnika, przecięły nam drogę i zniknęły w zaroślach. Konie się na szczęście nie spłoszyły, wytrzymały ten widok. :)
UsuńWydaje mi się, że trznadel, samiec. Dzwoniec miałby jeszcze na skrzydełkach żółte piórko - ten nie miał. Ale może się jeszcze odezwie jaki ornitolog i doda swoje trzy grosze. Uprasza się ornitologa uprzejmie. :)
Śliwa to taka bardziej morelowa brzoskwinia - pychota! A żurawie to znam tylko z tytułu radzieckiego filmu, na którym płakałam za każdym oglądaniem... Ładny wpis Jolu i tyle pouczających i intrygujących komentarzy (nowe u GosiAnki? Znowu? Rączki zacieram ;o)
OdpowiedzUsuńWiem, o którym filmie mówisz. Pamiętam go z dzieciństwa. Niewiele z niego zrozumiałam, ale jedna scena... Też ryczałam.
UsuńNowe jest na szczęście przejściowo - Gosia już wystarczająco zakocona.
Pozdrówka, Hersylio. :)
Aaaale, to nie wiedziałaś, że w durszlaku najlepiej. A jeszcze w takim chabrowo - kobaltowym ! Tak, cipiptaszek fajowo ciurlika.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, kurna, nie wiedziałam! Byłabym przecież zabrała oprócz aparatu i lornetki na te żurawie. :)
UsuńNo, ja się zasiedziałam nad Twoim postem :D.
OdpowiedzUsuńAbi :**
Usuń