Gdy byliśmy w miejscowości Toba w Aquarium, o którym wspominałam w kontekście „biednych” morsów, mieliśmy też możliwość zobaczyć na żywo pokaz tradycyjnego połowu pereł. To było fascynujące.
Ten zawód uprawiany przez kobiety ma już około 2000 lat. Tradycyjnie poławiaczki wyławiają nie tylko ostrygi zawierające perły, ale też owoce morza: glony i mięczaki. Podobno z racji posiadania grubszej tkanki tłuszczowej kobiety są lepiej do niego predysponowane. Tajniki odpowiednich wydechów i wdechów przekazywane są przez ama z pokolenia na pokolenie. Temat jest tak unikalny na skalę światową, że doczekał się wielu naukowych badań.
Zdjęcia autorstwa Fosco Maraini z lat 60.
Dla ama nie ma granicy wieku. To naprawdę niezwykłe, że czynne w tym zawodzie są też bardzo stare kobiety! Przeczytaliśmy, że najstarsza ama ma ponad dziewięćdziesiąt lat i wciąż nurkuje w morzu za morskimi darami! Ponieważ powszechna komercjalizacja sprawia, że trudno się utrzymać, będąc poławiaczką, zawód ten wymiera, a średnia wieku aktualnie go uprawiających pań to… siedemdziesiąt lat.
Poławiaczki pereł nurkują na bezdechu nawet do 60 sekund, a średnia głębokość zanurzenia waha się między 10 a 20 m. Każda z kobiet wykonuje takich zanurzeń po kilkadziesiąt dziennie. W ciągu dnia pomiędzy nurkowaniami odpoczywają w specjalnych chatach, które nazywane są Kamado. Mogą tam się ogrzać przy kominku, zregenerować siły i posilić przed kolejną serią zanurzeń.
Co jest bardzo ciekawe, pomiędzy kolejnymi zanurzeniami, kiedy wypłyną na powierzchnię, żeby zaczerpnąć oddechu, oddychają w specyficzny sposób, przeciągle przy wydechu gwiżdżąc. Ten dźwięk no isobue - piskliwy gwizd, który ama wydają z siebie, gdy wynurzają się na powierzchnię, to wynik ich techniki wstrzymywania oddechu i efekt hiperwentylacji. Dla Japończyków ten melancholijny gwizd symbolizuje ból i ciężki zawód ama. Znajduje się na liście stu narodowych pejzaży dźwiękowych Japonii.
Strasznie się cieszę, że mogłam go usłyszeć.
Oczywiście pokaz dla turystów (a najliczniejszą grupą podróżujących po Japonii są sami Japończycy, którzy uwielbiają turystykę) odbywał się w wykonaniu dwóch młodych dziewczyn. Panowie, a może i panie, obecni na pokazie na pewno żałowali, że dziewczyny nie występują w tradycyjnym stroju, czyli… topless, bo tak to się przez stulecia odbywało. Te „prawdziwe” ama miały tylko na oczach maskę, za pasem na biodrach specjalny nóż do odczepiania owoców morza od podłoża, za linkę trzymały wiadro na morskie zdobycze i żadnego więcej nurkowego wyposażenia.
Dla żądnych dokładnych relacji filmik nakręcony przez kogoś podczas pokazu w Toba,
a dla reszty zdjęcia z naszej tam wizyty.
Kafelkowy plan miasta Toba.
Pomnik perły, tamten rejon słynie z tego.
Na tym pięknym nabrzeżu odbywają się pokazy.
Nadpływają ama.
Na potrzeby turystyczne kobiety nurkują w białych szatach.
Po założeniu masek, które najpierw długo przecierają,
skaczą do wody
i wykonują serię zanurzeń, prezentując publiczności znaleziska.
Po kilkunastu minutach wracają na łódź i ku rozpaczy panów
okręcają się białymi ręcznikami,
bo gdyby nie to... :)
Ten pomost na pierwszym planie służy plantacji pereł hodowlanych.
W pobliskim muzeum ostrygi same przekonują, że są szczęśliwe, mogąc produkować dla człowieka perły
i oddając skorupy np. na guziki,
oraz zapewniając mu perłową klęskę urodzaju.
W muzeum można przymierzyć się do roli hodowcy pereł. :)
Potem jeszcze, jakby tych atrakcji było mało, pojechaliśmy pociągiem (dla L.)
i popłynęliśmy hiszpańskim statkiem
oglądać inne perłowe fermy na wodzie.
A na koniec...
wróciliś do ryokanu. :)
A dlaczego ten post? Bo to ciekawe, oczywiście, ale też żeby pokazać Oldze Jawor, skąd wziął się wylosowany przez nią wisiorek z perełką.
Był kupiony tutaj:
A dokładnie w tym sklepie z perłami:
A dokładnie wisiał koło tej pani po prawej, tuż za jej czerwoną torebką. :)
I to tyle na dziś, pa, pa. Miłego dnia! :)
A tak dla zaspokojenia ciekawości niektórych - Robert jest tutaj:
Fantastyczna fotorelacja. Z dużym zainteresowaniem przeczytałam o tych kobietach łowiących perły. Ja ciężko musza pracować i to pewno za marne pieniądze, by światowe elegantki mogły je nosić.
Rzeczywiście ciężko pracują, ale cieszą się też szacunkiem i uznaniem. Te stare kobiety są szanowane i są integralną częścią społeczności jako doświadczone nauczycielki, a to, że w takim wieku mogą nurkować w morzu jest dla nas nie do uwierzenia. To wynik i sposobu odżywania, i bycia w ciągłym ruchu. Ich zarobki kiedyś były naprawdę spore, one utrzymywały rodziny, teraz już jest im trudniej. I ja pozdrawiam :)
Mnie urzekają te stare zdjęcia... Są boskie. Niemiecka fotografka wydała książkę o ama (to już Jola musi powiedzieć jak to się odmienia), można ją zobaczyć tu: http://www.ninapoppe.com/ (po kliknięciu na nią, strony potem przewija się plusem). Nie jestem tymi zdjęciami zachwycona, ale można zobaczyć coś więcej ze współczesności. Okazuje się, że ama noszą pianki! Widać też seniorki. Niesamowite.
Przyznaję się, że mam z tym słowem kłopot. Pierwszy raz się z nim spotykam. Teoretycznie powinno się odmieniać jak np. mama, czyli tak, jak to zrobiła Ania. Muszę to zgłębić... :)
I tyle trudow i zachodu, zeby elegantki mogly sie chwalic biczami perel na szyjach... Ale poki jest popyt, musi byc podaz, takie prawo rynku. Tyle, ze ci, ktorzy najciezej przy pozyskiwaniu perel pracuja, maja z tego najmniej. Te wspolczesne ama sa calkiem poubierane w te biale kitle. Wygodnie im tak nurkowac w pelnym rynsztunku? ;)
Pewnie nie bardzo, ale maja pokaz co dwie godziny i zanurzają się 6 razy, więc da się wytrzymać. Myślę, że robią to ze szkodą dla interesu turystycznego :) A jeśli chodzi o elegantki to moim zdaniem wszystkiego jest za dużo, w tamtym rejonie jest zatrzęsienie sklepów z perłami, w których nie widziałam ani jednego klienta. Pewnie czekają na sierpień, bo wtedy Japończycy są na urlopach. Tak czy siak ta ilość jest nie do zagospodarowania, a ostrygi wciąż produkują kolejne...
Wiedziałam już co nieco o nurkujących kobietach, tylko jakoś mi umknęło, że nazywają się ama. Kolejny ginący zawód, a nawet sposób życia, z długą tradycją. Właściwie nie wiadomo, czy to dobrze, czy źle.
Nie znałam określenia ama, ani nie wiedziałam, że są kobiety, które ten zawód wykonują. Też mam mieszane uczucia co do ginięcia zawodu poławiaczki pereł, ale może to i dobrze? Pozyskiwanie wszelkich kamieni zawsze odbywa się czyimś kosztem. Sama nie wiem. Natomiast same ama podziwiam, że w tym wieku są sprawne i dają radę :) Pociągi - śliczne :) Dziękuję :***
Te małże są unieruchomione w takich specjalnych siatkach, które się wiesza na tych drewnianych ażurowych pomostach i tam się je hoduje. Jest to na pewno ich kosztem, taki to świat. Nie jestem pewna, czy tych pociągów już nie było :)
no żesz cholera z tym bloggerem. jak się pisze komenta i loguje jednocześnie, to koment frunie w krzaki!! przecież tak nie było! Gosianko, czytam Twoje japońskie posty z ogromną przyjemnością i sobie myślę, że powinnaś wrócić do Japonii. popodróżować, poobserwować, pofotografować.. a potem napisać książkę. jestem pewna, że to będzie ciekawa książka, już się ustawiam pierwsza w kolejce po nią! a TCOnego powołaj na konsultanta, o!
Właśnie! Zmieniło się to i już dziś kilka moich komentarzy poszło w komin :(( Coś mi się wydaje, że będzie odwrotnie, że to MCO wyda książkę, przecież jego blog to gotowy bardzo ciekawy materiał na nią. Ja będę... muzą. :))
Od rana w wolnych chwilach gmeram w sieci, żeby znaleźć coś o tych poławiaczkach, bo temat mnie zaciekawił bardzo. W dużej mierze chyba z powodu podziwu dla tych kobiet ze strony kobiety, która nawet pływać nie umie. :( Bo moje umiejętności, brak oswojenia z wodą i strach przed nią leżą mi od dawna na wątrobie... Na razie... realizuję się głównie w tym, że Igor od kilku lat szkoli się w pływaniu, a ja podglądam i ćwiczę. Czasem nie tylko teoretycznie. ;)
Jolko, ja tez na bakier z wodą i też mi to zalega na organach; niby się utrzymuję na powierzchni z pomocą tzw. żabki rozpaczliwej, ale muszę być pewna nieodległego gruntu i wolałabym mieć suche uszy i strach mi odbiera radość wszelką i to już chyba na wieki wieków mam. Pozdrawiam Cię.
Ojej, moje siostry w biedzie! Ja też lubię wiedzieć, że grunt nie tak znowu odległy. A utrzymuję się machając łapkami jako ten piesek. :) Ale, ale, podpatrując nauki pobierane przez synusia, nauczyłam się (!) utrzymywać i przemieszczać czymś na kształt grzbietowego, tyle że, gdy dokładam ręce, to już mi się coś chrzani. Czyli płynę raczej grzbietem nieruchomym. ;)
A ja do perfekcji opanowałam żabkę wsteczną. Głowę bym dała,że wszystko robię dobrze, tylko dlaczego przemieszczam się do tyłu??? Na prawdę wzbudzam radość (buhaha....) wśród obserwatorów... Agnieszka z Żyrardowa
Oglądałam kiedyś program o poławiaczkach, ciężki to zawód. Dlatego też perły były tak drogie. Hodowlane są jednak mniej cenione. Przeczytałam z zachwytem, jak zwykle.
Właśnie wróciłam z działki zmęczona i szczęśliwa, późno wracam ale do ciebie zawsze wpadam z wizytą nawet wieczorną czy nocną. :) Uwielbiam bezdech gdy mi się uda coś takiego w sposób naturalny, jestem zadowolona bardzo, najczęściej po medytacji ale nie ćwiczę tego specjalnie. One są cudowne te kobiety - córki syren. :) Mam pytanie czy kot zje żabę :))? Bo to małe nasze na działce poluje na żaby, to są duże żaby i właśnie dziś jedną upolował i nosił w pyszczku i sporo się natrudziłam by ją wypuścił. :) A za chwilę znów ją miał w pyszczku, zamierzał chyba skonsumować, sąsiadka mało z krzesła nie spadła gdy to zobaczyła. :))
Co za mały rozbójnik ;) Poszukałam w necie, że może jeść :(( o tu: http://kociswiat.org.pl/porady/6/czym-zywi-sie-kot Moje nigdy żab do domu nie przynosiły, ale moze dlatego, że za bardzo nie miały skąd.
No wiecie co, żeby ku uciesze turystów w tych gaciochach musiały nurkować? To chyba niewygodne musi być. Ja też nie wiedziałam, że robią to kobiety, i że nazywają się ama.
Niesamowita historia! I pięknie zilustrowana:) Poławiaczki pereł ze starych zdjęć kojarzą mi się z jakimiś wojowniczkami. Te współczesne to rzeczywiście mają niewygodnie. Kocur w sklepie z perłami to prawdziwa perła:)
Gosiu! To wzruszająca, przepiekna opowieść. Kiedy dotknę perełki przesłanej przez Ciebie będę czuć jej moc, prawdę oraz magię i wyobrażać sobie jak któraś z Am mknęła z nią pod wodą, na długim bezdechu a potem spiewała odpoczywając. Dziękuję z całego serca! Ja w tej opowieści o Amach znalazłam głęboko filozoficzne przesłanie. Że człowiek potrafi wiele wytrzymac, płynąc na bezdechu, samotnie, w ciemnosci. Ale to ma głęboki sens. A nagrodą jest PERŁA - prosty i piekny skarb, który nabierze mocy w zetknięciu ze światłem słonecznym i z dotykiem ciepła ludzkiej dłoni. A ten śpiew Amy jest modlitwą i dla tej perły. Przebudza ją po trwaniu w bezwładności muszli. Daje jej nowe zycie, nadzieję i blask. Dziekuję Ci Gosiu kochana - teraz będę jeszcze bardziej wyczekiwać mojej PERŁY i momentu, gdy zanucę!***
Fantastyczna fotorelacja.
OdpowiedzUsuńZ dużym zainteresowaniem przeczytałam o tych kobietach łowiących perły.
Ja ciężko musza pracować i to pewno za marne pieniądze, by światowe elegantki mogły je nosić.
Pozdrawiam serdecznie.
Rzeczywiście ciężko pracują, ale cieszą się też szacunkiem i uznaniem. Te stare kobiety są szanowane i są integralną częścią społeczności jako doświadczone nauczycielki, a to, że w takim wieku mogą nurkować w morzu jest dla nas nie do uwierzenia. To wynik i sposobu odżywania, i bycia w ciągłym ruchu. Ich zarobki kiedyś były naprawdę spore, one utrzymywały rodziny, teraz już jest im trudniej.
UsuńI ja pozdrawiam :)
Czyli perły w jakiś sposób je nobilitowały.
UsuńCiekawa jestem czy jest jakaś książka o tym środowisku.
Nie znalazłam nic po polsku. Link do książki ze zdjęciami, choć kiepskiej moim zdaniem, podałam niżej, Ani.
UsuńNiesamowite Gosiu, pierwszy raz usłyszałam (i zobaczyłam) o amach. Ale z nich twarde kobitki.
OdpowiedzUsuńMnie urzekają te stare zdjęcia... Są boskie. Niemiecka fotografka wydała książkę o ama (to już Jola musi powiedzieć jak to się odmienia), można ją zobaczyć tu: http://www.ninapoppe.com/ (po kliknięciu na nią, strony potem przewija się plusem). Nie jestem tymi zdjęciami zachwycona, ale można zobaczyć coś więcej ze współczesności. Okazuje się, że ama noszą pianki! Widać też seniorki. Niesamowite.
UsuńPrzyznaję się, że mam z tym słowem kłopot. Pierwszy raz się z nim spotykam. Teoretycznie powinno się odmieniać jak np. mama, czyli tak, jak to zrobiła Ania.
UsuńMuszę to zgłębić... :)
I tyle trudow i zachodu, zeby elegantki mogly sie chwalic biczami perel na szyjach... Ale poki jest popyt, musi byc podaz, takie prawo rynku. Tyle, ze ci, ktorzy najciezej przy pozyskiwaniu perel pracuja, maja z tego najmniej.
OdpowiedzUsuńTe wspolczesne ama sa calkiem poubierane w te biale kitle. Wygodnie im tak nurkowac w pelnym rynsztunku? ;)
Pewnie nie bardzo, ale maja pokaz co dwie godziny i zanurzają się 6 razy, więc da się wytrzymać. Myślę, że robią to ze szkodą dla interesu turystycznego :)
UsuńA jeśli chodzi o elegantki to moim zdaniem wszystkiego jest za dużo, w tamtym rejonie jest zatrzęsienie sklepów z perłami, w których nie widziałam ani jednego klienta. Pewnie czekają na sierpień, bo wtedy Japończycy są na urlopach. Tak czy siak ta ilość jest nie do zagospodarowania, a ostrygi wciąż produkują kolejne...
Wiedziałam już co nieco o nurkujących kobietach, tylko jakoś mi umknęło, że nazywają się ama. Kolejny ginący zawód, a nawet sposób życia, z długą tradycją. Właściwie nie wiadomo, czy to dobrze, czy źle.
OdpowiedzUsuńNo tak, ja też tego nie wiem, wiem tylko, że czegoś szkoda...
UsuńBardzo lubię się zanurzyć w wodzie i dotknąć dna, ale żeby z taką częstotliwością? ;) Podziwiam te babki!
OdpowiedzUsuńNa tych starych zdjęciach wyglądają tak malowniczo...
UsuńTak, te stare zdjęcia są super, nie tylko dlatego, że stare; po prostu maja klimat, to coś.
UsuńNie znałam określenia ama, ani nie wiedziałam, że są kobiety, które ten zawód wykonują. Też mam mieszane uczucia co do ginięcia zawodu poławiaczki pereł, ale może to i dobrze? Pozyskiwanie wszelkich kamieni zawsze odbywa się czyimś kosztem. Sama nie wiem.
OdpowiedzUsuńNatomiast same ama podziwiam, że w tym wieku są sprawne i dają radę :)
Pociągi - śliczne :) Dziękuję :***
Te małże są unieruchomione w takich specjalnych siatkach, które się wiesza na tych drewnianych ażurowych pomostach i tam się je hoduje. Jest to na pewno ich kosztem, taki to świat.
UsuńNie jestem pewna, czy tych pociągów już nie było :)
Chyba ostatnie było, ale to nic nie szkodzi :)
UsuńGosiu, pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńBuziaki, Agniecha! :)
Usuńno żesz cholera z tym bloggerem. jak się pisze komenta i loguje jednocześnie, to koment frunie w krzaki!! przecież tak nie było!
OdpowiedzUsuńGosianko, czytam Twoje japońskie posty z ogromną przyjemnością i sobie myślę, że powinnaś wrócić do Japonii. popodróżować, poobserwować, pofotografować.. a potem napisać książkę. jestem pewna, że to będzie ciekawa książka, już się ustawiam pierwsza w kolejce po nią! a TCOnego powołaj na konsultanta, o!
Właśnie! Zmieniło się to i już dziś kilka moich komentarzy poszło w komin :((
UsuńCoś mi się wydaje, że będzie odwrotnie, że to MCO wyda książkę, przecież jego blog to gotowy bardzo ciekawy materiał na nią. Ja będę... muzą. :))
Ładne stare zdjęcia a opowiadanie, jak zawsze, interesujące. Oboje z TCO, którego wpisy chłonę jak gąbka, macie talent.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, i te stare zdjęcia!
UsuńTalenta przemilczę, żeby ta, no... woda sodowa... :P
Od rana w wolnych chwilach gmeram w sieci, żeby znaleźć coś o tych poławiaczkach, bo temat mnie zaciekawił bardzo. W dużej mierze chyba z powodu podziwu dla tych kobiet ze strony kobiety, która nawet pływać nie umie.
OdpowiedzUsuń:( Bo moje umiejętności, brak oswojenia z wodą i strach przed nią leżą mi od dawna na wątrobie... Na razie... realizuję się głównie w tym, że Igor od kilku lat szkoli się w pływaniu, a ja podglądam i ćwiczę. Czasem nie tylko teoretycznie. ;)
Jolko, ja tez na bakier z wodą i też mi to zalega na organach; niby się utrzymuję na powierzchni z pomocą tzw. żabki rozpaczliwej, ale muszę być pewna nieodległego gruntu i wolałabym mieć suche uszy i strach mi odbiera radość wszelką i to już chyba na wieki wieków mam. Pozdrawiam Cię.
UsuńO! To tak jak ja, nawet te uszy :)
UsuńOjej, moje siostry w biedzie! Ja też lubię wiedzieć, że grunt nie tak znowu odległy. A utrzymuję się machając łapkami jako ten piesek. :) Ale, ale, podpatrując nauki pobierane przez synusia, nauczyłam się (!) utrzymywać i przemieszczać czymś na kształt grzbietowego, tyle że, gdy dokładam ręce, to już mi się coś chrzani. Czyli płynę raczej grzbietem nieruchomym. ;)
UsuńA ja do perfekcji opanowałam żabkę wsteczną. Głowę bym dała,że wszystko robię dobrze, tylko dlaczego przemieszczam się do tyłu???
UsuńNa prawdę wzbudzam radość (buhaha....) wśród obserwatorów...
Agnieszka z Żyrardowa
Fajny kot na podłodze zielone... :)j
OdpowiedzUsuńA jaki był milutki!
UsuńOglądałam kiedyś program o poławiaczkach, ciężki to zawód. Dlatego też perły były tak drogie. Hodowlane są jednak mniej cenione. Przeczytałam z zachwytem, jak zwykle.
OdpowiedzUsuń...pamiętam był kiedyś taki film o poławiaczach, ale to na pewno nie było w Japonii choć technika połowów jest podobna. Bardzo ciekawa fotorelacja...
OdpowiedzUsuńbardzo ciekawa opowieść, ile my nowego się od Was dowiadujemy!
OdpowiedzUsuńGosiu, przesyłka doszła, to ja dziękuję i to bardzo :)
Dziękuję za wiadomość, jesteś trzecia :)
UsuńWłaśnie wróciłam z działki zmęczona i szczęśliwa, późno wracam ale do ciebie zawsze wpadam z wizytą nawet wieczorną czy nocną. :) Uwielbiam bezdech gdy mi się uda coś takiego w sposób naturalny, jestem zadowolona bardzo, najczęściej po medytacji ale nie ćwiczę tego specjalnie. One są cudowne te kobiety - córki syren. :)
OdpowiedzUsuńMam pytanie czy kot zje żabę :))? Bo to małe nasze na działce poluje na żaby, to są duże żaby i właśnie dziś jedną upolował i nosił w pyszczku i sporo się natrudziłam by ją wypuścił. :) A za chwilę znów ją miał w pyszczku, zamierzał chyba skonsumować, sąsiadka mało z krzesła nie spadła gdy to zobaczyła. :))
Jejku, nie wiem, KTOŚ WIE???
UsuńCo za mały rozbójnik ;) Poszukałam w necie, że może jeść :(( o tu: http://kociswiat.org.pl/porady/6/czym-zywi-sie-kot
UsuńMoje nigdy żab do domu nie przynosiły, ale moze dlatego, że za bardzo nie miały skąd.
No wiecie co, żeby ku uciesze turystów w tych gaciochach musiały nurkować? To chyba niewygodne musi być. Ja też nie wiedziałam, że robią to kobiety, i że nazywają się ama.
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia! I pięknie zilustrowana:) Poławiaczki pereł ze starych zdjęć kojarzą mi się z jakimiś wojowniczkami. Te współczesne to rzeczywiście mają niewygodnie. Kocur w sklepie z perłami to prawdziwa perła:)
OdpowiedzUsuńGosiu! To wzruszająca, przepiekna opowieść. Kiedy dotknę perełki przesłanej przez Ciebie będę czuć jej moc, prawdę oraz magię i wyobrażać sobie jak któraś z Am mknęła z nią pod wodą, na długim bezdechu a potem spiewała odpoczywając. Dziękuję z całego serca!
OdpowiedzUsuńJa w tej opowieści o Amach znalazłam głęboko filozoficzne przesłanie. Że człowiek potrafi wiele wytrzymac, płynąc na bezdechu, samotnie, w ciemnosci. Ale to ma głęboki sens. A nagrodą jest PERŁA - prosty i piekny skarb, który nabierze mocy w zetknięciu ze światłem słonecznym i z dotykiem ciepła ludzkiej dłoni. A ten śpiew Amy jest modlitwą i dla tej perły. Przebudza ją po trwaniu w bezwładności muszli. Daje jej nowe zycie, nadzieję i blask.
Dziekuję Ci Gosiu kochana - teraz będę jeszcze bardziej wyczekiwać mojej PERŁY i momentu, gdy zanucę!***
Cała Ola Poetka! :) Uszlachetniłaś i wpis, i perłę, i może nawet troszkę nas, Olu. :)
Usuń:**
Czytać Olę to mieć mokre oczy, co za cudowna kobieta!
UsuńPokaz bardzo tracił przez te kombinezony.
OdpowiedzUsuńJuż wiem czemu niektóre perły są tak drogie...