Dziewczyna kupiła na małym, brukowanym rynku góralskiego miasteczka rzodkiewki. – Ażurowa wieża wydzwaniała podwieczorną godzinę. – Dziewczyna wybierała pilnie pęczki – były już przymdłe, zieleń ich była spłowiała.
Przez stare, średniowieczne, rozchwiane i strome podcienie wracała Dziewczyna w dół miasta – przed nią wylot ulicy zamykała niebieska góra. Domy u jej stóp zasłaniał skwarny pył.
Granatowy kostium, biała bluzka przecięta paskiem, biała krawatka w niebieskie groszki – granatowe trzewiki – niebieski kapelusz z jaśniejszym na krezie piórem w kształcie jaskółki – tak była odziana Dziewczyna schodząca stromą ulicą.
Spotkali się przed wielkim sklepem szkła i porcelany.
Przystanęli na chwilę, aby przejrzeć się w wystawie. – Za nimi słońce zachodziło za szklany dom jak za prostopadłą taflę jeziora; odbiło się w kryształach wystawy ostro i oślepiająco.
Gdy odeszli od okien, mieli w oczach punkty złote, iskry tęczowe, zygzaki seledynowe – w tym zalewie świetlaków jak w zawiei barwnych gwiazd wracali do domu. Stąpali po uginających się aureolach – po ognistych kręgach. Elipsach, parabolach. Sami byli światłem i wiewem.
W domu umyła Dziewczyna rzodkiewki – ożyły i zarumieniły się.
A potem poczęła je chrupać – czerwone i wilgotne – było jakby zjadła swe wargi; smak rzodkiewek był ostry i słony, jak smak gwałtownych ust; jak krew.
Piękny fragment,znaczący i obiecujący wiele...
OdpowiedzUsuńRzodkiewki lubię chrupać!
Miłej niedzieli.
Zagłębiać się w piękny tekst...Tak lubię...
OdpowiedzUsuńPozostało "chrupania rzodkiewek" życzyć...;o)
OdpowiedzUsuńjakie to ładne! :)
OdpowiedzUsuńZegadłowicz przywolał wspomnienia ,jak przed 35 laty kupowało się ciekawe książki.Pracowałam wtedy w samym centrum Wrocławia,a w Rynku znajdowała się księgarnia im.Żeromskiego otwierana jak prawie wszystkie sklepy o godzinie 10 .Godzina przerwy śniadaniowej.Znaliśmy oczywiście daty dostaw nowych książek i wtedy w ksiegarni ustawiała sie kolejka ....tak około 30 osób,co trzecia ,czwarta osoba znana mi z mojego miejsca pracy.
OdpowiedzUsuńOt.....nostalgiczne wspomnienia.
ciekawe czy sie spotkalysmy kiedys tam wlasnie, bo ja tam zagladalam czesto, wlasnie przed 35 laty. No i oczywiscie trzeba bylo zaliczyc antykwariat naukowy, ktory teraz do Dantego nalezy....
UsuńAnka - smakowity kawal sztuki na sniadanie w przepiekna niedziele. ze slubnym idziemy do lasu na pol dnia Jak tylko mi sie henna wyrobi na lbie....glownie chodzi o to, z e jak mu zgine to mnie latwo znajdzie, pod parasolami przeswietlonej, mlodej zieleni lesnej, w zielonych cieniach.
Wspaniały tekst. Można się w nim zatracić. A rzodkiewki uwielbiam.
OdpowiedzUsuńRosną mi w ogrodzie więc mogę chrupać kiedy chcę.)
OdpowiedzUsuńNastrojowa opowieść o dziewczynie i rzodkiewkach. Poetycka. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPyszny kawałek sztuki...
OdpowiedzUsuńAż się rozmarzyłam...
ja tylko nie rozumiem, że one niby słone były te rzodkiewki??? przecież one nie są słone?
OdpowiedzUsuńMoże je posoliła? Hi, hi...
UsuńPięknie... Potrafisz tak bardzo sugestywnie pisać!... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCiekawe... Taki podglądacz ten Zegadłowicz ;)... :D.
OdpowiedzUsuńBardzo sugestywny obraz - dla jego zatrzymania na jeszcze dłużej zasiałam dziś rzodkiewki. :)
OdpowiedzUsuń