Dzień dobry!
Zaczął się nowy tydzień. Będzie dobry, wierzę w to i życzę Wam tego!
Teraz jesień jest najpiękniejsza. Co za kolory!
Polecam gorąco zapowiedzianą wczoraj recenzję autorstwa mojego męża:
Japonia z
uśmiechem.
"Życie jak w Tochigi" było
dla mnie niespodzianką, otrzymaną od żony, która wie, że od kilku lat marzę o wycieczce do Japonii. Marzę
o takim wyjeździe, który można by nazwać pobytem. Co najmniej miesiąc,
a najlepiej z pół roku, aby móc nieśpiesznie posmakować tej fascynującej kultury. Mieliśmy już w bardzo realnym planie
wyjazd na wiosnę 2011 roku. Wyjazd - namiastkę, ponieważ w związku z moimi obowiązkami, nie stać mnie było na dłuższą niż dwutygodniową przerwę w pracy. Kupione były bilety lotnicze i JR Pass, czyli karnet na przejazdy słynnymi, japońskimi kolejami, zarezerwowane
za pomocą Internetu pierwsze hotele,
przeczytane pierwsze książki. Niestety, tragedia z 11
marca, a przede wszystkim jej nuklearne skutki, przerwały brutalnie nasze plany. Od tego czasu wciąż wracam myślami do takiego wyjazdu, który można by nazwać pobytem, jednakże najbliższa okazja do wyczarowania conajmniej jednego miesiąca wolnego rysuje się dopiero po lipcu 2013 roku.
Podsycam więc te marzenia, czytając regularnie wszystko, co opisuje historię, kulturę, obyczaje i przyrodę Kraju Wschodzącego Słońca.
O autorce
- Annie Ikedzie wiedziałem, że jest mieszkającą w Japonii blogerką, a książka, która jako niespodzianka wpadła mi w ręce, jest jej debiutem. Okazało sie po krótkim czasie, że jest to miła niespodzianka. Przede
wszystkim od strony literackiej, jak na debiut, zaskakujący jest fakt, że nie widać tu żadnych śladów nieporęczności ani w budowaniu narracji,
ani w prowadzeniu dialogów. Wręcz przeciwnie, słowa płynną spod pióra autorki wartkim, naturalnym strumieniem. Czytając jej tekst, miałem silne przekonanie, że takie opowieści rodzą się z głębokiej, wewnętrznej potrzeby. Wyobrażałem sobie, że dotychczas ukryty przed światem
samorodek dojrzewa w zaciszu prywatnego życia, po czym, któregoś dnia, katalizowany wewnętrznym ciśnieniem, eksploduje fascynującym, niepowtarzalnym, autorskim językiem. Gdyby ludzkość zechciała przyznawać nagrody w rodzaju
"Nikiforów Literatury", to takie
autorki jak Ikeda powinny zdecydowanie zostać
ich laureatkami.
Książka tryska dowcipem. Wielokrotnie śmiałem się do łez, kiedy autorka opisywała swoje zderzenia z mentalnością mieszkańców Nihonu. Trzeba przyznać,
że pani Anna ma talent do
wchodzenia w sytuacje, które same w sobie są komiczne, jak chociażby udzielenie ślubu z okraszeniem go swojsko brzmiącą "łaciną". Przede wszystkim
jednak potrafi zabawnie je opisać, korzystając z leżącego w jej naturze dowcipu.
Przykładem tego drugiego może być opis mroźnego poranka z formującym się w łazience lodowcem. Prezentuje
też siebie, jako postać pełną swady, przekory i zadziorności,
co, jak łatwo sobie wyobrazić, staje się zalążkiem wielu sytuacyjnych perypetii.
W
warstwie antropologicznej otrzymujemy ciekawy, odmienny od tego, co dotychczas czytałem, przekaz. W opisie Japonii Ikedy nie znajdziemy
"ochów" i "achów". Jest tu autentyczna proza codzienności. Bo tak się stało, że już jej pierwszy kontakt z Nipponem nie był z rodzaju długo oczekiwanych, wymarzonych
i wytęsknionych. Wręcz przeciwnie, był to koszmarny, kilkumiesięczny incydent, po którym zarzekała się, że "nigdy wiecej!". Jej obecne życie w japońskiej rzeczywistości w kontekście zachwytów jest mocno schłodzone i nie ma tu miejsca na
"olśnienia". Mało tego, wiele rzeczy, zwyczajów,
zachowań tubylców, z jej teściową na czele ją po prostu irytuje.
Prowincjonalność prefektury Tochigi,
naznaczona bylejakością i dziurami w drogach jest przedmiotem jej kpin. Właściwie, to podczas lektury,
zadawałem sobie częste pytanie: czy ona pasuje do tego kraju? Czy, rzucona
przez przypadek w tak odmienne od naszego środowisko, się tam nie męczy? Czy, w jakimkolwiek
znaczeniu i przed czymkolwiek, uciekła z zachodniego kręgu kulturowego i trafiła w wypadku jakiegoś przymusu z deszczu pod rynnę?
Po zakończeniu "Życia jak w Tochigi" jestem najbliżej poglądu, że autorka jest po prostu osobą
twardo stąpającą po ziemi, trzeźwo patrzącą na otoczenie, a jej ocena tego, co japońskie jest wyważona i znajduje się gdzieś pomiędzy jasno zdefiniowanymi albo intuicyjnie wyczuwanym złem i dobrem, pięknem i brzydotą, kulturą i obyczajową paranoją. Jej Japonia nie jest krainą z baśni rodem. Jest przykurzona
codzienną rzeczywistością, w której, obok cudownie przybranego wozu yatai podczas festiwalu matsuri,
obok kolorowo i niewiarygodnie kosztownie przystrojonych uczestników Marszu Tysiąca Wojowników, obok bogatych w bóstwa, szintoistycznych chramów, obok uroków i cudów przyrody jest również miejsce na zrzędzącą teściową, trupy w wypadku na dziurawej
i krętej tochigańskiej drodze, pracę dla Yakuzy i chikan molestujących kobiety w miejscach publicznych. W miarę czytania zrozumiałem, że jeżeli dla wielu mieszkańców świata zachodniego, dla wielu z nas, dla mnie osobiście Japonia jest fascynującą Krainą Kwitnącej Wiśni, Wyspą Wschodzącego Słońca, Ojczyzną Amaterasu, Miejscem Cudu Gospodarczego, to dla Anny Ikedy,
mieszkanki Nikko, niewielkiego miasta na nippońskiej
prowincji jest po prostu domem. We wstępie zresztą, autorka z góry przeprasza czytelników, że to nie jest książka o Japonii, lecz o jej życiu
w Japonii. Chciałbym jej powiedzieć: "Nie ma za co, Pani Anno! Napisała Pani najzabawniejszą i bardzo autentyczną książkę właśnie o Japonii."
Bardzo ciekawa recenzja. Poszukam chętnie i przeczytam. Miłego dnia.
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja. Kiedy czytam o jakimś kraju, to też wolę, by nie była to cukierkowa jego wizja. W końcu to nie przewodnik turystyczny, by znalazły się w nim same ochy i achy, piękne widoczki, miejsca, które "koniecznie musisz zobaczyć". Interesują mnie też te ciemniejsze strony, niewidoczne dla niedzielnego turysty, uwarunkowania historyczne, życie codzienne. Wtedy dopiero można mieć pełniejszy obraz danego kraju czy społeczności. Bardzo lubię np. "Bar McCarth'ego", który w rubaszny sposób ukazuje nowoceltycką cepeliadę Irlandii. Japonia natomiast nie jest mi szczególnie bliska, może jedynie przez fascynującą historię, tradycję i sztuki walki (ćwiczyłem troszkę aikido przez jakiś czas). Rozwój technologiczny, innowacyjność, stosunek do pracy, hierarchia społeczna i mentalność jawią mi Japończyków jako kosmitów - szczególnie gdy dodamy do tego ich wszystkie dziwactwa i perwersje rodem z najbardziej pokręconego i chorego umysłu szaleńca czy zboczucha.
OdpowiedzUsuńTo cudownie, że Ich kultura jest taka "inna" - dzięki temu można się tą innością zafascynować:-)
UsuńMiło dostać taki "niebudyniowy" komentarz. Dzięki Przemku!
Tego określenia mi brakowało! KOSMICI! Poczytałam sobie trochę o Japonii, zarówno książek typu "przewodnik", podróżniczych, popularnonaukowych, jak i japońskiej literatury, i takie właśnie mam odczucie: KOSMICI!
UsuńNinka.
Muszę jeszcze dopisać: chodzi mi o inność tej kultury; i nie ma w tym nic złego ani żadnej ksenofobii z mojej strony. Są rzeczy które natychmiast przeniosłabym do nas, a Japończycy to oczywiście tacy ludzie jak wszyscy, ale to poczucie dziwności jednak pozostaje.
UsuńNinka.
Wow. Recenzja pierwsza klasa. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńA co najważniejsze TwójCiOn przeogromnie zachęcił mnie do sięgnięcia po tę książkę, mimo że Japonią się nie interesuję :)
Bardzo dobrze się czyta - nie będziesz żałować:-)
UsuńJuż wyczaiłam ją na stronie empiku :), ale muszę najpierw przeczytać te, które już od dawna czekają na moje zainteresowanie :)
UsuńWspaniała recenzja!!!! Od dłuższego czasu czytam blog - na wsi w Japonii i nie mogę się doczekać,aż moja biblioteka kupi "Życie jak w Tochigi" - jeśli nie - już wiem co podpowiedzieć Sołtysowi w sprawie prezentu gwiazdkowego (robię to od czasu, gdy dostałam lampkę nocna i krem do depilacji!!);)
OdpowiedzUsuńa ja chwilowo nie mam czasu na czytanie :-(
OdpowiedzUsuńMyślałam ostatnio o tej książce, teraz wiem, że na pewno ją przeczytam. Swoją drogą jeśli mielibyście kiedyś jakieś pytania odnośnie wyjazdu i Japonii to myślę, że mogłabym pomóc :)
OdpowiedzUsuńŚciskam!
Kupiłam jeszcze ciepłą, jak tylko się ukazała, pochłonęłam w dwa wieczory i do tej pory czuję niedosyt. Bardzo trafna recenzja. Gorąco polecam tę książkę. Pozdrawiam, Beata
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu recenzji wiem już,
OdpowiedzUsuńże książkę z pewnością przeczytam.
Dziękuję :)
Podczytuję bloga autorki - po książkę też pewnie sięgnę:)
OdpowiedzUsuńDziękuję za recenzję. Chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńchyba bedzie to jedna z moich obowiazkowych lektur, odkąd moja corka Anita zdecydowala sie zdawac na japonistyke a docelowo tam pojechac na stale, ten kraj bardziej mnie przeraza niz fascynuje. A jeszcze nie tak dawno tez marzylam o takiej podrozy...
OdpowiedzUsuńTym bardzie Basieńko przeczytaj tą książkę, ja po jej lekturze miałam taką refleksję, że ludzie tam żyjący są tacy, jak my...
UsuńCzytam blog Ani regularnie, bardzo mi przypadl do gustu.
OdpowiedzUsuńJeśli kiedyś zachciałoby mi się, przyjrzeć się bliżej Japonii cudzymi oczami, to po tej recenzji, na pewno przeczytałabym tę książkę :)
OdpowiedzUsuńNo i niewykluczone, że to zrobię, bo akurat do Japonii się nie wybieram ( a to byłoby przeciwwskazaniem w moim przypadku :)), ale lubię Japonię, a szczególnie inspiruje mnie kuchnia japońska i Haiku:)) :)
Osobiście nie korzystam z przewodników, a jak gdzieś zamierzam pojechać, to wcale nie chcę za wiele wiedzieć na temat miejsca, do którego się wybieram, bo lubię sama wszystko odkrywać, na tym polega cała moja frajda z wycieczek:)) Nie lubię zaliczania, kocham odkrywanie.
Lubię wycieczki spontaniczne, lubię łazić tam gdzie mnie oczy, a nie przewodniki poniosą, lubię sama poznawać ludzi i ich kulturę.
Już nie raz przekonałam się o tym, że ludzie często powtarzają zasłyszane stereotypy i powielają je, wcale się nad tym wiele nie zastanawiając.
Ale wracając jeszcze do recenzji, to sama w sobie jest taka, jakby to powiedzieć, recenzja z duszą:)), czyli nie tylko suche fakty i ocena, ale recenzja, która nawiązując do życia i planów jej autora, mówi tyle o opisywanej książce, co o nim samym, fajne to :))
Życzę więc spełnienia marzeń i szybkiego wyjazdu do Japonii:))
Jestem coraz bardziej do Twojego stylu zwiedzania. Męczą mnie tłumy turystów, nie cierpię all inclusivów, cenię sobie ciszę i spokój.
UsuńMyślę, że taka wycieczka do Japonii może być wspaniałą przygodą i pewnie przekonam się o tym, bo to wielkie marzenie MójCiOnego;-)
P.S. Dla takiego komentarza, warto pisać recepcje i blogi;-)))
No to podzielmy sobie tę przyjemność na pół i niech będzie budyniowo:)))
UsuńAz mnie zatkalo z wrazenia! Dziekuje bardzo za tak pozytywna i tryskajaca zyciem recenzje! Dajcie znac jak zawitacie w moje strony! :-)
OdpowiedzUsuń@basia - Japonia nie jest taka straszna jak ja maluja. Da tu sie zyc. I powiedz corce - japonistyka wcale nie jest do tego potrzebna. Wrecz przeciwnie, bo kazdy tutaj jest native speakerem i oprocz doskonalej znajomosci jezyka (a polski japonista z licencjatem posluguje sie tutejszym jezykiem mniej wiecej na poziomie ucznia gimnazjum, lub liceum jesli bardzo sie przykladal) ma tez inne umiejetnosci.
@Mag...Ja - wlasnie dlatego powstala ta ksiazka - mialam dosyc sluchania zmeczonych stereotypow od znawcow tematu dla ktorych Japonia = Tokio.
Aniu:-) Nie każdy autor recenzji ma ten zaszczyt, że autor książki ją czyta i komentuje, więc zapewniam Cię, że bardzo nam obojgu miło:-)
UsuńA z Twojego zaproszenia do kontaktu pewnie chętnie skorzystamy, jeśli "podróż marzeń" dojdzie do skutku.
Zapewniam Cię też, że mój mąż nie oszczędza gniotów literackich, czego dawał już tu wyraz. Np panowie Coelho, czy Musso nie byliby szczęśliwi czytając Jego recenzję:-)
Z ciekawości przeczytałam tę recenzję do "Alefa" Coelho, bo akurat tę książkę przeczytałam. Uśmiałam się serdecznie, zwłaszcza z tych obrazków z cytatami, ale i sama recenzja jest zabawna.
UsuńI tu znowu cieszę się, że nie czytam recenzji przed czytaniem książki, szukam książek jak świnia trufli, czyli na nos:)) Tak, z literackiego punktu widzenia, który jest dla mnie czymś do końca nie zgłębionym:)), to pewnie MójciOn ma rację, ale ta książka z energetycznego punktu widzenia, to już zupełnie coś innego. Coelho napisał tylko to, co mu pozwolono, nie mógł napisać ani więcej, ani lepiej, on po prostu doszedł już do swojej ściany i raczej jej już w tym życiu nie przeskoczy:)
W każdym razie moim zdaniem, recenzje jak już to warto czytać po przeczytaniu książki,z ciekawości jak widzą to inni, bo jednak co jest dobre dla jednego, nie koniecznie musi być dobre dla drugiego,
To tak jak zwiedzanie bez przewodnika, można zyskać i można stracić :))
Magnolio, masz rację! Stawiasz kolację;-)))
Usuńswietna recenzja - mnie zachecila do poszukania i czytania:))))))))
OdpowiedzUsuńRecenzja świetna! Sprawiła, że od razu chciałoby się łapać za książkę i czytać - niestety, w bibliotece jest do niej duża kolejka, a czytelnicy nigdy się nie spieszą z oddawaniem. Może mi się uda za pół roku...
OdpowiedzUsuńNinka.
Co się odwlecze....;-)
UsuńŚwietna recenzja:)
OdpowiedzUsuńAle recenzja! Muszę koniecznie tę książkę przeczytać!
OdpowiedzUsuńCieszę się, że książka się podobała, bo nieskromnie uważam, że się przyczyniłam do wydatków na ową ;)
OdpowiedzUsuńTak, tak! Masz rację, po Twojej recenzji wiedziałam już, że musze kupić ją MójCiOnemu:-))
Usuńto już wiem, co dostanie moja córka przy najbliższej okazji :)
OdpowiedzUsuńsama też ochoczo przeczytam.
dzięki :)
:-))
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńBloga autorki czytam, koło książki chodziłam i nie mogłam się zdecydować, ale chyba warto.
Przestałam kupować książki, od kiedy zauważyłam, że dziwnie ich w moim domu nie przybywa, a nawet chyba jest mniej. Postanowiłam też pożyczać, ale w bibliotece.
OdpowiedzUsuńPo tej recenzji, będę o nią pytać w mojej bibliotece, a teraz odszukam blog autorki, bo musi być równie ciekawy, jak książka.
Sama chyba pozwolę się temu blogowi całkiem wciągnąć:-)
UsuńTekst bardzo zachęcający, i, jakkolwiek jeszcze nie przeczytałam żadnej z książek przez TwojegoCiTobieOnego recenzowanej, nie znaczy to, że kiedyś wreszcie nie nadejdzie ten dzień. Wręcz przeciwnie, dążę do tego, tyle że cokolwiek flegmatycznie. :)
OdpowiedzUsuńAle, ale, Rufiacci-intelektualista mnie także zachwycił. Rufiacci w bibliotece Pana, a może nawet Państwa, ech! Czy Królewna go tam widziała?
Pozdrówka. :)
JolkaM
PS. Do Japonii to mi w zasadzie dość daleko, ale kilka miesięcy temu dałam się "namówić" mojemu ulubionemu radiu, czyli Trójce, do przeczytania ciekawej książki, a raczej książeczki, Erica Faye "Nagasaki". Jestem ciekawa opinii Twojej, Aniu, lub Twojego męża, jeśli znacie tę opowieść.
J.
Tak Jolu, ta biblioteka, to oczko w głowie MójCiOnego. Ja jej jakiś czas nie chciałam - głupia! Teraz się tam wcale nie wtrącam, nic nie ruszam, bo przestawienie książki grozi wojną! :-)
UsuńA Rufiacci ma minę "czas na spacer", widzisz ten wyrzut w jego oczach?
Na Ciebie zawsze można liczyć, że zauważysz moje starania - też uważam, że to zdjęcie jest świetną ilustracją tego postu:-)
Dzięki!!
PS. Nie znamy tej książeczki. Polecasz?
Książkę polecam, Aniu. :)
UsuńJ.
Wspaniałe zdjęcie Rufiego...:o) Po prostu wspaniałe...:o)
OdpowiedzUsuńPrawda? Miło mi, że wpadłaś do mnie!
UsuńJa aktualnie zaczełam czytac książkę Ani :) i już nie mogę się doczekać co będzie dalej :)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście, Anna Ikeda ma świetne poczucie humoru :). Też się nad jej przygodami niemalże do łez zaśmiewałam :). Jej styl też jest bardzo dobry - gdyby nie ten zapisek na okładce, że to debiut, w życiu bym nie zgadła, że pani Ikeda nie ma już jakiegoś większego pisarskiego doświadczenia. Muszę jednak powiedzieć, że jest jedna rzecz, która mi się nie do końca w tej lekturze spodobała - czuję jakiś rozdźwięk między rozdziałami z anegdotkami, a rozdziałami - nazwijmy to - bardziej historycznymi. Nie mogę się przez to oprzeć wrażeniu, że najlepiej by było tę pozycję pociachać na dwie części, rozwinąć je, jakoś sensownie poukładać i wydać osobno - jedną, jako coś w stylu pamiętnika, a drugą - już całkowicie popularnonaukową.
OdpowiedzUsuńwww.zakamarek2013.blogspot.com/2014/01/zycie-jak-w-tochigi.html