Skąd się biorą posty JolkiM? Ano stąd, że Gocha coraz to zapytowuje, dopytowywuje oraz ponagluje, na co ja przeważnie coś tam, coś tam odmrukuję, bo ZAWSZE COŚ. Aż wreszcie (doprowadzona przeze mnie do stanu wrzenia) Gosianka pisze oto tak: Post na poniedziałek, to rozkaz!
I wtedy to już nie ma żartów, bo albo nagana z wpisaniem do akt (klik), albo wydziedziczenie. Więc cóż począć, jeśli nie pościk?
Zwłaszcza że zdarzyło się, jak następuje: znów zgarnęłam zwierzora z ulicy.
W ostatnich dniach października. Miałam "biznes" w sklepie papierniczym w pobliskim miasteczku. Zaparkowałam w pobliżu, ale zanim wysiadłam, zaczęłam się przyglądać scence przy sąsiadującej ze sklepikiem budce z zapiekankami. Pod stolikami i krzesłami kręciła się nieduża kotka. Od razu rozpoznałam płeć, bo kocurki się w szylkretowe futra nie ubierają. Kotka węszyła z nosem przy płytach chodnikowych, najwyraźniej szukając czegoś do jedzenia. Nadeszła młoda kobieta i odepchnęła koteczkę. Nie uderzyła jej, ale przegoniła, strasząc, jakby chciała ją kopnąć, a następnie weszła do tej budki. Zaraz poleciałam pytać pana, który był tam już wcześniej, czy wie coś o tej kotce, czy jest czyjaś i przychodzi tam tylko na chwilę, czy jest bezdomna. A on na to, że pojawiła się kilka dni wcześniej, prawdopodobnie została podrzucona, że w tej okolicy ktoś dokarmia kotki, ale ta przychodzi pod budkę, co jest dla nich pewnym problemem, bo, wiadomo, jedzenie, przepisy, sanepidy... Powiedziałam, że ją zabiorę, ale gdyby ktoś pytał, bo może jednak zaginęła, to niech mówi, że ją zabrałam, a ja będę się dowiadywać, czy ktoś jej szukał. W sklepie papierniczym, gdzie poszłam już z kotką za pazuchą, sprzedawczynie potwierdziły, że widywały ją ostatnio błąkającą się po tej ulicy.
Dawno to było, ale może nawet ktoś jeszcze pamięta, że się trochę czaiłam na jedną z TYCH dziewczynek (klik). Zawsze mi się podobały szylkretki i pewnie to był dodatkowy impuls, żeby tej kotce pomóc. Zabierając ją z ulicy, wiedziałam jednak, że nie może u mnie zostać. W domu pięć kotów, przeważnie jakieś "przygarniaki", odratowane z nieszczęść. Szósty też by się uchował, ale Śliwka i Bazyl chorują na idiopatyczne zapalenie pęcherza, które bardzo trudno wyleczyć, gdyż podłożem może być np. stres. A stres u kota może powstać także w momencie pojawienia się nowego osobnika w stadzie. Dlatego koteczka została odizolowana od moich rezydentów i zamieszkała w garażu połączonym z kotłownią, dokąd nasze sierście nie mają dostępu.
Warunki średnie - na tym zdjęciu między kubłem z piaskiem do kuwety
a moimi butami wyjściowymi - do ogrodu.
Niemniej własne legowisko, ciepło
i regularne żarełko oraz głaskanko zapewnione.
i regularne żarełko oraz głaskanko zapewnione.
Gdy ją znalazłam, myślałam, że to młoda koteczka, taka drobna, ale lekarka na kontroli oceniła ją na jakieś trzy lata (po zębach, których częściowo nie ma). Miała matową, zniszczoną sierść. Poza tym wyglądała na zdrową. Przez pierwsze dni miała wydęty brzuszek (pewnie od resztek jedzenia, które zdobywała i od bogatego życia wewnętrznego) i nawet podejrzewałam, że jest ciężarna, ale to się nie sprawdziło. Kotka jeszcze przy tej budce od razu do mnie podeszła, bez miauknięcia pozwoliła się wziąć na ręce, nie wyrywała się, zaczęła mruczeć, w samochodzie przez całą drogę siedziała na moich kolanach, przytulona i mrucząca. W domu sprawdziłam, że i kuweta nie była jej obca, od razu zaczęła z niej korzystać bez problemu. Prawdopodobnie więc znała życie w domu, z ludźmi, ale z jakiegoś powodu trafiła na ulicę. Nigdy nie dowiem się, jak to się stało...
I znów te gumowce i jakieś klamoty. Za to pod kolor oczu. ;)
Ciężko było zrobić kici zdjęcie, bo okna w pomieszczeniu nieduże, niezbyt jasno,
a i ona niekoniecznie współpracująca fotograficznie.
I to by było na tyle. Na razie. Ale jeśli komuś mało, niech zajrzy wieczorem. Aha, dodam jeszcze, że sama sobie narzucam ten czasowy rezim, gdyż zadeklarowany publicznie z pewnością podziała na mnie mobilizująco i nie da mi się lenić. ;)
Dobrego tygodnia!
JolkaM
Już się zastanawiałam dlaczego długo nigdzie Ciebie nie ma. Dobrze, że Gosia czuwa.
OdpowiedzUsuńBędę niecierpliwie czekała dalszego ciągu opowieści, bo historia ciekawa i jak tak fajnie piszesz.
A bo jakoś tak, że Świetlickim polecę, trochu jestem w nastroju nieprzysiadalnym. No ale Generale się nie odmawia - tym bardziej wykonania rozkazu! ;)
UsuńNo, tak; tylko trochę mnie nie było, a tu takie kwiatki! Nie dość, że nagana z wpisem do akt (i co teraz?!?!?!?!), to jeszcze walentynkowy taniec Fikuni (moja wyobraźnia pokazała mi obrazek z powitania, z Gosią w roli głównej i padłam:)))), no i ta koteczka! Śliczna! Ja też czekam na dalszy ciąg, bo to już przecież luty, więc do opowiedzenia chyba sporo:)))
OdpowiedzUsuńNo i co teraz, co teraz?? Nie wiem jak odkupisz swoje wielkie winy...
Usuń:)
Ninko, ciąg dalszy się produkuje - mus jeszcze chwilę poczekać, bo jednak obiad ważniejszy. Przynajmniej tak uważają moje chłopaki. :]
Usuń:)... czekam na dalszy ciąg. Piękna kicia.
OdpowiedzUsuńNoo... :)
UsuńJolu, to chyba będzie z cztery części?
OdpowiedzUsuńA co to, chcesz mieć wolne od postów do końca tygodnia? :P
Usuńkurcze, jak tu wytrzymać do wieczora ???
OdpowiedzUsuńJolko, od razu przypomniała mi się akcja z Leśną:) Ty jesteś prawdziwym Aniołem Stróżem wszelkich zabłąkanych bid
Łoj, anioł to za wysoka ranga jak za moje zasługi. Niektórym takim większym... aktywistom anielskim to mogłabym co najwyżej kurz ze skrzydeł strzepywać. ;)
UsuńTak mi się marzy, że się niebawem okaże, że Bazylowi i Śliwce wcale ta koteczka na sikanie nie działa...
OdpowiedzUsuńKiciunia cudna jest, całkiem jak nasza Maniusia. I tak samo z biedy wyciągnięta. A Maniusia miała być "tylko na chwilę", to może i... ?
Taak, jasne, zaraz jakieś "i". I - jak insynuacje. :)
UsuńJakie insynuacje? Jakie insynuacje? To jest I - jak I najserdeczniej Wam życzę... :)
Usuń:D
UsuńJolkoM - dobrze, że jesteś. To po pierwsze. Szylkretka Ci widać pisana. To po drugie. A tak w ogóle - to na ciąg dalszy cichutko poczekam.
OdpowiedzUsuńOj, Anulka, gdybym wiedziała, że i Ciebie z mysiej norki wykurzę pościkiem, to nie czekałabym na rozkazy z góry. ;)
Usuń:***
Oczywiscie, ze kotusia zostanie, inaczej nie byloby tego posta, co nie? :)))
OdpowiedzUsuńOesu, Pantera, a Ty co?! Twa Czarna Miećka Ci z kryształowej kuli wyczytała? Phi...
UsuńCzarownice tak majo...
UsuńRany! Jak tu wytrzymać do wieczora?!
OdpowiedzUsuńKasia
Mus zęborki w paszczy zagryźć i w nadziei trwać niezłomnej. :)
UsuńJolkoM, Ty to potrafisz człowieka w napięciu trzymać. Umieram z ciekawości, a to dopiero 15.00. dochodzi.
OdpowiedzUsuńE tam, u mnie już po osiemnastej. :)
UsuńFajna ta szylkretka, ciekawa jestem, co z nią będzie. Wygląda na łagodną koteczkę, jak ktoś może takiego kociaka za drzwi wystawić, to ja nie rozumiem...
OdpowiedzUsuńTak, Iw, ja też tego nie rozumiem...
UsuńJak to piękna koteczka! Wyjątkowa naprawdę. Ten rudy ejst uroczy. Stwierdziłam, że to mój ulubiony zestaw kolorów. marzę wciąż na płótnie i zawsze mi takie coś wychodzi. Za każdym razem!
OdpowiedzUsuńHe, he, Gocha, Ty wyrzuć tego swojego smartfona czy jak to się tam nazywa. Chyba że rzeczywiście marzysz wciąż na płótnie. :P
UsuńKoteczka o szylkredka o szmaragdowych oczach, piekna.....czekam na ciag dalszy....:):):)
OdpowiedzUsuńZara będzie ciąg dalszy o szmaragdowych oczach. :)
Usuńkurcze, już wieczór! Twoi Panowie chyba zaraz będą wołać o kolację, a tu cisza buuuu
OdpowiedzUsuńOesu, spoko, Sonic, kolację sobie zadają sami. Ja tylko kotkom i pieskom. :)
UsuńA od której godziny uznajesz, że to już wieczór?:)
OdpowiedzUsuńNo to już chyba jakiś mobbing jest, kurna! Ratunku!
Usuń