To było tak. Był sierpień 2006. Piękna pogoda, upał. W całym domu otwarte okna. Na obiad smażyłam rybę i frytki. Robiłam je na oleju w dużej, głębokiej patelni. Miałam wtedy kuchenkę elektryczną. Kiedy skończyłam, zjedliśmy i posprzątałam kuchnię. Patelnię z gorącym olejem przykryłam pokrywką i zostawiłam na zgaszonym polu grzewczym kuchenki. Zrobiłam tak, żeby kot nie wlazł na gorącą płytę i się nie poparzył. Zawsze tak robiłam...
Wyszłam na taras. Nie było mnie może z 3 minuty. Kiedy weszłam do domu, zobaczyłam wielki płomień unoszący pokrywkę na metr do góry i palący się okap. Ogień z każdą sekundą robił się większy! Już lizał swoim jęzorem szafki kuchenne! Szafki paląc się, wydzielały czarny dym, który natychmiast zasnuł całą kuchnię i pognał na górę, klatką schodową, do każdego pomieszczenia, aż po strych.
Na strychu, w swoim pokoju, był mój syn ze swoją dziewczyną. Zostali wręcz zaatakowani tym dymem, wystawili głowy za okno, dusząc się. Wpadłam w panikę. Nie wiedziałam kogo i co ratować. Krzyknęłam do nich, aby wzięli duży wdech i zbiegli na dół. Udało się.
Podłoga w kuchni była jasna, bukowa. Ten biały nalot na niej tylko pozornie jest jasny. To coś jak smoła mażąca się bez końca przy próbie mycia. |
Większość kwiatków nie przeżyła tego zdarzenia. |
Naprawdę nie wiedziałam, co robić. Poleciałam do piwnicy zakręcić dopływ gazu, chwyciłam koty i zaniosłam je do auta, wróciłam po... albumy ze zdjęciami rodzinnymi... i uciekłam z nimi przed dom. Zadzwoniłam też do męża, który był poza domem. W tym czasie ze wszystkich okien leciały już kłęby czarnego jak smoła dymu. Przed domem zebrał się w tym czasie tłumek. Ktoś zadzwonił na straż pożarną. Ludzie krzyczeli o gaśnice i ten apel został wysłuchany! Za chwilę zewsząd biegli sąsiedzi, niosąc swoje gaśnice samochodowe i wtedy nagle pojawił się młody chłopak, chwycił jedną z nich, przewiązał sobie twarz koszulką, wziął duży wdech, wpadł w te kłęby dymu i... ugasił pożar!
Przyjechała straż pożarna. Dogasili sufit w kuchni, ale na szczęście był już mój mąż, który nie pozwolił im użyć węża i piany, która zniszczyłaby wszystko.
W powietrzu fruwało pełno takich plastikowych nitek, które wyglądały jak pajęczyny, ale były produktem powstałym ze spalenia szafek. |
Tak wyglądał cały dom i każdy pokój. Widać różnicę dopiero po zdjęciu obrazków. |
Wraz z sąsiadami oceniam wielkość zniszczeń. |
Spalona szafka i część gaśnic przyniesionych przez ludzi. |
Miałam takie śliczne firaneczki-łezki.... |
Potem zorganizowałam nam miejsce do życia w jednym ocalałym pokoju, gdzie mieliśmy lodówkę i całą prowizoryczną kuchnię. Tak obiektywnie patrząc, to był mały pożar. Spaliła się tylko płyta elektryczna i nadpaliło kilka górnych szafek kuchennych. Jednak zniszczenia były ogromne. Wszystkie spowodowane przez dym. Smród spalenizny utrzymywał się bardzo długo i opuścił nas dopiero po odmalowaniu wszystkich pomieszczeń, wypraniu wszystkich rzeczy i umyciu każdego drobiazgu kilka razy.
Po całej akcji rozwiesiliśmy na osiedlu ogłoszenia z podziękowaniem dla sąsiadów za gaśnice oraz z prośbą, aby zgłosił się chłopak, który uratował nam dom. Niestety nie znamy do dziś naszego wybawcy i nie mogliśmy mu podziękować... Gdyby nie On, spłonąłby doszczętnie dobytek naszego życia. Każda minuta tego pożaru więcej to ogrom zniszczeń nie do przewidzenia. Ogromnie żałuję, że nie znam tego młodego bohatera.
To nasza prowizoryczna kuchnia. |
Mam gorącą prośbę: poradźcie Brujicie, co zrobić z Venus... TU (klik).
Zniszczenia są tak wielkie, że aż dziw, że to "tylko" zapalony olej. W głowie się nie mieści, jak straszny może być żywioł ognia, czy wody.
OdpowiedzUsuńSzczęściem w tym nieszczęściu było, że Wam nic się nie stało i dom praktycznie ocalał.
A co do Waszego wybawiciela. Może niektórzy wzruszą ramionami, jeśli przeczytają to, co napiszę, ale napiszę mimo to.
Czasem się zdarza, że w trudnych sytuacjach pojawia się ktoś, kto pomaga a potem znika. Nie wiem, na czym to polega, czy to są jakieś nasze Anioły, czy jakieś dobre istoty z innego wymiaru ... sama miałam dwa takie spotkania, na które zwróciłam uwagę - ktoś znienacka się pojawił, pomógł i zniknął. Moja koleżanka też mi o takim spotkaniu opowiadała.
Może ten Wasz wybawiciel to też taka istota? A moze tylko skromny chłopak, który nie chciał się ujawniać, bo według niego nie zrobił nic nadzwyczajnego? Nie mam pojęcia.
Byłam w potrzebie, nie wiedziałam co zrobić. Obca młoda kobieta wyłuskała mnie z tłumu, podeszła,pomogła i zostwiając mnie oszołomioną, odeszła.To po ludzku myśląc nie mogło się zdarzyć. Myślę o niej jak o moim Aniele i zawsze buzia mi się uśmiecha gdy o niej myślę
UsuńPS Nie rzucam się w oczy, a i emocji nie mam wypisanych na twarzy
Agnieszka
Spis 120
ja w to wierzę, a Anka Wrocławianka "spłaca dług" ratując te wszystkie kocie nieszczęścia.
UsuńDo autorki - podziwiam Cię, w obliczu takiego zdarzenia zareagowałaś najlepiej, jak można, dbając najpierw ludzi i o zwierzęta.
Gosiu, najważniejsze, że nikomu nic się nie stało, ani Wam, ani zwierzakom. Reszta to tylko przedmioty. Wiem, wiem łatwo mówić, ale dom też ocalał. Jeśli chodzi o gaśnice w domu to większość ludzi ich nie ma. Ja mam, bo kiedyś u mnie w kuchni samo zapaliło się gniazdko. Całe szczęście, że wszyscy byli w domu i usłyszeliśmy dziwny syk. Mieszkanie małe więc łatwo było go zlokalizować, no i całe szczęście tata był w domu, bo ja pewnie bym spanikowała jak ugasić instalację elektryczną! Wtedy zakupiliśmy gaśnice. Chociaż, jeśli nikogo nie byłoby w domu i tak by to nic nie dało...
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o wielotygodniowe sprzątanie to przeżyłam je w studiu fotograficznym gdzie pracowałam. Studio mieściło się w ogromnym mieszkaniu w starej kamienicy. Pewnej nocy mieliśmy tam włamanie i złodzieje, aby zatrzeć ślady, spryskali WSZYSTKO gaśnicami proszkowymi! Pył był wszędzie! Też tygodniami wszystko myliśmy wielokrotnie, bo wychodził nie wiadomo skąd! Także gaśnice też mogą być zabójcze ;)))
Wiele wypadków da się przewidzieć, ale wielu nie. Dlatego powtarzam, ważne, że nikomu nic się nie stało a dom ocalał! :))
To straszne, co Was spotkalo! Nigdy bym nie przyuszczala, ze olej moze sam sie zapalic, ale tez nigdy nie zostawiam pateni z goracym na goracej plycie, przestawiam obok.
OdpowiedzUsuńPodobnie miala moja znajoma, wyszla na 10 minut do sklepu, a po powrocie nie zastala nic. I tez miesiacami myla to, co jeszcze do uratowania bylo. Najgorsze jednak, ze jej sunia udusila sie dymem. Tez dostala odszkkodowanie z PZU, ale co z tego, kiedy nic nie mozna bylo kupic, bo sklepy swiecily pustkami i octem.
Pozar to cos strasznego. Polecam jeszcze dodatkowo czujniki na dym, niewielka inwestycja, a moze zycie uratowac. W Niemczech czujniki sa obowiazkowe, nie bez powodu.
Szczescie, ze Wam i zwierzakom nic sie nie stalo.
O, matko. Współczuję. Dobrze,że skończyło się na zniszczeniach i strachu. Ogień to żywioł i uczy pokory. A z gaszeniem przez straż bywa tak, jak kiedyś w pewnej wsi gdzie paliła się obora. Wszystko udało się ugasić, ale sześć krów się utopiło. Dobrze,że młody sąsiad ugasił pożar przed interwencją straży. Brrr, ale nam z rana horror zafundowałaś.
OdpowiedzUsuńGosianko aż mnie ciarki przeszły.Nie będę oryginalna jak napiszę, że dobrze bo nikomu z Was nic się nie stało.Życia i zdrowia nie da się odkupić.
OdpowiedzUsuńA po Twoim wpisie gaśnice będą produktem pierwszej potrzeby.:-)
Ale historia, aż mi ciarki przeszły! Najważniejsze jednak, że Wam się nic nie stało!
OdpowiedzUsuńNiesamowita historia. Z głupich frytek taki pożar. Mnie się kiedyś zapalił olej na patelni, nie myśląc odkręciłam kran by zagasić go wodą i wtedy wszystko buchnęło mi jeszcze bardziej, a ja cały czas miałam tę patelnię w ręku. Na szczęście ogień nie zajął mi szafki, a jedynie ją trochę osmalił. O takich rzeczach jak gaśnicy w domu nigdy nie myślałam. Chyba należy sie zaopatrzyć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTym razem przeczytałam szczątkowo... zdjęcia też tylko "omiotłam wzrokiem" i nie obiecuję, że kiedykolwiek przeczytam "prawdziwie"
OdpowiedzUsuńZapach spalenizny towarzyszył mi długo... długo jeszcze po całym zdarzeniu, po remoncie i czasami nawet w obcym domu i...ten odgłos "trzaskania ognia" prześladował mnie w snach...
Nie mam gaśnicy w domu ale mam zawsze sznur i uprząż do wspinaczki...bo mieszkam na drugim piętrze... u mnie niestety sprawcą był człowiek i zawiść...
Ciekawe jest to co wyniosłaś z domu... albumy i zwierzęta ;-))) Ja będąc dzieckiem ściskałam z całych sił swój pamiętnik ;-)))
A Młody Bohater zapewne wie o Waszej wdzięczności... dobrze że się znalazł... Chwała mu za to ;-)))
A kuchenek indukcyjnych ani elektrycznych nie lubię - wolę tradycyjne gazowe ;-))) na tych przynajmniej obiad wiem jak ugotować ;-)))
Buziaki Kochana
Jak napisała Maskotka - dobrze, że nikomu nic się nie stało
Nieszczęsny olej, krótko po narodzinach córy, też coś robiłam z olejem, zostawiłam w rondlu olej aby się podgrzał, chyba też na frytki, dziecko zapłakało poszłam do drugiego pokoju do dziecka, zeszła mi chwila i zapomniałam,jednak jakiś bodziec wysłał mnie w kierunku kuchni i wtedy zobaczyłam dym unoszący się z rondla, bez namysłu, chwyciłam go i wrzuciłam do zlewu obok zalewając wodą, jednak kuchenki gazowej nie wyłączając, i nie wiem jakim cudem ale wtedy spowodował się pożar.
OdpowiedzUsuńMomentalnie cała kuchnia była pełna dymu, szczypiącego w oczy, gdzieś przytomnie gaz skręciłam na kuchence, ale czym więcej wody lałam to ten ogień i dym przybierał na sile,w desperacji wybiegłam przed dom, z niemowlęciem na ręce, wrzeszcząc jak wariatka,w ogrodzie był hamak, tam dałam dziecko, a ja wzięłam wiadro z piachem które zostało po remoncie i do kuchni z nim, wysypałam to na ten rondel i jakoś szczęśliwie zdusiłam ten ogień.
Straty były niewielkie opalona jedna szafka nad zlewem , okap, i wszędobylski piach,wtedy byłam sama w domu, niby się wie że straż pożarna, telefon był, ale o tym się nie myśli.
U Ciebie to dużo więcej strat było, co zresztą na zdjęciach widać.
To wszystko trwało chwilę,ale do dziś mam ten strach w pamięci.
Palącego oleju nie można zalewać wodą, to właśnie grozi rozprzestrzenieniem się pożaru.Uczą tego na szkoleniach przeciwpożarowych.
UsuńWspółczuję Ci Gosiu, to straszne przeżycie:(
OdpowiedzUsuńJako agent ubezpieczeniowy jednak muszę powiedzieć, że większość osób nie ubezpiecza domów i mieszkań, mimo że składka jest niewspółmiernie mała w stosunku do dorobku całego życia.
Jako dziecko też przeżyłam pożar, który wywołała moja wówczas 5-cio letnia siostra- urządziła swoim lalkom święta w wielkiej szafie ścianowej i zapaliła tam świeczkę, o czym zapomniała i poszła jeść z nami obiad. Straty były podobne, tyle że spłonął jeden pokój.
No właśnie Viki! Dlaczego tak mało osób ubezpiecza mieszkania?! Zaczęłam na to zwracać uwagę odkąd mam swoje M. U różnych znajomyuch coś się dzieje - a to jakiś zaciek, a to coś. Jak pytam czy są ubezpieczenie, to NIE... Składka roczna jest nieduża, a jak podzieli się na 12 miesięcy to już całkiem pare złotych wychodzi. Nie rozumiem.
UsuńGosieńko!!!! to strasźne!!!!!!a wiesź ,źe jak myślę o jakimś nieszczęściu.poźarźe,powodzi ...to pierwsźe co prźychodźi mi do głowy....to ewakuacja moich znajd:))
OdpowiedzUsuńO matko !! To straszne co Ciebie spotkało. Dobrze że Wam i zwierzakom nic się nie stało. A Twój wybawiciel to może anioł. Cuda się zdarzają :)
OdpowiedzUsuńA Ja miałam coś dziwnego z choinką. To było jeszcze jak dzieci były małe. Choinka stała przy oknie za firanką - zapaliłam wieczorem świeczki na choince i poszłam do kuchni ale pokój widziałam bo kuchnia była ślepa otwarta na pokój. W pewnym momencie choinka zaczęła się palić i z tyłu za choinką firanka - zamurowało mnie. Zaczęłam się drzeć - pożar !!!! kazałam dzieciakom wyjść i zabrać kota ( wtedy miałam tylko jednego) a sama zaczęłam nalewać wody do garnka i patrzę na choinkę A TU !!!!! choinka zgasła i firanka też sama z siebie - w firance tylko była dziura w kształcie choinki. ZAGADKA albo CUD do dziś nie wiem.
Cóż, pozostaje tylko powiedzieć, że to was spotkało to straszne. Nie jestem sobie w stanie nawet tego wyobrazić. I całe szczęście, że jeden odważny wam pomógł...
OdpowiedzUsuńJeny, dotarło do mnie, co muszą czuć rodziny, których cały dobytek ginie w płomieniach? Którym bliscy umierają w czasie pożarów? Którzy zostają przez pożar bez środków do życia?
...olej to jest takie dziadostwo, które potrafi się samo zapalić. Straty wielkie, nieszczęście ogromne. Rozumiem Cię bardzo dobrze, wystarczy, że nasza łazienka przez 13 miesięcy była remontowana...
OdpowiedzUsuńAniu, nawet nie jestem sobie w stanie wyobrazić Waszych stresów! Niby zwykły dzień, dobry obiad... Jak to nigdy nic nie wiadomo.
OdpowiedzUsuńSądzę, że większość z nas nie wiedziałaby jak się zachować w takiej sytuacji.
Najważniejsze, że to już przeszłość i że nikomu nic się nie stało.
Ja z kolei wspominam jak kiedyś zalało mi pokój...
To był lata 90-te, święta. Poszliśmy z rodzicami i dziadkiem na długi spacer. Wracamy, wchodzimy do domu, a w moim pokoju pada deszcz! Dosłownie.
Sąsiedzi z dołu przelali naczynie wyrównawcze, które było na strychu. To było straszne. Bardzo długo bałam się tam spać.
Wiosenną akcję zalaniową mojego mieszkania też przeżyłam i często budzę się w nocy słysząc jak sąsiedzi spuszczają wodę :/
Ogień, woda - trzeba do nich podchodzić z ogromną pokorą.
To musiał być horror. Najgorsze, że wszystko tak szybko się dzieje i nic nie można zrobić. Całe szczęście, że często znajdzie się taka dobra dusza, która szybko zareaguje, nie straci zimnej krwi i po prostu pomoże. I całe sczęście, że nic Wam się nie stało!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Ewa
Przerażający widok!
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że wszyscy wyszliście z tego cali.
Człowiek zawsze jest mądrzejszy po szkodzie,
ale wierzę, że tego, czego nauczyło Cię to wydarzenie,
nigdy nie będziesz musiała wykorzystać!
Czytając to po prostu czułam ten swąd dymu i spalenizny, dokładnie też mogę sobie wyobrazić ile pracy musiało was kosztować doprowadzenie domu z powrotem do jakiego takiego ładu. Całe szczęście że ten ogień się nie rozprzestrzenił, całe szczęście że zdążyliście...
OdpowiedzUsuńNas uratował, uwaga, BIAŁY KOT! W ubiegłym roku, zimą, zapalił nam się komin. Nie mieliśmy o niczym pojęcia, bo klapa zamykająca wejście na strych jest bardzo szczelna, więc nie czuliśmy dymu. Było już po północy, kiedy przez kuchenne okno zobaczyłam, że na podwórzu zapaliła się lampa, taka "czujka" na ruch. Zapalił ją biały kot (obcy), a w świetle zobaczyłam, że nie zamknęliśmy drzwi do obory/garażu. Mój poszedł zamknąć i wtedy zobaczył słup ognia buchającego z komina domu. Gdyby nie to, położylibyśmy się spać i mogłoby zdarzyć się wszystko. Chłopcy ze straży pożarnej czekali z wężami i gaśnicami w pogotowiu. Na szczęście po wygaszeniu pieca, ogień w kominie powoli zaczął dogasać i obeszło się bez demolki, chociaż było blisko. Nie pamiętam, czy kiedykolwiek w życiu bałam się tak, jak wtedy. Grażynka czekała na rozwój wydarzeń w kontenerku, Frodo na zewnątrz. O niczym innym nie myślałam. Wtedy też dowiedziałam się, że sadza pali się w temperaturze 1000 stopni - jak wytop surówki w hucie! Do dzisiaj uważam, że to był cud jakiś, że nie zapalił się strop, belki stropowe itd. Mamy teraz nowiutki komin, gaśnice i zdwojoną czujność. Sprawdzajcie bardzo dokładnie stare kominy. Najlepiej przez 3 niezależnych kominiarzy. Nasz był sprawdzany - jak widać, nieskutecznie.
OdpowiedzUsuńPS. A kotki? Jak kotki dzisiaj?
OdpowiedzUsuńDziewczyny lepiej. Jedzą. Nie za wiele, ale ważne że choć trochę. Hokusa nakarmilam przed chwilą ze strzykawki na siłę, bo nadal nie był zainteresowany jedzeniem.
UsuńTeraz jak już ma pełny brzuszek, wierzę że będzie dobrze.
:)
Dzięki, że pytasz. :)
U mnie w mieszkaniu kiedyś zapalił się plastikowy kosz co stał obok kuchenki. Dwa piętra niżej był sklep i pobiegłam do niego po gaśnicę. Niestety pani mi odmówiła bo przecież może mieć kontrolę i zapłaci karę. Na szczęście ktoś wezwał straż i ogień już ugaszono. Nie było dużych strat tylko ta czarna maź wszędzie i ten smród. Do dziś nie zapomnę tego sprzątania, więc dokładnie wiem jaką miałaś wredną robotę. Potem dowiedziałam się, że ta "mądra" pani ze sklepu powinna dostać karę za to, że nie dała mi tej gaśnicy. Od tego czasu mam zawsze gaśnicę w domu i uważam, że każdy powinien ją mieć, to koszt 100 zł a może uratować komuś dom czy nawet czyjeś życie.
OdpowiedzUsuńHaniu, ten babsztyl ze sklepu to jakiś potwór. Współczuję Ci takiego sąsiedztwa, choć chyba już go nie masz. Ale samo wspomnienie takiej osoby wzbudza odrazę. Brr!
UsuńStraszne. Ogień o okropny żywioł. Dobrze, ze nikomu nic się nie stało. A pracę wykonaliście ogromną w przywracaniu ładu.
OdpowiedzUsuńKurczę, co za zdarzenie! Współczuję Wam, coś takiego pamięta się chyba mimo upływu czasu. Oczywiście dobrze, że "tylko" takie były konsekwencje. I dobrze, że o tym piszesz, Gosiu, bo czasem tak łatwo przeoczyć coś bardzo istotnego... Uruchomienie wyobraźni na taki temat może nam się przydać. Sama niestety jestem tak roztrzepana, że już nie raz wracałam z trasy lub choćby z podwórka już po zamknięciu drzwi, czy z podjazdu, żeby się upewnić, czy wyłączyłam żelazko - przeważnie było wyłączone. Co najmniej raz nie było, ale wiedziałam, że zaraz będzie w domu Pan Mąż i upewniwszy się, że rzeczywiście wraca od razu po dyżurze do domu, pojechałam dalej. Ale zdarzyło mi się też kilka razy spalić czajnik lub garnek. Szczęście, że jedno i drugie było z grubym dnem (nie ma to jak gary z Olkusza), ale smrodek utrzymywał się jeszcze długo. Kiedy wychodzę z domu, staram się to wszystko świadomie ogarnąć, ale i tak potem dopadają mnie jakieś paskudne myśli, szczególnie gdy, tak jak np. dziś, przez większość dnia nikogo nie ma w domu, tylko kotki i Lesia. A po przeczytaniu o pożarze u Was to już całkiem jestem wytrącona z równowagi, ech...
OdpowiedzUsuńA! Miałam też zdarzenie z zapaleniem sadzy w kominie, oczywiście wtedy, gdy akurat byłam z Igorem sama w domu. :] Skończyło się na popękanym kominie. W takich sytuacjach panika paraliżuje, warto mieć przepracowane jakieś... procedury na taką ewentualność. No i gaśnicę. Zdaje mi się, że kupię ją do domu.
Gosiu, jak dobrze, że nikomu nic się nie stało! Przerażający widok i wyobrażam sobie ogrom pracy jaki musieliście włożyć w odnowienie wszystkiego.
OdpowiedzUsuńOgnia boję się jak ognia! :) Żartuję sobie, ale aż dreszcz mną wstrząsnął :(
Współczuję tego całego stresu i strat. Dobrze, żeście cali.
Pozdrawiam
To co opisałaś to horror! Rzeczywiście kilka minut zrujnowało kuchnię i skutecznie cały dom... a tego sprzatania nawet sobie nie umiem wyobrazić, współczuję, może kiedyś anonimowy bohater się objawi:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Człowiek jest niezmiernie malutki i bezbronny wobec sił natury. Na co dzień natomiast zachowuje się tak, jakby w ogóle o tym nie pamiętał - szarpie się w pracy, goni za pieniędzmi, traci czas na głupoty, zamiast uspokoić się i być z najbliższymi. A żeby przekonać się co jest, tak naprawdę w życiu najważniejsze musi często przeżyć coś tak traumatycznego, jak pożar czy śmierć kogoś z rodziny lub przyjaciół.
OdpowiedzUsuńParę lat temu nasz mały domek też o mały włos poszedłby z dymem, na szczęście udało się w porę ugasić ogień, jednak tego strachu nie zapomnę do końca życia.
Najważniejsze, że nikomu z Was nic się nie stało.
Pozdrawiam,
Daria
No właśnie, tak to jest z pożarami, nawet małymi, w mieszkaniu. Mamy całą masę różnych tworzyw sztucznych, a te "cudownie" się topią i emanują trującym dymem. Ten swąd spalenizny jest bardzo trudny do usunięcia. Współczuje Ci tego doświadczenia.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Ten chlopak to byl Wasz aniol stroz:)
OdpowiedzUsuńNie zdawałam sobie sprawy, że taki w sumie o niewielkich rozmiarach pożar może zniszczyć tak strasznie cały dom!
OdpowiedzUsuńWspółczuję tego wszystkiego. Szczęściem w nieszczęściu mieliście ubezpieczony dom. Ja nadal nie mam, bo nie udźwignęłabym jeszcze jednego abonamentu...
W tej prowizorycznej kuchni macie taką szafkę, jak moja przyjaciółka, bardzo porządne meble w salonie :)
Bardzo współczuję. Wiem co to znaczy. U mnie też był ogień w kuchni. Straty materialne minimalne, niestety ja trochę ucierpiałam. A dzień miał byc taki piękny - Wigilia Bożego Narodzenia.
OdpowiedzUsuńKatarzyna3
O MATKO KOCHANA!!!!! brrr... Straszne zdarzenie. Dobrze,że tylko tak się skończyło.
OdpowiedzUsuńo matku bosku...az mnie ciarki...dawniej mialam przygotowane pudla fotografii glownie do wyrzucenia przez okn daleko...mamy drabinke lancuhcowa na 2 pietrze. oby nigdy nie byly potrzebne.
OdpowiedzUsuńboszsz, ale mieliscie! i kazdy szczegol i calosc - straszna. jako, z ekraj tu zyje frytkami to strazacy ciagle tresuja ludzi co robic z olejem, co z frytkami, co z palacym sie olejem, etc etc...zdaje sie, ze gdyby nie przykrywka to byloby lepiej. a frytki to rzeczywiscie najlepiej z piecyka jesc. choc te z garnka lepsze!
przeczytałam to wszystko z przerażeniem
OdpowiedzUsuń:*****
Aniu ... nie strasz mnie... mam płytkę elektryczną i... używam czasami Kujawskiego... żeby było śmieszniej... hm... czasami postępuję tak jak Ty... tylko czasami ale jednak...
OdpowiedzUsuńzazwyczaj zakrywam ' palnik ' przykrywką z żaroodpornego szkła... coby koty się nie poparzyły...
ech... będę teraz ostrożniejsza
Nie do wiary, że taka "błahostka" potrafiła spowodować aż tak wielkie spustoszenie i tak wiele pracy wymagał dom aby doprowadzić go do stanu sprzed pożaru. Bardzo współczuję przeżyć!
OdpowiedzUsuńPrzerażające doświadczenie. Ale dobrze, że nikt nie zginął, to takie wielkie szczęście w nieszczęściu.
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi sie jak kiedyś we Francji widziałam pożar lasu (no nie był to tagi gęsty las jak u nas, ale suchy). W trzy-cztery minuty po wystrzelonej przez chłopców petardzie całe zbocze stanęło w ogniu. NA szczęście wiekszość ludzi była po drugiej stronie sporego górskiego strumienia, nikomu sie nic nie stało. Widok był wstrząsający.
UsuńDzisiaj, już po latach jesteś spokojniejsza, ale to doświadczenie, przykre doświadczenie z pewnością długo spędzało sen z powiek. Dobrze,że skończyło się tylko tak. Tak jak pisze Agaja, to było szczęście w nieszczęsciu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No i właśnie między innymi dlatego nie mam w swojej kuchni gazu choć jest podłączony do domu. Nie uśmiecha mi się pożar ani wybuch. Jeszcze dziś pamiętam jak dziadek poparzył sobie całą rękę od dłoni do łokcia bo zapalił się na nim rękaw od szlafroka... Wolę kuchnię elektryczną i dopiero dziś dotarło do mnie, że kuchnia elektryczna przed pożarem nie chroni...O matko a ja zawsze gdy robię frytki wychodzę z kuchni...Nie zazdroszczę tego doświadczenia i całe szczęście, że nikt nie ucierpiał...
OdpowiedzUsuńTraumatyczne wydarzenie, wiem bo w moim domu rodzinnym też był pożar. Zapach spalenizny dotąd trwa w uratowanych dokumentach, a minęło już 20 lat.
OdpowiedzUsuńnigdy nie przeżyłam pożaru, ale do kuchenki elektrycznej nie mam zaufania. płyty indukcyjnej nie lubię. całe moje "miastowe" życie gotowałam na kuchence gazowej. tu, na wsi, mam elektryczną niestety. staram się miec z nią sporadyczny kontakt.
OdpowiedzUsuńi cieszę się, że hokusik ma się nieco lepiej:)
Ja byłam zaledwie świadkiem pożaru - paliło się mieszkanie na ostatnim piętrze sąsiedniej klatki schodowej i my nawet nie musieliśmy się ewakuować - ale dało mi to sporo do myślenia; zastanawiałam się, co bym zrobiła w takiej sytuacji, kogo i co ratowała. Straszne zdarzenie. Na dodatek dość długo żyłam w przekonaniu, że ugaszenie pożaru czy np. spłynięcie wód powodziowych załatwia problem. Dopiero później zdałam sobie sprawę, jakie są długofalowe skutki tych (i podobnych) wydarzeń.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że z kociakami lepiej. Trampolina ze zwierzakami i "obraz" Marii super.
wow! ależ kataklizm...
OdpowiedzUsuńBoję się pożaru, widziałam będąc dzieckiem kilka. Całe szczęście, że u Ciebie skończyło się to tak, choć z opisu i zdjęć widać, jak dużo pracy włożyliście w doprowadzenie domu do porządku.
OdpowiedzUsuńOgień dający ciepło i pożoga.Leciutki zefirek i trąba powietrzna.Szemrzący strumyczek i wielka woda pochłaniająca wszystko itd. Mozna by tak wymieniać długo ,bo to jest właśnie dwubiegunowość życia.
OdpowiedzUsuńCzytając ,myślałam ,horror, współczuję.
Opowiem jeszcze anegdotę związaną w zasadzie z dobrym ogniem, a bardzo nieprzyjemnej dla mojego taty. Zrobiliśmy sobie kiedyś ,dawno temu zjazd rodzinny w jego domu rodzinnym. W tym dniu był odpust i mój tato kupił dzieciom korki i wsadził je do kieszeni. A wieczorem rozpaliliśmy ognisko i muj rodziciel był głównym ogniomistrzem. Gdy tak kręcił się koło ogniska ,korki w kieszeni ....wybuchły.
Fajnie że kocisie lepiej się czują :)
Ja tego mojego poprawiłam ,a i tak wyszło zle.Mój wtórny analfabetyzm zaczyna mnie przerażać :(
UsuńMario, "muj" przy wybuchu korków w kiesznei Twojego taty to pikuś. Więc się nie przejmuj. ;)
UsuńPozdrawiam Cię. :)
PS. Ja też w Twoim obrazku widzę drzewo - jesienne. Może to i buk. :)
Rzeczywiście, nie znam tego oblicza ognia.
OdpowiedzUsuńStraszna historia, dobrze że jest już tylko dalekim wspomnieniem! Niech ostygnie i spopieli się zupełnie.
Pozdrawiam Cię ciepło Aniu.
ależ historia!
OdpowiedzUsuńulgę poczułam, gdy przeczytałam, że młodzi wzięli głęboki wdech, zbiegli i byli już bezpieczni
z racji że moja mam ma problemy z pamięcią, nie zbyt duże ale są, zawsze się tego obawiam.
OdpowiedzUsuńDrogie te frytki :(
OdpowiedzUsuńMoże zażyczę sobie gaśnicę na urodziny? Hm.
Ale taki szary sufit, abstrahując od twojej tragedii rzecz jasna, to mi się nawet by podobał.
Jaka historia szok... Pięknie się spisał ten chłopak. Może jest strażakiem? Mam kolegę strażaka..., on pewnie też by tak się zachował, bo po prostu wiedziałby co robić. Niesamowite zniszczenia...
OdpowiedzUsuńGdy byłam nastolatką podpaliłam niechcący swój pokój. Był malutki. Miałam taki "ołtarzyk" ze świec, stojących na roztopionych świecach (wosku) i kiedyś zasnęłam, a nie zgasiłam płomyka, obudził mnie ogień, a jeszcze nie myśląc polałam go wodą, co spowodowało, że płonący wosk rozprysł się. Na szczęście pożar szybko ugasiliśmy i oprócz osmolonych szafek, jedyną poważną szkodą była nadpalona książka Mistrz i Małgorzata (kiedyś prezentowałam zdjęcia w Apar@tkach)...
Aż mnie ciarki przechodzą na myśl ile mieliście pracy po takim pożarze...
To była bardzo kosztowna lekcja ochrony ppoż...:o(
OdpowiedzUsuńBrrr, straszne przeżycia, współczuję takich doświadczeń. Twój post Gosiu zainspirował mnie do kupienia gaśnicy do domu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJak jakiś horror :(
OdpowiedzUsuńto była bolesna lekcja, ale najwyraźniej jakieś anioły nad wami czuwały. dobrze, że o tym napisałaś. zapominamy, że wypadki nie zdarzają się wyłącznie INNYM, że drobnostka może zaważyć na całym naszym życiu, tracimy czujność. warto o tym przypominać!
OdpowiedzUsuń:*
Serdecznie współczuję.
OdpowiedzUsuńGosia :o) czyli zasada "podaj dalej" zadziałała i dobro które wysłałaś w świat wróciło ze zdwojona siłą.... Warto pomagać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ania
Czytając to aż się popłakałam...
OdpowiedzUsuń