Wróciłam i znowu będę pisać o kotach!
Zaczęło się - zgrzytną
pewnie zębami niektórzy, ale może inni poczytają z przyjemnością.
Chcę tu
prowadzić swoistą kronikę koteczki, która nosi na razie robocze imię Wielkie
Wyzwanie, w skrócie WW. Jej przeszłość jest smutna. Co najmniej. Ta koteczka
rok spędziła w schronisku, z czego większość czasu w klatce. Pisałam już o tym.
Wzięliśmy ją ze schroniska w niedzielę, MójCiOn wyciągnął ją w domu z
transportera, mała trzęsła się jak osika i od razu dała dyla pod łóżko, gdzie
spędzała cały czas. Nie było z nią jednak dobrze zdrowotnie.
W schronisku, mimo
moich protestów i zapewnień, że sama się wszystkim po kolei zajmę, została
zaszczepiona przeciw wściekliźnie, przeciw chorobom zakaźnym (nie wiem
dokładnie na co), odrobaczona i odpchlona jakimś strasznie śmierdzącym
preparatem.
Byłam pewna, że to odchoruje. Kot w stresie, który dostaje taką
dawkę "atrakcji", musi ponieść konsekwencje. Moja wetka mówi, że
powinno się to robić stopniowo. Faktem jest, że nie miałam dużo do gadania. Już
pierwszej nocy kota dostała biegunki. Męczyła się bidulka, bolał ją brzuszek,
czasem nawet sobie miauknęła, a potem słyszałam wyraźnie, jak jej
"jeździ" w brzuszku.
Następnie usłyszałam, że ona nie może oddychać.
Robi to przez zatkany nos, charczy i męczy się.
Umówiłam się z moją wetką na
dziś. Bałam się, że nie będziemy mogły jej złapać, bo WW nie dała do siebie
nawet podejść. Moja wetka nie raz już jednak pokazała mi, że radzi sobie nawet
z dzikimi kotami. Tak było i tym razem.
Po krótkiej chwili, przy pomocy miotły,
mała kota została zagoniona w pułapkę i usidlona.
Na szczęście ona wcale nie
jest agresywna. Kuli się tylko i trzęsie, ale nie wyciąga pazurów.
WW jest
chora. Ma katar, z oczu leje jej się brzydka wydzielina, nadal ma biegunkę.
Dostała leki, udało nam się zakropić jej oczy. Odetchnęłam z ulgą.
Już w piątek
następna dawka antybiotyków. Musi być dobrze! Wierzę, że mała już czuje się
lepiej, dzięki np. środkom rozkurczającym. W każdym razie widzę, że humor ma
lepszy.
Po wizycie wetki koteczka zaszyła się pod szafką nocną.
Niecnie to
wykorzystałam, zaczaiłam się, rzuciłam na ziemię i hyc! Złapałam!
Bidulka
usztywniła się strasznie!
Aż żal patrzeć, jak ona się boi ludzi!
Lekko
przycisnęłam ją do podłoża i zaczęłam głaskać.
Kuliła uszka, jakbym ją co
najmniej biła, ale z czasem, pomalutku, ciut się odprężyła.
Rozluźniłam uchwyt
i po chwili tylko ją głaskałam, odsuwając się trochę do tyłu.
Widać było, ile
ją to kosztuje! Czmychnęła, ale ja poczułam, że lody zostały przełamane!
Wiem,
że jeszcze sporo wody upłynie, zanim WW da się dotykać bez stresu, ale już dziś
po raz pierwszy bawiła się ze mną patyczkiem! Porobiłam te zdjęcia telefonem,
jedną ręką, stąd ich jakość. Czy muszę się przyznawać publicznie, że już bardzo
mi zależy na tej koteczce? Ona ma w sobie wesołego kociaka, trzeba tylko
pozwolić mu ujrzeć światło dzienne i zacznie się odrabianie roku w klatce.
Zacznie się szaleństwo i zabawa. Wierzę w to!
Uff, koniec części pierwszej. :)
PS. Zakaz pisania "jesteś wspaniała" itp. itd. Pamiętajcie, że niektórych już musiałam wydziedziczyć za niesubordynację, żeby i Was nie spotkał podobny los!
PS 2. Ale mi zgotowaliście powitanie! Nigdy go nie zapomnę!
Czego to biedne zwierze musialo doswiadczyc od zlych ludzi, ze teraz boi sie kazdego czlowieka. Ale wzorujac sie na Malym Ksieciu i lisie, mozna przy bezmiernych pokladach cierpliwosci, oswoic kazde zwierzatko.
OdpowiedzUsuńRyjek ma koteczka przeuroczy! Wzruszajaca jest ta plamka na boku jej brodki. Widac ciekawosc w slepkach, nie ma w nich strachu. Mysle, ze powolutku wszystko wroci do normy i WW odzyska zaufanie do ludzi.
Czeka Cie jednak, Aniu, duzo pracy przy niej. Powodzenia!
Czeka mnie dużo fajnej pracy! Jestem zwarta i na nią gotowa. :)
UsuńHe, he, he .... powiało swojską nutą.
OdpowiedzUsuńNo właśnie! ;)))
UsuńTrzymam mocno kciuki! Cierpliwości :)
OdpowiedzUsuńjak się zacznie bawić to już będzie dobrze. Zauważyłam, że te nieszczęsne koty nie potrafią się bawić nawet jak są kociętami.
OdpowiedzUsuńCiut zaczęła :)
UsuńOna całkiem dobrze wygląda na tych zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńNa pewno wszystko dobrze się skończy :), pewnie szybciej niż wszyscy myślimy :)
Ja wiem, że na zdjęciach tego nie widać. jak pokazać, że kota się trzęsie? Ona reagowała na każdy dotyk tak, jakby ją parzył.
Usuń(dziś zaliczam już jednak kolejne małe sukcesy)
...będzie dobrze, tylko czasu potrzeba. Zwierze, w odróżnieniu od człowieka, umie docenić okazaną dobroć i pomoc. Żeby nie zostać wydziedziczonym... :)) to trzymam kciuki!!!
OdpowiedzUsuńBrawo! Udało Ci się tym razem. :)
UsuńJejku, a ja nie mogę czytać Twoich wpisów, zaraz mam łzy w oczach... Dobrze, że ten specyficzny, blogowy czas żałoby masz już za sobą. A kotka? Nie boję się wydziedziczenia i napiszę, ale napiszę to na okrętkę: jesteś jaka jesteś, ale po raz kolejny zachowałaś się wspaniale, a Kocia ma wielkie szczęście. Mocne kciuki, widać, że to nie będzie łatwy powrót do normalności... Ale się uda! :D.
OdpowiedzUsuńWiesz, czas żałoby trwa i trwać będzie, ja jednak chcę żyć dalej. Ludzie mają często wizję osoby w żałobie jako takiej wiecznie smutnej, marnej i ubranej na czarno, a żałobę nosi się w sercu. Żałoba to jest ten ucisk na sercu, który trwa, choć nikt go nie widzi. Po za tym każda żałoba jest inna.
UsuńZmieniając temat, to bardzo bym chciała, aby było z kotą jak napisałaś. :)
No tak, ja pisałam o tym blogowym "czasie żałoby", jak nazwałaś sama zamknięcie możliwości komentowania... :).
UsuńA z kotką będzie dobrze! Wierzę w to głęboko.
Koteczka pyszczek ma śliczny i te mądre oczy.Ona musi się przyzwyczaić do tego, że teraz jej będzie dobrze.Na pewno będzie dobrze,bo trafiła do Ciebie:) Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA wydziedziczaj sobie mnie, Ty Wspaniała Kobieto :PPP
OdpowiedzUsuńAniu, to WW kojarzy mi się z Vivienne Westwood :)
ale również z Wisią od Wisławy ;)
Trzymam kciuki za szybki powrót do zdrowia koteczki:*
I z marką samochodu się kojarzy. I jeszcze chyba takie wafelkii były kiedyś... no i z Voo Voo :P
Usuńalucha, to Voo Voo też mi chodziło po głowie :)
Usuńwafelki też znam, ale że ja z tych co od słodyczy wolą śledzie, to mi się nie skojarzyło.
:*
Jestem zauroczona imieniem Wisia!
UsuńPo południu będę odpowiadać na komentarze, ale to musiałam napisać!
(a jak droga Alicjo zdrabniać to Voo Voo? ;) ))
Voo Voo to od Waglewskiego, więc może Waglusia? :D
UsuńW takim towarzystwie to ja moge byc wydziedziczona!
UsuńPhi! ( i tu następuje wzruszenie ramion) - ja nie lecę na bogactwo!
Kocham za serce i ...jesteś wspaniała;)
Mam nadzieję,że więcej rzucać się nie będziesz musiała(wierz mi, odbite gnotki bolą;)
Buźka;)
Viki i Miśko, coś mi się zdaje, że jak już będzie powód do dziedziczenia, to będziecie musiały nawet o mnie zapomnieć, aby nic kompletnie Wam po mnie nie zostało! Nawet Amisię! Zastanówcie się czy warto. :))
UsuńWalusia też uroczo, choć ja jestem dopiero początkującym fanem Trójki, więc nie śmiem :) Brakuje mi Przemka, który zniknął, może On by coś doradził. ;)
Z imieniem jeszcze się wstrzymujemy, bo moja nadworna nadawaczka imion wciąż myśli :))
No właśnie, gdzie Przemek?
UsuńAniu mnie też możesz wydziedziczyć z wiadomych względów!
UsuńA cudnej koteczkę proszę nakarmić jakimś wymyślnym smakołykiem od wydziedziczonej ciotki ^^)
No tak tylko mi umknął fakt o Twoim powrocie wrrrr
OdpowiedzUsuńCiesze się że jesteś i trzymam kciuki za koteczkę!!!
Fenks Igo!
UsuńTo całkiem tak jak z "kotkiem Dorotki" (mówię tak na niego, bo nie pasuje mi imię Tofik, które mu tymczasowo nadała). To był przecież śmietnikowy dzikusek; bał się ludzi, no i od razu po złapaniu musiał się spotkać z różnymi "nieprzyjemnościami". Oczywiście na widok człowieka uciekał i dalej robi to samo, ale kiedy się go złapie i zacznie głaskać - cichutko mruczy. I bawić się też za bardzo nie potrafi, choć córka próbuje go zainteresować różnymi zabawkami.
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze! Wierzę w to - w obu przypadkach:):):)
Ninka.
Koteczka jest urocza, a imię Wisia super!
UsuńNinka.
Dorotki kotek, czyli Dotek. ;))
UsuńNo, jasne! Kotek-Dotek, jak mogłam na to nie wpaść:):):)
UsuńNinka.
Ten kotek musiał dużo przeżyć, ze tak nie ufa ludziom. Mam nadzieję, że "lody zostaną przełamane" i będzie kochana i ufna. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńI tylko pomyśleć co te biedne zwierzaki przechodzą, skoro tak boją się ludzi.... Nigdy nie zrozumiem, dlaczego świat jest tak zorganizowany, ze są ci co krzywdzą, a inni potem to naprawiają. Tylko krzywdy wystarczy chwila, żeby potem zwierzak latami dochodził...Ale kotunia pyszczek ma kochany i mądry, na pewno będzie się jeszcze radośnie bawiła, to tylko kwestia czasu
OdpowiedzUsuńPrzesympatyczną mordke ma to Twoje nowe futro :) Jeszcze będzie z niej niezly psotnik. Przyzwyczai się błyskawicznie. Zyczę szybkiej i bezproblemowej kuracji.
OdpowiedzUsuńWitamy nowego domownika!!!Powodzenia!!!
OdpowiedzUsuńBiedna Kocia, rok w klatce to okropne! Jakbym widziala oczka naszej dzikiej kotki Myrtille, ktora teraz jest najwieksza pieszczoszka z mozliwych i prawdziwa kasztelanka naszego Kociego Domu na wsi. Wybrala nas sobie gdzies latem 2009. Byla wyglodzona i wylekniona. Oswajalismy ja miesiacami. Miala fobie zamknietych drzwi i wpadala zaraz w panike. Ilez czasu czekalam na pierwsze poglaskanie. A teraz to naukochansza kocia:) No i daja nam trzy coreczki :)
OdpowiedzUsuńJestem pewna, ze uda sie ludziom odzyskac zaufanie WW, ale troche to potrwa. I ten rok w klatce! To przerazajace!
Trzymam kciuki za Twe nowe wyzwanie
Nika
Mam nadzieje, że u nas też tak będzie, jednak, że to nie będzie trwało miesiące. Zobaczymy, czy nie jestem zbytną optymistką. :)
UsuńTak, ten rok w klatce też do mnie przemawia. Przecież to młoda kicia, koty przez pierwszy rok szaleją, bawią się, a tu... więzienie...
Oj biedna ta Wisia , ale wszystko będzie dobrze. Mój Rudzik też siedział na początku pod łóżkiem, nie podchodził i uciekał. Teraz już jest dobrze , ale musiałam poczekać prawie 2 miesiące.
OdpowiedzUsuń2 miesiące... ech...
Usuńjak trzeba poczekamy i więcej.
Dlaczego w schroniskach pracują ludzie, którym jest obojętny los zwierząt?
OdpowiedzUsuńCzy przez ten ogrom cierpienia, jaki tam panuje, stają się nieczuli?
Nie chcę uogólniać, ale coraz częściej słyszę o takiej obojętności.
Dlaczego wet w schronisku nie pozwolił Ci się zająć WW jak należy?
Albo ten tekst "on jest już zimny"...czy tak mówi osoba, której zależy na zwierzętach?
Musiałam to z siebie wyrzucić...
Cieszę się, że WW jest z Tobą:)
Trzymam kciuki, żeby szybko odzyskała spokój ducha!
Miłego dnia:)
Celowo piszę to w formie relacji i stwierdzenia faktu. Nie chcę tu nakręcać takich emocji, ale też jestem tym, mówiąc bardzo łagodnie, zniesmaczona podobnie jak Ty.
UsuńCieszę się że kotka trafiła do takiego dobrego domu. Zasługuje na to po tylu przejściach, potrzebuje miłości i ciepła. Oby jak najszybciej wyzdrowiała. Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńBiedactwo mam nadzieję,że uda się ją oswoić..oby jak najszybciej.Moje kocięta też były dzikie bo strasznie się bały.Teraz 2 oswojone i dają się złapać a jedna niestety nie.Wciąż się boi choć jest u mnie już prawie pół roku. Bawi się i jest szczęśliwa ale do mnie nie podchodzi a złapana wprawdzie nie drapie ale i nie mruczy.
OdpowiedzUsuńJejku, aż pół roku... Tu pójdzie szybciej. Tak myślę.
UsuńOch, u kotów to wszystko strasznie długo trwa, takie to gadziny - nazywam je autystykami.
OdpowiedzUsuńCieszę się że wróciłaś!
Dzięki, Iwono:)
Usuńpodobna jest do mojego podopiecznego Mucka:)))...ten powoli zaglada do domu...musze w najblizszym czasie go złapac...bo coś ma dziwne świsty w płucach...no i kastracja:))))
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie u Ciebie relacja z tego wydarzenia ;)
Usuńkastracji????hihihi,,,w końcu co ja sie dziwie...pamietam hasła ,w jaki sposób można do ciebie trafić hihihi:)))
UsuńMa szczęście kicia , że trafiła do Ciebie, wiele takich bezpańskich zwierząt ginie albo za kratami siedzi w schronisku. Kiedy rozmawiam z moja psinką i widzę jej wierne spojrzenie tak miękko mi się robi na serduchu.
OdpowiedzUsuńZawsze kochałam zwierzęta, kiedyś tez miałam dwa koty , obecnie mam tylko psa , za małe mieszkanie , dwie trzyletnie wnusie biegają jhak szalone z pieskiem. Pozdrawiam serdecznie
Gdybym miała dwie szalone wnuczki, to nie wiem czy brałabym koty ze schroniska. :) Wnuczki lepsze!
UsuńW moim mieście jest schronisko. Jeździ tam moja Pani doktor Wet.
OdpowiedzUsuńOpiekunowie zwierząt namawiają,żeby znalezione zwierzę przygarnać, zabrać do siebie, a szczególnie małe kociaki, które zarażają się chorobami wirusowymi i masowo zdychają , bo w schroniskach nie ma takich warunków do opieki,jak w domu.
Przełamiecie bariery, uda się.Życzę Wam powodzenia.
Tak, to przerażająca prawda. Ta moja mała musiała mieć silny organizm, że wyszła z tego z życiem.
UsuńMam nadzieję, że WW czyli Wisia, szybko odzyska zaufanie (albo go nabierze) do człowieka.
OdpowiedzUsuńZa to nie mam najmniejszych wątpliwości, że potem błyskawicznie znajdzie dom bo:
a) jest przecudnej urody i jej czarny nosek bym zacałowała!
b) masz szczęśliwą rękę do kotów!:)))
Oby!
UsuńWidzę, że już nadałyście jej imię, a ja wciąż jeszcze czekam...
co prawda wolałabym o psach, ale każda niedola zwierzaka mnie porusza. A może to i lepiej, że nie o psach piszesz?:)
OdpowiedzUsuńPsami zajmuje się Ori i to uważam jest trudniejsze. Wyższa półka :)
UsuńW takim razie czarujemy i ślemy dobre fluidy w stronę WW aby poczuła miłość od człowieka i nauczyła się jej czerpania. :))
OdpowiedzUsuńDzielna Ania w akcji, miłe powroty :)
OdpowiedzUsuńWisia - piękne imię :) Ona sama ma cudne oczka, w których widać żywe, acz czujne zainteresowanie. Też mam nadzieję, że uda się Tobie wyciągnąć ją z wszelkich chorób i traum.
OdpowiedzUsuńA to, co napisałas o zaszczepieniu jej na siłę, woła o pomstę do nieba i nóż się w kieszeni otwiera. Co za bezmyślne czubki pracują w tym schronisku!! I nie tylko tym, oczywiście.
Chciałabym doczekać czasów, gdy schroniska nie będą już potrzebne i każde zwierzę będzie miało swój dom, wiem, że to naiwny optymizm, no ale ....
Ja tam lubię czytać o kotach, więc dla mnie nigdy za wiele notek o nich :)
Lidka
Cieszę się. Nie doczekamy tych czasów, a mnie się też marzą. :)
UsuńŁadna kiciusia - dużo łagodności i ciepła z całą pewnością przywróci kici
OdpowiedzUsuńzaufanie do człowieka.To wprawdzie może trochę potrwać, ale przecież nie od razu Kraków zbudowano.No i musi kiciusa się dobrze wyleczyć. Dobrze, że wróciłaś - jeśli byś nie wróciła jeszcze, byłabyś skazana na mój mail sprowadzający Cię na ziemię tu i teraz. Dzięki, że mi oszczędziłaś tego.:))
Miłego, ;)
Twój mail bardzo sobie cenię i teraz aż żałuję, że nie doczekałam kolejnego! :)
UsuńWW przypomina mi moją Bajkę stąd wiem ile cierpliwości mieć trzeba dla takiego kotka, ile miłości, czasu dać trzeba na pokonanie lęków i ile radości daje każdy mały kroczek poczyniony ku dobremu :) trzymam kciuki za Ciebie i koteńkę
OdpowiedzUsuńTak, Aniu, radości i satysfakcji już mam niemiara, ale teraz najważniejsze aby była zdrowa. :)
Usuńwidać WW niepewna, często bywa...
OdpowiedzUsuńZnając Waszą miłość i serca do zwierząt, WW szybko zrozumie, że jest tutaj bezpieczna.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Domyślam się, że obie będziecie leczyły się na wzajem. Obie tego potrzebujecie.
OdpowiedzUsuńBardzo podziwiam Cię za trudne decyzje, które zapadają w późniejszym czasie, o nowym domu dla Twoich tymczasowych podopiecznych. To są na pewno trudne chwile. Jednak czy to nie czyni Cię silniejszą?
Cieszę się, że wróciłaś do nas, że jesteś gotowa na nasze słowa i wiadomości.
Ściskam Cię bardzo mocno.
Nie wiem, czy to czynu mnie silniejszą. Zawsze odchorowuję potem te sytuacje a jest to zależne od długości bycia kota u mnie. Najciężej było z Szuwarkiem, ale przecież i to przeszło, a ja znalazłam potem dom jeszcze kilku.
UsuńTo, co robię dla mi tyle radości, że chcę trzymać się planu. Z resztą powiem Ci na uszko, że jak nie znajdę doskonałego domu jakiemuś kotu, to zostanie on u mnie bez problemu, choć trochę strach będzie wtedy przy następnym...
Na pewno wiesz o czym mówię.
A że będziemy leczyć się nawzajem, to oczywista oczywistość. Wiele zawdzięczam tym stworzonkom :)
Mogłabyś skrobnąć w wolnej chwili co u Ciebie i zwierzyny.
Poradzi sobie, wygląda na całkiem silną fizycznie, a psychicznie to ja po prostu "złamiecie";)) Fajnie, że wracasz coraz bardziej;)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Złamiemy ją! Drżyj mała! :)
UsuńWróciłam od mamy i prosto do komputera zobaczyć co u Ciebie. ZACZĘŁO SIĘ- tak się cieszę.Pisz, pisz o kociorku WW bo bardzo jestem ciekawa jego postępów, a że będą to wiem. Zastanawia mnie co ta biedulka musiała przeżyć, że tak bardzo boi się ludzi. Dobrze, że trafiłyście na siebie.
OdpowiedzUsuńAniu, o mojej mamie, a raczej o jej niereformowalnym charakterku :) mogłabym pisać i pisać. Na jutro rano zamówiłam wizytę lekarki, bo niestety na dziś mi się nie udało. To znaczy mama nie pozwoliła, bo: trzeba umyć podłogi i wytrzeć kurz- robiłam to 2 dni temu, zmienić pościel- zmieniałam 2 dni temu, a w ogóle to ona już czuje, że jest lepiej i może nie zawracać lekarce głowy. Zrobiłam co chciała, razem z lekarką może przyjść SANEPID. Teraz lecę podgotować obiad na jutro, ogarnąć mój kociniec, ogarnąć się i rano o 6.00 wyjazd.
Nie będę pisać, że jesteś wspaniała bo wydziedziczenia boję się okrutnie. Co ja Ci mam o tym pisać, Ty to wiesz, no nie? :)
Joanna
Wiesz, Joanno, ona chyba nie zna dobrego dotyku ludzkiej ręki. W schronisku za bardzo się bała, a jedyny kontakt jaki miała to przy leczeniu, kastracji, więc nic miłego. Dziś już zrobiłyśmy oszałamiające postępy!
UsuńTeraz to ja muszę chyba Ciebie podbuntować, że dałaś się wrobić aż w takie porządki. Coś zaczynam podejrzewać jakąś symulację... :) Żartuję, oczywiście ;)
Zdrówka, Mamie życzę i żeby przeżyła tego lekarza :)
Biedna kocina... Smutna na twarzy. Ale widać, że już jej lepiej! ;)
OdpowiedzUsuńP.S. Aniu, wybacz, ja pisałam tam przy zupie, a nie wiedziałam... :( Cieszę się, że już możesz pisać. Samych radości w Nowym Roku i dobrych ludzi z dobrymi domami dla (oba jak najmniejszej ilości) Kotków!
Pozdrawiam, Kasia.
Kasiu, cieszę się że jesteś i przepraszam, że nie odpowiedziałam. Chciałam, chciałam i ...zapomniałam!
UsuńPolecę do Ciebie zobaczyć co słychać.
Buziaki
No tak, kotek zdziczał w tej klatce, a potem jeszcze jej zaserwowano taką ilość leków na raz, że nie dała rady.
OdpowiedzUsuńAle mam nadzieję, że Twoja wetka i przede wszystkim Ty sobie z nią poradzicie! :)
Trzymam kciuki za Was!!!
I też Cię witam z wielką radością :)
Jak to! To mnie tu jeszcze dziś nie było?! Dałabym głowę... Ach, ten alzh... Jak to tam dalej szło? Hm.
OdpowiedzUsuńAle, ale, po co ja tu... Aaaa! Kiciulce buziaki w serduszko na nosie. Nie wiem, jak to zrobisz, Aniu, ale dostajesz na wykonanie zadania dwa dni. Dasz radę? ;)
A Ty wiesz, że masz rację... Ona ma faktycznie serduszko na nosie! Ty mówiłaś to już na początku, a ja dopiero teraz to widzę na pierwszym zdjęciu! :)
Usuń(prawie udało mi się zakropić jej oczko - mam obsesję na tym punkcie)
2 dni? Toż to dla mnie PIKUŚ!
;)
Śliczny kociak i trafił do Ciebie, jak ta ślepa kura ziarnko.
OdpowiedzUsuńDobrze, że już możesz z nami gadać.....
Bardzo się cieszę, że kolejny potrzebujący kotek trafił w te dobre, kochające ręce. :) Mam nadzieję, że z czasem panienka znów zaufa człowiekowi i wróci do zdrowia.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!