Dzię bry!
Wróciliś z Jolinkowego raju! O tym jeszcze musi być na tym blogu, bo Jolinkowo zasługuje na docenienie. Takie miejsca należy wynosić na piedestał, są wyjątkowe.
Teraz krótko o kimś szczególnym, z kim wróciliś z Jolinkowa. Ten ktoś ma cudne zielone oczy, ubrany jest w mięciutkie futerko, wie, co to głód i strach. Ten ktoś ma za sobą jakąś smutną historię, której do końca nie znamy.
Jola z Jolinkowa z kotką Jolinką nazwaną tak na jej cześć. :) |
Jolinka. |
Jola ma wielu sąsiadów, wrosła w tę ziemię, w tę przepiękną krainę, jest postacią znaną i lubianą. Byłam tego świadkiem. Otóż towarzysząc któregoś dnia Joli w zakupach i załatwianiu innych spraw, trafiłam wraz z nią do gospodarstwa państwa L. Tu czas się zatrzymał. Ci prości ludzie żyją tak jak sto lat temu. Jedzą to, co sami wyhodują, co wyrośnie na ich ziemi. Mają konia (olbrzymie zwierzę, jeszcze takiego nie widziałam!), krowy, kury, perliczki, kaczki, indyki i króliczki. Wszystkiego kilka sztuk. Mają kawałek ziemi, który uprawiają. Na podwórku stoi wóz drabiniasty, który pamięta czasy feudalne. Obora, chałupa, to wszystko jest żywym skansenem. Mieszkają tam dobrzy ludzie. Szczególnie wzruszyła mnie starsza pani - Krysia. Ta kobieta pracuje dzień w dzień w swoim obejściu, wszystkiego dogląda, wszystko robi własnymi rękami, mimo że ma już pewnie ponad 70 lat! Pani Krysia ma dobre serce; przygarnia wszystkie potrzebujące zwierzaki, które pojawią się w jej życiu. W ten sposób w obejściu znalazły się już trzy wyrzucone do lasu psy. Taka to okolica. Ktoś, kto chce się pozbyć zwierzaka, przywozi go w te strony i wywala jak śmiecia. Ostatnio głośna była sprawa dwóch błąkających się niewielkich psów. Jakiś potwór pozbył się ich, w tym jednemu nie zdjął kagańca! Jakim trzeba być okrutnikiem, by skazać zwierzę na powolną śmierć z głodu! Psy zostały uratowane dzięki staraniom Joli, ale państwo L. mieli w tym swój udział, również je dokarmiali.
Heh, miało być krótko...
Dwa z trzech przygarniętych psów. |
Otóż w tym gospodarstwie kilka dni temu pojawiła się młodziutka kotka. Oczywiście pani Krysia, mimo że jej rodzina jest naprawdę uboga, złapała ją, wsadziła za pazuchę i wpuściła do izby, bo skoro przyszła, "to niech już będzie", jak powiedziała. Kotka siedziała pod stołem przerażona, od kiedy tam weszła. Bała się wyjść pomiędzy te wszystkie zwierzęta gospodarskie, pomiędzy psy! Koteczka wyglądała na oswojoną, domową, na taką właśnie ofiarę porządków przedwakacyjnych, jak i inne zwierzęta pani Krysi.
Jola pojawiła się tam z misją; przywiozła kupione przez siebie (na swój koszt!) odrobaczenia dla psów i kotów w tamtym gospodarstwie. To uważam za niesamowite, że staruszka mieszkająca jak jej dziad i pradziad ma świadomość, że zwierzaki wymagają odrobaczenia - to ona sama poprosiła Jolę o przywiezienie tych środków. Wtedy widziałyśmy kicię po raz pierwszy. Siedziała bidulka w kącie, trzęsąc się ze strachu. Podałyśmy jej tabletkę, ale od tej chwili nie mogłyśmy przestać o niej myśleć... Pomyślałam sobie, że skoro los postawił ją na mojej drodze... Kotka u państwa L. byłaby kolejnym pyszczkiem do wykarmienia, a tam naprawdę nie ma czym się już dzielić. Pewnie rodziłaby dwa razy do roku, pewnie długo by nie pożyła, ot taki los wiejskiego kota.
Uknułyśmy z Jolą plan przekonania MCO, żeby zgodził się kotkę zabrać do Wrocka. To nie było aż takie łatwe, jak się wydaje, bo ona miała być... dziesiątym kotem tymczasowym w naszym domu! Mimo to Robert się zgodził, kotka została przy akompaniamencie podziękowań pani Krysi zabrana przez Jolę,
Słoninka wita Jolinkę w Jolinkowie. :) |
no i przyjechała. I jest Za Moimi Drzwiami. :)
To cudne, nieśmiałe, ani trochę nieagresywne stworzenie. Kotka jest chudziutka, zgrabna, gibka, wzięta na ręce mruczy, a kiedy przyjechała, nie patrzyła, że jest w nowym miejscu, tylko jadła, jadła i jadła... Wie, co to głód, bidulka.
Koteczka na cześć Joli i Jolinkowa została nazwana JOLINKĄ. Cudne to zwierzątko szuka domu stałego. Jest już wprawdzie jedna zauroczona osoba, ale nie zapeszajmy...
Powiem tylko, że od razu, kiedy tylko zapadła decyzja o zabraniu Jolinki do Wrocka, pomyślałam o tej osobie. To czar, to magia, to cuda!
Miało być krótko, heh, wybaczcie. No to ostatnie zdjęcie Jolinki.
Wielka pieszczocha z niej, a jaki ma długi ogonek. :)
Wzruszają mnie te historie i dobrych prostych ludziach.Trzymam kciuki za adopcję Jolinki ❤
OdpowiedzUsuń10 kotów? Pojdziecie boso do nieba !
Do nieba mnie nie wysyłaj, soniczku, tu mi dobrze. :)
UsuńAgnieszka od Buraczka i Rzepki zaproponowała żeby kupić tym ludziom zapas karmy. Muszę pogadać z Jolą.
Ekhm, może Wam podesłać do Wrocka kociego niańkę? ;)
OdpowiedzUsuńZdjęcia Joli z Jolinką wzruszające.
Trzymam mocno kciuki - za obie. :)
A sobie życzę spotkania z Jolą w Jolinkowie. Kiedyś tam... :)
Naniek mi bardzo potrzebny!
UsuńMoże Basia z Witkiem podejmą znów obowiązki...
Ludzie, ktorych na zwierzeta stac, czesto wyrzucaja je w chwili, kiedy staja sie one przeszkoda w zyciowych planach. I odwrotnie, ci ktorych zupelnie nie stac, przygarniaja kolejne bidy, zeby poprawic ich byt, bo nie mogliby zyc ze swiadomoscia, ze jakiejs zywej istocie dzieje sie krzywda. I choc im ciezko, nigdy nie robia ze swoich dobrych uczynkow wielkiego halo, wychodzac z zalozenie, ze skoro 10 kotow sie wyzywi, to i jedenastemu cos skapnie. Jednak nie o samo jedzenie chodzi, bo milosc, jaka obdarzaja, jest niewymierna.
OdpowiedzUsuńTaki paradoks, Panterko. Bardzo trafnie to ujęłaś.
UsuńA Jolince już się udało :) Kochana koteńka, już niedługo się nauczy, że nie musi zjadać wszystkiego na zapas ...
To sama prawda. Ci dobrzy ludzie okazują zwierzakom wiele serca. Nie życzę im kolejnych znajd, bo ich naprawdę na to nie stać.
UsuńKotka waży 2,30 kg, myślę, że szybko przytyje. :)
No i jak tu siadać z rana do kompa z utuszowanymi brzęsami ;)
OdpowiedzUsuńA kto oprócz Jolinki jest w kocim pokoju?
Galia Anonimia
Odpowiem na to pytanie wkrótce... :)
UsuńNiech śliczna Jolinka znajdzie dobry dom. A Tobie niech ubędzie tymczasków.
OdpowiedzUsuńEwa, spoko, dopiero przyjechały! :))
UsuńBo o Miłość właśnie chodzi tylko o nią, kogo nie stać na to uczucie tego nie stać na bliskość z nikim, nawet z dziećmi.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak, Elu.
UsuńOd dzisiaj zaczynam Cię Gosiu czytać rano przed zrobieniem makijażu lub późnym wieczorem kiedy go zmyję. Inaczej się nie da czytać oczy się pocą. Zazdroszczę Ci tego pobytu też chętnie odpoczęłabym w takim cudnym miejscu. A Jolince życzę najwspanialszego domu pod słońcem, personelu spełniającego każdą jej zachciankę i wiecznie pełniej miski. Pozdrawiam Wirginia
OdpowiedzUsuńWażne, żebyś kibicowała i zaglądała, a makijaż pal sześć! ;)
UsuńNo, i się poryczałam ! Jolinka jest przepiękna, cudna, skradła moje serce natychmiast ! I ten ogonek glizdowaty :) Ona ma właśnie to COŚ, co ma moja Frania, że natychmiast ją ze śmietnika do domu zabrałam. Boże, jak ona patrzy ! Piękne imię jej wymyśliłaś ! Znajdzie się dla niej dobry dobry dom, bo jakżeż by inaczej :) Tylko żal mnie za doopę ściska, że ja nie mogę jej wziąć. ... To Jolinka Cię do Jolinkowa wezwała :)
OdpowiedzUsuńEwunia:***
UsuńKolejna niezwykła historia. Popłakałam się.
OdpowiedzUsuńKolejna historia do kolekcji niezwykłych kocich losów.
UsuńI tak kolejny futrzak ma ogromną szansę na najlepsze życie :)
OdpowiedzUsuńPiękna historia i Jolinkowo wspaniałe:)
Pozdrawiam.
śliczna kicia już z dużym doświadczeniem życiowym;
OdpowiedzUsuńjak widać cudownych ludzi nie brakuje
pozdrawiam
Koteczka jest sliczna, trzymam kciuki za ta adopcje co sie szykuje:):):)
OdpowiedzUsuńM&M od Megany - byliśmy dzisiaj u Gosieńki i poznaliśmy Jolinkę, potwierdzamy, że jest cudna, milusińska i mruczy pięknie :). Myślimy, że ten kto zdecyduje się na Jolinkę dostanie małe - bo jest chudziutka, futerko z wielkim sercem, a przytulenie się do tego futerka da dużo radości. Sam fakt, że daje się głaskać, przytulać obcym osobom pokazuje, jak bardzo potrzebuje ludzi i ich miłości. Jolinko, jestem przekonana, że ktoś Cię pokocha.
OdpowiedzUsuńMałgośka i Michał
I to jest bardzo cenna informacja, dzięki, M&M! :)
UsuńCudownie, że ją zabraliście. Nie miałaby Jolinka łatwego życia,mimo dobrego serca pani Krysi :(
OdpowiedzUsuńUkłony do samej ziemi dla WAS :)
Jolinka i Malinka?
OdpowiedzUsuńAle co, Rucianko? Chcesz ją sprzedać Hanie???
UsuńDziś miałam przyjemność poznać urocza kotkę Jolinke , jest przesłodka, drobna , delikatna i straszna pieszczocha, bardzo spragniona czułości. Odkleić się od niej nie mogłam! )) wierze że uda jej się znaleźć fajny , kochający domek bo naprawdę jest tego warta!!!
OdpowiedzUsuńDzięki, że napisałaś, kocia mamo. :)))
UsuńOj Gosieńka w knuci kocim zresztą, jesteś Mistrzynią. Jak zobaczysz biedaka, tak czy siak przekonasz Roberta, masz swoje sposoby i masz to coś. Coś co sprawia, że lgną do Ciebie i te małe i te duże :))) robisz Wielką Robotę i Robert to wie. Czasami się z Tobą droczy. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że koteczka pojechała z Wami. Buziaki przesyłam, takie pachnące skoszoną łąką :)
OdpowiedzUsuńZa takie buziaki dam się pokroić! :) Już po lodach? :)
Usuńkocia bieda + ZMD = szczęśliwy kot
OdpowiedzUsuń:*
Cudna kocinka! Niech znajdzie spokojny dom pełen miłości.:)
OdpowiedzUsuńGosianko, daj mi proszę znać, jeżeli będziecie planować jakąś akcję dla państwa L.
Kochana, myślę, że skorzystamy ze Skarpety, bo wciąż mamy tam parę złotych, ale jeśli będziemy robić zbiórkę - dam znać.
UsuńDruga strona medalu…
OdpowiedzUsuńDobrze jest czytać w domowym zaciszu rozczulające opowieści o ratowaniu biednych kotków. Tyle tylko, że taki kot jak już się „odbije od dna” przeistacza się w okrutnego mordercę. Oczywiście nie dotyczy to kotów mieszkających w blokach, ale tych w domach z ogródkiem. Zastanawiam się ile razy widzieliście jak taki kot obchodzi się z upolowanym ptakiem… Ile taki ptak musi się namęczyć nim spotka go wybawienie śmierci, często z połamanymi skrzydłami. Czy zastanawialiście się kiedyś nad losem piskląt ginących z głodu w gniazdach, bo któryś z rodziców, czy wręcz oboje, zginęli z rąk kociego mordercy… Oczywiście można użyć argumentu, że „taka kocia natura” ale dla mnie to hipokryzja, że życie jednego zwierzęcia stawia się ponad życie innego…
Masz wyjście z tej sytuacji, anonimie?
UsuńAnonimie, nie rozumiem. Mamy nie pomagać kotom i psom bo łapią niewinne ptaszki? Nie chronić zwierząt przed ludzkim okrucieństwem bo każde z nich, z samej natury zwierzęcej, jest okrutne. Nie rozumuje ludzkimi kategoriami. Tak więc nie wiem,co robić według Ciebie :-(
UsuńTo co napisałem nie miało na celu zniechęcania do pomocy, tylko było próbą wywołania refleksji wśród tych wszystkich „achów” i „ochów”. Próbą pokazania, że życia nie należy rozpatrywać w kategoriach czarno-białych, że często pomoc jednym rodzi tragedię innych… Ale tak na marginesie, może właściciele kotów, zwłaszcza w większej ilości, bo sam mam sąsiadów którzy przygarnęli kilka, powinni brać za nie jakąś odpowiedzialność? Bo wyobraźcie sobie sytuację w której ja przygarniam z 5 bezpańskich psów, a one później samopas wałęsają się po okolicy zagryzając dla zabawy okoliczne koty. To by się dopiero podniosło larum! A ja pewnie bym wylądował w więzieniu A tymczasem jeżeli koty sąsiadów mordują wyłącznie „dla sportu”, bo są zadbane i najedzone, ptaki na mojej działce, to problemu nie ma! Może więc koty też powinno się wyprowadzać na spacery wyłącznie pod okiem właścicieli?
OdpowiedzUsuńWiesz, że to nierealne, prawda? Każdy z nas wo,laby, aby koty nie mordowały ptaków, ale jest bezsilny, choć faktycznie moja koleżanka nie wypuszcza kotów na wiosnę, gdy są młode, jednak zdaję sobie sprawę, że to odosobniony przypadek.
UsuńKoty sąsiadów nie mordują wyłącznie „dla sportu”, to instynkt. Siła wyższa. Przykra bardzo.