Wczoraj poznaliście Ewę - utalentowaną artystkę, m.in. projektantkę, która podjęła się stworzenia charciego ubranka dla niecharta, czyli Fikuni. Z Ewą chodziłyśmy do podstawówki i to nie cały czas, więc nic dziwnego, że niewiele pamiętamy wspólnych przeżyć. Teraz troszkę o sobie mogłyśmy opowiedzieć i już widzę, że los zesłał mi wspaniałą osobę. Ewa jest pełna dobrych fluidów, dobrej energii, otwarta, pozytywna, kreatywna. Zajmuje się urządzaniem wnętrz oraz doradztwem stylistycznym. Mam nadzieję, że wkrótce będą mogła przedstawić Wam ją lepiej. Teraz tylko wprowadzam Was do zasadniczej treści posta. Gdy Ewa mierzyła Fikę, rozmawiałyśmy i opowiedziałam jej o DT, który prowadzę. Zauroczyło ją to i wspomniała coś o swojej koleżance, która straciła kota i bardzo wciąż rozpacza. W tym czasie byli u mnie hinduscy książęta: Ravi, Mikul i Yamir, zaprosiłam więc koleżankę Ewy do skontaktowania się ze mną.
Potem rozstałyśmy się, umawiając się wcześniej na jeszcze jedną przymiarkę; czas mijał...
W poprzednią środę ok. godziny 23 dzwoni telefon. Marta, znana we Wrocławiu niezwykle zaangażowana w kocie sprawy osoba, dzwoni do mnie z pytaniem, czy nie przyjmę złapanego przed chwilą kotka. Że złapany na Szewskiej gdzieś w piwnicy, że mały, że chory, że brudny i że potrzebuje domu tymczasowego. Mówię jej "OK, biorę", a ona dodaje, że to kotka... syjamska. Ech, wszystko jedno, biorę - już postanowione. :)
O północy Marta przywozi małą kotkę. Patrzę i oczom nie wierzę. Syjamka! Malutka, może ma 6 tygodni. Urocza! Przepiękna. Oczy ma jak dwa niebieskie szkiełka. Coś nieprawdopodobnego! W tak krótkim czasie trafiają do mnie dwa koty w typie rasowych: Ravi - kota tajskiego, i ta nowa - syjamskiego!
Malutka jest chora. Z oczka leci ropa, z noska sączy się katar. Brzuch ma wzdęty jak bania. Łażą po niej pchły, uszy ma czarne jak sadza. Nic to, nie z takimi rzeczami dawaliśmy sobie radę, to raczej norma. Od razu idą w ruch kropelki do oczu, a nazajutrz jadę z nią do weta. Malutka ma gorączkę i lekką nadżerkę na podniebieniu. To wirusówka - kaliciwiroza. Łagodna postać, ale gdyby pobyła w tej piwnicy jeszcze z dwa dni...
Koteńka, którą nazywam dla siebie Fioną, dostaje zastrzyki i leki do domu. Zostaje odpchlona, a na następny dzień odrobaczona. Antybiotyki działają. Jest coraz lepiej. Fiona musi spędzać czas w izolatce. Nie mogę tej wirusówki przenieść do domu, siedzi więc bidula w klatce w pralni. Ma tam ciepło i jasno, ale jest sama...
Nie wiem, co jest w tej kotce, że od pierwszej chwili mam łzy w oczach i czuję, że ona mnie w sobie rozkochuje. Już pierwszej nocy rozmyślam, jak to zrobić, aby ją sobie zostawić. Wiem, że to głupi pomysł, kłócę się sama ze sobą. Po co burzyć idealną równowagę pomiędzy moimi zwierzakami? I nie dlatego pragnę ją sobie zostawić, że jest taka piękna. Ona po prostu jest rozbrajająca. Taka grzeczna i dzielna, taka potulna, taka uległa, taka kochana, buuuuuuuuu...
Myślę też o tym, że znowu będę miała milion propozycji na dom dla niej. Że będę w stresie, aby dobrze wybrać, bo przecież kicia nie może trafić do kogoś, kto ją sprzeda albo rozmnoży...
Dopiero co taką historię przechodziłam z Ravim. Telefony się urywały, potem na szczęście kotek trafił do właściwych ludzi, ale ile z tym było nerwów i moich emocji!
I wtedy dzwoni telefon. To koleżanka Ewy, ta, która straciła kotka. Ta, która wg Ewy jest absolutną kociarą i osobą najwłaściwszą z właściwych. Pyta o kotki, które miałam. Odpowiadam, że nic z tego, już znalazły domy... Ona żałuje, nie może się pogodzić, a ja wtedy mówię, że mam jedną taką w pralni... I że jest jeszcze w trakcie leczenia, ale jestem pewna, że w stałym domu prędzej wyzdrowieje. I lepiej, że nie ma w nim zwierząt, które mogłaby zarazić... Pani Renata chce ją, nawet jej nie widząc! Nie wie jeszcze, na jaki skarb trafiła! O to mi chodziło. O kogoś, kto nie kieruje się jej urodą. Rany, jakie to dla mnie trudne! Wysyłam jej zdjęcia. Pani Renata szaleje ze szczęścia i z miłości do małej. Przyjeżdża po nią z córką. Zabierają moją malutką ślicznotkę... Następnego dnia dostaję już relację z nowego domu: Kleo, bo tak zostaje nazwana, czuje się świetnie, zaopiekowano się nią tak, że nie może być lepiej, pięknie łyka leki, zdrowieje, je, pije, zwiedza dom, śpi ze swoimi ludźmi...
Słowo daję - musiałam ją sobie wydrzeć z serca i tylko dzięki temu to zrobiłam, że wszystko potoczyło się tak szybko. Ta kotka rzuciła na mnie urok...
I tak to za sprawą ubranka dla Fiki spotkałam i poznałam na nowo Ewę, a ona przysłała tu Renatę, by Fiona/Kleo znalazła dom...
Jak mówi Ewa, wszystko jest po coś. Trudno jej nie przyznać racji. :)
Kotka, gdy dorośnie, będzie wyglądała tak:
Charakter i usposobienie: Charakter syjama jest równie wyjątkowy i ekstrawagancki jak jego wygląd. Silne geny sprawiają, że wszystkie koty, rasowe i nierasowe, które mają przodków syjamskich, dziedziczą po nich niezwykły rys charakteru - są przyjacielskie, lubią zabawy i silnie przywiązują się do człowieka. Już jedna z pierwszych w Europie właścicielek pary kotów syjamskich, Vyvyan, w 1886 roku pisała: „Są bardzo uczuciowe i przywiązane do człowieka. Nie lubią, jak się je zostawia same i chodzą za nami wszędzie. Swoim zachowaniem przypominają psy". Od tamtej pory standard wyglądu kotów syjamskich zmieniał się wielokrotnie, ale nie charakter. Syjamy pozostają niezwykle aktywnymi kotami, pragnącymi stałego towarzystwa człowieka. Lubią się bawić i uwielbiają być w centrum uwagi. Senne szukają miejsca na kolanach człowieka, a w nocy - oczywiście! - w jego łóżku. Aportują zupełnie jak pies, a motywacją jest dla nich dobra zabawa i ciągły kontakt z człowiekiem, chyba że nauczysz syjama, że po aportowaniu dostaje smakołyk, to będzie twoja wina. Kot syjamski bardzo szybko się uczy! Jest bardzo rozmowny, a ma niezwykle ekspresyjny głos. To kot, z którym da się pogadać; każdy posiadacz syjama wie, o czym mówię.
Tak Gosiu, rozumiem jak było Ci trudno kiedy patrzę na te zdjęcia.... ale jest radość, że ktoś pokochał ją, tak jak Ty :))))
OdpowiedzUsuńBarbara
To prawda. Nie zdążyłam jeszcze całkiem oszaleć na jej punkcie. :)
UsuńGosiAnko dobrze,że od razu trafiła na właściwą osobę bo miała byś duży problem z jej oddaniem:)Jest piękna i pewnikiem w mig by zawojowała Twoje a kto wie czy i nie TCO serce.
OdpowiedzUsuńPani Renacie wszystkiego dobrego a i Kleo niech szybciutko wyzdrowieje.
Ludziom,którzy raczej świadomie kupili tego kota i się go pozbyli?/uciekł?/nie życzę dobrze.
Miłego dnia:)
Nie, to nie tak. To na pewno jakiś kocur rasowy był wypuszczany samopas i stało się! Ta kotka nigdy nie widziała kuwety, człowieka i domu. Zresztą jej matka jest zwykła kotka europejska. Dziewczyny z Ebry ją znają. Nie daje się złapać i wysterylizować. :(
UsuńWiesz Gosiu...a jak jest u nas nasza kompostowa znajda-cudnej urody-Tosia....to ja nie mogę się zachwycić jej pięknością i cieszę się ,że na siebie trafiłyśmy w ten mglisty sierpniowy poranek....i zawsze ze zdumieniem patrzę na ludzi ,którzy jedyną oceną przydatności futrzaka widzą w jego urodzie....moje stado ,mimo,że nierasowe to dla mnie takie cudne:))... a Kleo to już miss nad miss(ami) buziaki
OdpowiedzUsuńKleo ma w sobie to coś co od razu cię chwyta za serce. Niejednego kota już musiałam sobie z niego wydrzeć, że wspomnę tylko Goplankę i Młodego. Obiecałam sobie, że aż takiej krzywdy już sobie nie zrobię, no i gdyby nie to, że Kleo dom tak szybko znalazła, może bym nie zrobiła...
UsuńPrzeeeepiekna........skad takie cudne malenstwo w jakiejs piwnicy, przeciez takie koty kosztuja kosmiczne pieniadze???? Alez cudna:):):):)
OdpowiedzUsuńJej mamą jest zwykła buraska, tylko tatuś musiał być syjamem, no i mała wdała się w stu procentach w niego.
UsuńPamiętasz niedawnych książąt indyjskich: tylko jeden - Ravi, był w typie rasy, reszta pomieszana.
Dzieci tej kotki też mogą być zwykłymi buraskami.
Ravi jest przepiekny:):):):)
UsuńNo i już mam mokre oczy... I wcale nie dlatego, ze taka śliczna, tylko dlatego, że przecież mógł jej nikt nie znaleźć, a wszystko się tak cudownie zakończyło.
OdpowiedzUsuńTak, udało jej się. Zjadłby ją ten wirus, już nie mogła jeść taki stan miała w ustach. Pierwszego i drugiego dnia musiałam ją karmić na siłę.
UsuńŚlicznotka maleńka, wcale Ci się nie dziwię, że chciałaś takie cudo zatrzymać. Dobrze, że znalazła domek i swoją osobę. Masz szczęście do ludzi Gosiu.
OdpowiedzUsuńByłam jeszcze w podstawówce i był u nas kocurek syjamski. Nie wiem dlaczego miał ucięty ogon (ponoć tak wtedy tej rasie robiono), jadł tylko mięsko i gadał ochrypłym głosem. Piękny był, żal go było, ale wybłagała go moja ciocia. U niej miał lepiej, nie tłukł się z innymi kotami.
On pewnie nie miał ogona uciętego. Taki ogon miał. Krótki i do tego jakby połamany. Właśnie takiego kocurka miałam.
UsuńA wiesz, że i ja po tej przygodzie zaczęłam marzyć o syjamie? Tylko, że po kradzieży Kayrona wiem, że nie mogę już mieć kotów rasowych, ani w typie rasy.
UsuńKot syjamski to bylo zawsze marzenie mojego zycia. No coz, musze jeszcze na realizacje poczekac.
OdpowiedzUsuńI ja...
UsuńNie do wiary ile u Ciebie zdarza się takich wspaniałych historii w krótkim czasie.
OdpowiedzUsuńKoteczka wyjątkowa.
Tym razem dzięki Fikuni znalazł się dla niej dom. Ze wszystkich kotów jakie miałam, najłagodniejszy był właśnie kot w typie Kleo.
Właśnie czytam o nich, że są wyjątkowe. Przyjazne, towarzyskie i pogadać można...
UsuńCo za historia :)) Fajnie, że koteńka tak szybko znalazła dom, mniej dylematów dla Ciebie Gosiu ;) Kwestia pozostawienia jej lub nie, została rozwiązana.
OdpowiedzUsuńO jejku... jaki to musiało być dla Ciebie trudne... :(. Współczuję... Ale i piękne :)!... Dla kotki życzenia wszystkiego najpiękniejszego w nowym domku :).
OdpowiedzUsuńWszystko jest po coś ! Gosiu, ona spojrzeniem rozwala. Wcale się nie dziwię, żeś się w niej na zabój zakochala. I też nie mówię tu o jej piękności zewnętrznej ! Ona ma w sobie to coś, że nogi miękną :) ... I weź tu nie rycz kobieto ... buuuuuu
OdpowiedzUsuńJak zwykle dobrze mnie zrozumiałaś. :**
UsuńKicia niesamowita, ma strasznie ufne oczeta! Niech jej sie wiedzie w nowym domku!! Nie chce sie juz powtarzac... Ale musze- Gosiu.... Jestes niesamowita!!!)))))***
OdpowiedzUsuńFaktycznie wszystko tak szybko... Mala bida z niebieskimi oczkami. I skad taki kot w piwnicy? No ale to juz bez znaczenia, dobrze ze malutka ma domek :-)
OdpowiedzUsuńSerce roście :-)
OdpowiedzUsuńOj marzy mi się syjam... Ale ponoć one lubią mieć w swoim otoczeniu syjamy. Więc kiedyś kiedyś może... :)
OdpowiedzUsuńNa razie ratujemy sówkę, o ktorej u siebie napisałam. Wetowi się udało jakoś na miasto to załatwić leki, bo antybiotyki i witaminy... Oj i wazy 1,9 kg...
Tylko jak oddać jak tyle u mojej mamy się podlecza i nabiera puszystości... Oj ciężko będzie. Ale ja mamy nie naciskam, bo się jeszcze bardziej zaprze.
UsuńPiękna,ale ja jestem persiarą.
OdpowiedzUsuńMoże dlatego że persy nie pragną wychodzenia i nie mam z tego powodu dylematów.
Dlatego że żaden nie przeżyje w schronisku.Nie jestem jeszcze gotowa na dokocenie ale serce mi pika.
Wszystkie koty są piękne,a ja lubię płaskobębe ;)
Gosiu jesteś wyjątkową osobą.Więc przyciągasz wyjątkowych o dobrym sercu ludzi .Co siejesz to zbierasz.To jest jedno z praw kosmicznych.A mała przecudna i tak szybko znalazła domek.
OdpowiedzUsuńPiękna kiciunia!
OdpowiedzUsuńTen kotek , co go koleżanka od śmierci uratowała,który stracił wzrok (koci katar) ,to też wygląda na syjamskiego.
Gosiu,bardzo dziękuję za Poetyckie Koty! Przekochana kobieto, jeszcze kaski nie wysłałam a tu dzisiaj niespodzianka w skrzynce!
Gratuluję i cieszę się, że został Ci oszczędzony niepokój o dobrych ludzi dla koteczki. A pani Renata to swój człowiek, skoro wzięła kota na sztukę a nie na urodę. Fiona/Kleo oczywiście śliczna syjamka, ale i tak moja Bura piękniejsza, bo zwyczajnie bura :)))
OdpowiedzUsuńNadal nie umiem się zachwycać urodą ras - obojętnie psich czy kocich. Taka skaza genetyczna, że dla mnie piękne to, co takie najzwyklejsze.
Niektóre mają po prostu coś takiego w sobie, że... ja wtedy wysiadam. :)
UsuńTo akurat do mnie przemawia. Jak widzę sporego, masywnego psa, na krótkich, krzywych, jamniczych łapach, to mnie "chyta za serce i mocno czymie" :)
UsuńChorera:), Gosia, spóźniłam się.....
OdpowiedzUsuńCzyżbyś szukała kotka? :)
UsuńMam 4 kotki:), ale jeszcze znajdzie się miejsce dla jednej dziewuszki :))). Mam 1 adoptowaną dachowczynię ze schroniska, 2 persówny ( 1 kupiona na allegro, 1 kupiona z pseudohodowli )i 1 maine coonkę - też z pseudo hodowli.
UsuńGosia, a Ciebie kocham po prostu.
UsuńJa też wierzę, że wszystko jest po coś :-)
OdpowiedzUsuńNo i ja też :)
UsuńBo jakby nie, to byłoby trochę bez sensu. A poza tym trudno uwierzyć, że w naszym życiu bywa aż tyle "zbiegów okoliczności" - przecież tu nawet rachunek prawdopodobieństwa wysiada.
Gosiu ja bardzo proszę odłóż dla mnie dwa kalendarze PK ja mam sklerozę całkiem zapomniałam powiedzieć mężowi. Ojej się martwię że zaraz nie będzie a tu dzieciaki czekają i już się cieszę gdy maluchy będą spoglądać na kotki na zdjęciach w kalendarzu.
OdpowiedzUsuńA co do kotki to co patrze u Ciebie na buraski i inne ślicznoty, to mi serce na wosk mięknie ale co z tego, mam nieugiętego i się nieugięty nie zgadza. Lece biegiem do tego naszego po obejrzeniu zdjęć i całą miłość mu przekazuję :)) On nie rasowy jest, zwykły tylko duży kocurek, ale przylepny, gadatliwy i aportuje piłeczki które mu ciągle Lorka podbiera no i zdobył sprawność biegłego rehabilitanta masażysty, masuje moje bolące nogi. :)
Rozumiem Cię nawet nie wiesz jak bardzo, gdybym miała taki dom jak Ty, wszystkie kotki by sobie z serca wydzierała a jednocześnie ciesząc się że dobrzy ludzie są na tym świecie. Ciepło przytulam.
Elu, z przyjemnością rezerwuję ci 2 PK. :)
UsuńSzkoda, że nie możesz mieć więcej zwierzaków, masz do nich wielkie serce.
O rany, ona rzeczywiście ma w oczach coś takiego, że się nie da... Podziwiam, że miała Pani siłę przekazać ją nowym opiekunom, z drugiej strony cieszę się radością tych Pań z tak fantastycznego powiększenia rodziny. I jeszcze raz dziękuję za podarunek dla mojego podsklepowego Żorki. Pozdrawiam. Magda.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że mogłam ten drobiazg dla Żory zrobić. :)
UsuńA ja jakoś nigdy syjamów nie lubiłam A tu faktycznie taka przylepna znajdka :-) Sprawdza się po raz któryś, jak i u człowieka, nie wygląd ale całokształt :-) To jej spojrzenie i ogólnie wszystko... Ale moje zdanie się nie liczy, ja bym wszystkie zagubione i chore brała bo śliczne i kochane. Felcia <3 :-D
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę z tej Felci u Ciebie!
UsuńGosiu ja to aż się czasem boję. Jesteśmy człowiekiem i kotem ale chyba mamy jedno serce. Albo raczej ja nie mam swojego, całe oddałam tej biało-czarnej koci.
UsuńRozumiem, bo mam to z Fiką. To co ja czuję do niej jest nie do opisania. Wariactwo!
Usuń
OdpowiedzUsuńŚliczna i jakie dobre i szybkie zakończenie! To bardzo "dekoracyjne" koty.Syjamka mojej koleżanki sypiała zawsze z psem w objęciach - nie ważne, że pies był od niej dwa razy większy.
Miłego, ;)
Śliczna kociczka. Dobrze, że znalazała zaufany dom, bo z jej urodą to właśnie niebezpieczeństwo istniało, że zgłoszą sie nieodpowiedni ludzie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Uroda czasem przeszkadza...
UsuńJestem bardzo ciekawa kotów syjamskich, bo się naczytałam o ich inteligencji, a urodą mnie od zawsze zachwycały, ale nigdy nie miałam okazji bliżej poznać syjamczyka. Fiona/Kleo to prawdziwy skarb ze śmietnika, cieszyłabym się wiadomościami o niej z jej nowego domu.
OdpowiedzUsuńJa także dostałam dziś kaledarz, choć kasę obiecałam dopiero na koniec miesiąca. Gosianka nie tylko dla kotów ma serce. Kobita z Niej dobra z kościami. Uściski i podziękowania.
A co w tym dobrego? Przecież wiem, że jesteś osobą zaufaną. Spoko, fajnie, że już masz. :)
UsuńNo i jak się to maleństwo znalazło w tej piwnicy? i Czy była sama? No takie ma smutno niepewne oczka, mały kochany wypłoszek. Kolejny cud się wydarzył i kolejny koci aniołek znalazł dom. Popłakałam się ze wzruszenia ale u mnie to ostatnio na porządku dziennym.
OdpowiedzUsuńLuno, czasem wolę nie myśleć i nie zadawać takich pytań. Ufam, że Marta zadba, na ile jest w stanie, aby wszystkie koty stamtąd uratować. Słyszałam, że małych już tam nie ma. Jest to teraz działania Ebry, która już 40 kotów wykastrowała, ale to wciąż nie wystarcza, bo pojawiają się maluchy...
UsuńWitaj Gosiu :)
OdpowiedzUsuńjestem Twoją wierną "czytaczką" od dłuższego czasu...a właściwie od czasu kiedy w moim i mojej rodziny życiu i domu pojawiła się Tośka :))) nasza syjamka przybłęda, dziś pod tym postem musiałam coś napisać bo wróciły wspomnienia sprzed ponad 2 lat... nigdy nie przypuszczałam, że tak bardzo można się przywiązać i pokochać kota :) w domu odkąd pamiętam zawsze były psy, ale kot !!!??? dziś nikt z domowników nie wyobraża sobie życia bez naszej kochanej wariatki <3 tyle radości, śmiechu - czasami do łez ;) teraz Tośka jest obłędnie piękną kotką, ale na początku zapchlona z kleszczami wielkości agrestu...z świerzbowcem w uszach...
podziwiam Cię od początku i kibicuję z całego serca Twoim poczynaniom, dzięki Bogu, że są tacy LUDZIE (przed wielkie "L") :)
pozdrawiam
Jolka z ... Cieszyna :)
p.s. Fikunia jest cudowna, że też nie wiedziałam o jej istnieniu wcześniej ;)
Ojej, jak dobrze, że nie wiedziałaś! Ja juz nie umiem bez niej żyć. :))
UsuńJolu, bardzo mi miło, że napisałaś. Proszę cię przyślij mi zdjęcie Tośki, a może masz te pierwsze jej zdjęcia? I te teraźniejsze?
Kocham Cieszyn! Tyle mu zawdzięczam. :)