Dwa miesiące. Tak mało! Tyle się w tym czasie wydarzyło w moim sercu, że ten krótki okres wydaje mi się nierealny. Budzi wciąż moje zdumienie, ilekroć o tym pomyślę. Dzieje się we mnie proces w zapętleniu czasowym, wciąż powtarzalne myślowe kręcenie się w kółko, ale za każdym obrotem ciut na inny poziom. Jak w spirali. Każdy obrót zaczyna się w punkcie szoku i niedowierzania, potem przychodzi żal, który narasta i narasta, aż znajduje pod jakimś pretekstem możliwość wybuchu, wyładowania w płaczu, smutku, zmęczeniu, zniechęceniu. Na końcu jest miłość, która niesie spokój. Nie wiedziałam, nie sądziłam i jestem tym zaskoczona, że z umarłym człowiekiem nadal buduje się więź, która się zmienia. Kiedy byłam dzieckiem, ta więź była właściwa dla dziecka, potem ona ewoluowała przez całe życie. Bywała trudna i napięta, ale wciąż najważniejsza w życiu. Teraz jeszcze raz przerabiam wszystko, co od Taty dostałam. Każde zapamiętane słowo, zdanie, sytuację odczytuję, odrabiam od początku i nadaję jej nowe znaczenie. Tak jakby otwierał się przede mną kolejny stopień wtajemniczenia. Jakby przebrzmiewały już wszelkie żale i oczyszczały mi możliwość spokojnego patrzenia. Widzę teraz głębiej poprzez osobiste rany, bo one zasklepiają się i goją. Widzę człowieka, który zrobił, co mógł. Nareszcie stać mnie na prawdziwą empatię. Ta więź dojrzewa. Staje się więzią dorosłą, solidną jak skała, staje się opoką. Zrozumieniem. Akceptacją. Partnerstwem. Na koniec zostaje tylko tęsknota. Co z nią zrobić? Jak z nią żyć? Znam odpowiedź: po prostu. Po prostu żyć.
Mówi się, że na dobrą śmierć trzeba sobie zasłużyć. To zdanie wciąż we mnie pracuje. Budzi mój sprzeciw. Tak bardzo się z nim nie zgadzam! To wyjątkowo niesprawiedliwe stwierdzenie w stosunku do umierających w cierpieniu i bólu ludzi. Kto jest tu sędzią? Czy Bóg skazuje ludzi na ciężką śmierć, aby ich ukarać? Czy te miliony ludzi zamordowanych w obozach koncentracyjnych, umierających na raka, czy choćby z powodu głodu na świecie, czy oni wszyscy zasłużyli sobie na taką śmierć?
Myślę, że to wyjątkowo bezrefleksyjne stwierdzenie, które powtarzamy, gdy chcemy kogoś pocieszyć. To jednak również głęboko szkodliwe i niesprawiedliwe dla innych. Nie rozumiem, dlaczego ono tak mnie dotyka. Przecież mój Tato odszedł szybko, we śnie…
„Śmierć jest dla nas wszystkich strasznym i okrutnym wrogiem, przed którym nie potrafimy uciec.” To zdanie, które dostałam od jednej z Was, to mój pogląd na śmierć. Z tym się zgadzam.
Jest to fragment obrazu Michaela Willmanna, znajdującego się w ziębickim muzeum. Jakoś mnie on zawsze pociesza. Długo miałam ustawioną z niego tapetę na kompie. |
Bardzo Wam dziękuję za pamięć, za ciepłe słowa, za wsparcie mailowe i w komentarzach, za drabinkę w kolorowe kwiatki do wydostawania się z wilczych dołów, za pompkę do dopompowywania oklapniętych ludzi, które to przedmioty dostałam od koleżanki poznanej na blogowisku. Już wspięłam się na pierwszy stopień, już wyłażę z dołka, za chwilę będę, bo choć dobrze jest pobyć trochę w spokoju, to lepiej w nim nie ugrzęznąć...
Miłego dnia!
Czasu ...
OdpowiedzUsuńWiesz Aniu, wczuwam się głęboko w Twoje słowa.I rozumiejąc ogrom smutku i bólu, który przeżywasz po stracie Taty, podziwiam Cię że jednak radzisz sobie, wykaraskujesz sie uparcie z tego dołka. Pniesz się, jak roślinka ku słońcu...
OdpowiedzUsuńŚciskam i przytulam!)))
Dziękuję!
UsuńŻyczę Tobie kolejnych szczebelków zatem :)
OdpowiedzUsuńCo do "ludowych" mądrości na temat śmierci - uważam, że za mało wiemy na temat "tamtej" strony, żeby ferować takie opinie. Kto zasłużył, a kto nie i dlaczego.
Trzymaj się i miłego dnia Tobie, Aniu i reszcie czytających :)
Dokładnie. Mało, albo wręcz nic nie wiemy i nie nam być sędzią.
UsuńŚmierć niektórych osób
OdpowiedzUsuńa szczególnie bliskich nam osób jest zawsze wstrząsem,
który minie albo niekoniecznie...
Czas to pokaże...
Miłego dnia życzę !
Mija, pomału mija...
UsuńW takich sytuacja nigdy nie potrafię powiedzieć nic mądrego więc milczę. Aniu, wiem, że czas na pewno Ci pomoże. Wiem tez, że takie refleksje jeszcze długo będą krążyć Ci po głowie. Mimo, że są smutne liczę, że dalej będziesz przelewać je na karty bloga. Są smutne ale jednocześnie prawdziwe.
OdpowiedzUsuńMieszkam tuż obok Ziębic, a tego obrazu i muzeum jeszcze nie odwiedziłam, Wstyd ;)
No to muszę chyba zrobić o nim post i oszczędzić Ci trudu zwiedzania :)
UsuńWierz Aniu, że tato umarł tylko dla świata, a w Twojej pamięci pozostanie na zawsze.)
OdpowiedzUsuńNie dość, że pozostanie, to jeszcze zmienia się relacja między nami. To zaskakujące.
UsuńChlopski Filozof mowi:
OdpowiedzUsuń- czas leczy
- czas powoduje, ze ostre, kolorowe obrazy przechodza powoli w czarno biale i nie tak ostre obrazy
- nie ma czegos takiego, jak zasluzenie na dobra smierc, wlasnie przez smierci okropne, na przyklad dzieci. Ja stracilam tzw wiare wlasnie po serii smierci osob mi znanych - poczawszy od 6 letniego chlopczyka a skonczywszy na 60 paroletniej kobiecie, ktora miala w sobie wiecej zycia i energii niz cale kupy zwyklych ludzi
- Twoje odczucia z czasem (moze jestem Chlopski Filozof Od Czasu) beda sie filtrowac, ale nie pozwol im przyslonic Ci horyzontow calkiem innych a tez waznych (moze byc cokolwiek). Ja powoli, powolutku ucze sie nie patrzenia i porownywania z przeszloscia. Zawsze uwazalam, ze musze duzo poswiecic dla zachowania wszystkich wspomnien, zeby zrozumiec dlaczego jestem jaka jestem. no i sporo mi minelo z tu-i-teraz, bo nie zauwazylam. A realne, prawdziwe, namacalne jest wlasnie DZIS.
-ludzie zyja, jak dlugo zyje pamiec po nich. Ja, po smierci najpierw Taty (25 lat temu) i Mamy (w tym roku 12 lat), bardzo duzo opowiadalam i opowiadam przy kazdej okazji o Nich moim dzieciom, niech niosa te pamiec o nich. I smieszne historie , i przekazy o ich dziecinstwie - np moj Wujek Stas (ktory lada moment skonczy 94 lata, przezyl swoja mlodsza siostre...) opowiadal niedawno jak ja uczyl plywac w Jeziorce: metoda wrzucania do wody z mostku i obserwowania (pewnie sprawdzal czy jest czarownica!) a Argentyna, NA ktorej mieszkali (Mama, Babcia, Wujek Stas) (Argentyna to dzielnica Jeziornej...dzielnica na wsi??) znana byla ze zlodziei i bandytow! Nawet stare juz dzieci Wujka Stasia zdebialy! hrehrehrerere
Pora na drugi stopien drabinki? Moze drabinka powinna miec polpietra??
Już jestem na drugim i zaraz wylezę całkiem. :)
UsuńTylko pamietaj, ze drabinkii sie nie przetrzymuje!!
UsuńKrysiu, dałam ją Joannie (zobacz komentarz na końcu). Ona teraz jej najbardziej potrzebuje. I takich słów, jak te Wasze dzisiejsze też.
UsuńCzas leczy ......
OdpowiedzUsuńTego, co kłębi mi się myślach, nie sposób napisać krótko. Od śmierci mojej Mamy minie zaraz 25 lat; w tym samym roku umarła Babcia, która nie chciała żyć po odejściu jedynej córki. To tak dawno, ale czasem wydaje się, że ledwo przed chwilą. To prawda: te więzi wciąż trwają i ewoluują; pamięć jest i błogosławieństwem, i przekleństwem.
OdpowiedzUsuńNinka.
Ktos kiedys powiedzial: "Zycie jest krotkie, smierc pewna a wiecznosc dluga"- zgadzam sie z tym calkowicie..wiec zyjmy jak najpiekniej.
OdpowiedzUsuńJuz dwa miesiące, za chwilę powiesz ze zdumieniem- dwa lata, potem dwadziescia...Ból zmaleje, pustki nigdy już nie zapełnisz...
OdpowiedzUsuńTak to zycie uczy nas pokory, schylania głowy przed wyrokami losu...
Zgadzam się z Ameli, piękne słowa!
OdpowiedzUsuńI wzruszyło mnie to, co piszesz: "Teraz jeszcze raz przerabiam wszystko, co od Taty dostałam. Każde zapamiętane słowo, zdanie, sytuację odczytuję, odrabiam od początku i nadaję jej nowe znaczenie."
Wielka miłość przemawia przez Twoje słowa!
Dobrze, że o tym piszesz, bo łatwiej to znosić, czas nie zawsze leczy rady... Wiem to.
OdpowiedzUsuń„Śmierć jest dla nas wszystkich strasznym i okrutnym wrogiem, przed którym nie potrafimy uciec.” Niestety ja z tym zdaniem nie do końca zgadzam się, bo są takie momenty, takie cierpienie, gehenna, że śmierć staje się wybawieniem, nie wrogiem, ze na nią się czeka...
Ludzie, którzy odchodzą, ale byli nam bliscy, pozostają z nami w tym, co nam przekazali, czego nas nauczyli, nawet w tym, jak i czym nas czy otoczenie wnerwiali :)
OdpowiedzUsuńI to jest ta ich żywa część, za którą ja jestem wdzięczna!
To jest to, co zostaje, a krzywdy się wybacza, bo człowiek po dłuższym czasie zaczyna właśnie rozumieć to, co Ty zrozumiałaś - ten człowiek zrobił tyle, co potrafił.
Buziaki!
Sama jestem w dolku i jakos nie mam sily ani pasujacych slow, zeby to wszystko skomentowac. Wiem tylko, ze czas jest najlepszym lekarzem dla duszy, a pisanie otwarcie o bolesnych sprawach, pomaga nam je latwiej przetrawic. Dobrze, ze juz mozesz pisac o smierci Taty.
OdpowiedzUsuńDwa miesiące? Czas tak szybko biegnie, ja wciąż nie mogę uwierzyć, że mój nie żyje już ponad 7 lat a ja ciągle zastanawiam się co On by o tym pomyślał, czy by Mu się podobało, jak bardzo byłby dumny z wnuka.... itd itd To co teraz napiszę być może ktoś uzna za głupotę, ale właśnie w tej chwili przyszło mi do głowy, że śmierć jest sprawdzianem i oceną naszego życia. Jeśli było się Kimś, było się ważnym w czyimś życiu, to po śmierci nadal się żyje w myślach, sądach, uczuciach, decyzjach tych których się zostawiło. Miałkie życie spowoduje, że dużo szybciej odejdziemy w zapomnienie i dużo łatwiej ukoi się ból po stracie takiej osoby.
OdpowiedzUsuńJa nie wiem czy się zgodzę ze stwierdzeniem, że śmierć jest naszym wrogiem. Myślę, że dla niektórych jest wybawieniem i nadzieją na koniec cierpienia.
OdpowiedzUsuńNa pewno śmierć najbliższych jest bolesna, ale ja po odejściu moich rodziców ją oswoiłam. Nikt z nas nie ucieknie przed śmiercią i trzeba zaakceptować ja jako integralną część naszego życia. Trzeba żyć ze świadomością, że nie jesteśmy wieczni i jutro może nas nie być. Ale w taki pozytywny sposób, cieszmy się tym co jest teraz.
Ściskam mocno!:)
:*
OdpowiedzUsuń...Aniu trzeba czasu, aby zraniona dusza się zabliźniła. Chociaż będziesz już mogła spokojnie oddychać, to właśnie ta blizna będzie ci przypominać chwile spędzone z ojcem.
OdpowiedzUsuńOjca już nie ma, ale jego duch opiekuje się Tobą... przekonasz się nie raz...
...pozdrawiam...
Trzeba czasu...ja straciłam rodziców bardzo dawno temu, mama - 28 lat, tata - 22 i cały czas jest mi źle...pozdrawiam...
OdpowiedzUsuńOjciec jest częścią ciebie i na zawsze będzie żyć w tobie i poprzez ciebie.
OdpowiedzUsuńMój tata zmarł młodo (59 lat). To już 12 lat, a ja ciągle zauważam u siebie, mego brata, moich i brata dzieci, jego mimikę, wyraz oczu, zachowania....
OdpowiedzUsuńPewna kobieta powiedziałam mi ,że ból po śmierci ojca będzie narastał.
Później jest jeszcze gorzej, bo dociera do nas fakt, że jednak droga nam osoba nigdy już nie wróci.
Pomyślałam,że kobieta jest okrutna, a ona mówiła prawdę, gorzką prawdę...
Jesteś dzielną kobietą, Aniu. Potrafisz wznosić się ponad swój ból i żyć normalnie.To niezwykle trudne...
Kiedyś dostałam na dobranoc od mamy takiego SMSa:
OdpowiedzUsuń"Jutro kolejne 86400 sekund - żyj tak aby nie zmarnować ani jednej"
Ból musi się wyboleć, łzy muszą się wypłakać a śmierć... choć to brzmi okrutnie jest naturalną koleją życia... Myślę, że musimy żyć teraz każdą chwilą - w pełni aby później niczego nie żałować...
A ja nie wiem, co powiedzieć... Hm, Aniu, Twoje oswajanie odejścia Taty wydaje mi się bardzo dojrzałe, naturalne i dobre. Niech więc naturalnie i jak najłagodniej przyjdzie do Ciebie ukojenie po tej stracie.
OdpowiedzUsuńZe śmiercią trzeba się oswoić mimo ich cholernie to trudne!!sama pracuje nad jej oswojeniem..śmierć to część życia
OdpowiedzUsuńHm, chyba tak jest, że ludzie mówią te słowa mimo wszystko w dobrej wierze. Nie myśląc zupełnie o tej drugie stronie medalu. A kto na co zasłużył wie tylko Ten U Góry i to On kiedyś nas będzie rozliczał, nagradzał z tego co tu - na ziemi.
OdpowiedzUsuńAniu, ściskam mocno :*
I bardzo chcę, byś szybciutko wskoczyła na kolejny stopień :)
Dobrej nocy :)
Nie zgadzam się, śmierć jest naszym przeznaczeniem, ale nie wrogiem. Rodzimy się do śmierci i z każdym dniem umieramy. Nie ma mowy o wrogości tego momentu, jakim jest śmieć. Im szybciej człowiek sobie to uzmysłowi , tym szybciej pogodzi się z własną śmiercią. Ze śmiercią bliskich zawsze najtrudniej się pogodzić. Ale w końcu przychodzi ukojenie. Masz już pierwsze etapy przeżywania żałoby po śmierci ojca za sobą. Oby Ci jak najspokojniej przebiegły te następne.
OdpowiedzUsuńAniu, do tej pory się nie odważyłam, ale chyba dziś jest odpowiedni post. Pamiętasz? Po śmierci Twojego Taty napisałam Ci, że mój zmarł w 2002 roku i teraz drżę każdego dnia o mamę. Otóż... moje drżenie skończyło się 4 lutego o 8.25... moja mama zmarła. W tej chwili przeraża mnie myśl- jak mam posprzątać Jej mieszkanie, co zrobić z Jej rzeczami, bo wszystko czego dotykała jest bezcenne. Nie wiem jak. Nie wiem, nie wiem.
OdpowiedzUsuńJoanna
Joanno, bidulko, teraz Ty przeżywasz ten koszmar... Jak sobie radzisz? Ojej, to okropne, takie świeże...
UsuńJestem na tym samym etapie. Rzeczy. Powinny odchodzić z naszymi bliskimi w niebyt. Te osobiste przedmioty, ubrania, buty, książki, notatki, poduszeczki... Wyć można, a i to nie pomaga...
Joasiu, nie mogę znaleźć Twojego maila, napisz do mnie słówko, żeby mi go przypomnieć.
W każdym razie drabinka w kwiatki i pompka, którą dostałam od Krysi - Opakowanej, jest Twoja. Trzymaj ją sobie jak długo będziesz potrzebować. Krok po kroczku wdrapuj się na nią, aż wyjdziesz całkiem, bo my wciąż żyjemy, życie wciąż ma dla nas piękne dary.
Współczuję Ci, kochana kobieto.
Wiem, że nie wiesz. Jak tu wiedzieć?
Napisz, proszę.
Aniu, ja nie pisałam maila. Napisałam w komentarzach kiedy je już uruchomiłaś po śmierci Twojego Taty. Jakoś nie czułam się upoważniona do pisania maila do Ciebie. Myślałam sobie, nie - parę przydługich komentarzy o kotach, to jeszcze nie powód żeby pisać prywatnie maila. Ale byłam myślami z Tobą, potem napisałam w komentarzach. Dziękuję, spróbuję wykorzystać drabinkę i pompkę. Może tak na zmianę je wykorzystamy. Póki co tkwię w dole jak Rów Mariański i wyję czasem jak nikt nie widzi. Wiem, kiedyś będzie trochę lżej, kiedyś...
UsuńJoanna
To jest niesamowicie traumatyczne przeżycie. Jednak do przejścia. Nie wiem jak o określić trafnie, ale nie zostaje się tak do końca samemu. Osoba zmarła nie odchodzi całkiem, wciąż w jakimś sensie jest...
UsuńJestem teraz na etapie porządkowania prawnego i to też jest trudne i bolesne i zatruwające mi żałobę. Współczuję, że to wszystko przed Tobą.
Śmiercią się kończy każde życie i tego nie zmienimy. Nasi bliscy zawsze jednak będą w naszych sercach i tym samym nigdy nie umrą. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPrzytulam cię mocno! moja mama umarła nagle pół roku temu, nic jej wcześniej nie bolało, była radosna, 3 min. wcześniej czytala książkę...
OdpowiedzUsuńnadal jestem zapętlona w różnych myslach, stanach,raz przerażona, za chwilę ciutek pogodzona, za chwilę zła na wszystko i wszystkich. I tak się kręci, dzień za dniem...
A rzeczy Mamy nadal leżą na swoim miejscu, nadal pachną jej zapachem, mieszkanie wyglada jakby wyszla tylko na chwilę... nie mam jeszcze siły, nie teraz, nie chcę! bo wszystko nagle takie ważne i cenne, więc jak to usunąć? Jakbym liczyła, że kiedyś wejdę a ona tam będzie jak zwykle radosnie szczebiocząca i usmiechnięta...
OdpowiedzUsuńAmiszko, dziękuję Ci. Ja niestety nie mogę czekać zbyt długo z posprzątaniem mieszkania. Mama mieszkała w jednym domu z moim bratem. Co prawda mieli osobne mieszkania, ale dom niewielki. Widzę, czuję, dostaję sygnały, że im szybciej posprzątam, tym lepiej. Ustaliłam więc, że po miesiącu od mamy śmierci zabiorę się za porządki. Cóż życie, czasami tak skomplikowane, że trudno o tym pisać.
UsuńJoanna
mam nadzieję, Anko, że powoli, szczebelek po szczebelku, wygrzebujesz się na powierzchnię i dziś czujesz się już troszkę lepiej. serdecznie Cię przytulam :*
OdpowiedzUsuń