wtorek, 28 stycznia 2014

Widoczki, niebka, sekrety, aniołki

Dawno, dawno temu, w latach sześćdziesiątych, gdy dzieci bawiły się jeszcze na podwórkach miast, znana była wśród dziewczynek zabawa w WIDOCZKI. Należało znaleźć jakiś fajny kawałek szkła, wykopać w ziemi dołek i nawsadzać do niego różnych skarbów, kwiatków, patyczków, kamyczków, sreberek i co tam komu do głowy przyszło. Potem tę mozaikę przykrywało się szkiełkiem i zasypywało ziemią. Efekt był trójwymiarowy i za każdym razem inny. Co za pole do kreatywności! Pamiętacie?
O sekretnym miejscu, gdzie ukryty był widoczek, można było powiedzieć tylko najbliższej przyjaciółce. To tworzyło więź. Mogłyście też razem szukać widoczków konkurencji, żeby je podglądać. Nie daj boże dowiedział się o takim tajemnym miejscu jakiś chłopak! Wtedy istniała wielka szansa, że nam widoczek zniszczy albo upchnie tam jakąś zdechłą muchę, fuj! Te chłopaki! 

To nam się właśnie przytrafiło na spacerze. Znaleźliś widoczki! 
Zobaczcie.


Szliś sobie pomału po lesie,


 pstrykaliś fotkę za fotką,


nagle patrzymy: ŚLAD! 


Wyraźnie odbite kopytko i wyraźnie kłopot z poślizgiem!


O, tu widać, że robiło patataj, patataj i szuuuu!


I ratunku!!


Znowu szuuuuu, aaaaa! I poszło!


Tak to właśnie odkryliś pod warstewką śniegu pierwszy widoczek!


Jaki klawy!


Trójwymiarowy, a jakże!


Każdy kolejny inny.





Zaczęliś odsłaniać kolejne ukryte przez panią zimę obrazki.





Niesamowite! 


Kiedy jedno niebko (bo i tak się na widoczki mówiło) 
pękło pod ciężarem nie powiem kogo, 
mogliś zobaczyć jego trójwymiarową strukturę. 



Pomyśleć, że te cudne przestrzenne witraże powstały na rozjeżdżonej 
przez leśników leśnej drodze, która po ich pracy w lesie przypomina jakiś teren wojenny. 
Niektóre koleiny sięgają za kolana, a tam, gdzie na poboczu rosły 
maślaczki, konwalie i paprocie, zieje i straszy błocko...


Pokazuję Wam te widoczki w zaufaniu. 




Pamiętajcie, to nasz sekret, nie mówcie nikomu!


Jak już wiecie:


A teraz:


Gdzie?




PODPIS

134 komentarze:

  1. Przepiękne!!!Na początku lat 70-tych na wschodzie Polski nazywałyśmy je SEKRETAMI, najpiękniej dla mnie prezentowały się w nich bratki, miłe wspomnienie dzieciństwa mojego wywołałaś:-) agnieszka z białej co hasła zapomniała

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aga!! :)))
      Zakładaj drugie i napisz nam tu hasełko, to Ci będziemy przypominać;P

      We Wrocławiu oczywiście były widoczki i rzeczywiście bratki, stokrotki, koniczynki prezentowały się w nich cudnie. Do tego sreberka po cukierkach, kamyczki, patyczki... ach jaka to była fajna zabawa. Fajniejsza niż dzisiejsze siedzenie przed kompem.

      A kto pamięta grę kapslami w Wyścig Pokoju, grę scyzorykiem w "grzyba"i w "Państwa i miasta"?

      Usuń
    2. Kapsle pamiętam!! Rysowało się trasę patykim, taką pozakręcaną trasę(asfalt na mojej rodzinnej uliczce Fryderyka Ch., ślepej zresztą, położyli dopiero w latach 90. Dziecko umorusane, bo na kolanach, kolana poździerane wieczne, ale ile radochy było:-) jeszcze w gumy się grało "szyjkę" nawet skakało! Hitem były też chowanki. Kiedyś schowałam się bardzo skutecznie, przytuliłam do pnia drzewa i oblazły mnie robale! agnieszka z białej

      Usuń
    3. Byłam dobra w gumę! Szyjkę skakałam bez problemu. Byłam też świetna w trzepaku. Fikołki w przód i w tył to dla mnie pestka!

      Tyle wypomnień. Uwielbiałam podwórko, kapsle, wrotki, rower, zabawy w chowanego, Państwa Miasta. Opowiadałam młodszym dzieciom bajki. Znałam na pamięć te, które miałam na płytach: Czerwony Kapturek, Królewna Śnieżka, Kot w butach. Do dziś umiem je, pamiętam niemal każde słowo.

      Usuń
    4. jeszcze czubek głowy się skakało:-), a jak były cztery osoby to w gumy w trójkąta. Cały dzień usiłuję sobie przypomnieć co tam po kolei było ale tylko jakaś "maszynka" mi się kojarzy :-)Gosiu, a bajki wyświetlane rzutnikiem:-)

      Usuń
    5. W miescie Uc tez sie w to samo bawilismy, a jeszcze w klasy i w "wywoluje wojne", berki wszelkiego rodzaju, kto sie boi czarnego luda, dwa ognie.
      Ehhh, byly czasy!

      Usuń
    6. właśnie!!! wywołuję, wywołuje do ..bezkrwawej walki... i potem patykiem odrysowywało się część terytorium przeciwnika im dłuższe ręce tym lepiej:-). Raz, dwa trzy baba jaga patrzy. Klasy w chłopa i babę się grało.Były, były...

      Usuń
    7. My jeszcze bawiliśmy się w...wojnę. Inspirowaną Klosem.
      Ja zajmowałam się też chodzeniem po drzewach i skakaniem z garaży. Teraz jak patrzę jak to wysoko to aż mnie ciarki przechodzą. To były czasy!

      Usuń
    8. Pamiętam bajki na przeźroczach! Ech, to były czasy! Uwielbiałam bajki i to mi zostało do dziś. :)

      Usuń
    9. O! Ja też się w to wszystko bawiłam, a jeszcze podchody, a drzewa i garaże oraz płoty przeróżne obowiązkowo! Tak myślę, że gdyby wtedy był modny parkur, to pewnie bym to robiła; zawsze robiłam to samo, co chłopaki :) I urządzaliśmy zawody sportowe, i teatrzyk podwórkowy... A na drzewa dalej włażę, tylko dużo bardziej się boję.

      Usuń
    10. Podchody? Ależ oczywiście, a że mieszkałam w Rynku to mieliśmy strychy, piwnice i schrony do dyspozycji! Oczywiście rodzice nie wiedzieli o tym, gdzie się chowamy. Jejku, gdyby tak teraz moje dziecko po strychach i piwnicach latało- najpierw miałabym zawał, a potem sama bym je zabiła ;)))

      Usuń
    11. Ja też bawiłam się w takich miejscach, na budowach, po piwnicach, że aż strach! Cud, że nikomu nic się nie stało. :)

      Usuń
    12. Budowy były najlepszym placem zabaw :)) Mój mąż mieszkał na Rynku i też latali po wszystkich piwnicach, strychach, nad rzeką - rzeczką, do dzisiaj pamięta wszystkie tajne przejścia, fajne klatki schodowe, kiedyś mi nawet pokazał - taką ze szklanym dachem :))
      A ja się bawiłam na ulicy! Nie było żadnych pozbruków, tylko bita droga, pełno nas było, wystarczyło wyjść i zawsze ktoś do zabawy sie znalazł.

      Usuń
    13. Dołożę do wyliczanki :siała baba mak i nazwę to kręceniem młynka . Dwie osoby chwytały sie za skrzyzowane ręce ,stopy jak najbliżej siebie ,odchylało się i kołowało z wyprężonymi rękami :)

      Usuń
    14. Jeju! Też to pamiętam. Ale się szufladki w pamięci otwierają... :)

      Usuń
    15. u nas to szuszki-muszki :-)nie wiedzieć czemu

      Usuń
    16. tak Jolu coraz więcej szufladek otwiera się: bierki, pchełki, gry planszowe np.wyprawa po skarb, I w karty grałyśmy,:-) świerszczyk, płomyczek płomyk

      Usuń
  2. Natura jest cudowna i zaskakuje swoim pięknem :) Miłego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To najwspanialsza artystka! Ty za to lepiej gotujesz. :D

      Usuń
  3. Ale narobilas! teraz bede o dziecinstwie wspominac zamiast koncentrowac sie tworczo na ceramice (kursa robie).
    Niebka - piekne jak nowoczesne witraze alibo i dziela sztuki w galerii.
    A sokawka to niby co? napoj?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://dzikakurawpastelowym.blogspot.com/2014/01/o-hali-z-sasiedniej-wsi.html

      Kursa robisz? Fajowsko!

      Usuń
  4. pees. a gdzie aniolki tytulowe?
    drugi pees - buciki ladny desen wyrobily.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko są określenia na widoczki, różne w różnych częściach Polski.

      Usuń
  5. lata 70-te, na warszawskim Bródnie, też nazywaliśmy je Sekretami.
    Agnieszka (teraz) z Żyrardowa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. pozdrowienia :-) agnieszka z białej

      Usuń
    2. Pozdrowienia też! Agnieszka z Białej P. :)

      Usuń
    3. Inwazja Agnieszek Za Moje Drzwi. :))

      Usuń
    4. To przez kalendarz wygrany:-) agnieszka z białej z pracy

      Usuń
  6. Oj, pamiętam te szkiełkowe sekrety :) A co to jest sokawka?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zbieractwo w tamtych czasach uskuteczniało się: szkiełka tj. kawałki pobitych talerzy, miałam piękną kolekcje, pamiętam z jakim namaszczeniem się je oglądało (aż zrobiło mi się zakażenie na palcu od okaleczenia i mama mi je wywaliła:-( ) Jeszcze zbierałam opakowania po czekoladach, kto pamięta białą czekoladę Galak:-)? agnieszka z białej

    OdpowiedzUsuń
  8. Wczoraj widziałam identyczne!!! i jeszcze zamarznięty leśny staw, na którym były podobne witraże. To był dopiero widok... makro :)
    Buziole :*****

    OdpowiedzUsuń
  9. w latach 70tych też:-) i też nazywaliśmy je sekretami, u nas, na południu miasta, czyli w innym mieście:-)
    Też widzieliś, w niedzielę, liczne. Muszę powiedzieć, że niszczenie ich sprawiało mi pewną satysfakcję, tak chrup z butka:-) a niektóre się nie dały i zostały ślizgawką.
    Pies paczy na człowieka z politowaniem, hm.
    So kawkę muszę wypić, bo sie inaczej nie ogarnę. A saręki mają raciczki:-)

    OdpowiedzUsuń
  10. I tak umiesz przejść obok tego, nie roztrzaskując? Przecież to najlepsza zabawa dzieciństwa była! Żadnej kałuży zamarzniętej się nie przepuściło ;). Nawet teraz ciężko mi przez to przejść koło jakiejś obojętnie ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba, że było już tak zamarznięte, że się nie dało i można już było tylko oglądać ;).

      Usuń
    2. Nie pozwalałam roztrzaskiwać! Z okrzykiem na ustach "nie niszcz tego piękna" rzucałam się na MójCiOnego jeśli szedł w kierunku widoczka. :))
      Niektóre się roztrzaskały przez Rufiego, bądź przy oczyszczaniu ze śniegu, większość jednak jest tam i czeka na nas za tydzień.
      Jak będą roztrzaskane to będę widziała czyja to sprawka!
      :)

      Usuń
  11. Ależ piękne te widoczki :))
    U nas, czyli w Wielkopolsce mówiło się szkatułki, albo skrótowo szkatki :) A reszta, oczywiście tak samo, jak wszędzie ;)
    Sokawka jest bardzo dobrym pomysłem :)

    OdpowiedzUsuń
  12. A ja popijając sokawkę, widzę z okna taki jeden trójwymiarowy widoczek :)
    A takich zabaw z szybką u nas nie było .

    OdpowiedzUsuń
  13. Sokawka to jest po prostu kawa :)) Rzecz wypłynęła na blogu Hany i Miki, Hana opisywała w poście swoją znajomą, która mówi gwarą wielkopolską.
    Mówi się np. Tero to so kawke wypije. Czyli po polsku: teraz wypiję sobie kawkę :))
    Sokawka - sobie kawka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "No, wszystko mum porobiune, teroz (so)kawkę mogę wypić" ;-) Umiem na pamieć. :)

      Usuń
    2. :) Sokawka się upowszechnia, my inaczej już nie mówimy.
      Uwielbiam do dzisiaj rozgniatać zamarznięte kałuże, nie bacząc na widoczki.
      A tor wyścigowy i na nim chrabąszcze "króle" (takie z lśniącym pancerzykiem), albo "młynarze" - te matowe?

      Usuń
    3. Ja już wtedy dostawałam histerii, że zwierzątko, czyli chrabąszcz się męczy i nie bawiłam się w to, choć pamiętam jak uczyłam osy pływać... Jak jakaś zdała na kartę pływacką, czyli przepłynęła na drugi brzeg miski, to musiała zdawać na ratownika. :)

      Sadystka ze mnie była. :(

      Usuń
    4. Tak, to gwara wielkopolska. Moja ciocia tak mówi:-).

      Usuń
    5. No wiesz, żeby osy uczyć pływać, to gorsze niż chrabąszcze na torach. Im się krzywda nie działa, poza tym, że trzeba było trochę je motywować patyczkiem...

      Usuń
    6. Żadna na ratownika nie zdała :((

      Usuń
    7. Sadystki z Was były;) Chociaż osy to wredoty, więc trzeba było pokazać im, kto tu rządzi ;))

      Usuń
  14. Takiej zabawy nie znałam. My zakopywałyśmy skarby i sekrety w szczelnych pudełkach na wieczne zapomnienie. Twoje lodowe witraże piękne.
    Przypomniałaś mi zabawę z dzieciństwa, budowało się domek ze śniegu i wprawiało "szybki" z kolorowego lodu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a może by tak dziś odkopać...?! agnieszka z białej

      Usuń
    2. Ha! Mama kiedyś wykopała, bo postanowiła poszerzyć grządkę. Lat parę minęło, miałyśmy niezły ubaw.

      Usuń
    3. Pewnie zdziwiła się bardzo:-)

      Usuń
  15. Sokawke właśnie kończę :) U nas też mówiło się "sekrety"; robiłam takie, a jakże. Te stworzone przez Panią Zimę należą raczej do abstrakcji, ale piękne są. Ciekawa jestem, czy w naszym lesie też takie zostawiła? Jak mi się uda, to poszukam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. jeden z widoczków taki 'walentynkowy' :-)

    OdpowiedzUsuń
  17. Nie słyszałam o takiej zabawie- ani ja, ani moja córka jej nie znałyśmy. Może dlatego, że nie bawiłyśmy się na podwórkach? Blisko były dwa piękne parki z placami zabaw i tam (zwłaszcza moja córka) spędzałyśmy czas. Jako dziecko "budowałam" ze szkiełek domki dla motyli- budowało się taki domek na trawniku,wkładało się różne kwiaty, potem umieszczało się w nim motyle. Ale potem zawsze trzeba było domek "rozebrać", by motyle przeżyły. Takie zimowe "widoczki" na płytkich "akwenach" zawsze ciekawie wyglądają.
    Miłego, ;)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ale piekne znaleziska ! Tylko biedna psina patrzy taka zdziwiona z patykiem w zebach na to co robicie ha, ha..
    Jestescie tak dobrana para , ze az milo !!!
    Sciskam mocno-Ag

    OdpowiedzUsuń
  19. W latach 80-tych też robiło się widoczki:)
    Tylko chłopaki jakieś fajniejsze byli,
    bo much zdechłych nie wkładali;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w 90 już nie. :( Szkoda, bo to musiało być piękne!

      Usuń
    2. Zawsze można wrócić do tej miłej tradycji:)

      Usuń
  20. Jak zawsze potrafisz dostrzeć intrygujące szczegóły. Zabawę oczywiście pamiętam, a chłopcy jakoś nam nigdy w tym nie przeszkadzali.

    OdpowiedzUsuń
  21. Czyli pięknie umiesz patrzeć:) Nie każdy tak potrafi.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ale piękne widoczki. I piękne to, że potrafisz je dostrzec, masz piękne wnętrze Gosiu :)
    Oj pamiętam, jak zbieram szkiełka i widoczki tez robiłyśmy z koleżankami, a teraz komputer zabiera dzieciom takie wspomnienia. Graliśmy tez w klipę :), w dwa ognie itd. czyli cały dzień gry i zabawy na podwórku, a dziś tak ten świat tak się zmienił. jolaz

    OdpowiedzUsuń
  23. ...jednak najpiękniejsze cuda tworzy natura...

    ...pozdrawia zakatarzony ze wschodnie WLKP...

    OdpowiedzUsuń
  24. W Szczecinie lat 70. zeszłego wieku (sic !!!) to się też "niebko" nazywało :-))) ciekawy źródłosłów - że od nieba ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też tak chciałam napisać, ale wydało mi się tak nierealne i odległe a my okurzone i w pajęczynach wiekowych:-) A niebko, ładnie Aniu:-)

      Usuń
  25. U mnie też to były sekrety... a najtrudniej było znaleźć niebieskie szkiełko albo czerwone, zielonych było dużo bo piwo chyba sprzedawali w zielonych :-)
    Gosiu toż TwójCiOn to prawie Winnetou - tak ślady wytropić :-)

    OdpowiedzUsuń
  26. no nie złe skarby żeście GosiRobercie odkopali :)
    Rafał

    OdpowiedzUsuń
  27. Ale fajne!
    A z widoczkami coś mi się kojarzy - ale nie pamiętam, czy w dzieciństwiemje robiłam.

    OdpowiedzUsuń
  28. Pamiętam, że były "sekrety". Tylko chyba troszkę później, niż za mojej kadencji.

    OdpowiedzUsuń
  29. Rufi, spoko! nie ma się co denerwować. niektóre człowieki tak mają, że od czasu do czasu próbują na czterech łapach. ale im to nie wychodzi, więc szybko wszystko wraca do normy. trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
  30. Oczywiście, że robiłam widoczki, kwiatki, kamyczki, złotka pod szkiełko, pamiętam bardzo dobrze, lata 70-te (dlaczego to było tak dawno????) w gumę też skakałam, i na trzepaku sie wieszałam, a teraz moja jedenastoletnia siostrzenica tylko komputer....Agnieszka z Lublina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komputer jest fajny, ale gdyby go miała nie czytałabym przygód Tomka Alfreda Szklarskiego pod kołdrą z latarką. :))

      Usuń
    2. Też Tomka pod kołdrą z latarką czytałam :) W ogóle fajnie się czytało z latarką :)

      Usuń
    3. Ja też uwielbiałam Tomka, Nienackiego, Musierowicz...... w ogóle uwielbiam czytać. Mogę się tylko pochwalić, że moja córka też :) A z L

      Usuń
    4. Pst! Mój synuś też. I podtykam mu coraz częściej Niziurskiego, Bahdaja, Nienackiego, Ożogowską, Szklarskiego. Właśnie, Musierowicz mu trzeba podpowiedzieć! :)

      Usuń
  31. A pies patrzaił ze zdziwnieniem i myślał 'co to za wydobywactwo lodu się tu dzisiaj uprawia? Przeciez i tak do domu tego nie zabierzem...'. U nas sie to nazywało 'sekret' ;D

    OdpowiedzUsuń
  32. Robiłam to wszystko.Jednak kiedyś było fajnie. Mieliśmy tyle pomysłów. Aaaaa .... jeszcze grałam w kapsle i na kolonii grałam w ciupy - uwielbiałam to :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gra kamieniami. Trzeba wybrać chyba pięć ( już nie pamiętam) równych kamieni - grało się w to na łóżku. Obok siebie leżą 4 piąty podrzucasz do góry i w tym samym czasie bierzesz jeden do ręki i łapiesz ten podrzucony i tak po kolei . Póżniej podrzucasz i zabierasz dwa, trzy itd . Jak nie złapiesz gra następna osoba. Graliśmy zawsze w czasie leżakowania. Trudno to opisać łatwiej pokazać.

      Usuń
    2. Teraz mi się przypomniało ,na koloniach w to sie gralo :)

      Usuń
    3. Wiem o co chodzi, było coś takiego ale inna nazwa , której nie pamiętam. W łapki się bawiło, kto mniej sprytny był to miał oż borowe z poobijania

      Usuń
  33. A ja sekretów za bardzo nie pamiętam. Coś kojarzę, że działy się koło mnie jakieś takie sprawki, ale mnie to jakoś ominęło - nie zainteresowało? To pewnie przez to, że mając starszego o półtora roku brata, przyklejałam się raczej do niego i jego towarzystwa. Blisko siebie nie miałam chyba żadnej koleżanki w moim lub zbliżonym do mojego wieku. Toteż np. lataliś z bratem i jego kolegami z puszką ze śmierdzącym karbidem, pluliśmy do niej i coś się z tym działo, wybuchało czy jakoś tak. Bałam się jak cholera, ale cóż było robić... ;)

    Za to pamiętam urządzanie gdzieś w kącie ogrodu, najlepiej w gęstych zaroślach, domków, wyposażonych w stare obtłuczone naczynia, nadłamane sztućce, prowizoryczne meble sklecone z desek i cegieł, papierowe torebki wypełnione piaskiem, ziemią i innymi sypkimi materiałami, które miały udawać cukier, sól, mąkę itepe. I się gotowało, mieszkało, miało rodzinę. Nazywaliśmy te przybytki bawidkami. Cóż za wymyślna nazwa! ;)

    No i skakanie w gumę pamiętam, ech, to było coś! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. obiady gotowało się , mielone z piasku i wody, zupa z trawy i patyków i mój hit, żubrówka z trawką w środku:-)

      Usuń
    2. O, hasło sobie przypomniałaś, Agnieszko z Białej. :)

      Żubrówka - no, no, jestem pod wrażeniem. :D Na to nie wpadliśmy.

      Usuń
    3. Mielone z piasku! Pamiętam, ale to była fajna zabawa! Bawiliś, a tu mama wołała do domu, ale było żal iść...

      Usuń
    4. Jolu, byłam w domu przez półtorej godziny to sobie zajrzałam, mam do pracy 200 kroków. Dlatego notorycznie się spóźniam bo za 10 ósma to ja myślę, że mam dużo czasu:-) Gosiu, Ty też masz bliziutko, prawda...? agnieszka z białej

      Usuń
    5. Gocha, ja nic nie chcę mówić, ale Aga Cię rozpracowała niczym porucznik Kloss. ;)

      Usuń
    6. Pasałam z koleżankami krowy na łąkach. Obok biegła polna droga, zawsze było tam błocko. Robiłyśmy z niego różne "ciasta", torty przeważnie, przystrojone kwiatkami, trawami, owocami, ile w tym błocie było możliwości!

      Usuń
    7. O, ja też tak piekłam, a jakże! :)

      Usuń
    8. Agnieszko, napisałam do Ciebie maila.

      Jolu, na to wygląda. :)

      Hana, aż widzę to oczami wyobraźni! Ja nawet kiedy moje dzieci były małe, to uwielbiałam bawić się z nimi w ten sposób. Na brzegu jeziora np. podczas wakacji...
      Ech, chyba zacznę jakiś wspomnieniowy cykl...

      Usuń
    9. O, ciasta z błota ozdobione kwiatkami - Hana przypomniałaś mi :))

      Usuń
    10. Aniu, napisałam do Ciebie maila

      Usuń
    11. Taki ze mnie Kloss jak z koziej d... trąba:-(

      Usuń
    12. Ale, że mam blisko do pracy to zgadłaś, Aga, więc kariera szpiega stoi przed Tobą otworem :)))

      Usuń
    13. E tam, Aga, nie pękaj. I Klossowi się zdarzały potknięcia - jestem na bieżąco, bo właśnie oglądamy wieczorami z Igorem. :)

      Usuń
    14. Zabawy błotem .Prypomnieliście mi takie jedno ustrojstwo ,jakie widziałam w Niemczech .Na piaszczystym podłożu stała duża drewniana konstrukcja złorzona z rynienek w których płyneła woda .Miało to kilka poziomów ,pompkami pompowało się wodę na wyższe poziomy . Dzieci ciapały sie tym piaskiem z wodą .Jakie te dzieci z tamtąd wychodziły bródne ;) I żadna niemiecka mama nie darła na nie m... japy :)

      Usuń
    15. Bawidki u mnie Za Rzeką też były! Uwielbialiśmy to.
      Kiedyś wydarzyła się straszna kłótnia o ogromną puszkę po jakiś sardynkach (mówiliśmy na nią SARDYNA). Bawidki były dwie i każdy upierał się, że sardyna jest jego...

      Usuń
    16. Sardyna - urocze, zważywszy że mowa o niedużej rybce. :D
      To już wiem, dlaczego Ty jesteś Alucha! :P

      Usuń
  34. A tak i w latach 80-tych były sekrety ze szkiełkiem ale trzeba było uważać na skaleczenia,gra w gumę,klasy i inne akcje np. w starych ruderach aż strach się bać ;)

    OdpowiedzUsuń
  35. http://www.lasy.gov.pl/zubr - właśnie łaciatek się posila :)))

    OdpowiedzUsuń
  36. Niesamowity jest łaciaty dzik. Może ktoś wie, jak to możliwe? Halo, czy jest na sali zoolog? Dziwne, że żyje sobie w stadzie, dzikie zwierzęta nie lubią "inności".
    I jeszcze zjeżdżałam w dzieciństwie na sankach nad urwiskiem. Kto zjechał najbliżej krawędzi, wygrywał. Prowadziliśmy pomiary. Matulu, że tam nikt nie spadł!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ela pisała o tym ostatnio:
      Oglądałam wczoraj z polany w puszczy Białowieskiej w nocy pożywiające się dziki trzy, jeden był ...łaciaty. :) Wyglądał jakby z chlewa przed chwilą zwiał. I niestety chcąc się co dowiedzieć o łaciatych dzikach, wpisałam w Google i najwięcej jest na forum myśliwych. Strzelają przede wszystkim do łaciatych bo ... dziki mają być czarne, tłumaczenie. Ale skąd się wzięły łaciate dziki, nie wiedzą. Trochę wiedzy niby jest ale to tylko przypuszczenia. No te dziki i żubry to dzięki Lidii ona mnie zaraziła podglądaniem polany. :)

      Wygląda, że to myśliwi nie lubię inności. :)

      Matko! Z tą krawędzią to daliś czadu!

      Usuń
    2. Daliś czadu nie tylko nad krawędzią. Oj miała ci matuś ze mną miała!
      Myśliwi nie wiedzą, bo durnowaci. Jak kto niedurnowaty, to nie jest myśliwym. Jakiś powód musi być. Że dziki łaciate znaczy. Strzelają w trosce o czystość rasy? Już coś, gdzieś o tym było...

      Usuń
  37. My też robiliś widoczki…:)
    To były prawdziwe skarby, chronione, zasypane i uprzywilejowanym pokazywane
    w największej tajemnicy.
    Mój kolega , który mieszkał po sąsiedzku przynosił mi zerwane na cmentarzu bratki do tych widoczków. Dostawał za to irysy z makiem, za które dałby się pokroić..:)

    A kto pamięta lalki z kukurydzy?
    Do dzisiaj dziwię się, że nie zostałam fryzjerką, ile to różnych fryzur miałam na swoim koncie, testowanych na bujnych włosach kukurydzianych piękności.

    A zabawa w dwa ognie już zawsze będzie mi się kojarzyć z kromką chleba posmarowaną śmietaną i posypaną cukrem – z taką kanapką w ręce wkroczyłam do gry (akcja tego wymagała) i piłka uderzyła w moją kanapkę a ta z wdziękiem przykleiła się do mojej
    buźki…:)
    Naraz przypomniało mi się tyle występków z dzieciństwa, i znienawidzone borówki bo trzeba je było zbierać a to było takie nuudne..., i podziurawione w akcie zemsty babcine pierogi….

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alu :***
      Lalki z kukurydzy! Kompletnie zapomniałam o nich :))
      http://4.bp.blogspot.com/-48xkj2JU79U/UinfSFQUDBI/AAAAAAAAAsA/euqifbOCo3s/s1600/DSC_0156-001.jpg

      Usuń
    2. No wiesz! Nie podejrzewałabym Cię o taką mściwość, Alu! Ale musiałaś być wkurzona!

      Irysy z makiem - pyszota! Mało co smakowało mi bardziej. :)
      Kanapka ze śmietaną i z cukrem mnie wzruszyła... U nas to jeszcze istniała wersja kryzysowa - taka przedwypłatowa albo przeddojeniowa: kromka polana wodą i posypana cukrem. Pyszności. :) A dziś bym raczej nie tknęła - to już wolałabym taką z masłem i musztardą, też kulinarny hit dzieciństwa. :)

      Usuń
    3. Popatrz Jola a ja na odwrót ,jako dziecko jadałam chleb z masłem i cebulą pokrojoną w talarki ,albo z musztardą . Ale hitem były czerstwe bulki na moment zanurzane w wodzie i obsmarzane na patelni ,a potem posypane cukrem . I na te bułeczki przychodził do nas sąsiad ,a było już nas wtedy czworo maluchów , bo u niego w domu była tylko "niedobra" wędlina ;)

      Usuń
    4. Jolu, z tymi pierogami to było tak.
      Miałam wtedy może 7-8 lat i moja Babcia przekazała Mamie jaka to byłam "grzeczna" przez cały dzień... Mama nie pozwoliła jeździć rowerem przez najbliższe dni. Oburzenie moje sięgało zenitu ale następnego dnia nadszedł słodki dzień zemsty.
      Babcia robiła pierogi, było lato , okno w kuchni otwarte na całą szerokość, pod oknem stał duży stół kuchenny a na stolnicy równiutko poukładane przygotowane do gotowania, przykryte białymi ścierkami pierogi, właśnie z kapustą i serem. Zajrzałam przez okno, Babci nie widziałam, podniosłam ścierkę i w każdym pierogu zrobiłam dziurę palcem - w taki farsz palec fajnie wchodzi..:))) Na swoje nieszczęście Babcia dość długo nie wracała - w każdym razie zdążyłam w tym swoim oburzeniu za schowany rower podziurawić wszystkie pierogi, co do jednego. Opamiętanie i strach przyszły niedługo ...

      Chleb z masłem i musztardą też pamiętam...:)

      Usuń
    5. Ech, dziewczynki, łza się w oku kręci...

      Mario, ja chyba wtedy aż tak nie przepadałam za cebulą. Teraz owszem, robię sobie czasem taką wypasioną, wykwintną kanapkę i pożeram ze smakiem. :)
      Ale pamiętam też tak zwaną chińską kanapkę. Nie mam pojęcia, skąd taka nazwa, wtedy jeszcze Chiny nie były tym, czym są teraz. Znane były u nas głównie z koszulek i... nisówek. :) W każdym razie kanapka taka mogła wyglądać np. tak: kromka chleba, smalec, kiełbasa (albo inna wędlina), ogórek kiszony, cebula, musztarda, sól, pieprz i co się tam jeszcze nawinęło. I wszystko to przeważnie pokrojone niedbale i grubo, poukładane piętrowo, że paszczę rozrywało, gdy się toto chciało ugryźć... Ech, wzruszyłam się...

      Usuń
    6. Jeju, Alu, obawiam się, że zakaz jazdy rowerm wydłużył się chyba z kilku dni do kilku tygodni, co? Biedna Alusia... Ale co się odegrałaś, to Twoje. ;)

      Usuń
    7. Tiaa, aż pod eskortą w osobie mojej cioci wracałam do domu.:)

      Usuń
    8. irysy z makiem, kolejne wspomnienie, pyszne

      Usuń
    9. Dla mnie kultowy jest kawał chleba z masłem, posypany cukrem i (wersja na bogato) skropiony cytryną. Mam rzucała przez okno z 3 piętra. A najbardziej pożądałam marmolady, która w sklepach leżała w wielkich klocach i makaronu "rurki". Mama makaron i marmoladę naturalnie robiła sama, ale ja śniłam o rurkach i tamtej marmoladzie w klocu!

      Usuń
    10. Hana, z cytryną to dobry pomysł! Pamiętam marmoladę w sklepie i cukierki kolorowe w plastikowych przezroczystych zającach z odkręcaną głową, groszki czarna perełka i miętowe w takich płaskich żółtych pudełeczkach z dziurkami na które trzeba było natrafić:-)

      Usuń
    11. W Poznaniu jest taki sklep, w którym można kupić takie różne, wydawałoby się, zapomniane specyjały. A lizaki kogutki pamiętasz? Takie czerwone w cukrowej polewie, którą się najpierw ogryzało, a w środku był już czerwony, przezroczysty kogutek.

      Usuń
    12. Ja pamiętam, ja! Też tak obgryzałam to kruche na wierzchu. :)

      Usuń
    13. I ja pamiętam, choć dopiero teraz sobie je przypomniałam!

      No i guma Donald z historyjkami!
      http://i.wp.pl/a/f/jpeg/31409/donald580.jpeg

      Usuń
  38. Jejku dzieciństwo mi przypomniałaś :)) Na warszawskiej Pradze sekrety robiło się jeszcze na początku lat 80 :). Moje najlepiej śmigające kapsle były z plastikowych korków od octu, dostałam niezły opitol od mamy bo na kapslowe potrzeby wyrwałam z atlasu świata kartkę z flagami... (no co, w kapslach MUSIAŁY być flagi!). A mój najlepszy kapsel wpadł mi do studzienki kanalizacyjnej :(((. W gumę uwielbiałam grać (jakieś piątki i dziesiątki się skakało???), poza tym nie wiem czy pamiętacie grę "czekoladki" - coś a la klasy - rysowało się kredą coś na kształt tabliczki czekolady - takie połączone prostokąty i w każdym z nich było co innego do skakania - imię męskie, imię żeńskie, kolor, kwiat itp :)). W piłkę z chłopakami w kwadraty grałam, w pikuty ("wywołuję wojnę przeciwko-piwko"). Bawiliśmy się w czterech pancernych, szczególnie zimą - każdy samochód przejeżdżający osiedlową uliczką to był "niemiec" chowaliśmy się przed nim w zaspy ;))) O rany, Gosiu aleś wspomnienia wywołała :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, czterej pancerni...
      Wiesz, Oleno, że mój synuś zna ten serial niemal na pamięć? Chyba dwa lata temu miał absolutną jazdę z tym filmem i oglądał go niemal non stop. I wszystkie inne możliwe seriale polskie. :)

      Usuń
    2. świetna czekoladka, ale u nas na wschodzie nieznana

      Usuń
  39. Ojej piękne te widoczki odkryliście :)
    i też pamiętam widoczki z dzieciństwa :)

    OdpowiedzUsuń
  40. Popatrz Gosia trochę lodu ,a tyyyylllle wspomnień :)
    Nie znam zabawy w widoczki ,najczęściej bawiliśmy sie w dom ,w szkołę. Szyłam ubranka swoim lalkom i.....niańczyłam dzieci i robiłam to z przyjemnością :)

    Napisałam wiadomość potwierdzającą ,ale poczta dziwnie się zachowywala i nie wiem czy doszła.
    Do zobaczenia jutro :)

    I jeszcze.....nie wytrzymam i się pochwalę .Moja bratannica wybiera się samotnie w podróż do Nowej Zelandi jak znajdziesz czas to poczytaj ,ciekawie pisze http://260doors.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  41. cos takiego! No to teraz juz wiem i chyba nieco wiecej rozumiem (w ogole ;) )

    OdpowiedzUsuń
  42. Ja w WIDOCZKI się nie bawiłam, jeszcze takiej zabawy nie było. Może moje dzieci ja znały. Twoja obecna "zabawa" bardzo mi się spodobała i sekretu nie zdradzę :)

    OdpowiedzUsuń
  43. Co do jedzenie to przypomniały mi się jeszcze zielone, niedojrzałe owoce agrest, rabarbar i szczaw jedzony garściami, łuski groszku zielonego i brudne truskawki najlepiej z "pylonki" czyli po prostu kradzione... że też nie pochorowaliśmy się po tym wszystkim. kanapka ze śmietaną i cukrem hicior!

    OdpowiedzUsuń
  44. Super historia hihi, uśmiałam się jak wyobraziłam sobie "bambiego" na tym lodzie :)

    OdpowiedzUsuń
  45. robiłam tez szkeiłkowe sekrety ach to były czasy :))

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...