Koniec roku jest dla mnie okazją do podsumowań kociej działalności. W ciągu roku robię po prostu swoje i o liczbach nie myślę, bo nie o nie przecież chodzi. Bardzo się cieszę, czerpię z tego radość i siłę, że znowu udało się nam pomóc kilkudziesięciu niewinnym istotom. Mam takie założenie, które się sprawdza, aby działać na mniejszą skalę, za to w sposób przemyślany i systematyczny. Wiem, że tylko znajdując czas na dobrą opiekę nad kotkami, a także, co jest równie ważne, nad ich ogłaszaniem, mam szansę zrobić jak najwięcej. Nie sztuka zakocić się po kokardę i potem dać się pochłonąć problemom, gdy tymczasem zwierzęta cierpią... Widzę, że ta moja strategia się sprawdza.
Przez nasz dom przewinęło się w 2015 roku 39 potrzebujących kotów.
Z tego cztery wróciły po kastracji na swój teren pod opiekę karmicieli, a jedna kotka - Zula - niestety umarła u mnie na FIP.
Wynika więc z tej arytmetyki, że 34 koty za pośrednictwem naszego domu tymczasowego znalazły domy stałe.
W roku 2014 było ich więcej, bo 47 (to skutek tego, że kiedy MCO był na wyprawie w Japonii, ja poszalałam, he, he...).
Pozwólcie przypomnieć te moje kochane tymczaski 2015. Wiele z nich zapisało się na zawsze w naszych sercach. To niezapomniane historie, wzruszające i budujące. Kibicowaliście im, Kochani Czytacze. Bez Was byłabym słaba jak mucha. Zawdzięczam Wam turbodoładowanie ze wsparciem. :)
Dość nietypowe jest to, że miałam przyjemność gościć tu przez chwilę aż trzy rasowe koty: tajskiego, syjamskiego i maine coona. Wszystkie mają dziś świetne domy.
Rok 2015 jest też rokiem odejścia naszego przyjaciela Rufiego,
który jednak powrócił do nas w ciele Fikuni. Kochamy ją i za niego, i za nią, miłością totalną - jak wariaci. Fisia okazała się pieskiem idealnym do domu tymczasowego dla kotów. Fika posłaniec Rufika. To cud!
Żegnam ten rok, dziękując mu za to, że jesteśmy. Zdrowi. Razem.
Za moich synów, z których jestem dumna. Za rodzinę. Za Fikunię. Za Stefcię, Amisię, Hokusa.
Kocham to, co robię, a dzięki Zooplusowi, czyli Wam tak naprawdę, mogę również odetchnąć pod względem finansowym.
Jeśli kogoś uraziłam, przepraszam.
Na nowy rok po prostu DOBRZE WAM ŻYCZĘ.
I z całego serca dziękuję za Waszą życzliwość i dotrzymywanie towarzystwa "w naszym mikroświatku, w którym rządzimy się własnymi prawami. Dobro tryumfuje, i to jest cudowne!"*
Dom, gdzie już są inne zwierzęta (zdecydowanie zwierzolubne), najlepiej lubiące zabawę.
Wskazana obecność malutkiej psinki.
Duży dom, z ogrodem, już zamieszkany przez jakieś stadko ludzko-futrzaste.
Przede wszystkim dom mądry w swej miłości do zwierząt. Ludzie kochający i myślący, jakiś fajny towarzysz do zabaw i miejsce na brykanie. Okolica bezpieczna i przyjazna zwierzętom. Kolana do mruczenia, ręce do pieszczenia, kominek i osłoneczniony parapet do drzemania.
Dom, w którym będą otoczone taką miłością jak ZMD.
Personel - idealny, gotowy na każde skinienie i usługi, ale bez przesady, jakieś nieduże granice muszą być.
I większy dom, może własny pokój. I bezpieczny ogród albo przynajmniej taras.
Najważniejsze, żeby w swoim domu były kochane, rozpieszczane, zabawiane, jak najlepiej karmione i w razie potrzeby leczone. Fajnie byłoby, żeby mogły wychodzić do bezpiecznego ogrodu, ale nawet w mieszkaniu też mogą być szczęśliwe. Dobrze byłoby, żeby pokochała je względnie młoda osoba, żeby mogły spędzić z nią całe swoje długie życie.
Dom, gdzie ktoś je będzie kochał.
Potrzebna kotkom osoba z wielkim sercem.
Domek z bezpiecznym ogrodem, a przynajmniej z dużym, osiatkowanym tarasem; może być balkon. Duży. Mądry personel i dobre towarzystwo. Zwierzakowe. Może jakiś piesek (suczka) lub kot (kotka), który im będzie matkował.
Dom z bezpiecznym ogrodem jak najbardziej, ale najważniejszy jest w tym domu personel, taki, co to będzie kochał, zachwycał się, dbał o zdrówko i rozrywkę. Z takim personelem nawet w bloku będzie cudownie, ale oczywiście może być rezydencja, z zadrzewionym ogrodem (do wspinania się), zarybionym stawikiem dla rozrywki, przyjaznym pieskiem do towarzystwa, no i zakochanym na zabój personelem.
Personel musi być cierpliwy i wyrozumiały, zwłaszcza gdy zdarzy się siusiu lub kupka w nieodpowiednim miejscu (bo i tak może być), i to nie raz, który z uśmiechem na ustach posprząta rzygowinki, po raz enty zamiecie rozsypany żwirek. Który bez bólu serca, a najwyżej z małym przekleństwem na ustach wyrzuci nowe zasikane buty ;), który zorganizuje najlepszą opiekę na czas swojej dłuższej nieobecności. Człowiek, którego nie zasmuci widok poharatanych pazurami obić na meblach, którego rozczulają kłęby kłaków walające się po domu i czepiające każdego odzienia. Personel, który na pierwszy rzut oka zauważa, że kotkowi coś dolega i zaraz pędzi do dobrego weta, nie szczędząc grosza. Który dopilnuje bezpieczeństwa okien, balkonów, drzwi, ogrodów. Który w razie czego cierpliwie zniesie długotrwałe leczenie i opiekę nad chorym i/lub starym kotem oraz będzie mu kiedyś towarzyszył w ostatniej godzinie. Człek, który pomyśli zawczasu, co będzie z jego zwierzyńcem na wypadek jego własnej śmierci.
Personel, któremu nie przeszkadzają uciapkane od nosków okna, wsadzanie pyszczków do kanapek i innego pożywienia, dreptanie po stole, wiszenie na i targanie firanek, rozliczne rozwałki, np. doniczek z kwiatami, hasanie po nocy (osobny pokój trochę to ogranicza).
A oto i nasi bohaterowie - poszukiwacze domu! Więcej zdjęć w kolejnych postach, bo ten zapowiada się dłuuuugiiiiiiiii...
Opowiem Wam trochę o kotkach. To są prawdziwe cuda. Naprawdę. To najmilsze, najbardziej przylepne, najwdzięczniejsze kotki na świecie. Szczególnie Pączek to kawał słodziaka do entej potęgi! Jaki on przyjazny! Jaki pieszczoch z niego! Nikogo się nie boi, kradnie kolejne serca, jest mięciutki jak kaczuszka (oba są w typie "puszek"), kocha ludzi, psy i koty! Jest już zdrowy, choć możliwe, że jego oczko zawsze będzie ciuteńkę łzawić. Czasem pojawia się w prawym czysta łezka. W niczym mu to nie przeszkadza i urody nie psuje (dziś cały dzień oczko suche!). Charakter ma wprost cudowny.
Muffinka jest troszkę bardziej nieśmiała. Kiedy się u mnie zjawiła, dzień przesiedziała pod łóżkiem. Potem po wypuszczeniu z KP kilka dni nie schodziła na sam dół, zadowalając się hasaniem po piętrze. Nadal jest troszkę bardziej ostrożna, nie leci do każdego w pierwszej chwili, tylko dopiero w drugiej. :) Koteczka jest bardzo wesoła, gania jak perszing za myszkami, a po złapaniu ich nosi je dumna w pyszczku i popiskuje z zadowolenia. Muffi jeszcze bierze antybiotyk, ale dziś idziemy do kontroli i liczę, że z tym koniec. Jej oczka bardzo się poprawiły, bielmo zmniejszyło rozmiar, jednak trzeba jeszcze czasu i leków, aby można było obwieścić sukces. Ona również może mieć problem z łzawieniem, ale to pikuś przy tym, że gdyby jeszcze trochę czasu spędziła w schronie, może całkiem przestałaby widzieć...
Kotki pięknie się razem bawią, szaleją z Fiką, czasem aż wióry lecą. Potrafią też być bardzo grzeczne. Większość czasu, jak przystało na szanujące się koty, śpią. Ale najbardziej wzruszające jest patrzenie na ich radość. Po prostu już nie wiedzą, jak ją okazać! Wciąż mruczą, ocierają się o nogi i pokazują, jakie są szczęśliwe. Aż serce się roztapia...
No a teraz niesamowita, nieprawdopodobna i cudowna NIESPODZIANKA!
CO POWIECIE NA TAKI DOM i TAKI PERSONEL:
Może być? :))))))
Wyobraźcie sobie, że kociambry ukradły serce Jolince! Jeszcze przed świętami napisała do mnie, że zaprasza je do siebie. :)
Natychmiast rzuciłam się czytać bloga Jolinki TUTAJ. Niech żyją blogi! Stamtąd wzięłam powyższe zdjęcia. Czy mogłabym poznać kogoś lepiej, niż przyglądając się jego postom na przestrzeni lat, w których szczerze opisuje swoje uczucia, myśli, poglądy. Nie sądzę. Przeczytałam bloga Jolinki i nie znalazłam ani jednej nuty, która by mi nie zagrała. Jeśli ta cudowna kobieta chce przytulić te dwa skarby, to ja mogę jej tylko podziękować.
Pączek i Muffinka będą mieszkać jak w bajce, w kontakcie z przyrodą, ze zwierzętami i pod opieką czułej, kochającej osoby! Oby się udało! Oby to doszło do skutku! Może już więcej pisać nie będę, bo zapeszę, ale sami powiedzcie...
Jolinka prowadzi agroturystykę, ma gości, a te kotki są stworzone do kontaktu z ludźmi. Pączek na pewno potrzebuje wielu rąk do głaskania i zabawy. My ledwo dajemy radę. Nawet teraz bezustannie tuli się do mnie. Nie mam jak pisać!
I Wy możecie zobaczyć, jak będą mieszkać słodziaki. Ale przecież część z Was zna Jolinkę?
Czy to nie jest fantastyczna wiadomość na koniec roku?
Jolinko, bardzo jestem Ci wdzięczna, podziękuj ode mnie swojemu sercu, które Ci zabiło do tych kociaków.
Oby zaprzyjaźniły się z Waldkiem, Filemonem, Bekonem, Fionką i Słoninką. :)
Zanim to nastąpi, kotki muszą być do końca wyleczone i zaszczepione oraz nabrać odporności. Połowa stycznia - najprędzej.
Na górze wytłuściłam na czarno najbardziej pożądane cechy domu stałego dla Pączka i Muffi. Wszystko się zgadza! Warto marzyć. :)
Zachęcam jeszcze do oglądnięcia tego filmiku albo choć scenki w 2:40.