Dzień dobry, mili Czytacze:)
Mam nadzieję, że wprawię Was dziś w zdumienie i podziw!
Że będziecie oglądać ten post z opadniętą szczęką i wybałuszonymi oczami!
I że długo nie dojdziecie do siebie.
:)
I że długo nie dojdziecie do siebie.
:)
A tak serio, to zobaczcie, jakie niezwykłe danie miałam okazję poznać.
Kiedy byliśmy we Włoszech i zwiedzaliśmy zamek Trostburg, trafiliśmy na lokalny festyn.
Ludzie siedzieli przy długich stołach, jedli i pili oraz słuchali muzyki w wykonaniu orkiestr dętych, których członkowie przyjechali z różnych stron, w większości z Niemiec, wieloma autobusami.
Ludzie siedzieli przy długich stołach, jedli i pili oraz słuchali muzyki w wykonaniu orkiestr dętych, których członkowie przyjechali z różnych stron, w większości z Niemiec, wieloma autobusami.
Słuchaczy ubranych w lokalne tyrolskie stroje ludowe było sporo.
Podobały mi się szczególnie kelnerki z apetycznymi dekoltami oraz dzieci wystrojone jak miniaturki dorosłych; chłopcy w skórzanych spodniach za kolano, zielonych szelkach i białych podkolanówkach, dziewczynki w szerokich spódnicach i haftowanych kamizelkach.
Pomimo padającego od czasu do czasu deszczu, atmosfera była wesoła.
Orkiestry grały świetnie, porywająco! Podziw bierze, kiedy się patrzy na takich ludzi z pasją, którzy z oddaniem i sercem zajmują się swoim hobby, dając przy tym radość innym.
Kiedy zobaczyłam ten oryginalny omlet w kształcie ślimaka, od razu zapragnęłam go spróbować.
To danie jak się okazuje, jest popularne na festynach, a nazwa strauben oznacza "zakręcony jak ślimak, krzywy, potargany".
To danie jak się okazuje, jest popularne na festynach, a nazwa strauben oznacza "zakręcony jak ślimak, krzywy, potargany".
Przyglądaliśmy się, jak wygląda jego smażenie i przy okazji pstryknęłam zdjęcie Paniom kucharkom:)
Były skrępowane i niezbyt z tego powodu zadowolone.
Były skrępowane i niezbyt z tego powodu zadowolone.
Sprawa jest dość prosta:
25 g masła,
200 g mąki
250 g mleka
szczypta soli
3 jajka
50 g cukru
2 łyżki octu
(w oryginalnych przepisach używa się piwa - wtedy mleka daje się 150 ml i 100 ml piwa lub grappy 20 g, ale z octem wyszły też bardzo smaczne i wcale nie było go czuć)
dżem
cukier puder do posypania
olej do smażenia
lejek
lejek
Mleko, mąkę i sól wymieszać do połączenia składników, dodać roztopione masło, ocet oraz żółtka jaj. Osobno ubić białka z cukrem. Wymieszać delikatnie obie masy.
Rozgrzać olej, który powinien mieć odpowiednią temperaturę.
Warto zrobić próbę z małą ilością ciasta, aby go nie spalić.
Wlać ciasto do lejka, zatykając jego koniec palcem i nad patelnią, zaczynając od zewnątrz, w kierunku środka, kolistym ruchem wylać ciasto na olej. Smażyć do zbrązowienia, po czym przewrócić na drugą stronę i dosmażyć.
to włoski oryginał, który zjedliśmy palcami, siedząc na kamieniu i gapiąc się na ludzi |
a to na mojej patelni - mój lejek ma cieńszy koniec, stąd strużki ciasta są cieńsze |
Posypać cukrem pudrem.
moje dzieło! |
Udekorować dżemem na środku. Chrupać ze smakiem:)
Amisia jest chętna zastosować się do mojej ostatniej rady!
Dżem może ominie, ale podprowadzić trochę ciasta - czemu nie?
Przy okazji zagadka: czy gdzieś na dzisiejszych zdjęciach ukrył się Książę?
Czy mój plan wprawienia Was w zdumienie (i dobre humory) powiódł się?
PS. Kto ma konto na FB jest proszony o zagłosowanie na Mefista. Miałyśmy dbać o naszego spisowego rodzynka Przemka - jest okazja, a głosy są w pełni zasłużone:-) Tu można poczytać więcej. Czy mój plan wprawienia Was w zdumienie (i dobre humory) powiódł się?
PS 2. Do rodzinki ZWIERZOLUBNYCH: pod nr. 76, dołączyła Aga wraz ze swoją suczką Nalą, która jest bardzo podobna do Leśnej - słynnej już na cały świat suczki JolkiM, zobaczcie!
Świetny, prosty, ale niebanalny pomysł. Musze sie z lejkiem pobawić.
OdpowiedzUsuńNaleśnik - wspaniały, dla mnie z dżemem - obowiązkowo! Gdzie ten Książe, no gdzie :)))
OdpowiedzUsuńMiałaś rację z tą opadniętą szczęką i wybałuszonymi oczami!
OdpowiedzUsuńTak zgłodniałam,ze poszłam sobie jako ugotować.
***
Podróże kształcą. Dobrze,żeś uwieczniła to zjawisko aparatem, dzięki temu i my poznać możemy.
Taki mam wpływ na ludzi?? Muszę wydać książkę "o wywieraniu wpływu":-)
UsuńNo, i wara mi opadła i gały wybałuszone mam :-)
OdpowiedzUsuńSuper naleśnik. Aja wczoraj robiłam "szarpańce" a'la oponki.
Też było smakowicie.
Pozdrawiam
No proszę! Kolejna osoba "pod wpływem mojego planu":)
UsuńŚmieszny pomysł - spróbuję zrobić coś takiego :)
OdpowiedzUsuńNie wziąłem do pracy śniadania... Nie wziąłem do pracy śniadania...Nie wziąłem do pracy śniadania!!!
OdpowiedzUsuńA Księciunio jest na pierwszym zdjęciem pod krzaczkiem tego czegoś zielonego z takim czerwonym czymś, niemal na obrzeżu tego latającego spodka z takimi naleśnikowymi flakami. Pana żula na zdjęciu brak, Matki Boskiej Tyrolskiej również.
A myślałam że wykorzystam moment, jak wszyscy jedzą tego placka i będę pierwsza .....buuuuuuuu :(((
UsuńTeż zapomniałaś śniadania? :))))
UsuńNie, akurat byczę się w domu, zajadam sobie pyszną owsiankę i widok takich słodkości mnie po prostu mdli, zwłaszcza rano:))
UsuńDla "normalnych"ludzi, może to jest nienormalne, ale co mi tam, nie wszyscy muszą być normalni ... :))
Moją mamę też mdliło... a potem się urodziłem :)))))
UsuńOddaję Ci swój głos, możesz dodać, że w sumie na dwóch zdjęciach księciunia widać. Niby takie same fotki, a jednak troszkę nie. Taki przewrotny test na spostrzegawczość naszej Ani podstępnej :)
Ojtam, zaraz przewrotny! Dbam o Wasze szare komórki, co by nie zaginęły z braku używania!
Usuń:)) No u mnie raczej nikt się nie urodzi, nie ma takiej opcji:))
UsuńAle za głos dziękuję bardzo, zrewanżuję się przy okazji :)
Jak przeczytałam, że trzeba kota szukać, to zaczęłam od dołu, a jak znalazłam, to nie pomyślałam, że na dwóch zdjęciach się przewinął :)
A Ty nas kusicielko wpierw kusisz słodyczami, a potem niby taka zatroskana o nasze szare komórki, CO?!:) I jeszcze pisze, że "DBA"!!!
Och Magnolio, zrzęda się z Ciebie robi na stare lata! :P
UsuńJest, jest!!!
OdpowiedzUsuńNa drugim zdjęciu od dołu, koło krzaczka :)))
Można go zobaczyć starając się ominąć widok tego okropnego placka hahahaha :)))
Mag...Ja :)
Magnolio, masz 50% trafności! Popraw się, oj, popraw:)
UsuńA tak w ogóle, to przejdź się, proszę, na włoską stronę, którą podałam w odnośniku i przetłumacz to słowo "strauben" - bo kłopot z tym jest:(
No nie wiem za co mnie te tortury z rana spotykają, za co???:)
UsuńByłam na tej stronie, i tam wyczytałam, że po primo:
- w przepisie jest grappa, a nie żaden ocet! W Polsce z braku grappy, pewnie może być spirytus.
- a secondo - to nazwa jest niemiecka, bo ten region Włoch, to się wcale z resztą Włoch nie utożsamia, oni myślą że są innym państwem ha ha :)), więc Włosi tę niemiecką nazwę tłumaczą sobie :
- zakręcony jak ślimak, krzywy, potargany.
Byczysz się w domu? Byczysz! To i tak masz za dużo laby i musiałam zadbać, aby Ci za dobrze nie było! O!
UsuńA po drugie: to o grappie napisałam i na pewno może być spirytus, ja dałam ocet i było super.
A po trzecie, to dzięki, już poprawiłam w tekście:-)
Biorę wszystko na klatę i byczę się dalej, jeszcze TYLKO dwa tygodnie !!! :))))
UsuńDwa tygodnie urlopu?? Chwalenie się tym, to jest dręczenie biednych ludzi pracy, którzy umęczeni muszą w niej zasuwać, zamiast się byczyć!
UsuńJa chcę na dwa tygodnie urlopu!!
Ja chcę się byczyć!!
Rewelacyjna impreza, a naleśnik idzie u mnie do wypróbowania koniecznie. Fajny sposób robienia :) śliczne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDla Ciebie to pestka, musisz tylko mieć lejek z szerokim ujściem, żeby ciasto dobrze się przez niego lało. Ja musiałam swój obciąć trochę od dołu.
UsuńPonieważ mam sklerozę, to nie napiszę jak się nazywa to coś, co jadłam w Bawarii. Wiem natomiast, że jest to jakby omlet-grzybek, składniki to jajka, mąka, śmietana, szczypta cynamonu i do posypania cukier-puder. Smaży się jak omlet, ale gdy się zaczyna ścinać, kroi się go w paski.I też oddziela się żółtka od białek, z których należy ubić pianę. Podejrzewam,że wiele jest takich potraw o zbliżonym rodowodzie tyrolskim.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
P.S.
Książę siedzi pod krzaczkiem, na lewo od placka.
Mniam! Chyba spróbuję :D. Wydaje się, że nie jest to trudne do wykonania :)... A Książę siedzi (stoi?) pod krzaczkiem na 1 zdjęciu i przed ostatnim... (na krzaczek można trafić idąc za godziną pierwszą tarczy... talerza ;) ). Amisia wygląda jakby była bardzo zdziwiona: "czy naprawdę upiekłaś ten placek dla mnie?..." :D.
OdpowiedzUsuńBrawo! 100% trafności w spostrzegawczości:-))Wygrała Pani nagrodę w postaci satysfakcji osobistej i uznania od autorki bloga, chachacha:))))
UsuńDziękuję :) Nigdy dość satysfakcji osobistej, że o uznaniu autorki bloga nie wspomnę ;)...
UsuńKsiążę jest na pierwszym zdjęciu! Co najmniej; idę się przyjrzeć jeszcze mocniej. Przynajmniej nie będę się wgapiać w ten apetyczny placuszek. Jestem przed śniadaniem. :]
OdpowiedzUsuńJolkaM
I na ujęciu przedostatnim oczywiście. :) Chcę ślimaka w nagrodę! Plackoślimaka mi tu dawać!
UsuńJ.
Jolu, mówię Ci jak fajnie jest tak odłamywać kawałeczki tego ciasta, maczać w dżemie i chrupać:-) Szczególnie, jak siedzi się na kamieniu i gapi na ludzi w strojach ludowych;)
UsuńMusisz sobie wyobrazić!
Plan jest rewelacyjny :)) A dodatkowo zdjęcie słodkiej Amisi ..... ta czujność w jej oczach - bezcenna :))
OdpowiedzUsuńI zagadka intelektualna, co oznacza słowo Strauben. Znalazłam na wikipedii wyjaśnienie, co to za placek, jak się go robi.
Istnieje czasownik sträuben, który oznacza zjeżyć (się), nastroszyć itp. Może dlatego, że to ciasto nie jest gładkie, a może chodzi o jakieś tyrolskie słowo. Poszukam jeszcze ;)
Lidka
Twój trop jest dobry Lidko:) Wystarczy takie wyjaśnienie, doktoratu pisać z tego nie zamierzam:)
UsuńZadbałam dziś o Wasze szare komórki, stąd ta "zagadka intelektualna":)
Zadbałaś :) Może przemogę swoje kulinarne lenistwo i spróbuję zrobić tego naleśnika ;)
UsuńLidka
Książę pod krzaczkiem musiał być czymś bardzo zaabsorbowany.
OdpowiedzUsuńNawet głowy nie odwrócił w stronę naleśnika,
który pewnie pachniał bosko;)
Twój naleśnik wygląda o wiele ładniej!
Och, dzięki łaskawa Kobieto!
UsuńZarąbisty talerz... musiałem kilka razy spojrzeć aby po chwili skapnąć się, że to talerz z czymś słodkim a nie ju-ef-oł :))
OdpowiedzUsuńTen ,dowcipny' naleśnik smakuje inaczej niż taki zwykły.
OdpowiedzUsuńZ pewnością to autosugestia.
Znam go z wyjazdów tyrolskich,ale sama nie robiłam.
Zainspirowałaś mnie i wkrótce to nadrobię.
Miłego dnia!
Lubię patrzeć na takie imprezy i w nich uczestniczę,jak mam okazję, ale takiego smakołyku nie jadałam. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO kurczaki, Nala wygląda jak Lesia (albo Lesia jak Nala :)! Aga miała rację, pisząc o podobieństwie. I Lesia też lubi leżeć w kuchni, kiedy coś tam dłubię. Niestety, nie rozpieszczam jej raczej smakołykami ze stołu kuchennego, bo to powód do kłótni, włącznie z obnażaniem zębów i warczeniem, między nią i kotami. Przez to jej koczowanie, nie raz zapewne w głodzie, zapisało jej się, że nawet jeśli już nie głoduje, o jedzenie trzeba walczyć, tak na zapas.
OdpowiedzUsuńTarmosimy przyjaźnie Nalę, wirtualną siostrę Leśki. :)
JolkaM
Szczęka opadnięta jeszcze mi lekko zwisa:)
OdpowiedzUsuńExtra ten omlet aż się prosi ,żeby wypróbować :-)))
OdpowiedzUsuńale mi smaka narobiłaś...
OdpowiedzUsuńchyba zaraz spróbuje coś takiego wyprodukować :D
Dzień dobry Aniu - dobra wróżko! Olsniłaś mnie tym naleśnikiem! Szukam zawsze takich oryginalnych pomysłów i przepisów. I proszę - oto jest na życzenie!
OdpowiedzUsuńDołączam do grona czytaczy tego bloga oraz do wielbicieli zwierzaków (spróbuję zrobić to formalnie, mam nadzieję że się uda...)
Pozdrowienia serdeczne i usmiech zasyłam!
Ola
Witam Cię Olgo z radością:) Rozgość się i zapraszam do naszej zwierzolubnej rodzinki:)
UsuńBomba! (kaloryczna).
OdpowiedzUsuńAleż tam jest klimat!!!
OdpowiedzUsuńJa robiłam podobne tylko że pod nazwą andruty i bez octu;)
Pysznościowo wygląda;))
Bardzo oryginalny naleśnik, bardzo chętnie wypróbuję.... jaki dżem mus być o jakimś konkretnym smaku? Tego lata robiłam tylko konfitury morelowe i z mirabelek. Chyba tez powinny "podejść"...
OdpowiedzUsuńDobrze , ze jestem już po posiłku, bo inaczej już teraz zaczęłabym próby... a muszę się teraz czymś innym zajmować.
Pa! Nika
Mysle, że dżem, jaki lubisz. W oryginale był żurawinowy. Fajnie, jak nie jest za słodki. jak zrobisz, daj znać, jak wyszło!
Usuńbardzo mi się podoba taki zakręcony naleśnik!
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę zrobić - przepis i wykonanie wydaje się proste - to coś dla mnie :)
OdpowiedzUsuńSmakowicie wygląda :)
OdpowiedzUsuńReceptura podobna jak w hiszpańskich churrosach :)
rewelacyjnie wyglada!!!!!!!!!!! uwielbiam takie przepisy - na pewno wyprobuje - ale mi smaka narobilas:))))))))))) pozdrawiam pa
OdpowiedzUsuńTrzeba będzie uskutecznić tego Tyrolczyka... mniam... A te podane skladniki to na ile porcji starczają?
OdpowiedzUsuńW przepisie z którego korzystałam (zajrzyj na włoską stronę, którą podlinkowałam) pisze, że na 8 szt, ale to zależy od wielkości patelni i wielkości dziurki w lejku. Mnie wyszło, chyba 5.
UsuńTrochę dziś za późno tu zajrzałam, inni już Księcia znaleźli, ale ja też, zanim przeczytałam komentarze!
OdpowiedzUsuńCzy ten naleśnik jest chrupiący?
Ninka.
Coś, jak racuch, albo coś między pączkiem, a racuchem. Chrupiący.
UsuńAle śmieszny zawijaniec;)
OdpowiedzUsuńo matku bosku......uwielbiam takie rozne smazeniny - jak sie to ma do churros? przepis spisuje i lece szukac wiekszego lejka, bo moj to jakis niemowlecy jest.
OdpowiedzUsuńOjejku, całkiem zapomniałam o strabenach...
OdpowiedzUsuńNa początku to był szał robienia ich w domu.
Bardzo dziękuję za przypomnienie.
Pozdrawiam
Nigdy nie jadłam ani nie widziałam takiego wynalazku, ale bardzo mi się podoba :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam wszelkie placki (naleśniki, kartoflane, na sodzie, omlety...) takiego jeszcze nie jadłam, ale już czuję jego smak. Dzisiaj już nie, ale jutro mniam, mniam...
OdpowiedzUsuńKsięciunia wypatrzyłam, dokładnie w tym samym miejscu, co inni.
Amisi pewnie naleśnik smakował.
na pewno to zrobię, ponieważ wygląda rewelacyjnie :))
OdpowiedzUsuńZrobię, bo mi się już koncepty na obiady skończyły, wmówię, że to jakaś extra potrwa, bo przecież zwykły naleśnik jest beee. Tylko nie mam lejka:(
OdpowiedzUsuńA kotek jest - tuż nad talerzem, przy krzaczku z czerwonymi kwiatkami:)
O! Tak mi pisz! Pół rolki ręczników papierowych zużyłam na Mrasiowego ropienia (że ja się minęłam z weterynaryjnym powołaniem...), drugie pół musiałam zużyć na własny ślinotok! Z halloweenowej dyni wyszła tylko zupa (jakieś oszukane dynie w tym roku miałam - sama skóra i pestki!) to chociaż zaślimaczę patelnię :) I w końcu zużyję kurzejącą 4 rok na półce grappę. A Jaśnie Panicz to aż się świeci na zdjęciach, tylko o "mojej" porze netowej to ja sobie mogę pierwsza kogoś znaleźć na zdjęciu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam (dalej zaśliniona)
Olena
Powiódł się na 102! Nabrałam apetytu na taki sprytny naleśnik :-))
OdpowiedzUsuńŚwietny taki naleśnik. A zobacz na te - http://siksowna.blogspot.com/2012/11/nalesniki-koronkowe-i-zapowiedz.html
OdpowiedzUsuńA Księcia moje oko nie wypatrzyło! Już wyczytałam w komentarzach gdzie się schował ;)