Droga do wioski na końcu świata:) |
Mama całej piątki. |
i żeby już nie zmieniać pędzla, Pan Bóg pomazał tą samą farbą po grzbiecie kolejnego chłopaka, tworząc w ten sposób oszczędny w kolorach, ale impresjonistyczny wzór na jego białym futerku i czyniąc go podobnym do starszego brata, który wyrósł na imponującego kocura.
Starszy brat. Syn kotki ze zdjęcia powyżej. |
Odetchnął głęboko. "Czas zmienić formułę" - zawyrokował i posadził przed sobą następną delikwentkę. "Hmm... - zamyślił się. - Jak by cię tu machnąć?” Podrapał się w brodę i wpadł na taki fajny pomysł, że aż uśmiech rozjaśnił Jego oblicze. „Wezmę wzór z twojej babki, będziesz miała ubarwienie po niej.
Babka kociąt, matka matki i matka starszego brata:) |
Będziesz biało-czarna, symetryczna, wypracowana, elegancka…”, mruczał do siebie pod nosem, już wykonując swoją pracę. „18 mieć lat, to nie grzech, la la…” – podśpiewywał sobie, malując białe łapeczki i biały krawacik, dodając troszkę bieli na brzuszku i kiedy zabrał się za malowanie pyszczka, był już w znakomitym humorze.
„Dam ci czarną bródeczkę na białym tle, będziesz zachwycająca!” – podśpiewywał na melodię poprzedniej piosenki (Mówicie, że niby się nie da? Dla Boga wszystko jest przecież możliwe). Nagle coś zakręciło go w nosie i potężnie kichnął, a że pędzel był akurat przy nosie kociej panienki, ześlizgnął się i zajechał za wysoko pod lewe oczko!
„A niech to licho porwie!” – zaklął pod nosem Pan Bóg, po czym rozejrzał się z przestrachem dookoła, bojąc się, czy nikt go nie usłyszał.
To z kolei tak go rozśmieszyło, bo przecież kto miał go usłyszeć, skoro siedział w niedostępnych niebiosach, że postanowił poszaleć i złapawszy ostatnią, piątą już kociczkę za ogon, wytaplał ją w resztkach farby, jakie mu zostały.
Najwięcej kolorów dostało się pyszczkowi biedaczki.
„Dobrze, że więcej was mamusia nie miała!” - rubasznym głosem wykrzyknął Pan Bóg. „Przeznaczam wam wspaniały, dobry los” – dodał na koniec i tchnął w całą piątkę dech życia, czym powołał je na świat. Co w tym czasie robiła ich mamusia z ich tatusiem, przemilczę. I tak oto cała piątka pojawiła się na świecie, a ich przeznaczeniem jest mieć swoich łysych, którzy zadbają, aby wola Pana Boga była realizowana.
Czarno-biała ślicznotka, na pewno odważna i dzielna, choć wciąż jeszcze słabo to widać, subtelniejsza niż jej siostra. Wzięta na ręce mruczy. Nie oddała jeszcze swojego serca żadnemu łysemu. Czeka, aby się zakochać. Jest beztraumowa, nieżarłoczna, ma otwarty, ufny charakter, choć wykazuje się ostrożnością. Druga wychodzi z transporterka, druga podchodzi do człowieka, druga ustawia się do miski. Wie, do czego służy kuweta. Pięknie bawi się sama. Przestraszona nie wyciąga pazurków, choć posykuje. Ma czyste uszy, jest zdrowa, odrobaczona i odpchlona. Na brzuszku ma przepuklinę pępkową, która objawia się niewielką wypukłością. Najprawdopodobniej będzie trzeba zająć się nią przy sterylizacji. Na wsi, skąd pochodzi, podbiła serce Dobrej Gospodyni, która ją odłowiła i wstępnie oswoiła, że ta mówi o niej „to kochane”.
Kandydatka nr 2:
Łaciata szylkretka, odważniejsza niż siostra, bystra i ciekawska. Odpchlona, odrobaczona, zbadana. Zdrowa. Przełamuje się pierwsza i pierwsza dała mi się wziąć na ręce. Nie prychała. Nie jest agresywna, nawet przestraszona nie wyciąga pazurków. Patrzy w oczy, mruczy natychmiast po wzięciu na ręce. Jej bezpośrednie stosunki z człowiekiem liczą sobie tydzień, więc wszystko przed nią. Można próbować ją wychować po swojemu, nie wie przecież, co to znaczy spać z człowiekiem, czy chodzić po blacie kuchennym, myślę jednak, że lepiej sobie odpuścić i… dać się wychować jej. Jest naprawdę urocza, oryginalna, a jej umaszczenie nie ma sobie równych.
Kandydatka nr 3:
Stanowi duet kandydatki nr 1 z kandydatką nr 2.
Obie kotki są z jednego miotu i mają około 3 miesięcy, może z tydzień, lub dwa więcej.
Bywa tak, że kiedy już znajdę kotom dom, dostaję maile z wyrazami żalu, że „ja właśnie myślałam i już byłam o krok od decyzji”, „ja chciałam”, „ja się spóźniłam”, więc dla tych osób jest szansa. :) Myślcie. Koteczki są świetne!
Zapraszam :)
A kuku , dziś jestem ranny ptaszek:))
OdpowiedzUsuńKociaki są świetne :)
A to teraz będzie dopiero zabawa! :))
Aniu, ukłony do samej ziemi. Ale skarby wyszły temu Panu spod pędzla ;-)
OdpowiedzUsuńW. obejrzał razem ze mną obie kandydatki. hciałabym aby jedna zamieszkała u nas :)
OdpowiedzUsuńTrzymam za to kciuki! :))
UsuńJa też:)
UsuńI ja :)
UsuńI ja tez!
UsuńChyba nie wyraziłam się dość jasno, W. też chce aby jedna z Nich stała się naszym członkiem rodziny i powiem tylko, że nic nie mówiąc głośno oboje postawiliśmy na Tą samą koteczkę ;) Myślę, że jest nam przez Pana Boga pisana - mam nadzieję, że nie bluźnię tutaj i nikt nie poczuje się dotknięty :)
UsuńBasiu, ja chyba zrozumiałam, ale ze szczęścia boję się uwierzyć:)
UsuńProszę "C" w myślach dopisać bo gdzieś zniknęło ;)
OdpowiedzUsuńAnko, dwojka spowodowala u mnie natychmiastowe zakochanie!!!
OdpowiedzUsuńJest tak cudna i oryginalnie umaszczona, ze w glowie sie nie miesci!
Prawda? Jest niesamowita! Ze świecą takiej szukać:)
UsuńKolorki ma rzeczywiście obłędne! Ale ja jestem fiśnięta na punkcie szylkretek ogółem <3
UsuńTe dwie dziewczyny są tak cudnej urody, że gdyby nie to, że jestem świeżo zakochana w pewnym małym szkrabie to bym się w nich zakochała!! :)))
OdpowiedzUsuńMiło to słyszeć od osoby bezstronnej, bo to znaczy, że ktoś się w nich zakocha:)
UsuńPiękne są :), też bym się zakochała :D... ;)... A opowieść pięknie opowiedziana :).
OdpowiedzUsuńJezu - ale piękne koteczki - Jesteś boska !!! - znając Twoją dobrą ręke szybko znajdą dom - Powodzenia życzę :)
OdpowiedzUsuńŚlicznotki :)
OdpowiedzUsuńKociaczki wszystkie śliczne i na pewno znajdą swoje miejsce na ziemi.I pięknie o nich napisałaś.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Koteczki są cudne, widać, że Pan Bóg maczał w ich stworzeniu swoje palce.)
OdpowiedzUsuńAniu! Opowieść o Bogu w roli malarza przecudna! To się powinno dzieciom zamiast katechizmu czytać, bo z Twojej przypowieści wynika, jak dobry jest stwórca i jak naprawdę kocha naszych braci mniejszych.Serdecznie Ci za tę opowieść dziękuję, bo wzruszyłam się, tak po prostu...:-)))
OdpowiedzUsuńTymczasem starotestamentowe historie biblijne zawierają w sobie tyle okrucieństwa i nie przejmowania się losem czworonogów, że nie wiem czego dobrego dzieciaki mogą się z nich nauczyć o szacunku i miłości do zwierząt...
Mam te same odczucia i spostrzeżenia.
UsuńPozdrawiam Olgo!
Kotki wspaniale i gdybym tylko byla w Pl to bym ta o cudonym umaszczeniu zabrala do domu :-(
OdpowiedzUsuńOpowieść przepiękna, ja dodałabym jeszcze ostatni etap stwarzania.
OdpowiedzUsuńBóg, po głębokim namyśle i analizie, wśród tysięcy dusz wybrał Anię W. na Anioła Stróża wielu kocich istnień :)
Lidka
Cudne kociaki.Liczę,że wszystkie szybko znajdą swój wymarzony domek.Pan na wysokościach wie co robi i tak pokierował losem maluchów,że trafiły do Ciebie a ty Aniu nie odpuścisz i dobry domek znajdziesz.
OdpowiedzUsuńKoteczki są boskie!!!! mam nadzieję, że znajdą wiele ciepła u "łysych". Miłego dzionka i serdeczne mizianka
OdpowiedzUsuńPiękna opowieść! Gdzieś czytałam, że jedynym zwierzęciem domowym (DOMOWYM, nie tylko udomowionym!), o którym wspomina Biblia jest kot! Kociaki są przepiękne i z całego serca życzę im znalezienia wspaniałych domów, ale wszędzie są koty potrzebujące pomocy. Znam panią, która na naszym osiedlu zajmuje się bezdomnymi kotami; we współpracy ze schroniskiem dokarmia, sterylizuje, leczy... sama ma w domu chyba z sześć czy siedem kotów, większość takich, które same sobie nie poradzą. Ale wszystkim przecież nie pomoże. My (tzn. moja córka i ja) pomagamy jej trochę przy poszukiwaniu domów dla kotów (jak dotąd, udało się w czterech przypadkach), dokarmiamy też koty po "naszej" stronie. Ostatnio córka zaopiekowała się młodym, dzikim, około półrocznym czarnym kocurkiem, który ma złamaną kość udową (złamanie z przemieszczeniem) i jutro będzie operowany. Szukamy kogoś, kto potrafiłby dobrze się nim zająć w okresie pooperacyjnym, a potem trzeba będzie znaleźć mu dom.
OdpowiedzUsuńTak więc choć Twoje kociaki są przepiękne, to czułabym wyrzuty sumienia pomagając im, a nie tym biedom, których pełno u mnie w okolicy. Chociaż ja osobiście nie robię dużo; raczej wspieram osoby, które potrafią zrobić dużo więcej.
Ninka.
Ninko, one to też bezdomne "biedy". Gdyby nie cała akcja, to spędziłyby zimę na dworze, a za pół roku obie byłyby w ciąży i ich dzieci powiększyłyby grono "bied". Za pół roku pewnie trudniej byłoby je oswoić i znaleźć im domy. One też zasługują na pomoc, a pomoc im jest potrzebna.
UsuńCudownie, że też pomagasz. Liczy się każde istnienie. Daj znać, jak potoczą się losy tego kocurka.
Pozdrawiam Cię serdecznie:)
Ależ rozumiem Cię doskonale! Tłumaczę się tylko - bo zawsze mam odczucie, że robię za mało - dlaczego nie usiłuję pomagać Twoim podopiecznym.
UsuńOczywiście będę Cię informować o losach Tofika. Córka go tak nazwała (skecz kabaretu "Ani mru-mru"), bo kuleje:)
Ninka.
I ja Cie rozumiem, bo mam podobnie, ale tu po prostu się odpręż i ciesz się ze mną, że jedna już ma dom. I to jaki!! :-))))
UsuńAle kolory, proszę o wszystkie. Wspaniała opowieść. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa myslalam, ze to jedne lapki i jedne nosy, a tu bonusow a bonusow :)
OdpowiedzUsuńTak, jak ktos napisal wyzej - Ty masz dobra reke do znajdowania domow dla kocin, to i w tych zakochaja sie ludzie...bo jak tu by sie nie zakochac.
...normalnie w reklamie powinnaś pracować...
OdpowiedzUsuńależ piękne, Stwórca to jednak wybitny artysta
OdpowiedzUsuńWszystkie piękne:)))
OdpowiedzUsuńPiękny komplecik :-)))
OdpowiedzUsuńDo wyboru do koloru...
Jakie śliczne koteczki :D
OdpowiedzUsuńOj, Pan B. się przy piątki stwarzaniu postarał. Ale i Ty nie próżnujesz, przedstawicielko Pana B. w sprawach kotków na okręg wrocławski.
OdpowiedzUsuńA opowieść piękna i słuszna, co bardzo trafnie ujęła wyżej Olga. A kotki? No, niechbym miała bliżej do Ciebie i do nich, ech!
Uściski, pogłaski i co tam sobie jeszcze winszujecie, kochane ludzie i zwierzaki. :)
JolkaM
Mało Ci, Jolu? Kolejna kotka musiałaby chyba na głowie Ci siadać z braku innego miejsca:)
UsuńJakoś byśmy się dogadały; w sprawie korzystania z mojej głowy także: raz ona, raz ja. ;)
UsuńJ.
Pięknie opowiedziana historia! Jestem pod wrażeniem kociego tego genesis. Oby teraz odwiedzający tu blogerzy z kociosfery dopisali równie cudne zakończenie... Porzućcie wątpliwości, a swe zachwyty nad kociaczkami przekujcie w realną adopcję! :)
OdpowiedzUsuńMamy taki zamiar ;)))))
UsuńBrawo! Bardzo dobry przykład dla innych! :)
UsuńTak, Basia może być przykładem: przemyślała wszystko sto razy. Takie świadome macierzyństwo:)
UsuńRzeka coś też nieśmiało wspominała... Trzeba by i w niej zasiać ziarno decyzji :)
UsuńIdź i siej Bracie:)))
UsuńZasiane! Oby gospodyni na czas tylko plon zebrała :)
UsuńPS Ja pierwszy raz zobaczyłem tytuł posta to jak to często mi się zdarza odczytałem po swojemu jako "O swataniu" :) W sumie treść pasuje :)
UsuńOby i niech moc będzie z nią:)
UsuńAnko, pięknie snujesz opowieści :)
OdpowiedzUsuńi wszystko, co napisałam Ci w komencie do poprzedniego posta, sprawdza się..
trafiają do Ciebie niezwykłe piękności,
a ja idę pochlipać sobie w samotności.
p.s. moje dwa futrzaste ogony zgłosiły votum separatum wobec użytego przeze mnie słowa "samotność" ;)
UsuńI słusznie. :) Jak możesz być z nimi samotna? :)
UsuńAnko jesteś niesamowita! Czy te ślicznotki pochodzą z tego samego "źródła" co ostatnia trójka?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Olena
Tak, Oleno, z tego samego. To ostatnie kociaki. Teraz kotki czekają na sterylkę.
UsuńNie wiem czy Kossakowska należy do autorów, których czytujesz... no nie istotne. Popełniła ona między innymi "Siewcę wiatru" i "Zbieracza burz". Jednym z bohaterów był koci anioł i Ty mi go przypominasz. Nie z wyglądu (chyba nie masz mopa na głowie? ;)) - ja go po prostu kochałam za jego miłość do kotów, z Tobą mam już tak samo :)
UsuńO.
Cudne są obie, a dwójeczka po prostu rozłożyła mnie na łopatki!!!
OdpowiedzUsuńI znów potwornie żałuję, że mieszkasz taki kawał drogi od nas:(
Czyli w Krakowie? Nie żartuj, toż to rzut kamieniem. Jeśli naprawdę ją chcesz, to daj znać, pogadamy.
UsuńŚliczne!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za wspaniałe domki dla nich.
Jeden już prawie jest, co?;)
No :))))))
UsuńAniu! Jesteś cuuuuudowna , wiesz?;)) Ściskam serdecznie!
OdpowiedzUsuńNiezwykle fantazyjne umaszczenie mają wszystkie faktycznie!
OdpowiedzUsuńPiszę szybko, bo coś mi dziś ta Twoja strona szaleje i to już piąte podejście do komentarza :)
Powodzenia w szukaniu zastępczych rodziców :)
Ojej, jak tu się nie uśmiechać? :) Fantastycznie opowiedziane, a i każdy kotek z osobna wspaniały i niepowtarzalny. :) Chętnie wzięłabym je wszystkie, lecz niestety nie ten czas i warunki.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że znajdą wspaniałe domy.
cudne są :) a gdzie reszta z piątki? czy to te trzy poprzednie?
OdpowiedzUsuńkocham koty, to cudowne zwierzeta ;))
OdpowiedzUsuńmasz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))
Piękna historia. Trzymam kciuki za kocięta, ale jak trafiły do Ciebie, to uda im się, masz dobrą rękę...
OdpowiedzUsuńrzeczywiscie cudowne, wszystkie. Szkoda, ze tak daleko ode mnie..
OdpowiedzUsuńKotka wykąpana w resztkach farb, jest prześliczna. Kociaki są cudowne.
OdpowiedzUsuńWierzę, że znowu znajdziesz im wspaniały dom.
Serdecznie pozdrawiam
Miło Łucjo, że przeczytałaś :) Dziękuję!
UsuńSą wspaniałe, obie!!! Chciałabym, żeby mruczały u mnie, ale póki co nie mogę, bo Kruczek by je pogonił;))) Straszny z niego "pies" na koty;) Ale ta szylkretka - boski heartbreaker!!!
OdpowiedzUsuńSłodziak, zwłaszcza trikolorka:)
OdpowiedzUsuńPiękne kociaki -mam nadzieję że szybko trafią do super domków !
OdpowiedzUsuńWidzę że już się szykuje co najmniej jeden ;))
Kandydatka numer 1 skradła nasze serca i już w nich zamieszkała. W drodze powrotnej do domu W. stwierdził (ze względu na wiecznie zdziwione spojrzenie kocinki) "to taki kot Filemon w damskim wydaniu" stąd zrodziło się ostateczna wersja imienia. Proszę Państwa kandydatka nr 1 nie jest już kandydatką jest już Filonką :)
OdpowiedzUsuńW sobotę Filonka zamieszka już z nami.
Jaka wspaniala wiadomosc! sledze ta historie i az mi sie oczy poca:)
UsuńJoasia
Basiu, dziękuję Ci za to, że wzięłaś tą kociczke właśnie ode mnie:))
UsuńJestem przeszczęśliwa!!
Ale pięknie piszesz. A koty, cuda panie, cuda. Dobrze, że mieszkasz tak daleko, dobrze, że mieszkasz tak daleko...
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kociaki znajdą dobre domy. Jeden już widzę ma. U mnie stopień zakocenia jest już wystarczający... chyba, choć jak mówi mój mąż- rudego jeszcze nie mamy. Kłaniam się nisko.
Joanna
Jak żyć bez rudego? Jak żyć?
Usuń:-)
:-)
UsuńJoanna
No bo wiesz, transport nie jest w sumie problemem:)
UsuńKotka śliczna i dobrze jej z pyszczka patrzy:)
Jak żyć, Panie, jak żyć bez tej małej?
;)
:)
UsuńJa to się tylko zachwycam
OdpowiedzUsuńbo są piękne, i to co piszesz również :)
Hmm, nie ma tu mojego komentarza?? Dziwne... Przecież to jeden z moich ulubionych wpisów! Jeden z tych co najbardziej zapadł w pamięć. :))))
OdpowiedzUsuńPan Bóg na pewno pouśmiechał się gdy czytał ten wpis. :D