Jeju, jak zacząć, jak powrócić...
Ekhm, dajmy na to, że dawno, dawno temu, za górami i lasami, złożyłam ślubowanie, iż przy dziesiątym kocie na koncie powrócę ze swej wewnętrznej emigracji.
I tak oto już w drugim zdaniu zawarłam intrygującą zapewne informację, która zresztą jest tytułowym gwoździem programu. Ci, którzy być może mnie jeszcze pamiętają z gościnnych występów u Gosi, a którym licznik moich kotów zatrzymał się w okolicy piątki lub szóstki, mogą się zdziwić tym postępem geometrycznym. Ale przecież mnie trochę znają, także z tej zwierzęco rozbuchanej strony, z mojego nieumiarkowania w przygarnianiu itepe, no więc czemu się tu dziwić. Wcześniej czy później musiałam dobić do dychy.
A zatem oznajmiam koniec gry wstępnej i przystępuję do dychy, to jest - do rzeczy, choć bez porządku chronologicznego. Będzie bowiem od końca, od zeszłego czwartku, od rana.
Przed dziewiątą telefon od Igora, który zasuwa na "szóstkę" do autobusu, żeby dostać się do firmy, w której ma staż. Telefon dotyczy malutkiego kotka ("Mam, on ma z dwa tygodnie!")* miauczącego przy domu na łączniku między wsią a "szóstką". Obiecuję mu, jadąc do pracy, sprawdzić co i jak. Jadę po dwóch godzinach, nieco wcześniej, żeby zerknąć, co tam się dzieje, ale nie zabieram nawet transportera, bo cichutko liczę na to, że już tam żadnego kota nie będzie. Ale jest. :] Siedzi na sporym głazie przed ogrodzeniem posesji.
Tu siedział i wrzaskiwał Kamyk.
Otoczenie: w jedną stronę
i w drugą stronę.
Niemal przy samej szosie.
Cud, że się nie wpakował pod koła jakiegoś samochodu, zanim go spacyfikowałam
Drze się wniebogłosy, lecz gdy podchodzę, czmycha w krzaczory. Robię kilka prób, ale to na nic, bo cwaniak ucieka przez drucianą siatkę na posesję. Idę więc do domu, w którym pytam o tego kota i proszę panią o pomoc. Ona mówi, że kotek jest tam od wczorajszego wieczora; syn go namierzył i w nocy go próbowali łapać, bo się o niego bardzo martwił, ale nie udało im się.
Przez chwilę ganiamy się w pokrzywach z kociakiem, aż udaje mi się go capnąć.
Przez chwilę ganiamy się w pokrzywach z kociakiem, aż udaje mi się go capnąć.
Tu go złapałam.
A dokładnie tu.
Niestety broniąc się, dziabnął mnie w palec - dłoń spływa mi dość obficie krwią. Pani mówi, że ma dwa koty i psa, nie chce kolejnego zwierzaka. Przynosi mi kartonik, w którym zamykam malucha i zabezpieczam go jak mogę w skrzynce plastikowej, którą mam w samochodzie. Jadę na "kociej syrenie" do miasta, zawiadamiając pracę, że się spóźnię, bo chcę zajechać jeszcze do lecznicy, żeby go ktoś obejrzał. A więc koszty - nic to. Już w mieście widzę w lusterku, że zwierzak wydostał się z kartonika i urządza sobie krzykliwe biegi i skoki po tylnych partiach samochodu . Zaparkowałam pod lecznicą i żeby było bezpiecznie, lecę i proszę o kontener - chcę go tu zostawić do wieczora, żeby następnie go odebrać po oględzinach, i po mojej pracy. Wracam z kontenerkiem, widzę malucha pod siedzeniem kierowcy, ale po chwili stamtąd znika. Szukam wszędzie siedem razy! I nie ma go. :( Już zaczynam myśleć, że mi jakoś zwiał, co było niemożliwe, bo przecież bardzo uważałam na drzwi...
Pisać dalej czy starczy tych krwawych horrorów? ;)
No dobrze, słuchajcie, czas mnie goni, bo zaraz do pracy, dodam więc tylko, że wreszcie - zdesperowana -usłyszałam jego głos. Ale skąd dochodził!
Hm, to może mały konkurs - bez nagród zresztą? :)
Reszta wieczorem!
Aha, zapomniałabym - starą gwardię komentujących lub tylko odwiedzających ZMD bardzo ciepło pozdrawiam. Nowym się przedstawiam: JolkaM, autorka kilku, może kilkunastu wpisów gościnnych u Gosi, przeważnie o tematyce kociej i psiej.
* To informacja nieprawdziwa - kociątko ma około czterech tygodni.
JolkaM
Ej, no! Tak nie można czytelnika brać pod włos! Jak tu zczymić do wieczora?!
OdpowiedzUsuńWlazł skubaniec pod deskę rozdzielczą? ;)
No i hejka! bo my się jeszcze nie znamy :)
I co, i co, zczymiłaś, Piesu w Swetrze?
UsuńNawiasem mówiąc, ja Cię troszkę znam - pojawiłaś się w momencie, gdy ja odchodziłam trochę na boczny tor bloga, ale coś tam jeszcze podczytywałam. ;)
Aha, no i właściwie to wygrałaś konkurs, bo można chyba uznać, że Kamyk znajdował się w każdym razie bardzo blisko wnętrza deski rozdzielczej.
Ja Cię też tak ciut ciut znam ;) ale faktycznie, jakoś się mijałyśmy.
UsuńZczymiłam. Ale nie myśl sobie! Łatwo nie było, o!
Postaram się być, ten, no... bardziej tak. ;)
UsuńJakto ??? Do wieczora??? Oesu!! Takie napięcie !!! Cieszę się, że wróciłaś :-) I to w wielkim stylu!
OdpowiedzUsuńNo i co, jest wieczór, jest druga część - po cóż to całe napięcie? :D
UsuńHm, jaj chyba też cieszę się, że wróciłam, choć nie wiem na jak długo starczy mi energii. Historii kilka do opisania jeszcze mam, np. dość ciekawą historię pozyskania Kotona.
Pisz Jolanto :-) Pół Polski czeka :-)
UsuńPozdrawiam! Aga
OdpowiedzUsuńI ja Ciebie, Aga! :)
UsuńNie no :) pokażcie Kamyka
OdpowiedzUsuń:)
UsuńNo i proszę uprzejmie: Kamyk już oto celebrytuje w drugiej części posta.
O! Toż to wydarzenie na skalę światową! Witaj JolkoM - Marnotrawna czy nie - ściskam serdecznie! I czekam na ciąg dalszy z wielką ciekawością oraz wierszydłem na cześć:D:D:D
OdpowiedzUsuńJolkaM wróciła, wszystkich zachwyciła,
ciekawość wznieciła, "w lesie" zostawiła.
Nadzieje są wielkie: nabije w butelkę,
czy ruch zrobi w sprawie ku naszej zabawie:D:D:D
Całusy, Jolu:)
Ninko, jesteś nieoceniona - wiersz na każda okazję, i to w mig.
UsuńJa też Cię ściskam bardzo mocno!
:**
Ooooooooooooooooooooooo!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńJolkooooooooooooooooooooooooooooMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMMM!!!!!!!!!!!!!!!!
To tytułem wstępu, tyż nie mam tera czasu, powrócę!!!!!!!!!!!!!! :))))
Cześć, Marijo! Jak miło znów spotkać starą gwardię...
Usuń:**
Jaka miła niespodzianka 😀 witaj Jolu ☺️ i czekam na cdn.
OdpowiedzUsuńSpieszę poinformować, że ciąg dalszy właśnie nastąpił - uprzejmie odsyłam do części drugiej, wieczornej. :)
UsuńHistoria z kotkiem ciekawa i napięcie budująca, ale gwoździem programu jest powrót Jolki M. ! Ja tam Cię pamiętam, a jakże, ale ty mnie chyba już nie :(
OdpowiedzUsuńOraz mam pytanie- czy Jolka M zupełnie zniknęła, czy , jako nadworny ups.. nablogowy redaktor robiła w międzyczasie korekty notek ? ;)
Sonic, no jak mam Cię nie pamiętać, coś Ty?!
UsuńA czy zniknęłam zupełnie? W zasadzie tak, choć na notki czasem też zerkałam, nie zawsze na bieżąco. Nie było ich tak znów wiele. I nie to, żeby Gosia się leniła, ale życie przeniosło się na FB. Mało tego, nawet ja się tam w końcu zarejestrowałam, choć moje konto bardziej takie raczej nieczynne. ;)
Jeszcze...... :-)
OdpowiedzUsuńJeszcze już jest - w drugiej części, wieczornej. Zapraszam uprzejmie! :) http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/
UsuńNie żadna bratnia dusza, tylko bratnia cholera jakaś, wzięła po Gosiance alfredowanie czytelników! ;) Żeby przerwać w takim momencie! Luuuuuuudzie, zaraz sobie jadę, będę wieczorem, a do tego czasu nie tylko pazury, ale i paluchy z nerw poogryzam!
OdpowiedzUsuńGalia Anonimia
Ej, Galia, i co, zostały Ci jeszcze jakieś paluchy u kończyn? Bo się martwię trochu...
UsuńJolkaaaaaaaaaaaaaaaa!!! Wiesz co? No wiesz cooooo???!!!
OdpowiedzUsuńAle o co cho? No o co?!!
Usuń:D
:***
A ja się z Haną zgadzam :-D
UsuńEwozA. dziękuję.
UsuńEkhm! Węszę jakiś spisek...
UsuńNo nie:)))
OdpowiedzUsuńOj tam nie! Już tak, już jest druga część: http://zamoimidrzwiami.blogspot.com/
UsuńPozdro, Li!
W takim momencie przerwać !!!! Tego się nie robi czytaczom ......
OdpowiedzUsuńJak się ma licho za skórą, to się nie takie robi czytaczom numery, nno!
UsuńPozdrówka, Anko! :)
Jol... resztę dokończę wieczorem.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńAle mnie zażyłaś! Napoleoński... odwet. ;)
Jaka miła niespodzianka!Cieszę się bardzo z Twojego powrotu i zgrzytam zębami nie mogąc doczekać się dalszej części tej historii. Pozdrawiam i ściskam czule!
OdpowiedzUsuńOdściskuję, Joanno, i odsyłam Cię uprzejmie do drugiej części - jeszcze ciepła! :)
UsuńNo nie... jak możesz mi to zrobić i przerwać w takim momencie. Mój mąż jak się coś zgubi woła: KICI KICI TAŚ TAŚ i nagle idzie wszystko zlokalizować, wszystko się znajduje.
OdpowiedzUsuńserdeczności.
Gdybym wiedziała o tym sposobie wcześniej, nie musiałabym wzywać na pomoc panów Adama i Andrzeja. Kici kici tas taś, powiadasz? Muszę to zapamiętać. :)
UsuńSerdeczne pozdrowienia!
ps. na pewno działa to na puzzle jak nam spadną podczas układania albo przemkną się do innego pomieszczenia.
UsuńPozdrawiam serdecznie Jolko M. Czekam z niecierpliwoscia na ciag dalszy kociej historii. A skad pochodzil koci placz? Przychodzi mi do glowy kilka typow, ale mam nadzieje, ze Kamyczek nie byl tak pomyslowy, jak moj Bentley przed laty. Usciski Bozena z Pragi.
OdpowiedzUsuńBożeno, przygoda Twojego Bentleya to był absolutny szczyt pomysłowości! Kamyk na szczęście go nie osiągnął, choć przysporzył nam nieco kłopotu. O czym można już doczytać w drugiej części wpisu. :)
UsuńUściskuję Cię bardzo mocno, Bożeno! :)
JOLKO!!!! JOLKOM!!!!! POWRÓT MI WYSTARCZY, PRZERWANIE RELACJI WYTRZYMAM. TAK SIĘ CIESZĘ, ŻE ZNÓW MOGĘ CIĘ CZYTAĆ!!!!!!!!!!!!♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńNo, nareszcie ktoś, kto się cieszy "ze mnie" mimo przerwy w relacjonowaniu przygody! Ewo, wygrywasz! :)
UsuńJoluśM :-) Kończysz czy zaczynasz, zawsze z fasonem;-) To mówisz, żeś już tak bardzo dokocona? I że niby Igor ma już PRAKTYKI?? :-O Matko Józefo. Ależ też świat pędzi. Czekam na Ciebie i idę czytać drugi post :-*
OdpowiedzUsuńEwuniu, jestem wręcz zakocona i spsiona. O czym szczegółowiej wkrótce - mam nadzieję, że mi starczy zapału. ;)
UsuńA Igor... No tak, staż, ale to jest na razie staż po drugiej klasie technikum; jeszcze przed nim trochę nauki, mam nadzieję, że także na studiach.
Ściskam Cię bardzo mocno. I bardzo mocno chciałabym Cię spotkać. Nie wybierasz się czasem gdzieś tu w okolice moje?
A jednak dobiłaś do dychy! Czytałam z zapartym tchem! Może spotkanko na to konto ? Z nocowankiem i winkiem ? Póki lato! Ściskam najserdeczniej, Kinia
OdpowiedzUsuńA niech mnie, Kiniu, czy dobrze kombinuję, że to Ty? No jakżeby inaczej, skoro spanko i winko wyciągasz z zanadrza na światło dzienne. ;) Rozmyślam od teraz nad terminem, a że wkrótce mam urlop...
UsuńTymczasem buziaki!
JolkaM - fajnie, ze nawrocilas, barrrrdzo sie ciesze. przyzostan, co Ci szkodzi.
OdpowiedzUsuńnie bede wiecej pisac, bo musze leciec czytac czesc druga!!!! pazury obgryzam z tych nerw!
Krysiu, stęskniłam się przecież ciut za Wami, tylko czy mi czasu i energii wystarczy na powrót do życia blogowego... Zobaczymy.
UsuńŚciskam Cię mocno!
PS. Ogromnie mi się podoba Twoje "przyzostań", chyba zapożyczę. :)
nie znasz przyzostania?? no to teraz wiesz, co masz robic!! odsciskowuje :)
UsuńTeraz już znam! :)
Usuń♥♥
Naturalne zioła wyleczyły tak wiele chorób, że leki i zastrzyki nie mogą wyleczyć. Widziałem wielkie znaczenie naturalnych ziół i cudowną pracę, jaką wykonali w życiu ludzi. Czytałem w Internecie zeznania ludzi na temat tego, jak zostali wyleczeni z opryszczki, HIV, diabetyków itp. przez ziołolecznictwo Dr.DAWN, więc postanowiłem skontaktować się z lekarzem, ponieważ wiem, że natura ma moc uzdrawiania wszystkiego. Zdiagnozowano u mnie HIV przez ostatnie 7 lat, ale Dr DAWN wyleczył mnie swoimi ziołami i od razu skierowałam do niego ciotkę i jej męża, ponieważ oboje chorowali na opryszczkę i też zostali wyleczeni. Wiem, że trudno w to uwierzyć ale jestem żywym świadectwem. Próbowanie ziół nie zaszkodzi. Jest także rzucającym zaklęcia, rzuca zaklęcia, aby przywrócić rozbite małżeństwa i zaklęcia powodzenia, aby prosperować i doskonalić się w życiu. Skontaktuj się z Dr.DAWN e-mail: ( dawnacuna314@gmail.com )
OdpowiedzUsuńWhatsapp: +2349046229159/
+3550685677099