Mój dzisiejszy post wpisze się trochę w nowy cykl, który zapoczątkowała Iw-nowa. Wpisze się w połowie, bo zacznie się pochwałami i pianiem na cześć, a skończy wyrzekaniem i pomstowaniem przeciw!
Posty tego typu będą u mnie nosiły tag "wór na dobro" i zachęcam Was do podzielenia się dobrymi = NORMALNYMI doświadczeniami, które Was spotykają na co dzień w naszym pięknym kraju, gdzie, jak dobrze wiemy, nie zawsze dzieje się dobrze, a nawet częściej źle. Polski, narodowy wręcz, nawyk narzekania i widzenia w czarnych barwach niełatwo zmienić. Ja się na to porywać nie będę, tym bardziej że sama czasem uczestniczę w tym procederze, ale napisać, czego jestem świadkiem i co przeżywam pozytywnego, mogę. Nie lubię narzekać. Od kiedy mocniej cenię działanie, a nie gadanie, żyje mi się lepiej. Jestem bardziej odpowiedzialna sama za swoje szczęście.
Spodobał mi się dialog spod wczorajszego posta Iw i stąd ten pomysł na nowy tag na blogu.
Frau Be12 lutego 2015 11:34
Wiesz, Iw, to superpomysł! Jakby tak założyć jakiś wór na dobro i pchać do niego, co tylko dostępne?
iw-nowa12 lutego 2015 13:24
Ja właśnie zaczęłam. Chyba faktycznie warto przemyśleć. Ludzie moim zdaniem są w większości dobrzy i chcą czynić dobro. A skupiają się na marudzeniu i narzekaniu, bo mało kto im pokazuje, że można inaczej. Ani w kościele, ani w wiadomościach, ani w szkole, ani w rodzinach często nie widuje się modelu pozytywnego myślenia i skupiania na sprawach pozytywnych na co dzień. Jeśli mogę coś zrobić w tym kierunku, to właśnie to robię!
Trafniejszego zdjęcia nie znalazłam. :) |
A oto i moja opowieść: jako pani w wieku przysługującym, czyli po pięćdziesiątce, dostałam od NFZ zaproszenie na bezpłatne badanie mammograficzne. Rychło w czas, bo tę ważną powinność odwlekałam i odwlekałam w nieskończoność. Od razu złapałam za telefon i zadzwoniłam, żeby zarejestrować się do wybranego punktu. Pani w rejestracji zaproponowała mi termin na... dzień następny! Szok, przecież tyle się trąbi o wszechobecnych kolejkach w służbie zdrowia! Niestety nie mogłam nazajutrz, więc umówiłam się za trzy dni na godzinę 9 rano. Super! Zostałam poproszona o przyjazd 5 minut przed planowaną wizytą, aby wypełnić wymaganą ankietę. OK.
Wyjechałam z domu ze stosownym wyprzedzeniem, niestety znowu, co mi się czasem zdarza (ciekawe, czy Wam też), zamyśliłam się, kurka wodna, i pojechałam całkiem nie tam, gdzie powinnam! Ocknęłam się z tego bujania w obłokach i musiałam nieźle nadłożyć drogi, więc pod pracownię mammograficzną wpadłam dokładnie za minutę dziewiąta, idealnie w momencie, gdy otworzyły się jej drzwi i personel poprosił do środka panią Gosiankę Wr., czyli mua. Punktualność szwajcarskiego zegarka! No naprawdę, miła ta NORMALNOŚĆ. :) Do tej pory wszystko układa się super, prawda? Niestety na tym koniec. Teraz będę pomstować i złorzeczyć polskiej służbie zdrowia, bowiem personelem okazał się... mężczyzna!
Czy muszę Wam mówić, jak wygląda to badanie? W wielkim skrócie je opisując, polega na poczwórnym rozpłaszczeniu każdego cy... obiektu w mammografie; raz z góry na dół, raz z obu boków. Personel jest po to, aby pomóc biednej kobiecie umieścić swój własny biust w tej maszynie tortur w taki sposób, aby badanie wyszło. Czyli zrobić z niego placek, a nawet dwa! A nawet cztery! A tu personelem jest facet! Szczerze mówiąc, byłam kompletnie na to nieprzygotowana. Wpadłam tak w ostatniej chwili, wprost z ulicy, że... okropnie mnie to rozbawiło. :) Myślałam, że umrę ze śmiechu! Dostałam normalnej głupawki i z trudem hamując chichot, pozwoliłam pierwszemu od 30 lat obcemu mężczyźnie na wymiętolenie mojego biustu. :)) Nie wiem, co ten chłopina sobie pomyślał, gdy tak nie mogłam opanować głupawego wyrazu twarzy, ale trzeba mu przyznać, że zachował się profesjonalnie. Fuchę ma taką sobie. Przecież młode i piękne dziewczyny nie robią mammografii, bo (jak powiedział z rozmarzeniem w oczach jeden taki mój znajomy) ich piersi są jak małże u skał i taka maszyna tortur nie da im rady. :)
To ja dziś na tyle. Halo! Odbiór! :)
Oj, nie lubie tego badania! Bolo te biedne cy... obiekty, kiedy wsadza sie je do prasy, ale jak trzeba, to trzeba. U nas z automatu zawiadamiaja co dwa lata, nie trzeba nawet pamietac o terminach.
OdpowiedzUsuńAcha, obsluguja jednak kobity. :)))
No widzisz, u nas też zawsze były to kobity. Tym razem niespodzianka! :)
UsuńU nas też co dwa lata przychodzi zaproszenie.
Teraz pozostało mi tylko odebrać wynik. :)
Czy Ty sądzisz, że w gabinecie płeć ma jakiekolwiek znaczenie? :)
OdpowiedzUsuńDla pacjenta zawsze. Dla lekarza nie? :)
UsuńDla mnie lekarz nie jest facetem ,taki sobie wyrobiłam mechanizm . Przy tych różnych maszynach diagnozujących bardzo często operatorami jest płeć męska ,na mamografi też już tak miałam :))
Usuńmi rozni znajomi lekarze mowili i mowia, ze nie widza pci a widzo pacjenta. mnie tez wisi i duynda, bylby personel byl DOBRY! a takiego na mammografie pewnie bym glupawka zarazila, bo bym sie zaczela wyglupiac...nie ma sily. Mammogram to jedna znajoma porownala do tego jak czasem na golasa leci do lodowki, zaglada i zatrzaskuje drzwi od tej lodowki....
UsuńMój tekst jest raczej taki ironiczny, nie jestem jakoś specjalnie wrażliwa na płeć lekarza. Po prostu byłam zaskoczona, bo w tym miejscu już nie pierwszy raz byłam na mammografii. :)
UsuńMam duzo takich pozytywnych opowiastek w pamięci...Az trudno wybrać. No to wybiorę jedna z nowszych. Otóż kiedys jadąc do rzeźni po tanie ścinki dla zwierzat zauwazyliśmy w pewnej wsi przy drodze stolik z wystawionymi nań slicznymi dyniami. A dynie wprost uwielbiamy my i nasze zwierzęta. Swoje, u nas na polu wyhodowane, dawno już pożarliśmy. Zajechalismy tam. Pytamy o cenę. Okazała sie zbyt duza jak na nasze możliwosci finansowe (bo kupujemy takie rzeczy w ilosciach hurtowych). Jednakże miły farmer (którego odtąd nazywamy na własny uzytek Jurkiem Dyniaczkiem) porozmawiawszy z nami i dowiedziawszy sie, żę dyniami ucieszyłyby sie nasze kozy i kury stwierdził, ze i tak nie ma dużego zbytu na te dynie a wiec da nam ich za darmo, ile tylko chcemy. "Lepiej niech sie Wam przydadzą, niz żebym je do lasu, dla dzików wywalał!: - rzekł. I dostaliśmy od niego w prezencie kilka worków dyń. I zaproszenie, by przyjeżdżać do niego ilekroć będziemy ich potrzebowac. No więc w grudniu takoż pojechalismy, gdyz nasze zwierzeta pozeraja dynie w try miga. Zawieźlismy tym razem Jurkowi worek ścinków dla jego psów w prezencie a on znowu obdarował nas znowu dyniami. Ta znajomośc wychodzi zresztą poza tę miłą wymianę. Dzwonimy do siebie. Żartujemy a nawet planujemy kiedyś wspólne połowy ryb w Sanie...
OdpowiedzUsuńSą dobrzy i szczerzy ludzie w naszej kochanej ojczyźnie. A każdorazowe trafienie na nich napełnia serce radoscią, nadzieją i wiarą, że póki tacy ludzie są wszystko ma sens.
Pozdrawiam gorąco o słonecznym poranku!:-))*
P.S.
Nie miałam jeszcze mammografii, ale też słyszałam o tym robieniu z biednych piersi naleśników! O matko!:-))
Da się wytrzymać, Olu, nie bój się na wyrost. :)
UsuńJeśli masz więcej takich historii zawsze możesz napisać na blogu, ale przecież robisz to. :)
Twoja historia jest bardzo budująca. Takich gestów bezinteresownego czynienia dobra jest wokół pełno, jednak to zło ma to do siebie, że krzyczy głośniej i bardziej je widać.
Pozdrów ode mnie Jurka Dyniaczka. :) Z takimi ludźmi łatwiej żyje się na świecie.
PS. U nas też, piękny słoneczny poranek! :))
Od środy zbieram się, żeby napisać o pewnej pani- też służba zdrowia, dzięki której mój ojciec znalazł się w szpitalu już teraz, a nie dopiero w kwietniu.
OdpowiedzUsuńAkcja jak najbardziej chwalebna, bo zalewani jesteśmy masą negatywnych informacji, a to nie do końca prawda - świat wygląda trochę inaczej.
Bardzo mi się podoba Twoje ostatnie zdanie: to nie do końca prawda. Czekam na opis miłej pani. :)
UsuńOpisałam.
UsuńCóż... dobry post i sporo w nim do komentowania. Ale pominę służbę zdrowia, chociaż zjadła połowę moje ostatniej pensji.. bo wybrałam prywatną zamiast dwuletniego oczekiwania. Coś za coś. Skupię się na tym narzekaniu, miałam taki epizod w życiu, że omijano mnie bo nic tylko narzekałam, ale był spowodowany problemami psychicznymi i załamaniem nerwowym. Trafiłam na terapię i się skończyło. Od tamtej pory nie mam w zwyczaju każdego dnia narzekań na wszystko i wszystkich. Podobnie do
OdpowiedzUsuńciebie wolę działać tak by było mi dobrze, a posiadanie prawdziwej pasji bardzo w tym pomaga. Zauważyłam, że ludzie którzy pasji jako takiej nie mają narzekają częściej. W pracy mam takich ludzi którzy co dziennie niczym swoją mantrę powtarzają jak tu źle (w pracy i w kraju), Po kilku razach nie wytrzymałam bo nie idzie o niczym porozmawiać tylko w kółko to samo, że kiedyś było lepiej, że gdzie indziej jest lepiej, że inni maja lepiej. Powiedziałam, że jak mu tak źle to czemu nie rozejrzy się za inną robota. Ma fach w ręku to znajdzie coś, albo firmę może otworzyć. No usłyszałam, że tu umowa jest i bezpiecznie... no więc jak jednak nie jest tak źle to niech przestanie narzekać bo znam młodych którzy by się pocięli za jego bezpieczną posadkę na której przez osiem godzin drzemie i czeka na wezwanie bo rura przecieka albo kran się zaciął. Jestem uczulona na bezpodstawne narzekanie bo taka osoba potrafi cały dzień człowiekowi zepsuć.
Cieszę się, że skorzystałaś z zaproszenia. Myślę, że jednak niewiele kobiet korzysta i dla tego tak szybko mogli Cie przyjąć. Mam nadzieję, że wszystko ok.
W weekend naskrobie do Ciebie maila.
Pozdrawiam.
Faktycznie, taka osoba potrafi zepsuć człowiekowi cały dzień. Ciągłe narzekanie działa na mnie jak płachta na byka.
UsuńTak, wszystko OK, Luno, dziękuję. :)
Wczoraj dostałam od sąsiadki talerz ciepłych pączków:)
OdpowiedzUsuńPo ostatniej mammografii dostałam przepięknościową, różową torbę na zakupy w nagrodę, że przyszłam!
I zjadłaś??
UsuńNo przecież na patrzeniu się nie skończyło! Ale malutkie były.
UsuńNo i dobrze. Raz się żyje. Ja na szczęście nie lubię, więc dałam radę, ale powstrzymuje mnie też wizja wymiany całej garderoby.
UsuńZjadłam 5 i szybko się rozgrzeszyłam:)
UsuńA, no i przepiękny dzisiaj poranek!
OdpowiedzUsuńOj tam, oj, tam, gdzue tutaj pomstować.... To taki miły akcent, hi, hi, hi.... w końcu ktoś obcy do Twoich klejnotów się dobrał, hi, hi, hi
OdpowiedzUsuńW Wenezueli tez raz mezczyzna mi te mamografie zrobil, musze przyznac,ze sie nie zdziwilam, taki zawod,,,jakos nie pamietam bym sie specjalnie skonfundowala...
OdpowiedzUsuńGosianko, komentowalas u Ewy z Mazur pod postem z czereda kotow, i po Tobie komentowala Paczucha, ktora napomknela,ze moze ona jakiegos kotka wziac...no to moze Balbinka?
Rewelacyjny pomysł z tym workiem! :D Bardzo nie lubię narzekania, choć tez mi się to zdarza. Staram się jednak jak najmniej. Nie narzekam np. na pogodę, to dla mnie zupełnie bez sensu, każda pogoda jest fajna i narzekanie na coś na co nie mam wpływu jest bez sensu ;)
OdpowiedzUsuńTwoja opowieść mnie rozbawiła :P nie mam doświadczenia z mammo, ale mój ginekolog to facet i mimo skrępowania jestem zadowolona z jego opieki. :)
Do jutra! :DDD
Mam nadzieję, że rozbawiła, taki był zamysł. :)
UsuńPiękny pomysł z worem na dobro. Chyba nie jestem w stanie nic w tej chwili dodać do tego wora, ale jak sobie przypomnę... Słońce świeci:)
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie Twoja przygoda z mammografia. Chyba też bym się śmiała:)))
Świetny temat ! Malkontenctwu mówimy NIE ! Nie cierpię narzekactwa, czarnowidztwa, defetyzmu ! To takie toksyczne, i wyzwalające zle emocje, że aż do ziemi przygniata. A poza tym natychmiast jednoczy czarnowidzow w silną grupę. I wtedy, to już się tylko pochlastać można. Bo słyszysz, że wszystko be. Wszystko, wszyściuteńko. I jak zauważyłam narzekactwem parają się osoby, które w zasadzie tylko narzekactwem się zajmują, nie ruszając własnego tyłka, by coś zmienić, zrobić trochę dobra. Jakby to ich utrzymywało przy życiu. Gosiu, jako, że teraz muszę wylatać, to teraz chciałam Ci za ten post PODZIĘKOWAĆ. Słoneczko Ty moje ☼
OdpowiedzUsuńO dobrociach później :)
(widizisz, że przed wylotem w rytuale mam poranną wizytę u Ciebie :))
Kochana, miłego wylotu, cieszę się, że masz dobry humor. :)
UsuńWór na dobro to świetny pomysł:) Tak mało pozytywnych informacji w mediach ...
OdpowiedzUsuńChętnie dołączę :) Zasadniczo fajną zabawą życia jest doszukiwanie się pozytywów w miejscu gdzie czarna du...dziura.Onegdaj wychodziło mi to lepiej ale ten post ,13 w piątek poruszył zaspany umysł w poszukiwaniu dobrych wydarzeń .Służba Zdrowia słabo się tu plasuje.Chociaż w mojej wędrówce po specjalistach trafiłam na jedną doktor "starej daty',ona naprawdę chciała pomóc ...jednak moje pozytywne ,doświadczenie jest innego gatunku:
DOM DLA KOTÓW
Tak się losy potoczyły ,że wynajmujemy mieszkanie .I znalezienie odpowiedniego lokum nie było wcale takie proste .Oferty albo już nieaktualne albo (bez zwierząt).Trochę to mnie dziwi bo skoro studencka brać nie zawsze grzeczna nie ma wielkiego problemu ,to info ale z nami mieszkają koty -dyskwalifikacja .
Trudno szukaliśmy do skutku ..dlatego słowa pana właściciela ,który na wiadomość o dodatkowych lokatorach powiedział "jak dla mnie to może pani tygrysa sobie trzymać" I tak sobie mieszkamy ,my i nasza zgraja ,właściciel nie zagląda a personel spółdzielni koty lubi i zawsze przy okazji wizyt są głaski i zachwyty.
Zwykłe ludzkie podejście ,ale jego brak tak komplikuje życie ..Jednak sytuacja wyjątkowa :)
sporo by się takich fajnych spraw znalazło ,ale w marcu też 13 w piątek wypada więc będzie okazja :)
Popatrz, mój znajomy właśnie wynajął mieszkanie osobie z kotami, która nie mogła wcześniej znaleźć nic z powodu posiadania kotów. Ucieszyła się niesamowicie. :)
UsuńDla mnie dziś od rana jakoś ten 13 piątek się źle zaczął, b wściekła jak osa łażę.
OdpowiedzUsuńDobrego wiele się znajdzie, a moje ostatnie doświadczenia jak najbardziej o tym świadczą...;) Wasze wsparcie dla mnie na ten przykład. Ale i takie po drodze mijane w stylu- sąsiad zapyta czy mam węgiel, a może jajek chcę? No tak, akurat to miałam, ale zdaje mi się, że w masie zła i rozgoryczenia słoneczne promyki sie przeciskają. I całe szczęście!
Ja to na mammografie się nie nadaję ze wzgledu na gabaryciki...:) Tylko usg wchodzi w rachubę, także chyba ta wątpliwa przyjemność mnie ominie ;)
Usg jest bardzo milutkie. Przecię nie wkładają ci jego do środka, tylko najpierw sympatycznie żelują cyc, a potem jeżdżą delikatnie tym urządzeniem. Można przysnąć jak kot na przypiecku, mrucząc z zadowolenia.
UsuńOj, Dziefczynki, skoro już o tym mówimy - mammografia WCALE nie boli przecież! Kompletnie! Powoduje niewielki dyskomfort przez moment i to wszystko! A może uratować życie!
Usuń:)) Tupaja, słuchaj starszych. Przyjemne jest :))
UsuńI mnie sporo dobrych rzeczy w życiu spotyka; mam przemiłe sąsiadki, ekspedientki w sklepach, w których zwykle kupuję, ostatni spotkałam się z ogromną empatią u weterynarzy, ale opiszę kilka zdarzeń z blogowego świata. Pierwszy raz zostałam przemile zaskoczona na samym początku mojej internetowej przygody, kiedy od jednej z blogerek dostałam prezent tylko za to, że jestem i komentuję - wtedy jeszcze anonimowo - na jej blogu Potem nie raz jeszcze spotykały mnie takie miłe niespodzianki; a to ktoś sporo dołożył do zamówienia, a to wysłał mi dwa razy jakiś certyfikat :):):):):):), bo pierwszy zaginął, a to ktoś nagrodził prezentem moją wypowiedź, bo po prostu mu się spodobała. Już nie mówię o gotowości do ewentualnej pomocy w razie czego.
OdpowiedzUsuńGeneralnie staram się nie narzekać, szukać pozytywów, choć to trudne w dzisiejszej rzeczywistości i znalazłoby się, niestety, sporo powodów do narzekania, szczególnie ostatnio. Niedawno moja siostrzenica zacytowała na fb słowa Novaka Djokovica: "We can have more or less success in our lives, but in the end, it all comes down to who we are as people... It takes so little to be kind". Popieram zdecydowanie - "IT TAKES SO LITTLE TO BE KIND". :):):)
Całusy i pozdrowienia dla wszystkich :)
A propos zdjęć fryzur; jeśli zechcesz rozwinąć akcję, to wyślę ci kilka zdjęć, ale muszę zeskanować.
UsuńO! I jeszcze jedno! Po przeczytaniu posta u Iw (dopiero teraz), przypomniała mi się sytuacja "pocztowa"; kiedy wysyłałam kartki świąteczne, poszłam na pocztę główną, bo tam przesyłki są wysyłane przez całą dobę, a mnie zależało na pośpiechu (był już piątek, 5 dni do Wigilii). Było otwarte dodatkowe stoisko ze znaczkami; pani obsługująca poinformowała mnie, że sprzedaje tylko priorytety (ale to było mi na rękę), ale jednocześnie poradziła, żebym oddała przesyłki w okienku, to pójdą szybciej. Po naklejeniu znaczków, podeszłam do okienka, a ponieważ akurat stały przy nim klientki, postanowiłam zaczekać aż skończą. Tymczasem pani od priorytetów wstała i zdziwiła się, że jeszcze czekam. Kiedy wyjaśniłam sytuację, powiedziała, żebym dała jej przesyłki, bo właśnie idzie na dystrybucję, to od razu zaniesie. Tym sposobem moje kartki trafiły do Ciebie i Pantery już w poniedziałek, ale, co najśmieszniejsze, wysłany równocześnie taki sam priorytet nie dotarł przed świętami do Warszawy!
UsuńDzięki, Ninko, właśnie takie sytuacje miałam na myśli. Tak naprawdę to jest bardzo dużo, tylko nasze nastawienie nie pozwala nam ich zarejestrować. Bo to przecież jest normalne, a jak normalne to niewarte pisania, prawda?
UsuńPoczta ma niestety skrajne działania. Widać było pod akcją kalendarzową, że wielu listonoszy wspaniale się zachowało, że wchodziło ze zwykłymi przesyłkami na wysokie piętra, że uważało, żeby nie zniszczyć koperty. Część dotarła w tempie błyskawicznym, ale też niektóre kalendarze nie dotarły. I to niestety jest widoczne bardziej, tak że te dobre przypadki giną w pojedynczych złych.
A propos zdjęć fryzur to nikt nie zgłosił chęci uczestniczenia w takiej zabawy. Nie wiem czy chcesz być sama. :)
UsuńA, widzisz! Zapomniałam! lecę szukać, ale nie wiem, czy coś znajdę?
UsuńBędzie jak z choinką - dziewczyny zobaczą kilka zdjęć i zaczną przysyłać. Ja się postaram jutro zeskanować i Ci wysłać, jeszcze muszę najpierw znaleźć odpowiednie :)
UsuńOdpowiednie? Dawaj bez cenzury! :D
UsuńO, to super! Jak dostanę ze dwie osoby - robimy post fryzurowy. :)
UsuńNie chodzi o cenzurę, tylko żeby wybrać najbardziej zaskakujące albo nietrafione, albo przeciwnie - te "idealne"; myślałam o szerokim przekroju tego, co miałam w życiu na głowie, tak jak Ty to, Gosiu, zrobiłaś, ale w mniejszej ilości zdjęć :)
UsuńCzekam. Spokojnie wybierz i zrobimy w następny piątek akcję. :)
UsuńMnie sie ostatnio tak porobiło ,że jak idę gdzieś ,naprzykład na zakupy to zagaduję do ludzi . Przedwczoraj łaziłam po sklepach dla plastyków ,byłam już w kilku ,weszłam do kolejnego . Kobieta miej wiecej w moim wieku ,prosiła ekspedientke o poradę ,wtrąciłam się do rozmowy ,na co zareagowała jakoś tak z dystansem ,więc przestałam sie wcinać i zajełam sie tym co mnie interesowało . Byłam w tym sklepie dosyć długo ,zajęta przegladaniem serwetek do dekupażu ,których jest tam bardzo duży wybór . Nie zwracałam juz uwagi na tą kobietę i nagle już przy wyjściu ,ta kobieta podziekowała mi za informację . Dodałam jeszcze kilka uwag na temat o którym ześmy przedtem rozmawiały i .....zrobiło się bardzo miło :)))) Chwile pózniej wtryniłam się z informacją młodemu chłopakowi ,gdzie ewentualnie mógłby znalezć koperty jakich szukał . Widać było po nim ,że bardzo pozytywnie jest nastawiony do mnie jako informatorki . Obok znajdował się jego kolega ,który przysłuchiwał sie naszej rozmowie z pewnym zażenowaniem i widać było ,że nie czuje się w tej sytuacji komfortowo .
OdpowiedzUsuńDzięki, Mario. :)
UsuńMiałam na myśli bardziej sytuacje w urzędach, związane ze służbą zdrowia, ale o takich też chętnie poczytałam. Buziaki, plastyczko. :)
Świetne :) :D.. :)...
OdpowiedzUsuńMy z mężem zagadujemy do ludzi to znaczy mój częściej żartem zaczepia, ja towarzyszę. Zwyczajny uśmiech wystarczy by człowiekowi mięśnie twarzy się rozluźniły. :)
OdpowiedzUsuńMamy tez "kupione" takie powiedzenie które wszyscy znamy jako: "raz lepiej raz gorzej". My powiadamy na pytanie co słychać: "raz lepiej .... raz lepiej." I już nie ma opowieści jak to jest gorzej bo co odpowiedzieć na takie powiedzenie że jest lepiej i lepiej i lepiej ..... w nieskończoność do kwadratu. :)
Dobrego wsiem :)
"raz lepiej ... raz lepiej." - świetne!
Usuńoj ta mamografia,okropasna
OdpowiedzUsuńGosianko,mam córkęwe Wrocku,potrzebuje dobrego weta,mo.zesz cospolecić
mi aktualnie odchodzi kot na białaczkę a identyczny jak foczka Balbi,ma 5 lat,smutne
Bardzo smutne, współczuję. To ciężki czas dla Ciebie...
UsuńJeśli chodzi o wetów to ma być ogólny czy jakiejś specjalności?
Jaki rejon miasta?
Może: http://weterynarz-wroclaw.com.pl/
Ja już dawno z Polski wyjechałam, więc moja opowieść "do wora" będzie stara. Ale napiszę, co mi tam, do dziś miło to wspominam, szczególnie że potem miałam już tylko zupełnie odmienne spostrzeżenia. Szykowalismy się do chrztu mojej pierworodnej. Mała wioska na południowym-zachodzie kraju. My studenci, katolicy niepraktykujący, ale ochrzcić trzeba było zgodnie z tradycją. Mąż poszedł załatwiać sprawę z księdzem. Wziął ze sobą pieniądze żeby zapłacić za usługę, ile tego było nie pamiętam bo to w miliony wtedy szło, ale powiedzmy że ekwiwalent tamtejszych 20 czy 50 złotych. Ksiądz akurat pracował na dachu swojego domu z zakasanymi rękawami bo mu dachówki przeciekały. Na ręce miał ranę po spawarce. Zszedł, porozmawiał, ustalili datę, ale za nic nie chciał wiziąć pieniędzy. Powiedział - "Wy studenci, sami nie macie, a dziecko to przecież spory wydatek, ja nie zbiednieję..." A na pytanie o mszę (bo przecież chrzest=msza, normalne), odparł: "A po co maluszka męczyć, całą godzinę w kościele przetrzymywać, przyjdziecie w niedzielę po mszy, ochrzcimy i będzie załatwione." Ten ksiądz za dobry był, baby ze wsi "do biskópa" pisały (pisownia ponoć oryginalna) żeby go usunąć bo pieniedzy nie bierze, sam remonty robi i jeszcze ludzi z ambony upomina.
OdpowiedzUsuńJakby tacy wszyscy księża byli... I taka to moja opowieść.
Pozdrawiam
Byłoby cudownie gdyby tacy księża mogli mieć wpływ na ludzi. Niestety ja mam zupełnie inne doświadczenia. Dziękuję, Iwonko :)
UsuńPodoba mi się pomysł. Że dzisiaj piątek 13 skojarzyłam późno, bo dzień przepiękny: rześki, słońce, błękitne niebo, zaraz chce się żyć. Mammografię robiłam już kilka razy, zawsze w miłej atmosferze, punktualnie i na zaproszenie.Raz był pan, ale jakoś mi nie to nie przeszkadzało, zwłaszcza, że starał się jak najmniej ingerować osobiście. Nie jest to przyjemne badanie, ale da się przeżyć.
OdpowiedzUsuńZ pozytywów służby zdrowia to była moja ostatnia wizyta u rodzinnego. Bez specjalnej potrzeby, tylko dlatego, że dawno nie robiłam, zleciła mi EKG, cukier i to zaraz, na miejscu.
Myślę, że takich "worów" powinno być więcej, wszędzie, za mało się u nas mówi o dobrych stronach życia. Bo one są, chociaż czasem wydaje się parszywe.
Mam okazję przyglądać się jak pracują rodzinni. Naprawdę cieszę się, że nie jestem lekarzem.
UsuńDziękuję, Ewo.
ja nie narzekam. i nie narzekałam. zwyczajnie nie umiem. czasem się na coś wkurzam, jadę jadem i się odgrażam. co to ja temu albo tej.....
OdpowiedzUsuńmammografia jest taka sobie, mało przyjemna, ale da się przeżyć. obcy facet mnie nie miętolił, albo nie zwróciłam uwagi na płeć (o matko, co ze mną?).
ze służbą zdrowia mam w ostatnich latach bardzo dużo do czynienia i uważam, ze nie jest tak źle.
często musze przyspieszyć, więc ide prywatnie, ale na moim zadupiu nie czeka się dłużej na specjalistę (kolejna wizyta) niż miesiąc lub dwa. jeśli jest potrzeba to krócej. no, ale jeśli chce się iść do prawdziwego lekarza a nie do takiego co ma dyplom z medycyny to siega sie do kieszeni. choć to tez nie jest reguła.
w sumie - nie narzekam , tylko na ortopedę olewacza trafiłam :)
No proszę, jeśli Ty uważasz, Ewo, że nie jest tak źle, Ty, która tak wiele miałaś z nią do czynienia to ja się bardzo cieszę. :)
UsuńŚwietny pomysł z tym worem:) Miałam dziś fajną przejażdżkę po lesie:) Słoneczko wiosnę zapowiada:)
OdpowiedzUsuńPrzejażdżkę? Na koniu??
UsuńWłaściwie to płeć nie powinna mieć znaczenia. I w moim odbiorze nie ma. Jeśli dla jakiegoś lekarza płeć i wiek pacjenta są istotne, nie jest profesjonalistą. Takich unikam. Ament.
OdpowiedzUsuńToż bardziej wyśmiałam tę sytuację, która mnie spotkała. :)
UsuńA nam dzisiaj (mnie i córce) ,kiedy byłyśmy na spacerze różni obcy ludzie mówili dzień dobry:) Czasami zwykły uśmiech czy właśnie dzień dobry ,,robi" dzień.
OdpowiedzUsuńNie narzekam, zazwyczaj trafiam na miłych a przynajmniej uprzejmych ludzi.W małym mieście znamy się z widzenia, wiec takie drobne żarciki czy kilka słów przy zakupach zawsze się trafi.
To miłe i nie do uzyskania w dużym mieście. :)
UsuńWczoraj załatwiałam sprawy w jednym z oddziałów PZU. Kompetencja, wysoka kultura szczerze mnie zaskoczyła. Ale nie o tym chciałam.
OdpowiedzUsuńGosi dzięki Twojej dobroci i nie tylko Twojej, moje działkowe koty przeżyły całą zimę. Jestem wam za to bardzo wdzięczna :-)
Graszko, jeszcze nie koniec zimy. Odezwij się na maila, buziaki :)
UsuńUsiłuję sobie przypomnieć jakieś fajne zdarzenia, coby dorzucić je do dobrowora, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Ale, jak wiadomo, pamięć już nie ta. Jedno jest pewne: jak mnie zaproszą na mammografię i trafi mi się do obsługi pan personel, to na bank będę miała przed oczami sytuację, którą opisałaś, Gocha. I bardzo możliwe, że też ledwo będę powstrzymywać chichot. I to Ty będziesz temu winna, o! :)
OdpowiedzUsuńJolkoM., a KALENDARZ???
UsuńNigdy nie trafił mi się facet od mammo i nawet nie przeszło mi przez myśl, że tak mogłoby się zdarzyć!
JolkoM, a sprawa Malina vel Mańka. Dla mnie to dobro w najczystszej postaci. Brylantowe !
UsuńA nie! Mam! W poniedziałek empatyczny pan strażnik gminny anulował moje wykroczenie. Wziął pod uwagę specyficzne okoliczności, w jakich do niego doszło. Zbliżałam się do skrzyżowania, z daleka widzę zielone, a ono tam zawsze dość długo się pali dla jadących ze wschodu na zachód, bo to dawna droga krajowa i jest duży ruch, a ja właśnie tym kierunkiem podążam. No to jadę, a tu, bach, żółte. Byłam już dość blisko, no to, myślę, chyba zdążę, ale po co ryzykować - na skrzyżowaniu tym jest fotoradar, który pstryka fotki pojazdom, które wjadą na czerwonym i które przekroczą prędkość, więc przyspieszyć nie mogę, bo przekroczę. No to jednak po hamulcach, ale w tym momencie widzę (a był to wieczór już ciemny), że leży warstewka śniegu lub szronu, więc spanikowałam, że się ślizgnę i odpuściłam hamulec i już nie wyhamowałam przed linią; wjechałam jeszcze na żółtym, ale akurat, gdy stanęłam jak sierota niemal na środku (z boków nie było żadnych pojazdów), to już było czerwone i oczywiście pstryknęło. Skoro tak, to już ruszyłam, żeby tam nie sterczeć i nie czekać, aż coś jednak z boku nadjedzie. Złorzeczyłam sobie całą drogę do domu, czyli 20 km, i nie mogłam się nadziwić, że tak się stało. Fakt, że byłam trochę rozkojarzona, wracałam od taty, który nie dość, że sam się pochorował, to tego dnia musiał uśpić swoją czternastoletnią sunię, bo jej stan się w ostatnich dniach bardzo pogorszył. Następnego dnia napisałam mejl z zapytaniem, czy można się zgłosić do SG w tej sprawie. Dostałam odpowiedź, że, owszem, dokładnie za tydzień, bo w poniedziałki wyjmują zapis z całego tygodnia. No więc czekałam w niepewności tenże tydzień i w poniedziałek pojechałam. Opowiedziałam, jak było. Pan zajrzał w monitor, powiedział, że taryfikator przewiduje za to opłatę od 300 do 600 złotych, na co ja o mało nie zemdlałam. Oblał mnie wiejski rumieniec i dostałam chyba jakichś waporów, bo pan nagle rzekł, kiedy jeszcze coś tam samokrytycznie bąknęłam, że... na dzień dzisiejszy przyjmujemy, że nie było tego wykroczenia. Przyznaję, że do dziś w to trochę nie wierzę i łapię się na tym, że mam taką myśl przerażającą, że to był tylko jakiś taki żart i któregoś dnia przyjdzie papier... Eeee, nie, pan na takiego nie wyglądał. Ale na wszelki wypadek trzymajcie kciuki. :)
UsuńOjej, Ewo, no pewnie! Ale ja szukałam czegoś takiego, co w ostatnim czasie mi się przytrafiło. I przypomniałam sobie - patrz wyżej, co skrzętnie odnotowałam. :)
UsuńHana, walnij mnie w czerep, ale co KALENDARZ, bo nie kumkam?
JolkoM walę Cię w czerep i to na odlew. Kalendarz Biała Kura, z którego dochód poszedł do SKARPETY! No ale będzie Ci wybaczone, bo też jakiś czas temu było. Ale procentuje do dzisiaj!
UsuńNo jak miałabym zapomnieć o BK, skoro mi ona zawisa tuż obok i mam non stop wejrzenie na nią! Ale ja szukałam bardziej tak wokół siebie i co mnie bezpośrednio dotyczy, a kalendarz to przecież Wasze dzieło, które jednakowoż rozlało się szeroko i jeszcze chyba rozlewa, co warte wzmianki albo nawet WZMIANY, oj, warte. :)
UsuńAle mi się oberwało, no...
Onże, ten kalendarz, zlał Ci się - że tak powiem - i wrósł w pejzaż, bo wisi tuż obok. Tak to jest...
UsuńO! Widzę, że mnie nie ma, a tu dochodzi do bijatyk! No, ładnie, nie powiem!
UsuńPotyczki są, owszem, ale w słusznej sprawie. :)
UsuńGosia, JolkaM. ZAPOMNIAŁA o kalendarzu. Wiesz, co to znaczy? Że pora na następny!
UsuńAle, że co? Taki od marca? :))
UsuńMam pomysła na kal na następny rok, ale dziś nie chce mi się już pisać.
Branoc!
A ja mam "słoik szczęścia"- założenie było, by do niego wrzucać karteluszki z zapisaniem jednej rzeczy, która mnie danego dnia uszczęśliwiła. No i słoik jak był tak i jest pusty. Co do personelu medycznego - płeć lekarza (niezależnie od specjalności) jest mi głęboko obojętna- tak to jest jak się ma w rodzinie lekarzy - zawsze mnie uczono, że lekarz nie ma płci - ma być dobry zawodowo i kulturalny i to wszystko. Rodziłam w obecności 2 lekarek, 2 położnych i jednej pani pediatryczki - były gorsze niż kupa pijaków pod kioskiem z piwem. Od tamtego czasu chodzę do personelu męskiego tej specjalności.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Jak to pusty?? No co Ty? Nic dobrego nie jadłaś, nie piłaś, nie widziałaś, nie usłyszałaś, nie poczułaś, nie zobaczyłaś? Nawet chmurki na niebie co uśmiechnęła się do Ciebie? :))
UsuńMammo nie taka zła, co roku się plaszczę. Tegoroczna, jakaś boleśniejsza była, mocno mnie przyplackowała, ale to była wina poprzedniej pacjentki. Wchodząc na poczekalnie bowiem, poczułam okrutny smród. Co tak śmierdzi strasznie capem, pomyślałam, ale zorientowałam się, kiedy podeszłam pod gabinet, gdzie siedziała pacjenta czekająca na mammo. Bił od niej niesamowity odór potu. I ona weszła na mammo pierwsza!!!! Ja za nią, okno było otwarte jak szeroko, a lekarz mył jakimś odkażaczem aparaturę. Cały gabinet capił tym potem. Widać chciała szybko mnie załatwić i opuścić pokój. Dziewczyny mammo nie jest straszna, trza się badać. Chłop ginekolog mi nie przeszkadza, chadzam 1-2 razy w roku, nie robi to na mnie wrażenia. Ten od usg też chłop.
OdpowiedzUsuńBosze!
UsuńCoś dobrego Gosianko? Muszę pomyśleć...
OdpowiedzUsuńNie myśl, tylko od jutra zwracaj na to uwagę, a wtedy to opisz. Wykonać! :)
UsuńA ja do wora na dobro wrzucam mego weterynarza, który z własnej inicjatywy, do mojej chorej kotki przyjeżdża do mnie domu, twierdząc, że memu wrażliwcu nie trzeba dokładać stresu wizytą w gabinecie. I nie bierze za to żadnych dodatkowych pieniędzy. Na moje zapytanie o interpretację wyników chorego pieska koleżanki, kazał mi je przysłać, i powiedział, żeby do niego dzwoniła, kiedy tylko potrzebuje. Do koleżanki z drugiego końca Polski. Za to, że jest taki wspaniały, dostał ode mnie w prezencie Białą Kurę :) Zachwycił się ! I mam nadzieję, że może teraz przeczyta, to co tu o Nim napisałam :) (jakby co, to pozdrawiam Panie doktorze :)
OdpowiedzUsuńW ostanim tygodniu zaskoczyły mnie urzędniczki z Urzędu Miasta. Otóż przez swoje gapiostwo unieważnił mi się dokument tożsamości. I Pani kierownik na moją prośbę zmniejszyła czas oczekiwania z miesiąca na tydzień. Wzięła mój nr telefonu, i zadzwoniła. że jest już do odebrania.... a w ogóle uważam, że do ludzi trzeba się uśmiechać, i być miłym i uprzejmym, bo to na szczęście jest zakaźne !
Ślepota nie boli i przeczytałam, że "szczęście jest zakazane" i nijak nie mogłam zrozumieć tej puenty, Ewo. :))
UsuńZakaźne - TAK! :))
No i Freta Garbo u Pana Tymczasa vel Wieczystego!
OdpowiedzUsuńNo! To przecież radość pod niebiosa!
UsuńDo wora na dobro z przyjemnością zapakuję mojego ulubionego doktora, który zainteresowany wynikami moich badań, przypadkowo spotkany w galerii handlowej na zakupach z córką, wyjął z jej plecaka kartkę i coś do pisania, napisał swój adres mailowy i poprosił o wysłanie zeskanowanych wyników badań. Poświęcił swój późnowieczorny prywatny czas na ich interpretację i wysłanie maila . Wszystko po to aby choć trochę mnie uspokoić.:) Zaskoczył mnie w podobny sposób już kilka razy. Tacy ludzie są jak perełki, których można nie zauważyć, poszukując diamentów.
OdpowiedzUsuńGosiu, ja jeszcze wrócę do Twojej trwałej - szczęśliwie nietrwałej.:) Mam bardzo podobne zdjęcie po takim jedynym eksperymencie, wyglądałam jak własna ciotka . Raz w życiu zrobiłam sobie też pasemka, nie dość, że wydłubywano mi w nałożonym na głowę czepku szydełkiem pasemka włosów, to efekt przerósł oczekiwania moje i fryzjerki. O ludu, jak ja wtedy ryczałam...
Alu, jak ja lubię, jak czasem wychyniesz!
Usuń:*
Dużo ludzkich perełek na Twojej drodze Ci życzę. :)
I ja lubię, a szczególnie jak masz takie wieści jakie przekazał ci pan doktor. :))
UsuńZdjęcie, Ala, zdjęcie poproszę!
Jolu - i ja lubię się odważniej wychynąć zza węgła.:) Tobie również nie tylko perełek ale i diamentów życzę :)
OdpowiedzUsuńGosiu, mój pan doktor bardzo dba aby w nasze relacje nie wkradła się nuda ale ostatnio można nieśmiało mówić o stabilizacji.
Co do zdjęć - zastanowię się czy je pokazać bo...moja uroda jest - jakby to delikatnie ująć - z dolnej półki.:)
W jakiej ja kolejce stałam jak urodę dawali ?
Jak to w jakiej? Po ciepło wewnętrzne i urok osobisty. :)
UsuńCieszę się bardzo, że Cię zainspirowałam moją opowieścią.
OdpowiedzUsuńI też dlatego, że moim zdaniem to dobry kierunek!
Czasem fajnie jest zrobić coś nietypowego, jak się okazuje, i przyjemność polega tu nie tylko na robieniu tego, czego nie robi większość.
Ale i na skupianiu się w życiu na tym, co wokół nas dobre, piękne, normalne.
Co do badania przez młodego pana personela - też bym pewnie miała głupawkę :))
Buziaczki!
iw