środa, 14 maja 2014

Dzień, w którym ujrzałam Fuji-san i przedłużyłam sobie życie o 14 lat!

Wiem, że kto spodziewał się w tytule znów mojego ulubionego liczebnika dwa, może poczuć się rozczarowany. Jednak obiecałam Gosi, że dziś ona ma prawa autorskie do tytułu. No to niech ma. Wygnana na obczyznę, przeganiana przez JCO, sponiewierana przemierzanymi kilometrami, przytłoczona tokijskim tłumem, chwilowo bez maleńkiego, choć gościnnego lokum, i może nawet pozbawiona na kilka dni znośnego połączenia z netem - niech ma coś na osłodę. ;)

Wtorek 2014-05-13 02:48 
Naszego czasu oczywiście. Pewnie się właśnie bardzo delikatnie obracałam na drugą stronę kota albo i dwóch (kto ma, zrozumie, w czym rzecz), gdy tymczasem niestrudzona Gosia pisała tak:

Dzień dobry!


To nasza ostatnia doba w Tateishi, ostatnia w Tokio w tej turze, bo jeszcze przy powrocie spędzimy tu trzy nerwowe dni, bo przed moim odlotem.
Od jutra raczej nie będę miała internetu. Tu mamy taki mobilny - małe pudełko, które nosimy ze sobą. Musimy je jednak zostawić jako wyposażenie mieszkania dla kolejnych wynajmujących. Nie martw się więc, Jolu, jeśli nie będę się odzywać. Będę gromadzić sobie te materiały na Instagramie, bo to bardzo proste i błyskawiczne: ot, zrobić telefonem zdjęcie czy nakręcić kilkunastosekundowy film, dodać hashtagi, wykorzystać chwilę połączenia z siecią, żeby "puścić" przygotowane materiały i już gotowe. To trwa kilka sekund, a w całości składa się na świetną moim zdaniem relację z dnia.


Z wczoraj chciałabym zapamiętać i odnotować jedną rzecz (na więcej na razie nie mam czasu). Wracając ze słynnych onsenowych rejonów doliny Owakudani, wylądowaliśmy w Tokio na stacji głównej przesiadkowej, która nazywa się po prostu Tokyo. Jest to olbrzymi obszar w sercu miasta (a właściwie w jednym z serc miasta, bo Tokio to jak 100 miast w jednym), gdzie krzyżują się najróżniejsze pociągowe, metrowe, shinkansenowe połączenia. Wielka podziemna i nadziemna infrastruktura kolejowa oraz niezliczone korytarze, olbrzymie hole, schody ruchome, nieruchome, sklepy, bary, kioski i sama nie wiem co jeszcze.

Byliśmy tam ok 20. Uderzyło mnie to, że w tej nieprzerwanej rzece ludzi, która tamtędy się porusza, nie ma kolizji. Ja wciąż stałam komuś na drodze, ciągle musiałam uskakiwać, a oni przemieszczali się gładko, mimo że ścieżki wszystkich krzyżowały się w najróżniejszych kombinacjach. Ludzie jak mrówki, pilnie jak one pracujący nad powrotem do domu. Ludzie ci wyjątkowi. Mężczyźni w pięknych, czarnych garniturach, kruczowłosi, szczupli, eleganccy, kobiety w makijażach, garsonkach, zadbane, śliczne. To największe miasto na ziemi, a tam jego szczyt. To oni trzęsą światem? :)
W metrze znów zrobiło się czarno. Tokio niedzielne jest kolorowe, powszednie - czarno-szare.


Widok po wyjściu ze stacji Tokyo.





Reszta później, bo zaraz jedziemy do Nikko.

***

Wtorek 2014-05-13 16:28


Jechaliśmy wczoraj siedmioma środkami komunikacji.


To dziś jeszcze parę słów o Tokio. Wbrew filmikowi, który zrobiłam trochę dla żartu, uważam to miasto za bardzo przyjazne ludziom. Mimo olbrzymiej powierzchni nie do ogarnięcia rozumem, mimo ponad 13 milionów ludzi, wszystko wydaje się dopięte na ostatni guzik. Pewnie sprawia to zdyscyplinowanie i takt Japończyków, ich podejście do pracy, o jakim nawet nam się nie śniło, a także niesamowita organizacja wszystkiego, co może życie ludziom ułatwić i sprawić, aby było bezpieczne (to najbezpieczniejsze miasto świata!).
Ja oczywiście piszę tylko o swoich wrażeniach, staram się nie ferować żadnych wyroków, opisuję głównie subiektywne odczucia, które wciąż, po kolejnym dniu tutaj, albo potwierdzają się, albo zmieniają. Zdaję sobie sprawę, że trzeba tu żyć, aby naprawdę poznać tutejszych ludzi, obyczajowość i specyfikę miejsca. Po kilku dniach, które tu spędziliśmy, nasuwa się refleksja, że nigdy jeszcze nie było mi dane przebywać wśród tak nieagresywnych, niezagrażających, przyjaznych i taktownych ludzi. Nie zmieniam zdania nawet po tym, kiedy miałam pecha, bowiem siedziałam dziś w shinkansenie podczas powrotu z Nikko obok wyjątkowo odstającego od reszty osobnika, który zachowywał się niegrzecznie, głośno jadł, kruszył dookoła, rozpychał się, trącał mnie łokciem. Cóż, wyjątek jak zwykle potwierdza regułę.

Sposób organizacji można podziwiać wszędzie. W najmarniejszym sklepiku, w każdej knajpce jest tyle personelu, aby klient nie musiał czekać ani minuty. Każda ekspedientka, każda kelnerka obsługuje człowieka z miłym uśmiechem. Ilość "arigato gozaimas", którą słyszy się w ciągu dnia jest przytłaczająca. Dziękują ci za wszystko, za to, że przechodzisz obok, za to, że skorzystałaś ze schodów ruchomych, za to, że wchodzisz i wychodzisz z kawiarni, itp, itd. Wszędzie ta uderzająca grzeczność. Można o tym pisać elaboraty, co może kiedyś uczynię. :)

Kolejny przykład to np. doskonale zorganizowane słynne metro tokijskie - najrozleglejsze na ziemi, w godzinach szczytu tworzące największe potoki ludzkie na świecie (liczbę dojeżdżających codziennie do 23 dzielnic szacuje się na 2,5 mln osób). Ja się wciąż w nim gubię, ale to dlatego, że MCO radzi sobie idealnie, więc wystarczy, że się nie zawieruszę i tylko (jak „arabska żona”) nie tracę go z oczu. Wszystko jest jednak tak opisane, tak poprowadzone, że połapią się nawet nowicjusze. Nawet drobny fakt, że będąc w Tokio, nie trzeba się martwić o to, gdzie skorzystać z toalety (bo one są dostępne bardzo powszechnie), sprawia, że można czuć się tu dobrze. :)




Właśnie, wspomniałam o shinkansenie. Kolejne plany zostały wprowadzone w życie i wczoraj po raz pierwszy jechaliśmy tym najszybszym na świecie pociągiem. Moim zdaniem jeździ on za szybko, bo zanim dobrze się usadowiłam, już trzeba było wysiadać i wędrować na dalsze zwiedzanie, a nogi chciałyby jeszcze tkwić nieruchomo…  :)




Oczywiście jeździ się komfortowo, choć nawet w Japonii zdarzają się spóźnienia i dziś pociąg, którym jechaliśmy do Nikko, spóźnił się aż 15 minut!

Najważniejsze wydarzenie z shinkansenu to fakt, że po raz pierwszy widzieliśmy przez jego okno górę Fudżi! To było coś! Naprawdę wiele emocji, i to nawet wśród niektórych japońskich pasażerów.


Zdjęcia muszą wystarczyć za opis. 
Było fajnie, choć takich chmur zakrywających Fudżi nie zamawialiśmy.

Ponieważ dziś znowu daliśmy sobie nieźle w kość, ograniczę się do bardzo skrótowej relacji z wczoraj, kiedy to już wcale nie miałam czasu ani siły pisać). Bardzo mi jednak zależy, aby tych wrażeń i odczuć nie zgubić; tyle się dzieje, że nowe przeżycia szybko przykrywają te stare kurzem zapomnienia. To, że mogę pisać do Ciebie, Jolu, a Ty to porządkujesz i umieszczasz na NASZYM blogu (mam nadzieję, że to Ci zostanie i kiedy wrócę, będziemy obie postować), sprawia, że tworzy się tu swoista kronika. Jak wrócę, poczytam sobie i zobaczę wtedy na spokojnie, jak nam tu było. :)


Wczoraj zaliczyliśmy liźnięcie rejonu Owakudani wraz ze słynną siarkową doliną. 





Jedną z atrakcji dla osób odwiedzających to miejsce jest spożywanie kuro-tamago, czyli czarnych jaj, które mają niezwykłe właściwości, a swój czarny kolor zawdzięczają reakcji zachodzącej w procesie gotowania w gorących siarkowych źródłach. 



Zjedzenie jednego kuro-tamago przedłuża życie o 7 lat!  
Zjadłam aż dwa, więc w najgorszym wypadku mam 14 lat życia przed sobą.


Pogodę mieliśmy dość irlandzką - wiało, że mało nam głów nie urwało, ale przetrzymaliśmy.



To też region onsenów – uzdrowisk z gorącymi źródłami. Widziałam wielu staruszków, którzy się tam udawali. Może to byli ci słynni stulatkowie japońscy - nie wiem, faktem jest jednak, że to bardzo zadbani, eleganccy ludzie. Można pozazdrościć!






Dziś odwiedziliśmy Nikko, na opisywanie czegokolwiek nie mam już jednak siły. Może jutro. :)

Pozdrawiam Ciebie, Twój zwierzyniec oraz całe blogowisko, szczególnie tych, którzy nam kibicują i podążają śladem Instagrama, gdzie wrzucam zdjęcia, korzystając z chwilowego dostępu do sieci.

***
To ja proponuję jeszcze na deser lody o smaku wasabi - specjalnie od entuzjastki lodowych specjałów. :)


Oraz ładną panią i ładnego pana na tle ładnej góry - na dzień dobry. :)


PS. Chyba jednak będę miała w telefonie specjalną kartę na internet, natomiast z kompa nie będę mogła korzystać sieciowo. Zobaczymy, ale co by nie było, będzie dobrze. I tego zamierzam się trzymać. A dziś? Witaj, Kioto

45 komentarzy:

  1. Od dzisiaj gotuje jajka w siarce! Bede sie tak zawziecie odmladzac, ze wroce do lozyska :))) Dobrze, ze chociaz w srodku jaja pozostaja normalne ;)
    Kiedys sprobowalam (nie wiedzac, co to takiego) jakis wasabiowy specjal. Tak mi gebe wykrecilo z tej ostrosci, ze ledwie wrocila na swoje miejsce. Dla mnie to zbyt piekielna przyprawa! :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie też piekielna, Panterko, ale mam w rodzinie wielbiciela, który bez mrugnięcia okiem przełyka wszystko, co zawiera wasabi ;)

      Usuń
    2. :)
      Pantero, tylko czy te kurocośtamy tak działają, że odmładzają, czy raczej tylko przedłużają - oto jest pytanie!
      I ciekawe, co na takie jaja Olga. :)
      A wasabi... Hm, próbowałam kiedyś czekolady z wasabi i była bardzo dobra. Ale przyznaję, podchodziłam do niej jak pies do jeża - całkiem niezasłużenie. :)

      Usuń
    3. Lody z wasabi na pewno sa super, ja lubie takie polaczenia i wlasnie jadlam tez kiedys czekolade z wasabi - swietne polaczenie, wiec lody... musza byc boskie.
      A dla mnie to pomysl na nastepne kombinacje lodowe:)))

      Usuń
    4. Ano właśnie, bo Ty przecież sama pyszności lodowe sporządzasz! :) Podobno trzeba uważać z tą przyprawą, bo jest niezwykle ostra, znacznie ostrzejsza od naszego chrzanu. U nas podobno produkuje się jakąś podróbkę właśnie z tego korzonka i jakichś barwników. Ale Ty pewnie masz u siebie dostęp do prawdziwego wasabi. :)

      Usuń
    5. Wasabi jest mi znane, wiec nie ma problemu. Uwazac na pewno trzeba, podobnie jak przy tych lodach czosnkowych, ktore robilam w ubieglym tygodniu. Jak na 4 zoltka, 2 cups kremowki i 1 cup mleka dalam 3 zabki czosnku to jest absolutnie wystarczajaco. Chodzi o nute a nie przeladowanie. Junior stwierdzil, ze lody byly naprawde wspaniale:)))

      Usuń
  2. Niesamowite takie zderzenie z inną kulturą, na pewno lepiej się żyje, gdy ludzie wokół są mili i uprzejmi. Zresztą, Japończyków jest tylu, że musieli sobie wypracować pewne pozytywne wzorce, bo inaczej byłoby ciężko przeżyć. Chociaż i ta uprzejmość ma zapewne swój cień, którego na pierwszy rzut oka nie widać.

    Fuji robi wrażenie, nawet na zdjęciach bije od niej jakieś dostojeństwo i niesamowitość, a co dopiero na żywo?
    Widok na siarkową dolinę - równie niesamowity.
    Udanej dalszej podróży, Gosiu, a Tobie, Jolu dzięki za tego posta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwróciłaś uwagę na ciekawy aspekt dotyczący japońskiej uprzejmości, czy może nawet szerzej - mentalności, Lidio. Bo czy to rzeczywiście jest "przypisane" temu narodowi w genach, czy wypracowane jakimś wielkim kosztem, pozornie niedostrzegalnym? A może to tylko my jacyś "dzicy"? ;)

      Siarkowa dolina mnie zaciekawiła bardzo - wygląda niesamowicie. Ciekawe, co z doznaniami zapachowymi.

      Usuń
    2. Nie bylam w Japonii, Japonczykow znam tylko tutejszych, ale to naprawde uprzejmy narod i cos mi sie wydaje, ze maja to w genach.
      Zreszta w Ameryce tez wszedzie slychac prosze, przepraszam, dziekuje, to sa trzy slowa, ktore po kilku latach pobytu tutaj wychodza z czlowieka same.
      Niestety ale w Polsce nie ma tego, ludzie sie pchaja wszedzie, nie ma zwyczaju stania w kolejce np. do autobusu, a nawet jak gdzies jest kolejka to stoja tak blisko siebie, ze dysza sobie nawzajem w kark:))) W autobusie moj niczego nieswiadomy maz stal blisko kasownika, to byl popychany na kazdym przystanku i ani raz nie uslyszalam zeby ktos powiedzial przepraszam. W sklepach tez nie slyszy sie dziekuje od obslugi...
      Tego nie widac jak sie w Polsce zyje, ale jak czlowiek przyjezdza raz na kilka(nascie) lat to jest bardzo widoczne niestety.

      Usuń
    3. Nigdy nie byłam w Japonii i Japończyków też nie znam, tyle tylko, co wyczytam tu i ówdzie, albo obejrzę w reportażach. Ta uprzejmość od wieków wyrabiana, na dobre wrosła w geny tego narodu. A u nas ..... jest inaczej, niestety.
      Chociaż śmierć z przepracowania to akurat ich wynalazek ....

      Usuń
    4. Tak to prawda, z ta smiercia. Ale wiesz wynika to z ich wysokiej ambicji. I to dotyczy nie tylko Japonczykow, ale chyba wiekszosci jesli nie wszystkich krajow azjatyckich. Ci ludzie potrafia naprawde pracowac od switu do nocy calymi rodzinami, tam jak tylko umie chodzic to juz ma jakis obowiazek, chocby cos przyniesc:))

      Usuń
  3. Nawet ten dość krótki - siłą rzeczy - opis sprawia, że w głowie się kręci :) Wyobrażam sobie, co się dzieje przy odbiorze wrażeń na żywo.
    Lody wasabi? Nigdy! I wszystkie inne, o smaku wędzonego węgorza na przykład - fuj!!! Ale znam (ja też, Lidio!) jednego takiego, który lubi wasabi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pani i pan na tle góry - super :))))))))))))))))))))))))

      Usuń
    2. Ninko, jadłam czekoladę z wasabi i była ona bardzo dobra. :)

      A jeśli chodzi o wrażenia z podróży, to nie spodziewałam się, że mnie to aż tak zajmie. Nigdy się nie interesowałam tym krajem, ale teraz z przyjemnością wyczekuję wieści od Gosi. A może to tęsknota. ;)

      Usuń
  4. Mam nadzieję, że GosiAnka trochę tych czarnych jajek pochowała po kieszeniach w celu spożycia ich późniejszego :) albo podarowania komuś jej miłemu :) . Podziwiam za przejazd kolejką linową nad siarczaną kopalnią? doliną? ...ja dostałabym ataku paniki i pewnie ugotowałabym się sama na czarno :P ze strachu.
    Jolu, dziękuję za te cudne przekazywanie wieści...nie wytrzymałabym bez zaglądania za drzwi Gosi :), dzięki Tobie wciąż się tu coś dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzieś w sieci mignęła mi informacja, że odwiedzający zabierają czarne skorupki na pamiątkę. Może i one mają jakąś magiczna moc. :)

      Ja tez nie wiem, czy bym się odważyła "fruwać" w takich okolicznościach przyrody. ;)

      Usuń
  5. Lody wasabi, bleeeee, ale widziałam już lody o smaku bekonu, jeszcze większe bleeee...
    Ładne te czarne jajka. Marmurkowe takie. No to jak się Gosia tak najadła to conajmniej 14 lat blogowania jeszcze nas czeka, i dobrze. Chyba że coś nowego wymyślą.
    Pozdrawiam Gosiankę i Jolę! I JejCiOnego też!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, widzę, że nie ma wśród odwiedzających prawdziwych smakoszy lodów. ;)

      Pozdrawiam Cię, Iwono. :)

      Usuń
  6. Bardzo intensywne dni, a to dopiero początek! :)
    Pozdrawiam wspaniały tandem ,dzięki któremu mogę uczestniczyć w tej niesamowitej wyprawie.

    OdpowiedzUsuń
  7. wasabi? no to trzeba mieć odwagę, żeby to skonsumować! gosiu jak spokojnie sie czyta o twoich wycieczkach i nogi tak nie bolą...
    wiem, że to nie to samo co byc tam, ale i tak jest pięknie!
    jolu, chylę czoła!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, nie trza się aż schylać przede mną, naprawdę mam przyjemność, choć troszkę pracy trzeba w to włożyć. Ale jak cieszy Wasza obecność, drodzy towarzysze podróży naszych obieżyświatów. :)

      Uściski! :)

      Usuń
  8. Ale fajne czerwone kapturki na ostatnim zdjęciu! :)))
    Gosiu, aż trudno mi sobie wyobrazić tę wszechobecną uprzejmość i grzeczność. To musi być wspaniałe, niesamowite wręcz doświadczenie! :)
    Bardzo chciałabym przejechać się tym szybkim pociągiem. Lubię ten środek komunikacji.
    Nie mogę się napatrzeć na zdjęcia z doliny siarki. Są piękne. :)
    No i w oczy rzuciło mi się zdanie z "ci słynni stulatkowie" - "ci" z małej, a nie z wielkiej jak wiele osób pisze. A ma być z małej, co nie Jolu? ;)

    Buziaki dla Was i Joli i do następnego! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja to sobie myślę, Alu, że większości osób, które zapisują (np. w takich wypadkach jak wskazany przez Ciebie) zaimek wskazujący "ci" od wielkiej litery, miesza się to trochę z innym zaimkiem (osobowym), który jest identyczny, ale używa się go w zupełnie innych sytuacjach. Gdzieś tam nam dzwoni, że zaimki: ci, tobie, wam, twoje zapisujemy, zaczynając je wielką literą, ale zapominamy, że robimy to tylko w korespondencji, czyli bezpośrednio się do tych osób zwracając (względy grzecznościowe). A starczyłoby się nam zastanowić, czy napisalibyśmy od wielkiej litery "tamci". :)

      Mnie się tez podoba klimat doliny siarkowej, ale czy zapach by mi się podobał? ;) Choć podobno prędko można przywyknąć. :)

      :*

      Usuń
    2. Tak, ludziskom myli się z tym właśnie Ci. ;)
      W życiu bym tego tak pięknie nie wyjaśniła jak Ty - niczym pani Kłosińska. ;)))

      Usuń
  9. Bardzo ladna jednak ta gora...
    w ogole sprawozdanie bardzo fajowe, ja na biezaco ogladam obrazki na Instagramie i obserwacje czytam. Dzielni podroznicy!
    Jola - tez uwazam, ze z Gosianka powinnyscie razem blog pisac.

    p.s. czy czarne jaja mialy posmak siarkowy...czyli taki jajeczny? :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Małgosiu znowu się uśmiałam - tym razem z tych za szybkich pociągów i czarnych jaj przedłużających życie :-)))
    Przywieź nam tu kilka !

    Co do relacji jak zawsze fascynująca. Powinnaś książkę wydać po powrocie :-D
    Mocnych nóżek życzę na dalsze wędrowanie ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Melduję się na stanowisku czytaczki. Bardzo fajnie się śledzi prawie na bieżąco, bo w różnicy czasu całkiem się pogubiłam.
    Życzę Jolu, dużo satysfakcji z "zastępstwa", pośrednictwa i liczę, że po powrocie GosiAnki stworzycie piękny tandem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewo, nasi dziś są już w Kioto. Pewnie się właśnie szykują do pierwszego noclegu. A może nawet już chrapią - tam wszak wybiła 23. :)

      Usuń
  12. Coraz bardziej mnie intryguje Japonia. Czym innym jest czytanie nawet najlepszych sprawozdań i reportaży z podróży, a czym innym bezpośrednia relacja kogoś, do kogo ma się - za przeproszeniem państwa - stosunek emocjonalny. Chłonę wszystko jak gąbka, gapię się na zdjęcia, zamiast wziąć się do roboty!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak mówisz, Hana, coś w tym jest. Znaczy się, w tem stosunku chyba cóś takiego jest. ;)

      Usuń
  13. A mnie jak zatkało - tak odetkac nie chce. Ale fajna podróż!

    OdpowiedzUsuń
  14. ...cóż pisać, wrażeń tyle, że zatkało kakao... :o

    OdpowiedzUsuń
  15. Uffff chociaż siarkowej doliny nie muszę zazdrościść ,nasza bełchatowska odkrywka też robi kolosalne wrażenie ,kolory bardziej pastelowe ,ale za to jaka gama . Nigdzie indziej nie widzałam tak szerokiej gamy szarości i beży . Jajek siarkowych tam nie ma ,ale taniej mnie wynosi niz wyprawa do Japoni ;) W ten o to sposób dałam do zrozumienia że cały czas z uwaga śledze losy zabieganej Gosianki i jej niezmordowanego męża :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to jest słuszna koncepcja, Marija. Jakby jakaś kontrola z góry, to zawsze jest czarno na szarym, że śledzenie się odbywa na bieżąco. :)

      Usuń
  16. Ciekawa i egzotyczna relacja. Piękne widoki i to jajo!!! I chociaż wiadomo, że ta uprzejmość Japończyków jest trochę powierzchowna, to jednak łatwiej żyć w takim świecie i mniej stresująco. Tyle już widzieli i tyle jeszcze przed nimi...

    OdpowiedzUsuń
  17. Bardzo ciekawy i przydatny blog. Gratuluję pomysłu i zapraszam też do mnie.
    www.odpowiedzinatrudnepytania.pl

    OdpowiedzUsuń
  18. Do kolejki linowej to nawet uprzejmy i podziwiany przezemnie Japończyk musiał by zastosować na mnie tzw.chińską narkozę.Lodów wasabi nie jadłam ale orzeszki w tej przyprawie uwielbiam.Zgadzam się również z twierdzeniem,że lepiej się czyta i ogląda na żywo niż np.czytając książkę napisaną po podróży.I ja zawsze piszę;ci ludzie i dziękuję Ci za relację:)))

    OdpowiedzUsuń
  19. Takie lody to nie dla mnie zdecydowanie, chyba tradycjonalistką jestem w tym zakresie :)
    Ale te 7 środków lokomocji to ciężko pobić, kombinuję, kombinuję i w Wrocławiu wychodzi mi max 6...
    A, nie, jest jeszcze riksza :), no to mam 7 we Wrocławiu :)

    OdpowiedzUsuń

Fajnie, że piszesz! Pisz, komentuj, daj znak, że jesteś!
Dobrej energii nigdy za wiele. :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...