Kochani, jest mi ciepło na sercu, że tyle osób się o mnie martwi. Dziękuję za troskę, za maile i SMS-y.
Moje kłopoty okazały się jedynie zmartwieniami, podczas gdy myślałam, że to tragedie.
Prawdziwe nieszczęście stało się dopiero dziś. Naprawdę z trudem to piszę, bo łzy mi zalewają oczy, ale Hokus miał wypadek. Jest już po operacji. Nie wiem, jak to zrobił, ale nadział się na jeden z metalowych grubych prętów, jakimi jest zakończony nasz płot. Zrobił sobie dziurę w brzuchu. Miał wiele szczęścia, że byłam blisko, że skończyło się to tylko rozerwaniem mięśni brzucha, że Michał był w domu i zachował zimną krew, że Kasia zadzwoniła do znajomego chirurga i że Hoki znalazł się szybko na stole operacyjnym. Operacja się udała i będzie dobrze, jeśli uda mu się nie pozrywać szwów. Czeka go rekonwalescencja, ale będzie zdrowy.
To wydarzenie podcięło mi skrzydła do końca, więc nie niepokójcie się, jeśli nie będę pisać. Widocznie ten gorszy czas musi minąć.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za troskę.
Przepraszam, ale jak zwykle, kiedy dzieje się coś poważnego, wyłączam komentarze. Tak już mam. Nie martwcie się, to minie.