Wspominam początki z obiema suczkami i widzę, jak były dla nich trudne. Pierwszą rzeczą, którą musieliśmy odbudować, było oczywiście zaufanie. Szczególnie Fikunia była bardzo wylęknionym psem. Jeszcze z pięć miesięcy po adopcji miała problem z dotykiem. Przychodziłam do domu, a ona cieszyła się jak wariatka, ale pogłaskać się nie dała. MójCiOn pracował nad zdobyciem jej serca o wiele, wiele dłużej. Był cierpliwy, nie naciskał, mimo że bardzo chciał już ją przytulać i głaskać. Po prostu jej nie zaczepiał. Pozwolił, aby mogła przyglądać mu się, obserwować go w poczuciu bezpieczeństwa. Długo nie mógł z nią wychodzić na spacery, bo ona zwyczajnie nie dawała mu się w domu złapać! Potem z kolei nie mógł jej spuszczać ze smyczy, gdyż nie był w stanie znowu jej na smycz zapiąć.
Mądre poradniki mówią, że pies potrzebuje NAJMNIEJ trzech miesięcy, aby poczuć się u siebie, a co za tym idzie, odzyskać w pełni radość i zaufanie. Niektórzy piszą nawet, że jest to pół roku. Są też takie zwierzaki, dla których parę lat to za mało...
Z Fikunią naszą kochaną był jeszcze jeden poważny problem. Trzy miesiące trwało, aż przestała sikać na dywany... Żaden z psów nie był taki oporny! Dobrze, że trafiło akurat na nią, bo z tej wielkiej do niej miłości sprzątałam to bez jednego słowa. Potem pojawiła się tu Perełka, która nie miała wpadki, potem Klusek, a ten sikał ze strachu na widok wyciągniętej ręki, Fredek za to, jak to facet, znaczył meble - co również odbiło się na biednych dywanach. Cynia/Foxi oszczędziła mi roboty, za to Mika dołożyła swoje, no i w końcu musiałam dwa dywany wymienić... Przeżyły w dobrym stanie 25 lat, ale to było dla nich za wiele. Mimo prania, wywabiania i stosowania rożnych środków MCO utrzymywał, że wciąż coś mu "jedzie". To koszt posiadania schroniskowych sikaczy. :)
Myślę, że adopcja Miki przebiegła łatwiej i szybciej dzięki Fice, ale i ona bywa wciąż jeszcze zestrachana. Zdarza się jej, że nagle podczas spaceru odwraca się (na pięcie chciałoby się powiedzieć) i gna do domu. Dobrze zna swój spacerowy rejon, nie musi przy tym przebiegać przez ulicę, biegnie parkiem i zawsze znajduję ją rozglądającą się nerwowo przed furtką. I ona boi się bardziej mężczyzn. Przerażają ją wędkarze z racji posiadania "kija", którym wymachują. Nie ufa starszym panom idącym nawet bardzo spokojnie gdzieś w oddali. I znowu mój mąż musi pracować podwójnie. Często beze mnie nie da rady wyciągnąć Miki spod łóżka, by wyjść z nią na spacer, choć widzę, że ostatnio wypracowuje sobie coraz lepsze metody na zwabienie jej do siebie - oczywiście jedzonkiem. Obie dziewczyny są oczywiście bez porównania spokojniejsze, no i są już bez wątpienia bardzo szczęśliwymi suczkami, chcę tylko powiedzieć, że schroniskowe demony jeszcze atakują.
Jak szczęśliwe są te sunie? Gotowi na zdjęciową jazdę? Uwaga! Oglądanie poniższej galerii grozi zmarszczkami mimicznymi z powodu dużej dawki uśmiechu!
Obie psinki, i Fika, i Mika potrzebowały czasu i spokojnego, łagodnego budowania zaufania. Wciąż tego potrzebują, za to nagroda, jaką nas obdarzają, przyznajcie sami, jest z tych bezcennych, najpiękniejszych. Serce rośnie! Nie wyobrażam sobie, że mogłoby ich z nami nie być. :)
Polecam mądry artykuł (klik) o postępowaniu z adoptowanym ze schroniska psem, tak aby się udało. Ja w swoim czasie przekopałam cały internet, przeczytałam kilka książek, bo wiedza jest równie ważna jak dobre chęci.
Artykuł zaczyna się tak:
Liczne kampanie społeczne zachęcające do pomocy bezdomnym zwierzętom wykreowały ociekający lukrem wizerunek psa z adopcji – wiernie wpatrzony we właściciela, niezwykle grzeczny (z wdzięczności za uratowane życie oczywiście, dwa razy grzeczniejszy niż rasowy), nic nie chce, niczego nie potrzebuje – tylko odrobiny miłości.
Miłego!
Dzięki uprzejmości naszej kochanej Justyny, pani dr weterynarii, która bardzo nam tu na blogach pomaga, miałam przyjemność uczestniczenia we wspaniałym sympozjum behawiorystycznym.
Lękliwy pies, "złośliwy" kot - częsty pacjent w gabinecie weterynaryjnym.
Opowiem o tym, jak znajdę czas, ale wiele się nauczyłam. Bardzo, bardzo dziękuję!
Wszystkie zdjęcia są TU (klik).
Ślicznie, zabiegane i zabawione psiny. Pewnie po powrocie śpią, jak zabite:)
OdpowiedzUsuńMop sam załatwił trzy dywany. Słynną futrynę w kuchni i trochę paneli. Wywaliłam w końcu te dywany, bo to było bez sensu. TCO ma rację mycie i wywabianie, a one i tak "jadą" siuśkami, szczególnie w bardzo ciepłe dni, kiedy słoneczko na nie świeci.
Taaa, teraz kupiłam najtaniej jak można, żeby było jeszcze przywozicie. :)
UsuńOglądanie tych zdjęć grozi pozbyciem się nawet najbardziej zatwardziałej depresji :)))
OdpowiedzUsuńLekarze powinni je wypisywać zamiast tabletki :)
UsuńPiękna dobranocka z uśmiechem. Szczęśliwe sunie, bardzo mi się podobają te "rozmyte" zdjęcia.
OdpowiedzUsuńChętnie bym posłuchała o "złośliwym" kocie.
Ewo, postaram się, choć nic nie obiecuję. :)
UsuńAle szalejo ;)
OdpowiedzUsuńDobrały się jak w korcu maku! Co za szaleństwo w domu i zagrodzie :)
Widzę, że łóżko już im oddałaś:P
Nie wiem jak inne psy szybko się adoptują, ale Lulka zaadoptowała się od pierwszego dnia, myślę o nas ludziach, ale przez 3 dni bała się wchodzić do domu na klatkę i chodzić po schodach, siedziała w salonie i kuchni, ale nie wchodziła do przedpokoju chyba z 3 tygodnie, potem poszło z górki.
Łóżko należy do Fiki. Mika może tylko się na nim witać i kokosić porannie. :) Zresztą jej gorąco, więc woli leżeć pod łóżkiem. :)
UsuńU nas też był taki piesek, który od pierwszego dnia się zaaklimatyzował; to Klusek. Jaki to był cudny psiak! Buuuuuuuuuuuuu :(((
Kochane wariatki! Gosiu, podobnie jak Ewa2, bardzo chętnie przeczytam to, czego się dowiedziałaś na sympozjum.
OdpowiedzUsuńTo było fascynujące. Mam zamiar kształcić się w tym kierunku. :)
UsuńDziewczyny na zdjeciach fantastyczne....:):):) Cos wiem na temat adopcji ze schroniska i na pewno nie jest latwo....
OdpowiedzUsuńTak, przeszłaś sporo z Gingerem, masz doświadczenie. Napiszesz jak to było?
UsuńNapisze maila:)
UsuńAga, ja chciałam, aby tu ludzie zobaczyli! :)
UsuńOd razu sobie pomyślałam: jak dobrze, że o tym piszesz! Bo wielu adoptujących w ogóle nie zdaje sobie sprawy jakie problemy można mieć z adoptowanym psem (czy innym zwierzęciem), a potem, po dwóch tygodniach, zwierzak wraca do schroniska, co jeszcze wcale nie jest najgorszym, co go może spotkać.
OdpowiedzUsuńJak wiesz, to w naszym mieście rozkręcono "Bieg na sześć łap", dzięki któremu adopcja może przebiec łagodniej. Ludzie biorą psy na spacery (albo na biegi); często się zdarza, że zabierają zawsze tego samego psa. Osobiście znam trzy psy adoptowane w wyniku tej akcji (było ich oczywiście więcej), jeden nawet bywa u nas w domu i z tego, co wiem, problemów wielkich z nim nie było, bo zanim trafił do domu stałego, już przyzwyczaił się do nowej właścicielki i zaakceptował ją. Piesek - nazywa się Misiek - jest przesympatyczny; miziak, łakomczuch - trzeba uważać, bo ma problemy z układem pokarmowym, musi być karmiony specjalistyczną karmą, a zeżre wszystko, co mu trafi w zęby; to jeszcze jedno z czym można się zetknąć: problemy z układem pokarmowym.
Nie chcę się rozpisywać, ale chciałam powiedzieć, że adoptujący nie tylko nie zdają sobie sprawy z możliwych problemów, ale na dodatek nie przygotowują się merytorycznie do adopcji. Kupują miski, smycz legowisko, jeszcze parę akcesoriów i uważają, że sprawa załatwiona.
A na psinki przyjemnie popatrzeć - aż się uśmiecham do monitora:)))
Ten zacytowany przeze mnie artykuł jest naprawdę bardzo celny. Pies ze schronu (z pseudoludowi, z hodowli kennelowej) ma zazwyczaj mnóstwo problemów i trzeba być gotowym je rozwiązać. Taki "Bieg na sześć łap" jest świetnym pomysłem.
UsuńNa szczęście ja mam do czynienia z mądrymi adoptującymi. Klusek, Fredek, Foxi - dobrze trafiły. Monika na przykład idzie z Foxi do behawiorysty, żeby pomóc jej zaufać mężczyznom, bo z tym sunia ma największy problem. :)
Już kiedyś to mówiłem i powtórzę jeszcze raz. CUDA CZYNICIE!!! CUDA!!! Pozdrawiam i zapraszam w swoje progi. Poleżałem i to pomogło ;)
OdpowiedzUsuńPS. A skąd u Was drugi psiak? Przepraszam, ale trochę z obiegu wypadłem. :))
Mika też jest ze schroniska, tym razem spod Lublina. Wzięliśmy ją dla Fiki i jak widać to był super pomysł. :)
UsuńAcha. Naszej Psiucie też przydałby się towarzysz, niestety w warunkach blokowych nie jest to możliwe. Jednak w przyszłości, kiedy przeprowadzimy się do mojego domu rodzinnego, czemu nie. Są takie plany.
UsuńMała prawdziwa gwiazda - na 1 zdjęciu musiała się wychilić, żeby mak jej nie zasłaniał haha:) Urocze obie i takie szczęśliwe:)
OdpowiedzUsuńMoje kochane gwiazdeczki! :)
UsuńFajnie żeście je dobrali, są prawie jednakowej wielkości i sylwetki też maja podobne.
OdpowiedzUsuńSą takie pełne energii i radości, pięknie uchwyciłaś to na zdjęciach :)
Morus bardzo szybko zaadoptował się w naszym domu, ale on był krótko w schronisku i mieliśmy szczęście bo to był pies, który z wdzięczności świata poza nami nie widział. Więcej problemów było z zadziornym Darkiem.
No i zostały mi zmarszczki mimiczne :)).
OdpowiedzUsuńGosiu, bardzo fajny wpis. A to dlatego, że jest prawdziwy! Bez upiększeń, bez udawania, że od razu było super z pieskami. Na pewno Twój wpis przyda się niejednej osobie.
OdpowiedzUsuńPo tylu latach dywany można spokojnie wymienić ;)) czy przyjdzie też czas na meble? Po tych psich harcach ;)
Zdjecia juz znam z fb :-) Zacytowalas bardzo madry artykul. W ogole sobie nie wyobrazam wziac zwierze nie majac na ten temat zadnej wiedzy. To tak jak z dzieckiem, zanim sie urodzi czytamy, ogladamy, rozmawiamy, dowiadujemy sie, dostosowujemy dom, poszukujemy jak najwiecej informacji zeby na wszystko byc przygotowanym i zeby bylo dla dziecka jak najlepiej.
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńPodziwiam takie osoby jak Ty, które potrafią zatrzymać się na moment w pędzie życia i pomóc zwierzakom. W jakiejś mierze znam takie osoby, bowiem moja Mama Chrzestna z mężem postępują podobnie. Przez ich dom przewinęła się już spora liczba zwierzaków, część piesków i jeden kot zgarnięte jako bezpańskie, błąkające się w miejscach, w których byli. Obecnie mają dwa koty, w tym tego jednego z osiedla, uratowanego przez nie żyjącego już ich psa. A nie tak dawno przywieźli pieska z działki na wsi, który został odratowany od życia na łańcuchu. Na razie jest okropnym gryzakiem, ale sądzę, że będzie z niego super piesek za jakiś czas.
U mnie w domu nie było tyle zwierzaków, jak do tej pory mieliśmy tylko jamnika, rybki i koszatniczki. Szczególnie z tymi ostatnimi stworkami związałem się niesamowicie, bo akurat za mały byłem, by dobrze pamiętać tego jamnika naszego.
Pozdrawiam!
Dywan ,żeby nie śmierdział trzeba natrzeć denaturatem:>Najpierw umyć oczywiście .Pośmierdzi w chacie denaturatem,ale jak przestanie to jest w porządku i niczym nie śmierdzi .Stary sprawdzony sposób na psie wypadki dywanowe:))Aśka
OdpowiedzUsuńTo prawda- wzięcie psa ze schroniska wymaga naprawdę talentu, cierpliwości i... wiedzy jak sobie z nim radzić. Upiory schroniskowe bardzo długo dają o sobie znać, czasami do końca piesowych dni.
OdpowiedzUsuńZnajomi kiedyś wzięli psa ze schroniska,w którym zwierzak był ponad rok. Pies był fajny, miał tylko jeden feler - zawsze urywał się z domu, ze spaceru itp. i.....wracał jak bumerang do schroniska.Po pierwszej ucieczce został doprowadzony do domu przez pracownicę schroniska, po kolejnych, powtarzających się powrotach do schroniska znajomi się załamali i po roku pies wrócił do schroniska ale wtedy dostał tam własną budę z wybiegiem, którą ufundowali mu "adopcyjni właściciele" i został w schronisku psem stróżującym, a oni go brali na spacery i dokarmiali.
Jak widzisz życie z psem schroniskowym bywa czasem dziwne.
A sunieczki są przekochane!!! To zdjęcie poprzez kwitnące trawy- bajeczne!
Miłego;_
To naprawdę zgrany duet.. ale tylko dzięki cierpliwości i sercu włożonym w ich zgranie, wychowanie, otworzenie na nowo na świat :)
OdpowiedzUsuńAż wierzyć się nie chce, że Fisiulka już z Wami 10 miesięcy. Zdjęcia zachwyczjąe, obłędne ! Mogę patrzeć i patrzeć na kochające się siostrzyczki :) To niesamowite, że One się Wam tak fajnie "trafiły". Ale mogły trafić w swoim życiu różnie, to Wasza Gosiu zasługa, że są takie ufne i szczęśliwe ! Mniód na serce dzisiejsza fotorelacja :) ... I czekam na opowieść o sympozjum. Szczególnie, że z Kajcią miałam mnóstwo problemów z powodu jej strachliwego charakteru. Gdyby trafiła do kogoś innego, to już dawno by ją uśpili. A mnie się udało :) Teraz jest cudna, przytulająca się, gadająca ze mną i słodziutka jak cukiereczek :) Choć charakterna, jak to cocker spaniel !
OdpowiedzUsuńZnakomite zdjęcia , a sunie dobrane jak w korcu maku ;-))
OdpowiedzUsuńGosiu,moim zdaniem to Ty spokojnie mogłabyś być w gronie ekspertów,wykładowców tej konferencji-jako praktyk z doświadczeniem i super osiągnięciami ;))) Aż miło popatrzeć na te Twoje szczęsliwie zwierzaki :))! JustynaK
OdpowiedzUsuńZdjęcia cudne. Parę zapadło mi w pamięć wybitnie. Mika obejmuje Fikę za szyję, piękne zdjęcie łąkowe, rozmazane bardzo ciekawe, łóżkowe po prostu najfajniejsze na świecie :-)
OdpowiedzUsuńAdopcyjne cuda rzadko się zdarzają, Gosiu jesteś po prostu tytanem pracy, cierpliwości i dobroci. Także rzetelnej wiedzy. Tyle i aż tyle :-*
Piesie są przecudowne. Taka konkluzja na koniec :-D
Miałam szczęście patrzeć na nie i dotykać ich! W dotyku brzuszek Fikuni jest nie do opisania!
OdpowiedzUsuń