Dzień dobry. Czy są na sali pieskie ludzie? Bo dziś dla odmiany coś dla nich. A że ci przecież z natury cierpliwi być muszą, to długas będzie po ich myśli, co? :)
Rzecz się dzieje w sporej wsi w województwie zachodniopomorskim. W mojej wsi. Rok 2012, maj. W nieodległym sąsiedztwie pojawił się pies. Opiekun nazwał go - jakże wymyślnie i adekwatnie! - Maliniak. Szczeniak to jeszcze, choć spory. Pan jego, z luzaków raczej (żeby nie było za ostro, cokolwiek eufemistycznie nazwę go Niefrasobliwym), wodzi za sobą szczeniaka po wsi bez smyczy i bez specjalnej uwagi. Pies chodzi za swoim panem, jak to pies. Młody pies. Oczywiście rozpiera go energia, więc spuszczony z oka przez Niefrasobliwego przemierza wieś wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu psich rozrywek. Czasem zajrzy do nas, bo nieogrodzeni jesteśmy. Pudels w swoim kojcu poszczeka trochę, ale nie desperuje zanadto, bo co mu tam jakiś młodziak. Zresztą Pudels ogólnie zaczepny nie jest, jeśli już, to bardziej wolałby poganiać koty. Pies jest łagodny, brykający, skaczący, jak to dzieciak. Zagląda coraz częściej, a my, czyli ja i Igor, pod jego urokiem coraz silniej. Pogłaszczemy, przytulimy, pobawimy się, a nawet (jakoś nieszczególnie pałając do imienia Maliniak) nazwiemy go Malinem. Co prawda trochę nam chłopak płoszy koty, ale jest to do opanowania, bo nie jest agresywny - koty się na jego widok rozpierzchają, jednak wkrótce dyskretnie i ostrożnie powracają. Radzimy sobie nie najgorzej.
Nadchodzi czerwiec. Przez kilka dni młody psiak dokazuje i bryka na naszym podwórku pod doświadczonym okiem starej, miastowej suni, która zamieszkała u nas na czas wyjazdu jej opiekunki na drugi koniec Polski.
A potem następuje lipiec i czas, w którym namierzam Leśną na skarpie przy drodze nr 6. Oswajam ją przez kolejne dwa miesiące, by przywieźć do domu w połowie września. Obawiając się reakcji kotów na nią i jej na koty, zostawiam sobie margines niepewności co do jej dalszych losów i ewentualnego pozostania u nas. Okazuje się jednak, że koty nie reagują zanadto nerwowo, być może dzięki temu, że zostały nieco oswojone z obecnością swobodnie poruszających się, łagodnych psów - staruszki Yorgi i młodziaka Malina, który nas dość regularnie latem odwiedzał. Zapada decyzja, że Lesia zostaje.
Ale, ale, minęły właśnie dwa lata, odkąd Leśna jest z nami. Należy jej się chyba jakaś wspomnieniowa fotka. :)
Tymczasem wróćmy do Malina.
Mijają kolejne miesiące. Malin pojawia się i znika, biega po wsi luzem, ale w pewnym momencie dowiadujemy się, że jego opiekun przypiął go do budy, bo pies straszył trochę mieszkańców; może ktoś się zdenerwował, interweniował, może Niefrasobliwy postanowił go "wychować".
Zimą pojawia się rzadziej, ale przybiega do nas, prawdopodobnie wtedy, gdy uda mu się uwolnić. Dostaje jeść, sypia na letnim fotelu na werandzie (bo jakoś tak szybko jesień, a zaraz potem zima nadeszła, że się nie zdążyło schować, i słusznie).
Tutaj na sugestię Gosi wklejam link do posta, w którym pojawiły się już kiedyś zdjęcia Malina i kilka słów o nim: Coś miłego na święta.
Wiosna nie przynosi większych zmian, poza tą, że jest coraz cieplej i mniej się martwimy o Malina, czy ma co jeść, gdy do nas nie zagląda.
Lato, różne sprawy, do naszego stadka dołącza Majtek; czas mija. Malin pojawia się i znika. Gdy przychodzi akurat w porze spaceru z psami, przyłącza się do nas i łazi za nami, ale że nie mamy dla niego smyczy, trochę się tego obawiamy. Przeważnie jednak jest grzeczny, choć potrafi się odłączyć od nas i wędrować samotnie. Czasem przybiega do nas z paskiem służącym jako obroża, do którego przyczepiony jest karabińczyk w rozmiarze... krowim. Za którymś razem odpinam mu ten ciężki osprzęt; trudno, niech sobie pan Niefrasobliwy wymyśli coś innego. Pewnego dnia Malin pojawia się u nas, ciągnąc długi łańcuch, który mu natychmiast odpinam. Z ciekawości ważę go - ponad trzy kilo. To wtedy postanawiam porozmawiać z Niefrasobliwym. Trochę się do tego zbieram, bo obawiam się całkowitego niezrozumienia, aż wreszcie biorę zarekwirowany łańcuch i udaję się do sąsiada - albo go nie ma, albo nie otwiera. Łańcuch zostawiam na podwórku, nie należy do mnie. Spotkanego wkrótce potem zagaduję w sprawie Malina i proszę, żeby się nim zaopiekował jak należy i żeby go nie trzymał na łańcuchu. W trakcie rozmowy odnoszę wrażenie, że gadam sobie a muzom, jednak przecież mam jakiś cień nadziei.
Zimą Malin zagląda od czasu do czasu, widocznie się jakoś uwalnia, nie wiem: z łańcucha, linki, czy jakiejś szopy? W każdym razie czasem u nas jada i sypia - znów na werandzie - druga taka zima. Kiedy znów przybiega do nas z tym samym ciężkim łańcuchem, odpinam go już teraz bez skrupułów i zatrzymuję. Zdarzają się okresy, że bywa u nas regularnie, cokolwiek dezorganizując sytuację z kotami, gdyż kilka z nich to tchórki i panikarze, i zwiewają - najbardziej Majtek, najświeższy w rodzince, oraz Bazyl. Trzeba całej logistyki, żeby wypuszczone na zewnątrz nawołać na czas żarełka oraz na noc do domu. Odbywa się to mniej więcej tak, że Igor "zagaduje" Malina na werandzie od południowo-zachodniej strony, a ja postukując chrupkami w pudełku, oddalam się na północ, gdzie najczęściej się lokują (w przydomowym lasku), zbieram płochliwce i zanoszę do domu. Niekiedy z małymi komplikacjami, ale najczęściej w miarę sprawnie. Najgorzej jest przy porannym karmieniu i nawoływaniu, bo trzeba się spieszyć do szkoły i do pracy, czas ucieka i wtedy się zdarza, że napada mnie ambiwalencja i z jednej strony cieszę się na widok piesa, ale zaraz potem wzdycham "jeju, znowu Malin" (czytaj: łapanka kotów). Koty na szczęście z czasem stają się bardziej zżyte z naszym coraz częstszym gościem, zwłaszcza że ten ich nie zaczepia i ani trochę nie jest wobec nich agresywny. To bardzo duży plus. :)
Latem tego roku mam wrażenie, że Malin biega już zupełnie samopas, że Niefrasobliwy całkiem go sobie odpuścił.
Pies stołuje się u nas, odpoczywa u nas, bawi się z Lesią, chodzi z nami na spacery, choć swoim zwyczajem samowolnie się oddala i wraca samotnie. Coraz częściej zastanawiam się, co zrobić z tym fantem, jak się zabrać do rzeczy, co przedsięwziąć, żeby pomóc temu psu. W pierwszym tygodniu września następuje coś, co przesądza o sytuacji. Któregoś ranka znajduję Malina na naszej wycieraczce w stanie wskazującym na wyczerpanie lub na chorobę. Nie mogę dłużej odsuwać od siebie konieczności bezpośredniego i natychmiastowego zajęcia się nim.
Śliwka i Glizda w postawie "Ty, obcy, uważaj sobie!
Zobacz, jakie mamy irokezy na grzbietach!"
Zobacz, jakie mamy irokezy na grzbietach!"
Dwie kotki i pies trzeci.
Zaraz, chwila, jeszcze raz: dwie kotki i kocur trzeci
- na dachu szopy. Mietek jest z tych odważnych inaczej,
nie będzie sobie nerwów zanadto nadwerężał. :]
- na dachu szopy. Mietek jest z tych odważnych inaczej,
nie będzie sobie nerwów zanadto nadwerężał. :]
Staruszka Yorga.
Śliwka i Glizderka podczas, ekhm, integracji ze staruszką
- pod moim samochodem.
- pod moim samochodem.
To kudłate na górze fotki to brzuszek Yorgi.
A potem następuje lipiec i czas, w którym namierzam Leśną na skarpie przy drodze nr 6. Oswajam ją przez kolejne dwa miesiące, by przywieźć do domu w połowie września. Obawiając się reakcji kotów na nią i jej na koty, zostawiam sobie margines niepewności co do jej dalszych losów i ewentualnego pozostania u nas. Okazuje się jednak, że koty nie reagują zanadto nerwowo, być może dzięki temu, że zostały nieco oswojone z obecnością swobodnie poruszających się, łagodnych psów - staruszki Yorgi i młodziaka Malina, który nas dość regularnie latem odwiedzał. Zapada decyzja, że Lesia zostaje.
Ale, ale, minęły właśnie dwa lata, odkąd Leśna jest z nami. Należy jej się chyba jakaś wspomnieniowa fotka. :)
To zdjęcie z listopada 2012 roku, czyli po dwóch miesiącach w naszym domu.
A to z września tego roku. :)
Tymczasem wróćmy do Malina.
Mijają kolejne miesiące. Malin pojawia się i znika, biega po wsi luzem, ale w pewnym momencie dowiadujemy się, że jego opiekun przypiął go do budy, bo pies straszył trochę mieszkańców; może ktoś się zdenerwował, interweniował, może Niefrasobliwy postanowił go "wychować".
Tutaj na sugestię Gosi wklejam link do posta, w którym pojawiły się już kiedyś zdjęcia Malina i kilka słów o nim: Coś miłego na święta.
Wiosna nie przynosi większych zmian, poza tą, że jest coraz cieplej i mniej się martwimy o Malina, czy ma co jeść, gdy do nas nie zagląda.
Lato, różne sprawy, do naszego stadka dołącza Majtek; czas mija. Malin pojawia się i znika. Gdy przychodzi akurat w porze spaceru z psami, przyłącza się do nas i łazi za nami, ale że nie mamy dla niego smyczy, trochę się tego obawiamy. Przeważnie jednak jest grzeczny, choć potrafi się odłączyć od nas i wędrować samotnie. Czasem przybiega do nas z paskiem służącym jako obroża, do którego przyczepiony jest karabińczyk w rozmiarze... krowim. Za którymś razem odpinam mu ten ciężki osprzęt; trudno, niech sobie pan Niefrasobliwy wymyśli coś innego. Pewnego dnia Malin pojawia się u nas, ciągnąc długi łańcuch, który mu natychmiast odpinam. Z ciekawości ważę go - ponad trzy kilo. To wtedy postanawiam porozmawiać z Niefrasobliwym. Trochę się do tego zbieram, bo obawiam się całkowitego niezrozumienia, aż wreszcie biorę zarekwirowany łańcuch i udaję się do sąsiada - albo go nie ma, albo nie otwiera. Łańcuch zostawiam na podwórku, nie należy do mnie. Spotkanego wkrótce potem zagaduję w sprawie Malina i proszę, żeby się nim zaopiekował jak należy i żeby go nie trzymał na łańcuchu. W trakcie rozmowy odnoszę wrażenie, że gadam sobie a muzom, jednak przecież mam jakiś cień nadziei.
Zimą Malin zagląda od czasu do czasu, widocznie się jakoś uwalnia, nie wiem: z łańcucha, linki, czy jakiejś szopy? W każdym razie czasem u nas jada i sypia - znów na werandzie - druga taka zima. Kiedy znów przybiega do nas z tym samym ciężkim łańcuchem, odpinam go już teraz bez skrupułów i zatrzymuję. Zdarzają się okresy, że bywa u nas regularnie, cokolwiek dezorganizując sytuację z kotami, gdyż kilka z nich to tchórki i panikarze, i zwiewają - najbardziej Majtek, najświeższy w rodzince, oraz Bazyl. Trzeba całej logistyki, żeby wypuszczone na zewnątrz nawołać na czas żarełka oraz na noc do domu. Odbywa się to mniej więcej tak, że Igor "zagaduje" Malina na werandzie od południowo-zachodniej strony, a ja postukując chrupkami w pudełku, oddalam się na północ, gdzie najczęściej się lokują (w przydomowym lasku), zbieram płochliwce i zanoszę do domu. Niekiedy z małymi komplikacjami, ale najczęściej w miarę sprawnie. Najgorzej jest przy porannym karmieniu i nawoływaniu, bo trzeba się spieszyć do szkoły i do pracy, czas ucieka i wtedy się zdarza, że napada mnie ambiwalencja i z jednej strony cieszę się na widok piesa, ale zaraz potem wzdycham "jeju, znowu Malin" (czytaj: łapanka kotów). Koty na szczęście z czasem stają się bardziej zżyte z naszym coraz częstszym gościem, zwłaszcza że ten ich nie zaczepia i ani trochę nie jest wobec nich agresywny. To bardzo duży plus. :)
Latem tego roku mam wrażenie, że Malin biega już zupełnie samopas, że Niefrasobliwy całkiem go sobie odpuścił.
2014. Sądząc po jaśminie w wazonie, musi to być czerwiec.
A to już niemal aktualność - wrzesień tego roku.
Pies stołuje się u nas, odpoczywa u nas, bawi się z Lesią, chodzi z nami na spacery, choć swoim zwyczajem samowolnie się oddala i wraca samotnie. Coraz częściej zastanawiam się, co zrobić z tym fantem, jak się zabrać do rzeczy, co przedsięwziąć, żeby pomóc temu psu. W pierwszym tygodniu września następuje coś, co przesądza o sytuacji. Któregoś ranka znajduję Malina na naszej wycieraczce w stanie wskazującym na wyczerpanie lub na chorobę. Nie mogę dłużej odsuwać od siebie konieczności bezpośredniego i natychmiastowego zajęcia się nim.
JolkaM
Oesu! Przerwac w TAKIM momencie to czysty sadyzm! Jolka, odnosze wrazenie, ze masz w zagrodzie nowego psa na stale, a Malin znalazl nareszcie kochajacy dom. Tylko... co na to Niefrasobliwy? Tacy ludzie(?) maja bardzo rozwiniete poczucie wlasnosci. :(
OdpowiedzUsuń...ode mnie się nauczyła czy co? :)) Czekam na więcej a panu N trzeba skopać kuper i bratki posadzić... :))
Usuńbratki???
Usuńa co one Ci zrobiły ??
osty!!!
:P
Aniu, z Niefrasobliwym będę musiała przeprowadzić zrzeczenie się psa. Na razie jest w zasadzie u nas, ale nie możemy go zatrzymać. Choć jest to wspaniały piesek, ma bardzo zrównoważony charakter i jest zwyczajnie mądry. Trzeci pies przy sześciu kotach to już zdecydowanie za dużo dla nas, zbyt duże obciążenie finansowe. Dodatkowo my mamy nieogrodzoną posesję, a Malin musi swoje wyganiać. Kiedy go wypuścić z domu, po prostu idzie sobie swobodnie, tak jak został tego nauczony. :( A tak być nie może. Będę mu szukać odpowiedniego domu i mądrych, dobrych ludzi do opieki.
UsuńViki i 3xl, popieram osty. ;)
UsuńAle przeciez Wasza jest tylko Lesna, a Yorga na przechowaniu, wiec psow sa dwie sztuki. No i pewnie nie pozostanie Wam nic innego, jak grodzic, jakies oplotki budowac. :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
UsuńJola ma jeszcze Pudelsa :)
UsuńNiech szybko dobry dom się znajdzie!
Aniu, mamy jeszcze Pudelsa, który jest piesem, że tak powiem, zewnętrznym - mieszka w budzie w kojcu. I Pudelsa , i Leśkę, i Malina można zobaczyć pod tym linkiem, który dodałam. Yorga rzeczywiście nie nasza, była tylko kilka dni. Inna rzecz, że były to znamienne dni, bo wszystko było niewiadomą - nigdy wcześniej w domu z kotami nie "urzędował" pies. Ale poszło gładko, bo Yorga do kotków nawykła i mądra, w dodatku staruszka niedołężna, schorowana już wtedy, więc koty nie czuły się z jej strony zagrożone. Yorga zresztą w tym roku odeszła za TM, a chciałam ją wpleść w opowieść, bo myślę, że w jakimś stopniu jej obecność u nas przyczyniła się do tego, że koty się nieco oswoiły z bezpośrednią obecnością psa w domu plus drugiego na podwórku (Malina), co potem dobrze je... nastroiło wobec Leśki.
UsuńAnonimie, nie chcę być niegrzeczna, ale i Ty nie bądź niegrzeczny/a wobec innych czytelników. Napisałam o tych psach tyle, że można się pogubić. A raczej jesteśmy tu wobec siebie przyjaźni, nawet jeśli ktoś czegoś nie doczyta czy nie wyłapie jakiegoś niuansu.
UsuńZ góry dziękuję za zrozumienie. :)
No pogubilam sie, zaiste. Przepros Pudelsa w moim imieniu :(
UsuńZaraz to z nim załatwię, Aniu. ;)
UsuńRęce opadają, jak się takie coś widzi i ogląda. W sensie niefrasobliwości i głupoty niektórych ludzi.
OdpowiedzUsuńCzekam na ciąg dalszy historii.
Ten nastąpi wkrótce. Lidio.
UsuńPozdrówka! :)
Zgadzam się z Panterą wygląda na to że masz nowego domownika .
OdpowiedzUsuńMalin bardzo sympatyczny jest :)))
Niektórzy ludzie żyją w myśl hasła 'Bóg dał dzieci ,da i na dzieci " . Bóg dał psa ,da i na psa ,a przecież jakoś to będzie ,przecież jeszcze tak nie było ,żeby jakoś nie było ;))
UsuńChyba w szkole powinny byc specjalne lekcje odpowiedzialności , skoro nie wynisi się tego z domu ,czy z kościoła .
Tak, Mario, masz rację w sprawie tego uświadamiania w szkołach - zdecydowanie tak!
UsuńZaznaczyłaś, że "Niefrasobliwy" to eufemizm, ale moim zdaniem baaardzo duży. Tak duży, że aż się boję tego dalszego ciągu. Czekam jednak na niego niecierpliwie i z nadzieją na szczęśliwe zakończenie.
OdpowiedzUsuńZakończenie jeszcze jest w trakcie pisania - przez życie. Ale ciąg dalszy już wkrótce. :)
Usuńech... oczy mi się spociły..
OdpowiedzUsuńJolko, chyba już wiem jakie będzie zakończenie
♥♥♥
Wiem, wiem, o czym myślisz, byłoby wspaniale, bo to świetny piesek jest, o cudownym charakterze. A jak go jeszcze wyprowadzić z zaniedbań wychowawczych, ech! Ale, jak napisałam wyżej Ani, nie mogę go zatrzymać...
Usuń:****
Jolu, jak można tak uciąć w najlepszym momencie? Mam nadzieję, że Niefrasobliwy zapomniał, że miał psa. Uprasza się o najrychlejszy ciąg dalszy!
OdpowiedzUsuńBędzie najrychlej, jak to tylko możliwe. :)
Usuń:*
Jolu, Ty dobra duszo! Dobra to za mało powiedziane...
OdpowiedzUsuńHistoria kojarzy mi się z Lulencją Viki. :)
No i końca doczekać się nie mogę! :P
O Niefrasobliwym nie będę się wypowiadać... Szkoda nerwów na ten piękny słoneczny, jesienny dzień.
Uściski!
otóż to!
Usuńmnie też od razu z Lulką się to skojarzyło
a tak swoją drogą, dobrze że Jolka tu odkurza :)
uściski dla GosiAnki ♥♥♥
No bardzo dobrze! Post pierwsza klasa, Jolu :))) ♥
UsuńKochane Dziewczynki, na Was to zawsze można liczyć, i na dobre słowo. :)
UsuńBuźka dla Lulki i dla Helki.
Dziękuję za uściski! :)))))))
Usuńtaa pojdziesz do Niefrasowlibego - pies straci znowu Pojdziesz do gminy - pies straci albo go zamkna a potem uspia! z jednej zle z drugiej niedobrze - Takich niefrasobliwych widzialam w akcji jak odbije im to zdolni sa szkod w gospodarstwie narobic ( u nas poszlo o kota nie o psa)
OdpowiedzUsuńDanuto, masz dużo racji. Są już w planach pewne posunięcia, które, mam nadzieję, doprowadzą do dobrego zakończenia tej historii.
UsuńNie dość, że niefrasobliwy - delikatnie mówiąc - to jeszcze trzeba się głowić. Matko jedyna. Powodzenia!
UsuńA Malinka :-) po prostu wyczuł Ludzi :-))
I co, i co? :)
OdpowiedzUsuńJutro, jutro. :)
UsuńNo, Jolka , postarałaś się. Lubię tyle literatury :) Zerknęłam na komentarze, i się co poniektórym oczy pocą, to na razie nie czytam, bo też mam potliwe oczęta, a zaraz wylatam. To na razie !
OdpowiedzUsuńNa razie, Ewo. :)
UsuńBuźka!
Jezu, Jolka, przerobiłam to ciutka w ciutkę (fotel na ganku + własna miseczka!)) z Dianką od tutejszej patologii. Z diankową obumarłą ciążą, ledwo odratowaną (we Wrocku!) Dianką i przy okazji wysterylizowaną. Nie mam ciągu dalszego, a Twoja opowieść sprawiła, że łzy mi poszli:(((
OdpowiedzUsuńHano, to co się stało z Dianką?
UsuńHano, wyobrażam sobie Twoje poruszenie, bo chyba coś kojarzę w sprawie Dianki... Ty akurat rozumiesz doskonale sytuację, zresztą większość, jeśli nie wszystkie przychodzące tu osoby ją rozumieją. To daje nadzieję, że kiedyś te patologiczne sytuacje będą miały miejsce coraz rzadziej, jakaś świadomość się przecież chyba jednak szerzy...
UsuńAlucha, historia Dianki jest bardzo długa i bardzo smutna. Do dzisiaj nie mogę o tym spokojnie mówić, myśleć nawet. I taka mnie wściekłość bierze, że zaraz, natychmiast leciałabym do tych sk... z widłami.
UsuńBuziaki Hano :***
UsuńCzekam na ten cdn. z wypiekami na twarzy:)).
OdpowiedzUsuńNastąpi on już niedługutko. :)
UsuńNo rzeszszsz Ty Jolko Fasolko!Nie masz serca dla...ludzi,w takim momencie przerwać!!!
OdpowiedzUsuńA pana Niefrasobliwego to najlepiej kłonicą albo cepami....
Chciałam jakiś rym do Orki, ale za nic nie mogę wymyślić - pomocy! :)
UsuńLabradorko ;o)
UsuńZmorko, skorko, pieczarko! ;)
UsuńTyla rymów, że chyba sobie jaki wiersz uklecę. :)
UsuńA ja ci życzę, Jolu, abyś znalazła dom dla tego kochanego psiaka. W końcu posiadanie 3 psów i sześciu kotów jest wielkim obciążeniem finansowym i organizacyjnym, i przy mojej całej sympatii do Malina i do Ciebie oczywiście, nie życzę wam tego. Wierzę, że można pomóc także w inny sposób niż biorąc takiego zwierzaka do siebie i mocno kibicuję tej historii!
OdpowiedzUsuńMalin ma szczęście że upodobał sobie Wasz dom do odwiedzin. Pamiętam posty z nim. Np. ten spacerowy, przedświąteczny - mogłabyś go tu podlinkować. :)
Pozdrowienia z nad morza 😄 Jest cudownie!
To ja po pierwsze dziękuję za słuszną sugestię; wkleiłam link do rzeczonego posta, a po drugie, udzielam nagany za "z nad" morza. Nie godzi się! Znaczy się, ja się nie godzę! ;) Znad, znad, znad - Gosia wieczorem, gdy wróci z plażowania, napisze trzydzieści razy słówko znad. Nno!
Usuń:****
Znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad.
UsuńZnad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad.
Znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad, znad.
Więc: pozdrowienia ZNAD morza!
Tera dobrze, Talibio? :))
Tera je gites! A nawert gites majones. :D Ta ciężka praca przy przepisywaniu na pewno przyniesie pożądane efekty. ;)
Usuńo, i tu mi się przypomniało, jak w szkole podstawowej trzeba było słowo, w którym się człek pomylił, przepisywać. chyba 100 razy. działało!
UsuńMnie tam żadne przepisywanie nie pomogło:z klasówek miałam zawsze obniżony stopień za ortografię/dobrze,że było z czego obniżać/a z dyktanda zawsze dwóję.Oczywiście strony były zawsze z przewagą czerwieni:)))
UsuńJa tylko mam nadzieję, że ta historia skończy się szczęśliwie
OdpowiedzUsuńi Malin będzie miał swojego człowieka, który będzie o niego dbał jak należy.
Powtórzę to już chyba sety raz, niektórzy ludzie są po prostu beznadziejni!
Miłego dnia:)
Ja też mam nadzieję, Magdo, że Malin znajdzie się w dobrym domu z dobrymi, odpowiedzialnymi ludźmi.
Usuń:*
Do mnie przychodziły trzy.
OdpowiedzUsuńNie jest to fajna sytuacja,bo niby nadal sąsiada a nie bezdomne,
Wszyscy wiedzą ale każdy ma to...powiedzmy w nosie.
Niefrasobliwemu by ten lancuch na szyi zapiąc! Trzy kilo, to przeciez duzy czlowiek by mial klopoty z poruszaniem! Malin mądry jest, że do Was przylgnął. Czekam na ciąg dalszy opowieści. Kochaniście ludziska.
OdpowiedzUsuńMalin jest bardzo mądry - nie tylko dlatego, że akurat do nas przylgnął, ale w ogóle. To bardzo zrównoważony piesek, mimo doświadczeń zapewne niekoniecznie jedynie pozytywnych.
UsuńTak jak mówisz, Rucianko, sytuacja jest w gruncie rzeczy dość skomplikowana, ale mam nadzieję, że uda się ją rozwiązać pomyślnie.
OdpowiedzUsuńOby się wszystko dla Malina wyklarowało szczęśliwie. Pięknie oni wyglądają w tych fotelach. Mój Orwell szkocki też tak odpoczywa w takim samym. Dwa poprzednie i sofkę wiklinową (a nawet dwie) przeżuł już.
OdpowiedzUsuńDo nas przychodzą tylko koty. Może dobrze, bo psy cztery już.
Trzymam kciuki!
Taaak, dziś Mallin pozostawiony na godzinę w domu bez ludzi zgryzł pałąk od koszyka wiklinowego, który stał przy drzwiach wejściowych i zrzucił doniczki z parapetu - prawdopodobnie zaniepokojony tym, że go zostawiłam, domagał się wypuszczenia i to był jego pomysł na sforsowanie drzwi i okna. :] Teraz już wiem, że należy takich sytuacji unikać, co nieco komplikuje pobyt Malina u nas. Ale jakoś chyba damy radę. :)
UsuńDzięki za kciuki, Owieczko.
Śliczny psiurek :)
OdpowiedzUsuńO tak, ma on kilogramy uroku! I to więcej ich ma, niż waży. ;)
UsuńMam nadzieję, Jolu, że Twoje działanie poskutkuje dobrym domem dla Malina.
OdpowiedzUsuńPodobną sytuację mieli moi znajomi. Do ich sklepu przychodził zabiedzony młody piesek. Jego właściciele nigdy się nim nie interesowali. Znajoma chciała się nim zaopiekować oficjalnie. Wtedy patologia zamknęła pieska w domu i powiedziała, że go kocha ale może oddać za konkretną sumę (kosmiczną). Po dwóch dniach zgodzili się na 100 zł. Minęło ok. 15 lat. Piesek często sypia na fotelu w cieniu drzew koło sklepu.
Katarzyna3
:)
UsuńCzyli jakby co, to negocjować? ;)
Negocjuj, pomożemy :-)
UsuńZaproponuj temu łachudrze kasę, a my się zrzucimy po grosiku. Prawda Dziefczęta? Na kasę może pójdzie.
OdpowiedzUsuńTakie zastępstwo, to rozumiem...:)
OdpowiedzUsuńDo poczytania, do pooglądania, do powspominania i przede wszystkim do powzruszania się ...
Nie lubię przerw , nawet wtedy gdy są konieczne i usprawiedliwione - pozdrów, Gosiu nasze polskie morze, proszę.:)
Jolu, wierzę, że Twój takt pozwoli na dyplomatyczne załatwienie sprawy z Niefrasobliwym, czuję, że tak załatwisz sprawę, że poczucie własności Niefrasobliwego na tym nie ucierpi a Malin trafi do swojego, docelowego już domu, w którym nikt za pomocą łańcucha nie będzie próbował "przywiązywać" go do ludzi i miejsca.
Swoją drogą, Twój wiklinowy fotel na werandzie jest tak urokliwy i zapraszający, że wcale się nie dziwię Malinowi.:)
Morze pozdrawiane jest codziennie, jest przecudowne!
UsuńDzięki, Alu :)
Gosiu, a ja do Ciebie łapką macham !
UsuńTaaak, Alu, te fotele mają moc - przychodzą też na nie wioskowe kotki. :)
UsuńDziękuję za dobre słowo i proszę o trzymanie kciuków, żeby się z piesurkiem wszystko udało. :)
Ewo, i ja do ciebie! :))
UsuńTak Jolko, taki fotel nie schowany na zimę to bardzo ważna rzecz... :)
OdpowiedzUsuńO, właśnie, mądrze powiedziane. :) Kto widział fotele z werandy chować na zimę! To niepolitycznie jest w ogóle. :D
UsuńSwego czasu Ogniomistrz zrobił Diance wypasioną budę z podwójnymi ścianami i ociepleniem w środku, żeby nie spędzała zimowych nocy na ganku. Ale nie chciała. Z uporem siadywała na fotelu, albo w skrzynce na kwiatki i czekała, aż się ktoś pokaże:(((
UsuńPrawda najświętsza !!!
OdpowiedzUsuńO matko ! Zobacz, jaki mądry z niego piesio. Jak wiedział, że znajdzie u Was pomoc. Malin dobrze wie, gdzie go kochają. Domyślam się kłopotów, bo raptem pewnie Niefrasobliwy zapała jakże ogromną miłością do Malina. Pewnie kasę by za niego wziął, bo przecież musi mu się "utrzymanie" zwrócić. I zaraz weźmie następnego biedaka. Czemu taka ciemnota panuje, i brak szacunku dla żywej istoty, to nie zrozumiem nigdy.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, dlatego pomysł Marii o edukowaniu pod tym względem w szkołach wydaje mi się wspaniały. Ale niechby to było edukowanie, a nie odbębnianie jakichś odgórnych zaleceń - na przykład unijnych. :]
UsuńZobaczymy, jak to wyjdzie. Dziękuję za propozycję wsparcia jakby co, kochane dziewczynki.
OdpowiedzUsuń:**
trzymam kciuki! za Was i za Malina. i czekam na c.d.
OdpowiedzUsuńDziękuję! :)
UsuńJolka, jak dobrze, że są takie człowieki jak TY!
OdpowiedzUsuńjak mi jest kiepsko, to sobie myślę o Tobie i Twojej zwierzoludzkiej rodzinie, i od razu lepiej :)))
a z Niefrasobliwym to przecież, skoro przypomniał sobie, że jest właścicielem psa, powinien zapłacić za leczenie albo się go zrzec. o ile wiem, tak to się załatwia w wielu krajach z właścicielami zaniedbującymi swoje zwierzęta. u nas tak nie można?
patrzę na te Twoje futrzaste i patrzę.. i się napatrzeć nie mogę. nie ma tam gdzieś niedaleko jakiegoś pokoju do wynajęcia? na urlop się wybieram :)
E tam, niczego wielkiego nie dokonałam, nie ma się czym chwalić. Ale myślę, że warto o tym mówić i pisać, nigdy nie wiadomo, co komu na wyobraźnię zadziała. :)
UsuńPokój, Joasiu? Hm... Miałabym chyba taki z fotelem Lesi i miskami - Lesi i Malina, czyli wypoczynkowo-stołówkowy. ;)
Z Niefrasobliwym, mam nadzieję, jakoś pójdzie. Masz zresztą rację - może powinnam go z tej właśnie mańki: jak nie zechce się zrzec, to niech ponosi koszty leczenia i transportu, o!
Nie wiem czy zawsze tak było tylko nikt o tym nie mówił, czy też teraz jakoś więcej jest psiego i kociego nieszczęścia :-(. Zagłodzone psy przy budach, wyrzucone koty bo właściciele wyjechali i uznali, że kot sobie poradzi, więc zamiast poszukać mu domu niefrasobliwie zostawili pod drzwiami itd.. Czasem rośnie we mnie złe i chciałabym, żeby ci ludzie sami doświadczyli takiego losu. Jak ktoś jest niedobry dla zwierzęcia to i człowieka nie pożałuje. W imieniu czterech charakternych kotów życzę Malinowi dobrego domu :-).
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia ze stryszku.
Dziękuję, M. (jeśli dobrze podejrzałam) w imieniu Malina. :)
UsuńPS. Też czasem się zastanawiam, czy to teraz jakiś wysyp takich nieszczęść, czy zawsze tak było, ale nie było to tak nagłaśniane. Tak czy siak - smutne.
Codziennie o 7.30 zaglądam z pracy i sprawdzam czy może przerwa się skończyła. W tym czasie odwiedzałam Bawialnię, Czytelnię i w końcu -JEST. Stęskniłam się, ot co. Ty Jolu przerabiasz historię z psem, ja z kotami łażącymi po balustradach balkonów na piątym piętrze. Mam nadzieję, że Malin znajdzie dobry dom, a pan Niefrasobliwy nie będzie robił problemów. Obawiam się tylko czy nie znajdzie następnego psa do tego ciężkiego łańcucha. :( Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńGosianko- wypoczywaj, nabieraj sił. Pewnie będziesz miała dla nas mnóstwo cudnych zdjęć, prawda?
JoannaK
Joasiu, ten łańcuch, gdy go odpięłam Malinowi za drugim razem, zarekwirowałam. Może więc nie weźmie następnego pieska, bo właśnie w ten sposób przerwałam... łańcuch?
Usuń:*
a do mnie tylko koty przychodzą, psy są pilnowane i karmione. koty chodzą własnymi drogami, a drogi mają metę na moim podwórku.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam was obie.
O, to jakaś pozytywna odmiana - że psy są dobrze traktowane w Twojej wsi, bo różnie to bywa, przeważnie nie najlepiej. Może coś się jednak odmienia na dobre.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie, Ewo. :)
no jakoś tak się składa, że psy mają budy i nie siedzą przypięte łańcuchami. jedni pod lasem maja nieogrodzony teren a ich psiak dobiega tylko do jednego miejsca i zawraca. jakaś niewidzialna ściana czy co?
UsuńNo co za wspaniałą intuicję miałam, że tu zajrzałam choć wiedziałam, że przerwa. To fantastyczna i niezwykle ciekawa historia! Mam nadzieję, że ciąg dalszy pojawi się rano, a nie wieczorem.
OdpowiedzUsuńJa sama mam dwa psy i pięć kotów, to wiem co to znaczy i do powiększania rodziny Cię nie namawiam. Ale z drugiej strony, to ten Malin wybrał sobie właśnie Ciebie...
No niby tak... I wierz mi, bardzo chciałabym mieć tego mądrego, kochanego pieska, ale... W każdym razie zrobię wszystko, żeby znalazł się wśród dobrych, odpowiedzialnych ludzi.
UsuńPS. Rano. :)
też zaglądam, chociaż przerwa :-)
OdpowiedzUsuńDzięki Jolu :-)
Ucałowania dla Gosi.
:) Uściski, Ewo.
UsuńNo przeca jest już"jutro"a posta ni ma:(((
OdpowiedzUsuńPrzeczytam dopiero po południu-jak będzie.:(