Nie pisałam wcześniej. Nie chciałam zapeszyć.
W ubiegły poniedziałek, ostatni dzień piątego tygodnia nieobecności Kayronka, przed 10. rano zadzwonił telefon. Nieznany numer.
Nieznany numer oznacza zawsze nadzieję i skurcz serca.
Jakiś młody mężczyzna spokojnym głosem poinformował mnie, że jest u niego taki kot jak Kajtek. Że jest tam od jakichś trzech tygodni, że się zadomowił i że niestety teraz nie można go zobaczyć, bo nikogo w domu nie ma, przychodzi tylko osoba, która go karmi, a pan jest na wyjeździe.
Będzie go można zobaczyć w środę lub w czwartek... Niestety nie ma możliwości zobaczenia wcześniej, że jak czekałam tyle, to poczekam jeszcze kilka dni. :(((
Czy ja śnię?! Nie dam rady...
Według pana jest to na pewno kot rasy maine coon, no i ma problemy z dziąsłami, bo się ślini... Przypałętał się jakieś trzy tygodnie temu na Strachocin (dzielnica Wrocławia), był strasznie chudy, brudny i skudłacony, i został zabrany do "drugiego domu" do podmiejskiej miejscowości. Tam się zadomowił, nawet już wychodzi z domu do ogrodu i wraca (!!!).
Wspomniałam o nagrodzie, ale pan mówi, że nie chodzi mu o nią, bo i tak nie może go zatrzymać. Kot albo jest nasz i do nas wróci, albo trafi do schroniska. Ogłoszenie znalazł już jakiś czas temu, blisko nas, przy wejściu do parku linowego na wyspie Opatowickiej, ale dopiero teraz dzwoni, bo mu się przypomniało...
Bosze! Tak strasznie bałam się cieszyć, czy to nie kolejny Janek! Skoro ludzie dzwonili, że widzą Kajtka, a to bywał czarno-biały zwykły dachowiec, to nie pozwalałam sobie na radość... A jednak....
Jak wyłączyć emocje? No jak?!
Zaraz wysłałam panu milion zdjęć Kajtusia, żeby zobaczył, czy to może być ten kot i wieczorem dostałam odpowiedź, że nie jest pewny, bo ten u nich jest przystrzyżony...
Oczywiście ta wiadomość też mną wstrząsnęła.
Nie udało mi się uzyskać możliwości wcześniejszej wizyty, mimo że to, co mi zgotował ten nieświadomy tego mężczyzna, przypominało tortury!
Przecież wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że to Kajtuś!
Wiadomość dostałam w ostatnim tygodniu, jak mówiła ostatnia wróżba...
To, że nie mogłam od razu po niego jechać, to była radość przez łzy - to też z wróżby. Przecież to musiał być on!
Musiał! Wszystko się zgadzało. Nie może to być drugi Janek, nie może... Nie zniesiemy tego. Cała rodzina, przyjaciele, wszyscy żyjący tą sytuacją.
Musieliśmy wytrzymać trzy dni! Trzy dni nadziei i niepokoju, trzy dni hamowanych emocji, nieprzespanych nocy i życia tylko jednym: aby już zobaczyć tego kota i zabrać go do domu. Myśląc o tym, czułam rozlewające się w brzuchu fale ciepła... Czułam szczęście. Czułam, że to on. Ja czułam, a Poznański śnił w nocy, że to on.
Czas płynął.
Nie mogłam przestać się nakręcać.
Wałkowałyśmy z Jolą każdy scenariusz i każdą sytuację, nawet najbardziej nieprawdopodobną.
Zebrałam znane mi fakty:
1. Po ok. 2 tygodniach od zaginięcia wyszedł z krzaków w ogrodzie przy domu na północnym wschodzie (pierwsza wróżba) jakieś 2-5 km od domu.
2. Był strasznie chudy, brudny i skudłacony (nic dziwnego po dwóch tygodniach błąkania się).
3. Został przewieziony do drugiego domu w podwrocławskiej miejscowości - też północny wschód.
4. Został ostrzyżony, więc jest niepodobny tak do końca.
5. Zadomowił się na tyle, że zaczął wychodzić do ogrodu i wracać - w domu też tak robił.
6. Ma problemy z dziąsłami, ślini się (to już na 100% Kayronek!).
7. Pan znalazł ogłoszenie na wejściu do parku linowego, powiesiłam je tam 17 sierpnia (znów pierwsza wróżba, wtedy miało mieć miejsce znaczące dla znalezienia kota wydarzenie). "Ważne, żeby rozwieszać wszędzie ogłoszenia. Ludzie, którzy go znaleźli, jak zobaczą je, zareagują."
Pan zadzwonił w środę, w końcu (!!!), z informacją, że spotkamy się o 19:30, ale na... stacji benzynowej, bo do niego nie jest łatwo trafić. Ileż znowu niepokoju kosztowało mnie myślenie, dlaczego właśnie tak się umówił i czy na pewno przyjedzie.
Z domu pojechała ze mną Kasią, a Robert przyjechał na miejsce zbiórki z naszej wsi.
Byliśmy sporo wcześniej. Czekanie dłużyło się. Spóźnienie pana o minutę wprowadziło mnie w bezdenny smutek.
Przyjechał. Pojechaliśmy za nim. Faktycznie nie było łatwo trafić.
Stanęliśmy przed dobrze sytuowanym domem (pierwsza wróżba), miał on wyraźne pomarańczowe elementy (pierwsza wróżba). Weszliśmy i od razu zobaczyliśmy kota leżącego na kanapie. To był maine coon. Ta sama maść.
To nie był Kayron.
PS. A teraz tak sobie myślę, że te trzy dni nadziei, które nazwałam torturami, były piękne, bo niosły wiarę i ufność, że los się odwrócił. Teraz to dopiero są tortury. :(
Wyobrazam sobie, co przeszlas, skoro ja przez kilka sekund czytania malo nie peklam z nadziei, ze Kajtus sie odnalazl! Co za rozczarowanie i tym wiekszy bol, ze przez ten czas "odzyskalas" juz swojego pupilka na nowo.
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro, Gosiu :(((
Dziękuję, Aniu. Rozczarowanie jest przygniatające. :((
UsuńA ja tak sobie myślę, że chyba nie umiem sobie wyobrazić, jakie to musi być rozczarowanie, skoro moje już jest ogromne.... :(((( swoją drogą....ile zagubionych, bezdomnych, pięknych kotów :(
UsuńZaczynając czytać pomyślałam,że to nie Kayron.No bo jak by był to on to od razu byś napisała"Kayron w domu"a nie taaaki post:(((
OdpowiedzUsuńZabrałaś tego kota do siebie na tymczas?On taaaki smutny:(
Wydaje się smutny, ale mruczał, pieścił się i był bardzo szczęśliwy. Jest chętna osoba na niego. Ma świetne warunki. Zaoferowałam pomoc jakby co.
UsuńBoże, tyle nadziei i znowu nie ten trop ale pozytywne jest to, że facet zadzwonił, że pokazał kota ...
OdpowiedzUsuńGosiu, tego odnalezionego kocurka (po miesiącu) w Siemianowicach Śl. o którym juz pisałam, pomógł odnaleźć Krzysztof Jackowski, chciał mailem tylko zdjęcie kota, bez żadnych info gdzie zaginął i w jakich okolicznościach, bo to mu zaburza wizję. Podał nazwę ulicy, na której znajduje się kot i faktycznie tam własciciele go znaleźli, bo okleili tę ulicę milionami ogloszeń i TEN telefon zadzwonił a Tygrynio już jest w domku. Państwo dzwoniący otrzymali nagrodę 1000 PLN i dziesiątki buziaków od właścicieli, którzy twierdzą że Jackowski bardzo im pomógł. Myślałaś o nawiązaniu kontaktu z nim ?
Myślałam, nawiązałam, obkleiłam ulicę. Nic.
Usuńzacytuję :
Usuń" Wielki polski jasnowidz nie zajmuje się tylko poważnymi sprawami kryminalnymi. Potrafi odnaleźć także domowego zwierzaka. Gdy rodzina z Siemianowic Śląskich (woj. śląskie) zwróciła się do niego o pomoc w odnalezieniu ich kotka "Tygryska", Jackowski poświęcił się i zwierzak wrócił do swoich właścicieli. – Zapewnił nas, że Tygrysek żyje i na pewno go znajdziemy. Wskazał miejsce, gdzie może przebywać. Poczuliśmy ulgę – mówi Marek Tarko (61 l.).
– Rodzina przesłała mi zdjęcie kota – opowiada Krzysztof Jackowski. – Na jego podstawie wskazałem miejsce, gdzie moim zdaniem powinien przebywać. Zapewniłem właścicieli, że kot żyje i znajduje się niedaleko miejsca zamieszkania. Zasugerowałem, że powinni go szukać przy ul. Prusa. Właściciele kotka z nową nadzieją rozwiesili tu plakaty. I słusznie - udało się! .."
To tak gwoli nie tracenia nadziei Gosiu i pocieszenia ...
Już z dwa tygodnie temu otrzymałam wskazówkę z nazwą ulicy od pana Jackowskiego. Obkleiłam ulicę, rozmawiałam z ludźmi. I nic.
UsuńNie rozumiem słów tekście: Jackowski poświęcił się. To normalna usługa. Kosztuje aż 100 zł.
Nie jestem wcale dumna, że je wydałam w ten sposób, ale przynajmniej próbowałam. Inaczej mogłabym myśleć, że czegoś zaniedbałam.
Gosianko,nie trać nadziei.Może właśnie tam ktoś bezczelnie trzyma Kayrona w domu?
UsuńTeż nie rozumiem tekstu, że się pan Jackowski poświęcił, to jego sposób zarabiania na życie,to raz.
UsuńA dwa, dziwne zachowanie człowieka, który znalazł tego kota - nie może go zatrzymać, ogłoszenie znalazł, nie zadzwonił od razu, tylko za jakiś czas, bo mu się przypomniało dopiero. Coś tu mi nie gra.
Boże, chyba wszystkie maine coony z okolicy będziesz znała...:-(
OdpowiedzUsuńGdzie jest Kayron...?
Przecież, żeby dwa tygodnie po zaginięciu mojego znalazł się taki sam i to blisko mojego domu, to się w głowie nie mieści...
UsuńGosiu, nie wiem co napisać :( Tak strasznie mi przykro...
OdpowiedzUsuńWiem, Kasiu. :((
Usuńjakim cudem tyle kotów tej wspaniałej rasy wałęsa sie biedne samopas po Wrocławiu? i to akurat teraz ??? to sie w głowie nie mieści... :( ale skoro one sie po odnajdywały to i Keyronek...
OdpowiedzUsuńTez tak mysle, skad tyle takich kotow..... A z L
Usuńo matko...wez wyrzuc to, co napisalam do Ciebie w mailu, bo w ogole nie pasuje do sytuacji teraz. Serce mi peklo. Znowu :(((
OdpowiedzUsuńAle tak, jak pisze mrumru - skoro te rozne koty sie znajduja, to znajdzie sie i Kayron.
Napisałaś mi mądre i potrzebne rzeczy, nie będę nic wywalać.
Usuń...kurcze a już myślałem, że...a tu kolejny kot, ale nie Kajtek. Szkoda, sam wiem ile kosztuje czekanie na coś i ten kamień na serduchu, ze jednak nie to. Mnie również dziw bierze ile kotów tej rasy tuła się lub biega samopas. Zatem o jednego kota bliżej do Kajtka...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się ta ostatnia myśl.
UsuńZgadzam się. Jesteś o krok bliżej, nie dalej;)
Usuńnajpierw pękło mi serce na myśl o tym, co przeżyliście
Usuńale 3xL ma rację- jesteście bliżej, nie dalej, do Kajtka
♥♥♥
Matko Boska, wyobrazam sobie co przezylas...... wspolczuje..... strasznie zabiedzony ten kotek :( A z L
OdpowiedzUsuńSerce mi zaczęło mocniej walić a tu masz jeszcze jeden podobny.Nie trać nadzieji Książe znajdzie się.Jestem z Wami.
OdpowiedzUsuńPrzytulam, inaczej nie umiem pocieszyć. Wszelkie słowa wydają się puste. Wzruszyłam się, poryczałam, ale nie tracę nadziei. Znajdzie się.
OdpowiedzUsuńGosiu... płaczę jak bóbr... wierzę że w końcu będzie to Kajtuś, tego Ci życzę z całego serca ....
OdpowiedzUsuńtak mi przykro, popłakałam się
OdpowiedzUsuńkarolina
I co dalej z tym pięknym choc nie tym co miał byc kochanym kiedys przez kogos ..przytulisz ,przygarniesz oddasz w dobre ręce ..czy został tam kochany przez domowników...czekam na dalszy ciąg z biciem serca ...
OdpowiedzUsuńJest chętna osoba na niego. Ma świetne warunki. Zaoferowałam pomoc jakby co.
UsuńOby była w porządku.
UsuńBożeeeeee...skoro mnie ta wiadomość przytłoczyła...to jak tobie kochana Gosieńko musi być ciężko.....
OdpowiedzUsuńTak mi strasznie przykro..
OdpowiedzUsuńFacet totalnie wyzuty z emocji, empatii brak.
Wyobrażam sobie co przeszlas, wszystkie tłoczące sie emocje przez te dni..
Koteczek nie wygląda dobrze na tych zdjęciach.
Przepraszam z góry za pytanie, ale czy on trafi do schroniska?
Jest chętna osoba na niego, a właściwie na nią, bo to kotka. Ma świetne warunki. Zaoferowałam pomoc jakby się rozmyśliła.
Usuńnie wiem co napisać . Oczka mokre, tak mi przykro. Rozumiem , ze wszystko co się dzieje wokół nas jest po coś ale litości to już tyle czasu. Ktoś, kto Kayron'a przetrzymuje nie ma serca czy nic nie wie???? Na pewno się znajdzie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Wróżbita wyczul emocje które przeżywałaś mając wiadomość że to On przez tyle dni...
OdpowiedzUsuńNiewiarygodna wręcz historia i niewiarygodnie przytłaczająca - bardzo, bardzo mi smutno :(
OdpowiedzUsuńW całej rozciągłości zgadzam się z Twoim zdaniem. Niewiarygodna wręcz historia i niewiarygodnie przytłaczająca.
UsuńGdzie jest KAYRON???
UsuńCo za ból. Mnie się serce kroi, to co Ty musisz czuć Gosiu:((. Ech...
OdpowiedzUsuńZ taką nadzieją i radością czytałam początek Twojego posta, środek przebiegłam z zapartym tchem, byle już ta najważniejsza wiadomość, a tu taki cios na zakończenie. Czyli jeszcze nie dzisiaj. Łzy kręcą się w oczach. Nie mam słów pocieszenia. Marysia
OdpowiedzUsuń:(
OdpowiedzUsuńpłaczę ze smutku i bezradności
fałszywe alarmy są straszne, bo emocjonalnie wyczerpują
ale znajdzie się, Gosiu, zobaczysz, zadzwoni ten telefon!
P.S. a co się stało z nie Kajtkiem? Pan powiedział, że nie może zostać u nich i że czeka go schronisko...?
Kopiuję co napisałam wyżej: Jest chętna osoba na niego, a właściwie na nią, bo to kotka. Ma świetne warunki. Zaoferowałam pomoc gdyby się rozmyśliła.
UsuńEch :(
OdpowiedzUsuńJak przeczytałam i zobaczyłam pierwsze zdjęcie, to byłam prawie pewna, że to ON.
OdpowiedzUsuńNie wiem, jak Wy znosicie takie emocje.
Przykro mi bardzo, ale nie tracę wiary.
Kajtuś na pewno się znajdzie:)
Uściski!
Współczuję bardzo.
OdpowiedzUsuńJa oczywiście też...
UsuńTen post przyprawił mnie o palpitacje serca i łzy. Tak jak Orka, od razu pomyślałam, że to nie może być Kayron, ale jednak jakaś nadzieja się podczas czytania tliła... a potem jeszcze pomyślałam, że nie fundowałabyś nam przecież takich "tortur".
OdpowiedzUsuńPo części czuję Twój ból i bardzo Ci współczuję.
Bardzo mi przykro i smutno, nawet nie wiesz jak Ci współczuję tej zgaszonej nadziei. Bardzo.
OdpowiedzUsuńO Boze......
OdpowiedzUsuńAto dopiero.....
Nie wiem co napisac, az mi sie w glowie kreci.
A ten kocurek bo taka bieda....
Brak mi słów:( Przytulam*
OdpowiedzUsuńBrak słów....Jedyne co z tego wszystkiego wynika, to wniosek, że w pewnym momencie ta rasa była modna i co drugi "szanujący się kociarz" nabywał takiego kota. Analizując wszystkie Twoje posty dot. zaginięcia kota oraz poprzednie, jestem mocno przekonana, że ktoś go zwyczajnie wykradł - Kayron nie był odważnym kotem,raczej nie miał natury odkrywcy. Obklej ponownie wszystkie domki w okolicy, postaraj się dowiedziec, czy jest w okolicy jakaś niewychodząca z domu osoba.Nawiąż kontakt z pielęgniarką środowiskową waszego rejonu, one wiedzą co się dzieje w domach osób niewychodzących. Może ktoś chciał tym kotem zrobic przyjemnośc jakiejś niewychodzącej z domu osobie. Jest mało prawdopodobne, by ktoś go ukradł na sprzedaż.
OdpowiedzUsuńPrzeżyłas tortury, ale jak wiesz, to może tylko człowieka zahartowac "na zaś".
Przytulam;)
Tak, przymierzam się i szykuję do powtórnego obklejania okolicy i nie tylko.
UsuńAaaa, Anabell, przyszła paczuszka od Ciebie. :) Otworzę wieczorkiem. Teraz się pocieszę zamkniętą. Dziękuję za góry. :)
UsuńGosiu, bardzo mądre rady Anabell. Pisz na ogłoszeniach o nagrodzie, koniecznie! W internecie też!
UsuńA juz myślałam .... No nic tzymajcie sie i przede wszystkim nie tracić nadziei ...
OdpowiedzUsuńGosiu, tulę Cię do serca...jakoś tak czułam przez skórę, że coś się dzieje... ale nie myślałam, że... :,(
OdpowiedzUsuńOszszsz do licha... a już miałam nadzieję...
OdpowiedzUsuńTo niesprawiedliweeee.....
OdpowiedzUsuńcieszy jedynie ,że kolejny zły los będzie odwrócony .
Mamy nadzieję ,że odnalezienie coraz bliżej .
To okropne...
OdpowiedzUsuńWczoraj modliłam się, żeby się znalazł.
Codziennie to robię.
Gosiu wierzę że będzie dobrze wierzę.
OdpowiedzUsuńMatko kochana, co za historia, nie znajduję słów, współczuję.
OdpowiedzUsuńBardzo, bardzo współczuję. I wierzę, że jeszcze tu wszyscy z radości skakać będziemy.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, już myślałam, że Kayron się znalazł, taka zgodność z wróżbami po prostu niesamowita. Nie trać jednak nadziei, dwa zagubione maine coony już Gosiu znalazłaś. Teraz pora na Kayrona.
OdpowiedzUsuńAsia
a dlaczego to nie Kayron? po czym to rozpoznajesz?
OdpowiedzUsuńRafał
Gdyby już nasze oczy zawiodły to po płci. To kotka.
UsuńChciałabym Ciebie jakoś pocieszyć, ale zupełnie nie wiem jak.
OdpowiedzUsuńTak mi smutno.
Domyślam się, jak bardzo mocno trzepotało Twoje serce w ciągu tych kilku dni niepewności i jak bardzo przygnębione jest teraz... Tak mi przykro, Gosiu.
OdpowiedzUsuńO Jezu, serce mi stanęło ! Szkoda, że to nie Kajtuś :( A temu Panu szacunek ! Za to, że pomimo kłopotów z tym związanych chciało mu się zając biedaczynką. Nawet podczas swojej nieobecności zapewnił kici opiekę !
OdpowiedzUsuńA Kajtuś wróci ! Tylko niech już zadzwoni TEN telefon !
Strasznie to przykre, ale i pocieszające - jest taki pan, który pewnie jest i zajęty, i nawet może niezbyt "kotowy", ale jednak zajmuje się, karmi, szuka kogoś dla kota - to przecież wszystko optymistyczne;)
OdpowiedzUsuńTak, to prawda. Gdyby był kotowy to nie kazałby mi czekać tyle dni, ale i tak dobrze, że zadzwonił, zajął się...
Usuńej, przecież był wyjechany? to jak miał nie kazać czekać?
Usuńkotka:-) no to niekotowy:-)
Mógł zadzwonić z tą wieścią wracając, a nie jadąc na wyjechany wyjazd, ale czy ja coś mówię?? I tak wdzięczna jestem za wszystko!
UsuńIle jeszcze maine coon-ow musisz ocalic zanim odnajdziesz Kayrona (?) Przykro mi. Rob swoje i szukaj dalej. Joanna-Jo
OdpowiedzUsuńzaczynając czytać czułam, że to nie on. nie tak bys to opisała. może inny pan lub pani, bardzo zajęci mają w domu kayrona? i z braku czasy zapomnieli zadzwonić? trzymam kciuki, gosiu.
OdpowiedzUsuńO jednego Maine Coona bliżej do Kayrona...
OdpowiedzUsuńKto wie, może w tym tygodniu jeszcze nadarzy się TEN telefon i to będzie radość przez łzy- łzy wylane przy tej biednej koteczce...
Nadal wam kibicuję i pozdrawiam
Oliwia/ Ventrue1
Gosiu, tak mi przykro.. co za koszmarna huśtawka emocjonalna :((
OdpowiedzUsuńale zobacz, koty się znajdują. Kajtuś się też znajdzie!
z całego serca życzę Ci, żebyś nie traciła nadziei, i żebyś miała siły znieść to czekanie :*
Gdyby to Kajtuś napisałabyś inaczej, więc bez radości przeczytałam wpis;(Bardzo mi przykro:**
OdpowiedzUsuńO rany! Ale się porobiło :(... strasznie, strasznie to przykre :(... to smutek przez łzy, tyle nadziei... czekania, kołatania serca... i nic... :(... Nawet nie próbuję poczuć tego, jak musiało Ci być ciężko!...
OdpowiedzUsuńBo już jest ciut lepiej, prawda? Już znowu działasz...
Jeszcze nie. Na razie dopiero czuję jak ze mnie opada napięcie po tych dniach czekania i liczenia, że to on...
Usuń:(....
UsuńBoże, tyle emocji we mnie przy czytaniu postu, więc co Wy musieliście przeżywać, nawet trudno sobie wyobrazić. Ale mnie też podoba się myśl, że o jednego kota bliżej do Kajtusia.
OdpowiedzUsuńJa od trzech dni walczę z sąsiadami, których 2 koty są zamykanie na balkonie na kilka godzin dziennie i spacerują sobie po balustradach balkonów na piątym piętrze. Trzy dni temu musieliśmy pomóc jednego ratować bo biedak wskoczył na parapet poza balkonem i nie mógł wrócić. Niestety właściciele- idioci są nie reformowalni. Siatki nie ma i nie widzą takiej potrzeby, bo koty są przyzwyczajone. :(
Gosiu, siły Ci życzę. Będę z Wami czekała na Kajtula. Może ta kolejka w której stoi do znalezienia już nie jest długa. Mam nadzieję.
JoannaK
Może ta kolejka w której stoi do znalezienia już nie jest długa. - co za budująca myśl! Dziękuję.
UsuńNie!!!
OdpowiedzUsuńTo SĄ dopiero tortury. Aż mi łzy pociekły...Zamurowało mnie.
Tak niestety myślałam po tytule... Och jak mi przykro.
OdpowiedzUsuńA tak... Kolejny biedny kotek szukający domu. To straszne że tyle kotów się wałęsa po okolicy, w dodatku dość "ekskluzywnych" kotów. Och, Gosiu, przytulam tylko bo więcej mogę...
W nocy pisałam długaśny komentarz pod poprzednią notką, ale zamiast tego tasiemca wysłałam inny i lakoniczny tekst.
OdpowiedzUsuńPrzez łzy się uśmiechnęłam, gdy napisałaś też, że to koteczka. No cóż, pan pod ogon nie zaglądał.
Kajtuś z pewnością do Was wróci !
:)
A ja przywołam Kayronka imionami, jakie Gosia używa - Kajtusiu, Kajusiu, Kayroneczku, Kajtuńku,
OdpowiedzUsuńKochanie, Słoneczko, Brzusiu, Cycusiu, Skarbie, Najsłodsze Maleństwo, Łobuzie - już najwyższy czas wrócić do domku. Czekamy na ciebie kotku !
Miłka
Miłko, czytałaś ten post...
Usuń:)
a już myślałam.....
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Ciebie- tyle nadziei....
Mnie też zginęła kocia to wiem co to znaczy...Współczuję. Ciężka sprawa.
Gdzie on mógł przepaść ? Może wyjechał do innego miasta ?
Znajoma znalazła swoją kotkę w odległej części miasta. Pomogła kocia 'fundacja'
Powodzenia Gosiu.
Jak szukasz swojej koci, Zosiu?
Usuń:((((((((((((
OdpowiedzUsuńbardzo współczuję, bardzo ... i szkoda mi Kajtka i Was. Za każdym razem będziecie wstrząsani taką nadzieją, że sie w końcu znajdzie!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńCiężka sprawa. bo jeśli ktoś umyślnie zabrał i przetrzymuje Kajtka to na nic wizje jasnowidzów.trudno siłą sprawdzić czy nie ma go pod wskazanym adresem.a taki obrót spraw jest możliwy.Trzeba uparcie działać dalej,ogłoszenia rozklejać może jakimś szczęśliwym trafem wszystko ułoży się jak powinno. "Na złodzieju czapka gore"-jak mówi stare przysłowie. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuństrasznie przykro - ale jest w dalszym ciagu nadzieja - bo jezeli po 3 tygodniach odezwal sie ktos to moze jeszcze ktos sie odezwie!!!! no a lost tego kotka? a gdzie sie podzieke ten Kocio, ktory nie jest twoim Kotkiem?
OdpowiedzUsuńMojego kota nie ma już ponad 5 tygodni.
UsuńKopiuję co napisałam wyżej: Jest chętna osoba na niego, a właściwie na nią, bo to kotka. Ma świetne warunki. Zaoferowałam pomoc gdyby się rozmyśliła.
a teraz jak przekłuty balonik? ogromnie współczuję :(
OdpowiedzUsuńJezu. Nie mam nic do powiedzenia.
OdpowiedzUsuńDo trzech razy sztuka? Oby się sprawdziło!
OdpowiedzUsuńMatko, az sie poplakalam...
OdpowiedzUsuńALE.
Ludzie reaguja. Znajdzie sie. W koncu sie znajdzie.
Ja tak sobie wogole kombinuje, ze on musi byc bardzo blisko, kto wie czy nie w bloku przy was...
Tak strasznie mi przykro Gosieńko, tak bardzo :-(
OdpowiedzUsuńSerducho mi się zatrzymało-tak czekam na TEN post. Gosianko nawet sobie nie wyobrażam, co przeżywasz...
OdpowiedzUsuńPrzykro mi ogromnie;(
Gosia, przyciągasz maine coonki.... Twój też zostanie przyciągniety tzn. wróci. Jestem tego pewna.
OdpowiedzUsuńBosszzzz a tak czekałam na te wieści. ..Buziaki i uściski z włoskiej ziemi
OdpowiedzUsuńKAJTUŚ WRÓCI DO CIEBIE. WIERZ W TO. eva.s
OdpowiedzUsuńAle jak zobaczyłam tego wczorajszego, jak wygląda po 3 tygodniach karmienia, jaki jest chudy, wymizerowany, ile on musiał przejść... to nie mam spokoju i wciąż myślę o Kayronku. Jak on się ma... :((((((((((((
UsuńKolejny koci biedulek ma szczęście, że wasze drogi się spotkały. Szkoda tylko, że takim kosztem.
OdpowiedzUsuńTak mi przykro. Mam nadzieję, że następny telefon, to będzie Ten.
Katarzyna3
Kasiu, ja nie mam z tym kotkiem na razie nic wspólnego. Zajmuje się nim rodzina tego pana co dzwonił. Być może trafi do mnie, ale nie wiadomo.
UsuńTo przez moje skróty myślowe. Powinnam napisać, że ma szczęście bo może trafić do osoby ze świetnymi warunkami a jeżeli to się nie uda to będzie mieć jeszcze więcej szczęścia bo trafi do Ciebie.
UsuńK3
Bylam niecierpliea... przeczytalam wstep... przeskoczylam zdjecia... przeczytalam zakonczemie... :-((( :-((((
OdpowiedzUsuńNie bede wracac do tresci... nie chce... mam lzy pod powiekami...za bardzo sie ucieszylam w pierwszych slowach postu...
Usciski zasylam...
Ps... Myszka wskoczyla mi dzis na kolana. Lezy i mruczy. Ja sie nie ruszam, prawie nie oddycham zeby jej nie sploszyc...
Jeju jak mi przykro, Gosiu :((( aż nie wiem co napisać. Tyle rzeczy pasowało!
OdpowiedzUsuńPocieszające jest to, że kotka będzie miała lepsze życie.
A Kajtek wróci! :*
Po przeczytaniu pierwszych zdań tak bardzo liczyłam na inne zakończenie ... Przeżywasz ciężkie chwile, ale nie trać nadziei, widzisz, ludzie reagują na ogłoszenia, dzwonią, może w końcu kocio odnajdzie się; i odetchnęłam z ulgą, że znajdek znalazł przyjazny dom, bo bałam się, że trafi do schroniska, ale Ty byś nie pozwoliła na to, Dobra Duszo; ciepłe myśli ślę, pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńGosienko, to nie do wytrzymania. Codziennie zaglądam w nadziei ze wreszcie dzis, a tu wciąz pod gorkę. Ja sama nie umiem opanowac emocji, a co Wy tam przezywacie to juz nawet wyobrazic sobie nie umiem. Ale bede patrzec dalej, w koncu ktoregos dnia bedzie ta najszczesliwsza wiadomosc, bardzo ale to bardzo w to wierzę:)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję Gosiu :(((( Tyle nadziei , tyle czekania , nie do pojęcia po prostu ! Aż płakać się chce :((
OdpowiedzUsuńIle jeszcze takich zagubionych kotów odnajdziesz po drodze do Kayronka ?
Oby wreszcie to był TEN !
Dobrze że ten chudzinek jednak trafił na kogoś kto się nim zajął i że będzie miał dobry dom .
Kajtus wroci . Wierze w to niezlomnie.
Usuńjoanka
:)
OdpowiedzUsuń:))
UsuńGosiu, bardzo mi przykro i nie umiem sobie wyobrazić czekania przez trzy długie dni...
OdpowiedzUsuńPodoba mi się to co napisał 3xl - o jednego kota bliżej do Kayrona, jestem pewna, że się odnajdzie!
Biedulek na tych fotkach straszny. Żałuję, że to nie Twój kocurek i trzymam kciuki za zalezienie "zguby".
OdpowiedzUsuń